Re: Sieć ulic Portu Erola

136
Maisa wraz z Andre wpadła do pierwszej lepszej bocznej uliczki. Na ich szczęście akurat ta nie była ślepa, co zaczynało dobrze wróżyć. Zaraz też skręcili raz i drugi, poczynając kluczyć skomplikowanym, miejskim labiryntem. W pewnym momencie elfka zdała sobie jednak sprawę, że to nie ona prowadzi, a bard. I nie na oślep, ale jakby wiedział, dokąd zmierzają. Nim zdążyła zauważyć ten fakt na głos, mężczyzna ją uprzedził.

- Niedaleko mieszka moja znajoma. Ona nam pomoże - powiedział, łapiąc Maisę za rękę i ciągnąc ją w głąb obskurnej uliczki. Coraz bardziej oddalali się od portu i Ikariusa, który mógłby dać kobiecie wybawienie. Na ich szczęście odgłosy straży miejskiej oddalały się proporcjonalnie do szybkości biegu tej dwójki, więc chyba rzeczywiście musieli mieć farta. Chwilowo.

Między dwoma innymi domami, skromnymi, a wręcz ubogimi, jak to bywa z dzielnicą, do której zawędrowali, stało podobne do reszty domostwo. Drewniane, kryte strzechą, wyglądało, jakby mieściło tylko jedną izbę. Wyglądało licho, ale Andre jakby tam zmierzał, uprzednio rozglądając się za siebie co pół sekundy. Gdy upewnił się, że goniący są wystarczająco daleko od nich, otworzył skrzypiące drzwi i wciągnął za sobą Maisę. Zatrzasnął je za nimi i zdyszany spojrzał w głąb.

Pierwsze wrażenie zbytnio nie różniło się od rzeczywistości. Mała chatka miała tylko jedno pomieszczenie, za to pełniące bardzo dużo funkcji - było sypialnią, bawialnią, kuchnią i spiżarnią, a na dodatek łazienką. Każda wolna powierzchnia została wykorzystana - tutaj było łóżko, tam szafki i poupychane na nich dosłownie wszystko - od jedzenia, przez różne drobiazgi, do przedmiotów codziennego użytku. Jeszcze gdzie indziej balia i wiaderko. W tym wszystkim tkwiła kobieta właśnie myjąca się we wspomnianej wannie, nieświadoma niczego opłukując swe ramiona. Zobaczywszy Andre i Maisę, zamarła z otwartymi ustami, wytrzeszczając na nich oczy. Bard naraz przeszedł do wyjaśniania sytuacji, nie przejmując się nic a nic nagością panienki.

- Racz mi wybaczyć to nagłe zajście, ale mamy z koleżanką... hym. Mały problem, że tak to ujmę - powiedział, zerkając na drzwi. - Musisz nas tutaj przez chwilę ukryć. Godzinkę, dwie maksymalnie.

- N-nie rozumiem – wybąkała dzieweczka, zerkając lekko zestresowana na Maisę. Nie kryła się mimo obecności zgoła obcej osoby ze swoją nagością, więc elfka mogła widzieć jej mokre, piękne ciało w pełnej okazałości. Właścicielka małego mieszkanka była człowiekiem o czekoladowej skórze i hebanowych, długich włosach, aktualnie spiętych, aby nie przeszkadzały w kąpieli. Rysy twarzy miała delikatne. Usta były duże i pełne, nos lekko zadarty ku górze, a ciemne oczy aktualnie wpatrywały się w Maisę. Gdyby ta zeszła swoim wzrokiem niżej, ujrzałaby małe, lecz kształtne piersi z ciemniejszymi od reszty ciała sutkami. Andre wgapiał się właśnie w nie, w jednej chwili jakby zapominając, że jego życie jest zagrożone. Ciemnoskóra dziewczyna odchrząknęła więc i przywołała barda do porządku.

- Długa historia. Powiedzmy, że panienka Maisa ją opowie, co? Też chętnie się dowiem, o co tutaj chodzi – powiedział mężczyzna, siadając na łóżku i wpatrując się wyczekująco w elfkę. Gospodarz domu siedziała w wodzie, również czekając na odpowiedź, jak na razie podejrzliwie patrząc na czerwonowłosą.

Re: Sieć ulic Portu Erola

137
To wszystko działo się tak szybko... Maisa już nie nadążała. Zupełnie nie nadążała. Na szczęście tylko w sferze psychicznej, bo w kwestii ucieczki jak najbardziej nadążała za bardem, dopiero po dłuższej chwili orientując się o zmianie, która zaszła - że to ona teraz musiała nadążać za nim, a nie on za nią. Z początku odruchowo wzbudziło to w niej podejrzenia, że on też pracuje dla jej ojca i to kolejny podstęp... Ale jednak ruszyła dalej. Choć miała się na baczności.

Wreszcie znaleźli się na uboczu, w ciemnym brudnym zaułku, co bynajmniej jej nie uspokoiło, a wzmogło podejrzenia... Ale ostatecznie nie pokazało się żadne nowe zagrożenie. Zamiast tego znaleźli się w małej, biednej chatce, w której aktualnie kąpała się młoda kobieta, najwyraźniej znajomego owego Andrego... Cóż, dość niecodzienna sytuacja. Choć też bez przesady - Maisa wiodła całkiem ciekawy żywot.

Po krótkiej wymianie zdań między bardem, a jego znajomą, przyszła kolej na tłumaczenie elfki. Wzięła głęboki oddech, oparła się o ścianę i dała sobie chwilę na zebranie myśli. Wciąż nie do końca jeszcze ochłonęła po całym zajściu. Co teraz będzie? Ze mną, z siostrą? Jak to się potoczy? - zastanawiała się. Lecz prędko się otrząsnęła, a przynajmniej odłożyła te myśli na później.Teraz musiała zadbać o swoje bezpieczeństwo... I nie tylko swoje. Niezależnie czy to była od początku zasadzka czy Lea faktycznie chciała uciec, ale została przyłapana... Selim będzie teraz w niebezpieczeństwie. Zwykle radził sobie z takimi sprawami... Ale powinnam o to zadbać. I upewnić się o Leę... Choć to może być zbyt niebezpieczne.
- Miałam spotkać się na tamtym placu z pewną osobą, wszystko w tajemnicy... A następnie przedostać się z nią do portu na statek. Prędko, bo wiedziałam, że będziemy mogły mieć na głowie magnackich gwardzistów... Jednak najwyraźniej wpadłam w zasadzkę, lub coś innego poszło nie tak. Nie planowałam z tobą występować, po prostu musiałam zwrócić na siebie uwagę... Wybacz, nie chciałam sprowadzać problemów na więcej osób. Nie chcę nikogo narażać, mogę odejśćw każdej chwili, nie pierwszy raz mnie ścigają, poradzę sobie - oznajmiła w końcu, lecz jeszcze nie wyszła. Miała nadzieję, że jednak jej nie wyrzucą i będzie mogła jeszcze nieco odsapnąć... i zebrać myśli. Musiała się uspokoić i postanowić co dalej.

