Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

181
Rolfi z zapałem spoglądał na Elernaia. To, o czym myślał, można było tylko zgadywać. Diabelstwo mógł wiedzieć jedynie to, co ktoś mógł silnie czuć i jakie emocje go przepełniały. Wyczuć całe zdania było poza jego zasięgiem. Każdy jednak by się domyślił, że Rolfi raczej pozytywnie myślał o Elernaiu. Miał złe przeczucia - słusznie. Zobaczył, jak Anna podchodzi pod kamienicę i spogląda na niego w chwili, gdy obraz jej przesłoniły dużo bliżej położone drzwiczki wozu. Drewniane wejścia uchylone zostały, by wylać z siebie żołnierską zawartość. Sześciu kuszników po prostu wyskoczyło z wozu, wymierzyło i puściło salwą w Elernaia i Rolfiego, nie dając im czasu na reagowanie. Jeden tylko bełt trafił celu, godząc w rudowłosego, dokładnie w bok jego głowy, lecz chyba tylko go drasnął, bo chłopak z gniewem uskoczył w bok, chwyciwszy tylko drewniany stół straganu i przewrócił go jak zasłonę. Trwało to może sekundę. W tym czasie z kilku straganów wyskoczyli sprzedawcy i kupcy - tak przynajmniej wyglądający ludzie. Było ich może z siedmiu, a w rękach dzierżyli długie noże. Reszta osób z krzykiem zaczęła uciekać, prócz kilku przechodniów i innych straganiarzy. Nim Elernai zdążył cokolwiek zrobić, ktoś pojawił się za jego plecami i krzyknął - W imieniu króla - wzniesiona do ciosu ręka opadła bez życia, gdy niedoszły napastnik został przeszyty strzałą z łuku przez jakiegoś ciemnoskórego sprzedawcę butów. Wokół zapanował chaos - kusznicy puścili swoją salwę, kilku kupców wybiegło z nożami na Elernaia, kilku innych trzymało łuki, jeszcze inni uciekali w popłochu. To działo się przed nim.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

182
Diabelstwo zupełnie nie spodziewało się takiej mobilizacji wśród straży. Nie był tylko pewien, czy ktoś dał im cynk, że Elernai tu jest, bo zdążyli już rozesłać listy gończe, czy może byli są to agenci króla w przebraniach. Serce mu na chwilę stanęło, gdy zobaczył jak bełt trafia Rolfiego, ale z ulgą rzucił się razem z nim za osłonę, gdy okazało się, że tylko go drasnął. Nie chciał stracić kolejnego podopiecznego, szczególnie, że tak niewielu już ich zostało. Widząc, że na rynku wybuchła mała wojna domowa, Elernai postanowił podnieść swoim zwolennikom morale, a jednocześnie zasygnalizować Annie i Televanowi, gdzie dokładnie jest. - Trzymaj zasłonę, obserwuj kuszników. Krzycz kiedy mam się uchylić. - Rzucił w stronę Rolfiego. Nie chciał go mieszać do walki po jego urazie, a jednocześnie wolał, by ktoś miał oko na oddział strzelców za jego plecami. Po tym podniósł się, wyciągnął sztylet i rozłożył szeroko ręce w stronę napastników. - Syndykat nie upadnie! - Krzyknął, zagrzewając kupców do walki i sygnalizując ewentualnej pomocy gdzie jest. Po tym przybrał defensywną postawę, czekając na ruch wroga. Nie ma zamiaru walczyć czysto, więc lewą rękę ma cały czas wystawioną w stronę towaru ze straganów, by w razie czego mieć czym rzucić, oślepić bądź chociaż przywalić porządnie.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

183
- Tak jest panie Elernaiu! - krzyknął Rolfi, po czym z otwartymi oczyma pełnymi czystego, normalnego strachu rzucił się na kogoś przy straganie, mieczem dekapitując jakiegoś mężczyznę, który wyglądał najzwyczajniej. Może rudzielec znalazł w nim coś, co było nie tak. Z tych nerwów zapomniał całkowicie o tym, że miał nie zwracać się tak do Elernaia. Dwóch nożowników podbiegło do diabelstwa i wysunęło łapczywie swoje ręce, zakończone pojedynczymi ostrzami niby pazurami. Jeden z nich dostał w kark innym ostrzem, dzierżonym przez luźno ubranego sprzedawcę, który jednak po chwili padł martwy, gdy strzała trafiła go w plecy.

- Kusznicy! Uwaga! Salwa! - krzyczał gdzieś obok Rolfi, a wokół zapanował większy porządek - Ci, którzy nie brali udziału w potyczce, rozbiegli się, uciekli bądź pochowali za straganami i dwoma budynkami, między którymi biegła uliczka. Stragany, tak jak wszędzie, zadaszone materiałowymi baldachimami, zasłaniały budynki, ale jeden z takich baldachimów został zerwany i Elernai kątem oka zobaczył kilkanaście metrów od siebie trzech kuszników, stojących na balkonie, mierzących centralnie w niego.

Przed nim zaś przez tłum zebrany na targu przedarło się kilku odzianych w stal i skórę wojowników - może Strażników, może wojskowych Archipelagu, może najemników czy rozbójników. W rękach obnażone miecze świeciły się groźbą. Przez te kilka sekund, jakie minęło pomiędzy pierwszą salwą, a teraz tą drugą, która miała nadejść od wozu, kilka osób co najmniej już nie żyło - zasztyletowanych, bądź zastrzelonych. Nie było mowy o tym, by zgadnąć, kto jest kto.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

184
Mając przed sobą jeszcze jednego napastnika i mały stos ciał wokół siebie, Diabelstwo postanowiło wykorzystać sytuacje na swoją korzyść. Wychodził z założenia, że przed salwą z wozu ochroni ich stół, ale kusznicy z balkonu mieli czysty strzał. Spojrzał na nożownika przed sobą i uznał, że chyba nie miał zbyt wiele razy do czynienia z nożem w walce, gdyż stanowczo za mocno wysunął rękę z bronią w stronę młodzieńca. Elernai ma zamiar w tym samym ruchu zbić cios nożownika lewą ręką i wręcz przewalając się na niego wbić mu sztylet w szyję. Następnie przewali się na ziemię wraz z umierającym już przeciwnikiem i zasłoni się nim przed kusznikami z góry. Krótkim okrzykiem rozkaże zrobić to samo Rolfiemu, który na ma cały asortyment zwłok wokół siebie do wyboru i będzie wpatrywał się swoim szkarłatnym okiem w stronę przybyłych wojowników, starając wyczytać ich intencje. Jeśli okaże się, że również przyszli go zabić, to nie czekając na trzecią salwę uda się biegiem między budynki, próbując jak najszybciej zniknąć im z oczu.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

185
Jak to w przypadku styku ostrza z nagą skórą, następuje reakcja. Akcja równa się reakcji. Chcąc zbić rękę Elernai machnął w kierunku ostrza, która została przez nożownika po prostu chlaśnięta - pokrywająca wnętrze dłoni rana popłynęła krwią, a przeciwnik zaśmiał się triumfalnie, widząc, że jego atak trafił celu. Dwóch innych pojawiło się za jego plecami, zaczęli się jednak między sobą siłować, przepychając i próbując wbić nawzajem noże.

Rolfi słysząc okrzyk skoczył gdzieś w stragany, potknął się i zniknął gdzieś między skrzyniami po tej stronie ulicy, gdzie nie było kuszników. Nożownik, widząc swój sukces skoczył do przodu, gdy kusze skrzypnęły z brzękiem. Pociski przeleciały przez powietrze - dwa wbiły się w atakującego, który zasłonił Elernaia własnym ciałem, gdy skoczył do przodu - trzeci poszybował koło jego żeber i wbił się w lewy łokieć diabelstwa, przebijając kończynę na wylot z niebywałym bólem. Dało się słyszeć charakterystyczny chrzęst łamanych i niszczonych kości. Bezwładna ręka opadła wzdłuż ciała.

