Południowy brzeg Eroli

1
POST BARDA
[z Portu Erola]

Vera miała dużo czasu, by pożyczyć rzemień, związać włosy, założyć pancerz i przygotować się do walki. Dłoń Sulona wyszła z portu w Porcie Erola i popłynęła brzegiem, tuż za okrętem Upiększyciela. Hwylfor nie popłynął jednak w stronę kontynentu, a wykręcił, zmierzając na wschód, ku dalszym wyspom Archipelagu. Cokolwiek planował gnom, zakładało to zaszycie się w mniej dostępnych miejscach, by w spokoju cieszyć się złotem.

Płynięcie wybrzeżem oznaczało niestety również towarzystwo. Statki handlowe płynęły często uczęszczanym szlakiem w stronę Portu Erola, Taj'cah i dalej, mijając się tak z Dłonią, jak i z uciekinierami. Między kupcami pojawiali się też strażnicy, więc Samael powstrzymywał się z decyzją o ataku, gdy w okolicy wciąż pojawiały się obce okręty. Nie chciał ryzykować. Minęło pół dnia.

W rezultacie podróż przedłużała się, Hubert z Labrusem wciąż byli niedostępni, zaś marynarze zaczynali się niecierpliwić.

- Nikogo na horyzoncie. - Stwierdził w końcu Sam. - Pani kapitan, proszę o pani ekspertyzę. Czy to dobry moment, by w końcu ruszyć?

Vera również nie mogła dostrzec żadnego innego statku, lecz zważając na odległość między Dłonią i statkiem Hwylfora, dogonienie ich mogło zająć dobre pół godziny.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

2
POST POSTACI
Vera Umberto
Przez pół dnia stała na dziobie statku, wpatrując się w widoczną na horyzoncie, ściganą przez nich jednostkę. Chodziła w tę i z powrotem, niecierpliwa, rzucała piratom Heweliona zirytowane spojrzenia, gdy wypowiadali na głos dokładnie to samo, co myślała ona i odprowadzała wzrokiem każdy kolejny mijany statek. Zbyt krótkie kosmyki, które wciąż nie odrosły wystarczająco, znów plątały się jej przy twarzy, mimo, że przecież ciasno związała włosy, a miecz u pasa ciążył jej niemożebnie. Minęło już tyle czasu, gdzie był Hewelion? Co oni tam robili przez tyle godzin? Ona z Corinem zdążyłaby się już pokłócić, pogodzić, pójść do łóżka i pokłócić na nowo.
Wpływali na tereny, których nie znała, bo też nigdy nie miała potrzeby, żeby się tu zapuszczać. Przypływając na Archipelag, mieli na celu odwiedzanie dużych miast, głównie jednego, tego najdalej wysuniętego na zachód. Nie zwiedzali mniejszych wysepek, nie opływali ich dookoła. Choć Vera potrafiła przywołać w głowie względnie szczegółową mapę Archipelagu, to wciąż było dla niej obce terytorium.
- Nie wiem, Samael. Nawet w najmniejszym stopniu nie znam zwyczajów tutejszej przybrzeżnej straży, a co dopiero jej tras. Nie wiem, czy jakaś cholera się nam nie wychyli zza skały w najgorszym momencie - przyznała. - Gdybyśmy byli na otwartym morzu, albo przy którymś z wybrzeży Keronu, łatwiej by mi było odpowiedzieć na to pytanie. I powiedziałabym, że tak. Moment wydaje się idealny.
Uderzyła otwartą dłonią w reling, marszcząc brwi.
- Ale to nie jest mój statek. My tu nie polujemy, tak samo jak Dłoń Sulona, więc byłoby to złamanie ważnej zasady. Mogłabym to zrobić na swoją odpowiedzialność na swoim pokładzie. Nie mogę tego zrobić za Heweliona.
Przez chwilę wpatrywała się w odległą rufę statku Hwylfora - a przynajmniej tego, na którym spodziewała się Hwylfora znaleźć. Może rozsądniej by było poczekać i zobaczyć, dokąd płynie i dorwać go na lądzie? Z drugiej strony, najskuteczniejsi byli na wodzie.
- Przyspiesz - zadecydowała w końcu. - Jak znajdziemy się wystarczająco blisko, pójdę po kapitana. Czarną banderę wciągniecie w ostatnim momencie. W najgorszym wypadku po prostu go ominiemy i popłyniemy dalej.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

3
Samael uśmiechnął się do Very, lecz mimo ekscytacji nadchodzącym abordażem, w jego spojrzeniu wciąż dało się zauważyć pewne wahanie, pewną nieśmiałość, a może nawet dalsze poczucie niesprawiedliwości. Mimo żalu, nie zamierzał umniejszać Verze i jej stanowisku na jej statku, nawet jeśli na Dłoni była gościem. Skoro kapitan był niedysponowany, należało rozmawiać z innym kapitanem.

