Re: Sieć ulic Portu Erola

121
W jednej chwili gnom zdobył szansę na uratowanie swojej godności, zaś młody chłopak szansę na bolesną śmierć z ręki swojej towarzyszki. Kto jej potem udowodni, że to ona zabiła Otta? I rzeczywiście, myśli chłopaka szły właściwym torem - Garven, choć mając szczere intencje wobec Teshy, został przez nią przyjęty z wrogością. Kobieta nie pozwoliła się dotknąć gnomowi, tylko zawarczała niczym wilk i przesunęła kawałek dalej, tuląc do siebie uszkodzoną rękę. Patrzyła na kowala morderczym wzrokiem jasno sugerującym, żeby nawet nie śmiał jej dotykać, bo od razu tego pożałuje. Tymczasem Ottorio postanowił wstać. Niemal natychmiast świat zawirował mu przed oczami, przez co musiał zrezygnować na chwilę z podniesienia swych czterech liter. Usiadłszy, być może wciąż będąc w szoku, Otto, niemądry chłopak postanowił sobie poczarować. Oczywiście, że nie ma w tym nic dziwnego, aczkolwiek... ślina może i jest płynem, ale kto widział, by cokolwiek leczyła? Dlatego też jedyne, co uzyskał nastolatek, to zakrwawiony palec. Krew wciąż się sączyła z rany, tak samo jak piękne, puchnące oko. Jak to się mówi wśród krasnoludów? Jak nie urok to sraczka.

Podczas, gdy Tesha obrzucała morderczym spojrzeniem jasnowłosego niziołka, Ottorio wykonał kolejny drastyczny krok. Mimo obrzydzenia czającego się w jego głowie skierował swą magię ku wychodkowi. Pomysły młody uzdrowiciel to czasami miał zaskakujące. Tym razem jego działania przyniosły nieco większe rezultaty od tej niemądrej próby czarowania śliną. O dziwo odfiltrowując z kału i moczu czystą wodę, zdołał co nieco odsączyć płynu. Nie tyle, ile się spodziewał, bo głowa bolała go niemiłosiernie i trudno było mu się na czymkolwiek skupić. Coś tam jednak chlupotało nad jego dłonią, więc mógł ponownie spróbować wstać, tym razem z pozytywnym skutkiem.

Tymczasem Garven zauważył, że jego nowy kolega Victor udawał tylko obojętność i zerka co chwila na zgromadzenie. Ku domniemanej uldze gnoma gwałciciel skupił swą uwagę na młodzieńcu, który przedstawił się imieniem Ottorio. Po chwili z powrotem usiadł i bezwstydnie zaczął taksować lubieżnym wzrokiem uzdrowiciela. Sam nastolatek poczuł na sobie to spojrzenie i ciarki przebiegły mu po plecach. Niestety szczęścia on do mężczyzn nie miał. Już dwóch ma na niego chrapkę.

Gnom mógł się przyglądać ciekawej sytuacji - Wschodnia Elfka z początku odsuwała się od Otta, warcząc na niego i spoglądając wzrokiem o wiele bardziej krwiożerczym od tego, którym uraczyła Garvena. Po chwili jednak krzywiąc się lekko, wyciągnęła rękę w stronę blondyna. Teraz wyglądała tylko na urażoną, jak gdyby jej damska duma została zgnieciona. Wyboru prawdopodobnie nie miała - wiedząc, że Otto potrafi więcej zrobić od niej, musiała się zgodzić. Czas na zemstę przyjdzie później.

Nie wszystko poszło zgodnie z myślą nastolatka. Po pierwsze, musiał pamiętać o głowie, z którą chyba coś się stało. Cały czas zbierało mu się na wymioty, świat był niestabilny, więc wiadomym było, że i jego magia potężna nie będzie. Po drugie nie miał tyle planowanej wody. Uznając, że musiał ją racjonować, odkaził pobieżnie paskudną ranę, po czym większość wody wpuścił do środka. Moc może i zachowywał, ale nie wystarczyła ona do ponownego zrośnięcia się kości. Zaczęła się ona tylko chować, ale nie całkowicie. W ten oto sposób Ottorio został zmuszony do pójścia piechotą. Trzeba było dokończyć jego dzieło, nastawiając kość samodzielnie. Może gdyby uzdrowiciel pomyślał i najpierw nastawił wszystko ręcznie, a potem wykorzystał wodę do przyspieszenia gojenia... ale nie pomyślał, więc musi jakoś sobie poradzić. Być może i Garven mu się do czegoś przyda, jeśli tylko blondyn go o to poprosi. Tesha tylko siedziała milcząc, jakby woląc się nie odzywać i przyglądała się Victorowi. Czekała, aż Otto się popisze swoim lecznictwem.

Re: Sieć ulic Portu Erola

122
Nie dało się zaprzeczyć, że był to dzień, w którym uzdrowiciel podejmował same dobre decyzje. Zaczęło się od jakże dyskretnego spojrzenia prosto w oczy śledzącego ich człowieka, następnie próba skorzystania z tajemnej i zapomnianej magii śliny, a skończyło na leczeniu Teshy od dupy strony. W przenośni, rzecz jasna. Choć dzień się jeszcze nie miał ku końcowi.
Mógł zwalić część rzeczy na swój obecny stan, może po prostu się nie wyspał, albo to buzujące hormony w młodym ciele mąciły jego umysł. Tego nie wiedział. W tamtym momencie był pewien tylko dwóch rzeczy.
Po pierwsze: Tesha miała mocne podstawy, by nienawidzić go jeszcze bardziej, choć takim gniewem nie dysponują nawet bogowie.
Po drugie: Mężczyzna z celi poświęcał mu zdecydowanie zbyt wiele niezdrowej uwagi. Czuł się w jego towarzystwie tak, jak na początku przy Urthusie, nim lepiej go poznał. Jednak chłopak odrzucał od siebie tę absurdalną myśl. Jakim trzeba być pechowcem, żeby co drugi bandzior, jakiego się spotka, należał do mniejszości seksualnej? Takie rzeczy po prostu się nie zdarzają. Ale strach pozostał. Strach zawsze jest. A to tylko jeszcze bardziej rozpraszało młodego uzdrowiciela.
- O cholera - zaklął nastolatek, a robił to naprawdę rzadko. - Tesha, bo wiesz, trochę kijowo to wyliczyłem - podrapał się po głowie, patrząc na jeszcze wystającą kość. - Ale nie martw się, ja to naprawię - oznajmił dzielnie, zastanawiając się, czy to nie jest dobry moment na puszczenie pawia. Postanowił jednak jeszcze poczekać.
- Chcesz pomóc? - rzucił przez ramię do gnoma, który najwidoczniej miał dość dobre serce. - Potrzebuję wody. Możesz się zesikać, cokolwiek. Tylko nie ślina - dodał po namyśle, przypominając sobie przebłysk własnego geniuszu.
Nie chcąc tracić czasu, postanowił skorzystać ze swoich manualnych umiejętności i wiedzy. W końcu nie samą magią człowiek żyje. Zaczął ręcznie nastawiać kość elfki, ciesząc się, że w sumie i tak by nie przyjęła od niego tabletki, więc nie musiał się trudzić jej tworzeniem.
- Możesz mi dać kawałek koszuli - poinstruował gnoma. Sam nie mógł pozwolić sobie na taki luksus, bowiem odkąd pozbył się rękawów, tak nie kwapił się do zmiany rynsztunku.
Jeśli udało się nastawić przedramię, a gnom dał prowizoryczny bandaż, Ottorio dokończył opatrywanie rany. Chyba że Garven faktycznie postanowi oddać mocz, wtedy mag raz jeszcze spróbuje sił w filtrowaniu wody.