- Stój w imieniu Królestwa Keronu! - krzyknął jeden z wojowników przechodząc w trucht, kierując się ku Elernaiowi. Wokół pojawiło się kilka postaci z nożami i mieczami. Większość jednak zmierzała ku niemu, nie ku innym. Kusznicy znów gotowali się do salw. Przez chwilę Elernaiowi wydawało się, że widzi przed sobą, wyżej, na balkonie poruszenie - doznawszy dekapitacji głowa kusznika wyleciała jak z procy, a Log mieczem przebił drugiego kusznika. Trzeci oberwał strzałą prosto w czoło, powalony.

- Elernai! - krzyknęła Anna gdzieś zza wozu, gdzie dochodził również zgiełk złożony z okrzyków i szczęku żelaza. Ludzie bardziej się już rozpierzchli. Z budynku, pod którym leżał Rolfi, a w którym nie było Loga i kuszników, wypadło sześciu strażników miejskich, lecz niczym huragan przetoczył się między nimi dwuręczny topór w rękach zakrwawionej, pokrytej strzałami i bełtami niczym jeż postaci. Orkowe usta otworzyły się rykiem jak nie z tego uniwersum - KRAG! To zbyt mało, by mnie zabić! - ryczał wściekły Janek Kragg, wymachując toporem, którym zabijał strażników jeden po drugim. Niemniej, wóz i teren za nim zostawał niewiadomą, a wojownicy nadchodzący od targu wyglądali na bardziej doświadczonych, niż Straż Miejska.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

186
Elernaiowi zakręciło się z bólu w głowie. Upadł ze stłumionym krzykiem na jedno kolano i chwycił drugą ręką bezwładną kończynę. Na wyspie miał przebitą na wylot nogę, a teraz zmiażdżony łokieć. Jeszcze nigdy nie miał dwóch uszkodzonych kończyn w tak krótki odstępie czasu. Do tego dochodziła jeszcze rozcięta ręką, gdyż diabelstwo zlekceważyło przeciwnika, ale ostatecznie wyszło prawie tak jak zaplanował. Półelf na chwilę stracił wolę walki. Nie myślał o ucieczce. Patrzył tylko nieobecnym wzrokiem na małą armię, która szła w jego kierunku i zastanawiał się co robi tu armia Keronu i czego chcą akurat od niego. Uśmiechnął się na myśl, że chociaż Rolfi zdołał zbiec. Jednak po chwili cały jego ból jakby ustał, a chęć przeżycia znowu w nim rozpromieniała. Nigdy nie spodziewałby się, że tak go zadowoli i zagrzeje do walki ryk orka. Cieszył się, że udało mu się przeżyć. Przypominając sobie z jak dużym oddziałem go zostawił zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z jednym z największych zabijaków jakich widział. Nie zwlekając ani chwili dłużej, Elernai schował sztylet do pochwy i korzystając z chwili nieuwagi dwójki nożowników, ruszył biegiem za wóz, przewalając za sobą jak najwięcej rzeczy, by opóźnić pościg. Za wozem wyjmie jednak z powrotem sztylet, gdyż spodziewa się ataku również z tamtej strony.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

187
Ork ryczał dalej, gdy Elernai odbiegał od niego, biegnąc w kierunku wozu, który zajmował przecież prawie całą szerokość tej uliczki, a przed nim stało nadal czterech kuszników. Czym ktoś jest bliżej, tym jest większym celem, a gdy diabelstwo do nich biegło, byłoby na prawdę trudno w niego nie trafić. Kusze zostały wycelowane prosto w klatkę piersiową, gdy ktoś za jego plecami krzyknął czystą, wspólną mową ludzką - Pojmać! Nie zabijać! - wtedy też kusznicy wycelowali w Elernaia, pozwolili, by ich minął i gdy tylko przebiegł obok wozu jedną salwą wystrzelili cztery bełty i wszystkie trafiły celu. Jeden w uszkodzoną na wyspie lewą nogę, prawie obok poprzedniej rany -na łydce, a trzy w prawą nogę - jeden bełt w łydkę, jeden bełt w tył kolana, przebijając je na wylot i wyrywając rzepkę spod skóry, a trzeci wbił się poniżej prawego pośladka. Diabelstwo, powalone tym strzałem upadło na kamienisty bruk, by widzieć, jak przed nim walczy w szamotaninie kilkanaście osób, tuż pod białą kamienicą.

