Przystań

1
Każdy kto spędził na morzu szmat czasu, doskonale zdaje sobie sprawę, iż wyłaniający się znad horyzontu port jest widokiem cudownym. Bez względu na to, czy widzi się go po raz pierwszy, czy setny. Zachwyca, wzrusza, napełnia radością, a nieraz twórczo natchniewa. Stąd zapewne ogrom miernych poematów, tudzież zapadających w pamięć pijackich szantów.

Niestety, nawała statków przyćmiewała piękno tego miejsca. Gdzie nie spojrzeć - kupieckie kogi, prywatne holki, wielkie fregaty, mniejsze karaki, skromne barkasy, między-wyspiarskie nefy, lawirujące między nimi strażnicze brygi, a wszędzie pomiędzy wciśnięte rybackie kety. Jednym słowem, było tutaj wszystko. Zapalony miłośnik morskiej żeglugi pod wpływem owej scenerii mógł z tego zachwytu wręcz dostać apopleksji.

Na szczęście, między żaglami, choć z lekkim problemem, dało się dostrzec widoki ciekawsze niźli statki upchane pomiędzy pirsy. Rzecz jasna, nie chodziło o rzędy niebosiężnych żurawi, rozwlekłych slipów czy kamienną keję po brzegi wypełnioną tłuszczą ludności. O niegdysiejszej wspaniałości tego miejsca świadczyły przedewszystkim wznoszące się ponad portem majestatyczne budowle. Jako, iż miasto częściowo wznosiło się na wzgórzu, z perspektywy innej całkowicie białe struktury pięły się ku górze. Inne, kolorowe, stosunkowo nowe, okalały je tworząc przedziwne, lecz piękne zarazem formacje. Śnieżnobiałe wieże wyróżniały się aż nadto, podkreślane przez kanały wpadające wgłąb portu. Z reliktem dawnej świetności gryzły się tylko budynki frontalne, całkowicie odmienne. Zniszczone przez upływ czasu i zaniedbanie mieszkańców, powoli przekształcane w magazyny i speluny. Niestety liczne.



Nie dobili do portu. Zatrzymali się jakieś ćwierć mili od kei. Atmosfera odczuwalnie zmieniała się i to bynajmniej nie na lepszą. Załoga poczęła bluzgać. Pasażerowie szeptać między sobą. Na chwilę pojawił się nawet kapitan, ale rychło zniknął. Ostatecznie stało się to co nieuniknione, to co każdy wolałby sobie oszczędzić. Do karabeli podpłynęli celnicy.

Ledwie nim wtargnęli, każdy w tunikach ciemno niebieskich i nogawicach czarnych, niczym głodne psy rzucili się na ładunek. Dwóch oczywiście najsampierw ruszyło do kapitana. Reszta zaś, z goła ośmiu, frywolnie pałaszowała tu i tam mając za nic godność i prywatność podróżnych. Nie obeszło się również bez nagabywania co niektórych.


- Co tak paniusiu stoisz? - Napastował jeden z celników. Kobieta, choć w wieku raczej dojrzałym, włosami pod welonem, w luźnej sukni, prezentowała się nadzwyczaj dobrze. U boku miała co najwyżej dziesięcioletniego synka, lecz to widocznie nie przeszkadzało natrętowi. - Raz, dwa, pokazuj co tam nosi.

- Ejże! - rzucił jeden ze współpasażerów, ani chybi rycerz z minął bardzo srogą. - Odejdźcie od tej damy albo waszą męskością rybki nakarmię. - Mimo groźby nie wstawał ze skrzyni, którą już wcześniej sobie upatrzył. Siedział i siedział.

- Panie rycerz - odezwał się inny celnik - nam grozicie? Nas kilku, a ty zaś jeden. Prosim zatem zawrzyjcie tą mordę. Siedźcie i rzyci nie ruszajcie. Dla dobra ogółu.

Których z niebieskich natrętów przytaknął, po czym kontynuował tak zajmujące plądrowanie.

Wojownik mierzył spojrzeniem każdego z osobna nieustannie trzymając rękojeść klingi. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na rychłą jatkę. Na szczęście lub niestety, o ile w ogóle zamierzał, nie zdążył zareagować gdyż celni ruszyli wgłąb pokładu.

- O kurwa! To jaszczur. O w mordę! Na pokładzie!

- Dawaj kusze no! Gdzie celujesz? Dawaj mnie.

Bez wątpienia byłby tutaj istną atrakcją. Bestia podobna, a jednak odmienna od widywanych w okolicy. Tutejsze ćwierć długości owej miały. Z kolei o oswojeniu ich nie było mowy. Ta zaś, wystarczyło spojrzeć, niemalże spokojna. Ledwie ogonem machała i szczerzyła palisadę zębisk. Nic po za tym. Kto wie. Z innej jednak strony potworzysko może wiedziało, iż nic nie zdziała z powodu kagańca oraz przywiązania łańcuchem do jednego z masztów.