- Hm. - Diabelstwo mruknęło, podnosząc lunetę po raz kolejny do oka. - Ma pani rację, kapitan Umberto. Tak zróbmy. - Zgodził się, wiedząc, że i tak nie mógłby podjąć decyzji o ataku bez wiedzy Huberta. Ze złamanym sercem czy bez niego, Hewelion był tym, który dowodził. - Cała naprzód! Dogońmy ich!

Załoga odpowiedziała okrzykiem aprobaty. Samael rzucił kilka kolejnych komend, sterując podwładnymi, wydając rozkazy, by statek jak najszybciej sunął po falach. Liny zajęczały, gdy zwiększono naciąg żagli, lecz żadna z nich tym razem nie puściła. Dłoń Sulona pruła wodę, zbliżając się do statku Hwylfora.

Wedle przewidywań, dogonienie statku nie było łatwe, lecz możliwe. Dystans zmniejszał się z każdą minutą, w końcu gołym okiem można było nawet odczytać nazwę statku na jego rufie: Błazen.

Jeśli Vera zamierzała pójść po kapitana, musiała zmierzyć się z zamkniętymi drzwiami kajuty. Dopiero kiedy do nich dotarła, usłyszała dźwięk z wewnątrz: ciche pochrapywanie.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

4
POST POSTACI
Vera Umberto
Przestała już liczyć na ostateczne rozwiązanie tego wiecznego napięcia między nią a Samaelem. Gdy poruszała ten temat, on zawsze wycofywał się i zamieniał w spłoszonego jelonka, a ona nie miała już siły w nieskończoność tłumaczyć mu się ze swoich decyzji. Nauczyła się więc, żeby za każdym razem, gdy widziała w jego spojrzeniu ten cień, ignorować go najlepiej jak potrafiła. Jeśli diabelstwo zbierze się do tego, by powiedzieć jej coś, co leżało mu na sercu, a ona nie umrze do tej pory ze starości, może wszystko się wreszcie zmieni. Na lepsze, albo na gorsze.
- Błazen - prychnęła pod nosem z pogardą, gdy wypatrzyła nazwę na burcie ściganego statku. - Jakże trafne. Idę po Heweliona.
Szybkim, zdecydowanym krokiem wpakowała się do nadbudówki, choć wahała się przez chwilę, zanim postanowiła zapukać dalej. Ciekawość wzięła nad nią górę i przez kilka uderzeń serca słuchała tego, co dobiegało zza drzwi, ale - na całe szczęście - nie było to nic kompromitującego, ani nic, przez co potem nie chciałaby trzeźwieć przez tydzień. Spali sobie. No cóż, czekała ich intensywna pobudka.
Załomotała pięścią w drzwi.
- Hewelion! Zbieraj dupę, mam dla ciebie prezent! - zawołała. - Prędko, masz dziesięć minut, zanim na dobre ci przepadnie! Ubieraj się i bierz broń, słyszysz mnie? Labrus, jesteś tam?
Przestąpiła z nogi na nogę.
- Wpakowałabym się wam do kajuty siłą, gdybym nie bała się, że zastanę czyjeś roznegliżowane pośladki na wierzchu i będę się z tego leczyć przez pół życia - mruknęła ciszej, po czym znowu zastukała pięścią w drzwi. - Hubert! Potrzebujemy cię!
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

5
POST BARDA
Dobijanie do drzwi sprawiło, że dobiegające z wewnątrz równe, spokojne pochrapywanie ustało. Przez dłuższy moment Vera nie usłyszała odpowiedzi na swoje pokrzykiwania, lecz po paru chwilach do drzwi podszedł Viridis i uchylił je lekko. Kapitan mogła ujrzeć jego zielone spojrzenie, ale też zmierzwione, czarne włosy, tak rzadko widywane w nieładzie. Przynajmniej był w pełni ubrany. Mężczyźni musieli porozmawiać ze sobą, a kiedy już ustalili, co należało, udali się na drzemkę.

- Pani kapitan, to niekorzystny moment na wizytę. - Stwierdził powoli, wciąż nieco zaspanie, gdy nie obudził się do końca. - Hubert wypoczywa, jestem pewien, że prezent może poczekać.

