Statek "Rosomak"

1
Ivinilus obudził się wczesnym rankiem na hamaku zawieszonym nad pokładem swej łodzi. Słońce w ślimaczym tempie wyłaniało się z nad horyzontu, a od kilku dni było czuć zapach lądu, była to jedna z nielicznych rzeczy za jakimi chłopak tęsknił.

Nie tracił czujności, chociaż pogoda dopisywała mu od początku podróży. Po odbyciu porannej toalety sprawdził małą klatkę na owoce morza, niestety nic w niej nie było. Niezrażony brakiem świeżego pożywienia, postanowił dojeść resztki z poprzedniego dnia.

Jeszcze dziś dotrę na ląd, pomyślał Ivinilus. Tam na pewno upoluję jakieś zwierzątko i je zjem bo ryby mi się już przejadły.

Nie spodziewał się żadnych niespodzianek bo jak dotąd nie spotkał zbyt wielu okrętów więc po zjedzeniu śniadania, postawił oba żagle i ruszył ku najbliższemu lądowi który wyłaniał się z nad linii horyzontu.

Dlatego był zaskoczony faktem że po kilku minutach żeglugi poczuł zapach palącego się płótna oraz deski dryfujące po powierzchni wody. Spowolnił nieco statek aby wziąć do ręki choćby jedną deseczkę. Jak przypuszczał były to elementy statku, co świadczyło że w jego okolicy ktoś lub coś zaatakowało statek. Sądząc po ilości porozrzucanego materiału przypuszczał że byał to średnia łódź rybacka na której mogło się pomieścić do 6 ludzi lub był to mały i przeładowany skrzyniami mały statek handlowy.

Wiedział że w takiej sytuacji wypada chociaż sprawdzić czy ktoś przeżył i nie potrzebuje pomocy, w razie potrzeby mógłby zaprosić nieszczęśników na swoją łódź i bezpiecznie przetransportować do najbliższego portu, dzięki temu może zyskałoby na początku swej podróży nieco sympatii ze strony mieszkańców wysp. Bez dalszej zwłoki wyruszył za zapachem płonącego płótna.
Ostatnio zmieniony 28 maja 2017, 20:11 przez Iwanil, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Statek "Rosomak"

2
I wkrótce udało mu się wypatrzeć nieopodal trzy żywe osoby. Mężczyznę, kobietę i dziewczynkę, na oko może dwunastoletnią. Dryfowali uczepieni jakichś desek i skrzyń, ledwo przytomni od dzikiego upału, wycieńczeni. Ostatkiem sił trzymali się siebie, byle tylko się nie pogubić w bezkresnym błękicie morza. Wyglądało, że już się pogodzili z tym, że przyjdzie im tu umrzeć i starali się jedynie o to, by umrzeć razem.

Dwie rzeczy zwróciły uwagę Ivinilusa.

Pierwsza to osobliwa tęczowa mgiełka, unosząca się w powietrzu ponad szczątkami łodzi i igrająca na powierzchni niektórych przedmiotów. Deseczka, którą chłopak obejrzał z bliska, cała przesycona była tym barwnym, mieniącym się czymś. Raz po raz rozbłyskiwała seledynową zielenią lub bladym fioletem, a na jej powierzchni zdawały się tańczyć gwiazdy. Wydawało mu się też, że słyszy od niej ledwo uchwytne buczenie czy może pobrzękiwanie.

Drugą rzeczą były książki, całe mnóstwo książek. Ivinilus przez całe życie nie widział ich tylu! Były to raczej poważne i mądre tomiska, wnosząc z wyglądu. Może i nawet magiczne? Niestety wyglądało na to, że zgromadzona w nich wiedza nikomu już nie posłuży, chyba że syrenom z morskich głębin – jeżeli to prawda, co mówią, że te tajemnicze istoty bez trudu potrafią odczytać słowa nawet z rozpuszczonego w wodzie atramentu. Wiele z pływających dokoła smętnie ksiąg było nadpalonych, niektóre nawet jeszcze się tliły. Ponad większością z nich barwne obłoczki mgły kłębiły się szczególnie gęsto i intensywnie. Wszystko to wyglądało dość zagadkowo.

— Mamo, patrz, ktoś po nas płynie! — wychrypiała półprzytomnie dziewczynka, z nadzieją wodząc wzrokiem za zbliżającą się łodzią wybawiciela.

Podpływając bliżej Ivi miał szansę przypatrzeć się dokładniej ofiarom morskiej katastrofy. Wszyscy mieli śniadą skórę i płowe włosy, ozdobione mnóstwem białych muszelek, piórek i kościanych koralików. Mężczyzna i kobieta, przypuszczalnie nieco starsi od niego samego, mogli poszczycić się mnóstwem białych tatuaży, zdobiących ich ciała, a nawet twarze, geometrycznymi ornamentami. Najmłodsza z trójki póki co dorobiła się jedynie białej pionowej kreski przez czoło aż po czubek nosa i kilkunastu błyszczących kolczyków w uszach. Wszyscy kolorowo odziani, jasnoocy, spiczastousi, bez dwóch zdań musieli należeć do radosnego ludu Wschodnich Elfów.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

3
Nie było czasu żeby podziwiać mgiełkę i zastanawiać się jaki ona ma związek z tą katastrofą. Ivinilus wziął najbliższą linę jaką miał przy sobie. Jeden koniec przywiązał do prawego masztu za to drugi obwiązał sobie w pasie. Cel miał prosty ale musiał się liczyć z czasem.

Podpłynął jak najbliżej ocalałej trójki i zarzucił kotwicę. Woda była spokojna i nigdzie nie wystawały skały tworzące zagrożenie dla przepływających statków. Jedynym możliwym niebezpieczeństwem wydawała się unosząca się już wszędzie mgiełka. Ivinilus nigdy nie miał do czynienia z magią, słyszał o niej w porcie Salu, ale nie traktował tych wiadomości zbyt poważnie.

Wschodnie Elfy wyglądały tak jakby miały zaraz pójść na dno jak książki które wcześniej dryfowały po powierzchni wody a teraz jedna za drugą spadały na niewidoczne dno morza. Ivi najpierw wciągnął dziewczynkę, potem kobietę i na końcu mężczyznę. Rozłożył dla nich koce, ręczniki oraz wodę, niestety nie mógł im zaoferować żadnego posiłku póki czegoś nie wyłowi, nie spodziewał się gości w tak kiepskim stanie. Czym prędzej zarzucił sieć mając nadzieję że złapie chociaż kilka rybek. Elfy były przemarznięte a nie miał czym ich zbytnio ogrzać, wiedział że na pewno z pełnym żołądkiem szybciej wrócą do formy i może będą w stanie opowiedzieć co doprowadziło do tej katastrofy.

