[Wschodnie Wody] Żagnica

1
Obrazek
Mówi się, że o pirackim statku zwanym "Żagnicą" nie słyszeli jedynie głusi. Od uprowadzenia kerońskiej karaweli minęło już kilkanaście lat. Przez ten czas, statek (wraz z załogą) zdążył dorobić się nadzwyczaj paskudnej reputacji...

"Żagnica" to łajba dość sporych rozmiarów. Widać przy tym, że zaprojektowano ją patrząc w przyszłość i odchodząc od tradycji – odróżnia się od innych okrętów tego typu kształtem oraz innowacyjnymi rozwiązaniami szkutniczymi, które zastosowano przy budowie. Chociaż sam statek praktycznie nie posiada zdobień, nie można odmówić mu zapierającej dech w piersiach okazałości.

O wyjątkowości "Żagnicy" nie stanowi jednak kawał drewna i płótna, a jego obsada, na którą składają się w zdecydowanej większości ludzkie kobiety. Duża część z nich w przeszłości kupczyła ciałem, trudniła się złodziejstwem lub eliminowała ze społeczeństwa wybrane jednostki w zamian za mieszek złota, bądź kilka błyskotek. Nikt nie wie, w jaki sposób znalazły się na morzu i co ważniejsze, dlaczego postanowiły na nim zostać. Z pierwotnej załogi pozostał tylko kapitan, bosman, sternik i kwatermistrz, reszta to tzw. "nowe nabytki". Co ciekawe, pomimo pełnienia różnych funkcji i posiadania odmiennych obowiązków, na "Żagnicy" każdy załogant jest sobie równy – obejmują go te same prawa i przywileje. Zasada ta nie dotyczy jedynie kapitana, o którym wiadomo tyle, co nic.

Otoczka tajemniczości, jak puchowa pierzyna otula "Żagnicę". Prawdopodobnie nigdy nie zostanie z niej zdjęta w sposób ostateczny. Do tej pory nie odnaleziono jeszcze nikogo, kto przeżyłby starcie z tym ciemnobrązowym potworem morskim...

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

2
Od co najmniej dwóch pacierzy, dzielny Torvin toczył nierówną walkę z ptasimi trelami oraz promieniami słonecznymi, konsekwentnie przedzierającymi się przez szczeliny między deskami zabitego okna. Należy nadmienić, że ów pojedynek był nieprawdopodobnie wyrównany, lecz koniec końców szatyn przegrał go, jednocześnie wzdychając i leniwie unosząc do góry powieki. Wybudzanie się ze snu nie należy raczej do najprzyjemniejszych czynności, zwłaszcza dla świeżo upieczonego mordercy, który w szale zabił dwie bardzo bliskie mu osoby. Proces ten osłodziły młodzieńcowi dwie wtulone weń sylfidy, o włosach jasnych jak mleko i skórze gładkiej, niczym najdoskonalszy aksamit. Pomimo tak długiego odpoczynku, Torvin miał wrażenie, że jest wyczerpany. Do tytułu najbardziej zmęczonych aspirowały jego lędźwie – subtelna sugestia, jakoby miniona noc należała do szczególnie pracowitych. Jednakowoż, coś nie dawało mu spokoju. Wkrótce okazało się, że powód do niepokoju był uzasadniony i zmierzał właśnie po schodach, obstukując kolejne stopnie grubymi obcasami. Młody bumelant nie zdążył się nawet ruszyć, kiedy do pomieszczenia weszła kolejna niewiasta, tym razem ciemnowłosa i nieco mniej urodziwa, trzymając w ręku ceber. Z gniewem wymalowanym na twarzy, zamaszystym ruchem cisnęła naczynie prosto w barłóg bawidamka, a zimna woda chlusnęła na jego wpółprzytomne lico. Wtedy też wszystko na moment spowiła całkowita ciemność...
~ — Wstawaj, kurwa, smarku jeden. Ile jeszcze będziesz tam leżał?! — kobiecy wrzask wdarł się do głowy śniącego przez lewe i prawe ucho, łomocząc wewnątrz czaszki, by po chwili zaraz z niej wyfrunąć. Otwierając ślepia, Torvin dostrzegł młodą pannę, łudząco podobną do tej, którą przed chwilą widział. Zorientował się również, że jest całkowicie mokry, a przede wszystkim... nagi. Nie miał na sobie kompletnie nic. Gdyby odruchowo spróbował się zakryć lub wykonać inny, gwałtowny ruch, spostrzegłby także, że jego nadgarstki obejmują żelazne kajdany, połączone solidnym, długim łańcuchem z obręczą przymocowaną do wewnętrznej strony jednej z okrętowych burt. Tak, burt – nietrudno było domyślić się, że charakterystyczne bujanie i szum morza mogą wspólnie występować wyłącznie na statku. Młodzieniec nie był głupi i prędko zrozumiał, w jakim położeniu obecnie się znajduje. Przypomniał sobie także, co doprowadziło go do tego stanu. — Pół godziny i jesteś na dziobie, a jak nie, to wrócę tutaj z oliwą i zrobię z ciebie pochodnię! Zrozumiałeś? No! — towarzyszące Torvinowi dziewczę warknęło na odchodne i odmaszerowało na wyższy pokład, skazując swój obiekt tortur na samotność.

Niedoszły mężuś otrzymał właśnie zadanie. Niestety, od razu pojawiło się kilka problemów z jego wykonaniem. Największym z nich był fakt, że mężczyzna znajdował się w zamkniętej celi, ze skutymi rękoma. Czyżby znalezienie rozwiązania dla tego problemu było jego pierwszym testem? A może czarnowłose dziewuszysko wcale nie żartowało? Oba pytania pozostawały póki co bez odpowiedzi...