- Hej, dlaczego płyniemy na wschód?
- Czujne oko kapitana wyłapało ten fakt nawet spod pierzyn. Ze swojego miejsca Vera nie mogła dostrzec ani nagich pośladków, które dałyby jej traumę do końca życia, ani nawet czupryny jasnych włosów, a jedynie nogi łóżka. Choć kajuta była niewielka, posłanie ustawiono tak, by nikt nie widział śpiących od wejścia.

Labrus obejrzał się na partnera, ale szybko wrócił uwagą do Very.

- I proszę mi wierzyć, pani kapitan, niezależnie od tego, co pani sobie wyobraża, nikt w tej kajucie nie śpi z roznegliżowanymi pośladkami na wierzchu.

- Labrus, chodź.

- Już idę, najdroższy. Pani wybaczy, pani kapitan.
- Pożegnał grzecznie Verę lekarz.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

6
POST POSTACI
Vera Umberto
- Uwierz mi, że nie przychodziłabym tu teraz, gdybym nie uważała, że to konieczne - odpowiedziała Labrusowi. Naprawdę nie chciała im przeszkadzać i gdyby płynęli spokojnie na zachód, w stronę Harlen, nawet by się do ich kajuty nie zbliżała. - Nie może poczekać. Muszę z nim porozmawiać.
Widząc, że lekarz po uprzejmym pożegnaniu szykuje się do zamknięcia jej wejścia przed nosem, Vera postanowiła równie uprzejmie wsadzić stopę między drzwi a ścianę. Mogła to zrobić, bo nie miała już na sobie eleganckich trzewików, tylko porządne, wysokie i wiązane buty, jakie nosiła na co dzień. Zresztą, czy Viridis był ślepy? Nie zauważył, że stała przed nim w pancerzu, w pełnej gotowości bojowej, zamiast w jednej z sukienek, w których beztrosko opalała się podczas rejsu na Archipelag i które nosiła przez ostatnie dni?
- Potrzebuję przynajmniej zgody na atak - wyrzuciła z siebie szybko, tak, żeby usłyszał to Hewelion, nawet jeśli nie chciał zwlec się z łóżka. Nie pakowała się do kajuty, ale oparła dłoń o drzwi, żeby powstrzymać pragnącego prywatności lekarza przed zamknięciem ich. - Kiedy wypływaliśmy z Portu, Gerda wypatrzyła statek z tym pasiastym namiotem na pokładzie. Hwylfor musi tam być, tak? Hubert, płyniemy mu wpierdolić. Sama przyciągnę ci go za tę jego zawiniętą grzywkę pod nos, tylko powiedz, czy możemy atakować, czy mamy ich omijać. Jesteśmy na południe od Eroli. Nikogo innego na horyzoncie. Ludzie są gotowi, statek w zasięgu. Musisz podjąć decyzję teraz.
Mówiła prędko i zwięźle, jakby bała się, że mimo jej starań Labrus jakimś cudem zatrzaśnie drzwi i kapitan nie usłyszy, po co tu przyszła. Musiałby się teraz bardzo postarać, żeby ją stąd wypchnąć i nie wystarczyłyby do tego uprzejme słowa, ale kto wie; Umberto wolała być gotowa na wszystko.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

7
POST BARDA
Zapewnienia Very niewiele dały, bo Labrus nie zamierzał narażać Huberta na więcej stresu, aniżeli było to konieczne. Ciężki but dostał się między drzwi a framugę, lecz lekarz miał na tyle oleju w głowie, by nie trzaskać i nie kaleczyć drobnej stópki pani kapitan.

- Pani kapitan raczy-

- Poczekaj. Jaki atak?
- Słowo-klucz podziałało i Vera już po chwili słyszała, jak Hewelion gramoli się z łóżka. Odrzucił nakrycie i powoli podniósł się, szurając buciorami, które najpierw starał się wciągnąć, ale szybko z tego zrezygnował.

- Hubercie, mój miły, zgodziliśmy się, że porzucimy tą sprawę.

- Poczekaj.
- Hubert nie pozwolił, by i tym razem Labrus go zgasił. Na boso, równie zaspany, co jego partner, do tego równie zmechacony (lecz w pełni ubrany!), podszedł do partnera, by jedną ręką objąć go od tyłu, drugą zaś pchnął drzwi, by móc je otworzyć szerzej. Przynajmniej ten nieoczekiwany pokaz bliskości zdawał się zamknąć na moment usta Viridisa. - Mieliśmy nie polować więcej przy Archipelagu, ale to wyjątkowa sytuacja. Płyniemy mu wpierdolić. - Zgodził się kapitan, a zaspanie zaczęło przeradzać się w ekscytację. Nie było potrzeba wiele, by zdobyć zainteresowanie Heweliona, gdy chodziło o bitkę.