Televan walczył w samym środku, by po chwili z gniewnym okrzykiem i nowymi siłami dzięki przemianie w bardziej owłosione i podobne potworowi niż człowiekowi coś. Wokół niego leżało kilka trupów strażników i kilka ciał niewątpliwie należących do jego sojuszników, a także do samych Tygrysów - drewniane maski zasłaniały niektóre z martwych twarzy. Gdy teraz spoglądał na nie, widział litery i wyrazy - język demoniczny. Nie znał go, ale pomimo tego wyczuwał, co one znaczą. Imiona wyryte na drewnianych czołach - Nadzieja. Braterstwo. Jabłuszko. Gniewny Skrzypek. Jedność. Każde z nich leżało martwe. Anna, teraz z twarzą owiniętą jakimś materiałem próbowała wywalczyć możliwość ucieczki, a krew spływała jej po twarzy strumieniami.

- W imieniu... - dało się słyszeć ryk Janka Kragga, który na przekór bogom nie chciał zginąć. Jego sentencja została urwana, a gdzieś za plecami leżącego na brzuchu Elernaia coś buchnęło ogniem, bo poczuł na stopach żar, a i pobliskie stragany rozświetliły się nieco. Przed sobą w tym czasie widział jeszcze kilka postaci, które jakby intuicyjnie utożsamiał z Tygrysami, bo walczyły w przegrywanej, małej bitwie ze strażnikami. Tak toczyła się jedna z wielu małych bitew rozegranych w dniach, kiedy to władza pozbyła się Tygrysów. Przynajmniej częściowo.

- Elernai! - gdy czwórka z kuszników stała nad diabelstwem, wpadli w nich niemalże w tym samym momencie Log i Rolfi, obaj krzycząc i wymachując jednoręcznymi mieczami z gniewem. Tnąc kuszników skończyli to szybko i podnieśli diabelstwo. Rolfi przerzucił go przez ramię tak, że spojrzenie Elernaia skierowane było ku plecom. Rudzielec zaczął biec, a podskakujący obraz przedstawiał płonącego, rzucającego się na boki orka, z ustami zasłoniętymi przez płomienie, które wylatywały z jego gardła. Wśród ognia kroczył za nimi mężczyzna w długiej, czarno-czerwonej szacie, z symbolem miecza przebijającego serce. Twarz zasłoniętą miał przez czerwony, wysoki, stożkowaty kaptur, który zasłaniał mu całą twarz i miał wycięte dwa otwory na oczy i jeden na usta, które ruszały się bezustannie - Pernasolius lumine endo - mówiąc to w jednej dłoni trzymał księgę, której stronice świeciły jasnym kolorem, a w drugiej dzierżył kulę, która coraz mocniej wystrzeliwała płomienie, które pożarły i wóz.

Chociaż Elernai był w szoku, to rozumiał, że zagrożenie jest bardziej obecne, niż kiedykolwiek. Nie czuł swoich nóg, za to ból w łokciu był nie do wytrzymania. Gdzieś za nim, a przed Rolfim i Logiem, powinna rozgrywać się potyczka Televana, w kierunku której biegli.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

