Re: Wysepka

76
Aberyt utrzymujący delikatną nić umysłowego połączenia z kobietą bawił się płomykami, które wesoło przeskakiwały mu między palcami. Uspokoiło go to, siedział teraz zrelaksowany i pozwolił samoistnie poruszać się ognikom. Jeden z nich zatrzymał się jednak na otwartej dłoni nekromanty. Sprawiał wrażenie jakoby samoistnie funkcjonującego. Wtedy wszystko stało się momentalnie. Najpierw Aberyt poczuł lekki ból i zaskoczenie płynące przez cienką nić łączącą go ze szlachcianką, później 'rozumny płomyk' korzystając z zaskoczenia swojego twórcy eksplodował paląc wszystko dookoła. Wszystko czyli brwi i włosy siedzącego półnago mężczyzny. Szczery wrzask bólu obudziłby trupy znacznie skuteczniej, niźli sztuczki magiczne. Umysłowe połączenie się rozpadło, płomyki krążące wokół nieszczęśnika sycząc wesoło uleciały.

-Ssssss cholera! -wykrztusił z siebie Aberyt, który teraz delikatnie dotykał poparzonej twarzy. Szeptał przy tym jakieś słowa, które układały się w melodyczną wiązankę. Cały rytuał trwał dłuższą chwilkę wydając obrzydliwe mlaśnięcia. Efektem tego była zupełnie nowa twarz wyglądająca zza palców mężczyzny. Kwadratowa, doskonale ogolona szczęka, wystające kości policzkowe i poorane niedużą ilością zmarszczek czoło tworzyły całkiem niezłą całość z ciemnymi, przenikliwymi oczami, które zupełnie się nie zmieniły.

-Wyłaź z tej wody niewdzięcznico! -krzyknął rozumiejąc, że to od niej płynęło zaskoczenie detonujące płomyk. Jednocześnie wstał i ruszył szybkim krokiem w stronę, w którą wcześniej poszła kobieta. Co go zaskoczyło, wbrew wcześniejszym słowom denerwował się jej losem, nie chciał, żeby stało się jej coś złego. -Przysięgam, że jeśli się zabiłaś, wskrzeszę Cię, i zatłukę własnymi rękoma!

Re: Wysepka

77
— O, bogowie! Zbrzydłeś jeszcze od czasu naszego ostatniego spotkania czy to tylko złudzenie? — zawołała Aishele, która brnęła przez fale z powrotem ku wybrzeżu i poprzez zmrużone oczy przypatrywała się nekromancie. Coś mu się stało z twarzą, nie miała jednak pewności co. — Masz przypalone włosy? Nie, nawet nie pytam. Nie mów mi. Zobacz, co znalazłam!

Kobieta szła w stronę nieznośnego towarzysza, rozchlapując wokoło morską pianę i płosząc kolorowe rybki. Gdyby nie podkrążone oczy, posklejane włosy i brudne paznokcie, przypominałaby może teraz śliczną, golusieńką najadę z jakiegoś starego malowidła. Chociaż nie zwykło się raczej malować wodnych nimf uzbrojonych we flaszki po rumie.

— Zobacz! Coś ma w środku. Może to list do nas? — Zgrabnym ruchem dziewczyna zgarnęła pozostawioną po drodze koszulę, która nie zdążyła jeszcze utonąć. — Patrz, patrz... tam coś jest napisane... — mruknęła, unosząc znalezisko ku ostatnim przebłyskom światła na niebie — ...i obrazki jakieś. Cholera, okropnie mocno zakorkowane! Niech to diabli... Nie, nie ruszaj! — Zabrała butelkę poza zasięg rąk Aberyta. — Zepsujesz. To moje. Na brzegu sobie zobaczysz, bo tu zaraz zgubisz.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

78
-Wynik drobnego wypadku. Nie komentuj. A włosy, włosy rzeczywiście są spalone. -Aberyt dotknął ich szepcząc kolejne słowa po czym włosy zaczęły powoli odrastać. Wyglądało to dość przerażająco, o czym mężczyzna doskonale wiedział, dlatego na moment się obrócił. -Nie wiem czy więcej uwagi poświęcić twojemu ciału czy butelce, którą trzymasz, jest pełna?!