Cela, w której znalazł się Torvin, była stosunkowo przestronna. Nie znajdowało się w niej nic, oprócz dziurawego urynału. Z kolei poza celą znajdował się bezlik innych rzeczy i przedmiotów. W przytłaczającej większości był to jakiś ładunek, kufry lub małe bibeloty. Na jednej ze skrzyń znajdował się znany młodzikowi ekwipunek, włącznie z szablami i lnianym workiem.

Po krótkich oględzinach, Torvin powinien zadać sobie następne pytanie: co teraz?
Ostatnio zmieniony 02 sty 2016, 3:00 przez Hrabia Wąs, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

3
Poranek nie wydawał się taki zły. Torvin leniwie podniósł swoje powieki. Noc spędził w portowej karczmie w bardzo miłym towarzystwie. Jasnowłose dziewczęta skutecznie przyćmiły wszelkie jego troski. Jeszcze czuł w kościach wczorajsze harce. Torvin ostrożnie gładził wzdłuż ramion swoje oblubienice zachwycając się ich delikatną skórą, gdy nagle do jego uszu doszły straszne wrzaski. Jakieś babsko wparowało do jego komnaty i oblało go wiadrem z wodą. Cały świat zawirował.
Torvin ocknął się. Tym razem już naprawdę. Zimna woda skutecznie go orzeźwiła, jednak nie na tyle by chłopak skupił się na wrzaskach kobiety. W sumie nie wyłapał nic z tego, co tam wrzeszczała. Szarpnął się próbując się podnieść, ale kajdany skutecznie krępowały jego ruchy. Dopiero teraz spostrzegł, że leży na łóżku nie dość, że mokry to jeszcze nagi. Co do cholery?! Po chwili intensywnego główkowania przypomniał sobie, co nieco. Mgliście, bo mgliście, ale udało mu się ułożyć w głowie ostatnie wydarzenia. Ciągle nie wierzył, że to wszystko miało miejsce. Czuł pustkę. Nie bardzo wiedział, co robić. Przestać o tym myśleć. Tylko jak?. Na szczęście znalazł się na statku z tego, co pamiętał pirackim. Był pewny, że nie będzie miał teraz czasu nad zadumę. Aktualnie jest skuty i nagi. O ile zrozumiałby skucie to po cholerę było go rozbierać? A może zaszło coś, czego nie pamięta? Torvin nie czuł żadnego bólu w tyłku, więc chyba nic się nie stało, ale pewności mieć nie mógł. Dziewczyna spojrzała jeszcze na niego wrogo i warknęł, aby się ogarnął i pojawił na dziobie. Ton i sposób wypowiedzi był Torvinowi bardzo dobrze znany, pomimo że dotąd nie był gościem pirackiej łajby to na normalnych statkach tego typu język był powszechnie stosowany. Czarnowłosa po chwili zniknęła zostawiając go samemu sobie. Chłopak przez chwile siedział jeszcze w swoim barłogu zanim zdecydował się coś zdziałać.
Torvin ostrożnie wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Siedział w celi, miał na nadgarstkach kajdany przyczepione do długiego łańcucha, który z kolei przymocowany był do burty. W celi znajdował się tylko urynał. Zresztą i tak wyglądał na dziurawy, więc równie dobrze mógł szczać wszędzie. Jednak to było nieistotne. Musiał zdjąć kajdany, otworzyć celę a potem udać się na dziób. To nawet nie brzmi prosto w teorii. Chłopak dokładnie obejrzał zamek od kajdan. Torvin nie miał jakiś szczególnych zdolności do otwierania zamków, ale daleki był od rezygnacji. To nie mogło być takiego skomplikowane. Tylko jakby się za to zabrać. Najważniejsze, że Torvin miał zadanie, które musiał wykonać. Coś, co choć na chwilę go odciągnęło od rozmyślań o ostatnich sprawach. Młody żeglarz spojrzał na kajdany i łańcuch. Wyglądały solidnie. Przeszedł się po całej celi sprawdzając długość łańcucha, po czym zbliżył się do burty i sprawdził jego mocowanie do drewna. Może tu mógłby spróbować coś zdziałać? Jednak szatyn na razie postanowił zacząć od najprostszych czynności, najmniej ryzykownych. Chłopak spróbował sprawdzić czy przy odpowiedniej próbie udałoby mu się wyciągnąć dłonie przez prześlizgnięcie. Nie miał dużych dłoni, liczył, że może mu się uda. Napluł na nadgarstki i zabrał się do dzieła. Gdyby miał, choć nieco oliwy nie byłoby problemu.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

4
Rozebranie Torvina nie było wcale tak bezsensowne, jak sądził. Tylko w ten sposób osoba, która umieściła go w tej prowizorycznej celi, może mieć pewność, że chłopak nie wyciągnie nagle z ukrytej kieszeni czegoś, co pomogłoby mu oswobodzić się i uciec. Prawdopodobieństwo tego, że udałoby mu się zbiec i tak jest niezwykle małe. Poza tym, dokąd miałby się udać? Nie wskoczy przecież do wody, bo prędzej padnie z wycieńczenia i zwyczajnie się utopi, niż dopłynie do lądu. Jakkolwiek szermierz jest z niego niezgorszy, raczej nie mógłby liczyć na powodzenie w przypadku porwania się ze swoimi szablami na całą załogę, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie posiadał żadnej wiedzy o statku, na którym aktualnie przebywa, nie wspominając o samym jego personelu.

W żadnym wypadku nie zniechęciło to młodzieńca do podjęcia próby oswobodzenia się. Co prawda rozkazano mu stawić się na dziobie, a zignorowanie tego polecenia zwiastowało nieuchronne zakończenie żywotu nagiego odważniaka, ale czy gdyby przez kilka godzin nikt go nie odwiedził, potrafiłby usiedzieć na miejscu?