Re: Sieć ulic Portu Erola

138
Andre zerknął pytająco na kobietę. Ta nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z takiego obrotu spraw, co wyraźnie było widać po mimice jej twarzy - krzywiła się i piorunowała mężczyznę wzrokiem. Temu drgnął kącik ust, nieznacznie podnosząc się do góry, na równi z brwiami. Ciemnoskóra kobieta w końcu westchnęła, przerywając tę niemą wymianę zdań i odwróciła się do Maisy, chlupocząc wodą, w której wciąż siedziała.

- Możesz tutaj zostać. Ale krótko. Potem znikasz. Nie chcę kłopotów. CIEBIE też to dotyczy, Andre - kiwnęła w stronę barda, który wyszczerzył się natychmiast.

- Nie ma sprawy, kochana - odpowiedział, po czym zwrócił swe lico ku Maisie. - Występ z panienką był przyjemnością dla mnie oraz mojej kiesy. Niczego nie żałuję. Nawiasem mówiąc i dla mnie była to kwestia czasu, aż i mnie zaczną ścigać...

- Ciekawe dlaczego - mruknęła zjadliwie dziewczyna, kończąc swoją toaletę. Andre parsknął.

- Nie bój się ty, już niedługo i tak znikam. Po prostu moja współpraca z panienką Maisą przyspieszyła proces mojego powrotu na stare włości. Ach! Byłbym zapomniał. Proszę mi wybaczyć maniery, ale nie przedstawiłem naszej łaskawej gospodyni. Poznaj, o piękna tancerko, Svarię.

- Ten gałgan do każdej się tak przymila, nie przejmuj się nim - uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy od spotkania kobieta zwana Svarią. Ale naprawdę, nie możecie tutaj zostać długo. Ja zatargów z nikim nie mam i nie chcę mieć. Skoro mówisz, że miałaś dwa miejsca na statku, dla ciebie i tej osoby, to co się z nią stało? Rozumiem, że nie nic ze spotkania nie wyszło?

Re: Sieć ulic Portu Erola

139
Elfka uspokoiła się trochę, widząc, że sytuacja przebiega z grubsza w porządku. Nie miała za złe kobiecie, jak się okazało również tancerce, że nie chce się mieszać w jej - a raczej ich, skoro bard również nie był taki czysty - kłopoty.
- Dziękuję, nie będę Cię długo niepokoić, wciąż zalezy mi, żeby szybko opuścić to miasto - powiedziała kobiecie, po czym westchnęła cicho słyszac jej pytanie - Nie, nie wyszło... I raczej już nie wyjdzie. Myślę, że faktycznie należy się niedługo zbierać... Na statku wciąż drugie miejsce powinno być wolne... - tu spojrzała na barda, swojego tymczasowego towarzysza - A skoro i tobie niechętnie tu zostawać... Niech to będzie część spłaty mojego długo, ze pomogę Ci uciec z tego, w co Cię wpakowałam. Mało to sprawiedliwe, ale cóż... Póki co nie mam wiele więcej do zaoferowania - tu uśmiechnęła się lekko pod nosem. Następnie zamierzała przykucnąć na chwilę pod ścianą, odsapnąć i sprawdzić, czy niczego nie zgubiła podczas ucieczki. Kiedy się upewni, że wszystko w porządku... Nie będzie na co czekać. Nie zapomniała jeszcze drogi.

Re: Sieć ulic Portu Erola

140
Bardowi oczy zalśniły, gdy Maisa mu to zaproponowała. Tancerka zdaje się chyba go wybawiła z jakichś problemów - bo nagle się ożywił, gdy miejsce, które chciała zostawić swojej siostrze, przypadło właśnie jemu. Mężczyzna wyszczerzył się z radością, po czym skłonił teatralnie przed kobietą, wyrzekając przy tym:

- Jest mi niezmiernie miło, że mi to proponujesz i myślę, że z chęcią skorzystam z oferty. Jak mówiłem, dobrze będzie stąd zniknąć na chwilę... dłuższą chwilę - odchrząknął, po czym przysiadł z ciężkim westchnięciem na łóżku i przyglądał się krzątającej się Svarii, która powoli zaczynała się ubierać. Potem zaś całej trójce minęła około godzina na luźnych rozmowach, podczas których niewiele się Maisa dowiedziała prócz tego, że ta dwójka była ze sobą bardzo blisko, choć jednocześnie trzymali się od siebie na dystans. Nie w jej interesie było jednak dopytywać się.

Na statek dotarli bez przeszkód. Wkrótce potężny handlowy okręt zamajaczył przed nimi. Mieli szczęście. Żeglarze właśnie opuszczali trap, gdy dwoje pasażerów właśnie biegło w ich stronę. Ku niewysłowionej uldze obydwu wpuszczono ich, po czym niemal natychmiast wypłynięto z portu... z dala od ojca Maisy i jego straży. Rudowłosej tancerce żal jednak mogło być, że Lea, ukochana siostrzyczka okazała się być jedynie pułapka zastawioną na szlachciankę, by zagonić ją do domu. Nie wiadomo też było, czy ona sama wiedziała o tym podstępie, czy jej miano zostało po prostu podle wykorzystane. Maisa nie wiedziała też, co ojciec mógł od niej chcieć. Zapewne, znając go, była mu potrzebna w interesach czy coś... gdyż mało prawdopodobnym było, że po prostu zatęsknił za córeczką.

Następny przystanek - Urk-hun.