Wyciągnął ręce w kierunku szkła, towarzyszka jednak szybko zgasiła jego zapał informując, że butelka zawiera jakiś świstek. Trochę zawiodło go to, że ta znalazła swoją koszulę, znacznie łatwiej byłoby im się dogadać bez niej. Zerknął nań po raz ostatni po czym odwrócił się ku plaży i powoli ruszył pozwalając szlachciance się z nim zrównać.

-Nie rób mi nadziei na alkohol podczas gdy to tylko list. I masz rację skarbie, z pewnością to list do nas, otwórz w salonie. Pewnie jakiś szczęściarz naszego pokroju zapił się w trupa po czym w pustą butelkę wrzucił list z prośbą o ratunek. Poroniony pomysł, jak ustalić czyjeś położenie po głupich zapiskach? Do sygnalizowania potrzeba ognia!

W tym momencie ponownie zapalił ogniki na ręce, to przypomniało mu jednak ostatnią przygodę więc szybko je zgasił.

-A teraz na poważnie, nie ubieraj póki co tej koszuli, chwilę posiedzisz w moim 'śmierdzącym płaszczu', a ja Ci ją wysuszę, w mokrym ubraniu nocą zapalenia płuc dostaniesz momentalnie. Jeśli coś Cię na tej wyspie zabije to będę to sfrustrowany ja, nie choroba.

Re: Wysepka

79
Równie mimowolna, co urocza interlokutorka nekromanty niczym nie zdradzała, czy przysłuchuje się choć jednemu z potoku jego słów. Sprawiając wrażenie wkładania w tę czynność całej swej wolę i uwagi, siłowała się z wetkniętym głęboko korkiem od butelki, który ciśnienie oraz osad ze słonej wody skutecznie zespawało ze szklaną szyjką. Pociągnęła mocno. Zmarszczyła brwi poważnie i pociągnęła jeszcze mocniej. Czarownik nie zdążył zwrócić atencji z powrotem na siebie albo wypomnieć kolejną nieuprzejmości, kiedy nagle pięczeć puściła nagle z charakterystycznym plump!, a szlachcianka omal nie wybiła mu rozmachem oka.

Oboje poczuli woń bardzo nietypową dla starego, zwilgotniałego pergaminu, który pewnie od dekady światła dnia nie widział. Zaleciało zmysłowym, niemal piżmowym zapachem afrodyzjaku, który otumaniał zmysły. A przynajmniej otumaniałby, bo szlachcianka kichnęła porządnie trzy razy i wymamrotała parę słów bardzo szlachciance nieprzystojnych. Ciekawość wzięła jednak górę i słaniając się zazdrośnie przed zerkaniem Aberyta przez ramię, kobieta wykaraskała z wnętrza butelki zwinięty w gruby rulon tajemniczy list.

Zaczęła czytać. Czytała szybko i sprawnie, jak na wyedukowaną panią przystało, ale im dłużej, tym bardziej szkarłatnym, gorącym rumieńcem zaczynały pałać jej policzki. I tym bardziej niezręcznie upewniała się co chwila, czy jej towarzysz nie podczytuje nic ukradkiem, podczas gdy jej aż krew w uszach zaszumiała. Na twarzy gościło zażenowanie przemieszane ze zdrożną ciekawością.

List w butelce wcale bowiem nie był listem. To był kwiecisty fragment rękopisu z najbardziej godną politowania, ordynarną i najbardziej wciągającą erotyką, jaką w życiu czytała. Jej oczy przeskoczyły na górny róg jednej ze stron, gdzie widniał ni chybi roboczy tytuł: Pyęćdzyesyąt lyc Sakyrowca.

Re: Wysepka

80
— ...a daj mi spokój z tym płaszczem — rzuciła kobieta i machnęła ręką na Aberyta jak na natrętną osę, chwilowo zainteresowana wyłącznie swoim ze wszech miar bluźnierczym znaleziskiem, rzucającym wszak zupełnie nowe światło na sposób życia cnotliwych podobno zakonników Sakira.

— Co jest z wami nie tak? — zapytała nieoczekiwanie ze złością, spoglądając w końcu w oczy kochanka. — Dwa dni i już chcecie się wiązać?