Na razie dam im spokój, niech wypoczną. Pomyślał Ivinilus i sam położył się na pokładzie łodzi niedaleko Elfów żeby mieć ich na oku i w razie potrzeby zareagować. Nie chciał być blisko miejsca gdzie tylu ludzi zginęło w niewyjaśnionych jeszcze okolicznościach dłużej niż to konieczne ale wiedział również że ruch łodzi mógł niepotrzebnie obudzić ocalałych którzy i tak mieli zbyt dużo nieciekawych wrażeń jak na jeden dzień.

W międzyczasie jak Elfy spały a Ivinilus zdołał wyłowić parę ryb które przyrządził żeby jak jego goście się obudzą mogli coś zjeść. Nie mógł się doczekać rozmowy z nowymi przybyszami na łodzi. Miał kilka pytań a na razie nikogo kto byłby w stanie udzielić mu odpowiedzi,

Mijały godziny a rodzina Elfów dalej była pogrążona w śnie, z braku jakichkolwiek zajęć Ivi zszedł podpokład sprawdzić sprzęt, robił to sporadycznie podczas swojej podróży do Archipelagu, albo dla zabicia czasu gdy akurat nie miał co zapisywać w swoim dzienniku pokładowym albo żeby się upewnić czy nie musi dokonać jakiegoś zakupu w jakimś porcie.

Właśnie miał kończyć gdy nagle usłyszał odgłosy z okolic steru, więc pośpiesznie ruszył na pokład.

Re: Statek "Rosomak"

4
Na pokładzie "Rosomaka" elfia rodzina właśnie poczęła dochodzić do siebie. Posilili się najwyraźniej, bo pozostawione przez Ivinilusa ryby zostały objedzone aż po same ości.

Anielsko spokojna, choć nieco ponura z twarzy matka trzymała na kolanach dziewczynkę, usiłując uładzić jej włosy grzebieniem. Wkładała w to tyle energii, jak gdyby od wytwornego uczesania córki zależało życie ich wszystkich. Mała raczej nie podzielała jej entuzjazmu względem tej sprawy, bo wierciła się niecierpliwie, marudziła i ewidentnie miała chęć pobuszować pomiędzy skrzynkami. Mężczyzna zaś – zapewne ojciec rodziny – rozglądał się za właścicielem statku i właśnie miał zajrzeć pod pokład, kiedy przy schodkach spotkał się z Ivinilusem.

— To ty nas uratowałeś, chłopcze? Jesteśmy twoimi dłużnikami, niech cię bogowie strzegą! — wychrypiał z wdzięcznością. — Jestem Kalākua, to moja żona Iolāni i córka Lili’uokalani.

— Jesteśmy pielgrzymami do Wyspy Drzewa — dodała Iolāni, wstając i podchodząc bliżej sprężystym krokiem pantery. — Byliśmy w drodze z Tsu`rasate ku wschodnim krańcom Archipelagu, kiedy nagle zbłądziliśmy, a potem jeszcze straciliśmy statek... Zaczęło się od tego, że naszą nawigację zmyliły dziwne gwiazdy, które jednej z nocy pojawiły się na niebie w miejscu, w którym nigdy do tej pory ich nie było... Towarzyszyła im niosąca się spod wody melodia – piękna, lecz odbierająca siły i rozum. Pogłupieliśmy wszyscy. Notatki i mapy morskie naszych przodków nigdy nie wspominały o niczym podobnym, straciliśmy orientację.

Ivi przypomniał sobie w tym momencie, że i on zaobserwował w trakcie swojego rejsu to niepokojące zjawisko. Rzeczywiście którejś z nocy nad południowym horyzontem zajaśniała czerwonawym blaskiem zupełnie nowa, spektakularna konstelacja, podobna do wielkiego kwiatu. I może mu się tylko śniło, ale przysiągłby, że kiedy wschodziły nowe gwiazdy, po wodzie faktycznie niósł się z oddali złowieszczo czarujący śpiew syren.

Mało wtedy brakowało, bo i on zmylił wówczas drogę, ale jakoś udało mu się wybrnąć. Wytłumaczył to sobie wtedy tak, że ponad Szklanym Morzem i Wschodnimi Wodami mają przecież prawo świecić gwiazdy, których może nie widać wcale przy mroźnych wybrzeżach Północy. I zignorował. Ale wyglądało na to, że to jakaś poważniejsza zagadka.

— Popłynęliśmy wtedy w zupełnie złym kierunku — podjął Kalākua — i trafiliśmy na jakieś podwodne skały, otoczyły nas rekiny, było cienko, ale z tego udałoby nam się jeszcze jakoś wyplątać, gdyby nie... — Mężczyzna zaśmiał się gorzko, jak gdyby sam jeszcze nie do końca wierzył w to, co za chwilę ma opowiedzieć. — Widziałeś kiedyś deszcz ksiąg? Deszcz cholernych PŁONĄCYCH ksiąg, które spadają, przysięgam na Sulona, spadają z bezchmurnego nieba całymi SETKAMI na twój statek, podpalają żagle, a do tego jeszcze część z nich wybucha, tak, WYBUCHA w oparach kolorowej mgły, roznosząc go w drzazgi? Ha-ha-ha, BO MY WIDZIELIŚMY!

Elf znów zarechotał krótko i histerycznie, aż zatrzęsły się tatuaże na jego brzuchu. A potem zapadła głucha, ponura cisza.

— Chce mi się pić! — obwieściła beztrosko mała Lili’uokalani.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

5
Ivinilus nie miał zbyt wiele do czynienia z dziećmi, ale wiedział jedno. Potrafią być problematyczne i są mniej wytrzymałe. Często jednak są najbardziej zabawnym i rozczulającym elementem na statku. Czym prędzej napełnij swoim gościom miski wodą. Jeszcze raz przeanalizował sytuację i informacje jakie otrzymał od Elfiej rodziny.

