Wyrwana z pokładu deska przeszyła palce chłopaka dziwnym mrowieniem, ale póki co nie zgotowała mu już żadnej wybuchowej niespodzianki. Zanim Ivinilus przybił w jej miejscu nowy kawałek drewna, zdążył zauważyć, że tam pod spodem opalizujące światło wciąż pomaleńku rozprzestrzenia się w głąb konstrukcji "Rosomaka". Wyrwanie tej jednej deseczki nie rozwiązało do końca sprawy.
Na serię pytań chłopaka odpowiedziała Io, podczas gdy jej mąż zabierał się do wioseł.
— Przestępczość? Jak ostatnio tam byłam, to stosunkowo niewielka, ale to było dobrych parę lat temu, zanim matka powiedziała, że nie chce mnie znać, więc nie wiem. Targów znajdziemy kilka. Jest Wonny Rynek, tam się handluje przyprawami i pachnidłami... Jest wielki Targ Rybny, wbrew nazwie oferujący nie tylko ryby, ale wszystko, co można wyłowić z morza, więc i perły, i tajemnicze zatopione artefakty, i, tfu, syrenie łuski... No ale najważniejszy jest Rynek Tygrysi. Zgodnie z nazwą kontrolowany przez Syndykat Tygrysa. Pewnie nie wiesz, to taka potężna gildia, która rządzi Archipelagiem w sumie bardziej niż król. No więc na Rynku Tygrysim od rana do wieczora sprzedają wszystko. Wszystko, o czym zamarzysz. Zasady w mieście? Nie narażać się Syndykatowi. Tak to żadne specjalne.
Usłyszawszy słowa na temat sfinansowania całej sprawy, Kalākua aż wytrzeszczył oczy i na chwilę przestał wiosłować z wrażenia.
— Ivi, przyjacielu, jesteś wielki, ale nie masz pojęcia, o jakich kwotach tu mowa...
Hojna propozycja kapitana "Rosomaka" wyraźnie onieśmieliła parę elfów. A chwilę później onieśmieliła również i samego niedoszłego ofiarodawcę, kiedy przypomniał sobie, że... wcale nie ma pieniędzy.
Przecież większość tego, co zarobił w swoich stronach, wydał na przygotowania do tej wielkiej podróży. Jak mógł o tym zapomnieć? Resztę przepuścił w tawernie na Wyspie Kryształowego Powiewu, gdzie się zatrzymał dla uzupełnienia zapasów i odpoczynku od morskiego kołysania jakieś dziesięć dni temu. Ostatnie pieniądze, wydane na, zdawałoby się, całkiem luksusowy nocleg, okazały się wyrzucone w błoto, bo Ivi nie zmrużył przez całą noc oka, drażniony przez wpadającą przez okno łunę z zachodu. Na domiar złego ktoś wtedy pod osłoną nocy zwędził mu sakiewkę z kilkoma ostatnimi smętnymi monetami. I teraz Ivinilus uzmysłowił sobie, że jest goły jak druid w elfim lesie.
— Złotonosy liczy sobie dużo, to fakt — przyznała Iolāni — ale to jedyne sensowne rozwiązanie. Jest wart swojej ceny. Niemniej jednak nie możemy przyjąć takiej sumy od ciebie, i tak już zbyt wiele ci zawdzięczamy. Coś wymyślimy.
Mąż i żona patrzyli ponuro w ciemność, zastanawiając się nad swoim położeniem. Wyraźnie nie brali pod uwagę obciążania swojego wybawcy dodatkowymi kosztami, nawet jeśli ten na wyrost twierdził, że go na to stać. Po chwili milczenia obydwoje odezwali się jednocześnie:
— Mam w Eroli matkę...
— Mam w Eroli szwagra...
A później zaczęli dyskutować:
— Mogłaby dać coś swojej córce... chociaż ten jeden raz!
— Riel mógłby pożyczyć trochę grosza, powodzi mu się...
— Twój szwagier to cholerny pirat!
— No i co? Pirat, ale uczciwy! Prędzej od niego coś pożyczymy niż od twojej sta... od twojej mamusi. Wiesz, co myśli o mnie twoja matka, kobieto? Może gdybyś polazła do niej z moimi zwłokami, to sypnęłaby ci srebrem, ba, złotem, a jakże...
— Jest to jakiś pomysł. Nie no, żartowałam! Spróbuję do niej zajrzeć sama albo... no nie wiem...
— Najpierw zahaczymy o Riela, dobra? Jeśli w ogóle jest w domu, to może chociaż da nam przenocować.. A potem pójdziesz do swojej mamy i powiesz, że mnie udusiłaś poduszką, ucieszy się.
— Kretyn.
— Ta baba nawet nie widziała swojej wnuczki na oczy, myślisz że obejdzie ją, co się z nią dzieje?
— Bacz na słowa.
— A co, nie jest tak?
— Ona ma już swoje lata, za jej czasów było inaczej...
— Aha.
— Hej, Ivi! — Iolāni roześmiała się histerycznie. — Słuchaj, a jakbym powiedziała, że rzuciłam go w cholerę i przedstawiła cię mojej mamie jako swojego nowego narzeczonego?
— COOO? — prawowitego męża elfki zatkało na ten pomysł.
— ...ooo, wtedy na pewno uradowana sypnęłaby groszem na nasze wesele. Ona nie znosi Kala, odkąd jesteśmy razem nie chce mnie znać, ale gdyby zobaczyła ciebie... tę twoją bliznę na twarzy... zrobiłbyś groźną minę, ponadymał się, spróbował jej zaimponować, jaki to jesteś męski, tararara... Och, byłaby zachwycona!
— Iola, chyba rozum postradałaś! — Kalākua stuknął się w czoło.
— Przyjacielu, wiem, że proszę o wiele, ale to może się udać! — nie dawała spokoju elfka. — Kal, nie bądź smutny, to tylko udawanie. Przecież nie będziemy się nawet całować.
— Naprawdę chcesz odstawiać taką komedię? Dobra, jeśli Ivinilus się zgodzi, to ja leję na to, pójdę w tym czasie wskórać coś u szwagra.
— Nie rób takiej miny. Chodzi o nasze dziecko. Jak inaczej chcesz jej pomóc?
— Mogliśmy popłynąć tam sami i dowiedzie...
— Nie nie nie — przerwała kobieta — nie zaczynaj znowu, z tym pomysłem już skończyliśmy! IVI, mogę na ciebie liczyć? Błagam!
W międzyczasie powrócił wiatr, a nieopodal zamigotały światła przystani. Port Erola był tuż.
Spoiler: