Ulice Portu Erola

271
POST BARDA
- Schlejmy się. - Hubert przystał na propozycję, a zastanowienie się zajęło mu tylko chwilę. W takiej sytuacji lepiej było nie być przytomnym.

Złość Very sprawiła jednak, że Hubert nie mógł odpuścić. Z początku nieco opadł, nieco przygasł, lecz szybko zebrał się w sobie. Uderzył otwartą dłonią w stół, lecz nie tak mocno, jak mógłby. Hamował się przy przyjaciółce.

- On będzie bezpieczny z rodzicami! - Hubert odpowiedział na oskarżenia Very. - Myślisz, że sobie nie da rady?! Z takimi umiejętnościami i wiedzą może zostać nawet tutaj, w Porcie Erola, i leczyć tych, którzy dla odmiany na to zasługują! - Zdenerwował się, lecz po pierwszym wybuchu opuścił wzrok, unikając spojrzenia Very. - To nie tylko o twarz chodzi! Ty go... ty go nie widziałaś. Z rodzicami. - Wyjaśnił. - Nie wyrzucam go ze statku, tylko... zostawiam. Teraz już za późno, żeby zawrócić. Wypłynęliśmy.

Nie było za późno, bo statek zawsze mógł zawrócić. Hubert jednak nie był ku temu zbyt chętny, choć przez złość kapitan mogła dostrzec, jak bardzo zdruzgotany tą decyzją jest również Hubert. Odsyłając Labrusa, skazywał się na samotność.
Obrazek

Ulice Portu Erola

272
POST POSTACI
Vera Umberto
- Bezpieczny z rodzicami? Ile on ma lat, żeby tak o nim mówić, dwanaście? - zirytowała się. Tłumiona złość Heweliona nie robiła na niej wrażenia. - Nie, masz rację, nie widziałam go z rodzicami, ale gdyby wolał z nimi być, to już dawno by do nich wrócił. Nie trzymałeś go przecież siłą. Myślisz, że ja nie cieszyłabym się, gdybym mogła jeszcze chociaż raz porozmawiać z ojcem? Byłabym, kurwa, wniebowzięta. Ale to nie znaczy, że prędko mi do wracania na stałe do domu.
Wyprostowała się i wyjrzała przez okno. Nie zauważyła nawet momentu, w którym statkiem szarpnęło i zaczęli oddalać się od nabrzeża, była do tych odczuć zbyt dobrze przyzwyczajona. Poczuła, jak przepełniająca ją złość zaczyna narastać.
- Nie jest za późno. Wyjdź i każ im wrócić do portu - wyciągnęła wyprostowaną rękę w stronę wyspy. - Tak się nie załatwia takich spraw. Mówisz, że chcesz być piratem, a nie pizdą, a teraz się dokładnie jak pizda zachowujesz, nie widzisz tego? Uciekasz od odpowiedzialności, zamiast stawić jej czoła. Jeśli zamierzasz go usunąć ze swojego życia, przynajmniej należy mu się wyjaśnienie. List byś chociaż, kurwa, napisał. Gdyby ktoś tak potraktował mnie, byłabym wściekła. Co myślisz, że Labrus poczuje, jak przyjdzie do portu i nie zastanie tam Dłoni Sulona? Ulgę? Radość? Będzie zdruzgotany. Tak samo, jak ty jesteś teraz. Odbierasz mu wszystko. Unieszczęśliwiasz was obu w imię jakichś absurdalnych wymysłów, które istnieją w twojej głowie i nigdzie więcej.
Odepchnęła się od stołu, żeby zrobić kilka zdenerwowanych kroków w tę i z powrotem po kajucie. Nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu, gdy nosiły nią emocje i nie inaczej było tym razem.
- I kto niby bardziej zasługuje na jego pomoc, hm? - spytała. - Takie nadęte, mieszczańskie kurwy, jak ta w namiocie, które będą przychodzić do niego z bólem głowy, albo wrośniętym paznokciem? Ja nawet... nawet...
Warknęła i wyrzuciła ręce w górę.
- Czuję się, jakbym mówiła do ściany. Ty nawet nie próbujesz mnie słuchać, tak samo, jak nie słuchałeś wcześniej Labrusa. Nie widziałeś, do jakiego stanu doprowadziła go myśl, że mógłbyś go zostawić. Myślisz tylko o sobie i jesteś uparty jak pierdolony osioł.
Obrazek

Ulice Portu Erola

273
POST BARDA
Ostre słowa Very zdawały się robić na Hubercie wrażenie. Mężczyzna zmarszczył brwi, ale nie wchodził jej w zdanie, słuchając tych tłumaczeń, oskarżeń i uwag. Przekręcił się w krześle, by skupić się na kobiecie, a o dzienniku pokładowym w ogóle zapomniał. Towary zostaną spisane innym razem.

- On może nie wiedzieć, co jest dla niego dobre. - Spróbował obronić się, gdy kapitan pozwoliła mu już mówić. - Boję się, że on jest ze mną... z przyzwyczajenia? Albo z litości? - Dodał nieco mniej pewnie, gdy mądrości Very zaczęły do niego docierać. - Kurwa, Vera, ja nie chcę go do siebie przywiązywać. Masz rację, jestem... cholerną pizdą. - Hubert pokręcił głową, tracąc resztki agresji, którą przejawiał jeszcze przed chwilą.

Hubert odchylił się w krześle i spojrzał w sufit, zastanawiając się chwilę. Argumenty Very miały więcej racji niż to, co kluło się w jego głowie, ale wciąż rozpatrywał za i przeciw. W końcu zasłonił dłońmi oczy, a po chwili przetarł twarz.

- Ja się ostatnio nie nadaję, Vera. Oddaję ci statek. Ustal z Samaelem, co trzeba zrobić. - Zadecydował, uciekając od odpowiedzialności. - Jeśli Labrus ma wrócić, to zawracaj. Moje chłopaki będą was słuchać. Powiedzcie, że jestem... niedysponowany. Wyhodowałem pizdę i tyle z tego jest.
Obrazek

Ulice Portu Erola

274
POST POSTACI
Vera Umberto
Oparła dłonie o biurko, pochylając się nad Hubertem. W całej tej złości, jaka ją przepełniała, zrobiło się jej go też szkoda. Doskonale rozumiała to, co czuł, choć jej obawy wynikały z innych rzeczy. Też bała się, że Corin związał się z nią z innych powodów, niż uczucie, jakie twierdził, że do niej żywił. Nie potrafiła znaleźć sposobu, który mógłby ostatecznie wypchnąć jej paranoję z głowy i domyślała się, że Hewelion też nie potrafił. A to napędzało spiralę, z której bardzo trudno było się wydostać na własną rękę.
- Tak zrobię. Ale wcześniej czy później będziesz musiał stąd wyjść - uprzedziła go. - I jak Labrus wróci... Poproszę go, żeby poszedł do swojego szpitala. Pójdziesz do niego jak będziesz gotowy. Może poukładasz sobie pewne rzeczy w głowie do tego czasu.
Po chwili wahania podeszła do niego bliżej i pochyliła się, by oprzeć mu dłoń na ramieniu w geście, jakie nie zdarzały się jej często.
- Mówił mi o tobie. To nie litość, ani przyzwyczajenie. Litość i przyzwyczajenie nie budzą w ludziach takich emocji. Może on jest po prostu... Mało wylewny. I ma takiego kija w dupie, że głowa mała. Ale to nie znaczy, że...
Nie wiedziała, jak dokończyć zdanie, które zaczęła, więc wzruszyła ramionami i zrezygnowała.
- Idę do Sama. I wrócę do ciebie zaraz - obiecała po czym puściła ramię kapitana i opuściła jego kajutę.
- Samael! - zawołała, mrużąc oczy w słońcu, gdy wyszła na główny pokład. Powinna była jednak zabrać kapelusz. Nie odpłynęli jeszcze chyba bardzo daleko, prawda? - Musimy zawracać. Nie ma Labrusa. Trzeba na niego poczekać.
Podeszła do rogatego bliżej.
- Kapitan nie czuje się najlepiej. Musi dojść do siebie. Oddaje ci dowodzenie - powiedziała już ciszej.
Obrazek

Ulice Portu Erola

275
POST BARDA


***

- Trzeci raz!

Labrus nie był zadowolony, gdy wspinał się po trapie. Widzieli lekarza z daleka; czekał na nabrzeżu, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, jakby był pewien, że statek po niego wróci. Po otworzeniu drogi na pokład, wdrapał się na niego czym prędzej, w razie, gdyby decyzja o pozostawieniu i powrocie mogła się jeszcze zmienić. Oddał swoją torbę bez słowa Samaelowi, który przyjął pakunek. Panu doktorowi nie wypadało dźwigać, nawet jeśli były to jego własne bagaże.

- Trzeci raz! - Awanturował się Labrus, a celem jego narzekań stała się Vera wespół z Gerdą, która postanowiła towarzyszyć swojej kapitan. - Taj'cah, Karlgard, teraz miał przynajmniej dość rozumu, by wrócić po mnie wcześniej, aniżeli po pół dnia! Och, gdzie jest ten głupiec!

- Nie czuje się najlepiej... [/b] - Powiedziała Gerda, będąc ostrożną w towarzystwie rozsierdzonego Viridisa.

- Oczywiście! Też wstydziłbym się na jego miejscu! Jest doprawdy niepoważny! Zostawić mnie w rękach rodziców! Sądzi, że zrobiłby mi tym przysługę?!
Obrazek

Ulice Portu Erola

276
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie spodziewała się, że Labrus będzie czekał w porcie, ale z całą pewnością spodziewała się, że gdyby tak było, to byłby on wściekły. No i proszę, był. Zaskoczyła ją jednak informacja, że to nie była pierwsza taka sytuacja. Dlaczego nikt jej wcześniej tego nie powiedział? Samael, chociażby? Naprawdę byli siebie warci, jeden z drugim. Vera nie dziwiła się, że załoga w pewnym momencie zbuntowała się i ktoś próbował odebrać Hewelionowi dowodzenie, skoro takie jego konflikty z lekarzem były na porządku dziennym, zaburzając organizację pracy na statku i generalnie całe ich życia. Sama Umberto mogła mieć wiele wad, ale raczej nie miała sobie wiele do zarzucenia jako kapitan. Nie odwalała takich akcji... zazwyczaj. Poza jedną chwilą słabości, która przecież w najmniejszym stopniu nie była jej winą.
- Labrus, czekaj - zastąpiła wąsaczowi drogę. - Może... powinieneś pójść na dół i poczekać, aż Hubert się ogarnie. Jest w kiepskim stanie - zamilkła na chwilę, żeby ciszej dodać: - Blizna wróciła. Czego się poniekąd spodziewałam, ale nadal... jest mu ciężko. A ty będziesz się na niego tylko wkurwiał.
Wzruszyła ramionami i rozłożyła ręce.
- Co w pełni rozumiem, też bym była wściekła na twoim miejscu. Nie wiedziałam, że odjebał coś takiego już wcześniej. I to dwa razy.
Zerknęła na Gerdę, a potem przesunęła spojrzeniem po załodze, która od nowa zbierała się do wypłynięcia z portu, jaki opuścili niespełna godzinę temu. Westchnęła ciężko i uniosła wzrok do nieba. Nie nadawała się do rozwiązywania konfliktów miłosnych, nie od tego była. Czuła przemożną potrzebę dania jednemu i drugiemu w pysk, żeby się pozbierali i przestali zachowywać jak para nastolatków, ale z jakiegoś powodu przypuszczała, że nie było to najlepsze rozwiązanie z możliwych.
- Chociaż, wiesz co, Labrus? Poddaję się - uniosła ręce w geście rezygnacji. - Róbcie co chcecie. Nie mam już siły na to. I tak nie sądzę, żebym wnosiła cokolwiek konstruktywnego. Przytargałam go po ciebie z powrotem i na tym kończy się moja praca. Jeśli będziecie mnie do czegokolwiek potrzebowali, będę tutaj, grzać się na słońcu - wskazała skrzynie, ustawione pod sterburtą. - I jestem dla was, do dyspozycji, czy trzeba będzie wysłuchać, czy na kogoś wydrzeć mordę, czy się znowu schlać. Ale skończyłam się już wtrącać z własnej woli.
Poklepała Viridisa po ramieniu i wyminęła go, żeby rozwalić się wygodnie na skrzyniach i w bezpiecznej odległości przeczekać burzę. Cudze związki to zdecydowanie nie był jej świat.
Obrazek

