Re: Dom Reyesów

31
Pomimo tego, że zapowiadała się kolejna ciężka rozmowa, szczerze ucieszyła się na widok rodzeństwa. Tessa była pewna, że nie uda jej się znaleźć tyle czasu, aby odwiedzić tę dwójkę. Obrzuciła ich stroje zaciekawionym spojrzeniem, tym samym czując się bardzo dziwnie. Odruchowo wzrok spoczął na jej spodniach, pancerzu, zwykłej koszuli, porównując się do zbytku i bogactwa, które aż biło po oczach od tej dwójki. Ona wypadała nadzwyczaj skromnie, kontrastowała z nimi. Oni wydawali pieniądze na piękne stroje, ona większość przepuściła na pancerz. Delikatny rumieniec oblał policzki, spoglądając na Jardira i Violet, na to, jak wyglądali wspaniale, jakby żadne troski ich nie dotyczyły, żyjąc jak pączki w maśle. Tessa mogła tylko domyślać się, że w ich oczach wypadała okropnie, dostrzegając efekty wczorajszej rzezi.
- Gdyby nie fakt, że wyjeżdżam, to widząc was, zaczęłabym się zastanawiać czy nie pominęłam jakiejś ważnej okazji przyłażąc w tym, co było pod ręką - skomentowała ze zmieszanym uśmiechem, aby zaraz dodać żartobliwie: - Na przykład kolejne urodziny ojca.
Kiedy Jardir zbliżył się do niej, aby przytulić na przywitanie, nie oponowała, co więcej, zdawała się tego potrzebować, mocniej obejmując brata niż powinna. Spojrzała na Violet. Zamrugała parokrotnie jakby w panice, że rozpłacze się.
- Myślałam, że nie będę mieć okazji do pożegnania się - wydusiła z siebie cicho, aby zaraz równie mocno przytulić siostrę, nie zważając, że może jej się to nie podobać. - Dobrze was widzieć.
Nie chcąc wprowadzać dziwnego, depresyjnego nastroju, rzuciła złudnie wesołym tonem:
- Ojciec jest niemożliwy. Co handlarz, który miał choć trochę elfickiej krwi i nie tak stary, aby nie umrzeć we śnie, to już nagabywał mnie w znanej nam wszystkim śpiewce. To chyba nigdy się nie zmieni.
Uśmiechnęła się do dzieciaków.
- Cześć, diabełki. Co tam ostatnio zmajstrowaliście?