Niechcący i nieświadomie Aishele zaczęła szeptem czytać niektóre urywki tekstu. Ciężkie pachnidło przyprawiło ją o zawrót głowy, więc usiadła na piasku, w końcu zapominając już się tak ciągle upewniać, czy towarzysz nie patrzy jej przez ramię. Policzki szlachetnej damy płonęły, a jej serce, wstyd przyznać, parę razy zabiło niechcianym, lecz niepowstrzymanym łomotem – a przecież dawno nie była już podlotkiem, co czerwieni się jak poziomeczka na każdą wzmiankę o niecnych uciechach ciała.

...był już przy niej i chwycił ją za ramię, mocno i pewnie, tak, by nie mogła się wyrwać. Obrócił ją ku sobie i...

— I co... coo...? Fuj! — komentowała pod nosem lekturę, oburzając się nie do końca szczerze.

...jej ciało wygięło się, gdy druga dłoń...

— Co to ma być! Łee, co on jej...?! Chociaż właściwie... — Szybkie mrugnięcie, trzepot długich rzęs i rzut oka na Aberyta, który ewidentnie czegoś chciał. — Co mówiłeś? — burknęła dama z roztargnieniem, zaraz niecierpliwie powracając wzrokiem do rękopisu. Przewertowała strony i znalazła obrazki. Bardzo wymowne obrazki. — Mmm... co za okropieństwo! — Oskarżycielsko zaprezentowała najwymowniejszą z ilustracji panu nekromancie. — Widziałeś w życiu coś takiego?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

81
Młody nekromanta słuchał kobiety, podczas gdy ta wyczytywała kolejne wersy. Twarz jego zdobił uśmiech smarkacza, trudno się dziwić, zważywszy, że mężczyzna, którym niechybnie mag był, przez całe życie jest dzieckiem. Nie nacieszył się jednak długo świńskimi opisami igraszek łóżkowych, gdyż towarzyszka jego szybko z szeptu przeszła w nieme poruszanie ustami. Nekromanta nie przykładał się do lekcji alfabetu w akademii, poddał się więc po krótkiej próbie rozszyfrowania pisma z pergaminu. Całość utrudniał fakt, że patrzyć nań musiał przez ramię kobiety. Czuł jednak umysłem emocje targające kobietą. Na jej policzkach widział coraz wyraźniej rysujące się rumieńce. Zaskoczyło go, że oschła, surowa i złośliwa na pozór dama może okazać się nad wyraz piękną. Posłał w stronę jej myśli odrobinę cieplejszych uczuć względem niego licząc, że to wystarczy, by ta dostrzegła profity płynące z jego obecności obok. Potrafił zmieniać ludzkie odczucia, w zupełnie przeciwne poprzednim, nie chciał jednak kobiety ani rozkochiwać, ani ubezwłasnowolnić. Miał nadzieję, że dystans jakim go darzyła znacznie się zmniejszy, i mimo swojej wątpliwej aparycji zyska jej uwagę i sympatię. Ognisko dogasało, więc wyciągając w jego stronę rękę powoli wlał w płomienie kolejną dawkę siły patrząc jak rozświetlają się na nowo blaskiem znacznie wyraźniejszym niż naturalny płomień. Uwagę od skwierczących, czerwonych języków odwróciła młoda szlachcianka która pokazała mu jedno z malowideł zdobiących pergamin z nad wyraz wyuzdanym romansem. Aberyt wciąż utrzymujący kontakt z ośrodkiem uczuć kobiety i płomieniem przelał za dużo energii w oba cele, cóż się dziwić na widok podobnych scen? Skutkowało to wyraźnie nienaturalnej i weselszej plątaninie płomieni. Szybko wycofał się z umysłu towarzyszki, bojąc się, jak taki pokład energii zmieniającej jej uczucia zadziała. Zdawać by się mogło, że widział błysk w jej oku, może to jednak już spokojniejszy płomień odbijał się w tęczówkach niewiasty.
-Ludzka rzecz. Nawet was, wysoko urodzonych nie powinny dziwić potrzeby targające każdym z nas. -w rzeczywistości jednak sam był zaskoczony dokładnością z jaką wykonano obrazek i pozycji w jakiej znajdowali się jego bohaterowie.