Też widziałem dziwną, gwiezdną anomalię, nawet w większej skali. A ten śpiew i muzyka? Ponownie, tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Magia to nie moja działka, czas żeby stąd odpłynąć.

Nie zamierzał wymuszać opłaty za uratowanie im życia, to nie było w jego stylu, zresztą trudnił się w rybołówstwie i w przewoźnictwie drogą wodną, a nie w ratownictwie. Przeszła mu przez głowę myśl że mógłby doprowadzić rodzinkę do Wyspy Drzewa, ale wizja płonących ksiąg niszczących jego łódź średnio przypadła do gustu. Gdyby chodziło o co najwyżej drobne uszkodzenia poszycia lub podziurawione żagle, wtedy jeszcze mógłby zaryzykować, zniszczenia tego typu można naprawić nawet będąc na morzu.

Musimy ruszać— powiedział Ivi — Muszę uzupełnić zapasy i wymienić parę popsutych rzeczy w najbliższym porcie.
Elfia rodzina przytaknęła.

Nie ukazywał w żadnym stopniu że obawia się że deszczu płonących ksiąg, nie ważne jak absurdalnie zdarzenie to brzmiało. Utrata statku nie byłaby olbrzymią katastrofą , przy dobrych warunkach mógłby skonstruować podobny statek w niedługim czasie. Problemem było morze, głębokie i mroczne dno. Jako doświadczony żeglarz wiedział że zatonięcie statku na wielkim i ogromnym zbiorniku wodnym był jak wyrok śmierci. Chociaż nie bał się samego wiecznego spoczynku, na polowaniach nie raz się o nią otarł. Utonięcie dla Ivinilusa było najgorszym sposobem by pożegnać się z tym światem.

Nigdy nie wiesz kiedy braknie ci sił do walki z żywiołem. Nie będziesz wiedział czy twoje ciało zostanie odnalezione i pochowane czy twoje zwłoki posłużą za karmę dla stworzeń morskich. Te słowa usłyszał podczas nauki z ojcem, nie tylko je słyszał w głowie ale ich echo przyprawiło chłopca o gęsią skórkę.
Chciałbym z tobą pomówić Kalākua — przemówił Ivi — Jako głowa rodziny przemawiasz w imieniu swojej żony i córki.
Przytaknął niepewnie

Ivinilus wskazał miejsce przy sterze. Zanim poszedł, wciągnął kotwicę. Gdy kierował się w stronę steru Elf już tam czekał. Chłopak ustawił kurs na Port Erola a następnie dał znać Kalākua że może już przedstawić jego propozycję.

Re: Statek "Rosomak"

6
Kalākua uniósł jasne brwi i z trudem ukrył zdziwienie, zaraz przykrywając je wyrazem lekko pobłażliwej, przyjaznej, pozbawionej złośliwego wydźwięku, ale jednak... wyższości. Elfy i ludzie... Niby tak podobni, a jednak często nie potrafili się zrozumieć.

— Jako rodzina zamierzamy mówić wspólnie — odparła na propozycję Iviego elfka. Uprzejmym, lecz zarazem stanowczym tonem.
— Nie zwykliśmy nic przed sobą ukrywać — wyjaśnił Kalākua. — Ani podejmować żadnych ważnych decyzji osobno.
— Mamo, tato, jakie ładne rybki! Jak ich dużo, jej!
— Chodź tu, Lil, pan Ivinilus chce z nami pomówić.

Dziewczynka posłusznie porzuciła wyglądanie przez burtę i podbiegła do całej reszty zebranej przy sterze. Wiatr nagle ustał. Fale przestały pluskać o statek. Kompletnie poznikały. Woda stała się podobna do absolutnie gładkiej tafli szkła. Na morzu nastała cisza, a "Rosomak", choć z podniesioną kotwicą, stanął w miejscu. Nawet krążące w powietrzu ptactwo zamilkło i dało się słyszeć jedynie to dziwne... nie, nie tylko dziwne, ale wręcz straszne, przerażające pobrzękiwanie w otoczonych tęczową mgłą szczątkach.

— Pan z nami popłynie na Wyspę Drzewa, prawda? — zagadnęła w tej ciszy najmłodsza z towarzystwa. — Pan jest kochany, jej! Rodzice tak się martwili! Okropnie dziękujemy!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

7
Słowa dziewczynki zaskoczyły Ivinilusa, rzadko kiedy słyszał dobre słowa dotyczącego jego samego. Nie miało to związku z tym że jeszcze nigdy nie miał okazji spełnić żeglarskiej powinności jaką jest okazanie ratunku rozbitkom. W odpowiedzi na komplement posłał niepewny ale serdeczny uśmiech.

Jeśli mamy dopłynąć chociaż do Portu Erola ja i Kalākua musimy wiosłować. Problem będzie z kierowaniem łodzi, oprócz mnie raczej nikt nie "oswoi" "Rosomaka". Ivi analizował każdy możliwy scenariusz i każdą ewentualną opcję.

Póki co nie ma wiatru, póki nie wróci będę musiał trochę powiosłować— ogłosił chłopak— Zaraz nakieruję łódź na port i miejmy nadzieję że wiatr w końcu wróci

Przez chwilę słychać było tylko rytmiczny odgłos wioseł uderzających o tafle wody

Postarajcie się mi tu nie wynudzić— zażartował sobie Ivi — Zajmijcie się czymś, tylko nie wypadnijcie za burtę!

Następne godziny upłynęły spokojnie, Ivinilus nie narzucił sobie wysokiego tempa, więc nie czuł zmęczenia. Słońce powoli zmierzało ku linii horyzontu, a niebo przybrało bardziej pomarańczową barwę. Port znajdował się zdecydowanie za daleko aby zdążyć dotrzeć do niego zanim zapadną ciemności. W nocy łatwo wpłynąć na skały lub mieliznę, a nikt nie miał ochoty żegnać się z jedynym środkiem transportu który bezpiecznie mógł przetransportować wszystkich na bezpieczny ląd.

Niedługo będziemy niedaleko w porcie—krzyknął radośnie chłopak—Jednak lepiej by było spędzić jedną noc na pokładzie.

Ivinilus przypomniał sobie o brakach w żywności

Zanim nastanie noc będziemy musieli trochę połowić— poinformował wszystkich — Jak nie umiecie, to was nauczę, idę po wędki.

