Re: Okręt "Tam i z powrotem"

16
Głowił się moment nad tą odpowiedzią, skądże to może jego rozmówca pochodzić. Nie miał bladego pojęcia, a wysiłek umysłowy jednak w tej kwestii niczego mu nie dał. Mówi się trudno. Chciał aby pozostało to tajemnicą, zagadką, więc niechaj i tak będzie. Co się będzie męczył nad głupim pytaniem zadanym z ciekawości. Najprościej w świecie odparł:
- Nie rozumiem. - powiedział tak jakby żartu nie zrozumiał, jednak nie otrzymał wytłumaczenia tego. Dostał w zamian coś innego. "Na przechowanie". Tak jak chciał w tej chwili również nieco więcej szczegółów na temat tego przedmiotu poznać, to znowu się nie udało. Tym razem jednak nie padła jakaś zagadka z ust tajemniczego mężczyzny, a drganie sztućców przykuło jego uwagę. Tak na wszelki wypadek chwycił muszelkę do reki by nie spadła podczas tego wydarzenia.
Na pierwszy rzut oka myślał, że to jakaś pierwsze lepsza z brzegu bądź wyłowiona z morza ozdoba, jednak po przypatrzeniu dostrzegł to jak bardzo się mylił. Bliżej jej raczej do jakiegoś dziwnego kamienia było, a ten kształt... Odpuścił dalsze jej oględziny bo mógłby przypadkiem znaleźć coś czego nie powinien bądź w jakiś niewyjaśniony sposób zniszczyć.
Wychodząc z kantyny na rozkaz z jednego marynarzy, poluzował lekko pasy by włożyć pomiędzy nie, pod koszulą, to coś. W końcu nie wiedział jak to nazwać, a zapytać nie zdążył. Jego błąd, mówi się trudno. Po włożeniu i ponownym, nieco słabszym, ściśnięciu pasów zbliżał się do wyjścia na światło dzienne.

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

17
Oj dziwny był to dzień dla Amidara. Nieco skołowany dziwnym zachowanie swego rozmówcy wyszedł wraz z kilkoma marynarzami z kantyny by dowiedzieć się o co też miano ich poprosić. Jednak zaraz po wyjściu poczuł uderzenie w bok. Oto niosący gdzieś w pośpiechu worek członek załogi wpadł nań z impetem nie zauważając figury młodzieńca wychodzącej przez drzwi. Oboje polecieli na ziemię i o ile tragarz miał szczęście podtrzymując się rękoma... o tyle Amiar walnął plecami w deski pokładu,, że aż miło. Na domiar złego worek spadł mu na lewą nogę i jakowyś twardy przedmiot grubości metalowego ćwieka uderzył go przez płótno wora w kolano dość mocno by można było to poczuć aż nazbyt wyraźnie. Na domiar złego gdy Amidar próbował wstać poczuł przeszywający ból w obitym miejscu. Może stłukł sobie kolano? Jednak tej lokalnej tragedii mało kto zwracał uwagę. Miast tego ozwał się dobrze wszystkim znany krzyk bosmana.

— Rydgierd! Kretynie! Miałeś uważać z tytoniem do stu czortów!

Rydgierd... bo widać tak zwał się tragarz... lub tak go przezywano, wstał niezgrabnie mruknął coś w stronę bosmana, schylił się po worek i zbierał się do odejścia. Widać średnio go obchodziło czy młodemu podróżnikowi coś się stało.
Spoiler:

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

18
No od samego rana jak go nie zagadują i nie dają jakiejś roboty, to staje się centrum wypadków przy drzwiach. I jeszcze na jego nieszczęście, bo o tyle ile poprzednim razem nic poważnego się nie stałem, o tyle teraz musiał oberwać dwukrotnie. Dwukrotnie! Że też pokusiło go, aby wyjść na końcu i nie śpieszyć, bo w końcu zapłacił, choć niewiele.
Pac plackiem na plecy! A najgorsze w tym wszystkim, że nie zdążył w jakikolwiek sposób zapobiec temu, czy też zmniejszyć w pewnym stopniu otrzymane obrażenia... Ale nie. Tutaj wszyscy chodzą cicho i potrafią wyskoczyć zza rogu. A na dokładkę, worek jeszcze pierdyknął go w kolano. I tutaj przelała się czarka goryczy. Poderwał się z podłogi mimo jeszcze przeszywającego go uderzenie bólu, choć od razu tego pożałował. Jeszcze mocniej zabolało, jakby ktoś go ukłuł jakąś długą igłą i przeszył na wylot. Z tego też powodu syknął oraz zastygnął na moment w miejscu.
- Dawaj kurwa ten worek! Co to za żelastwo tam nosisz?! - zdenerwowany i zdeterminowany chwycił worek, otworzył go i spojrzał na zawartość. W szczególności interesował go ten przedmiot od którego najbardziej ucierpiał. Chciał go wyciągnąć, przyjrzeć się mu, a następnie przygrzać z niego nieznajomemu za bycie takim niedorajdą jak ten goblin którego spotkał wcześniej. Ale wtedy miał jeszcze dobry humor, bo jemu nic się nie stało.

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

19
W wyniku szarpaniny Amidar zdobył wreszcie swój upragniony cel nienawiści. Gdy włożył rękę do worka przy krzykach i narzekaniach załogi na całkowity brak szacunku dla towaru zmacał przedmiot, który uraził jego nogę. Był to niewielki drewniany walec zakończony niewielką acz dość masywną metalową kulą i z wyżłobieniem wewnątrz drewna. Nie było trudno domyśleć się czy może być ten enigmatyczny przedmiot. Była to rękojeść. Rękojeść pozbawiona ostrza. Co robiła w worku tytoniu? Tego nie wiedział chyba nikt o ile szczere zdziwienie tragarza i głośne...

— Osz kurwa!

... można by podciągnąć pod grę autorską. Po chwili do od dłuższej chwili przewracającej się lub szamotającej dwójki podszedł mocno zaczerwieniony na twarzy bosman i ryknął.

— Wracać do roboty! I przestańcie się wydurniać!

Tu zerknął na rękojeść trzymaną w dłoni Amidara po czym mruknął coś o kretyńskim sortowaniu towaru i odszedł kręcąc głową po drodze samemu biorąc worek i mówiąc w kierunku Rydgierda

— Idź do ładowni opieprzyć tych debili. Ostatnio władowali jeszcze żywą ośmiornicę do sucharów. A ty... — tu spojrzał na Amidara —... weź się w garść, wypieprz to za burtę, wypłacz się... gówno mnie obchodzi co zrobisz ale zaraz potem masz się zameldować pod masztem do cerowania żagli!

Następnie bosman oddalił się nerwowym krokiem. Wraz z tym cała chwilowa uwaga jaką cieszyło się zajście wyparowała i marynarze powrócił do swych zajęć.
Spoiler:

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

20
Miał na tą krótką chwilę gdzieś, a dokładniej tam gdzie światło słoneczne nie dociera, resztę świata. Teraz istniał tylko on i rękojeść. Oglądnął ją dokładniej, z lewej, prawej, drugiej strony, stwierdzając coś na jej temat. Chociaż nie znał się na tym, sądził, że kowal może powie coś więcej. Ba! Na pewno powie, szczególnie jeżeli się okaże, że to część skradzionego mu towaru.
W milczeniu wysłuchał tego co miał bosman do powiedzenia. Po prostu spłynęło to po nim. Jakoś nie specjalnie uważał, że trzeba by się bać takiego człowieka. Jednak posłuchał się i postanowił zrobić większość rzeczy.
Na pierwszy ogień poszła oczywiście rękojeść. Z pewnością przyda się kowalowi. A więc ruszył w stronę wyjścia na pokład, uważając tym razem na kolejne wszelkie nieszczęścia, jednocześnie masując nieco kolano na początku drogi. Może w jakiś sposób poprawi to stan jego stłuczenia. A na zewnątrz? Wiadomo, kowal nadal powinien pracować przy swoim warsztacie. W końcu widział go ostatnio... pół godziny temu? Jakoś specjalnie długo nad posiłkiem nie śleżał, bo nie było po co. Pogoda w końcu piękna jest, była, będzie, choć na morzu wszystko jest możliwe i nie zdziwiłby się, gdyby zobaczył czarne chmury jak wyjdzie. Ale kowal przede wszystkim w pierwszej kolejności. Ta rękojeść może być wiele warta dla niego, a jednocześnie złomem. No i ten Rydgier. Może jemu to imię też coś powie.

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

21
Ambitne plany Amidara zostały szybko zweryfikowane przez jego dolną kończynę. Co prawda ból nie był przeszywający lecz młodzieniec poruszał się zdecydowanie wolniej niż zazwyczaj, a na wszelkiego rodzaju stopniach powinien uważać aby noga nie ugięła się pod nim i nie wylądował kilka metrów niżej na twarzy. Co prawda udało mu się dotrzeć do miejsca gdzie pierwej kowal obrabiał metalowy pręt, lecz te spoczywał obecnie zanurzony w wiadrze z wodą, a narzędzie rozrzucone były dość chaotycznie. Jakby właściciel rzucił zajęcie w połowie roboty i gdzieś się udał. To z kolei stwarzało nowy problem. Statek nie należał do największych jednak nie był też łupinką. Szukanie na nim kogoś bez żadnego planu byłoby głupotą. Można było założyć, iż kowal ma jakąś konkretną rutynę i spróbować dowiedzieć się od reszty załogi gdziem może przebywać. Mógł też udać się do ładowni i zebrać więcej informacji, które mogłyby doprowadzić go do osoby, która zostawiła w orku metalowy przedmiot. No i wypadało też wywiedzieć się kim u licha był Rydgierd. Każdy z tych elementów był ważny... jednak co było w obecnej sytuacji priorytetem dal rozwiązania tej zagadki? A czas gonił gdyż choć bosman nie sprecyzował ile czasu mu daje na dojście do siebie to najpewniej niedługo zacznie go znowu szukać.
Spoiler:

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

22
Dobra. Wszystko się posypało kiedy okazało się, że kowal gdzieś zniknął. Ale, ale! Wbrew pozorom, są tutaj ślady, a nawet lepiej. Tak jak myśliwy potrafi ocenić po odcisku kopyta czy też łapy w ziemi, kiedy tędy przechodziła jego zwierzyna, tak i Amidar poznał ciekawą sztuczkę z żelazem. Niby wcześniej mu mówił, że w beczce jest olej, ale wiadro natomiast wypełnione było wodą. A to już duży plus! O tyle ile wodą najwyżej sparzy sobie palce, o tyle w gorącym oleju mógłbym nabawić się nieciekawych poparzeń.
Kuśtyknął te kilka kroków do wiadra i zanurzył w nich czubki palców. Jak się okazała ciepła, letnia albo i już z powrotem zimna, możliwe że nic tutaj po nim. Kowal musiałby je opuścić niedługo po nim. Inaczej sytuacja wyglądała przy wodzie gorącej. Wtedy stawiał max na kilka minut. Cóż. Drugą takową poszlaką mogą być narzędzia, ale z kolejnej strony nie zna on ich właściciela. Może u niego to norma pozostawiać po sobie syf na stanowisku pracy? Nieważne, mimo wszystko wolał postawić na opcję pierwszą - że gdzieś szybko musiał, na przykład do wychodka, albo co się stało i był potrzebny.
Tak czy siak stawia go to w sytuacji bez jakiegoś lepszego wyjścia. Pozostało mu czekać... A jak czekać, to nie na nogach. Do tego na statku ze stłuczoną nogą. Po co ma ją nadwyrężać? Mądry człowiek poszedłby po rozum do głowy, wykorzystał chwilę wolnego (i tak już mu "daną" wcześniej) i odpoczął. Wziął sobie klapnął na dupsku, fajnie by było jeszcze coś mieć pod siedziskiem ale nie ma co wybrzydzać, oparł plecami o burtę, bardziej lub mnie, i rozmasował nieco bolące miejsce. Wpierw powoli, lekko bez spinania mięśni. Z czasem zwiększał nacisk, robił to nieco szybciej i napinał mięśnie aby przyzwyczaić się do bólu. W końcu będzie musiał prędzej czy później wykonać robotę, jak bosman uzna, że wszystko już u niego gra...

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

23
Gdy Amidar zanurzył dłoń w wodzie stwierdził , iż zdecydowanie wciąż była w stanie sparzyć koniuszki jego palców. Może kowal odszedł stąd jeszcze w trakcie jego szamotaniny z Rydgiertem? A może rozrzażone do czerwoności żelaziowo było w stanie utrzymać temperature wody dostatecznie długo? Jednak zmęczony i obolały młodzieniec miast kontynuować poszukiwania lub próbować zebrać informacje opadł swym zadem na pokład i rozmasowując kolano starał się zebrać siły do pracy. Kowal widać został jednak wezwany w zarówno pilnej jak i czasochłonnej sprawie gdyż nie powrócił przez dobre kilkanaście minut... aż moment relaksu dla obolałego kolana został przerwany przez krzyk Bosmana, który wyrósł z pokładu przed Amidarem niczym grzyb z rzyci.

- Panienka gotowa już do pracy!? No! To ruchy, ruchy!

I tak rozpoczęły się kerońskie prace Amidara. Keroñskie bo utrapienia z mnie miał równie wielkie jak Keron z tworzeniem własnego państwa. Wpierw musiał pocerować podarte w sztormie mającym miejsce w poprzednim rejsie żagle co przychodziło mu z trudem zważywszy na grubości nici jak i materiału. Następnie czekało go luzowanie żagli, sprawdzanie olinowania i wiele innych mniej lub bardziej irytujących zadań w których musiał niejednokrotnie zwracać się o czyjąś pomoc. Było to jednak nic w porównaniu z piekłem jakie niedługo go czekało. Chodziło mianowicie o szorowanie pokładu. Po blisko godzinie na klęczkach kolano domagało się swych praw równie mocno co w chwili uderzenia. Co prawda po wstaniu nie bolało już tak bardzo jak wcześniej lecz było wyraźnie odrętwiałe i lekko spuchnięte. Wydawać by się mogł, że jego organizm nie dotrzyma do końca dnia na takich obrotach... Tu jednak skończyły się obowiązki Amiadara... na razie. Gdyż na odchodnym boska figura bosmana rzekła.

- Bierzesz dzisiaj pierwszą nocną wachtę. Zamelduj się wieczorem na mostku.

Tu odwrócił się od młodzika i począł ryczeć na innego marynarza, który w zbyt wielkim pośpiechu opuścił fragment masztu. Gdy Amidar uniósł głowę stwierdził, iż słońce znajduje się w zenicie. Zbliżała się więc pora kolejnego posiłku. A nektórzy marynarze już chyżo zmierzali do mesy. Młodzieniec mógł wręcz przysiąc, że przy wejściu do nij mignęła mu sylwetka osoby przypominającej z postury kowala. Z drugiej jednak strony... czy rozsądnym byłoby zgadywać go w sprawie jego zguby przy innych osobach? A może właśnie takie działanie zmusiłoby sprawce do zareagowania i w efekcie popełnienia błędu? Trudna decyzja.
Spoiler:

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

24
Nie ma co komentować jego dnia, chociaż wypadałoby. Więc lekko mówiąc - przesrane na dzień dobry. Wszystko to tak go wymęczyło, że najchętniej polazłby teraz do swojego łóżka... no tak. Przecież dom mu spłonął i jest na morzu. Oj, już czuje te zakwasy...
Jednak wszędzie można dopatrzeć się pozytywów. Jak będzie miał tak zapierniczać dzień w dzień, będzie to niezły trening, ale jakim kosztem? Czy się opłaci? Wszystko wyjdzie w praniu, na spokojnie, bowiem bosman z pewnością będzie się go czepiał jak każdej innej nowej twarzy. Taki już ci los. I jeszcze wachta, ale na niej może wbrew pozorom odpocznie. Co to niby takiego wielkiego? Przez kilka godzin zrobić obejścia co kilkanaście minut, by sprawdzić czy wszystko gra. On miałby nie dać rady z takim zadaniem, nawet zmęczony, gdy cały dzień harował jak wół?
O tym jednak potem, pora na posiłek. Jak będzie kowal i ten drugi tajemniczy jegomość - będzie super. Sprawa z kowalem ruszy do przodu, a ten może weźmie swój "skarb". Jak nie - ciąg utrapień nastąpi potem...

Re: Okręt "Tam i z powrotem"

25
Amidar postanowił więc udać się na kolejny już tego dnia posiłek. Wchodząc jednak do mesy uderzyła go całkowita zmiana otoczenia. Po dniu spędzonym pod otwartym niebem i pełnym pełnego świeżego powietrze wszedł do zupełnie innego świata. W masie było ciemniej, duszniej i zdecydowanie nie pachniało tu przyjemnie. Rano tego nie zauważył lecz teraz gdy zebrało się w nie naprawdę wiele osób na główny posiłek uderzało to niezwykle dotkliwie. Powietrze zdawał osie być gęstą mazią powstałą z potu, dymu fajek i oparów unoszących się znad mich kaszy. Widać nikt nie żałował sobie żadnej z przyjemności po ciężkim dniu pracy na morzu. Miejsc przy stole niemal nie było, a ściśnięci jak leciało pasażerowie i marynarza hałasowali przekrzykując się między sobą to o dziwach świata, to o interesach czy też o rodzinie która zostawili na lądzie. Słowem... o wszystkim i o niczym. Gdzieniegdzie na stole turlały się kości lub karty i w ogólnym rozgardiaszu ciężko byłoby stwierdzić ile osób naprawę w tym momencie spożywa posiłek. Nawet niektórzy oficerowie siedzieli przy stołach sącząc piwo i nieco bardziej kulturalnie próbując ustalić najprawdopodobniej czy dziwki są lepsze w Urk-hun czy na Archipelagu.

Młodzieniec przez dłuższą chwilę wypatrywał znajomych twarzy. I tu los mu sprzyjał. Najpierw dojrzał kowala siedzącego na brzegu jednego ze stołów i niemo wpatrzonego w swoją miskę jak gdyby rozmyślał nad czymś niezwykle intensywnie. Zdawał się jakby nieobecny lecz ciężko było mu się przyjrzeć gdyż obok i na przeciwko neigo siedziało paru orczych tragarzy zatrudnionych przez kapitana do noszenia najcięższych towarów. A więc było to zestawienie jak chatka pośród wielkich zielonych gór. Zaś pod dłuższej chwili dojrzał płaszcz z kapturem, który przypominał ten wcześniej spoczywający na głowie nieznanej mu osoby. Teraz zaś spoczywał na barkach jednego z pasażerów, zaś kaptur wisiał radośnie na plecach... i pokazywał roześmianą twarz niezwykle posuniętego w latach starca, który wykrzykiwał ochryple o ile to podnosi stawkę grając w kości. Staruszek zdawał się nie być przejęty absolutnie niczym prócz kości i zachłannie zgarniał kolejne to wygrane... co raczej nie podobało się jego przeciwnikom ,którzy coraz to częściej sprawdzali kości. Tłum zaś wkoło tej partii rósł z minuty na minutę i ludzie nie tyle siedzieli co stojąc z tyłu kładli się na grających. Amidar jednak zbyt długo stojąc niedaleko wejścia został w końcu popchnięty niezbyt delikatnie w głąb sali i zataczając się z powodu wyczerpania i wcześniejszych obrażeń zrozumiał, iż powinie jak najszybciej napełnić swój żołądek i znaleźć jakieś miejsce do odsapnięcia... lub wyperswadować orkom lub hazardzistą by pozwolili mu zamienić słowo z osobami, których szukał.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Erola”