Re: Wysepka

82
— Oj, nie gadaj już tyle... Nie, popatrz, jak on ją... Którędy ta noga...? — Aishele zmarszczyła czoło z niedowierzaniem i kilka razy obróciła pergamin. — Przecież tak to się nawet nie da...
* No cóż, o dziwo – dało się. I tak jak na tym obrazku, i tak jak na sąsiednim, i jak na jeszcze paru innych, wymalowanych tak samo bezwstydnie szczegółowo na tym przeklętym, przesyconym ciężką wonią afrodyzjaku zwoju. Sprawdzili dokładnie. Dziwisz się, czytelniku? A ty co ciekawszego robiłbyś, utknąwszy z kimś na bezludnej wyspie, zapewne już do końca swych dni?
* Raz dla zabawy czytaliśmy boje,
Gdzie wpadł Lancelot w miłosne więzienie;
Byliśmy sami, bezpieczni oboje.
Czasem nad księgą zbiegło się spojrzenie
I zdejmowało z lic barwy rumiane —
Ale nas zmogło jedno okamgnienie.
Kiedyśmy doszli, gdzie usta kochane
Rycerz całował w nieowładnej chęci,
On, z którym nigdy już się nie rozstanę,
Drżący do ust mych przywarł bez pamięci;
Księga i pisarz Galeottem byli —
W ten dzień jużeśmy nie czytali więcej.
Dante Alighieri - "Boska komedia"
przekład: Edward Porębowicz

* Wtedy też, w szale zmysłów i magii – bo magia bez dwóch zdań musiała być w to zamieszana – stało się coś bardzo dziwnego. Dziwniejszego jeszcze niż fakt, że qerelska szlachcianka, kobieta na poziomie, wdowa po generale Lainarze, wylądowała w ramionach pyskatego nekromanty z przerostem ego.

Morze zaszumiało bardzo groźnie i na krótką chwilę przemieniło się w prawdziwą krew. Krwistą barwę przyjęły także wszystkie gwiazdy na niebie, a całą wysepką zatrząsł potężny impuls magiczny, o źródle którego żadne z zaaferowanej sobą dwójki nie mogło mieć pojęcia, o którym jednak na kontynencie było podówczas bardzo głośno. Zagadkowa moc aktywowanej w Oros demonicznej Bramy, która porwała do innego wymiaru licznych Herbian z każdego niemal zakątka ich świata, nie wiedzieć czemu wybrała na swoją ofiarę wśród legionu innych także Aishele.

Aberyt nawet nie zauważył. Zdawało mu się po prostu, że kochanka umknęła na sekundę jego dłoniom, żeby złapać trochę oddechu, a po chwili wróciła, tylko jakby bardziej rozdygotana.

Dla niej było inaczej. Ona w tym samym czasie, który na Herbii wystarczył na mrugnięcie okiem, spędziła długie dni, a może i długie tygodnie w niewoli, w podróży wozami i barkami, w metalowej obroży i więzach, pośród ludzi, których języka nie rozumiała i pod niebem, na którym nie świeciły znajome księżyce. W zupełnie innym, obcym wymiarze.

Teraz, po powrocie podobnym do gwałtownego wybudzenia ze snu, pamiętała wszystko bardzo mgliście. Ale była więcej niż pewna, że to nie był sen. Tylko nie wiedziała nawet, co powiedzieć, tak bardzo była oszołomiona. Dlatego po prostu przysunęła się znów do Aberyta i pozwoliła mu się mocno objąć.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

83
Maga zaskoczył wigor jaki wykazywała szlachcianka kiedy pozbawił ją ciężaru batystu. Pergamin okazał się papierową muzą, czerpali z niego natchnienie i pomysły, które wyspy archipelagu pewnikiem widziały pierwszy raz. Wybranka zdawać by się mogło że w pewnej chwili uciekła na ledwie zauważalny moment. Zignorowałby to gdyby nie fakt, że wyraźnie się trzęsła. Noce bywały zimne więc szybko otoczył ich pierścieniem niskiego płomienia dającego przyjemne ciepło. Zignorował nawet fakt, że światło pochodzące z nienaturalnego ognia doskonale oświetlało liczne blizny i wgłębienia na ciele nekromanty. Nie chciał wystraszyć nimi kobiety, której przekonanie do siebie zabrało mu tyle czasu i energii. Podłożył sobie pod głowę skórzany kaftan i nakrywając lubą płaszczem, przyciągnął ją ku sobie mocno obejmując.