Re: Sieć ulic Portu Erola

123
To co Gnom zobaczył w trakcie swojego, dość krótkiego, pobytu w celi, przekraczało dzienną dawką dziwactwa i zaskoczeń. I to grubo.
Najpierw został wrobiony, potem grożono mu szafotem i gwałtem, następnie do celi wrzucono maga i elfkę podczas okresu na sterydach. Przez chwilę myślał, że zacznie na niego warczeć, lub co gorsza go zabije. Najwyraźniej znali się z młodym magiem, którego umiejętności zaskoczyły młodego Gnoma, dlatego nie ingerował w ich porachunki i usiadł na ławce.
Obserwował tą dwóję i z niekłamaną ulgą stwierdził, że zboczeniec zaczął obserwować młodego chłopaka a nie jego. Nie to żeby mu nie współczuł.
Potem chłopak przemówił do niego.
-Że co... - chciał dowiedzieć się więcej o powodzie tej dziwnej prośby ale wolał nie pytać.
Oddał poszarpaną szmatę po czym oddał to co zostało z wody w jego systemie, do prowizorycznego kibla.
Kiedy skończył, podszedł do maga i wyszeptał do niego na tyle cicho by nie usłyszał go ich wspólny współwięzień.
-Uważaj na tamtego gościa, to gwałciciel i psychopata... - po tych słowach przykucnął niedaleko nich by obserwować resztę zabiegu.
Magia była naprawdę interesującą rzeczą i patrzenie na sztuczki Ottoria uspokajało go, mógł oderwać myśli od problemów dnia.
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Sieć ulic Portu Erola

124
Nikt nie przejmował się dwójką nowych więźniów, mając zapewne cichą nadzieję, że pomrą tutaj bez odpowiedniej opieki medycznej. Nikt więc nie raczył przyjść i zapytać, czy aby Tesha nie potrzebuje pomocy, czy Otto sie dobrze czuje. Przynajmniej zaoszczędzą czas na egzekucji, która zapewne czeka ich dwójkę. O ile więc znając elfkę, skoro była na liście gończym, można było wywnioskować, że nie zna się na lecznictwie, o tyle Otto był tutaj kimś nowym, został też złapany tylko i wyłącznie dlatego, że towarzyszył kobiecie. Mógł więc leczyć bez problemu, o ile podoła temu zadaniu i upartej pacjentce.

Inna sprawa była z Garvenem. Gnom cieszył się w Eroli dobrą opinią i mógł liczyć na łagodne traktowanie i wsparcie ze strony strażników. Dziwnym było jednakże to, że wsadzono go do celi z seryjnym męskim gwalcicielem, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Przecież wedle słów Victora, od prawie miesiąca tutaj nikogo nie dawano ku jego niezadowoleniu. Żaden mężczyzna nie zasługiwał na dzielenie celi z kims takim. A jednak, kowal tutaj wylądował. Możliwym było, że nie było miejsca w innych celach. Ale czy wiedząc, że to prawdopodobnie nie gnom zabił Thorusa, musieli go skazywać na odsiadkę tutaj? Sprawa naprawdę śmierdziała - w przenośni i dosłownie, bo nie sprzątano tutaj chyba od samego początku.

Tymczasem obydwaj bohaterowie nie mogli się teraz zbytnio zastanawiać, o co tutaj biega, bo mieli na głowie elfkę ze wścieklizną. Rana na przedramieniu wyglądała dość poważnie. Ottorio i Garven widzieli, że główna kość wystawała ponad skórę, zaś pod nią było kilka odłamków. Sprawa była na tyle poważna, ze nie wolno było popełnić błędu. Jak na razie Tesha miała chyba szczęście, bo nie została przebita żadna żyła, czy tam tętnica, ale i tak krew sączyła się z otwarcia. Pomimo próby ręcznego nastawienia kości Ottoriowi się nie udało nawet dotknąć jej ręki. Znaczy udało mu się dotknąć, ale gdy tylko spróbował jako tako zacząć naprawiać przedramię, elfka krzyknęła krótko z bólu i cofnęła się przed Ottem. Kto by pomyślał, że Tesha potrafi być tak wrażliwa? W każdym razie Ottorio musiał wymyślić coś innego.

Tymczasem Garven potraktował dosłownie prośbę nastolatka, oddając swe płyny do prowizorycznego wychodka. I tak też zerwał kawałek swojej koszuli, choć na razie potrzebna ona nie była. Jeśli natomiast Otto postanowi znów użyć wody w jakimkolwiek celu, może to zrobić, znów wyciągając jej nieco z moczu Garvena. Niestety powstała bańka starczy na jedno zaklęcie. Uzdrowiciel może dalej próbować nastawiać za pomocą czarów przedramię, choć niestety nie będzie to idealne albo pomyśleć o czym innym. Victor zaś bardziej się skupiał na Otcie aniżeli na jego wyczynach. Wiadomym już było, że ktoś musi coś z nim zrobić tuż po tym, jak Tesha zostanie odratowana, gdyż może się to skończyć... niezbyt przyjemnie dla nastolatka lub gnoma. Bandyci oczywiście mogą liczyć na pomoc swoich ziomków, którzy nie zostawią swoich. Garven natomiast może tylko na tym skorzystać. Właściwie czy już teraz nie korzysta? W jednej sekundzie Victor zwrócił swą uwagę na Otta, traktując gnoma jak powietrze. Mógł więc być spokojniejszy o siebie i swoje intymne części ciała. Rzecz jasna mag wręcz przeciwnie. Miał bardzo duże szczęście, trafiając na tak mały odsetek ludzi. Przynajmniej cała akcja z Urthusem skończyła się dobrze, Ottorio musiał więc mieć płonną nadzieję, że i tutaj wszystko dobrze się skończy, bo jak na razie jego sytuacja była bardzo zła. Znajdował się między młotem a kowadłem, między gwalcicielem a wariatką. A mógł zostać w domu...