Początkowa reakcja współpasażerów na widok gada przypominała obecną. Jedni za broń chwytali, inni sposobili się do ucieczki. Sam kapitan, aż zbladł z przestrachu. Nie zanosiło się na to aby zgodził się przewieźć ów monstrum. Ba, straż już chciał wzywać. A jednak, za dodatkową opłatą i tajemniczą namową Kali przymknął na to oko. O dziwo wbrew protestom załogi.

- Czyje to… to jest? Twoje kupczyku? A może twoje orczyco?

Celnik nie żartował. Bał się, mierzył nabitą kuszą i lada chwila gotów był strzelić. Nie wiadomo jedynie w kogo. Gada czy potencjalnego właściciela? Nikt nie zabierał głosu. Niechybnie zabrałaby pewna półelfka, lecz dziwnym trafem akurat przebywała w kajucie.
.

Re: Przystań

2
Port Erol. Nareszcie.
Po wielu dniach żeglugi, Durga i jej mistrzyni w końcu dotarły do celu podróży. Kapitan, z początku niechętny obecności orczycy i jej wierzchowca na pokładzie, ostatecznie przekonał się do ich przydatności. Jak sam stwierdził, pasażerki musiały przynieść mu wyjątkowe szczęście i dobre wiatry, skracając czas podróży niemal pięciokrotnie... Poza srebrem był to dla niego jedyny argument dla trzymania ich na pokładzie i chronienia przed resztą załogi.

- Nie, "to", lecz "on", panie celniku. Należy do mnie, obawiać się go nie musicie, bo całkiem mi jest powolny. Widzicie, jak spokojnie stoi. - rzekła orczyca znużonym, rzeczowym tonem. Jak zawsze ludzka płochliwość wobec niecodziennych dla nich zjawisk objawiała się agresją. Co nieznane, to najlepiej ustrzelić, a potem pytania zadawać. Ileż razy odbywała już takie konwersacje? Aż trudno zliczyć. - Drogę całą bez żadnych problemów przebył, to czemu nagle teraz miałby się narowisty zrobić? - dopytywała się głosem spokojnym i pewnym siebie. Wiedziała, że kluczem do opanowania takiej sytuacji jest danie strażnikowi oparcia i potencjalnego kozła ofiarnego, coby on sam tłumaczyć się nie musiał. - Ale jeśli tą kuszą będziecie wymachiwać, to nie wiadomo, do czego dojdzie. Schowajcie ją i dajcie zejść na ląd... W końcu każdy z nas, podróżników, potencjalne bogactwo do miasta wnosi. A przecież na tym wszystkim Gildiom zależy, zgadza się? - błysnęła kilkoma monetami, aby nadać dodatkowej wagi swoim słowom.
KP

Re: Przystań

3
Celnik nie odpuszczał.

Bez wątpienia łatwiej było odczytać myśli kłębiące się w jego głowie niźli myśli gada. Kiedy natręt łaso wyciągał rękę po okrąglutkie monety jakoby spokojny zwierzęcy towarzysz gwałtownie skoczył ku niemu wydając osobliwy warkot. Gdyby nie łańcuch ktoś niechybnie, mówiąc łagodnie, doznałby uszczerbku na zdrowiu. Mimo tego, mimo również dzielącej ich odległości około jednego sążnia, celnik zatoczył się i upadł na zadek. Rychło się jednak podniósł. Wymierzył ponownie, tym razem jeszcze bardziej poddenerwowany. Kusza z lekka dygotała w jego rekach.

- Nie... nie... - wydukał, acz nie dokończył, bowiem jego kompan raczył włączyć się do rozmowy.

- No kurwa mać, orczyco kpisz bodaj? Bogactwo?

- Puści to plugastwo w miasto! - dodał trzeci. - Tak będzie!

Raz, dwa do sporu dołączyło jeszcze dwóch (razem pięciu). W każdym bądź razie ci nie zamierzali strzępić sobie języka. W tym samym czasie, tym samym ruchem dobyli krótkie klingi. I pozornie czekali na rozwój sytuacji. Wiadomym jednak było, iż to oni zareagują jako pierwsi.

Tymczasem nieco dalej jeden z celników szarpał się z bogom ducha winną kobietą. Zamiarował wyrwać jej podręczny bagaż, aczkolwiek jak widać nie poszło mu to tak łatwo jak zakładał. Mały chłopiec pełen przestrachu uczepił się nogi matki. Rycerz powstał w końcu wyciągnął broń. Wyciągnęli ją także dwaj inni celnicy. Wszyscy trzej jakimś cudem powstrzymywali się od dokonania rozróby. Zamiast tego, póki co, mierzyli się spojrzeniami.
.