-Zimno Ci Pani? -zapytał z wyraźną nutką przyjacielskiej złośliwości. Bawiło go to, że mimo wstępnej niechęci, musiała czuć choćby szczątkową sympatię. Jego zdolności pozwoliły rozbudzać dane pozytywne emocje, wiadomym dla każdego czarownika jest, że krzewić w prymitywnych ludzkich umysłach można tylko odczucia negatywne. Czuł jednak wyraźnie jej strach.

-Co się dzieje? Nie ma powodu do strachu, wyrwiemy się stąd. -płomienie dookoła nich wyraźnie zadygotały co Aberyt uciszył niechlujnym machnięciem ręką. Wnioskował, że strach szlachcianki spowodowany jest ich położeniem. Prawdę powiedziawszy było beznadziejne. Musi spróbować zapewnić im możliwość przeżycia na wyspie. Akademia nie pomoże mu się stąd wyrwać, nekromanta, który ją kończy skazany jest na radzenie sobie samemu. Sakirowcy, lincze społeczeństwa i wypadki tego pokroju uszczuplają szeregi fachowców w jego zawodzie. Na całe szczęście ludzie lgną do tego co zakazane...

Re: Wysepka

84
— Zimno? Nie — rzuciła z roztargnieniem kobieta. Zastanawiała się w duchu nad naturą ostatnich wydarzeń i nie bała się. Było jej wszystko jedno, czy się stąd wyrwie. Wolałaby nawet się nie wyrywać. Przecież i tak nie miała dokąd pójść.

Tak rozpoczęła się na dobre subtelnie wspomożona magią zażyłość Aberyta i Aishele, zażyłość zresztą dość brzemienna w skutki, co już po kilku tygodniach stało się jasne.

Próżno było oczekiwać pomocy. Wyspa, na której utknęli, musiała leżeć chyba na samym końcu świata. Choć nie pływały tu żadne statki, rozbitkowie ułożyli na najwyższej skale wielki stos chrustu, gotowi rozpalić ognisko jako sygnał, gdyby jednak któregoś dnia ktoś pojawił się na horyzoncie. A skoro nie było widoków na zmianę, trzeba się było jakoś urządzić.

* Pierwszy szałas, który zbudowali, rozwaliła po paru dniach ulewa. Spanie pod gołym niebem miało wprawdzie swoje uroki, szczególnie jeśli mieszkało się na rajskiej wysepce, ale czasem człowiek potrzebuje więcej bezpieczeństwa. Własnego kąta, w którym może spokojnie się zaszyć.

Szlachcianka jeszcze przez długi czas po katastrofie wynajdywała wyrzucone na plażę resztki przewożonych przez statki towarów. Raczej nic bardzo cennego. Kilka beczek, kilka skrzyń, z reguły pustych. Kilka sztuk odzieży. Ze swoich znalezisk najbardziej lubiła srebrzony widelec o dwóch długich zębach i rączce rzeźbionej w czarnym drewnie. Pod monogramem "A. V." był jeszcze ślad po osadzonym tam niegdyś klejnocie, może bursztynie... Tak, Aishele lubiła sobie wyobrażać, że był to bursztyn. Te wszystkie znaleziska zamierzała wykorzystać najlepiej, jak tylko się dało, przy wyposażaniu wspólnego gniazdka.

Była jeszcze polichromowana rzeźba, która zdobiła kiedyś dziobową część okrętu, postać ślicznej, przeciągającej się jak kotka syreny. Przez jakiś czas stała przed ich szałasem, potem zniknęła. "Żona" milczała niewinnie na ten temat, a "mąż" wcale nie wiedział, że z jakiegoś powodu zawlokła posąg w głąb dżungli.
* Stali razem u podnóża wapiennej skały, której lekkie podcięcie u podnóża dawało nieco schronienia. Do niezaprzeczalnych, choć nie dla każdego oczywistych plusów tej konkretnej lokalizacji zaliczała się bliskość dyskretnego i wygodnego zejścia na klif, z którego można było swobodnie rzygać do morza. W ostatnim czasie dla pani o białych włosach była to bardzo istotna okoliczność.