Kajuta była malutka i niewygodna, lecz lepsze to niż spanie na podłodze lub skrzyniach. Prycze umocowane były do ścian, naprzeciwko siebie, tak samo jak małe, okrągłe okienko znajdowało się naprzeciwko drzwi. Obok łóżek stały kufry na rzeczy i to w sumie było na tyle. Jej przyjaciel najwyraźniej szukał na szybko i nie miał zbytniego wyboru - w tej jednak sytuacji był to raj na morzu. Jeśli Andre i Maisa chcieliby coś zjeść, mogli iść do kambuza. Nie obowiązywały ich zasady panujące wśród marynarzy. Oni byli tutaj gośćmi, choć kapitan zdziwił się, gdy zamiast dwóch kobiet zobaczył mężczyznę i kobietę.
Teraz zaś obydwoje zostali sami. I mogli w końcu odpocząć.
Andre usiadł na twardym łóżku i westchnął.

- Kto by się spodziewał, że tak szybko znajdę drogę ucieczki z Eroli... wiesz, narobiłem parę świństw. Niby nic specjalnego, ale różne osoby chciałyby się na mnie zemścić, z różnych powodów... dobrze jest zmienić lokację. Właściwie, dokąd płyniemy? - kierunkiem był oczywiście Kargaard, gdzie przyjaciel Maisy miał zadbać o dalsze losy tancerki, a wszystko dzięki listowi opieczętowanemu i leżącemu bezpiecznie w torbie kobiety. - Powiedz ty mi, o co w końcu z tym wszystkim chodziło?

Re: Sieć ulic Portu Erola

141
Po jakiejś godzinie, może nieco więcej, w końcu dotarli na statek. Przyjęto ich, nie było żadnych problemów z ich opóźnieniem, wszystko jakoś się uporządkowała... Choć i tak elfka zaczęła się uspokajać dopiero gdy odpłynęli, a ona wylądowała wreszcie w kajucie. Nie była pewna jeszcze jej towarzysza - nie chodziło jej o jakąkolwiek lojalność czy ewentualne złe intencje, wierzyła w zaparcie ojca, lecz nie aż takie - jednak nie sprzeciwiała się wspólnej kajucie. I tak byłą wdzięczna za to, że ich zabrano. Odłożyła więc swoje rzeczy do kufra i przysiadła na skraju łóżka, chcąc zebrać myśli. Dopiero po dłuższej chwili odpowiedziała bardowi.
- Do Urk-hun... Naprawdę wcześniej nie powiedziałam? Wybacz, musiałam się zagapić jakoś - odpowiedziała nieco nieprzytomnie w dalszym ciągu. Wreszcie głód dał o sobie znać.
- Poszło o... sprawy rodzinne. Z chęcią Ci opowiem, ale może za chwilę. Zgłodniałam nieco, przyznałam - dodała - jednak najpierw bym się przebrała, jeśli nie masz nic przeciwko - uprzedziła, po czym podeszła do kufra, wyjęła ubrania na zmianę i, odwracając się plecami do mężczyzny, zdjęła suknię. Nie odczuwałą szczególnego wstydu wobec mężczyzn, zwłaszcza, że ten również wydawał się być raczej swobodnym osobnikiem. Nie chodziło jej jednak bynajmniej o żadne kuszenie czy zaloty - nie chciała po prostu wypraszać z pokoju barda tylko po to, by wykonać tak trywialną czynność, jak zmiana odzienia.


Zrzuciła więc ładną kieckę, odsłaniając nagie plecy i piersi, choć te pozostały poza widokiem towarzysza. Odsłoniła więc zatem jeszcze mocniej swoją bliznę po dawnym spotkaniu z dzikim kotem. Jej najbardziej intymne części również pozostały pod bielizną. Po chwili włożyła spodnie z ciemnej, barwionej na purpurę, skóry, granatową koszulę z bufiastymi rękawami i złoto-pomarańczowym wzorem, do tego proste sandały i parę bransolet. Po chwili zawiązała już wszystkie odpowiednie rzemienie, poprawiła włosy, starła nieco makijażu dla wygody - i byłą gotowa do 'wymarszu'.
- Och, wiele bym teraz dała za nieco wina i dobrze przyprawioną rybę - mruknęła niemalże rozmarzona, po czym miała zamair wraz z mężczyzną udać się na posiłek.

Re: Sieć ulic Portu Erola

142
Silny wiatr nadymał spuszczone w połowie żagle i statek opuścił port szybciej niż planowano. Mieli pozostać tutaj do rana, aby przygotować wszystko do podróży. Pozostało im niewiele do zrobienia, bo jedynie dopełnienie paru formalności w zarządzie gildii i przeprowadzenie wstępnego rekonesansu. Nie było się jednak co martwić o kondycję jednostki. Wyczyszczono kadłub z wodorostów, mięczaków i skorupiaków. Bosman dokonał również odpowiednich zakupów i na pod pokładem znajdowały się odpowiednie zapasy, a na masztach rozciągnięte były świeże lniane bryty. W świetle słońca żagle musiały wyglądać teraz imponująco. Oczywiście wszelkie istotne transakcje zostały zakończone i wystarczyło zabrać towary na stary kontynent.

Właściciel okrętu wyczuł problemy, które zbliżały się do nich wraz z grupką drabów i wolał unikać bezpośredniej konfrontacji. Najwyraźniej pościg odnalazł drogę, gdzie skryła się kobieta wraz z Andre. Było już za późno, aby zatrzymać okręt. Pomknęli wraz z silnym wiatrem w stronę Głównego Szlaku Morskiego nieprzyjemności zostawiając za sobą. Wschodnia elfka nawet nie wiedziała, jak bardzo zawdzięczała kapitanowi jednostki. Zastanawiając się dłużej można było stwierdzić, że odbicie od brzegu miało również istotny wpływ na sytuację karaweli. Bowiem oni również nie szukali zwady, a ktokolwiek poszukiwał dwójki osobników z Eroli, po powrocie statku zapomni o tym zajściu.

Wszystko było gotowe i płynęli na otwarte wody. Brakowało tylko starego majtka, który zawsze stał na bocianim gnieździe, wypatrując niebezpieczeństwa czy portu. Został w jednej z karczm zupełnie upity w sztok. Ktoś sprawił mu niedźwiedzią przysługę (a prawda może jest zupełnie inna). Postawił mu tyle kolejek grogu, że nie był w stanie wstać o własnych siłach, a tęczowe wymiociny zalały cały szynkwas i podłogę. Został wyrzucony na zbity pysk, ale dobra gospodyni przyjęła go na tył lokalu, aby przespał się. Niestety opuścił moment wypłynięcia statku.