Ulice Portu Erola

277
POST BARDA


Samael stał za Viridisem z uniesionymi brwiami, a kiedy Labrus zaczął swoją tyradę, tylko przewrócił oczyma, tak, by wąsacz tego nie widział. Jeśli wiedział o kapitanskiej parze więcej, nie dzielił się tą wiedzą. Jego lojalność leżała po stronie Dłoni Sulona. Kapitan mógł mieć problemy sercowe z partnerem i własnym brakiem pewności siebie, ale trzymał załogę żelazną ręka i nie pozwalał, by zabrano mu władzę i statek.

Wściekłość Labrusa nie gasła.

- Tym bardziej powinienem tam być, gdy jest w kiepskim stanie! - W ustach lekarza wyrażenie zabrzmiało jak nieudolnie zebrane, a następnie powtórzone słowa osoby o niższej inteligencji. - To jest moja rola, pani kapitan Umberto. Wspierać go mimo wszystko, szczególnie w kiepskim stanie. - Labrus nie dał się przekonać. - Nie po to, żeby wkurwiać, a żeby być obok. Z blizną czy bez. - Wymijająco machnął dłonią, podkreślając błahość znaczenia blizny. Musiał dostrzegać w partnerze więcej, aniżeli jego niegdyś przystojną twarz. - Hubert jest, doprawdy, głupcem! Jest niemożliwy! - Irytował się, mijając Verę. Nim zniknął w nadbudówce, obrócił się jeszcze do pani kapitan. - Dziękuję za twoją pomoc, Vero. Kto by pomyślał, że ze wszystkich osób, najprędzej posłucha ciebie.

Na skrzyniach było wygodnie, a słonko przyświecało i wszystko wydawało się podążać ku normalności, gdy kapitan i jego lekarz zajmowali się sobą. Załoga powoli zabrała się za zwalnianie cum.

- Ojej, w mieście był cyrk? - Zapytała Gerda, wskazując na oddalający się statek, na którego pokładzie znajdowała się pasiasta tkanina. Ładunek był zbyt duży, by włożyć do pod pokład. - Dlaczego o tym nie wiedziałam? Kocham cyrk!