Re: Dom Reyesów

32
Jardir, słysząc próby swatania Tessy przez ojca, zaśmiał się lekko. Nawet Violet uśmiechnęła się pięknie, ze szczerym rozbawieniem. Przez krótką chwilę cała trójka rodzeństwa zjednoczyła się pod jednym sztandarem, kosztem ojca, który akurat zajęty był czymś innym.
Tessa zwróciła się do najmłodszych, którzy spojrzeli na nią z ogromnym zaciekawieniem, jeszcze większym niż spoglądali na szable i głowę Vaa'Shaka.
- Witaj, ciociu Tesso. Czy to prawda, że umrzesz? - powiedziało jedno.
- Fajny pancerz, ciociu Tesso! Mamo kupisz mi taki? - zapytało drugie.
- Zapomnij - odpowiedź Violet była zimna, stanowcza i natychmiastowa.
Trzeci szkrab patrzył na ciotkę jakby widział jakieś obce stworzenie, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, pewnie nie bardzo orientując się w sytuacji, po prostu przyglądał się znajomej twarzy sterczącej nad nim.
Rodzice byli delikatnie speszeni reakcjom ich dzieci, ale Aithne uśmiechała się wesoło, a na twarzy Estevo pojawiła się jakaś duma. Poczochrał wnuki po głowie, zdając się przy tym okazać najwięcej czułości temu, który zadawał odważne pytanie ciotce. Służący zaczęli wnosić parujące tace i miski do jadalni, a zapach potraw jeszcze silniej pobudził kubki smakowe domowników.
- Czas chyba się zbierać - powiedziała Aithne. - Tesso, mogłabyś zdjąć pancerz do obiadu?
Wszyscy udali się do jadalni. Było to nieduże, prostokątne pomieszczenie z długim stołem pośrodku i krzesłami na około. Na ścianach wisiały niewielkie malowidła i ozdobione talerze, co było modne wśród arystokracji Keronu. Na stole, przykrytym śnieżnobiałym obrusem, znajdowało się już wiele potraw, a wciąż donoszono nowe. Kilka różnych rodzajów mięs, przyrządzonych zarówno w sposób mieszkańców Archipelagu jak i zagranicznej szlachty. Miseczki z sosami, a każdy o innym kolorze. Świeży, jakby dopiero wyjęty z pieca, chleb. Bułeczki, ciasteczka, rogaliki. Najwięcej jednak było egzotycznych owoców, wśród nich te zadrze, które nawet rodzina Reyesów nie jadała zbyt często z racji wysokiej, a nawet wygórowanej ceny i trudnej dostępności. Wszystko na stole poukładane było wedle jakiegoś wzoru, schematu, który aż cieszył oczy, a same danie przygotowane były tak estetycznie i dokładne, iż żal przed popsuciem tego ładu niemal wygrywał z głodem.
Estevo spoglądał łakomie w stronę karafki z winem, tak samo jak Violet. Jardir udawał, że wcale nie interesuje go dzbanek z gorzałą, którego zdecydowano się wnieść po dyskusji z Aithne; ona sama natomiast patrzyła z uśmiechem na każdego, zwłaszcza wnuki, które w jedzeniu widziały raczej obiekt zabaw i już nie mogły się doczekać, którym kotletem obrzucić rodzeństwo lub kuzynostwo.
Nim jeszcze zaczęto jeść, Estevo wstał od stołu, a w jego ślad pozostali, i zmówił modlitwy. Wpierw pomodlił się do Ula, następnie Sulona i Tenatira. Dyskretnie spojrzał na Tessę i, wyraźnie w jej intencji, choć nie powiedział tego na głos, pomodlił się do Sakira i Xanda, ale nie wiedząc, czy był to dobry wybór, ostatecznie pomodlił się do każdego bóstwa. Dzieciaki naśladowały go posłusznie, a Aithne świdrowała wzrokiem tak długo, dopóki lekko speszony nie skończył i nie usiadł.
- No to kochani, smacznego! - Aithne dała znak do rozpoczęcia uczty, a wszyscy rzucili się na potrawy, jednak z gracją.
Służące chętnie polewały, choć Estevo i Jardir, czując na sobie wzrok wiadomo-kogo, wstrzymywali się. Violet jak zwykle nałożyła parę owoców, każdy kęs popijając winkiem, dzieciaki natomiast próbowały naśladować grację w posługiwaniu się sztućcami babki. Delikatne, niezobowiązujące rozmowy z sąsiadami powoli zaczynały mieć miejsce. Wcześniej Tessie dano wybór, między kim pragnie usiąść, choć Aithne zajęła zaszczytne miejsce na końcu stołu.