Nie minęła minuta a Ivi wrócił z sprzętem. Statek znajdował się kilka godzin od portu, ale już za godzinę zajść słońce. Może to niewiele czasu na łowienie ryb, ale nam powinien wystarczyć.

Chłopak zarzucił sieć licząc że jakieś stworzenia zaplątają się, a wędki porozdawał Elfom.

Najpierw bierzemy przynętę którą nabijamy na haczyk— informował Ivi — Zarzucamy i czekamy.


Ponownie nastała cisza, jednakże Ivinilus chciał wykorzystać ten moment aby nie co więcej dowiedzieć się o swoich nowych towarzyszach.

Trochę nie za cicho?— zagadał chłopak—Może powiecie coś o sobie?

Re: Statek "Rosomak"

8
O łowieniu ryb elfy miały całkiem niezłe pojęcie, więc instrukcje Iviego wywołały trochę serdecznego śmiechu.

— Nie ucz matki dzieci rodzić! — parsknęła wesoło Iolāni, z rozmachem zarzucając wędkę w pozłacane zachodem słońca wody.

Ostatecznie w ciągu godziny Ivinilus nauczył się od swoich nowych kompanów nawet kilku rybackich sztuczek, których nad Zatoką Północną nie znano. I tego, jak wspaniałą przynętę stanowią tutejsze komary papuzie – wielkie jak pięść Lil, wielobarwne i skrzeczące charakterystycznie paskudztwa, tak łudząco podobne do papug, że dawno temu uznawano je nie za owady, a właśnie za najmniejszy gatunek tych ptaków. Im bliżej nocy, tym więcej fruwało ich ponad pokładem "Rosomaka". Cięły niemiłosiernie po odkrytych ramionach i łydkach, ale elfia córka likwidowała je metodycznie, w zawrotnym tempie napełniając ich truchłami wiaderko. Mała miała zajęcie, a ryby – swój największy smakołyk w ramach ostatniej w życiu przekąski, nim same skończą jako czyjaś wieczerza.

Naprzeciwko złocącej się nisko tarczy słonecznej zajaśniało właśnie drugie niebiańskie koło, ognisty księżyc Mimbra. Dzisiaj przypadała jego pełnia. Zarul, jego mały błękitny brat, blado połyskiwał obok jako cieniuteńki sierp.

A wiatru wciąż nie było. Ani krzty.

— A dlaczego pana statek nazywa się Rosomak? Co to znaczy? To imię pana dziewczyny? — zapytała Lil, chwilowo zmęczona polowaniem na insekty.

— Jak już wiesz, przyjacielu, pielgrzymujemy do Drzewa. — Słysząc, jak Iolāni zaakcentowała to słowo, chłopak mógł być pewien, że nie chodzi po prostu o drzewo, ale właśnie o Drzewo. A może nawet DRZEWO. Niemniej jednak wciąż nie bardzo wiedział, o czym właściwie mowa. — Wieźliśmy tam spory ładunek pięknych tkanin, pachnideł i świec, które...

Widząc pytającą minę chłopaka, elfka pospieszyła z wyjaśnieniem:

— Aha. Drzewo. Słyszałeś o tym, jak przed czterema laty w Noc Podwójnego Nowiu Sulon dał nam znak swojej łaski? Tak, w tę samą noc, kiedy jednocześnie zesłał swój straszny gniew na puszczę naszych leśnych kuzynów, nam – elfom Wschodu – dał dowód swej przyjaźni. Drzewo. Słyszeliście o tym tam na kontynencie?

O ile o Fenistejskiej Nocy Spadających Gwiazd Ivi rzecz jasna słyszał, bo i słyszeli o tym kataklizmie chyba wszyscy Herbianie, o tyle o żadnych równoległych wydarzeniach podobnej rangi na Archipelagu nie miał bladego pojęcia.

— A więc to było tak, że na najbardziej wysuniętej ku wschodnim rubieżom świata wysepce Wschodnich Wód stała bardzo stara świątynia Sulona, Pana Wichrów i Mądrości. Świątynia, eh, dużo powiedziane. Właściwie niewielka kapliczka. Tamtej nocy nastąpił cud, w świątynce wyrosło gigantyczne drzewo, rozsadzając jej ściany i zajmując jej miejsce. Podobno to drzewo nand'caleen, takie jak te z dawnej puszczy fenistejskiej. Ono karmi, chroni, cieszy, a przede wszystkim jest symbolem przymierza. Nam, elfom Wschodu od tamtej nocy wiedzie się dobrze, dobry Sulon otacza nas swoją opieką. Pragniemy się tam dostać i podziękować, tak jak setki naszych braci i sióstr.

— Może nawet przenieść się tam na stałe, bo wokół Drzewa rozwija się dziś przyszła stolica Archipelagu — dopowiedział Kalākua, wyciągając pierwszą rybę. — To dobre miejsce, żeby osiąść wśród swoich i wychować dziecko. Dla mnie, elfa Znaku Mrówki, doskonałe także, by spełnić w końcu swój Dowód Losu.

— A ty wyznajesz Ścieżkę? Znasz swój Znak? — Tym razem to Iolāni wrzuciła do wiadra dorodnego morszczuka i jasnymi jak Zarul oczami popatrzyła badawczo na młodzieńca z Północy. — Haha, wiesz w ogóle, co to Ścieżka i co to Dowód Losu?

Ivi wiedział dość pobieżnie. W Salu funkcjonowało małe zgromadzenie sulońskich mędrców, Wyznawców Ścieżki, głównie elfów i ludzi w podeszłym wieku. Szanowano ich powszechnie, ale o co im właściwie chodziło z tą ich dziwną filozofią, mało kto dociekał.

— Otóż wierzymy, że każdy z nas ma wyznaczone zadanie w świecie, które powinien odkryć, określić i wypełnić, postępując zgodnie z tradycją swego Znaku, jednego z czternastu, powiązanych z ułożeniem gwiazd i księżyców ponad miejscem jego urodzenia...

— Ciii... — przerwał szeptem Kalākua. — Widzicie to?

