Re: Zalesie

16
Niestety teraz nie można było nic zrobić, ucieczka rzeczywiście nie wchodziła w rachubę, szli jak owieczki na rzeź, sytuacja na przedzie tylko to potwierdzała. Aleks był zły na siebie, dał siebie tak łatwo związać, tak szybko pokonać grupce przestępców, których czasem łapał, aż szkoda słów było na ta mizerną sytuacją. Podróż po krzakach, bo to słowo najlepiej opisywało teren do przejścia, też nie było wygodne: patyki, chwasty, pokrzywy tnące i parzące skóry może i nie denerwowały Zafista, ale czasem spowalniały pochód, pochód który i tak się wlókł jakby mógł w ogóle opóźnić swój los. Gorzej było z powalonymi drzewami, czy głazami, część omijana, przez inne należało przejść i niestety dużo osób radziło sobie z palem przy sobie niezbyt zwinnie.

Kerończyk też nie czuł się komfortowo, ale nie zamierzał by jakiś rzezimieszek obrażał go później o koślawe chodzenie. Droga przez taki teren dawała jeszcze jedne problem – nikt nie mógł ich zobaczyć i próbować ratować, mogli liczyć na teren i siebie, a że po wieśniakach nie było widać chęci zbrojnego buntu pozostawała cała przyroda, która teraz mogła dać im szansę. Gdzieś przed grupą rozciągało się bagnisko, więc albo grupa to ominie może zejdzie na drogę, albo spowolni pochód tracąc łup z wozów, które najprawdopodobniej nie przejadą. Możliwości były wątpliwe, pewny i silny był ból był realny i doskwierał Aleksowi, niestety nie mógł z tym nic zrobić a skoro nie miał innego zajęcia, postanowił pogadać ze sprawcą tego bólu, przecież teraz i tak mu było wszystko jedno, albo Zafist ukrywał plan przekonania strzelca do swoich racji.

- No i ubiłem i panie teraz płacę, a ty bratku po co żeś napadał na wioskę i konia mi kradliście? Na roli nie można było zostać, w cechu popracować? – Zafist postanowił użyć podobnego tonu i słów co kusznik
- To w takim razie mamy ciekawą drogę przed sobą – dodał na koniec
Skoro teraz wszystko zależało od pochodu, musiał się kierować z nim, a po za tym mógł pogadać z jednym z bandytów i czegoś się wywiedzieć.

Re: Zalesie

17
- Patrzcie go! - zakrzyknął jeden z bandziorów przedniej części pochodu. Podniósł coś dziko wijącego się uprzednio pobieżnie pogrzebawszy w mdłej ziemi. Znalezisko było długie niemal na czterdzieści cali, całkowicie pokryte mieszanką ziemi i śluzu. - Patrzcie jaki wielki dżdżownic! - zarechotał.

- Dżdżownica - poprawił go przywódca. Odwrócił się. - A ty gdzie się pchasz z owym wozem. Omiń to cholerstwo po tej niby grobli. - Wskazał kierunek.

- Się robi. - Człaczyna z wozem odjechał na odległość szycia z łuku i od tej pory posuwał się niemal równolegle z korowodem. Kary wierzchowiec w towarzystwie ciska dzielnie znosił męki.

- Ta - teraz odezwał się kusznik, jak zawsze tonem aroganckim i pogardliwym. - Oj będziesz płacił i to srogo bratku. O koniu możesz nuże zapomnieć. Zasie za owe banialuki o roli i cechu... oberwiesz choćby jak tamta. Widzisz? - Z zadowoleniem skinął głową.

Kobieta nie miała siły nawet na okrzyk bólu. Z wizgiem łapczywie wciągała powietrze, a tymczasem jeden z rzezimieszków brutalnie to ją kopał to uderzał batem. W końcu bezwładnie zwisła na palu utrudniając reszcie marsz.


- Ta ledwo dycha.

- Boście ją zamęczyli na sianku. Dobra, na bok ją i pod gardło.

Bandyta usłuchał. Odciął więzy mimowolnie hacząc o ręce nieszczęsnej męczenniczki. Krew wartko pociekła po całym palu. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy spoglądali z przerażeniem bądź dzikim zaciekawieniem na odciąganą za niegdyś jasne włosy kobietę. Oberwała jeszcze kilka razy od oprawcy, aczkolwiek z pewnością już tego nie odczuła. Nie czuła nawet przystawianego do jej gardła noża.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Erola”