Re: Sieć ulic Portu Erola

125
Chłopak zaklął pod nosem, gdy elfka odskoczyła jak oparzona. Myślałby kto, że ona taka delikatna. Na szczęście sytuację uratował gnom, który dzielnie oddał mocz do wychodka w rogu. Tak więc Otto dokuśtykał do niego, wyciskając jeszcze małą bańkę wody. Nie było to proste, zważywszy na jego stan, ale chociaż tyle mógł zrobić. Wrócił do elfki i spojrzał na nią zimnym wzrokiem.
- Nawet nie próbuj udawać bohaterki, tylko weźmiesz tę pieprzoną tabletkę - odparł twardo, mając dość zgrywania przez kobietę twardej skały, której nic nie jest w stanie ruszyć. Koniec tego dobrego.
Uzdrowiciel zmiął wodę w rękach, ugniatając ją do wielkości małej kulki. Cząstkom płynu przekazał część mocy, by znieczulić ból, a potem przelał trochę czystej energii, utwardzając tabletkę i wzmacniając jej działanie. To wszystko, na co mógł sobie pozwolić. Potem bezceremonialnie włożył elfce kulkę do ust, każąc jej to połknąć. Nie chciał popełnić tego samego błędu, co kiedyś z Gasparem, więc postanowił chwilę poczekać, by mieć pewność, że środek zadziała.
Słowa gnoma upewniły nastolatka, że ma do czynienia ze zboczeńcem. Nawet nie chciał się łudzić, że ta gruba świnia jest hetero. Znał swoje parszywe szczęście, ale nie zamierzał oddać własnej dupy tak łatwo. Należała do niego i tylko niego. Postanowił zagrać niedostępną sztukę, gdyż nie liczył na tak łagodne traktowanie, jak przy Urthusie.
- Wiesz, potrafię nie tylko leczyć - rzucił, jakby od niechcenia, w stronę Victora. - Dlatego spójrz na mnie jeszcze raz, a skończysz z lodowym kolcem wbitym w sam środek tej parszywej mordy - zakończył, skupiając uwagę z powrotem na gnomie.
Miał dość bycia celem pożądania homoseksualistów, trzeba coś zrobić ze swoim życiem. Chyba faktycznie powinien iść za radą Verthusa i zacząć pakować. Chociaż tyle, żeby skręcić kark każdemu potencjalnemu gwałcicielowi.
- Garven - przypomniał sobie imię małego towarzysza. - za co tutaj trafiłeś? - To było dość ciekawe, bo w końcu co taka istotka mogła przeskrobać? Chyba że pozory mylą, jak w przypadku bandytów...
Minęło kilka minut, więc Ott mógł mieć pewność, że tabletka przeciwbólowa zadziałała. Raz jeszcze spróbował sił z ręcznym naprawianiem przedramienia elfki, czując się nieco pewniej, gdy na linii wzroku gwałciciela miał za sobą gnoma. Może wziąłby go na pierwszy rzut?
Nastolatek chwycił ostrożnie przedramię rannej, z każdą chwilą wzmacniając uścisk. Gdy zobaczył, że jest w stanie znieść ten ból, tak długo przesuwał złamanymi kośćmi, aż w końcu znalazły się we właściwym miejscu. Żałował, że od razu tego nie zrobił, ale cóż, będzie wiedział na przyszłość, żeby najpierw myśleć, potem działać. Zwłaszcza w kryzysowej sytuacji.
Gdy udało się nastawić rękę, młodzieniec musiał ją teraz jakoś usztywnić. Najpierw obandażował ją materiałem od Garvena, a następnie zdjął swoją koszulkę, by zrobić z niej prowizoryczny temblak, który zamontował Teshy.
Wiedział, że rozbieranie się przy napalonym geju nie jest najlepszym pomysłem, ale innego wyjścia nie miał. Najwyżej napiszą na jego nagrobku, że zginął, bo był zbyt gorący dla tej przedstawicieli tej samej płci.

Re: Sieć ulic Portu Erola

126
Gnom oglądał całą scenę z zainteresowaniem, zwłaszcza moment gdy młodzieniec użył swojej mocy po raz kolejny. Było to fascynujące jak i przerażające, wolał nie wiedzieć co potrafią ludzie, którzy nie używają takich mocy do leczenia.
Jednak czas na fascynację minął gdy Garven przypomniał sobie o sytuacji w której się znajdował. Dlaczego wrzucono go do tej celi? Przecież strażnik wydawał się miły i myślał, że stoi po jego stronie. Jednak to on wrzucił go do tej celi, wraz z pedofilem, wściekła elfką i magiem. Coś tu było na rzeczy i zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że ta sytuacja może pogorszyć się jeszcze bardziej. Zwłaszcza jeśli jego obawy były słuszne i kapitan straży miał co do niego jakieś plany, lub, co gorsza, był zamieszany w morderstwo starego kowala.
Potem usłyszał głos Ottorio, wybudziło go to z zamyślenia jednak w jego głowie było aż za dużo pytań.
-Em... - zawahał się przez moment - Wrobiono mnie w morderstwo...
Powiedział cicho, jakby wstydził się morderstwa, którego nawet nie popełnił. W końcu, gdyby tylko nie pojawił się w tym domu, może stary kowal wciąż by żył.
Zaraz potem, odwdzięczył się pytaniem.
-A wy?
Mógł zawołać kogoś ze strażników by otrzymać odpowiedzi na dręczące go pytania ale wolał poczekać dopóki elfka nie poczuje się na dość dobrze by w razie czego się bronić. Kto wie co mógłby zrobić strażnik gdyby zobaczył jak osłabiona jest teraz.
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Sieć ulic Portu Erola

127
Oczy elfki wodziły za Ottem, który znów postanowił wykorzystać płyny z wychodka. Pewnie ją to brzydziło, że jest leczona resztkami moczu, ale zdawała sobie sprawę z tego, że ostatnim, co w tej chwili może zrobić, to narzekać na sposób leczenia.
Tabletka powoli kształtowała się w dłoniach Otta, by po chwili się całkowicie zmaterializować. Uznawszy, że jest już gotowa, ku wielkiemu zdziwieniu Teshy, która wcale się tego spodziewała, włożył jej twór do ust. Zaskoczona nie zdążyła zaoponować i połknęła ją bez popitki. Zaczęła przez krótką chwilę sie krztusić, ale zaraz się opanowała. Ze swoimi typowymi wściekłymi ognikami w oczach spojrzała na bogom ducha winnego nastolatka i wycharczała:


- Pojebało cię, dzieciaczku? Zrób tak jeszcze raz a urżnę ci jaja! - słowa kobiety były wypowiedziane z takim przekonaniem, że ani Otto, ani Garven nie mieli wątpliwości co do tego, ze ona nie żartuje. Szczególnie Otto.

Mając na względzie akcję z Gasparem, gdy tabletka jeszcze nie zadziałała, a ten próbował coś robić, chłopak czekał. W tym samym czasie czuł na sobie wzrok Victora, bezustannie, jakby ten przewiercał go na wylot, jakby... chciał go rozebrać wzrokiem. Takie życie, niektórzy mówią. Los najwyraźniej próbuje przekazać Ottoriowi, żeby został gejem. Tak to przynajmniej wygląda. W każdym razie wyczyny chłopaka tylko rozpalały ochotę gwałciciela. W końcu, nie wytrzymawszy tego namiętnego wzroku, Otto postanowił zareagować. Chęci miał jak najbardziej dobre i całkiem nieźle się spisywał, grożąc Victorowi, ale ten tylko się uśmiechnął lekko i odpowiedział cicho i spokojnie. Głos nawet mu nie zadrżał.

- Zadziorny. Lubię takich. To uczucie, kiedy próbują ci się wyrwać, ale i tak wiesz, że dopniesz swego... - bardzo niezręczny pan chyba sie rozmarzył o swoich ofiarach, bo wzrok mu się zamglił, a na brudną twarz wystąpił obleśny uśmiech. Przynajmniej nie pożera już w myślach Otta. Chociaż... istnieje możliwość, że to właśnie o nim teraz marzy, jak się wyrywa, a ten dopina swego.

Tesha nie odpowiedziała na pytanie Garvena, tylko zmierzyła go zimnym wzrokiem i drwiąco się uśmiechnęła. Mogło to oznaczać wiele rzeczy, w tym: jasne, że wrobiono - taki kurdupel jak ty gówno może najwyżej zrobić,a nie zabić. Pewnie gdyby przyznał się, że to on zabił, nie uwierzyłaby mu na słowo. Nie poczuła też, gdy uzdrowiciel uciekał jej rękę, sprawdzając reakcję na ból. Tabletka zaczęła działać, tak tez i Ottorio to zrobił. Kości powoli i z oporem wracały na swoje miejsce. Gdzieniegdzie się pokruszyły, ale nie można bylo w tym momencie nic z tym zrobić. W każdym razie ręczne nastawienie jako tako się udało. Oddarte rękawy gnoma przydały się w bandażowaniu rany. Gdy ta już została porządnie i mocno owinięta, Otto zdecydował się na mocny krok. Ze swojej koszulki zrobił prowizoryczny temblak, aby jej uszkodzona ręka nie latała wte i wewte. W końcu nie była to profesjonalna operacja, po której wszystko jest cacy. Rozmarzony do tej pory wzrok Victora powędrował na gołe plecy Otta, z żarem w oku je świdrując. Ktoś to kiedyś powiedział, że to ryzyko zawodowe. W tym momencie owszem. Trzeba było znosić zapędy mężczyzny.
~~~ W ten sposób minęło kilka godzin, aby przejść w kilkanaście. Czas w więzieniu wlókł się niemiłosiernie, więc nie sposób bylo określić dokładną godzinę. Jedynie przez okno u góry widać było i słychać ludzi, póki nie zaczęło się ściemniać. Wkrótce zapadła gęsta noc, a jedynymi odgłosami były te z lochów - czyjeś wycie, przeciszone rozmowy i wrzaski więźniów i strażników. Nikt do nich nie przychodził, nikt nie brał ich na egzekucję. Victor się nie odzywał i wieczorem położył na ławce, aby zasnąć. Chrapał niemiłosiernie, irytując tym uszy współwięźniów. Na szczęście nie spełnił obietnicy danej Garvenowi. Byc może odczepił się od niego lub było za dużo ludzi, by móc zgwałcić jednego z nich. Minęła tak cała noc, świt i ranek. Tesha się nie odzywała do obydwu mężczyzn, siedząc naburmuszona. Była jak księżniczka, która czeka na swój ratunek, czyli swoją bandę.

Przed południem, po nakarmieniu ich suchym chlebem i brudną wodą, coś wpadło przez kraty do celi. Kamień. Kamień obwiązany sznureczkiem przytrzymującym karteczkę. Garven mógł sięgnąć po notkę i zapewne to zrobił. Odwiązawszy sznureczek i rozwinąwszy papier, mógł przeczytać krótką i treściwą wiadomości która napawała optymizmem.
Jutro o północy nadchodzimy. Wytrzymajcie do tej pory. Zniszczcie to od razu. V. - Co tam pisze? - spytała Tesha, odezwawszy się po raz pierwszy od bardzo dawna. Wzrok jej sie ożywił, jakby powróciła chęć do życia. Tak też i Victor, który do tej pory gapił się po ścianach, i który jak na razie nie groził mężczyznom w celi, zerknął z zainteresowaniem na gnoma. W tej samej chwili dziwnym zbiegiem okoliczności dało sie usłyszeć na korytarzu czyjeś kroki zbliżające sie nieuchronnie do celi. Tak też i ludzie zatrzymali się przed drzwiami ich klitki, po czym w drzwiach zalągł klucz. Jeśli ktokolwiek zobaczy liścik, nie będzie pewnie możliwości ucieczki...
Spoiler:

Re: Sieć ulic Portu Erola

128
Uzdrowiciel był zadowolony, że aplikacja tabletki obeszła się bez problemów. Przywykł już do gróźb elfki i nie przestraszył się tak bardzo, jak zrobiłby to na początku. Choć mimo wszystko miał świadomość, że jest ona gotowa spełnić swoje obietnice. Jednak gdyby przejmował się każdym aktem zastraszania w jego stronę, to już dawno skończyłby z depresją pod jakimś mostem.
- Spokojna głowa, Tesh, jedna piguła wystarczyła - spróbował rozładować napięcie i puścił do niej oko. Choć nietrudno było się domyślić, że wygłodniały aligator ma większe poczucie humoru niż ta kobieta.

Nastolatek mógł jedynie westchnąć ze zrezygnowaniem. Nigdy nie był zbyt dobrym mówcą, ale nie zaszkodziło spróbować. Tak czy inaczej nie zamierzał poddać się bezlitosnemu losowi, który chciał zmienić jego orientację. Otto kochał tylko i wyłącznie magię, żadna siła na ziemi tego nie zmieni. Choćby miał zostać męczennikiem. Może mógł powiedzieć, że ma jakieś choroby weneryczne? Teraz już za późno...

- Serio? - zakpił Ott. - I ktoś uwierzył, że mogłeś zabić? Bez urazy, ale wyglądasz na osobę, która by nawet muchy nie skrzywdziła. - W tym momencie chłopak przypomniał sobie swoje spotkanie z nieszczęsnym strażnikiem. Wtedy też miał o sobie podobne zdanie jak na temat gnoma, a mimo wszystko, gdy sytuacja go do tego zmusiła, potrafił odebrać życie człowiekowi, który tylko wykonywał swoje obowiązki. Niezbadane są koleje losu. Życie to dziwka, nieważne co, to i tak skończysz martwy...

- A my znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu i czasie - odpowiedział wymijająco, nie patrząc na elfkę. Cóż, byli bandytami, to prawda, ale gdyby nie mag, to pewnie nie siedzieliby teraz w tej wielkiej latrynie z karłem i spoconym gejem. Nawet nie gejem, tylko jakimś pieprzonym, sadystycznym, masochistycznym, zdeprawowanym pedałem gwałcicielem. Gejem, to mógł być Urthus, nie Victor.

Dzieciak zadowolony był z przebiegu "operacji". Gdyby nie fakt, że zaczął od dupy strony, a na koniec jeszcze bardziej rozpalił pożądanie swojego współwięźnia, to byłby nawet dumny. Ale cóż, może gdy zostanie zgwałcony, Tesha doceni jego poświęcenie. Choć było to wątpliwe...
* * * Czas mijał. Na początku Otto próbował rozmawiać z gnomem na mniej istotne tematy, które jednak po chwili się skończyły. Obecna sytuacja nie napawała optymizmem, więc mała też była ochota na pogawędki.
Gdy Victor zasnął, to wtedy już w ogóle zapanowało milczenie, żeby przypadkiem go nie obudzić. Ottorio bał się cały czas, że ten coś wykombinuje, ale o dziwo nic takiego się nie wydarzyło. Dlatego też, gdy upewnił się, że gwałciciel nie udaje, tylko naprawdę śpi, tak samemu postanowił zasnąć.
Początkowo chciał czuwać, ale rany, stres, cała ta sytuacja, wszystko razem zmusiło go zregenerowania sił. Musiał być wypoczęty, nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień. Może podłoga nie była zbyt wygodna, ale za to pozwalała naładować wewnętrzne baterie.

Medyk spał jak kamień. Gdy się obudził, z radością stwierdził, że nie ma dziury z tyłu spodni. Ul jednak nad nim czuwał. Miłym gestem też było to, że strażnicy postanowili ich nakarmić i napoić. Na pewno okaże się to przydatne, gdy pojawi się okazja do ewentualnego użycia mocy. Ott z lubością rozkoszował się życiodajną wodą, nie zważając na to, że wygląda jak wysrana przez konia.

Kamień, który zagościł w celi, niewątpliwie był atrakcją dnia. Elfka powiedziała na głos to, co chłopak pomyślał. Poczuł ukłucie nadziei, że to może ich kompania przybywa z odsieczą? Albo takie rzeczy były tu na porządku dziennym i ktoś z nich po prostu zaszydził, wyzywając w liście od najgorszych kanalii. Wkrótce mieli się tego dowiedzieć.
Tak czy inaczej, gówno się dowiedzą, jeśli gnom zaraz nie zrobi czegoś z tym listem. Jak na złość ktoś zażyczył sobie spotkania z nimi, jakby nie mogli przyjść wcześniej. Albo później.

Re: Sieć ulic Portu Erola

129
Rozmowa z kimś normalniejszym niż sadystyczny gwałciciel była pokrzepiająca. Chłopak wyglądał na miłego pomimo tego, że jego towarzyszka zabijała wzrokiem. Mimo to, miał teraz jakichś towarzyszy niedoli, to samo w sobie było plusem.
Ciężko też było mu uwierzyć w to, że trafili do celi za niewinność ale patrząc na swoją własną sytuację, mógł uwierzyć już we wszystko. Ciągle myślał co myślał kapitan wtrącając go do tej celi i dlaczego wrzucił tu kolejnych więźniów. Czy wszystkie pomieszczenia są już tutaj przepełnione czy coś jest tutaj bardzo nie tak. Garven poklepał się po twarzy jakby chciał się obudzić, bardzo łatwo było wpaść teraz w paranoję. Już wiedział jak czują się ludzie, którzy widzą dookoła tylko wrogów.
*** Czas mijał strasznie wolno. Może to przez ciężkość sytuacji lub braku zajęcia, w każdym razie nawet rozmowa nie była w stanie rozluźnić obecnej sytuacji i przyśpieszyć bieg czasu. Wszystko zdawało się tutaj stać w miejscu.
Mag próbował rozmawiać z gnomem, jednak ten nie miał humoru na pogaduszki. Więc rozmowa ograniczała się do prostej wymiany zdań. Niziołek usiadł na ławce i tam pogrążył się w medytacji. Trudno to nazwać snem ponieważ ciągłe uczucie zagrożenia nie dawało mu spokoju. Dlatego całą noc spędził odpoczywając i oszczędzając siły, przerywając to krótkimi okresami snu. Pokarm został jednak powitany przez gnoma z większym zainteresowaniem. Szybko pochłonął suchy chleb i wodę, nieważne jak brudną. Wciąż czuł suchotę w gardle po ostrej popijawie.
Potem jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego, a raczej dwa wydarzenia, które chyba miały mieć ogromny wpływ na to co niedługo się stanie. Kamień, który wpadł przez kratę, o mało co nie trafił w głowę kurdupla, który wciąż siedział na swojej ławce. Całe szczęście jego mały wzrost czasami popłacał. Garven przeczytał to co napisane było na kamieniu i gdy miał to powtórzyć reszcie, ktoś postanowił ich odwiedzić. Dlatego szybkim ruchem, włożył kartkę do ust i połknął ją a kamień wrzucił do wychodka mając nadzieję, że pochłoną go czeluści ludzkich odchodów. Szybkie myślenie, w niektórych sytuacjach popłacało a w niektórych nie, wszystko pokaże czas.
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Sieć ulic Portu Erola

130
Papier źle smakował i stanął gnomowi w gardle, gdy ten go połykał. Suchy i szorstki, był chyba gorszy od tego chleba, co dali im godzinę temu. W każdym razie w chwili, gdy był on z trudem przełykany, a kamień trafił do wychodka, ktoś właśnie otwierał drzwi. W celi do tej pory panował półmrok, rozjaśniany jedynie światłem wpadającym przez wąskie, zakratowane okienko przy suficie. Otworzywszy skrzypiące drzwi, niesamowity blask zawitał do więźniów, przesłaniany przez pięć postaci. Cztery z nich, jak się okazało strażnicy miejscy, wkroczyli sztywnym krokiem do śmierdzącego pomieszczenia, sprawiając, że Victor usiadł gwałtownie na ławce z przestrachem, a Tesha najeżyła się i chyba coś chciała zrobić, gdyby mężczyźni w kolczugach i z krótkimi mieczami u pasa zechcieli czegoś od niej. Na jej szczęście niczego od niej nie chcieli. Stanęli na środku, krzywiąc nosy, i trzymając dłonie na rękojeściach, czekali na rozkazy. Z korytarza zaś dobiegł ich czyjś głos, który obydwoje, gnom i uzdrowiciel, znali, choć ten pierwszy lepiej. Otto słyszał go, gdy w bocznej uliczce wydawał rozkaz pojmania jego i Teshy, zaś Garven znał nawet jego imię - kapitan Navan.

- Wziąć Garvena i tego blondyna! - głos był ostry i w niczym nie przypominał tego z wczorajszego dnia, kiedy strażnik uspokajał gnoma. Nie było jednak czasu na przemyślenia nad zmianą tonu głosu kapitana, bo w jednej chwili zarówno Garvena, jak i Ottoria strażnicy brutalnie podnieśli. Uzdrowiciela chwycono pod ręce i zaczęto ciągnąć, nieważne, czy ten chciał współpracować. Gnoma chwycili za brudne fraki, przez co mógł sobie pomajtać nogami w powietrzu. Wyciągnięto ich na zewnątrz, gdzie Navan poprowadził ich wąskim korytarzem pełnym metalowych drzwi. Mijali odnogi tego korytarza, w których można było widzieć kolejne cele. Z niektórych z nich słychać było rozmowy oraz różne dźwięki. Dotarłszy do końca, znaleźli się przed kolejnymi drzwiami. Kapitan otworzył je i cała zgraja, strażnicy i więźniowie, przeszli przez nie, aby znaleźć się w małym pokoju, gdzie siedziało troje strażników i grało w karty, popalając skręty. Na widok chlebodawcy podnieśli się z krzeseł i wyprężyli jak struny, ale ten tylko machnął ręką i poszli dalej. Za kolejnymi drzwiami była klatka schodowa. Kamienne schody schodziły w górę i w dół. Garven pamiętał, że to tymi, które teraz szły na górę, szedł do celi, nie tymi się jednak pokierowali. Zeszli niżej.

Chłód bił od ścian, sufitu i podłogi. Wszędzie był kamień i pochodnie rozświetlające podziemia. W pewnym momencie ich wędrówki ktoś wrzasnął okropnie, jakby z bólu. I zeszli w końcu na dół, do podobnego pomieszczenia, jak piętro wyżej. Tam przeszli jeszcze dalej. Po drodze minęli strażnika niosącego mopa i pełne wiadro. Trochę się wylało na podłogę, wody zabarwionej czerwienią. A oni szli dalej, szerokim korytarzem z drzwiami po bokach. I rozdzielili się w końcu - Navan poszedł w jedne drzwi wraz z Garvenem, zaś strażnicy pociągnęli Otta kawałek dalej. Wkrótce za oboma młodzieńcami zamknęły się ciężkie, skrzypiące, żelazne drzwi.

Tymczasem u Ottoria...

Drzwi zamknęły się za uzdrowicielem, aby powitał go oświetlony pokój. Źródła światła nigdzie nie było widać, można więc było sądzić, że jego pochodzenie było magiczne. Posadzono go na jedynym w małym pomieszczeniu krześle. Obok siedzenia był mały stolik. Krzesło to miało skórzane pasy, którymi zawiązano ręce Otta i nogi. Gdy już go unieruchomiono, obydwaj strażnicy wyszli. Ottorio został sam, choć nie na długo. Po chwili drzwi znów się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł ktoś całkiem inny. Mężczyzna słusznej postury, o siwiejących już włosach i starannie przystrzyżonej brodzie, zamknął za sobą drzwi cicho i podszedł powoli do Otta. Wokół bladoniebieskich oczu miał zmarszczki, jakby od śmiechu, tak samo jak w kącikach ust. Ubrany był w stój cywilny, a w dłoniach odzianych w rękawiczki trzymał zawiniątko. Położył je bez słowa na stoliku i rozwinął, ukazując... niemałą kolekcję ostrzy. Otto mógł podejrzewać, że służyły one do tortury. Mężczyzna strzepał niewidzialny pyłek z ramienia i uraczył chłopaka spojrzeniem. Było ono nadzwyczaj miłe i serdeczne, tak jak jego uśmiech. Aż chciało się wierzyć w jego dobroduszność. Odezwał się chrypliwym głosem, cicho i grzecznie.

- Jak masz na imię? - był miły, wręcz podejrzanie miły. Nieznane, wymyślne ostrza obok Otta mówiły właśnie coś odwrotnego, wręcz szeptały, że to sadysta...


W międzyczasie u Garvena...

I za gnomem zamknęły się drzwi. Wraz ze strażnikami znalazł się w obskurnym pokoju. Było tam biurko i dwa krzesła po obu jego stronach. Navan zasiadł po drugiej stronie, a Garvena posadził naprzeciwko siebie. Przysunął się bliżej stołu i spojrzał na gnoma ze smutkiem. Łokcie położył na stole i złączył ze sobą opuszki palców. Westchnął teatralnie.

- No, Garven. Tak sobie myślałem pół nocy, a przedtem przesłuchałem parę osób i doszedłem do wniosku, że coś kręcisz. Młot był twój, motyw też miałeś, a świadkowie mówią, że kląłeś na Thorusa co i rusz. Mówisz, że nic nie pamiętasz. Może to i racja. Może nie pamiętasz, że po pijaku poszedłeś tam i jakoś zarżnąłeś biednego kowala. Może potem poszedłeś w amoku się przebrać, umyć... podobno wyszedłeś koło północy z karczmy. Więc czemu wróciłeś do domu nad ranem? Gdzie się szlajałeś resztę nocy?

Re: Sieć ulic Portu Erola

131
Maisa, mimo lekkiego rozżalenia i smętnego nastroju po pożegnaniu z Selimem, szybko ożywiła się i podekscytowała, gdy jej myśli zajął znów plan ucieczki. Lewo, prawo, prawo, lewo. Lewo, prawo, prawo, lewo - powtarzała w myślach w kółko, zmierzając prędko w upatrzone miejsce. Prawo, lewo, prawo... Zaraz, nie. Lewo, prawo, znów prawo przy krwawcowej, w lewo i już port. Dobrze. Wszystko będzie dobrze - myślała dalej, szybko łagodząc panikę, jaka omal jej nie opanowała gdy na krótką chwilę zapomniała o trasie. Jakoś to będzie... Nawet jeśli to pułapka, poradzę sobie. Nie złapią mnie, a na pewno nie uwiężą mojego ducha - dodawała sobie odwagi, aż trafiła wreszcie w wypatrzone miejsc...

I przez moment zdawało jej się, że wszystko szlag trafił. No nie, co tu robi ten minstrel? - pomyślała, tym razem powstrzymując się od paniki głównie dzięki zirytowaniu, jakie odczuła widząc pierwszy szkopuł. Wygląda na zwyczajnego ulicznego grajka, raczej nie bogaty, chyba człowiek, sądząc po rysach i oczach... Trudno stwierdzić. Dobra, trzeba do niego zagadać - ustaliła. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, chciała więc stanąć na samym czele widowni artysty i, korzystając z jego uwagi, którą udało się jej już przyciągnąć swoją aparycją, wysłac mu znaczące spojrzenie, że chciałaby zamienić z nim słówko. Liczyła, że dzięki temu szybciej zrobi przerwę w występie - nie chciałaby bowiem mu przerywać, choćby z tego prostego powodu, że narobiłaby tym sposobem nie potrzebnej sensacji i zamieszania. Chciała zwrócić na siebie uwagę, by Lea do niej trafiła, lecz wolała nie ryzykować ewentualnej burdy.

Jeśli grajek załapie i zrobi przerwę, elfka podejdzie do niego, przyklaskując lekko i przywołując uśmiech nie przesadnie ponętny, ale też nie zbyt nijaki. Wyglądał jej na kobieciarza i zamierzała to wykorzystać, ale wolała też, by potraktował ją wystarczająco poważnie do współpracy, bez wodzenia go za nos swoimi wdziękami - przynajmniej bez przesady.
- Całkiem pięknie pogrywacie, nieznajomy - zacznie, skłaniając się lekko swoim sposobem, który nie był zdecydowanie służalczym kłanianiem się, ale nie był też delikatnym damskim dygnięciem. Była w jej ukłonie żywiołowość i energia, ale też gracja i wdzięk - w końcu była artystką - Jestem Maisa, chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się spotkać. Co powiecie na duecik? W tłumie coś mało panów stoi, mogłabym z tym pomóc... Byliście pierwsi, więc wzięłabym z trzecią część co się uzbiera... - zacznie, z początku sympatycznie, później nieco żartobliwo-sugestywnie, na koniec zaś poważniej. Co prawda nie zależało jej w obecnej chwili na zarobku, wolała nie proponować darmowej współpracy - ludzie rożnie reagowali na takie niespodziewane akty altruizmy, doszukując się wszędzie podstępów i przekrętów. A takim sposobem, czyli oferując pomoc za stosunkową niską stawkę, raczej nie powinna wzbudzić podejrzeń, ale też nie oburzyć kolegi po fachu wysokimi wymaganiami.
- Choć widzę, że Wy bardziej niż dla złota, to dla panieńskich serc gracie - doda, lekko kiwając głową na damską część widowni - Nie obawiajcie się o to, z chęcią poręczę w razie potrzeby, żeście kawaler... W każdym razie, jakoś to wynagrodzę, jeśli zajdzie potrzeba - powie, wyraźnie taksując go wzrokiem, tak, by to widział i zrozumiał, że wyraża zainteresowanie ewentualnym wspólnie spędzonym czasem.


Jeśli wszytko pójdzie zgodnie z planem, dołączy do występu, raczej pozwalając śpiewakowi zacząć melodię. Póki co grał skoczno, ale nawet gdyby zmienił nieco repertuar, raczej potrafiłaby się bez problemu dostosować i dopełnić sztukę swoim tańcem, być może też śpiewem, a jesli nastrój będzie odpowiedni, i swoimi ognistymi sztuczkami.
Gdyby zaś bard nie był skłonny do współpracy... Pozostawało jej w takim wypadku zastosowanie nieco mniej tradycyjnych środków, a konkretniej zaklęcia Ognistej Krwi na minstrelu, co mogłoby nieco go rozproszyć, zaćmić mu umysł - wtedy jej uroki powinny go w całkowicie obezwładnić. Mimo wszystko, różnie bywało ze skutecznością tego zaklęcia, dlatego jednak liczyła, że wszystko obędzie się bez magii, przynajmniej w początkowej fazie.

Re: Sieć ulic Portu Erola

132
Z domu

Do chwili dotarcia na miejsce, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć, nic się nie działo, co mogłoby pokrzyżować plany dziewczyny. Niestety Fortuna kołem się toczy i na miejscu w najlepsze zabawiał ludność pewien młody, przystojny bard. Cała sprawa zaszła jednak za daleko, by teraz się poddawać, toteż panienka postanowiła wykorzystać to, w jaki sposób przyciągnęła na krótką chwilę jego wzrok. Tak więc jej działanie nie pozostało bez echa i wśród zawiedzionych okrzyków mężczyzna zręcznie zakończył piosnkę, nieco wcześniej niż na to wskazywało. Obydwoje wyszli poza powstały krąg, odprowadzani zazdrosnymi oraz zawiedzionymi spojrzeniami kobiet. Grajek zdążył napomknąć coś, że zaraz znów usłyszą jego muzykę i w pełni skupił swą uwagę na elfce.

- Jest mi niezmiernie miło poznać panienkę Maisę – powiedział bard, chwytając dłoń kobiety i całując jej wierzch delikatnie, kłaniając się przy tym dworsko. - Na imię mi Andre i z ogromną przyjemnością ujrzałbym panienkę u swego boku.

Uśmiechnął się do niej wesoło, taksując ją przy tym mało dyskretnie wzrokiem.

- Śpiewam ku uciesze tłumu, aby wszystek istoty mogły doceniać kunszt mej profesji. Przyznam jednak, iż bardziej od monety me serce skłania się ku uśmiechowi damy, który wszakże jest cenniejszy od wszystkich skarbów świata – powiedział, prężąc się wręcz, gdy Maisa spojrzała na niego sugestywnym wzrokiem. Wolną ręką wskazał jej miejsce, gdzie stali ludzie i ruszył za nią. Zaraz usiadł na stołeczku i zaczął grać.

Ostatni raz z szafotu w dół banita hardo spojrzał
I warknął: "Mistrzu, czyń co trza i szybko jeśli można.
Lecz zanim padnie celny cios, nim się dopełni podły los,
Powiem wam coś na cały głos, me credo każdy pozna.

Nie chodź w zimie z gołą głową, wino robi źle z wątrobą,
Nie tańcz w karczmie, nie wal w ryja, żonę weź i spłódź z nią syna,
Myj się rano, lichwę spłacaj, jak wół haruj, nocą wracaj,
Kochaj bliźnich i tak dalej, a najlepiej nie żyj wcale.
Maisa tańczyła w rytm pieśni, podczas gdy na występ zatrzymywało się coraz to więcej ciżby, w tym i mężczyźni zaciekawieni ponętnymi ruchami elfki. Tłumek się powiększał i trudno było kobiecie dojrzeć ulicę, z której mogłaby nadciągnąć Lea. Jednakże nie mogła przestać, tym bardziej Andre, który co chwila zerkał na nią z zachwytem, a raz nawet się pomylił, gdy wygrywał jakąś nutę na lutni. Ten błąd szybko został zapomniany przez tłum, który przyklaskiwał co i rusz parce.
Gdy już po latach, może stu, podsumujesz życie trud,
Obejrzysz się za siebie i zobaczysz szarą plamę.
Twój każdy dzień jak kopia, cień dnia poprzedniego, nudny sen,
Bez barwnych zdarzeń cały świat przespałeś,

Więc póki w nas ten serca czas niech szumi nam zielony las.
Zielone myśli w głowie miej, marzenia rozśpiewane.
Żyj tak jak chcesz i umiesz żyć, z rytmem swej duszy nawiąż nić
I do przodu śmiało idź, sam jest sobie panem"
Andre i Maisa robili niemałą furorę. Ludzie i nieludzie przepychali się do przodu, wrzucali mnóstwo monet do garnuszka, a niektórzy nawet tańczyli. Parę panienek próbowało nawet naśladować ruchy elfki. Pośród głów, z ulicy, skąd przybyła kobieta, zamajaczył mały oddział straży, jednak w ferworze tańca nie zwróciła na to większej uwagi.
Tak skończył, schylił młodą twarz i oczy, w których ognie gwiazd
zalśniły już ostatni raz nim kat je mieczem zgasił,
A ludzie co do domów szli po egzekucji ronią łzy
Na cześć banity słowa te po cichu wciąż śpiewali:

"Więc póki w nas ten serca czas niech szumi nam zielony las.
Zielone myśli w głowie miej, marzenia rozśpiewane.
Żyj tak jak chcesz i umiesz żyć, z rytmem swej duszy nawiąż nić
I do przodu śmiało idź, sam jest sobie panem"
Gdy Andre skończył wygrywać ostatnie nuty na lutni, a zdyszana Maisa przystanęła, wokół rozległy się gromkie oklaski. Wszyscy byli zachwyceni występem. Andre szczerzył się to do damskiej części widowni, to do garnuszka, to do elfki, wyraźnie zadowolony ze współpracy, którą nawiązał. Długo ta radość nie trwała. Z tyłu dało się słyszeć krzyki przestraszonych ludzi. Wnet wszyscy zaczęli się rozbiegać w każdą stronę. Bard cudem uratował pieniądze zarobione, po czym ruszył w dół, do portu. Przedtem jednak popchnął Maisę przed siebie, a tłum zmierzający także w dół mimowolnie zabrał kobietę ze sobą. Usłyszała tylko przekleństwo Andre podążającego za nią. Gdy się odwróciła, zobaczyła straż miejską na miejscu, gdzie przed sekundą tańczyła. A z nimi jej ojca. Samego, bez Lei. Ich spojrzenia się napotkały, a gdy tylko ten uświadomił sobie, kogo przed sobą ma, wskazał ją palcem. Uzbrojeni strażnicy ruszyli za nią, podczas gdy dziewczyna biegła w dół wraz z Andre.

- Czy mi się wydaje, czy oni gonią CIEBIE? - spytał w biegu, cały czas popychając ją w dół uliczki.

Re: Sieć ulic Portu Erola

133
Sytuacja się wyklarowała - bard zgodził się na współpracę, rozpoczęli występ. Ona tańczyła, on grał i śpiewał... Jestem pewna, że już to gdzieś słyszałam - pomyślała. Wszystko zapowiadało się nieźle, wystarczyło tylko wypatrywać Lei... NO i na tym skończyła się ich dobra passa.
Wybuchło jakieś zamieszenie, dostrzegła strażników, tłum porwał ją w dół ulicy... I znalazła Go. I On też dostrzegł ją. Przez krótką chwilę poczuła wzbierający w niej gniew, chciała odpłacić mu za to wszystko, za całą przeszłość i za to, co zrobił teraz. Sukinsyn! To pułapka! Wykorzystał Leę, żeby mnie złapać - pomyślała, po czym coś w nią uderzyło: Czy Lea wie?

Prędko jednak otrząsnęła się z tego wszystkiego i odwróciła wzrok. Kiedyś tu wrócę, draniu. A jak Cię wtedy dorwę... Oj pożałujesz wszystkiego, pożałujesz - poprzysięgła sobie w duchu. Teraz jednak musiała uciekać.
- No... Tak jakby. Muszę się dostać do portu, i to szybko... Nie pogardziłabym wsparciem - odparła szybko, starając się jednocześnie nie zwalniając ale i zorientować się gdzie dokładnie jest. Lewo, prawo, prawo przy krawcowej i lewo do portu... Musiała pamiętać. I śpieszyć się.

Re: Sieć ulic Portu Erola

134
Mężczyzna wbijał swój zimny wzrok w kobietę, nawet gdy ona odwróciła swój wzrok w stronę, skąd przybyła. Wręcz czuła palące spojrzenie swojego ojca. Selim miał rację. To wszystko musiało być jednym wielkim spiskiem mającym na celu odzyskanie Maisy. Czyli, że Lea nie potrzebowała pomocy, nie pragnęła uwolnić się spod ojcowskiego jarzma. Uświadomienie tego mogło pozostawić po sobie gorzki smak. Na razie jednak trzeba było to przeboleć i pomyśleć o tym, aby jak najszybciej dostać się do portu i na statek. Bard mógł być przy tym pomocny.

- A co zamierzasz zrobić w tym porcie? - powiedział Andre, pakując na szybko pieniądze do kieszeni, uprzednio zawieszając lutnię na plecach. Zaraz ich dwójka skręciła w lewo, trubadur trzymający się tuż za Maisą zdawał się w tym momencie zdać na jej własne wyczucie kierunku. Najwyraźniej nie miał nic innego do roboty. Albo uznał, że i on ma przesrane, jeśli się zatrzyma. W każdym razie straż niezmordowanie biegła za nimi, raz nawet wypuszczając strzał z kuszy, chybiony o ładne parę metrów. Elfka wraz z bardem bez problemu dotarli do portu, jednak pościg nie został zgubiony. Musiała bardzo szybko podjąć decyzję, czy szukać Ikariusa i narażać się na niebezpieczeństwo, w razie gdyby kapitan nie chciał ich w tym przypadku wpuścić, czy może zgubić straż... Obydwoje zatrzymali się na sekundę. Andre wyraźnie oczekiwał jej reakcji.

Re: Sieć ulic Portu Erola

135
Kusza?! Chce mnie zabić?! - przemkneło jej przez myśl, napawając ją jeszcze większą wściekłością. Ale nie mogła teraz poddać się gniewowi i zaczać walczyć... Musiała biec. Dopadnę Cię - obiecała raz jeszcze.
- Muszę wsiąść na statek, na Ikaruiusa - odpowiedziała bardowi nieco ciszej, lecz prędko, nie zastanawiając się długo. Teraz jednak musiała zdecydować... Zaryzykować bieg prosto na pokład, czy spróbować ich zgubić.
- Ale nie mogę teraz, póki są na moim tropie - rzuciła po krótkim namyśle. Zamierzała udać się w którąś boczną uliczkę, pierwszą lepszą - byle nie ślepy zaułek. Szczerze to nie była pewna co począć z Andre... Nie przeszkadzal jej, ale też nie była pewna, czy go potrzebuje. Mógł ją spowolnić... Ale nie chciała go też teraz zostawiać. Co jak gwardziści ojca go złapią i ukarają za pomoc?

Wróć do „Port Erola”