Re: Przystań

4
- Loki! Spokój! - warknęła do gada orczyca, po czym spoglądnęła zimnym wzrokiem na celników, którzy zgromadzili się przed nią. Czuła, że sytuacja zmierza w złym kierunku. Durga nie obawiała się aż tak bardzo walki, jednak wiedziała, że wymordowanie celników miasta, w którym chciała się zatrzymać przez dłuższy czas nie będzie najlepszym z rozwiązań. Potrzebowała powodu, dla którego jej wierzchowiec mógłby zostać wprowadzony do miasta... do portu, w którym wszystko podlegało zasadom handlu. Potrzebowałaby jednak trochę szczęścia, odrobinę tej siły, która często przeważała szalę na korzyść lub niekorzyść. Skoncentrowała się, przywołując do siebie wiatr magii, zgodnie ze wskazówkami jej nauczycielki.
Wizualizacja - nieskończenie wielkie koło, połączonymi delikatnymi żyłkami z całą Rzeczywistością. Obraca się, wprawiając w ruch bogów, demony, śmiertelników i wszystko, co żyje...
Lokalizacja - ta jedna żyłka, łącząca ją, Durgę Markuth, trwającą pośród zarazy i klęsk dotykających krainy śmiertelnych.
Realizacja - pochwycenie swojej struny, nadanie jej pędu i ułatwienie drogi pośród innych, zapewnienie tej dodatkowej, kluczowej przewagi!

Całe zdarzenie trwało ułamek sekundy. Durga nachyliła się w stronę mężczyzn, przyjmując na twarzy wyraz zirytowanego posłańca, który odbył długą drogę tylko po to, żeby zostać zatrzymanym bez powodu u jej kresu.
- To "plugastwo" jest potrzebne któremuś z magów w Porcie Erola... i jeśli go nie otrzyma, nie będzie zadowolony. Na pewno chcecie robić sobie kłopoty? Płacą wam dostatecznie za coś takiego? - powiedziała cichym, groźnym tonem. Celnicy mogli się czuć pewnie, jednak w mieście rządziły bractwa magiczne i Syndykat, mający własne, ciemne interesy. Sugestia, że kobieta jest jedną z nich powinna być wystarczająca do ostudzenia zapału, z jakim przeszukiwali statek.
KP

Re: Przystań

5
Ten z kuszą zwątpił. Opuścił broń. Następnie przezornie cofnął się potrajając odległość dzielącą go od gada.

- O tym żem nie pomyślał - celnik, który chwilę wcześniej tak pewnie podważał prawdziwość wyłożonych argumentów teraz wydawał się nader skonfundowany. Podrapał się w czarną czuprynę, potem w brodę, szyję i w końcu bezradnie wzruszył ramionami. Nie miał nic więcej do powiedzenia.

Niemniej jednak nie każdy uwierzył w zasłyszane słowa. Ci dwa z obnażonymi klingami nie ukrywali zdziwienia kiedy ich kamraci ni z tego ni z owego zaprzestali nagonki. Cóż ich do tego mogło skłonić? Wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Przeczyła temu jawna implikacja. Starcie z rycerzem, mające miejsce nieco dalej trwało nadal. W dalszym ciągu nieustępliwi mężczyźni mierzyli się pogardliwie oceniając wzajemne szanse. Tak czy inaczej obydwie strony znały konsekwencje wynikające z podniesienia ręki na władze. Bez mała urzędnika.

- Niema co, puszczamy ich.

- A już ci!

- Racja to! - celnik tak gwałtownie i nieuważnie zagestykulował zapominając o trzymanym mieczu, iż niemalże ranił przy tym kompana. - Mamy dać wiarę ledwie słowom?

- Słyszałeś gamioniu? Dla magów to! - Podsycał spór inny. Ten z kolei posunął się do tego aby pchnąć upartego ziomka.

- A kto widział, a żeby mag ściągał poczwary takowe? - nie odpuszczał celnik. Zripostował wstępną zaczepkę.

- Mag, czarodziej czy czarownik, nic nam do tego. - Dodał ten z kuszą. - Nie będziem się mieszać.

- Rozum postradałeś głupcze? Dziesiętnik nam rzycie skopie. Póki niejakiego pisma nie ujrzę nie puszcze ich w miasto.

Ciężko było stwierdzić czy nieugięty celnik faktycznie posiadł rzadką w tych czasach umiejętność czytania tym samym stając się poważnym zagrożeniem dla potencjalnych oszustów, czy jedynie wystarczyło pokazać mu byle pergamin pełen run aby uwierzył we wszystko. Zapewne istniały inne wyjścia z niewygodnej sytuacji, aczkolwiek większość mogła nieść za sobą ryzyko konsekwencji w postaci wrzucenia do lochu jeśli nie stryczka. Z odrobiną pomyślności nawet tego samego dnia.
.

Re: Przystań

6
Umysł Durgi pracował szybko, kiedy przysłuchiwała się konwersacji celników. Nie osięgnała jeszcze pełnego sukcesu, jednak zasiała pierwsze ziarna wątpliwości. Czuła, że teraz będzie miała szczęście, jednak szczęściu powinno się pomóc, aby mogło zadziałać.
Celnik domagał się jakiegoś glejtu, czegoś uzasadniającego obecność wierzchowca orczycy na statku. Szansa, że umiał czytać była niewielka, prawdopodobnie chciałby mieć tylko świadków na to, że przed wpuszczeniem gada do miasta wszystkie oficjalne procedury zostały przez niego przeprowadzone. W takim wypadku trzeba byłoby mu dostarczyć takiego papieru. Orczyca miała przy sobie różnego rodzaju pergaminy, a także jedną czy dwie księgi, większość zapisanych w kilku różnych językach. Szansa na to, że celnik znałby którekolwiek z egzotycznych pism była znikoma - a szczęście przecież i tak było teraz po stronie orczycy. Poza tym, kiedy z Kali wsiadały na statek, też pokazywały jakieś papiery - możliwe, że w jej sakwach znajduje się nawet konkretny glejt pozwalający na przewóz żywego Shasharatha. Gdyby tak nie było, miała zamiar wyciągnąć po prostu jeden z listów do matki, opatrzonych pieczęciami jej Emporium Handlowego i zapisanego w jej rodzimym języku.
Mając to w pamięci, orczyca powiedziała spokojnym tonem:
- Jeśli dacie mi, panie, do sakw swoich zajrzeć, to i pismo wam przedstawię. Od razu ujrzycie, że nie ma potrzeby żelaza obnażać. Gad ponoć do jakichś alchemicznych eksperymentów potrzebny, to pewnie i tak pod nóż pójdzie. -
Jeśli celnicy wyrażą zgodę, orczyca postępuje według swojego planu, w międzyczasie obserwując zachowanie Lokiego i w razie czego go temperując. Zastanawia się także, gdzie zapodziała się jej mistrzyni... Może odbywa podobnie męczącą dyskusję w kajucie kapitana?
KP

Re: Przystań

7
Celnik nie czytał w myślach podróżnej. Zresztą zapewne jakby wiedział z kim ma do czynienia nie trzymałby się tak hardo swego postanowienia. Zmrużył oczy, ścisnął miecz i prychnął raczej z pogardą. Teraz było to pewne - nie czytał w myślach.

- Zajrzyj - rzucił bez ogłady.

- Pewno pójść gdzieś będzie chciała - wciął się ten drugi nieustępliwy. Reszta nie odzywała się, niemal już obojętna na całą sprawę. - To i z nią idź.
.

Re: Przystań

8
Nie czekając dłużej, Durga wzruszyła ramionami i postąpiła w stronę swoich sakw. Te były już ułożone koło burty, czekając wraz z dobytkiem innych podróżnych, aż statek przybije do brzegu. Przepchnęła się obok otyłego mężczyzny w bogatych, czerwono-zielonych szatach, z dwoma-trzema pierścieniami na palcach. Był to kupiec, który zaokrętował się na statek razem z nią i Kali oraz resztą pasażerów. Jako jeden z niewielu nie unikał specjalnie ich towarzystwa, kilkukrotnie szydząc z co bardziej strachliwych uczestników podróży, których przerażał Loki albo sama orczyca. Nie miał też skrupułów zwrócić się do niej, kiedy okazało się, że podczas podróży zachorował na szkorbut. Durga miała na szczęście pod ręką odpowiednie zioła i wyleczyła handlarza, wobec czego mężczyzna był jej winien teraz przysługę.
Celnik zerknął na niego obojętnym wzrokiem, po czym podążył za przedstawicielką zielonoskórej rasy. Ta zauważyła już swój dobytek i nachyliła się, szybko przeglądając jego zawartość. Przerzuciła zestaw ziół, pozamykanych w szczelnych pojemnikach, następnie buteleczki z eliksirami - głównie truciznami, moździerz... W końcu jednak dobrała się do zamkniętej w osobnej, skrytej głębiej w sakwie kieszeni, gdzie trzymała pergaminy, w tym listy od matki. Wyjęła je i zaczęła przeglądać, aż dotarła do tego, którego potrzebowała - listu od matki, zapisanego charakterystycznym, ciasnym pismem używanym przez jej rasę, w którym opisywała nową hodowlę Shasharathów, wykupioną w Zachodniej Prowincji:
मेरी प्रीय बेटी,
Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa. Mam nadzieję, że twoja nauczycielka dba, jak zawsze o twoją edukację i prowokuje cię do rozwijania swoich talentów. [...] Cóż jednak u nas?
Twój brat, jak wiesz, zakończył ostatnio swoje nauki i został wyświęcony na kapłana. Przeniesiono go do nowej świątyni na Taj'Cah. Jeśli w swoich podróżach los cię tam zaprowadzi, odwiedź go koniecznie - zapewne z chęcią zaspokoi potrzeby twojej przyjaciółki i poleci tobie wykwalifikowanego kapłana bądź kapłankę. Ja sama jestem, chwała Drwimirowi i jego dzieciom, zdrowa i w pełni sił. Ostatnimi czasy interesy idą bardzo dobrze, nasze niedawno wzniesione faktorie i emporia na południu Keronu oraz na Archipelagu pracują pełną parą i powoli wygryzamy konkurencję. Dla poszerzenia naszej oferty zakupiłam ostatnimi czasy także hodowlę Shasharathów Zielonych i Czerwonych. Dostałam informacje, że istnieją bogaci arystokraci, skłonni zapłacić dużą ilość Gryfów za możliwość otrzymania takiego gada w ramach domowego zwierzęcia... A jak wiesz, podstawową zasadą handlu jest umiejętność dostarczenia towaru do klienta. Poniżej załączam grafikę przedstawiającą naszego stadnika, zresztą ojca twojego Lokiego.
Obrazek