— Tu, o, tutaj będzie dobre miejsce. Przy tym wielkim kamieniu. Tym razem musimy się bardziej przyłożyć. Dach pleciony z tych sztywnych liści to był niegłupi pomysł, tylko teraz trzeba zrobić to staranniej... i może położyć jeszcze jedną warstwę. Tylko jak zrobić te ścianki, żeby się nie rozleciały jak poprzednio? Uplotłam trochę linek z morskiej trawy, spróbuj tym razem związać je tak, żeby się to wszystko trzymało.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

85
Aberyt mimo nikłej wiedzy i braku doświadczenia opiekował się kobietą najlepiej jak potrafił. W pewnej chwili przestał liczyć ile razy spadł z palmy rwąc dla niej orzechy kokosa, ile razy dostał wysypki czy opuchlizny próbując przedzierać się przez nieznane mu krzaki w poszukiwaniu dzikich jagód. Ile razy musiał dogaszać ogień który rozniecił podczas swoich z początku nieudolnych prób polowania. Po tygodniach spędzonych na wyspie pozostał mu już tylko płaszcz i nogawice, postrzępione u dołu. U boku wiernie jednak wisiał jednosieczny miecz. Kiedy jego towarzyszka okazała się ciężarna, i gdy dotarło do nekromanty czyje to dziecko, w pierwszej chwili niemal stracił przytomność. Jak człowiek parający się wskrzeszaniem umarłych, ma postawić się w miejscu ojca, i to jeszcze w takim miejscu. Nie zostawi przecież samej kobiety, do której zdążył się przywiązać. Z resztą gdzie miałby uciec? Na sąsiednie drzewo? Długo szukali odpowiedniego miejsca na nowy dom. Poprzedni szałas długo nie pociągnął. Kiedy w końcu szlachcianka wskazała mu odpowiednie miejsce, była już w wyraźnej ciąży. Dobrze się stało, należał jej się odpoczynek. Wysłuchawszy instrukcji samozwańczej pani architekt Aberyt nie protestował. Szybko nauczył się, że niezależnie od tego czy pomysł jest głupi czy nie, należy potakiwać, dla świętego spokoju. Zabrał się więc do budowy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zrobił dokładnie tak, jak życzyła sobie tego jego luba. Podwójnie kryty dach. Ściany szałasu oparte o ścięte pnie palmy gwarantowały stabilność. Wszystko misternie wiązane linami z morskiej trawy i kory okolicznych drzew. Łóżko z prawdziwego zdarzenia, ułożone również między leżącymi pniami, wypchane było mchem i suchą trawą. Wyłożone gigantycznymi palmowymi liśćmi. Jako pościel, służyły skóry, nieumiejętnie zdjęte i garbowane, jednak ciepłe i miękkie. Wnętrze szałasu oczyszczone było z ostrych kamieni i kawałków drewna. Na środku stał kawałek pnia potężnego drzewa, który to przytaszczenie tutaj zajęło mężczyźnie półtorej tygodnia. Służył za stół, bowiem, oczyszczony i wyrównany sprawdzał się w tej roli najlepiej. Dwa mniejsze miały zastąpić krzesła. Cały ten czas zbliżali się do siebie, ciężko było spodziewać się czegoś innego, niebawem oboje zostaną rodzicami. Z resztą, czas spędzać mogą tu albo w swoim towarzystwie albo osobno. Nekromanta często znikał jednak w lesie, takie wypady zajmowały mu mnóstwo czasu, wracał z nich brudny i pocięty jak dziecko. Trwało to może dwa tygodnie, pewnego wieczoru wrócił taszcząc na plecach kosz z wyschniętych gałęzi, który po głębszych oględzinach okazał się łóżeczkiem dla dzieci. Stanęło w kącie nowego mieszkania. Dumny z siebie mężczyzna położył się na łóżku w skończonym po tygodniach prac szałasie i w końcu odetchnął z ulgą.

-Nie przypomina to pewnikiem twojego dawnego życia, ale dałem z siebie ile mogłem. Z czasem się tu zaaklimatyzujemy... Chyba nie ma co liczyć na rychły powrót na kontynent. -sam przestał już bowiem liczyć na powrót do starej ojczyzny. Teraz jego domem była ta wyspa, a on zaczął się przebranżawiać na pożytecznego maga gospodarczego. Drwala, rzemieślnika, myśliwego, męża i niebawem pewnie ojca.

Re: Wysepka

86
— Dałeś z siebie co mogłeś, phi! A ja co, może nie? — żachnęła się kobieta, powoli kończąc wyplatać z cienkich linek i trzciny hamak. Łóżko łóżkiem, ale marzył jej się hamak.