Torvin zaczął bardzo rozsądnie – od rozejrzenia się po pomieszczeniu. Niestety, w zasięgu nie znajdowało się nic, co ułatwiłoby mu wykaraskanie się z tej opresji. Prawdą było także, że nie posiadał szczególnych umiejętności, kiedy przychodziło do otwierania zamków, chociaż była to prawda półpełna, bowiem szatyn podczas całej swojej kolorowej egzystencji nigdy żadnego nie otworzył. Pójście w tym kierunku byłoby więc tylko stratą czasu. Być może dlatego postanowił zadziałać inaczej. Badając długość łańcucha, doszedł do wniosku, że jest bardzo długi. Miał nawet nieodparte wrażenie, że dłuższy, niż powinien. Z kolei mocowanie okowów było bezprzykładnie solidne, podobnie zresztą, jak konstrukcja żelaznych pęt. Niestety, nie był w stanie wyślizgnąć z nich dłoni, choć starał się dzielnie. Szarpanie się z przyciasnymi kajdanami sprawiało mu ból, więc po kilku chwilach niechętnie się poddał.

Sytuacja Torvina z pewnością nie napawałaby postronnego obserwatora nadzieją, lecz mimo tego, przechadzając się od kraty do kraty, szermierz odkrył ciekawą właściwość podłogi. Skrzypiała. Zjawisko to było dość powszechne na statkach, tym nie mniej, jak udało się kawalerowi szczęśliwie zauważyć, poszczególne deski chrzęściły wyłącznie symbolicznie, a inne natomiast zgrzytały tak mocno, iż odgłos ten bez problemu mogłaby wychwycić nawet przygłucha osoba. Jedna z nich chrobotała nadzwyczaj zdrowo – Torvin nastąpił na nią tuż po wbiciu sobie w stopę pokaźnej drzazgi. Zajście to było tak nagłe, że syknąwszy z bólu przygryzł wargę i upadł na oba kolana. Z prawej pięty chłystka leniwie zaczęła sączyć się krew. Nie stanowiło to żadnego zagrożenia, choć zdecydowanie drewniany cierń, wbity tak niefortunnie w kończynę, nie należał do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Uniemożliwiało to również przełożenie całego ciężaru na zranioną nogę, co wielce utrudniło bohaterowi poruszanie się.

Czy po czymś takim Torvin zamierzał się poddać? Oby nie, ponieważ udało mu się przypadkowo odkryć jedną z luźnych listw. Może przy odrobinie wysiłku udałoby mu się ją podważyć? Zamocowana w niej krata straciłaby wtedy swoje oparcie z dołu, co pozwoliłoby "aresztantowi" opuścić karcer, a jego ekwipunek stanąłby w zasięgu ręki.

O ile oczywiście pozwolą na to wszystko jego więzy...
Obrazek

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

5
Pomysł z wyślizgnięciem się z kajdan nie był zbyt wymyślny. Chłopak starał się zadziałać w myśl zasady, że proste środki dają najlepszy efekt. Niestety nie tym razem. Dłonie młodzieńca były zbyt duże, aby udało mu się wyślizgnąć. Po kilku chwilach, w których chłopak walczył ile mógł o uwolnienie, dał sobie spokój. Nic nie osiągnął poza startą w kilku miejscach skórą i piekącym bólem. Skrzywił się w grymasie niezadowolenia, ale nie zamierzał rezygnować. Badając celę doszedł do wniosku, że łańcuch powinien być na tyle długi by wyjść poza kraty. W tej sytuacji priorytetem okazało się uwolnienie z klatki, może za kratami znajdzie coś, co pomoże mu w zrzuceniu kajdan.

Młody żeglarz czekał na natchnienie szwędając się od jednej granicy swojej posesji do drugiej. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że musiał wyglądać zabawnie. Zazwyczaj nie lata na golasa w tą i nazad. Musiał się stąd wydostać, najzwyczajniej w świecie zaczynało mu być zimno latać ze swoim przyjacielem na wierzchu. Na szczęście szybko spostrzegł coś, co mogło mu pomóc w opuszczeniu tego karceru. Podłoga zachowywała się jakby była bardzo stara. W pewnych miejscach skrzypiała bardziej niż w innych. Torvin jako obyty żeglarz wielokrotnie widział różne okręty oraz stan pokładu. Drewno, które zostało użyte do stworzenia tej podłogi swoje najlepsze lata miało już za sobą. Szatyn uśmiechnął się zwąchawszy pierwszy promyk nadziei na uwolnienie się. Niestety przez chwilę nieuwagi tak nieumiejętnie stanął, że wbił sobie w swoją prawą piętę sporą drzazgę. Ból był tak nagły i ostry, że aż zwalił chłopaka z nóg.

-Nosz kurwa- zaklął po elficku pod nosem zagryzając zęby. Torvin miał dziwny zwyczaj przeklinania wyłącznie w języku elfów. Początkowo robił to dla beki. Ten jakże delikatny dialekt strasznie gryzł się z treścią wypowiadanych słów. Z czasem żart przerodził się w niekontrolowany już nawyk i tak trwał. Młodzieniec ostrożnie usiadł na tyłku i wyciągnął nogi przed siebie. Liczył, że w dupsko nie wbije mu się nic podobnego. Miał na nadgarstkach kajdanki, ale palce miał sprawne. Chciał wyciągnąć drewno zanim wbije się jeszcze głębiej w jego ciało. Używając paznokci spróbował wyciągnąć drzazgę.