Re: Dom Reyesów

33
Utkwiła spojrzenie w dzieciaku Jardira, właściwie śmiejąc się cicho pod nosem i nie przejmując się tą nietaktowną uwagą. Za dużo razy w ciągu jednego dnia słyszała, że nie wróci. Mogłaby to przyrównać do samych wypraw - tam zawsze patrzono na nią jak na chodzącego trupa.
- Twój dziadek tak uważa, pewnie niedługo wystawi też urnę. Tobie powiem, że żeby pozbyć się mnie z tego świata, to ma niemały problem. Ciocia Tessa jak rozrabia, to na całego.
Zerknęła na dziewczynkę, a zaraz potem na Violet, uśmiechając się tak, że siostra z pewnością wiedziała o czym teraz myśli. Że małą ciągnie do stylu życia ciotki.
- Będziesz mogła później przymierzyć - powiedziała, dotykając skóry pancerza na brzuchu z zadowoleniem, z dobrego zakupu. Zaśmiała się niefrasobliwie, jak to tylko Tessa może, nie przejmując się nigdy swoimi finansami. - Wyprułam się z prawie wszystkich pieniędzy.
Dostrzegając zakłopotanie ze strony najstarszego dziecka Violet, Tessa wzruszyła ramionami.
- Chciałbyś zobaczyć kiedyś śnieg, młody? Pewnie tak, każdy chciałby. Jak znajdę jakiś sposób, to może go trochę przyniosę. Albo nie, nauczę się czarować i zasypię wasz dom, robiąc ślizgawkę na schodach. Są wysokie i szerokie - rzekła z zastanowieniem, mając właściwie radochę na samą myśl o tym - wylałoby się ze dwa wiadra wody, potem sprawiło, aby wszystko zamarzło i wtedy można zjeżdżać na tyłku. Byłoby zajebiście. Śnieg w Eroli.
Gadając pół-żartem, pół-serio, spełniła prośbę matki, idąc do dawnego pokoju i zdejmując pancerz. Wróciła do stołu, zasiadając po lewicy Aithne, mając obok siebie Jardira. Łakomie spojrzała na półmiski i kiedy tylko dano znać, nałożyła sobie tak dużo, ile tylko mogła zjeść, a biorąc pod uwagę, że prawie nic nie zjadła od rana, było tego całkiem sporo. Wina też sobie nie żałowała, choć pilnując się, aby nie upić się zanadto, choć miała wielką ochotę zalać w trupa i zapomnieć o bożym świecie. Z modlitw i aluzji na jej temat nic sobie nie zrobiła. To bylo całe nic w porównaniu do tego, z czym przyszło jej się zmierzyć, gdy dzisiaj awanturowała się z ojcem. Rozmawiała z rodziną na nieistotne w zasadzie tematy, w pewnym momencie przypominając sobie o małej obietnicy matki. Od razu ściszonym głosem zwróciła się do Aithne:
- Wcześniej wspominałaś coś o historii związanej z tobą i teściową. To było coś zabawnego?

Re: Dom Reyesów

34
Podejście pedagogiczne Tessy pozostawało wiele do życzenia, można nawet rzec, iż było gorsze od jej szczęścia w miłości. Dzieciaki patrzyły na ciotkę jak na obcy organizm, otwarłszy szeroko buzie i prezentując braki w uzębieniu. Nie wiedziały co to śnieg, może gdzieś słyszały ten wyraz, jednakże nie widząc jego manifestacji na oczy, szybko o tym zapomniały. Tessa nie zdawała sobie jednak sprawy ze zdolności przyswajania dzieci.
- Zajebiście, śnieg! - powiedziała młodsza wersja Tessy, równie podekscytowana wizją przymierzenia pancerza.
Przeszywając spojrzenie Estevo i Aithne, wymierzone w Tessę, były niemal mordercze. Rodzice z wolna kręcili głową, ojciec z niejaką rezygnacją, matka z widoczną reprymendą. Violet i Jardir natomiast lekko parsknęli, nie przejęli się tym zbytnio co dawało ogólny pogląd o kiepskim wychowaniu dzieci, co z kolei wymusiło na Aithne przybranie pozycji bojowej; łatwo można było wywnioskować, co przyszło jej na myśl.