Wcześniej żadne z nich nie zwróciło na to uwagi, ale przez całą wspólnie przebytą drogę, od chwili gdy wiatr zamarł, towarzyszyło im coś dziwnego. Niepokój niósł się w powietrzu. Dopiero teraz pojęli, że jego źródłem były... szczątki strzaskanego statku elfów i dryfujące wraz z nimi księgi. Cała ta masa, rozjarzona kolorowym blaskiem, nie pozostała wcale tam hen daleko z tyłu, jak należało się spodziewać, a ciągle płynęła w ślad za "Rosomakiem", zupełnie jak obdarzona własną wolą i siłą poruszania się ławica. A teraz dogoniła statek Ivinilusa i otoczyła go. Chłopak widział kiedyś lgnące do kawałka magnesu opiłki żelaza. Wyglądało to wówczas dokładnie tak samo. Znów wypełniło ich uszy dziwaczne buczenie i brzęczenie. "Rosomak", mimo wysiłków załogi, nie był w stanie ruszyć z miejsca. Jak gdyby trzymała go pod wodą jakaś wielka ręka. Dookoła pojawiło się kilkanaście ciemnofioletowych podwodnych obłoków, podobnych do plam rozlanego atramentu.

Lili’uokalani rozpłakała się ze strachu, a cała reszta nie poszła w jej ślady chyba tylko z przekonania, że dorosłym nie bardzo wypada.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

9
Faktycznie, szczątki statku Elfów płynęły razem z statkiem Ivinilusa. Chłopak nigdy nie doświadczył takiego zjawiska. Nie był to prąd morski, ponieważ żadnego nie było na mapie, nawet jakby przez przypadek nie byłby na niej zaznaczony. Gdyby to byłoby powodem tego przedziwnego zdarzenia, na tafli wody utworzyłby się lekko widoczny korytarz który kierowałby wodę w określonym kierunku.

Po zachowaniu Elfów przypuszczał że albo wiedzieli że to zjawisko może zakończyć ich żywot albo to samo przytrafiło im się na ich własnej łodzi. Ciemne obłoki prawie dotykały poszycie "Rosomaka". Nie wiadomo co trzymało statek, gdy IVi wyjrzał za burtę nie dostrzegł niczego co mogło blokować ruch. Odruchowo chwycił za kuszę, załadował bełta i wycelował w obłok na wprost dziobu "Rosomaka".

Odruchowo chłopak pochwycił kuszę i załadował bełta. Nie wierzył w to że w ten sposób zdoła się obronić, jednak nie ważne co by się stało wolał zginąć z bronią w ręku. Po chwili dokonał analizy sytuacji, to co się właśnie działo nie mogła zdziałać "normalna" siła.

To nie jest coś z czym wygram, nie chcę ryzykować życia elfów.

Nigdy nie interesowała go magia i nigdy nie skupiał się na działaniu jej na świecie. Miał tylko drobne pojęcie o legendach. Jego rodzice nie mącili mu głowy nimi, wręcz gdy ten usłyszał o jakieś od rybaków z Salu, oni wmawiali mu że nie mają one wpływu na jego życie i nie powinien się nimi interesować. Z tej sytuacji, zdecydowanie nie dało się wyjść inaczej niż przy pomocy bogów.

Wielki Hyurinie i Sulonie— odwaga powróciła do chłopaka— Ja Ivinilus, urodzony ponad 21 lat temu nie wierzyłem wówczas w wasze istnienie. Ja, dziecię Herbii błagam o przebaczenie i odkupienie winy. Daj mi bezpiecznie przetransportować tą Elfią rodzinę na Wyspę Drzewa, tego drzewa które ty Sulonie zesłałeś elfom wchodu! Obiecuję że w zamian moje życie, moje działania będą za twoim pośrednictwem. Obiecuję żyć zgodnie z waszymi naukami. Dajcie mi tylko bezpiecznie ruszyć w drogę!

Jego obietnica będzie mu ciążyć do końca jego dni, od dziś czuł że o jego życiu nie będzie decydować on sam. Nie było mu z tym źle, w końcu jego życie mogło zacząć faktycznie coś znaczyć.

Kalākua, wskaż kierunek na Wyspę Drzewa— Nakazał Ivinilus— Jak nawet czegoś zabraknie, to damy radę!

Podekscytowany czekał jak Elf wskaże kierunek.

Zaczął wierzyć że bogowie mogą istnieć i że mają wpływ na wszystko.

Nazwa statku pochodzi od zwierzęcia jakie spotkałem w moich rodzinnych stronach— jak gdyby nic się złego nie działo zaczął odpowiadać Ivi—Jest nie za duże, jak mój statek, broni się zaciekle nawet przed większymi i namacalnymi wrogami jak ja. Po za tym to moje ulubione zwierzę. Słowo "namacalnymi" wypowiedział z naciskiem aby zasugerować pasażerom że on sam nie wiem co to za obłoki i co z nimi zrobić.

Szczerze, nie myślałem nad tym— tym razem nakierował swoje słowa do starszych elfów— Biorąc pod uwagę obecną sytuację, jestem chętny poznać lepiej wasze poglądy i z chęcią poznam swój znak.
Pozostało mu tylko czekanie na zmianę sytuacji.

Re: Statek "Rosomak"

10
Nie musiał długo czekać.

Skłębiły się złocone chmury i pośród morskiej ciszy zabrzmiał pojedynczy ton, ton niewiarygodnie wysoki, niewiarygodnie czysty i słodki. Za chwilę dołączyły do niego jeszcze dwa, współbrzmiące w bosko doskonałym zestrojeniu, a wreszcie i jeszcze jeden, ostatni, który niespodzianie zagrał w dysonansie z poprzednikami, i to w dysonansie tak wielkim, że udało mu się wprowadzić swą obecnością przejmujące wszystkich uczucie niepokoju. Dreszcz przebiegł Iviemu po plecach.

Przedziwne dźwięki odbierały całej załodze siły i rozum. Jeszcze próbowali walczyć, jeszcze usiłowali to zignorować. Kalākua wydobył i pokazał kapitanowi "Rosomaka" swoją morską mapę – nieczytelną dla Iviego, bardzo skomplikowaną plecionkę z kokosowych włókien, muszelek i pereł, które kolejno oznaczały morskie prądy, wyspy Archipelagu i gwiazdy. Zaczął coś pokazywać i tłumaczyć, jednak wysoka i gwałtowna, żywa niby morski wąż fala wyrwała mu ją z rąk. Tymczasem jego żona objaśniała coś, niby beztrosko, na temat wykreślania Ścieżek i odkrywania własnego Znaku, ale przez te płynące z wody śpiewy w ogóle nie było jej słychać. A mała Lil wyła.