- Poprawi ci to nastrój, prawda, Hubercie?

- Nawet nie wiesz jak. Poczekasz na mnie, Labrus, i jeszcze dzisiaj będziesz miał mnie pięknego.

- Jeśli tego sobie życzysz.
- Westchnął lekarz, rozumiejąc, że nie było nic, co przekonałoby jego partnera. Na moment przymknął oczy, godząc się z decyzją, zaraz jednak otworzył je, by utkwić spojrzenie w Verze. - Pani kapitan. - Zaczął formalnie. - Bardzo proszę na niego uważać.

Hewelion parsknął.

- Wszystko skończy się dobrze. Zbieraj ludzi, Verka. Gnom pożałuje, że z nami zadarł.

- Za chwilę do was dołączy.
- Potwierdził zrezygnowany Labrus.

Tymczasem Błazen był coraz bliżej. Dłoń sunęła po falach jak rekin za ofiarą, wydawało się jednak, że załoga statku Hwylfora zdała sobie sprawę z pogoni. Statki handlowe trzymały od siebie dystans, zaś Dłoń wyraźnie płynęła na spotkanie, na kursie kolizyjnym.

- Łucznicy! - Poniósł się ponaglający głos Samaela. - Do burt! Gerda, Olena! Zejdźcie pod pokład, natychmiast!
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

8
POST POSTACI
Vera Umberto
Zdeterminowany wyraz twarzy Very ustąpił miejsca uśmiechowi - choć nie takiemu, który ktokolwiek mógłby nazwać pięknym. Hewelion wyraził zgodę, więc ona nie zwracała uwagi już na nic innego. Nie obchodziło jej to, czy są ubrani, czy też nie, czy nadal się kłócą, kto kogo obejmuje, ani czy Labrus był na nią zły za zakłócenie ich błogiego spokoju i przerwanie im drzemki. Mogła mówić wszystkim, że poszła w piractwo dla prywatnej zemsty i wyrównania rachunków i może kiedyś faktycznie tak było, ale teraz już nie było sensu udawać, że nie kryła się w niej pewna krwiożerczość. Zwłaszcza, gdy mogła w czyimś imieniu wymierzyć sprawiedliwość i usprawiedliwić tym swoją potrzebę uwolnienia z siebie narastającej agresji, którą na co dzień ostatnio naprawdę mocno tłumiła.
- Zaopiekuję się nim - obiecała, opierając dłoń na głowicy miecza.
Nie wiedziała, czego spodziewać się po statku, który ścigali. Jak wyglądała ochrona Hwylfora i czy składała się z kogokolwiek więcej, niż małego stadka gnomów... albo czy sam zainteresowany potrafił coś więcej, niż pokrywać blizny i niedoskonałości tymczasowymi iluzjami. Wiedziała jednak, że chce go dorwać tak samo, jak chciał tego Hubert. No, prawie tak samo - on musiał darzyć tego knypka szczerą nienawiścią.
- To będzie lepsze, niż żółw - obiecała mu jeszcze, zanim wybiegła z powrotem na pokład. - Jest zgoda! - zawołała do Samaela.
Pobiegła do burty i wskoczyła na reling, łapiąc się po drodze jednej z lin. Stojąc wyżej, pomiędzy łucznikami, obserwowała Błazna. Nie miała przy sobie kuszy, bo nie zabrała jej ze sobą z Siódmej Siostry, zakładając, że nie będzie jej potrzebna, pozostało jej więc czekać, aż ktokolwiek znajdzie się w zasięgu jej zakrzywionego miecza. Jednocześnie raz po raz zerkała na diabelstwo, które pod presją dużo zyskiwało. Nie należała do ich załogi i z całą pewnością nie była ich kapitanem, nie podlegała więc jego rozkazom, ale dobrze było widzieć, że czasem znajdował w sobie tę pewność siebie, którą tracił, gdy rozmawiał z nią sam na sam. Przeszło jej przez myśl, że chciałaby zobaczyć go prawdziwie rozwścieczonego. To chyba takie emocje fascynowały ją najbardziej.
Czekała dość biernie, chyba, że ktoś bezpośrednio zagonił ją i Pogad do jakiegoś konkretnego działania. W razie, gdyby z pokładu Błazna wystrzeliły strzały, była gotowa też zeskoczyć i skulić się za burtą. Byle do momentu zetknięcia się jednostek.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

9
POST BARDA
Hewelion zgarnął Labrusa do kajuty niemal siłą, wciągając go siłą ramienia trzymanego na wysokości jego brzucha, i lekarzowi chyba nawet to nie przeszkadzało. Vera nie miała możliwości oceny, bo drzwi zamknęły się zaraz za nimi, a i kapitan miała na głowie ważniejsze sprawy, jak choćby upolowanie Błazna.