Tessa zasiadła po lewicy Aithne, obok siebie mając Jardira, który z kolei siedział obok swego syna. Estevo usadowił się po prawicy żony, obok siebie mając miniaturową Tessę i jej brata, a Violet zajęła zaszczytne miejsce na drugim końcu stołu.
Aithne wydawała się lekko zaskoczona tematem rozmowy, ale uśmiechnęła się, wytarła usta serwetką i nachyliła do córki, patrząc wcześniej, czy każdy jest zajęty własnymi sprawami.
- Tak naprawdę nie ma o czym mówić, choć z drugiej strony to temat na dłuższą rozmowę. Pamiętam, kiedy przybyłam na Archipelag. Keronska dziewczyna z chudym mieszkiem przy ubraniu, które aż się kleiło. Poza urodą nie miałam nic, aczkolwiek wykorzystywałam ją z umiarem. Przeskoczę dużą część opowieści i skupię się na momencie, kiedy Estevo przedstawił mnie twoim dziadkom. Możesz pamiętać ich jako miłych, tajemniczych staruszków, ale byli surowi wobec twojego ojca. Mnie traktowali jak zwykła biedaczkę bez umiejętności i przeszłości, przez przeszkodę, która ściągnie dziecko na dno. Brzmi znajomo? - Uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Zmierzam do tego, że jeśli tylko uznam twojego Garena za dobrego człowieka, nic innego nie będzie miało dla mnie znaczenia. Gorzej z Estevo... daj mi czas, postaram się go urobić, ale nie będzie to łatwe. Kiedy wrócisz, opowiem ci resztę historii.
Rozmowy teraz rozgorzały na dobre, a coraz większe porcje jedzenia i picia zostawały pochłaniane przez rozgadanych domowników, otulonych ciepłem rodzinnym. Każdy rozmawiał z każdym, nawet przez stół, przekrzykując się nie raz. Niekiedy było gorąco, Jardir i Estevo zeszli na temat polityk, religii i, oczywiście, handlu. Aithne szybko ich uspokoiła.
Kiedy zjedzono, wszyscy przeszli do salonu. Dzieciaki latały wokół, dorośli siedzieli na kanapach pijąc kawę lub herbatę, oraz zajadając się ciasteczkami. Było już po południu, niedługo miał zapaść wieczór, a więc zbliżał się czas odejścia Tessy. Rozmowy powoli topniały, coraz częściej dominowała krępująca cisza, nawet najmłodsi tracili energię. Nie biegali już nadpobudliwie, krzycząc na cały głos "śnieg", przypominając wszystkim w jakim celu się tutaj zebrali. Nikt nie patrzył na Tessę.
Nadszedł wieczór. Zapalono świece i zapłonął kominek. Dzieci leżały na kolanach rodziców, Estevo tulił miniaturową, ziewającą "Tessę". Miny domowników były kamienne, czas naglił, a oni nie wiedzieli jak zacząć. Nie mogli jednak rozstać się bez słowa. Aithne, która usiadła obok Tessy, wyprostowała się energicznie i odwróciła w stronę córki. To był znak dla reszty, więc skupili swoją uwagę i skoncentrowali się.
- Tesso, zbliża się ten czas. Twój ekwipunek jest już przygotowany. Wyruszasz na ciężką i trudną wyprawę, ale wierzę, że wrócisz. Wszyscy wierzymy. Może, zanim się pożegnamy do końca, chcesz nam coś powiedzieć? - Miała łzy w oczach, głos jej się łamał.
Dzieci patrzyły z ciekawością. Zaszklone oczy Violet również błyszczały w świetle kominka. Jardir przybrał kamienną maskę. Estevo miał surową minę, ale natarczywie głaskał małego rudzielca trzymanego na kolanach, który wielkimi, zielonymi oczyma wpatrywał się w ciotkę.