188
Leżąc na ziemi i wydzierając się stłumionym krzykiem przez zęby, Elernai zastanowił się, co on właśnie najlepszego uczynił. Zupełnie zignorował fakt, że przebiegnie koło kuszników i ślepo wierzył, że uda mu się to zrobić zanim Ci zdążą ponownie naciągnąć bełty. Na wyspie od kalectwa uratowała go prawdopodobnie demoniczna krew, ale jeśli miałby wyjść żywy z tej sytuacji, to nie wie, czy ta regeneracja wystarczy. Dał ponieść się emocjom. Ból w łokciu i chęć dotarcia do Anny przysłonił mu oczy. Ale teraz było już za późno na przemyślenia, gdyż w tym momencie podskakiwał bezwiednie, mając sprawną tylko jedną rękę. - Biegnij do Televana, osłaniam Cię... - Zdołało z siebie wycisnąć diabelstwo. W obecnej sytuacji nie miało zbytnio jak go osłaniać, ale otuchy zawsze można dodać. Skrzywił się widząc jak usta Janka, który już dzisiaj i tak oszukał przeznaczenie płonęły. nie trzeba być specjalistą, by stwierdzić, że była to sprawka magii, która dobrze użyta potrafi siać największe spustoszenie. Jednak rzucanie czarów nie przychodzi zazwyczaj z łatwością, więc potrzeba do tego skupienia i pełnej koncentracji. Diabelstwo chciało chociaż trochę przydać się w tej bitwie. Tak jak nie udało mu się w walce na sztylety, tak ostatnimi czasy ma wyjątkowo dobrą passę w wykorzystywaniu noży do rzucania. Sięgnął po jeden swoją jedyną sprawną ręką, i skupił się na recytatorze. Skoro już i tak miał niesprawne trzy kończyny, to stwierdził, że nie będzie mu żal jak zacznie również oko ponownie krwawić. Zrobi wszystko, by to trafić, więc włożył w to całą resztkę swoich sił i mocy. Nie był pewien co by się stało, gdyby zniszczył kulę. W najlepszym przypadku wywołałoby to efektowną eksplozję, ale w najgorszym może się ona okazać zwykłym katalizatorem do wzmocnienia zaklęć. Ponadto jest szansa, że upadając czarodziej ją rozbije, a wtedy i tak się o tym przekonamy. Elernai starał się wbić w rytm podskakiwania na plecach Rolfiego, by móc wręcz wykorzystać impet jego ruchu. Następnie rzuci nożem, celując w niezamykające się usta maga.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

189
Nieznany mag uniósł rękę wyżej i wtedy jego usta otworzyły się szerzej, by rzucać kolejne, niszczycielskie zaklęcia, które powoli pogrążały tą część targu w ogniu. Wtedy to Elernai, chcąc jakkolwiek przydać się w tej potyczce, zanim się ona skończy, postanowił rzucić w przeciwnika nożem - to umiał całkiem dobrze, a do tego wspomagało go przecież jego oko. Chociaż podczas rzutu tego nie wiedział, to prawdopodobnie rzut ten ocalił jemu, Logowi i Rolfiemu życie, bo gdy inkantacja zawiesiła się na - Laveto Maxima - to kręcąc się w powietrzu nóż zatoczył kilka okręgów i trafił ostrzem prosto w usta maga, wbijając się między zęby górnej części jamy ustnej, rozrywając także same usta, a także wbijając się głębiej, by rozciąć obszar pod nosem i dosięgnąć także gardła. Jakby bez życia osunął się na podłogę, a jego szata zajęła się przy stopach ogniem, który sam wyczarował. Kula, którą trzymał, upadła i potoczyła się między straganami i wpadła do małego otworu ściekowego przy ścianie jednego z budynków koło wozu. Rzut został wykonany niemalże idealnie.

Gdy tak biegli krótkim dystansem, podskakując, to diabelstwo widziało, jak trzykrotnie ciała upadają tuż obok niego - jakby powalone przez Rolfiego, bądź też Loga. Raz też ktoś zamachnął się za plecami rudzielca właśnie na Elernaia, ale ktoś w masce szybko sparował cios i dźgnął wroga w gardło, a krew, mając otwartą drogę, tryskała we wszystkie strony, również na niesionego na ramieniu.