Reling był przyjemnie wilgotny i śliski pod butami Very, ale wanty pozwoliły jej utrzymać równowagę. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, gdy Dłoń zmniejszała dystans, lecz zbyt wolno, zbyt ślamazarnie, by było to satysfakcjonujące dla spragnionych walki piratów.

- Kapitan na pokładzie! - Krzyknął w końcu Samael, obwieszczając nadejście Huberta i tym samym oddając mu dowodzenie.

Kapitan Hewelion zawsze rwał się do bitki. Wydawał się wręcz stworzony do walki, gdy wychodził z nadbudówki w zdobionym płaszczu, z kordelasem w dłoni. Dumny i silny, nie było w nim nawet cienia wcześniejszej drzemki, po żalu z powodu utraty gładkiej twarzy nie pozostał ślad. Blizny sprawiały, że w jego wrogowie w sercach czuli trwogę. Załoga zaś nie czekała na kolejny sygnał, bo wraz z wzniesieniem przez Heweliona miecza, z ich gardeł wydobył się krwiożerczy krzyk, tak pochwalny dla ich przywódcy, jak i zwiastujący rychłą śmierć przeciwnikom.

- Flaga na maszt! - Ryknął Hewelion.

Czarna płachta Dłoni Sulona miała wymalowany symbol Dłoni Sulona - czaszki było tylko pół, na wzór połowy twarzy Heweliona, zaś pod nią, zamiast skrzyżowanych piszczeli, ktoś utalentowany namalował dwie dłonie. Kiedy sztandar sięgnął szczytu masztu, kolejny okrzyk wydarł się z gardeł piratów.

- Do abordażu! - Rozkazał znów kapitan. - Łucznicy, strzelać!

Błazen tracił na prędkości, gdy kupcy zrozumieli, że nie uciekną pogoni. Statek ustawiał się bokiem, dając straży Hwylfora więcej przestrzeni do wyprowadzenia ataku. Pierwsza salwa strzał dosięgnęła Błazna, zaraz też strzały poszybowały od w drugą stronę. Wiele z nich przecięło żagle.

- Liny! - Rozkazywał Hewelion, chowając się przed pociskami za masztem. - Przygotować liny!
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

10
POST POSTACI
Vera Umberto
Chyba nigdy dotąd Vera nie miała okazji brać udziału w pirackim abordażu pod dowództwem kogoś innego. Ale musiała przyznać, że w momencie, w którym Hewelion jak burza wypadł z kajuty, ubrany w zdobiony płaszcz, zamiast w niedbale rozchełstaną po śnie koszulę, z ostrzem w dłoni i ogniem w oczach, poczuła przypływ respektu. Po raz pierwszy widziała go w takich okolicznościach, bo przecież nawet gdy podczas wyprawy na północ atakowali wspólnie, każdy zajmował się własnym statkiem i własnymi ludźmi. Z Hubertem łączyło ją głównie picie i dzielenie łupów po fakcie. Ale teraz... musiała przyznać, że to był fantastyczny widok. Teraz potrafiła sobie wyobrazić, jak przeciąga pod kilem tego, który próbował odebrać mu dowodzenie i nie mogła się doczekać tego, co miał przygotowane dla Hwylfora. Teraz rozumiała, dlaczego podążała za nim załoga. Teraz też w pełni pojmowała, dlaczego Labrus nie chciał od niego odejść. Co kogo obchodziła jakaś blizna? Chociaż... może w tym przypadku chodziło o coś innego i to tylko Vera odczuwała chorobliwą fascynację siłą i pasją u mężczyzny, najlepiej takiego z bronią w ręku. Uśmiechnęła się do niego drapieżnie.
Ale to wszystko trwało zbyt długo. Uniosła wzrok na czarną banderę, a potem na obracający się statek przeciwnika i postanowiła zeskoczyć z burty, by znaleźć dla siebie jakąś dystansową broń. Nie umiała zbyt dobrze strzelać z łuku; potrzebowała...
- Kusza! - krzyknęła, przypinając miecz z powrotem do biodra. - Niech ktoś mi da kuszę!
Nawet jeśli nie znalazło się nic wystarczająco dobrej jakości, żeby spełnić jej wysokie wymagania, z pierwszą lepszą znalezioną (lub otrzymaną) kuszą skuliła się za burtą od strony Błazna, wychylając się zza niej tylko po to, żeby posyłać bełt za bełtem w kierunku strażników na jego pokładzie. Trzymała się blisko Heweliona - głównie dlatego, że chciała przynajmniej ten jeden raz zawalczyć u jego boku i sprawdzić, jak bardzo śmiercionośną siłę mieli, gdy stali obok siebie. On był wielki i silny, a ona szybka i precyzyjna. Czuła, że gdy już przeskoczą na drugi statek, we dwoje przetną się przez wrogów jak przez masło. Ale pamiętała też o tym, co obiecała Viridisowi. Miała go pilnować... na tyle, na ile dało się upilnować rozjuszonego byka.
Zamierzała odrzucić kuszę i przeskoczyć na wrogi pokład jako jedna z pierwszych, jak zawsze, gdy tylko znajdą się wystarczająco blisko.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