Zamiast niego w punkcie obserwatorskim był teraz niewysoki skrzat, który zupełnie nie dosięgał zza poręcz i nie widział co działo się na morzu. Był więc zupełnie nieprzydatny i tylko siedział tam w czerwonej czapce, koszulce w biało-niebieskie paski i przymałe portki, które wpijały mu się w rowek. Poco komu taki nawigator, który nic nie widzi. W innym wypadku poinformowałby o sytuacji na wodzie. Natrafili na porę monsunową, która opóźniła się z powodu ostatniej długiej zimy.

Płynęli na wprost huraganu, który na niższych partiach statku przypominał jedynie zwykłą burzę. To zaś nie była jakaś zwykła kupa chmur i kilka kropel deszczu, przez które raz na jakiś czas przeszył potężny grzmot. Był to orkan Skrzat 3. Do tego pory tylko dwa takie przetoczyły się przez archipelag. Pierwszy zniszczył w drugiej erze w zupełności port Havai. Potężne fale zupełnie pochłonęły przybrzeżną część miasta. Zupełnie opustoszało po katastrofie, a do teraz hasło podawane sobie przez miejscowych marynarzy „hawaj” oznacza przestrogę przez sztormem.

Drugi niekiedy zwany Skrzatem Bliźniakiem przeszedł w pobliżu Eroli, gdzie zniszczył wschodnią część portu. Największe straty jednak przeżyli kupcy, tracąc wiele ze swoich karawel. Powiada się, że od tamtego czasu zmieniły się nawet pływy morskie, a obecny Główny Szlak Morski przebiega inną trasą, niż było to przed atakiem Skrzata 2. Co tym razem szykuje im huragan?

Na początku nic nie zwiastowało poważnych problemów, ale dotarcie do ich celu miało zostać zupełnie odmienione. Panowała cisza przed burzą, której nasłuchiwał Skrzat Noworoczny z bocianiego gniazda. Maisa wraz z bardem mieli okazję trochę się poznać. Spożyli również skromny posiłek, który podał im jeden z marynarzy o smukłej twarzy i ciemnych krótkich włosach, które sterczały mu na wszystkie strony. Patrzał się z dużym zainteresowaniem na dziewczynę, ale nie powiedział ani słowa. Z pewnością zazdrościł Andre takiej piękności.

Błogi stan jednak długo nie trwał. Z początku zaczęło potężnie bujać statkiem, zaczął padać ostry deszcz, łomotający o pokład co rusz obmywany przez słone morskie wody. Na górze zrobiło się głośno. Większość marynarzy ruszyła się do roboty. Musieli prędko schować nowiutkie żagle, aby potężny wiatr nie porwał ich w strzępy. Nie mieli szans uciec przed huraganem. Musieli stawić mu czoła. Kilku majtków wypadło za burtę. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Mieli poważniejsze problemy, niż strata czterech pachołków. Głos bosmana niknął w hałasach morza. Ono krzyczała, warczało, gryzło, miotało nimi, łkało i śmiało się jednocześnie w szaleńczym tańcu, z którego nie było szansy się wyrwać. Elfka wiedziała, że nie jest dobrze. Kazano jej jednak pozostać we własnej kajucie wraz z jej towarzyszem.

Potężny orkan zrobił z ich statkiem wszystko co chciał i zaprowadził ich daleko od celu. Mieli przecież znaleźć się na terenach Urk-hun, gdy opuszczą pokład. Los jednak nie chciał ich puścić tak daleko i zakotwiczył na archipelagu. Zresztą nie tylko im przytrafiła się tragedia. Wiele im podobnym okrętom sprawił wielkie zawody. Tylko Skrzat Noworoczny wydawał się jakby zadowolony tym scenariuszem. Ten uśmiech na jego twarzy mówił „To moja sprawka”. I pewnie było w tym dużo prawdy.

Wpadli na mieliznę w okolicach Wybrzeża Kattok. Tak duża jednostka nie była w stanie wyciągnąć się stąd. Musieli opuścić okręt, jeżeli życie im było miłe. Elfkę wraz z jej towarzyszem, nieprzyjemnym barczystym i owłosionym jak dzikie zwierze bosmanem oraz niewysokim majtkiem posadzili w jednym ze statków wraz z kilkoma skrzyniami.

Podczas opuszczania okrętu widziała wschodnie brzegi wyspy. Fale rozbijały się o wyżłobione wodą i zazielenione od gęstej roślinności klify, które przeradzały się kamieniste plaże. Znaleźli się na najbardziej niezbadanej z wysp archipelagu o niebezpiecznych dżunglach. Legendy powiadają, że mieszkają tutaj potężne ludy trolli, które czczą dawnych bogów żywiołów. Będą musieli sobie poradzić do czasu, aż ktoś ich odnajdzie.

Re: Sieć ulic Portu Erola

143
Tu się zaczyna historia Dilgo.

Chłodny wiatr zmagał się z palcami zielonoskórej kobiety o dominacje nad fragmentem pergaminu, tworzącym niezwykłą księgę, która to spoczywała właśnie na jej kolanach. Mistrz Drogfort rozpisywał się na tych stronach o wszelkich zawiłościach władania barwą, od poprawnej metody trzymania pędzla, po sposób mieszania farb, przez listę najznamienitszych fresków z wysp i kontynentu. Niezwykle lekkie pióro artysty pozwalało odfrunąć w marzenia o barwach, których nie widziało się na oczy, i o dziełach, które może jeszcze nie miały okazji powstać. To jest, dopóki nie dotrwa się do momentu, w którym Drogfort rozpisuje jak powinno się praktykować do takiej sztuki i ile środków należy wyłożyć na same głupie płótna.

Tymczasem za polem widzenia goblinki miało miejsce codzienne życie miasta w swoim szczycie. Ulice były momentami tak pełne, że ławki, z których na jednej z nich siedziała kobieta wraz ze swoim wargiem, zdawały się niepotrzebną stratą miejsca, w obliczu tłoczących się ludzi między nimi. Dilgo jednak, nie zdawała sobie z tego sprawy w tym momencie, nawet nie miała okazji zobaczyć co mniej życzliwych spojrzeń niektórych przechodniów. Była całkowicie pochłonięta lekturą, co w zupełności pasowało wężowi, który grzał się właśnie w jej kieszeni. Z czasem ludzi zrobiło się jakby mniej, ale Dilgo mogła to zarejestrować dopiero, gdy któryś z nich ją zaczepił.