- Odwrót! Do kamienicy! - krzyk dał się rozpoznać jako krzyk Televana. Elernai powoli tracił przytomność, albo świadomość swoich czynów - czuł, jak po nogach strugami cieknie mu krew, a także wycieńczenie dawało się we znaki - od poprzedniego wieczora jadł tylko jeden posiłek, niedawno co prawda, ale mizerny. Mało też pił, a spał już prawie w ogóle, nie licząc krótkiej drzemki koło Karczmy. Dodatkowo dwie bitwy... Tego było już za wiele nawet dla młodego, silnego dzięki krwi demonów organizmu. Ktoś go podniósł i został przeniesiony na inne ramię, by widzieć, jak Rolfi i Log dołączają do Televana i Anny, którzy rozpaczliwie fechtują się z malejącą, ale nadal większą grupką przeciwników. Zmiana tempa podpowiedziała Elernaiowi, że jest niesiony pod górę - jego nosiciel wskakiwał po schodach. Gdy tak czerwone oko spoglądało na rynek, dało się widzieć, jak z boków i zza dwóch budynków, omijając płonącą uliczkę, zdąża tutaj kilkudziesięciu, uzbrojonych mężczyzn w podobnych rynsztunkach - regularna armia bądź Straż. Trudno było stwierdzić. Po lewej tętent koni zwiastował małą grupkę lekkich jeźdźców, którzy po chwili również się zjawili.

Wszystko zniknęło niemalże od razu, gdy pokonano schody i Elernai znalazł się w miłym, chłodnym, zacienionym miejscu, gdzie jedynym świetlistym kwadratem było wyjście na schody i dalej targ, gdzie teraz Televan wraz z kilkoma niedobitkami wspinali się na schody, a rzucony przez dowódcę tej eskapady nóż poleciał z furkotem piór zawieszonych na rękojeści, by trafić w środek szyi nadjeżdżającego jako pierwszego jeźdźca, który spadł, zaplątany w uprząż, rozbijając sobie głowę na kamiennym bruku, a koń stanął dęba.

Wszyscy wskoczyli do środka i zamknęli ciężkie, podwójne drzwi, ryglując je potężnym kawałem drewna, a i kilka osób zaczęło przesuwać meble tego bardzo przestronnego i wielkiego jak na środek budynku korytarza. Niemalże od razu, gdy drzwi zaryglowano, a trwało to chwilę, z zewnątrz uderzono w nie z impetem - Otwierajcie! Haha! Nie macie dokąd uciekać! Erola jest własnością króla Archipelagu! Potwory! Potwory! - ktoś zaczął skandować i duża część zebranych musiała się przyłączyć. Przez szparę w oknie, pod którym położono naprędce Elernaia widać było, jak pod budynkiem gromadzi się tłum - nie tylko uzbrojeni, ale i zwykli ludzie, mieszkańcy i przechodnie, obwiniając Televana za całe to zamieszanie, oraz ogień, który strawiał teraz targ, gdzie zapewne wielu kupców straci dobytek który miał im zapewnić przetrwanie. O zabite deskami od wewnątrz okna odbiły się przedmioty - widać było kamienie i palące się przedmioty - w szeregach przed głównym wejściem stało dwóch innych w szatach - czerwonej i brązowej, którzy strzelali okrągłymi pociskami w ściany kamienicy.

- To koniec... Kurwa! - krzyknął Televan, łapiąc się za głowę, gdy ludzie próbowali się szybko przegrupować - sprawdzano rany, zakładano opatrunki, wymieniano amunicję z kołczanów i pojemników na bełty. Były tutaj noże, miecze, tarcze. Wszyscy dozbroili się szybko - tarcze, miecze jednoręczne, amunicja. Ktoś wcisnął Elernaiowi trzy zwykłe, chociaż dobrze wyważone noże bez zdobień, gotowe do rzucania - Elernai! - dowódca przerwał to, co robił i podbiegł do chłopaka, który ułożony barkiem do ściany w sumie mało co mógł się ruszać od pasa w górę, nie zapominając o ręce ze zdruzgotanym łokciem - Dobrze Cię widzieć. Możesz jakoś... Cholera, nie za dobrze z Tobą. Spróbuj ile masz sił, by nas wspomóc. Jazda, za dużo czasu tutaj straciliśmy! - Televan sam dźwignął Cię na bark, będąc już w normalnej postaci. Wydawało się, że jest pół-elfem, a pół-demonem tak samo, jak Elernai.