Re: Dom Reyesów

35
- Już go trochę urobiłam, ale to oczywiście wszystko jeszcze zależy jak wrócę na Erolę - odpowiedziała Aithne cicho, upewniając się, że ojciec tego nie usłyszy.
Tessa nie wtrącała się w dyskusje, pozostając jak zawsze obserwatorem. Zamiast strzępić język, wolała napełnić żołądek, ciesząc się bogactwem smaków, towarzystwem rodziny i faktem, że jest to ostatni wspólny obiad na bardzo długi okres, o ile nie na zawsze. Nie wybiegała myślami za daleko, przyjmując tę chwilę, nie pozwalając za wszelką cenę pokazać rodzeństwu i dzieciom choć cząstkę jej słabości, zmartwień, nieszczęść. To nie był widok dla wesołych brzdąców. Nie zrozumiałyby niczego, a ona sama czułaby się z tym okropnie, mieszając je także w swoje problemy.
Im bliżej było do wieczora, tym atmosfera stawała się bardziej napięta, nieco sztywna. Kobieta zauważyła to, zwłaszcza kiedy specjalnie omijano ją wzrokiem. Zignorowała to, sycąc wzrok tą krótką chwilą spokoju i beztroski. Pewnie niejeden raz pomyśli o tym dniu, marznąc gdzieś w Keronie. Z miłym zaskoczeniem odkryła fakt, że jej mała podobizna stała się pupilką Estevo, a przynajmniej na tę chwilę.
Po tych wszystkich wydarzeniach czuła się wyzuta ze wszystkiego, zmęczona, ale także bezpieczna w rodzinnym domu. Oparła się pokusie aby po prostu osunąć się na kanapie, przybrać wygodną pozycję i zdrzemnąć na parę godzin. Miała nadzieję, że zdąży choć trochę pospać, jak wróci do mieszkania na poddaszu. Potrzebowała tego.
- W zasadzie wszystko, co chciałam powiedzieć, już powiedziałam wam rano - odpowiedziała z wolna Tessa, zastanawiając się nad każdym kolejnym słowem i nie spoglądając na nikogo z rodziny. - Podejrzewam, że Violet i Jardir i tak już wiedzą od ciebie, matko, o wszystkim, więc nie ma co rozwodzić się. Przykro mi, że tak wyszło. Nie planowałam wyruszać nigdzie, właściwie to myślałam, że nie opuszczę już Archipelagu. Bogowie jednak mają dla mnie inne plany. Nic nie mogę poradzić na wydarzenia, które po prostu spadają na mnie.
Wzruszyła ramionami pozornie obojętna.
- Nie zamierzam włóczyć się nigdzie po drodze, nie bez celu. Wykonam swoje zadanie i wracam najprostszą, i najszybszą drogą z powrotem. Myślę, że dłużej niż pół roku to nie potrwa, chyba. Może szybciej niż pojawię się, usłyszycie o jakimś nagłym kataklizmie na kontynencie. - Dodała z ponurym śmiechem. - Z moim szczęściem pewnie w Keronie coś gruchnie, padnie, zniknie. Rozwalanie wysp to moja specjalność, może tym razem kontynent oberwie.
Tessa spojrzała wprost na Violet i Jardira.
- Zanim pożegnam się na dobre, mogę was na słówko? Muszę was zapytać o jedną rzecz. To długo nie potrwa.
Jeżeli zgodzą się, poprowadzi ich do swojego dawnego pokoju, oprze się o ścianę i upewniając, że nikt nie będzie ich podsłuchiwał, powie:
- W nocy zaatakowali nas wynajęci zabójcy. Nikt przypadkowy, wiedzieli co robią. Na całe szczęści nie byli aż tak dobrzy, aby i mnie dopaść. Nie wiedzieli też o mnie, bo pewnie wyczekiwaliby innej okazji. Było ich tak za dużo. Ubrani na czarno, długie płaszcze, kaptury. Coś wam to mówi? Puściłam jednego z nich wolno.