Wtedy fioletowe obłoki zaczęły się wynurzać i stało się jasne, czym właściwie były. Włosami. Długimi włosami syren.

— Jak śmiesz wzywać Hyurina, umarłego małżonka naszej Matki? — zawołała z wściekłością jedna z postaci, wznosząc ręce w jakimś dziwnym, zapewne czarodziejskim geście. — Jakim prawem?

Jej gniewna twarz, choć zupełnie nieludzka i nieelfia, zupełnie obca, promieniowała niesamowitym pięknem. Nieważne, że usta i paznokcie miała sine, cerę bladozieloną, a oczy czarne jak przepaści. Tors syrenki o srebrzonych piersiach giął się hipnotyzująco ponad morską taflą i trudno było okiełznać wzrok. Jej ciemne jak atrament włosy zdobił wieniec z wodorostów i pereł. Najprzedziwniejszy był jednak jej rybi ogon, cały w tęczowej łusce, siejący wokoło bajeczne błyski.

I nie była jedyna, bo wychynęło ich z wody kilkanaście, wszystkie siostrzanie podobne. Różniły je tylko oczy: perłowe, szare, fiołkowe lub srebrne, wszystkie jednak dziko urokliwe.

— Nie słyszałeś, że Ojciec Stworzyciel jest od wieków martwy? Jak śmiesz wykrzykiwać jego imię nadaremno!
— Jak śmiesz!
— Brudnymi ustami człowieka lądu masz czelność kalać pamięć Ojca?

Teraz dopiero młodzieniec dopatrzył się spiczastych kłów w ślicznych usteczkach morskich piękności. Woda poczęła się burzyć i formować w kształt licznych ramion, zbliżających się z hukiem do pokładu.

— Zginiesz za tę obrazę!

Nie zginął jednak.

Łaskawy Sulon wysłuchał modlitwy żeglarza i nagle na krótką chwilę zerwał się wiatr. Niewystarczający, by "Rosomak" zdołał chwycić go w żagle i odpłynąć, ale odpowiedni, by dmuchnąć syrenkom w oczy i potargać im włosy. Zrozumiały boską wolę. Uplecione z wody ręce zmieniły tor i zamiast Ivinilusa pochwyciły zapłakaną Lil. Dziewuszka w jednej chwili zniknęła w głębinie.

— Dobrze. Spokój — warknęła najbliższa syrena do pozostałych na pokładzie dorosłych. — Nie drgnijcie, a nic jej nie będzie. A teraz mówcie i nie ośmielcie się nawet skłamać: co to jest? — Sine palce wskazały szczątki pływające wokoło statku. — Co to za obca magia w naszym domu? Skąd to wzięliście? Mówić, natychmiast!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

11
Ivinilusa przez chwilę sparaliżowała wizja rozszarpania przez syreny. Chociaż poczuł jakby boska ochrona wstąpiła w jego ciało, nie oznaczało to że miał zamiar zaatakować te morskie istoty zwłaszcza że trzymały one córkę Elfów. Musiał ostrożnie dobierać słowa, nie chciał aby z powodu nieporozumienia paznokcie któreś z nich wbiły się w niewinne ciałko dziewczynki.
Mam nadzieję że rodzice małej nie zrobią zaraz czegoś głupiego czego wszyscy będziemy żałować. Myśl ta przeleciała przez umysł chłopaka, spojrzał on na starsze Elfy po czym zanotował sam do siebie: Albo na tyle boją się o życie córki że nawet nie drgną albo są aż tak bardzo przerażeni tym że nawet nie wiedzą co się dzieje że postanowili znieruchomieć
Postanowił że zacznie od jego zdaniem bardziej prostych pytań syren.

Hyurin jest stwórcą Herbii, póki ona żyje i istnieje jej stwórca także —Odpowiedział lekko pewny siebie Ivi — Stworzył miejsce w którym żyjemy, a ten świat nie tylko jest pośród nas, jest także w nas samych, każdy z nas ma w sobie jego kawałek.

Przez chwilę przyglądał się syrenom, miał wrażenie że część z nich schowała swoje ostre żeby za wargami.
Może nie wyglądam jak jeden z was, ale większość życia i czasu spędzam na morzu — kontynuował chłopak — Porzuciłem rodzinne strony aby wyruszyć w nieznane mi wody.

Ponownie spojrzał na twarze kobiet pochodzących z wody, stwierdził że ta wiadomość chyba nie wywołała żadnej reakcji na nich, oczywiście mógł się mylić.

Co do tego co nas otacza — trudził się żeby jak najdokładniej wyjaśnić sytuację— To są szczątki statku z których uratowałem tą elfią rodzinę. Opowiadali o płonących i wybuchających księgach które bombardowały pokład. Po tym jak ich uratowałem starałem się dotrzeć do Portu Erola, ale te kawałki łodzi otoczyły nas a obłoki zasłoniły nam widoczność. Tu dochodzimy do momentu gdzie przemawiam do bogów. Z mojej strony mogę jeszcze dodać że widziałem dziwny gwiazdozbiór na niebie który a mało nie zmylił mnie, był on w kształcie kwiatu. Nie mam pojęcia co tu się dzieję, jeśli wy przepiękne morskie istoty wyjaśnicie mi co to za magia i jak się tego pozbyć, byłbym szczęśliwy.

Nie wiedział jak syreny na to wszystko zareagują. Pozostała nadzieja w tym że zrozumieją one sytuację.

Re: Statek "Rosomak"

12
— Herezje — podsumowała mowę o Hyurinie jedna z syren i splunęła wściekle na burtę statku. Jej koleżanki nerwowo pluskały płetwami o fale i krążyły wokół "Rosomaka". Po uprowadzonej dziewczynce nie było ani śladu. — Zabiję cię za to. Może nie dziś, ale kiedyś.

— LIL! LILI! LIII-LIIII! — krzyczała matka-elfka, nie wiadomo czy bardziej przerażona, czy wściekła. — Parszywe ryboludki, oddajcie mi moje dziecko, zanim sama do was przyjdę! — dodała, gotując się do zeskoczenia do wody. Kalākua złapał żonę mocno za rękę i najpierw wyglądało, że chce ją powstrzymać, ale zamiast tego jednak ruszył razem z nią, przełażąc przez barierki dzielące ich od morskiej kipieli. Bez słowa, tylko z lodowatą furią na twarzy.