Och, przepraszam! — zawołał młody mężczyzna w długich, zdobionych szatach, jego cera był ciemna i miał długie, kręcone włosy, sięgające mu do ramion — Przypadkiem podejrzałem pani książkę i... — widać było, że czuje się nieco nieswojo z jakiegoś powodu — Jeśli ma pani doświadczenie w tej materii, myślę, że mógłbym mieć pewną... Ofertę. Pracę, znaczy się.

Re: Sieć ulic Portu Erola

144
Najemniczka powłóczyła przeszywającym wzrokiem po przybyszu, po czym się rozejrzała dookoła. No tak, zakichana czujność... Nawyki ze służby zostają w krwi poza pracą.
Pomysł żeby ten człowiek był jej wrogi wydał jej się w jednej śmieszny i zarechotała krótko, obserwując jednocześnie jak rzekomemu pracodawcy przyśpieszają zmysły a mięśnie gęstnieją...

Żałowała. Żałowała że nie jest w stanie się śmiać pięknie, perliście, całą piersią, głośno i szczerze. Zamiast tego nieodmiennie towarzyszyła jej ta obrzydła parodia w niczym nie przypominająca jej marzenia. Czuła jak skóra zmieniała jej się w gumę, język w kamień...
Gwałtownie wyrwała się z zamyślenia. Nie mogła pozwolić by nią zawładnęło, ten człowiek mógł odejść w każdej chwili rozczarowany brakiem odpowiedzi. Specjalnie sławna nie była - zresztą mówił że zakładał kim jest po książce, a parę srebrników do przodu w końcu warto mieć przy sobie.

- Proszę czekać... - wydusiła w końcu

Minęło trochę czasu odkąd brała ostatnie zlecenie malarskie. Syndykat z bliżej nieznanych jej przyczyn zarządził wówczas stan wyjątkowy. Obowiązywały dłuższe, zaostrzone treningi bojowe. Wszystkie jednostki musiały zdać egzamin ze swoich kompetencji w odniesieniu do nowych standardów organizacji. Do niedawna samo wydostanie się poza teren obozu graniczyło z cudem, a lista związanych z tym rygorów i stert papierów przechodziło racjonalne pojęcie.
Toteż nie posiadała się z radości, gdy na dzień przed niesławnym testem, ograniczeń ubyło, a spacer po mieście utracił swój awykonalny status. Teraz jednak, gdy jej drugie życie dało o sobie znać przypomniała sobie coś ważnego.

- Nie mam papieru. Ani niczego do pisania. No trudno... Oby moja pamięć mnie nie rozczarowała.

Rzuciła jeszcze raz okiem na czarnoskórego.

- Tak, trafił pan na odpowiednią osobę. Dilgo Kryptoniz, kłaniam się. Raczycie podać godność, szczegóły zlecenia...

Warg trącił ją mocno. Goblinka dobrze wiedziała o co mu chodziło, co nie zmieniało faktu że mógłby się wyzbyć tego irytującego zwyczaju. Przy jej rozmiarze, mógłby ją zwalić z nóg. Jedyne co ją ratowało to jej silne mięśnie i fakt że mogła się podeprzeć o ławkę.

- I dać się obwąchać mojemu włochatemu koledze. Nie lubi obcych, woli się dobrze zaznajomić z ich zapachem zawczasu na wypadek gdyby ich potem musiał szukać w celu wiadomym...


Dilgo obserwowała jak przerośnięty wilk się zbliża do mężczyzny warcząc i szczerząc kły. Widziała jak wstąpił mu na czoło pot.

- Spokojnie, nie rozszarpie szanownego pana. Raczej. Wiecie, ciężko ręczyć za warga.

Powiedziała to pół żartem, a pół serio. Zdawała sobie sprawę do czego zdolni są jego pobratymcy, ale była przekonana że gdyby musiała go opanować dała by radę. A przynajmniej zanim by kogoś zagryzł. Jeśli już się na kogoś rzucał to nie do szyi. Syndykat słabo sobie radzi z przesłuchiwaniem martwych, także tresura jak najbardziej poszła w ruch.

- I może jeszcze jeśli by pan mógł, małe wyjaśnionko skąd ta mina? Chodzi o mnie? O pana? - zapytała przekornie

Re: Sieć ulic Portu Erola

145
Ogar nie zawracał sobie głowy przybyciem mężczyzny. Leżał jedynie leniwie sam sobie w pobliżu, nie kłopocząc się za nic otoczeniem, co tylko sprawiło, że ostrzeżenia goblinki jej zleceniodawca zignorował, komentując może jedynie tym drobnym i krótkim, lekceważącym uśmiechem. Odkąd Dilgo odkupiła to zwierze od pewnego, właściwie niezbyt godnego zaufania, handlarza zaraz po wstąpieniu do szajki, zdążyła zauważyć, że warg, na którego tak ochoczo wydała pieniądze, nie był takim wiernym wierzchowcem i towarzyszem, na jakiego go malowano. Żadnej postawy bojowej, wiernej, obronnej czy kiej innej, a dzielność można o kant tyłka rozbić. I ciężko ocenić czy winna tu jest wrodzona leniwość tego konkretnego osobnika, czy całkowity brak obycia gobliniej kobiety ze zwierzętami... Może poza wężami w niektórych wypadkach. Na szczęście dla Dilgo, nie ma takiego zwierzęcia które pogardziłoby jedzeniem regularnie podstawianym pod pysk, więc wilczur łaskawie zaszczyca ją swoim towarzystwem, gryząc palce tylko sporadycznie.

Hmm... Dobrze — zaczął mężczyzna — Zacznijmy więc od początku. Nazywam się Shakasr Kehh, i jestem adeptem w tutejszej świątyni Patronki Krinn. Jak zapewne doszły panią słuchy, — nie doszły — przenosimy się z Namiotów do L'Ilrio El. — L'Irio El, zwane również Badylem, to stary, elfi budynek, charakterystyczny dla południowej części miasta, wygląda jak olbrzymia główka kwiatu róży wykuta w marmurze — I właśnie z tego powodu poszukujemy artysty, który zakryłby dotychczasowe malunki dziełem na cześć Pani Piękna.

Bynajmniej! — stanowczo zaprzeczył w odpowiedzi na pytanie kobiety — Po prostu poszukiwania kogoś kompetentnego zajmują mi głowę od wczoraj i nie spodziewałem się, by ktoś... Uzdolniony natrafił mi się na środku ulicy. — prawdopodobnie chodziło w jego zachowaniu o nią, ale czy konkretnie o wygląd, czy rasę, czy inne licho, to już goblince wyczytać się nie udało. Po tym przekornym zwróceniu uwagi, mężczyzna zaczął już bardziej skutecznie ukrywać swoje odczucia względem nieznajomej.