Aberytowi zdawało się chyba, że cała chata była jego wyłącznym dziełem. Ją z kolei to denerwowało, ale nie chciało jej się już nawet wszczynać dyskusji na ten temat.

— A twoje dawne życie to przypomina? Nie mów, że mieszkałeś do tej pory w szałasie. Nie, nie narzekam. Śliczne to łóżeczko. Naprawdę. Naprawdę ładne. Wypadałoby je jeszcze wyłożyć czymś miękkim. Hmm. Nazbieram jeszcze trochę kęp tych puchatych alg i położę do wysuszenia, może się nadadzą... — Aishele wstała i wrzuciła do łóżeczka stertę pieluszek, do uszycia których poświęciła swoją własną koszulę. — I pójdę popływać. Nie czekaj z obiadem.

Spośród nielicznych rozrywek dostępnych na tej wysepce pani Lainara szczególnie upodobała sobie dwie.

Pierwszą było pisanie. Jakimś cudem udało jej się uratować z katastrofy morskiej swój dziennik, małą książeczkę w tłoczonej oprawie. Po wysuszeniu kartek okazało się, że większość dotychczasowych zapisków zmyła woda. Uznała to za zdarzenie w pewien sposób wręcz symboliczne. Wymazanie i unieważnienie przeszłości. Początek zupełnie nowego życia. Po niedługich eksperymentach z kłączy i łodyg pewnego ziela udało jej się uzyskać ciemnofioletowy barwnik, który całkiem dobrze nadawał się do pisania. Oddając się skrzętnemu notowaniu swoich wspomnień czy przemyśleń (Aberytowi nigdy nie pokazała ani nie przeczytała ani słowa) zwykle patrzyła zadumana w morze. Kiedy skończyło jej się wolne miejsce na zapiski, mogła już tylko czytać. Siadywała więc tak samo nad morzem i czytała, czytała jak opętana.

Drugą z rozrywek Aishele stało się... pływanie w morzu w poszukiwaniu pereł. Przejrzyste wody skrywały skarby, jakich kobieta nigdy w swoich stronach nie widziała. Koralowe rafy, ławice barwnych ryb, stada skorupiaków, wdzięczne ukwiały... i podwodne groty pełne muszli, w których tak często znajdowało się białe, różowe, błękitne, a czasem i czarne kuleczki, gładkie, błyszczące, w całym świecie tak bardzo cenione, a tutaj? Tutaj mające jedynie wartość ozdobną. Na bezludnej wyspie nawet za wór pereł nie można było sobie nic kupić. Ale szukanie ich było przyjemnością. Cudownie było zrzucić ubranie – no dobrze, to prawda, że tutaj i tak nie nosiło się go zbyt wiele, nic ponad cienką koszulinę, uplecioną z miękkich włókien morskiej trawy – i zanurzyć coraz bardziej ciążące ciało w ciepłych falach. W wodzie przyszła matka czuła się lekko jak syrena. Nie jak tocząca się po piachu beczka z rumem. Dla odmiany.

W czasie gdy jej białe włosy unosiły się jak strzęp morskiej piany z daleka od brzegu, a raz po raz znikały zupełnie pod powierzchnią wód, Aberyta z zadumy wytrąciło... beczenie. W drzwiach stanęła Ves.

Ves, nazwana przez nekromantę ponoć na cześć jednej z najwybitniejszych inkwizytorek kerońskiego Zakonu Sakira, była jednym z tutejszych zwierzątek, czymś w rodzaju niedużej kozy, tylko przedziwnie umaszczonej – była cała szara, a jej boki zdobiły dwie jasnoniebieskie pręgi, delikatnie fosforyzujące w ciemności. Jej niezwykle łagodne usposobienie sprawiło, że prędko dała się oswoić i stała się nie tylko żywicielką tej małej rodziny, ale i miłą towarzyszką. Kozie mleko, pomimo ziemistego posmaku, nadawało się nawet do picia. Raz nawet Aishele próbowała zrobić z niego ser, ale wyszedł tak okropny, że dalszych prób zaniechała. Aberyt zatruł się nim prawie na śmierć, a głupio by było, gdyby musiał wskrzeszać samego siebie, w dodatku z tak błahego powodu.