— Zatrzymaj ich albo będzie po was wszystkich, z waszą młodą na czele — warknęła do Ivinilusa jedna z wodnych panien, ponownie szczerząc groźnie kły i unosząc dłoń w groźbie jakiegoś straszliwego zaklęcia. Morska woda zapachniała magią.

— Gwiazdy, tak tak, widziałyśmy je. Po co tutaj przypłynąłeś? Trzeba ci było zostać na znajomych wodach, tutaj nikt cię nie chce! — syknęła inna. — Precz!

— Wolniej, siostro — porywczą syrenkę pohamowała jeszcze kolejna, ta wyglądająca najrozsądniej i najspokojniej ze wszystkich. — "Księgi bombardujące pokład", mówisz. Właśnie. Skąd się wzięły? Skąd te obłoki? Dlaczego spadły akurat na wasz statek, dlaczego tutaj? W obłokach jest jakaś dziwna magia, której nie znamy, jakby nie była z tego świata! Czym ona jest? A teraz to zaczyna wypełniać nasz dom! — Syrena zakreśliła ramieniem łuk ponad wodą. — Żądamy odpowiedzi: co to dokładnie jest i skąd przybywa? Jak działa? Czy jest groźne? Woła językiem, którego nie znamy i...

— Oni nie wiedzą, sama słyszałaś.

— To się dowiedzą — ta najspokojniejsza wzruszyła ramionami, po czym znów zwróciła się do kapitana "Rosomaka". — Macie tydzień. Jeśli do Nocy Podwójnej Pełni nie wrócicie do nas z odpowiedzią, wasze dziecko zostanie z nami na zawsze, zmienione w jedną z nas, córek Złotej Matki. A was znajdziemy i zabijemy.

Fale na moment wezbrały i oczom wszystkich ukazała się schwytana w jej wnętrze elfia córeczka z głupkowato wesołą miną, goniąca srebrne rybki.

— Ostatnia rzecz. — Córa głębin wyplątała ze swoich włosów dużą czarną perłę i podała ją Iviemu. Rękę miała lodowatą i śliską. — Kiedy będziesz gotów udzielić odpowiedzi, wrzuć to do morza.

Woda jak gdyby zawrzała, spieniła się i zakotłowała... i wszystkie wodne panny zapadły w czeluść niby kamienie.

— Poczekajcie! To przyleciało z północnego zachodu, tyle wiem! — zawołała Iolāni bezsilnie, ale syren już nie było widać.

Tajemnicze szczątki wciąż okrążały statek i nie pozwalały płynąć, ewidentnie coś należało z nimi zrobić.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

13
Od kiedy to za posiadanie własnych poglądów grozi się śmiercią? — wymamrotał do siebie — Gdyby było ich o połowę mniej i nie porwały Lili’uokalani to każda dryfowałaby już z bełtem w brzuchu.
Ivinilus był zdenerwowany, dawało mu to siłę do działania. Wiedział że tydzień to mało czasu a nawet na starcie ma problem aby ruszyć statek. "Rosomak" nie był hojnie opancerzony, złamanie kilku desek w poszyciu mogło skończyć się zatonięciem jednostki.
Młody kapitan łodzi przypomniał sobie widok jednego z pirackich statków jakie spotkał podróżując po wodach. Posiadał on na dziobie, lekko poniżej poziomu wody, coś co przypominało taran. Właśnie tego potrzebował jego statek aby przebić się przez przeszkodę.

Do budowy użył beczki, rozłożył ją na pokładzie. Przygotował młotek, trochę gwoździ oraz płótno. Musiał wbić gwoździe w deski, a każda najdrobniejsza dziura mogła sprowadzić katastrofę. Materiał miał właśnie w razie potrzeby zabezpieczyć łódź od środka. Po wykonaniu prostego taranu który bardziej nadawał się do przesuwania lekkich przedmiotów niż taranowania, przymocował go do dziobu tak aby jego połowa znajdowała się pod wodą. Następnie przywiązał się liną do masztu i wskoczył do wody wraz z narzędziami aby mocniej przytwierdzić prowizoryczny taran do kadłuba okrętu. Następnie zwinnie podciągnął się na linie aby wrócić na pokład i upewnić się że nigdzie nic nie przecieka. Ostatecznie udał się pod pokład aby tam umieścić płótno aby uszczelnić to miejsce.

Północny zachód — w końcu przemówił — W takim razie tam płyniemy, póki nie ma wiatru musimy zadowolić się wiosłami. Kalākua spraw żeby wiatr wrócił albo chodź tutaj i wiosłuj z mną. Iolāni wypatruj lądu z kierunku to coś przybyło.
Położył swoją kuszę na wyciągnięcie ręki aby w razie niebezpieczeństwa w każdej chwili mógł z niej wystrzelić. Zabrał się do wiosłowania a statek spokojnie odpowiadał na jego ruchy.

W takim ciągu wydarzeń nieprędko znów poczuję grunt pod stopami Rozmyślał sobie Ivi.

Z naszej trójki to wy najlepiej znacie się na tego typu sprawach — Ivinilus głośno myślał — Macie jakieś teorie, pomysły lub cokolwiek co może nam pomóc?

Nie wiedział czy ta cisza z strony elfów była spowodowana tym że bardzo martwili się oni o córkę czy tym że teraz ich kapitan wbrew przeciwności losu i gróźb syren nadal trzymał się na nogach i potrafił trzeźwo myśleć i działać.

Przed nami długa droga — zaczął znów chłopak — Opowiadajcie coś, może podczas waszych historyjek uda się nam coś odkryć co przybliży nas do prawdy.

Na chwilę przestał wiosłować, wpatrywał się w Elfy, czekał aż w końcu mu coś zakomunikują. Póki co odpowiadał mu tylko monotonny plusk wody o kadłub "Rosomaka" oraz wiosła.
Jeszcze raz sprawdził czy ustawił prawidłowy kurs po czym dziarsko wrócił do wiosłowania.

Następnym razem zanim wyruszę w podróż oswoję jakiegoś ptaka który zdolny jest do rozmowy, jakaś papuga byłaby dobra, chociaż drapieżnikowi łatwiej o pokarm na morzu. Ivinilus pogrążył się w własnych myślach, mając nadzieję że chociaż zostanie poinformowany gdy dotrą do jakiegoś lądu.