- Mamy cyrk z kapitanem.
- Zamarudził jeden z marynarzy Dłoni.
Obrazek

Ulice Portu Erola

278
POST POSTACI
Vera Umberto
Oparła dłonie na biodrach, a pomiędzy jej brwi wróciła dobrze tam już zadomowiona, pionowa zmarszczka.
- Nie drzyj się na mnie. To nie ja zostawiłam cię na wyspie - odwarknęła do Labrusa. Odprowadziła go niezadowolonym spojrzeniem, a gdy padły jego ostatnie słowa, tylko przewróciła oczami. Jakoś to podziękowanie nie do końca do niej trafiało i nie potrafiła określić, co było tego przyczyną. No bo co to niby znaczyło, kto by pomyślał? Vera potrafiła być przekonująca. Dużo bardziej, niż taki Viridis, chociażby. To, że on był marudą, która nie przyjmowała do siebie żadnych argumentów, nie znaczyło, że tak samo funkcjonuje cała reszta świata.
- Królewny zasrane - mruknęła pod nosem, mając na myśli kapitańską parę. I ten jeden raz nie przejmowała się, że słyszy ją Gerda, choć przecież dopiero co kazała dziewczynom zachować odpowiedni szacunek do powyższych. Opadła na skrzynię i oparła się łokciem o reling, zakładając nogę na nogę. Jej czubek buta nerwowo chodził w górę i w dół. - Oby nas na Harlen dowieźli bez kolejnych zwrotów akcji. Pojebałoby mnie w tej załodze.
Oczywiście, swoje narzekania zachowała tylko dla Gerdy. Nie chciała, żeby usłyszał ją ktokolwiek z ludzi Heweliona, bo nie wypadało podważać jego dowodzenia na jego własnym statku, ale wciąż miała swoje do powiedzenia na ten temat. Nawet sobie nie wyobrażała, co działo się teraz w kajucie kapitańskiej; dziwiła się, że kłótni nie było słychać w miejscu, w którym siedziała. Może nauczyli się trzymać swoje sceny za zamkniętymi drzwiami... w większości przypadków.
Ale potem w zasięgu wzroku pojawiło się coś, co sprawiło, że ten dzień miał stać się dużo, dużo lepszy.
Wyprostowała się gwałtownie i skupiła się na statku, który wskazywała jej dziewczyna, a gdy dotarło do niej, co dokładnie widzi, natychmiast poderwała się ze skrzyni i wychyliła przez burtę, kurczowo zaciskając na niej dłonie. Och, jaki to był wspaniały widok!
- Cyrk to dopiero będzie, Gerda - powiedziała i zaśmiała się. - Ile tam musi być złota! Samael!
Odepchnęła się od burty i podbiegła do rogatego z roziskrzonym spojrzeniem, by wyciągnąć wyprostowaną dłoń w stronę statku, na którym beztrosko odpływał sobie upiększyciel Hwylfor.
- Tam! Płyńmy za nimi, Sam! Musimy ich dogonić, nie mogą nam zniknąć z oczu - wyrzuciła z siebie szybko. I choć Hubert powiedział, że oddaje jej statek, nie ogłosił tego przecież oficjalnie, nie zamierzała więc robić z siebie samozwańczego kapitana. Musiała przekonać Samaela do działania. - Tam jest ten mały skurwiel, który oszukał kapitana, to jego namiot! A razem z nimi całe złoto, jakie zarobił na tych swoich matactwach. Czy ty wiesz, ile to będzie? Trzy tygodnie łupienia na północy, jak nie więcej, czeka tam, na tym jednym pokładzie! Ogarnij ludzi, płyńmy im wpierdolić! To z pewnością poprawi kapitanowi nastrój. Za kłaki mu tego gnoma przyciągniemy przed nos.
Obrazek

Ulice Portu Erola

279
POST BARDA
Obie księżniczki zniknęły za drewnianą ścianą kajuty i ze środka nie dochodził nawet szmer, gdy zajmowali się sobą. Do czegokolwiek między nimi doszło, miało to pozostać tajemnicą dla załogi i kapitan Umberto. Większym zainteresowaniem cieszył się statek, który wskazała Gerda, a następnie tylko podkreśliła Vera Umberto.

Nawet Samael podekscytował się momentalnie.

- Tak jest, pani kapitan! - Przyjął rozkaz i nawet odruchowo uniósł dłoń do czoła. - Pospieszcie się! Musimy jak najszybciej wyjść z portu! - Krzyknął od załogi, nie zamierzał jednak przekazywać im wszystkiego od razu. Byli zbyt blisko brzegu, ktoś z portu wciąż mógł usłyszeć ich pokrzykiwania.

- Nie możemy zaatakować go blisko Portu Erola, kapitanie. - Wtrąciła się Pogad, która od razu przybiegła do nich, węsząc możliwość nowej przygody. - Zgarnie nas przybrzeżna straż.

- Będziemy ich śledzić aż na otwarte wody. - Zgodził się Samael.

- Powiem kapitanowi? - Zaproponowała Greda słodko. - Na pewno się ucieszy.

- Nie... na razie pozwól jemu i panu doktorowi zająć się sobą.
- Sam ostudził jej zapał.
Obrazek

Ulice Portu Erola

280
POST POSTACI
Vera Umberto
- Tak, wiem - skinęła głową, reflektując się nieco, gdy upomniała ją Pogad, chociaż w przypływie emocji zdążyła o tym zapomnieć. Dawno nie zdarzyło się jej tak bardzo pragnąć dorwać statku w granicach Archipelagu. Była przyzwyczajona do tego, że Siódma Siostra przypływała tu na wypoczynek i nawet nie rozglądała się za potencjalnymi ofiarami, choć wszyscy dobrze wiedzieli, że było ich tu wiele. Ale miała swoje zasady: nie polowali wśród wysp. To miało być jedno, jedyne miejsce na całym świecie, gdzie na słupach i tablicach ogłoszeniowych nigdy nie miał zawisnąć list gończy z jej twarzą.
No ale potem pojawił się ten gnom.
- Hewelion też by tego nie chciał. Ani Labrus. Musimy zaatakować na tyle daleko, żeby straż Archipelagu miała już chuja do gadania - zadecydowała, znów dobiegając do burty i zaciskając dłonie na relingu.
Strzeliła rozgorączkowanym spojrzeniem w stronę nadbudówki.
- Kapitan zorientuje się, że coś się dzieje, jak zaczniemy przyspieszać. Jak dotrze do niego hałas z głównego pokładu. Pewnie wtedy wyjdzie z tej swojej nory, blizna czy nie. Dobry wpierdol zawsze poprawia nastrój... jak się jest po właściwej jego stronie.
Odwróciła się z powrotem do Samaela i odgarnęła włosy z twarzy. Cholera, kiedy nie miała kapelusza, przy mocnym wietrze za bardzo leciały jej do oczu. Będzie musiała je związać do walki. Och, a walka była czymś, czego bardzo, ale to bardzo potrzebowała, jako piękne podsumowanie udanego wypoczynku.
- Gnom jest mój. To znaczy, gnom jest prezentem dla kapitana Heweliona. W tym namiocie, który stąd widać, kapitan był na zabiegu, który miał zmienić mu życie - znów wyciągnęła rękę w stronę pasiastej tkaniny, widocznej z oddali. - Tam jest ten mały skurwol, który go oszukał. Przyciągnę mu go pod nogi i będzie mógł zrobić z nim, co tylko będzie chciał. Porządnie skopać gnoma - to jest dokładnie to, czego Hewelion teraz potrzebuje. Idę założyć pancerz. Gerda, ze mną! Pomożesz mi.
Jak powiedziała, tak zrobiła: zbiegła po schodach na dół, do przestrzeni, jaką dzieliła z innymi załogantkami Siódmej Siostry i zabrała się za zapinanie na koszuli skórzanego napierśnika, trudno dostępne miejsca zostawiając nawigatorce.
- Pożycz mi coś do włosów - poprosiła. - Masz jakiś rzemień?
Obrazek

Ulice Portu Erola

281
POST BARDA
Byli na Archipelagu, zbyt blisko miasta i ciekawskich oczu. Jeśli chcieliby zaatakować tuż po wyjściu z Portu, zaraz na ich grzbietach zebrałaby się straż i cały plan przejęcia majątku gnoma, ja i skopania jego samego, poszedłby na dno razem z Dłonią Sulona.

- Możemy zapytać kapitana... - Zaoferowała słabo Gerda.

- Nie, niech kapitan odpoczywa. - Samael stał po stronie Huberta i jego spokoju w ramionach ukochanego. - Potwierdzę z nim tuż przed abordażem. Musimy się przygotować.

Nic nie wskazywało na to, że piraci mają krwiożercze zamiary. Statek wychodził z portu nieco bardziej agresywnie, niż pod wodzą ostrożnego dowódcy, lecz Dłoń była na tyle doświadczona by nie zrobić statkowi żadnej krzywdy. Statek gnoma zaś już wypływał na otwarte morze, nabierając prędkości.

- Dorwiemy go! - Zapewnił Samael.

[do -> Południowy Brzeg Eroli
Obrazek

Wróć do „Port Erola”