11
POST BARDA
Strzały świstały nad głowami piratów i Vera nie musiała czekać długo, aż i w jej ręce trafiła kusza. Niewielka, z zacinającym się zamkiem, lecz wyrzucająca bełty z wystarczającą mocą, by nie tylko przelecieć na pokład Błazna, ale dodatkowo zrobić krzywdę temu, kogo trafiła.

Kiedy statek znalazł się dość blisko, Hewelion dał sygnał, by przerzucać liny. Te, zaopatrzone w kotwiczki, łatwo łapały się elementów Błazna, nie pozwalając drugiej załodze wyrwać się z uścisku, choćby chcieli. Liny, do tej pory wygodnie przywiązane do want, mogły zostać puszczone luzem i posłużyć do szybkiego przedostania się na drugi statek, gdy burty jeszcze się nie zetknęły.

Hewelion był tuż obok Very. Razem stanowili śmiercionośny tandem, gdy wpadli między strażników na pokładzie Błazna. Mężczyzna odbił w jedną stronę, zaś kobieta w drugą, tnąc nadciągających przeciwników. Za ich plecami zaraz byli kolejni piraci, na czele z Samaelem, Pogad i Yalą, dołączając do śmiercionośnego tańca, który jednak skończył się zdecydowanie zbyt szybko. Na statku kupieckim nie było wielu zbrojnych, a marynarze, który zatrudnili się na łajbie, szybko klęknęli i spletli ręce za głowami, by pokazać wprost swoje poddanie. Nie byli wojownikami.

- Przyprowadzić gnoma! - Rozkazał Hewelion, wspierając nogę o reling. Machnął swym kordelasem, strzepując z niego krew, otarł też policzek, gdy na bliznach osiadły czerwone krople. - Ty. - Wskazał na jednego z młodych majtków. - Biegnij po Hwylfora albo zacznę zabijać was po kolei.

Dla podkreślenia swoich słów, podszedł do jednego z marynarzy i złapawszy go za włosy, uniósł jego głowę, tylko po to, by zatopić ostrze w szyi. Hubert dał się ponieść emocjom, tym razem tym najgorszym. W niczym nie przypominał mazgaja rozciągniętego w łóżku przy swoim ukochanym.

- Liczę do pięciu.

Młodzik poderwał się z miejsca i biegiem ruszył ku klapie, za którą znajdowały się schody prowadzące na niższe poziomy.

- Klucz... potrzebuję klucza!

- Jeden, dwa...

- Nie mam klucza! - Błagał majtek.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