Re: Statek "Rosomak"

14
— Płynąc w tamtym kierunku oddalimy się od Archipelagu i nie wiadomo, kiedy gdzieś dopłyniemy — przypomniała trzeźwo elfka. — Jesteśmy bardzo daleko od lądu, a nie mamy zapasów... Może powinniśmy najpierw gdzieś przybić i się przygo...

— Przestań, nie mamy czasu! — przerwał jej gwałtownie mąż.

— Chyba wiem, kto może nam pomóc. Jest taki facet ze świątyni Tenatira w Eroli, Złotonosy Joe. Pamiętasz go? On...

— Oooo nie, na pewno nie, nie chcę mieć z nim nic wspólnego!

— Jeśli jest ktoś, kto może wiedzieć coś o takich sprawach, a przynajmniej może się o nich dla nas dowiedzieć, to na pewno właśnie...

— Przestań, ciekawe skąd weźmiemy dla niego pieniądze! Pamiętasz, ile bierze?

— Słuchaj, Ivi, jest taki facet...

— ...totalny świr!

— ...który potrafi śnić według Księgi i wskazywać drogę. Gdybyśmy tylko wzięli kawałek tego czegoś ze sobą... o na pewno udałoby mu się na tej podstawie określić, skąd to dokładnie się wzięło. Poczekajcie, zaraz coś mi się uda złapać.

Iolāni wychyliła się za burtę, usiłując pochwycić strzęp świecącej księgi, a że warstwa lśniących śmieci, rozbijana właśnie przez skonstruowany przez Ivinilusa taran, piętrzyła się coraz wyżej, to nie było to wcale aż takie trudne.

— Zwariowałaś! — wrzasnął Kalākua. — Zostaw ten syf, nie dotykaj tego!

Obawy elfa nie były pozbawione podstaw. Podniesiona przez kobietę przemoczona karta z obrazkiem motyla, którego rozpostarte skrzydła były tłem dla jakiejś dziwacznej wojennej sceny, niespodziewanie i gwałtowanie... eksplodowała. Na szczęście wybuch był słaby i nie uczynił nikomu większej krzywdy, pomijając niewielkie oparzenie na dłoni Iolāni. I tylko uderzony drobnym odłamkiem fragment pokładu zaczął migotać zielono-różowym blaskiem, jakby wewnątrz jednej z desek zamieszkała mała gwiazdka. Właściwie wyglądało to całkiem urokliwie.

— Widziałaś to, idiotko?! Nie dotykaj tego więcej!

— A MASZ LEPSZY POMYSŁ?

— Rzuć to, płyńmy tam, skąd to przyleciało, dowiemy się wszystkiego sami.

— Jaką masz pewność? Możemy tam płynąć nie wiadomo ile bez skutku, a do Eroli jest znacznie bliżej i Złotonosy naprawdę mógłby...

— Kobieto, straciliśmy wszystko, WSZYSTKO co mieliśmy, nawet nasze cholerne mapy morskie. Ciekaw jestem, CZYM byśmy mu niby zapłacili! Ha!

— Może moglibyśmy jakoś odpracować to w świątyni. Znajdziemy sposób.

— To nie ma sensu, poza tym ten facet jest NIEBEZPIECZNY I SZALONY, rozumiesz? Ivi, przyjacielu, proszę cię, kurs na północny zachód i dajmy temu spokój. Siadajmy do wioseł.

— Na wschód. Port Erola. Proszę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Statek "Rosomak"

15
Port Erola był bliżej i gwarantował zdobycie zapasów na wyprawę oraz zdobycia informacji które być może pomogłyby w uratowaniu Lil. Ivi wiedział że logiczniejszą opcją jest do niego. Cieszył się mimo tragiczny okoliczności, w końcu zobaczy miejsce do którego zmierzał od dłuższego czasu.

Ruszamy do portu — oznajmił — Następnie do świątyni o której mówiłaś Iolān. Jeśli wiatr powróci niedługo tam będziemy, jednak byłbym wdzięczny przyjacielu gdybyś wiosłował wraz z mną. Jeśli nie masz zamiaru spotkać tego człowieka, to mam dla ciebie zadanie. Będziesz pilnował łodzi, nie wpłynę do przystani jeśli to coś wokół nas nadal będzie wokół nas.

Kapitan statku postanowił się przyjrzeć się desce która zyskała nową właściwość. Nie wiedział z jakiej odległości widać ten blask ale i tak wolał ją wyrwać żeby potem móc ją pokazać osobie przez którą kłóciły się Elfy. Wyrwał ją po czym zastąpił nową.

W takim tempie albo cały "Rosomak" będzie się świecił albo będę musiał wymienić w nim całe poszycie i każdą możliwą deseczkę Zaśmiał się w myślach

Znacie zasady panujące w mieście o ile jakieś są? — zaczął wypytywać Ivi — Jak duża jest przestępczość? Panują tam jakieś sekty czy ktoś im podobny? Jest tam jakiś targ? Co może oferować ten targ?

Ivinilus zdał sobie sprawę że zasypał towarzyszy gradem pytań

Jeśli chodzi o zapłatę temu człowiekowi — uspokajał Elfy — To spokojnie w rodzinnych stronach zarobiłem dość dużo pieniędzy żeby móc zapłacić i dokonać zakupów na targu. Nie martwcie się. Chciałbym wiedzieć jak najwięcej o nim i czego mógłbym się spodziewać po nim.

Dał Elfom chwilę czasu do namysłu. Sam owinął deskę płótnem żeby nie przyciągała niczyjej uwagi. Statek prawdopodobnie wpłynął na prąd morski bo przyśpieszył. Kapitan statku mógł chwilę odpocząć, więc postanowił przygotować rzeczy które będą potrzebne jak przybiją do lądu.

Niedługo będziemy w niedaleko portu — informował towarzyszy — Wypatrujcie przystani, będziemy musieli przycumować kawałek drogi od niej. Przyjacielu, jaką bronią najlepiej się posługujesz? Nie wiem jaką broń ci zostawić w razie potrzeby. Do kuszy pokładowej użyj bełtów z glinianymi naczynkami, nie będzie ci straszna żadna grupa ludzi.

Ivi co raz lepiej słyszał odgłosy nadmorskiego ptactwa. Odczuwał radość że po tak długim czasie w końcu postawi nogę na lądzie.

Zróbcie mi listę czego wy potrzebujecie — rzekł Ivi
ODPOWIEDZ

Wróć do „Erola”