Drużyna dźwignięta ruszyła z Televanem na czele przez korytarz.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

190
Zanim zupełnie stracił świadomość, Elernai spojrzał z bardzo leniwym uśmiechem na ustach na martwego maga. Cieszył się, że nie okazał się jedynie dodatkowym bagażem w tej potyczce. Jednak chwilę po tym stracił na chwilę przytomność z z pulsującego bólu oka. Zdecydowanie nadużył w tym momencie swojej umiejętności, ale jak już odzyskał świadomość to stwierdził, że warto było. Podskakując bezwiednie na ramieniu towarzysza rozejrzał się po okolicy. Wszędzie były ciała, płomienie, wojsko i straż. To już nie była zwykła akcja sabotażu, w który swego czasu brał wiele razu udział. To była prawdziwa wojna domowa, pomiędzy Syndykatem, a królem. Tego miasto długo nie zapomni, a Elernai nigdy, o ile uda mu się przeżyć. Leżąc pod oknem miał czas na przemyślenia. Zastanawiał się jakim cudem przybył do miasta w poszukiwaniu informacji o Arvanie lub cyrku, a jest teraz tu, białowłosy, ledwo żywy z jedynie sprawną ręką i głową w środku bitwy. Mimo to cieszył się, że pomaga Syndykatowi bo uważał, że daje on zwykłym ludziom nadzieję na lepsze życie. Jednak trudno było w to dalej wierzyć słysząc rozwścieczonych kupców za oknem, którzy najchętniej sami rozszarpaliby ich wszystkich na strzępy. - Ciebie również dobrze widzieć Televanie. Cóż, nie powiem, że bywało gorzej, bo nie ma sensu kłamać, ale mam sprawną prawą rękę, więc jeszcze mogę walczyć. I nie pierdol, że koniec, bo koniec dopiero będzie jak umrze ostatni z Syndykatu, a jeszcze trochę nas tu zostało. Możesz mi wytłumaczyć co tu robi armia Keronu? To oni mnie tak urządzili, bo o dziwo nie chcieli mnie zabić, tylko pojmać. Tak czy inaczej chodźmy, co ma być to będzie. - Odpowiedział spokojnym, zaspanym głosem Televanowi. Leżąc mu na ramieniu wyciągnął wszystkie noże na wierzch, by były gotowe do rzutu w każdej chwili.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: "U Borina i Finrotfela" - Tajemnice

191
Televan zdążył się jedynie cicho zaśmiać, gdy Elernai z przekonaniem mówił o ostatnim, który umrze z Syndykatu. Grupa poruszała się do przodu biegiem przez długie korytarze, a wokół panował szczęk stali, okrzyki i dziwne trzaski. Gdzieś z tyłu dało się słychać jeszcze głośniejszy trzask łamanego drewna i wyginanej stali zgrzyt - Nadchodzą! Uciekajcie! Uciekajcie! - krzyczał ktoś panicznie gdzieś z tyłu, jakby daleko za plecami, chociaż korytarz wypełnił się hałasem zbyt blisko, by czuć się bezkarnie i bezpiecznie.

Słońce wręcz oślepiało Elernaia, gdy leżał - morska woda uderzała go po twarzy. Musiał stracić przytomność, gdy uciekali, bo znajdowali się już na wybrzeżach Eroli - Dzień dobry słoneczko. Chyba dość spania? - twarz Anny dobrze odrysowywała się na jasnym, błękitnym niebie.

http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=54&t=2120
Spoiler:
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Wróć do „Port Erola”