12
POST POSTACI
Vera Umberto
To było wspaniałe doświadczenie. Lubiła rzucać się w wir walki u boku Corina, bo mieli już pewne rzeczy wypracowane do tego stopnia, że mogła działać wręcz bezmyślnie. Wiedziała z której strony się go spodziewać, wiedziała, że zawsze kątem oka obserwuje czy przypadkiem nie wpakowała się w walkę przeciwko zbyt dużej grupie, ona zresztą robiła to samo. Znała jego możliwości i wiedziała, czego się po nim spodziewać. Tutaj było trochę inaczej - nie miała pojęcia, do czego tak naprawdę zdolny był Hewelion, więc traktowała to jak odkrywanie nowego świata i przez tę krótką chwilę, odkąd przeskoczyli na Błazna, do wyrżnięcia resztek straży, Vera nawet nie cierpiała specjalnie przez fakt, że to nie ona tutaj dowodzi. Hubert robił na niej duże wrażenie i podświadomie miała nadzieję, że ona wcale nie wychodzi w tym porównaniu na gorszą. W końcu lubiła się popisywać. Ze swoich wypracowanych przez lata umiejętności posługiwania się mieczem była akurat bardzo dumna.
Bezbronnych marynarzy, w przeciwieństwie do Heweliona, nie zamierzała zabijać, ale nie powstrzymywała go. To była jego czysta nienawiść i jego zemsta. Po wyrwaniu zakrzywionego miecza z trzewi ostatniego z najętych przez gnoma ochroniarzy, Umberto odetchnęła więc głębiej i rozejrzała się po pokładzie, najpierw sprawdzając, czy jej załogantki były całe. Miała nadzieję, że Pogad i Yala nie ryzykowały za bardzo i nic im się nie stało.
- Mały chujek zamknął się pod pokładem? - spytała. - Kto ma klucz? Albo go grzecznie oddacie i reszta z was będzie mogła popłynąć sobie dalej, albo sami go sobie znajdziemy, co, jak widać, nie skończy się dla was najlepiej.
Wytarła brudny miecz o złożoną na pokładzie tkaninę pasiastego namiotu, przynajmniej tyle, żeby ściągnąć z niego krew. Lubiła to, jak cienie zbierały się wokół ostrza i miała wrażenie, że pokrywająca go posoka zmniejszała trochę ten efekt... choć może tylko się jej wydawało.
- A jak nie macie klucza, na waszym miejscu poszukałabym topora, albo siekiery. Kapitan nie słynie z cierpliwości, a Hwylfor porządnie zalazł mu za skórę.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

13
POST BARDA
Bitwa na Błaźnie mogła pozostawić pewien niesmak. Nie była to potyczka, o której można pisać pieśni, a ledwie zetknięcie z paroma strażnikami, których większość wyrżnął Hewelion z Verą. Daleko było ochroniarzom do straży i nikt, poza nimi, nie odniósł poważniejszych obrażeń. Lekkie cięcia czy siniaki były na porządku dziennym.

Hubert kipiał złością i nienawiścią. Jego zwykle pogodne lico zmarszczyło się, grymas, pogłębiany blizną, nie wróżył nic dobrego tym, którzy postanowią stanąć na jego drodze. Załoga miała nieszczęście być przystankiem w dotarciu do Hwylfora.

- Dajcie klucz! - Błagał majtek, szarpiąc za drzwi pod pokład, te jednak nie ustępowały.

- Trzy. - Wyliczał Hubert, robiąc uprzednio przerwę, by Vera mogła powiedzieć swoje. Nie czekał jednak do pięciu, a machnął kordelasem w kierunku kolejnego majtka. Tamten krzyknął i złapał się za twarz, gdy po deskach potoczył się jego własny nos. - Czy naprawdę mam dobić do pięciu? - Zapytał poważnie, pozornie beznamiętnie, jakby jatka na pokładzie w ogóle na niego nie działała.

- Mam klucz! Tu, mam klucz! - Odezwał się w końcu któryś, dopadając do ciała jednego ze strażników. Pogmerał przy pasie tamtego i już po chwili w jego dłoniach zabłysł klucz, nieco umazany juchą, ale nadający się do otwarcia przejścia pod pokład. - Proszę, mam klucz! - Powtarzał, dopadając do młodzika i podając mu przedmiot.

Wystarczyło, że Hewelion uniósł dłoń i dał nią znak. W plecach doręczyciela utkwił bełt, wystrzelony przez któregoś z ludzi Dłoni.

- Pięć. - Doliczył Hubert, pomijając jeden numer.

- Czekamy, panie kapitanie? - Dopytał Samael, oferując Hubertowi chusteczkę, jakby dokładniejsze wytarcie twarzy było ważne przed spotkaniem z Hwylforem.

- Czekamy. - Zgodził się Hewelion. - Za każdą minutę oczekiwania, kolejny z was będzie ginął.

Młodzik zniknął pod pokładem.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