Uważaj na siebie, gdziekolwiek zabierze cię los. Dbaj o Lokiego i o swoją nauczycielkę, odwiedź mnie też, kiedy będziesz mogła!

तुम्हारी मता जी,

मरि'दुन मार्कूथ
Durga wyciągnęła list oraz sygnet rodu Markuth, na wszelki wypadek. Następnie obróciła się do celnika, który zaczął już się niecierpliwić, drapiąc swoją szczeciniastą brodę. Na Drwimira, jakże ci ludzie są obleśni! Że też zdołali stworzyć jedno z największych państw na kontynencie... Durga nie dała jednak po sobie poznać irytacji, zamiast tego ze spokojem przekazała pismo celnikowi, dodając:
- Bardzo proszę, Panie. Sami widzicie, że samo Emporium pozwolenie wystosowało. -
KP

Re: Przystań

9
Celnik podejrzanie łypiąc to na orczycę, to na kupca, to na gada, o dziwo teraz spokojnego, czekał i doczekać się nie mógł.

Tą samą dłonią, którą folgował w brodzie, wyrwał wręcz pismo z rąk właścicielki. Przyłapawszy się na tym, iż nadal trzyma obnażone ostrze wsadził je pod pachę. Zaś pergamin chwycił oburącz. Przyglądał się litrerom dobre pół pacierza. W końcu podniósł wzrok, żeby po chwili znowuż wrócić do tekstu. Otwierał usta jakoby chciał coś powiedzieć, lecz nie dobył z gardła głosu. W końcu jednak musiał przemówić.

- A co to kurwa jest? - wyrzucił z siebie na poły osłupiały - To nie po naszemu psia mać!

- A bo ty w ogóle czytać umiesz? - włączył się gruby kupiec.

- Co tobie do tego? Gdzie mi zaglądasz, zabieraj stąd tą tłustą rzyć.

- O nie panie celniku. Ja mam w mieście koneksje - pogroził palcem. Celnik jednakże zdawał się nie znać wyszukanego słowa i po prostu zignorował to. - Tak nie będzie. Takie zachowanie nie przejdzie.

- Nie przejdzie to ten szwindel. Do mnie kurwa i aresztować ją!

Nikt nie zareagował. Ba, wszyscy celnicy, cała dziewiątka opuszczała statek. Chcąc nie chcąc ten nachalny również musiał to zrobić. Bez asysty kompanów jak za dotknięciem różyczki zaprzestał zadzierać nosa. Nawet pokornie oddał pismo. Na odchodnym rzucił długą i wyjątkowo ordynarną wiązankę.

Statek ruszył niemal natychmiast. Kamienny port zbliżał się z każdą chwilą. Krzątający się na nim ludzie stawali się wyraźniejsi, głośniejsi i bardziej wulgarni. W miejscu, do którego lada chwila miała przybić karabela, stało z tuzin robotników mających za zadanie rozładować co ważniejsze, przewożone towary.

- I jak moja droga? - zagadnęła półelfka. Bez wątpienia, poniekąd ona była odpowiedzialna za rejteradę celników. Jeszcze chwilę temu towarzyszący jej kapitan także. Mimo to nie dawała po sobie poznać dumy czy choćby zdawkowej radości. Jak zawsze zręcznie urywała emocje oraz myśli.