Wracając do freski. To, co miałoby znaleźć się na niej w szczegółach, Prałat Riazza pozostawiła w woli artystycznej twórcy, który zgodzi się tego podjąć, pod warunkiem, że centralnym elementem dzieła będzie wizerunek Patronki. W zależności od jakości końcowej dzieła świątynia przewiduje mniejszą lub większą premię do wynagrodzenia, jako motywację dla artysty.

Zanim jednak zaczniemy dyskutować o stawkach, chciałbym bardziej poznać pani doświadczenie. Wszak, poza oczywistym, jest jeszcze jeden szkopuł, który mógłby okazać się nie do przeskoczenia dla amatora w tym fachu. Świątynia bowiem oczekuje, że wizerunek bogini zostanie wykonany z wykorzystaniem purpury cahskiej, jako barwy dominującej. — Dilgo obiło się o uszy o tym niesłychanie rzadkim barwniku, sprawiającym ponoć, że na sam jego widok ludziom wyskakują rumieńce, a w brzuchu latają motylki. Oczywiście, nie miała go pod ręką, także musiałaby przed przystąpieniem do dzieła, skądś go pozyskać.

Re: Sieć ulic Portu Erola

146
- Proszę się nie martwić. Zdarzało mi się już pozyskiwać rzadkie barwniki na potrzeby mojej profesji. Palisander sorieski, antracyt galblyski, modry mirecki... Co do doświadczenia właściwego, mogę się pochwalić obecnością moich prac w świątyniach poświęconych: Ul na Wschodnich Wodach, Xanda w Tyglu, Kiri w Srebrnoujściu i Tenatira właśnie tutaj, w Porcie Erola. Tuszę, że to zadowalające referencje.

Mówiąc o "pozyskiwaniu rzadkich barwników" miała na myśli swoje znajomości wśród kupców pływających na Archipelag. Co prawda obiło jej się o ucho, że sprzedawcy nie podróżują na Wyspy już tak chętnie jak przed kilkoma wiosnami, ale gdy usiłowała sobie przypomnieć jakie to wydarzenie było tego przyczyną, jej pamięć zdecydowanie pokazała jej gdzie się zgina dziób pingwina i odmówiła współpracy. Niemniej jeśli nie miała halucynacji słuchowych, tudzież fałszywych wspomnień, oznaczało to dla niej przymusową wycieczkę na Kontynent i z powrotem.

Pasjonatka sztuki przyglądała się świątynnemu adeptowi z ciekawością. Oto nareszcie nadarzała się jej okazja pracować na zlecenie samej Świętobliwej, powierniczce Krinn! Dilgo była co prawda goblinką, ale będąc wychowaną po południowokrasnoludzku nie była nadto obeznana z kultami dwóch bogiń piękności, czczonych przez jej rasę. Jej wiedza w ich temacie była stosunkowo mała i raczej podstawowa, przyprawiona pikantnymi, i prawdopodobnie rozdmuchanymi pogłoskami, które miała okazję kiedyś zasłyszeć od jej kolegów najemników. Przysięgła sobie jednak w duchu, że nie da tego po sobie poznać temu dwulicowemu chłystkowi, a fresk wykona z największym profesjonalizmem na jaki ją będzie stać. Bez względu na to dla kogo właściwie będzie pracować...

W międzyczasie przypomniała sobie o poszukiwanej po całej Herbii Bogobojnej Kali i jej koneksjach z kultem Krinn. Syndykat Tygrysa, razem z innymi organami władzy mimo że bezlitośnie ją ścigał już szmat czasu, to śledztwo dalej stało w miejscu. Biorąc jednak pod uwagę że ostatni raz widziano ją tuż za Wschodnimi Wodami, w Ujściu, miała szansę się czegoś dowiedzieć, co popchnęłoby poszukiwania do przodu. W końcu artysta jest w miejscach kultu zawsze traktowany trochę inaczej niż stróż prawa. Co prawda prawdopodobieństwo, że coś takiego się zdarzy wydało się Dilgo obrzydliwie małe, ale nie mogła sobie odpuścić takiej okazji. Jej biologiczna matka nie była głupia. Goblinka w tym wieku była już pewna że do aresztowania nigdy by nie doszło, gdyby ktoś jej nie wsypał. To co udało jej się ustalić na temat okoliczności jej śmierci, stanowiło dosyć jednoznaczne poszlaki, wskazujące na Bogobojną we własnej osobie. Gdyby miała okazję... z pewnością chciałaby pomścić swoją rodzicielkę. Co do tego nie miała wątpliwości. To że właściwie jej nie znała, tylko podsycało w niej chęć zemsty.

Re: Sieć ulic Portu Erola

147
Dobrze więc... W takim wypadku proszę jeszcze dzisiaj, ale przed zmrokiem, zjawić się w nowej świątyni w celu zaznajomienia się z obiektem oraz przedyskutowania szczegółów zlecenia. Wstępnie świątynia jest w stanie zaoferować 50 sztuk złota za poprawnie wykonane zadanie, a na kwotę tę mogą wpłynąć wspomniane wcześniej warunki. Proszę do czasu naszego następnego spotkania przemyśleć czy taką kwotę uznaje pani za odpowiadającą... Do tego czasu, żegnam i życzę miłego dnia. — słowa opuszczały usta mężczyzny tym szybciej im bliżej był końca. Widocznie chciał by ta konwersacja się już skończyła. Tak szybko, jak skończył, odwrócił się z zamiarem opuszczenia zielonoskórej.

/// krótko, ale inaczej bym jeszcze trochę musiał pozwlekać, a już trochę się naczekałeś

Re: Sieć ulic Portu Erola

148
Goblinka nie zamierzała zatrzymywać adepta, chociaż dalej uważnie przyglądała się jemu i otoczeniu, usiłując rozszyfrować powód jego nerwowości.

W międzyczasie jej eteryczny stróż wychynął z jej kieszeni z wyraźnym zamiarem śledzenia człowieka, którego właśnie spotkali. Rozmyślił się jednak i postanowił wpierw wyjaśnić swój plan towarzyszce. Dilgo śledziła jego ruchy i czytała co chciał jej przekazać.

"ja" "podążać" "ten"

To już wiedziała.

"ja" "krzywda" "ty" "nagle" "przygnębienie" "teraz" "czuj"

Płuca goblinki mimo woli zaczęły wypompowywać powietrze. Dopadł ją ból w krtani, a łzy cisnęły się do oczu.