14
POST POSTACI
Vera Umberto
Świst wystrzelonego z kuszy bełta był dla niej zaskoczeniem, ale nie zrobiła niczego, poza rzuceniem Hewelionowi krótkiego spojrzenia. Zamierzał wyrżnąć tu wszystkich, niezależnie od tego, jak bardzo współpracowali, czy co? Dotąd nie zabijał bezbronnych, gdy wspólnie atakowali, tak samo, jak nie robiła tego Vera. No, chyba, że zaleźli jej za skórę... a ci tutaj, mając cokolwiek wspólnego z Hwylforem, Hubertowi zdecydowanie zaleźli. Nie skomentowała więc.
Zamiast tego podeszła do otwartej klapy i zajrzała do środka. Co prawda kapitan kazał czekać, ale ona nigdy nie była szczególnie cierpliwa. Teraz głównie chciała zobaczyć ten ładunek, który był równie kuszący, jak cała reszta. Całe to złoto upiększyciela, które zarobił na swoich fałszerskich sztuczkach. Wiadomo, to, co wydał Hewelion, powinno wrócić do niego, ale była przekonana, że czekało ich tam dużo, dużo więcej satysfakcjonujących odkryć.
- Pójdę się rozejrzeć - zadecydowała i nie puszczając miecza, lekko zbiegła po schodach na dół. Nie była członkinią tej załogi, prawda? Mogła w pewnym stopniu działać na własną rękę.
- Zasuwaj po tego gnoma. Nie zamierzam ci pomagać - rzuciła tylko do przerażonego majtka, w razie gdyby ten liczył na jakiekolwiek jej wsparcie.
Ruszyła za nim niespiesznie, z zaciekawieniem zaglądając w zakamarki niższego pokładu. Chciała zorientować się, czy ładunek jest duży i czy będą mieli co przenosić na Dłoń Sulona, albo czy znajdą tu coś, co na pierwszy rzut oka będzie rzeczą idealną do spieniężenia - może nie w Porcie Erola tym razem, ale nawet u pośredników na Harlen. Sprawdzała też, czy nie ma tu jakichś maruderów, którzy pochowali się po kątach. Dopóki siedzieli skuleni i starali się udawać, że nie istnieją, Vera zamierzała im na to pozwolić. Jeśli jednak sprawiali wrażenie potencjalnie problematycznych, przepędzała takich na główny pokład.
Ciekawiło ją, czy Hwylfor miał swoje miejsce na tym statku. Czy to była jego załoga, czy tylko go transportowali z miejsca na miejsce. Jeśli to pierwsze, to prawdopodobnie zamknął się w swoim biurze ze strażnikami. To była sytuacja, na którą też była gotowa i tylko w takim wypadku była skłonna pomóc majtkowi w wyszarpaniu gnoma przed oblicze Heweliona.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

15
POST BARDA
Młodzik zniknął pod pokładem, lecz mimo tego, sytuacja zgromadzonych marynarzy nie poprawiła się ani trochę. Większość z nich zachowywała względny spokój, lecz przez działania Heweliona wielu zaczynało tracić zimną krew, gdy zrozumieli, że poddanie się może nie wystarczyć, by uszli z życiem. Ten, który stracił nos, przyciskał dłonie do twarzy, lecz mimo to, przez palce przesączała się krew.

- Sam! - Hewelion zwrócił się do swojego oficera ostro, lecz sytuacja nie sprzyjała, by bawić się w uprzejmości. - Ubezpieczaj panią kapitan.

- Tak jest. - Zgodził się Jelonek bez zbędnego ociągania. Kiwnął głową Verze, obiecując, że jest tuż za nią.

Zejście pod pokład było łatwe, bo pod klapą wpasowano wygodne schody. Vera zeszła pierwsza, Samael był tuż za nią. Światło wpadało przez otwartą klapę, zaś dalej wpuszczały je do środka otwarte bulaje. Kratowana podłoga zapewniała światło na niższych poziomach. Tam, gdzie znalazła się Vera z Samem, nie było wiele rzeczy do podziwiania. Pod burtami stały uwiązane skrzynie pełne przedmiotów pierwszej potrzeby, głównie linami, hakami i innymi przedmiotami potrzebnymi na pokładzie. Tuż za schodami znajdowała się ścianka działowa z drewnianymi drzwiami, zamkniętymi za majtkiem, który ruszył na poszukiwanie Hwylfora.

Drzwi były bardzo ciężkie i zamknęły się zaraz za Verą i Samaelem. Tylko parę kroków wystarczyło, by spostrzegli, że na dolnym pokładzie została całkiem pokaźna ilość osób. Łóżka i hamaki rozciągały się po obu stronach, pozostawiając środek wolnym do przejścia. Na posłaniach leżeli mężczyźni, zbyt słabi, by walczyć o statek. Ciężkie oddechy i pojedyncze jęki wypełniły przestrzeń.

- Pani kapitan... to jakaś zaraza! - Zmartwił się Samael, podnosząc do ust rękaw, by zakryć nim nos. Zapach spoconych ciał nie był przyjemny, mieszał się z kwaśnym smrodem wymiocin. Jeśli Vera chciała przyjrzeć się chorym bliżej, widziała, że ich skórę przecinały ciemne plamy wybroczyn. W nikłym świetle, obraz wydawał się wręcz surrealistyczny.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Erola”