Uśmiechnęła się nieco wymuszenie. Uśmiech ten jednak potrafił stopić męskie serca, a kto wie czy nawet nie stalową zbroję. Piękna i świadoma swych walorów po części elfich, a po części ludzkich. Wdzięczna fuzja cech. Rzadka zresztą. Oczywiście Kali znając potęgę własnych przymiotów starała się korzystać z nich jedynie w wymagających przypadkach tudzież nie eksponować ich przy byle okazji. Raczej drobnej budowy ciało, jakim obdarowała ją matka natura skrywała teraz za płaszczem koloru ciemnej zieleni. Głęboki kaptur właśnie zarzucała na czarny wodospad włosów.

- Ten obmierzły kapitan, jakkolwiek mu było, Jack czy Jacek, "pragnął" - zaakcentowała to słowo - zamienić ze mną kilka słów. Wyobraź sobie, iż śmiał mi oferować wyspę bogatą w przecudne widoki i złoża złota, jeśli jedynie zgodzę się z nim popłynąć na południe. Gotów był mi buty lizać, a i jeszcze coś o ile bym zapragnęła. Musiałam stanowczo odmówić - zachichotała - wszak wolę za towarzystwo trupów niźli jego.

Durga wiedziała to doskonale. Raz nawet zastała swoją mentorkę podczas miłosnych igraszek właśnie z dwoma ożywieńcami, częściowo rozłożonymi, a cuchnącymi tak, iż żołądek podchodził do gardła. Kto by się spodziewał po tak pięknej kobiecie tak obrzydliwych zamiłowań. Zapewne nawet bogowie nie mogli tego przewidzieć.
.

Re: Przystań

10
Durga, stojąc tuż obok Kali objęła ją w pasie, zręcznie naturalnie wsuwając rękę pod jej płaszcz. Doskonale znała różnorakie preferencje swojej mistrzyni, które nie stroniła chyba od żadnych uciech ciała, nieważne jak ekstremalnych. Sama orczyca też od czasu do czasu z nią sypiała, gdy obydwie miały na to ochotę - a podczas podróży, z racji braku innych możliwości obie dość często korzystały z obecności tej drugiej. Durga podejrzewała, że niektóre sztuczki i techniki Kali byłyby w stanie zawstydzić samą Krinn...
- Może trzeba było się zgodzić? A jego i całą załogę zamienić po drodze w służących? Słyszałam, że w Zachodnich Prowincjach do tej pory się zdarzają takie statki... Marynarze polujący na żywe mięso. - mruknęła Durga do swojej specyficznej przyjaciółki, śmiejąc się razem z nią - Dobrze, że się przestali interesować. Jeden z tych psów zaczął się robić nachalny, a nie chciałabym mimo wszystko spędzać pierwszej nocy w Porcie Erola walcząc z połową strażników miejskich. Niemniej zastanawiam się, czy nie powinien być jednym pierwszych kandydatów do naszych kolejnych... badań. Myślałaś już, gdzie się zatrzymamy? -

Durga czekała razem ze swoją nauczycielką, aż statek wpłynie do portu, obserwując pracę marynarzy, którzy uwijali się w pocie czoła, aby zacumować statek. Musiała przyznać, że istotnie zaczęła jeszcze bardziej doceniać towarzystwo nieumarłych i samej Kali podczas tej podróży. Ożywieńcy siedzieli cicho, bez zająknięcia i komentarzy wykonując polecenia, podczas gdy jej nauczycielka zapewniała jej zawsze ciekawą dyskusję i nowe, interesujące problemy do zbadania. Ach, gdyby tak w istocie udało się im obu potwierdzić istnienie rytuału przemiany w Lisza... wtedy mogłyby o wiele dłużej przebywać ze sobą, bez obawy, że ktoś im przeszkodzi.
KP

Re: Przystań

11
- Walcząc moja droga? - Półelfka spojrzała wymownie na towarzyszkę, a ta natychmiast pojęła swą omyłkę. Publiczne akty miłosne między rasowe, a zwłaszcza dwóch kobiet, uchodziły w każdym zakątku świata, tak i tutaj, za nietaktowne i impertynenckie. Prowokowały gapiów do reakcji. Począwszy od wyzwisk kończąc na rękoczynach. Istne prowokowanie losu. Orczyca bądź co bądź zmuszona była zabrać rękę robiąc to ukradkiem.

- Nic byś nie wywalczyła. Oni mają tu swoich czarodziei. Raz dwa by się z nami rozprawili, a na nazajutrz powiesili. Miej na to baczenie - znowu uśmiech, znów piękny i znów kryjący emocje. Albo raczej bez emocji.