Dopiero potem dokończył oględziny podłogi. Chłopak w kilku miejscach zostawił ślad po sobie. Ciekawe czy te kilka kropel jego krwi to będzie wszystko...Nie miał raczej zbyt dobrych przeczuć odnośnie tej łajby. Z drugiej strony nie miał teraz zbytnio czasu na rozmyślania. Szybko udało mu się natrafić na najbardziej trzeszczącą drewnianą listwę. Humor od razu mu się polepszył. Uśmiechnął się niczym zbir, w momencie złapania w sidła swojej ofiary. Deska była położona pod kratą. Wystarczy tylko ją podważyć. Torvin dokładnie ją obejrzał czy nie ma żadnych wystających drzazg., a następnie stanął całym ciężarem na jednym z końców deski i zaczął wykonywać mocne stąpnięcia lewą piętą, a gdyby to nie wystarczyło zamierzał na nią skoczyć lądując na swojej niezranionej stopie.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

6
Zbutwiała podłoga stawiała zaskakujący opór, zmuszając chłopaka do wdrożenia bezprecedensowych środków przymusu. Przeniósł na chwilę ciężar ciała w całości na zakłutą drzazgą stopę, zacisnąwszy zęby z bólu, po czym z całej siły tąpnął drugą o poluzowaną deską. Trzasnęła jak kulawy zydel pod tłustą rzycią. Torvin mało nie wyrżnął zębami o kratę, kiedy pękła mu się pod nogą. Brzegi wyrwy poharatały mu boleśnie łydkę, ale zdołał odzyskać równowagę i stanąć nad niewielką, ziejącą wilgocią i stęchlizną dziurą znajdującą się idealnie pod rusztowaniem. Usunął fragmenty roztrzaskanej deski, po czym wymacał sobie palcami pewny chwyt u podstawy kratownicy. Napiął mięśnie i dźwignął. Raz, drugi. Zapiekły go ścięgna oraz ranna pięta, na której musiał zaprzeć się każdą uncją swego ciała, ale po chwili zmagania poczuł, jak ciężar krat ustępuje. Jak można było podejrzewać, przy ich montażu nikt nie pokusił się o większą kunsztowność, niż przy zabijaniu drewnem podłóg pod pokładem; całość luźno poruszała się w zawiasach, umożliwiając uniesienie rusztowania w górę na niecały łokieć. Niewiele, jednak Torvinowi musiało to wystarczyć.

Zgodnie z planem, młodzieniec zaczął mozolnie przeciskać się przez wolną przestrzeń, obcierając sobie o brudne, chropawe podłoże wszystkie te miejsca, których nie życzył sobie o nic obcierać oraz naciągając chyba każdy mięsień, jaki posiadał. Z obawy, że lada chwila ciężar tego żelastwa może zwyciężyć i wymsknąć mu się prosto na klatkę piersiową — albo znacznie bardziej wrażliwe partie ciała — omal nie zapomniał oddychać. Mimo to, młodzik prześlizgnął się. Nielichą próbą swych sił, ale prześlizgnął.

Nim jednak chłopak zdążył choćby w duchu wydać z siebie triumfalny okrzyk, tudzież wiązankę elfickich wulgaryzmów, napotkał kolejną trudność, gdy tylko spróbował sięgnąć po swój ekwipunek spoczywający bezpiecznie na skrzyni pod ścianą. Bezpiecznie i tuż poza jego zasięgiem. Nieznośną odrobinę. Przeciągnięty teraz wraz z nim pod kratą łańcuch był długi, rzeczywiście, lecz nie nieskończenie długi. Torvin mógł zbliżyć do skrzyni dosłownie na odległość stopy, nim więzy prowadzące do okowów na jego nadgarstkach napinały się i skutecznie uniemożliwiały mu sięgnięcie po którykolwiek z przedmiotów dłońmi. A widział je wszystkie, od wcale schludnie złożonego odzienia, do którego zdążył zatęsknić, po bezcenną w jego położeniu broń.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

7
Po pierwszym stąpnięciu na trzeszczącą deskę Torvin nawet nie myślał ile może mu sprawić kłopotów. Zwyczajnie zlekceważył kawałek drewna, który okazał się być twardszym orzechem do zgryzienia niż wyglądał. Dopiero, gdy chłopak przeniósł cały swój ciężar ciała na zranioną stopę by potężnie tąpnąć wtedy stary kawał drewna skapitulował. Drewno zrobiło to bardzo w perfidny sposób boleśnie kalecząc łydkę chłopaka. Torvin skrzywił się w grymasie bólu. Jeszcze się nie uwolnił z celi a już ma drzazgi w obu nogach. Wydawało się, że nie polubi tego statku. W tej chwili marzył tylko o tym by jak najszybciej ubrać swoje wygodne buty i już więcej się nie przejmować tym zdradzieckim pokładem.

Młody żeglarz mimo, że miał dość ran zadanych przez drewnianą podłogę postanowił usunąć resztki wyłamanej deski. Dzięki temu miał możliwość uchwycenia metalowej kratownicy od spodu. Na jego twarzy przez chwilę pojawił się uśmiech. Teraz to już z górki.
Nic bardziej mylnego. Na samo podniesienie kratownicy Torvinowi zeszło kilka chwil, metal był cholernie ciężki. Czuł jak każdy jego mięsień pracuje na maksimum swoich możliwości. Na jego czole pojawiły się pierwsze krople potu, gdy w końcu mu się udało. Torvin czuł, że długo nie da rady utrzymać kraty w powietrzu. Zmienił chwyt, tak by móc się pod nią prześlizgnąć. Chwila nieuwagi lub opadnięcie z sił mogło się skończyć tragicznie. Torvin jednak nie dał za wygraną i wspinając się na wyżyny swoich możliwości fizycznych utrzymał kratę tak długo by przejść na drugą stronę. Oczywiście nie mogło obyć się bez otarć i wbicia niewielkich drzazg w kilku miejscach. Na szczęście najważniejsze miejsce dla każdego mężczyzny okazało się nietknięte. Młody żeglarz spocony z nielichego wysiłku cieszył się niczym pies po przyniesieniu patyka.