Re: Dom Reyesów

36
Jardir i Violet, skinąwszy głową, poszli za Tessą. Miniaturowa wersja Czerwonowłosej również chciała się wyrwać, obawiając się, iż mama i wujek idą przymierzać pancerz, ale Estevo szybko załagodził sprawę obiecując jakąś opowiastkę. Pozostała dwójka przeniosła się na kolana babci.
Rodzeństwo spojrzało po sobie. Violet wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia o co chodzi. Właściwie wydawała się obojętna, ale w rzeczywistości lubiła plotki i informacje każdego rodzaju. Mina Jardira zrzedła. Przetarł twarz dłonią i zamilkł na chwilę, po czym z trudem spojrzał na Tessę.
- Tessa... nie wiem, jak ci to powiedzieć. Garen pewnie nie uświadomił cię we wszystkim? Teraz, kiedy nie żyje, nie ma to znaczenia. - Wziął głęboki wdech i nagle stał się poważny, aż Violet szeroko otworzyła oczy. - Garen pracował dla Syndykatu, dla tej... mniej przyjemnej części. Wielu uchodźców z Kattok tak robiło, ale on wytrwał najdłużej. Robił dość brzydkie rzeczy, w które nie będę cię wtajemniczał. I robił je długo, na tyle, by poznać parę tajemnic Syndykatu. Jakoś miesiąc temu odszedł. Jak się pewnie domyślasz, z takiej organizacji nie odchodzi się ot tak po prostu, w dodatku z taką wiedzą. Nie znam szczegółów, ale pociesz się tym, iż nie było to zlecenie od górne. Komuś się nie spodobało odejście Garena i działał na własną rękę. Więcej nie wiem, nie jestem wtajemniczony w każą akcję, a są ich tysiące. Nie miałem też czasu i okazji przypatrywać się Garenowi, to była jego decyzja. I twoja, myślałem, że wiesz o wszystkim. Oczywiście, gdybym podejrzewał zamach na moją siostrę, udaremniłbym go i zrobił się nieprzyjemny dla zleceniodawców. To, że zabójcy nie spodziewali się ciebie, potwierdza moją wersję, to Garen był celem, ty byłaś tylko o złym miejscu w złym czasie. Czeka mnie sporo pracy, zabójstwo wyszkolonych zabójców Syndykatu, nie ważne z jakich powodów, to nie byle co. Cała rodzina może, a z pewnością jest już zagrożona, skoro wypuściłaś jednego. Władze się tym zainteresują, a Syndykat nie lubi, kiedy ktoś się nim interesuje, bo wtedy musi płacić, by ktoś przestał. - Jardir był zdecydowanie zestresowany, nie podobała mu się ta cała sprawa, nawet Violet nie wiedziała gdzie podziać wzrok i ułożyła usta w wąską kreskę.