- Badań? - omiotła spojrzeniem statek, a ostatecznie na dłużej zatrzymała się na kompance. - O jakich badaniach myślisz? - zapytała ściszonym głosem. - Czy owe popychały by nas w konkretnym kierunku? W dobrym kierunku?

Durga już domyśliła się o co chodzi jej mistrzyni. Plan już dawno został ułożony, chociaż na poły, a półelfka bodaj szykowała dłuższą tyradę. Mimo to wypadało jednak odpowiedzieć. Każdy przecież ma coś do powiedzenia i każdy uważa swoją opinię za co najmniej wartą przedstawienia.

Jednostka w końcu dopłynęła do nabrzeża. Rzucano liny cumownicze. Odbijacze zastukały o kamień. Przywiązano liny do polerów. Poszło dość sprawnie, acz nieustannie ktoś kurwował i wrzeszczał. Lada chwila można było zejść na ląd. Jeszcze tylko wystarczyło poczekać, aż ktoś raczy położyć deski.

- Jak wiesz syndykat trzyma twardą ręką miasto. Nie mamy co liczyć na ich poparcie czy sukurs. Niechybnie nie obejdzie się bez małej zwady. Szczęściem mam tu znajomka, który winny jest mi przysługę. Zatrzymamy się u niego na czas jakiś.
.

Re: Przystań

12
- Cóż, sama najlepiej jesteś w stanie decydować o kierunku, w jakim powinna iść nasza praca. Ja sama póki co jestem w końcu nadal twoją uczennicą. Myślę, że będziemy mogły porozmawiać spokojnie później, być może u twojego kamrata, choć najlepiej byłoby znaleźć jakieś miejsce na obrzeżach miasta, gdzie miałybyśmy więcej spokoju. Póki co trzeba zejść na brzeg, przygotuję nasze bagaże. - stwierdziła Durga, zapamiętując słowa mistrzyni i zabierając się do zabezpieczenia ich skromnych toreb. Wrzuciła je Lokiemu na grzbiet, mocując tak, żeby nie spadły, przy okazji drapiąc lekko gada pod pyskiem, co zawsze sprawiało mu przyjemność. Kiedy nadszedł moment zejścia na brzeg wzięła jego uzdę i jeszcze raz syknąwszy do niego "Teraz spokój!", podążyła za swoją nauczycielką i resztą pasażerów na brzeg.
Ostatnio zmieniony 26 maja 2014, 1:09 przez Durga, łącznie zmieniany 1 raz.
KP

Re: Przystań

13
- Ach, niemalże zapomniałam - zbliżyła rękę do głowy jakby zamierzała pacnąć się w czoło, jednak zaniechała. - Już zamiarowałam jakiegoś tragarza z tłumu przywołać. - Jako, iż była drobnej budowy, raczej niestworzona do utarczek z ciężkimi manatkami, bezradnie przyglądała się tylko jak jej kompanka objuczała Lokiego.

Przyszedł upragniony czas zejścia na ląd. Po chwiejącej się kładce pierwsza przeszła Kali, za nią zaś Durga ze swym chwilowo spokojnym pupilem. Dziwne uczcie ogarnęło ich ciała. Nie, nie była to magia. Najzwyczajniej w świecie zdążyły się, rzec można, odzwyczaić od twardego gruntu pod nogami. Kołysało nadal, lecz najwidoczniej musiało to być wyimaginowane wrażenie nieco zdezorientowanego ciała. Półelfka zachichotała w stronę przyjaciółki.

Rzeczą ciekawą stała się reakcja ciżby na gada. Połowa ludzi, w tym sztauerów, rybaków, majtków, żebraków, naturalnie wzdrygała się na widok jaszczura. Omijali go szerokim łukiem ze wstrętem i strachem przyglądając się mu bądź odwracając wzrok. Reszta jednak zdawała się kompletnie nie zwracać na niego uwagi. Widać takie "atrakcje" zdarzały się nie rzadko, a co niektórzy zdążyli się na nie uodpornić.

- To chyba w tamtym kierunku - wskazała mentorka. Gdzieś tam wybywała ludność z portu, więc i one podążyły tą drogą. - Chodźmy, chodźmy. Nie w ciszy oczywiście. Chętnie usłucham twoich supozycji. Nie martw się - ściszyła głos - kto usilnie będzie do tego dążyć dowie się i tak. Nic w tej materii nie zmienimy. Jak powiadał Ush - jak domyśliła się Durga to właśnie do niego zmierzali - syndykat usłyszy nawet twoje myśli. Zaś zaszycie się w obrzeżach miasta również nic nie da - kontynuowała znowuż normalnym tonem. - Zresztą więcej tam tałatajstwa niż w mieście. By umilić nam drogę mów zatem - zbliżyła się na tyle, aby nikt niepowołany przypadkowo nie usłyszał - przedstaw swoje zamysły.
.