-Hahaha, co to dla mnie!- Chłopak zarechotał dumny ze swojego sukcesu. Od razu po złapaniu oddechu ruszył przed siebie w kierunku skrzyni na, której znajdowały się jego rzeczy. W końcu się ubierze i może znajdzie coś, co mu pozwoli wykaraskać się z kajdan. Jak na złość łańcuch okazał się minimalnie zbyt krótki by więzień mógł chwycić swój ekwipunek. Nie namyślał się długo, napiął łańcuch do granic możliwości, po czym stanął na jednej nodze i utrzymując równowagę sięgnął prawą stopą po swoje ubranie. To przede wszystkim. Dość miał tych drzazg i otarć. Buty to podstawa, potem spodnie, aby nie latać z gołym korsarzem na wierzchu no a potem można się uwalniać. Hmm tylko jak?? Szablą czy nożem łańcucha nie rozerwie, nawet, jeśli by to było możliwe w teorii to chłopak ma skute ręce i nie będzie w stanie włożyć wystarczającej siły w cios. Nożem zamka raczej nie otworzy. Torvin nigdy nie musiał się nigdzie włamywać, to i prezentuje niewielką lub wręcz znikomą wiedzę w tej materii. Piwne oczy chłopaka uważnie rozglądały się po pomieszczeniu. Raczej nie łudził się, że ktoś zostawi mu klucz, ale warto zerknąć. Dałby też radę gdyby tylko udało mu się znaleźć butelkę z oliwą. Z jej pomocą mógłby bez trudu wyślizgnąć się z kajdan. Tylko czy akurat tutaj znajdzie coś takiego? Ten czarnowłosy babsztyl coś mu groziło użyciem oliwy. Może tym razem karta się odwróci i wszystko pójdzie zgodnie z planem?

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

8
Kłopoty goniły kłopoty i zakładały się, który z nich pierwszy dogoni gołego i bynajmniej wesołego chłopaka. Szczęście najwyraźniej zrobiło sobie wolne od przydatnej teraz opieki nad Torvinem, utrudniając mu tylko zadanie. Łańcuch był irytująco krótki, przyprawiając młodzika o rozpacz. On jednak nie należał do głupich ludzi i miał pomysły, które postanowił wcielić w życie.

Pierwsze, co postanowił, to pouprawiać trochę porannej gimnastyki, by jego kości i mięśnie troszkę się rozruszały. Prawą stopą sięgnął ku swoim ubraniom, przede wszystkim butom. Chcąc nieporadnie je wyciągnąć ze skrzyni, jego zewnętrzna równowaga wspomagana morskimi falami została zachwiana i chłopak runął na pokładowe deski z niemałym hukiem. Mimo kolejnych, nieco mniej dokuczliwych obrażeń w postaci obolałego ciała i bólu z tyłu głowy spowodowanego mocnym rąbnięciem nią o ścianę zahaczoną przy upadku, które nawiasem mówiąc przyprawiło go mroczki przed oczami i chyba coś mu tam poprzewracało, bo świat wokół stał się nieco bardziej ruchliwy, a ściany podejrzanie się wyginały, osiągnął swój efekt. Prawie. Strącił, ale swoje spodnie i lniany worek. Nie, nie buty i nie sztylety, ani ukochane szable. Spodnie i worek. Na co mu spodnie i worek do rozkucia siebie?

Nadzieja jednak umiera ostatnia lub jak kto woli, jest matką głupich. Jeśli Torvin zajrzy do worka, ujrzy klucz, niepasujący jednak do przeklętych kajdan. Pech, czyż nie? Może tak, może nie, bo mógłby go wykorzystać, sprawdzając sześć skrzyń będących akurat w jego zasięgu. Mógł wybrać którąkolwiek, wszystkie wyglądały podobnie i miały teoretycznie takie same zamki. Dwie leżały obok przewróconej skrzyni z ekwipunkiem Torvina, reszta po przeciwnej stronie rozmieszczona w różnych miejscach. Jedne były bliżej, drugie dalej. Jedna nawet była ledwo na wyciągnięcie skutych rączek młodziana. Pytanie teraz, którą pierwszą sprawdzi, czy szczęśliwie będzie pasował tam klucz, no i co tam znajdzie? Chociaż lepszym pytaniem byłoby pewnie to, czy da radę wsadzić klucz do dziurki, gdyż najwyraźniej jego błędnik oszalał i podawał fałszywe współrzędne, przyprawiając o oczopląsy, nieciekawy szum w uszach i zawroty głowy. A czy Torvin zapomniał o poranionej nóżce? Ten dzień chyba nie należał do najszczęśliwszych, choć pozwalał zapomnieć o innych, jeszcze mniej przyjemnych sprawach.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

9
Chłopak starał się utrzymać równowagę i jednocześnie sięgnąć stopą po buty i swoje ciuchy. Zdanie tylko z pozoru wydawało się łatwe, samo utrzymanie równowagi nie było trudne, ale łajba się kołysała i to mocno, a brak możliwości użycia rąk do utrzymania równowagi całkowicie pogrzebało pierwszą próbę. Chłopak głośno runął na pokład uderzając głową o drewnianą podłogę. W głowie mu zahuczało i zawirowało, przez chwilę wszystko poruszało się jakby wolniej, a potem nagle szybciej, kontury przedmiotów się rozmyły. Po chwili oszołomienia Torvin powoli wstał, najpierw podparł się na kolanach a potem chwiejnie wstał. W międzyczasie rzucił pod nosem wiązankę elfickich wuglaryzmów. To zdecydowanie nie był jego dzień. Najpierw nogi, a teraz głowa...Ciągle kręciło mu się w głowie, czuł jakby statek zaczął kołysać się jeszcze bardziej. Postanowił ograniczyć ruchy swojej ciągle obolałej głowy i próbować chwycić swoje rzeczy do skutku.