Re: Dom Reyesów

37
Skinęła głową w zrozumieniu, nie pokazując zbytniego zdziwienia. Jedynie przez mgnienie oka przebiegł po jej twarzy grymas gniewu, aby zaraz złagodnieć. Długo nie odzywała się, rozważając sytuację w jakiej znaleźli się.
- W sumie podejrzewałam, że za tym kryje się coś więcej. Miałam tylko nadzieję, że Syndykat nie będzie w to zamieszany. Niezły bajzel. Szkoda, że o niczym nie wiedziałam, choć i tak nic by to nie zmieniło. I tak bym wypuściła tamtego zabójcę. Słuchaj, Jardir, uważam, że nie ma co panikować. Ktokolwiek dał zlecenie, był mocno niedoinformowany. Wątpię, aby wiedzieli, że jestem twoją siostrą, wzięli mnie właściwie za zwykłą dziwkę. Myślę, że mogli parę rzeczy pokpić, po prostu wyszli z założenia, że zaczają się w uliczce i wyskoczą. Sami stwierdzili, że miało to być proste i szybkie zlecenie. Są bardzo małe szanse wpasowania mnie do tej układanki. Na dobrą sprawę nie pokazywałam się z wami publicznie, nie przez ostatnie dwa miesiące. Może być niewiele osób, które mogą wiedzieć, że jestem twoją siostrą. Dlatego zanim do tego dojdą, będziesz miał dużo czasu aby coś wymyślić. Co do samego zleceniodawcy... Jeżeli polecenie rzeczywiście nie poszło z góry, to bardzo prawdopodobne, że był to ktoś, dla kogo Garen wcześniej pracował. To mi trochę wyglądało na personalną sprawę. Jeden z zabójców tak zachowywał się. Pewnie wykorzystano to.
Zerknęła na siostrę.
- Mam nadzieję, że pomożesz. Twoje pomysły z pewnością przydałyby się i wydaje mi się, że to można rozwiązać jedynie intrygami. Na pewien czas. W sumie dobrze, że muszę wyjechać, i tak po tej akcji musiałabym gdzieś się zaszyć. - Westchnęła zmęczona tym wszystkim, co spadło na jej barki jednego dnia. - Nie wiem ile trzeba się narobić, aby wyprostować śmierć kryminalistów, ale podam ci, Jardir, najważniejsze fakty: pięć ciał zabójców, ciała Garena tam nie ma, jeden zbir uciekł. Z zewnątrz to wygląda tak, jakby zwyczajnie mieli pecha przy zleceniu. Wątpię, aby wiele osób wnikało, co stało się, kiedy trupami są osoby, których normalni ludzie woleliby nie spotkać w ciemnej uliczce. Jeden ocalały może wypaplać o prawdziwych zdarzeniach, ale z drugiej strony musiałby zeznać, że mag zabił dwójkę z nich gołymi rękoma, a on sam omal nie popuścił ze strachu. Nawet jeśli zaczną węszyć, to dojdą jedynie do tego, że uciekłam z Archipelagu na kontynent. Tyle razy to dzisiaj powtarzałam podczas zakupów, że z pewnością Syndykat będzie miał tego potwierdzenie. Dodam jeszcze do tego fakt, że wokół zdarzenia była bariera, która sprawiła, że wszystko było niewidzialne, niesłyszalne i tak dalej. Pozostały jedynie trupy. Nikt nie miał szans zostać chociaż świadkiem, nakryć mnie na miejscu. Poza tym, Jardir, nie wierzę, że tylko dlatego, że komuś zlecenie nie do końca udało się, zamierzał pozbyć dobrze usytuowanej rodziny. O której byłoby jeszcze głośniej niż teraz. Zanim ktoś tobie albo Violet zamierza podpaść, musi porządnie się nad tym zastanowić. Nie zdziwiłabym się, gdyby wszystko zostało zamrożone dopóki nie wrócę na Erolę. Bez mojego zeznania tamten skurwiel może opowiadać zwykłe bajki o krwiożerczej Wiedźmie. A jeżeli będzie wyjątkowo źle, to zróbcie tak, aby wszystko poszło na mnie. Jestem w końcu czarną owcą wśród Reyesów, no nie? Tylko uważajcie na siebie.
Uśmiechnęła się nieco sztucznie, po czym wyszła z pokoju, zakańczając dyskusję zanim na dobre by rozgorzała. Zamierzała pożegnać się, nie pokazując po sobie kolejnych, nowych zmartwień.

Re: Dom Reyesów

38
- Rozumiem... zobaczę co da się zrobić - odpowiedział Jardir, w lekkim zamyśleniu analizując całą sprawę. Violet przytaknęła.
Wyszli z pokoju, a cała rodzina już czekała. Aithne, przy pomocy wnuczki, podała Tessie jej pancerz. Następnie służący oddali cały ekwipunek w tobołku, dodatkowo urozmaicony o gruby koc i niewielki rondelek. Nastała chwila ciszy. Twarz Aithne była zalana łzami, Estevo nawet nie drgnęła powieka, dzieciaki tuliły się do nóg rodziców smutne, gdyż ich również tknęła poważna i nieprzyjemna atmosfera pożegnania.
- Powodzenia kochanie. Kiedy wrócisz przyjdź od razu do nas - powiedziała Aithne i utuliła córkę.
Violet i Jardir, nie mogąc powstrzymać łez wzbierających się w oczach, również utulili siostrę. Dzieciaki niepewnie rzuciły się do nóg żegnanej z łamanym "do zobaczenia, ciociu Tesso". Tylko Estevo stał w miejscu, nie podszedł do własnego dziecka, w pewnym momencie nawet nie patrzył na nią. Reszta życzyła powodzenia, dawała rady, wykazując się ckliwością, o którą nie szło ich podejrzewać wcześniej.
W końcu nadszedł koniec pożegnań i Tessa otworzyła drzwi. Zdecydowano się nie odprowadzać jej, rodzina po prostu machała na pożegnanie. Zanim drzwi zamknęły się do końca, Tessa mogła ujrzeć żegnające spojrzenie ojca.


[Tessa zt -> na poddasze]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”