Re: Przystań

14
- Cóż, myślałam, że może najlepiej byłoby otworzyć praktykę medyczną. W końcu znasz się na anatomii i ziołach, podobnie jak i ja, masz też odłożonych trochę Gryfów. Można by zatem leczyć za dnia, noc zaś wykorzystywać do badań. Sama praktyka powinna może być położona w okolicy, gdzie niedaleko znajdują się, exemplo gratia, jakieś zakłady garbarskie. Ostry zapach chemikaliów, połączony z zapachami ziół i kadzideł w naszej siedzibie pozwoliłyby ukryć przynajmniej częściowo naszą realną profesję, która jednak wiąże się częstokroć z wyraźnym fetorem zgnilizny. A gdyby ktoś już jednak coś konkretniejszego poczuł, to i tak może to sobie wytłumaczyć, iż "Ot, medycy. U nich zawsze coś cuchnie, widać nie wszystkich da się uratować." Ponadto, jeżeli Syndykat w istocie rządzi miastem, zapewne nie jest przesadnie skupiony na kwestiach moralnych. Zatem zamiast próbować się kryć przed nim, może lepiej byłoby oficjalnie zaoferować swoją pomoc w niektórych kwestiach? W końcu i wydobywanie informacji ze zjaw może być niekiedy przydatne... A wątpię, żeby znaleźli się tutaj jacyś konkurencyjnie użytkownicy magii tego typu. - mówi Durga licząc na to, iż hałas i gwar dookoła skutecznie zagłuszą jej tyradę, która jest przeznaczona dla uszu Kali. Cały czas kontrolowała też Lokiego, nie chciało jej się bowiem ponownie ścierać z przedstawicielami tego, co uchodziło w porcie Erola za prawo. W końcu ponownie podjęła rozmowę. - Tyleż z moich pomysłów, chociaż ty zapewne będziesz mieć większe rozeznanie w lokalnych sprawach. Co za tym idzie, lepiej wiesz, jak się tutaj na miejscu urządzić, masz tutaj też znajomego. Właśnie, kim jest ten... Ush? Chyba mi o nim akurat nie wspominałaś nigdy. -
KP

Re: Przystań

15
- Nosz ... szlag - warknęła półelfka, mimo iż doskonale panowała nad widocznymi oznakami irytacji i złości. W miarę zagłębiania się w miasto, będąc o dziwo nadal przy przystani, tłuszcza ludności gęstniała. To z kolei powodowało, że ten czy owy wpadał na nieszczęsną Kali. Dwa pierwsze uderzenia w ramię ścierpiała w ciszy. Trzeci był mocniejszy, wręcz zachwiał kobietą.

Durga nie miała tego problemu. Prowadząc pupila, ni to za sobą ni koło siebie, jakimś trafem unikała przypadkowych stuknięć miejscowych. Ciekawe dlaczego.

- Przemyślna koncepcja - rzuciła tylko, po czym obejrzała się za siebie. Człek winny jej rozdrażnienia nic sobie z tego nie robiąc podążał dalej w sobie tylko znanym kierunku. - Bez większych przeszkód mogłybyśmy wprowadzić ją w życie. Ale nie w tym mieście. Tutaj przy każdej uliczce ktoś świadczy lecznice usługi. Nie przebijemy się przez tą hołotę z naszymi marnymi umiejętnościami w owej dziedzinie. Tak czy owak na prawdę fenomenalnie to wymyśliłaś moja droga - uśmiechnęła się przyjaźnie co towarzyszka ledwo dostrzegła z powodu rzecz jasna kaptura.

- O patrzajta! - wydarł się miejscowy w kompani jemu podobnych. Trzech ich było, a jeden od drugiego gorszy. Pod względem wyglądu jak i zachowań. Stali nieco z naprzeciwka i prędzej czy później podróżniczki będą ich mijały w bliskiej odległości. - Znów kurwa cuda i dziwy ciągną nam do miasta.

- Jaszczur i orczyca - dodał drugi, w porwanych spodniach i wyświechtanej czapce. Ponadto nic nie zakrywało jego wielkiego bebecha. - No, no. To ci dopiero będzie widowisko.

- Nie zwracaj na nich uwagi. Nie warto. Powiedz mi lepiej co rozumiesz poprzez wykorzystywanie do badań pozyskanych petentów. Jakie według twej opinii miałyby być to...

- Ten mniejszy to baba! Ej lalunia, nie świerzbi cie tam może? No wiesz.

Trzech nagabywaczy ryknęło śmiechem.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”