W końcu coś udało mu się strącić. Niestety nie były to buty, tylko spodnie w jego lniany worek. Lepsze to niż nic. Chłopak ostrożnie usiadł na pokładzie i chwycił swoje spodnie. No w końcu przestanie wymachiwać swoim małym korsarzem na lewo i prawo. Ostrożnie założył zdobyte odzienie, a potem zerknął do swojego worka. Wiedział, co tam miał. Był ciekaw ile z tego mu nie zrabowano. Jakie było jego zdziwienie, gdy wewnątrz udało mu się wymacać jakiś klucz. Szybko go wyciągnął i pełny nadziei spróbował wykorzystać go do otworzenia kajdan.

-Zaraza, no ale jakby mogło być inaczej. Ktoś tu ze mną pogrywa... Nie cierpię tego.- Wycedził przez zaciśnięte zęby będąc bardzo niezadowolony widząc, że klucz nie pasuje. Zdał sobie sprawę, że ktoś specjalnie zostawił tu ten klucz. To wszystko, co się do tej pory wydarzyło wydaje się jakimś sprawdzianem. Niby Torvin jest w połowie drogi, ale całkiem nieźle się poobijał. Młody żeglarz obejrzał dokładnie klucz i rozejrzał się wokoło. Może otworzy którąś ze skrzyń w jego zasięgu? Już chciał spróbować z najbliższą, ale rozmyślił się. Skoro to sprawdzian to ciągle musi być pod górkę. Do tej pory idzie jak po grudzie. Zapewne klucz będzie pasował do najbardziej oddalonej, ale jeszcze w zasięgu łańcucha. Torvin postanowił zacząć od końca. Chłopak chwiejnym krokiem bardzo powoli zbliżył się do skrzyni najbardziej oddalonej, włożył klucz do zamka i ostrożnie przekręcił.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

10
Ze wszystkich skrzyń Torvin postanowił wybrać na drodze dedukcji tą leżącą najdalej. Jeśli coś jest zaledwie w zasięgu twoich dłoni, to tam pewnie znajduje się rozwiązanie. To dlatego chłopak ubrany w spodnie ukrywające jego małego korsarza ruszył do ostatniego z kufrów. Ledwo sięgał do niego, ale zdołał włożyć klucz w dziurkę. Ku jego uciesze zamek dał się otworzyć z dziecinną łatwością. Radości zapewne mogłoby być bez końca, gdyby nie pewien szkopuł. Skrzynia była pusta.

Po otworzeniu pokrywy Torvin mógł pustkę. Klucz co prawda pasował, ale ktoś rzeczywiście sobie pogrywał z chłopakiem w wyjątkowo chamski sposób. W dodatku zarabiał on coraz więcej obrażeń utrudniających mu całe zadanie. Młody pirat jednak miał wolę walki i mógł dalej kombinować. W końcu czyż nie było jeszcze pięciu skrzyń w jego zasięgu? Nie wiadomo, czy klucz nie pasował czasem do jeszcze jednej albo nawet do wszystkich. Być może nawet rozwiązanie irytującego problemu było bliżej, niż mu się zdawało. Wystarczyło tylko nieco pogłówkować, rozejrzeć się uważnie, ujrzeć to, co takie oczywiste nie jest. W razie gdyby Torvin odpuściłby sobie skrzynie, mógł kątem oka ujrzać jedną lampę naftową wiszącą nieco po jego lewej stronie. Była jednak za wysoko, by po nią sięgnąć.


Statkiem coraz bardziej kołysało, jakby fale postanowiły się pobawić między sobą i zagrały w zabawę polegającą na maltretowaniu łajby. I Torvina, który wciąż miał problemy z pulsującym bólem z tyłu głowy i błędnikiem. Mimo, iż przez kilka lat większość swojego czasu spędzał na statkach i już dawno temu choroba morska nie dawała mu się we znaki, teraz nadciągnęły mdłości, podsycane na dodatek wczorajszą popijawą. Żołądek zrobił rewolucję i coraz częściej jego zawartość podchodziła chłopakowi do gardła. W końcu nie wytrzymał i zwymiotował do teoretycznie pustej skrzyni, nim zdążył zastanowić się nad kolejnym ruchem mogącym oswobodzić go z kajdan. Okręt dalej chybotał się we wszystkie strony. Torvin usłyszał bębnienie deszczu na górze. Pogoda się pogorszyła, być może nawet nadciągnie sztorm. A chłopakowi zostawało coraz mniej czasu; potem przekona się, czy obietnica czarnowłosej niewiasty rzeczywiście dojdzie do skutku.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

11
Torvin był bardzo z siebie dumny, gdy tylko udało mu się założyć spodnie. Mając skute obie dłonie i obolałe całe ciało udało mu się odziać. To nie to samo, co buty, ale przynajmniej nie było mu już zimno od pasa w dół. Pewnych miejsc nie powinno się narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, nawet przeziębienie. Pobudzony do działania niebywałym sukcesem, jakim było zdobycie spodni ruszył do przodu. Niestety głowa ciągle bolała, co chwila musiał się zatrzymywać by złapać równowagę. Uraz gonił uraz, ale nie zamierzał się poddawać. Był uparty jak osioł, a wszelkie przeciwności tylko zwiększały jego chęć pokazania, kto tu rządzi.

Wydawało się, że łajba zaczęła kołysać się jeszcze bardziej i młody żeglarz utrzymał się na nogach chyba tylko dzięki wrodzonej zwinności. Powoli zbliżył się do skrzyni. Pewien nadziei włożył klucz do zamka. Pasował! Szybko otworzył wieku. Skrzynia była pusta... Torvin w przypływie złości zwyzywał przeklętą skrzynię od najgorszych, aż nagle zakręciło mu się w głowie, a potem coś mu się powywracało w brzuchu. Statek raptownie zaczął mocno się kołysać. Młody chłopak usłyszał jak o pokład zaczął bić deszcz.
-No pięknie, jeszcze sztormu tu trze...- nie dokończył. Gwałtownie puścił pawia prosto przed siebie wypełniając dno skrzyni wczorajszą kolacją. Przez chwile zrobiło mu sie słabo. Cofnął się o krok do tyłu, po czym charknął głośno i splunął gdzieś w bok, pozbywając się resztek wymiocin z ust. Przetarł usta dłońmi i przez chwile patrzył na swoje dzieło.

-Przynajmniej teraz ta pieprzona skrzynia coś w sobie ma. Hehe- Chłopak zdawał się nie tracić wiary. Jeszcze raz rozejrzał się wkoło. Udało mu się dostrzec lampę naftową. Była jednak za wysoko. No i co mógłby z nią zrobić? Potrzebował oliwy a nie nafty. Pokręcił głową i ponownie omiótł wzrokiem skrzynie. Jest ich sześć w jego zasięgu. Jedna była pusta.
-Chwila chwila. Czy, aby na pewno jest pusta? Toż to piracki statek, tu wszędzie mogą być jakieś skrytki- Torvin przysunął skrzynie do siebie, tak aby mógł spokojnie do niej zerknąć. Pusta to już ona nie była. Chłopak skrzywił się widząc niestrawiony kawałek kości z wczorajszej wieczerzy. Przez chwile zastanawiał się czy, aby na pewno warto się w tym paplać. Postanowił zaryzykować. Nabrał powietrza do płuc by wstrzymać oddech na chwilę, stanął w szerokim rozkroku i schylił się do wnętrza skrzyni. Dłońmi pukał w dno i w ścianki chcąc wyczuć czy nie ma gdzieś pustej przestrzeni lub jakiejś skrytki, w której mógłby kryć się prawdziwy klucz do wolności.

Torvin już dawno zdał sobie sprawę, że to sprawdzian. Każdy test musi mieć przynajmniej jedną możliwość jego ukończenia. Inaczej nie miałoby to sensu. Równie dobrze, można go było zatłuc wczoraj w karczmie, a nie wlec ze sobą na statek. Musi być jakiś sposób, aby wydostać się z kajdan. Tu musi być gdzieś ten przeklęty klucz.

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

12
Skrzynia już pusta nie była, co nieco... komplikowało pomysł, który Torvin chciał wcielić w życie. Uznawszy, że to wszystko jest jednym wielkim sprawdzianem mającym na celu sprawdzenie jego umiejętności, mądry chłopak stwierdził, że gdzieś tu jest haczyk. A tym haczykiem jest pusta skrzynia. Bo w sumie po co wsadzać do jego worka klucz do pustej skrzyni? Zapewne ktoś nieco mniej inteligentny odpuściłby sobie. Ale nie młody pirat. I dlatego też teraz mimo wczorajszych, wpół strawionych resztek pływających po wnętrzu skrzyni Torvin ostukiwał kufer w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, że miał rację.

Wkrótce wyczuł pod palcami luźną deskę, którą można było podważyć. W środku, w niewielkiej skrytce leżał... Klucz! Choć Torvin palce miał ubabrane w wymiocinach, wygląda na to, że opłaciło się dogłębne przeszukiwanie pustej skrzyni. Gdy tylko wyjmie niewielki kluczyk i włoży w zamek kajdan, przekona się, że ten przekręci się nieco topornie, jakby kajdany nie były dawno używane. Wszystko jednak skończy się dobrze, bo klucz pasował i chłopak mógł uwolnić się z okowów.

Gdy tylko młody, półnagi pirat zdejmie z siebie przeklęte łańcuchy, finalnie będzie mógł przyodziać się w resztę ubrań i spotkać się z panią kapitan widzianą wcześniej. Zdaje się, że przeszedł próbę pozytywnie, gdyż nikt do tej pory nie zawitał do niego i nie spełnił groźby. Nie wiadomo też, czy ktokolwiek miał czas, bo wygląda na to, że naprawdę zbliża się sztorm i wszyscy mogli zapomnieć o Torvinie męczącym się z zadaniem i wszystkimi niedogodnościami. Tak czy siak, chłopak był wolny i mógł iść na dziób dowiedzieć się, o co tutaj chodzi.
Spoiler:

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

13
Torvin włożył swoje dłonie prosto w rzygowiny. Siłą rzeczy musiał schylić się tak bardzo, że smród niestrawionych resztek o małe nie spowodował kolejnej fali mdłości. Tylko dzięki sile swojej woli połknął ponownie wszystko to, co wezbrało mu do gardła. Torvin macał każdą deseczkę w poszukiwaniu czegoś podejrzanego, starając się jak najszybciej przeszukać dno skrzyni i nie wdychać tych perfum ani chwili dłużej niż to konieczne. Szybko udało mu się natrafić na luźną deseczkę, którą momentalnie podważył.

-No i kto tu kurwa jest mistrzem?- Powiedział sam do siebie wyciągając ze skrytki kluczyk. Jeszcze nie sprawdził czy pasuje do jego kajdan, ale już był z siebie dumny. Był pewny tego, że pasuje. Musiał pasować... Młody żeglarz ostrożnie wpasował znaleziony kluczyk do zamka kajdan. Trudno opisać jego radość, gdy okazało się, że klucz pasował. Na twarzy młodziana pojawił się szeroki uśmiech zwycięstwa. Po chwili walki z zamkiem kajdany z hukiem opadły na drewniany pokład.

Torvin w pierwszej chwili pomasował obolałe nadgarstki i trochę je rozruszał. Długie usztywnienie na pewno im nie służyło. Chłopak po odzyskaniu pełni wolności od razu ruszył w kierunku swoich rzeczy. Ostrożnie stawiał każdy krok na tej chybocącej łajbie. Nie chciał zrobić sobie więcej kuku, a o to podczas sztormu nie trudno. Zbliżywszy się do swojego dobytku chłopak chwilę przystanął i najpierw obejrzał dokładnie swoje ciało. Powyjmował drzazgi, które dotychczas tkwiły tu i ówdzie. Nie było to łatwe, ale skoro teraz miał wolne nadgarstki to była to tylko kwestia czasu. Zaraz potem ubrał się w pełni. W końcu był bezpieczny. Ten zdradziecki pokład już mu krzywdy nie zrobi. Chwycił swoje szable w obie dłonie, chwile na nie popatrzył czy niezniszczone, po czym przypiął do pasa. Na szczęście jego dobytek wyglądał dobrze. Nie wyglądało na to, żeby coś zniknęło, ale nie miał czasu dokładnie obejrzeć każdej rzeczy. Wolał nie denerwować pani kapitan i nie sprawdzać czy groźby były tylko na pokaz. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i wyszedł na spotkanie przeznaczeniu.
Spoiler:

Re: [Wschodnie Wody] Żagnica

14
Gdy tylko ciężkie kajdany opadły na podłogę, Torvin mógł poczuć się wreszcie wolny. Po rozruszaniu nadgarstków ruszył po swój dobytek, starając się nie wywalić na mocno kołyszącej się podłodze, tym bardziej, że problemy z głową wciąż nie zniknęły. Zanim zdecydował się ubrać do końca, powyjmował sterczące gdzieniegdzie drzazgi. Trochę ich było, ale dla Torvina nie stanowiło to problemu. Tuż potem nałożył na siebie resztę ubrań i zajął się resztą swojego ekwipunku. Wszystko było w stanie, w jakim chłopak wszystko wczoraj zostawił. Uzbroiwszy się w swoje ukochane szable, postanowił ruszyć na spotkanie z panią kapitan. Przeszedł przez cały pomniejszy magazyn, mijając po drodze przeróżne skrzynie, kufry, pakunki, aż dotarł do jedynych drzwi, nie licząc tych po drugiej stronie, skąd Torvin się wydostał. Otworzyły się bez problemu i ukazały schody pnące się w górę. Bez wahania więc wspiął się na nie i po chwili znalazł się na głównym pokładzie.

Ciemne, niemal czarne chmury osnuwały niebo, nadchodząc z północy i przynosząc obfite opady i porywisty wiatr. Gdzieś w oddali właśnie zagrzmiało. Morskie fale miotały okrętem na prawo i lewo, sprawiając, że chłopak ledwo mógł się utrzymać na pokładzie. Wpadł więc na biegnącą dokądś kobietę, o mały włos jej nie przewracając. Zaklęła siarczyście i odepchnęła od siebie Torvina, przewracając go, po czym pobiegła dalej, zapewne aby zabezpieczyć część statku przed zniszczeniem. Chłopak siedział przez krótką chwilę na tyłku, moknąc coraz bardziej, aż w końcu wstał i ostrożnie poszedł dalej, szukając kobiety, która go zamknęła w tamtej przeklętej celi.

Najpierw nastąpił oślepiający blask na równi z błyskawicą przecinającą ciemne niebo, po czym w uszach Torvina zadzwoniło, gdy po sekundzie zagrzmiało. Coraz trudniej było się utrzymać na pokładowych deskach, wiatr dął już tak mocno, że nie trzeba było kołysania okrętu, by się przewrócić. Chłopak jednak jakimś cudem jeszcze się utrzymywał, obserwując, jak coraz więcej błyskawic atakuje morze, jak wichura wzburza wodę na kilka metrów, jakby niebo walczyło z ziemią. Sztorm był czymś pięknym, jednocześnie czymś niebezpiecznym. Jednakże trudno było oderwać wzrok od tej walki żywiołów, które niczym tytani sprzed eonów ściskały się w morderczym uścisku, aby potem rozdzielić się i rozejść w swoje strony, jakby nigdy nic. Jak na razie jednak nic nie wskazywało na to, że między nimi nastąpi ugoda, gdyż robiło się coraz gorzej. Jedna za drugą, fale przedzierały się przez pokład, zgarniając ze sobą przypadkowy przedmiot lub człowieka. Torvin zdążył chwycić jakąś linę, nim żarłoczne morze wciągnęło go w swe mroczne odmęty. Potem statek przechylił się na drugą stronę i chłopak puścił sznur, lecąc w stronę nieuchronnej śmierci w słonych wodach.

Nim porwał go żywioł, ktoś zdołał chwycić go za koszulę. Odwróciwszy się, ujrzał nikogo innego jak panią kapitan. Trzymała się kurczowo jakiejś barierki, druga ręką przytrzymując Torvina. Nie odezwała się słowem, tylko sapnęła przytłoczona ciężarem. Po chwili statek wrócił do pierwotnej pozycji, pozwalając reszcie przeżyć. Kapitan natychmiast podniosła się na klęczki i chciała chyba coś zrobić, ale zobaczyła coś przed sobą, co sprawiło, że na twarzy miała wyrysowane przerażenie w czystej postaci.

- Kuuuurwa... - jęknęła kobieta i na czworakach zaczęła iść w stronę steru. Torvin po chwili ujrzał to, co ona. Rząd skał wystających z morza, wśród których Żagnica mogła się rozbić, zatapiając tym samym resztę załogi, w tym chłopaka. Fale miotające okrętem bezlitośnie pchały go właśnie w ich stronę i jeśli pani kapitan nie zdąży, marny jego los.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Erola”