Przestały.

Znów czuła się normalnie, jakby nic się nie stało.

- Ale jak cię znajdę?

"nie" szukać" "mnie" "bezpieczny" "zniknę" "rozpaść" "scalić" "blisko" "ty"

Duch groty nie ruszał się przez chwilę. Patrzył swojej powierniczce w oczy. Potem kontynuował.


"głośny" "huk" "ja" "wystrzelę" "słup" "światło" "miejsce" "sprowadź" "sojusznicy" "Syndykat" "ty" "badaj" "łap" "pytaj" "rań" "nie ulegaj"


Dilgo wstała z ławki.

- Uważaj na siebie. Nie pokazuj się nikomu.


"taki" "plan" "ja" "skupiony" "ostrożny" "niewidoczny" "natura" "zjawa"


Rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Najemniczka udała się w dół ulicy. Miała czas do zmroku, żeby wrócić do obozu. I miała już plan jak wartościowo spędzić czas jaki miała dla siebie. Był ranek, ale to co zamierzała, mogło jej zająć cały dzień. Nie chciała tracić ani chwili.

Artystka miała cichą nadzieję, że pomimo ostatnich niepokoi, handlarz od którego kupowała co rzadsze farby wciąż jest w mieście. Załatwiałoby to problem z purpurą cahską. Dziwny był to człowiek. Szlachcic, który miał kiedyś szanse zostać burmistrzem Eroli, ale gdy rozeszła się skandaliczna wieść że aktywnie dostarcza broń piratom, jego reputacja została bezpowrotnie zrujnowana, a podczas procesu w sądzie został skazany na 20 lat pozbawienia wolności. Po wyjściu z więzienia zrezygnował z kariery w polityce i został handlarzem. Ktokolwiek u niego kupował, zazwyczaj nie pochodził z wysp i nie znał jego przeszłości. Miał dzięki temu przynajmniej do kogo się odezwać. Poza tym przez lata uparcie próbował się stołować w Żaglach Ula, ale będąc stamtąd stale wyrzucanym w końcu się poddał i odtąd przebywał go w Rybim Oku, upity do nieprzytomności, albo trzeźwiejący w domu pewnego Wschodniego Elfa, pod okiem jego syna. Tymże elfem był jeden z jej nauczycieli walki, Sudżahid "Pogromca" Rashid, który sam prowadząc pirackie życie w młodości, regularnie odbierał od niego uzbrojenie w tamtych czasach. To od niego się dowiedziała o dostawcy, gdy zaczęła malować co bardziej ambitne dzieła.

Przeszło jej też przez głowę poszukanie sposobu na wejście w posiadanie tzw. chlebka. Narkotyku pobudzającego kreatywność. Choć malowanie pod jego wpływem wydało się Dilgo w pierwszej chwili kuszące, perspektywę zniesmaczyła jej pamięć losu jej matki. A także myśl że przy całym tym kłopocie z dostaniem go w swoje ręce, mogło się jej to zwyczajnie nie opłacać. 50 sztuk złota - 500 srebrników. Dziesięciokrotność wartości szczypty używki... Czy warto?

Co tam jeszcze było na jej liście...? Prosta konserwacja rynsztunku w obozie, przed jutrzejszym sprawdzianem oczywiście. Tyle mogła zrobić w obozie sama, bez pomocy kowala, czy płatnerza. Miała zajść do świątyni, tak jak się umówiła z Kehhem. No i miło by dla odmiany zjeść coś poza terenem fortu Czarnej Grobli, o ile by było ją było stać.

No właśnie - stać. Głupia sprawa, ale ostatnią wypłatę dostała około pół miesiąca temu. I zdążyła to wszystko beztrosko wydać. Kompletnie się nie spodziewając, że tak znienacka dostanie dzień wolny. A rzadkich farb ani tym bardziej narkotyków nie mogła liczyć, że dostanie za darmo. Ale jak to się mówi, nie ma tego złego co dobre nie wyszło, przynajmniej teraz jej zależało żeby się odkuć.

Warg ospale kroczył u jej boku...

Ciągnął się...

Nie śpiesząc...

Psiakrew, wydałam na tego poślada pieniądze! I utrzymuję go! I co z tego mam? Właściwie nic! Na straszaka się nie nadaje, dziś mi to udowodnił, a wierzch z niego niewiele lepszy. Chyba najwyższy czas żeby mi się zwróciły koszta. - Dilgo czuła jak narasta w niej chęć rozprawienia się ze swoim pupilem. Nie była jedną z tych osób które pod wpływem kaprysu katują swoje zwierzęta, ale... nie zamierzała dłużej być już tak pobłażliwa. A przynajmniej chciała żeby wilczur odpracował dla niej przynajmniej część pieniędzy, które na niego wydała. Po głowie jej chodziły walki psów. W czasie służby w Czarnej Grobli, organizacji pseudowojskowej wystawianej przez Syndykat do otwartej walki nie interesowała się specjalnie innymi komandami. Jednak nawet ona wiedziała o miniaturowym ringu w piwnicy pewnej karczmy. Należał on do skrytobójców Syndykatu: Kotów i Słowików, którzy podle humoru wystawiali lub obstawiali na zwierzęta swoich kolegów. Przynajmniej tyle dobrego że za wystawienie psa nie trzeba było płacić. A przypadki zagryzień, chociaż się zdarzały, były ewenementem. Poza tym ufała swojej czujności i intuicji, gdyby coś poszło nie tak...

A zatem postanowione! Może przy okazji uda jej się uprosić jednego z Kotów żeby przeszkolił ją z obycia ze zwierzętami choć w minimalnym zakresie? Chętnie by się nauczyła - czuła w swoim zwierzu potencjał... mimo wszystko.

Z takimi to myślami udała się do owego psiego zajazdu: „U Borina i Finrotfela”.

Ulice Portu Erola

149
POST BARDA
Z Siódmej Siostry

Pierwsze dni w Porcie Erola zwykle były wypełnione obowiązkami. Ile razy załoga Siódmej Siostry nie obiecywała, że da sobie na wstrzymanie, tyle razy pierwsze dwa, trzy dni w porcie wypełnione były handlem, załatwianiem spraw, uzupełnianiem zapasów, w końcu naprawą statku. Zaufany szkutnik, Leonard Lando, jak zwykle biadolił nad stanem galeona, choć przecież nie stało się nic, co mogłoby bardzo uszkodzić łajbę Very. Nie dało się jednak ukryć, że przedzieranie się przez przybrzegowe kry pozostawiło bruzdy na kadłubie, a i całość należałoby zalakierować, osmolić i w gruncie rzeczy zabezpieczyć przed gniewem morza. Od Very zależało, czy będzie w stanie poświęcić dodatkowy tydzień, by Siostrę wciągnięto do suchego doku i odpowiednio przygotowano, do tego dochodziła przebudowa kajut, którą Umberto zaplanowała. Przynajmniej koszt nie był im straszny, bo dobra z Północy okazały się warte zachodu ich zdobycia. Łupy podzielono między załogę i parę dodatkowych dni urlopu mogło znaczyć, że prywatne fundusze piratów zostaną dobrze spożytkowane w Porcie Erola. Pachnąca Panna cieszyła się niegasnącym zainteresowaniem ze strony panów, a i panie nie musiały się bardzo wysilać, by znaleźć przygody w mieście.

Wkrótce również Vera i Corin mogli chwilowo odpocząć od obowiązków. W świąteczny dzień, Corin był gotowy na spotkanie z kapitan.

- Wynająłem pokój w gospodzie. - Corin był podekscytowany, gdy wychodził na spotkanie Verze. W czystej białej koszuli i ciemnych spodniach, świeżo ogolony i uczesany, prezentował się całkiem zacnie, choć nie było już Rivery, który mógłby pomóc mu z przygotowaniami do balu. Jeśli Vera podzieliła się z dziewczętami planami na spędzenie wieczoru z panem Yettem, to oczywiście dostała propozycję pomocy w pomalowaniu twarzy i ogarnięciu włosów, nawet jeśli samodzielnie mogła sobie z tym poradzić. - Na czas przebudowy naszej kajuty, będziemy mogli spać na lądzie. Jest jeszcze wcześnie. Co powiesz na spacer po mieście?
Obrazek

Ulice Portu Erola

150
POST POSTACI
Vera Umberto
Bardzo długo byli na morzu, Vera nie widziała więc powodów, dla których nie mogliby spędzić w Porcie Erola trochę więcej czasu, niż zwykle. Pozwolić Leonardowi doprowadzić statek do porządku, zająć się remontem. Podczas przebudowy przedniej kajuty upewniła się, że Sovran za dnia siedział w kwaterze Corina. Później, gdy szkutnik miał przenieść się z pracą na rufę statku, elf miał już swoje własne miejsce na pokładzie, z którego nikt nie miał go przeganiać: małe pomieszczenie, wydzielone z dużej kajuty na dziobie, wystarczające, by zmieściła się w nim koja, skrzynia i niewielka szafka. Tam mógł przeczekać słoneczne dni w Porcie Erola, a nocami przesiadywać na głównym pokładzie i spod głęboko zaciągniętego na twarz kaptura obserwować wiecznie żywe miasto - bo zejście na ląd w jego przypadku nie wchodziło w grę.
Zarobek uzyskany za dobra z północy był bardziej, niż satysfakcjonujący, zarówno dla samej Very, jak i dla załogantów. Zadowolenie, z jakim rozpełźli się po mieście, świadczyło o tym, że nie tylko ona będzie cieszyła się pobytem. Tak, jak planowała, pozbyła się też sporej części niepotrzebnych rzeczy z własnej kajuty, w większości będących całkiem wartościowych, ale walających się bezużytecznie po skrzyniach. Trochę z tego złota wymieniła, naturalnie, na nową biżuterię... i sukienkę, która nadawałaby się na planowany wieczór z Corinem.

Nie potrzebowała tym razem pomocy dziewcząt z załogi. Nie szykowała się na bal, na którym musiała wpasować się w towarzystwo, mogła wyglądać tak, jak chciała. Nie znaczyło to, że się nie postarała, ale włosy na przykład wolała pozostawić rozpuszczone. Zakrywały wtedy blizny, które akurat tego wieczoru wolała ukryć. Po myciu zaplotła je za to w warkocz, żeby po rozwiązaniu go ułożyły się w fale. Stroje typowe dla Archipelagu nie ukrywały zbyt wiele, a już na pewno nie ramiona, więc był to pewien sposób na obejście tego problemu. Czerwona sukienka, jaką Vera dla siebie znalazła, miała względnie zabudowany przód, ale odkryte plecy i długie rozcięcia, zarówno na prawej, jak i na lewej nodze. Nie musiała ukrywać się z bronią, więc nie martwiła się przypinaniem jej do uda, zamiast tego montując sztylet na skórzanym pasku w talii (zupełnie, swoją drogą, do sukienki niepasującym, ale innego nie miała). Mogli być w Porcie Erola, gdzie nic im nie groziło, ale na północy nachodziła się już bez broni i nie był to preferowany przez nią stan. Po długim, krytycznym przyglądaniu się swojemu odbiciu, zdecydowała się zejść pod pokład, żeby pożyczyć od Gerdy czerwony barwnik do ust. Już niech będzie, ten jeden raz mogła wysilić się bardziej, niż ścisnąć się gorsetem i obwiesić złotem, jak na co dzień.
Lubiła ten niedbały zarost Yetta, ale nie powiedziała mu tego, wiedząc, że to dla niej się postarał. Wciąż trochę dziwnie się czuła; nie było to dla niej naturalne, takie wyjścia we dwoje. W sukience czuła się głupio. W jej głowie pojawiła się absurdalna myśl, że nieważne jak bardzo będzie się starać, nigdy nie będzie wyglądała tak dobrze, jak Olena. Może gdy znajdą się z dala od wiecznie obserwującej ich załogi, będzie w stanie rozluźnić się trochę bardziej.
Uśmiechnęła się do oficera lekko. To w sumie mogła być całkiem miła noc.
- Możemy się przejść - zgodziła się i ruszyła obok niego, pozwalając się objąć, jeśli chciał. - Jak płynęliśmy do tej Szarugi, to myślałam, że pójdziemy na spacer, obejrzeć miasteczko. Nie spodziewałam się, że nazwa będzie tak adekwatna do tego, jak wyglądało tam wszystko, łącznie z ludźmi. Trochę się bałam, że załoga nam się od nich czymś pozaraża. Tu jest zupełnie inaczej - rozejrzała się. - Ale myślę, że co jakiś czas możemy wypływać na północ. Dobrze na tym wyszliśmy.
Obrazek

Wróć do „Port Erola”