— Bee-khe-khe! — oznajmiła z właściwym sobie wdziękiem kózka, pakując się na łóżko z raciczkami i usiłując się ułożyć wygodnie koło swojego pana. Coraz wyraźniej dawało się zauważyć, że z zachowania przypominała trochę salonowego kota. Ciekawe, kto ją tak wychował.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

87
Aberyt uśmiechnął się na komentarz szlachcianki i siadł przy zaimprowizowanym stole. Przeczesał włosy i z zakłopotaniem obrócił się w stronę kobiety.

-W szałasie może i nie... Ale w porównaniu do akademickiej pryczy to łóżko sprawia wrażenie wymarzonego...

Aberyt czuł się dobrze na tej wyspie, mimo, iż wciąż narzekał na brak rozrywek, miał ich zaskakująco sporo. Mnóstwo czasu poświęcał polowaniu i szukaniu żywności. Ciągle ulepszał ich domek tak, by stał się chatką z prawdziwego zdarzenia. W wolnych chwilach, miał nadzieję że niezauważenie podglądał jak kobieta pływała w morzu szukając świecidełek. Mimo, iż w teorii byli parą, wciąż mieli do siebie pewien dystans. Oczywiście, dzielili łoże i czas, nekromanta nawet zaczął poczuwać się do bycia ojcem, starannie przygotowywał wszystko na przyjście jego pierwszego dziecka. Chciał w oczach kobiety wypaść jak najlepiej. Nie miał pojęcia jak opiekować się bobasami, udawał jednak, że doskonale wie co go czeka i jest z tym pogodzony.

Rozmyślania przerwała mu koza, która stanęła w drzwiach. Długo nie trwało, a stała się przyjacielem domu, czymś na kształt psa, jadła z własnej korowej miski, na której szlachcianka wydzióbała imię 'Ves', zgodnie z tym na co uparł się mężczyzna. Sypiała na podłodze, czasem na łóżku, zdarzało się nawet, że na stole czy o zgrozo- dachu. Pewnego dnia, kiedy luba jego wróciła z nurkowania, zdobył się w końcu na odwagę i zaczął.

-Mogę mieć do Ciebie pewną prośbę? Bo widzisz... Ja nie bardzo.. Nie bardzo potrafię pisać i czytać.

Wstyd mu było się do tego przyznać, wychował się na ulicy, nikt nie mógł oczekiwać od niego bycia poetą czy pisarzem, a mimo wszystko czuł pewien dyskomfort dzieląc się tym faktem z kobietą, którą (choć głośno tego nigdy nie powie- straciłby autorytet potwora w ludzkiej skórze) kocha. Uśmiechnął się żałośnie i pytającym spojrzeniem zerknął jej głęboko w oczy. Nie znikająca więź emocjonalna łącząca go ze szlachcianką zmieniła się w strumień ciepłego uczucia płynący ze strony maga.

Re: Wysepka

88
Aishele, wykręcając sobie wodę z włosów, zamarła na chwilę i parsknęła z niedowierzaniem.

— Co takiego? Piękną macie edukację w tym swoim biednym, zimnym Salu... To co to za akademia cię wykształciła, że udało ci się ją skończyć, nie nauczywszy się nawet czytać?

Kobieta usiadła przy stole i poważnie popatrzyła na Aberyta. Przez chwilę nie mówiła nic, jedną ręką dla zabawy tocząc po blacie małą różową perłę. Jedyną, jaką przyniosła dziś do domu. Większość swoich drogocennych znalezisk szlachcianka wynosiła w wielkiej tajemnicy w głąb wyspy, do pewnej małej jaskini za wodospadem. Zabierała tam też wszystkie martwe zwierzątka, jakie zdarzało jej się znaleźć na plaży czy na skraju dżungli. I kwiaty. Nigdy nie powiedziała na ten temat ani słowa.

— Wiesz co, no dobrze, jak chcesz, to mogę cię nauczyć. Ale właściwie to po co ci to tutaj? Będziesz czytał dziecku bajki? Dobry pomysł, ale nie sądzę, żeby nasza wyspa obfitowała w biblioteki. — Zabębniła lekko palcami o zaokrąglony brzuch. — Nie ma tu nic do czytania. A może chcesz zacząć pisać dzienniki? Nie ma ani na czym, ani o czym, obawiam się.

Z obwieszonej koralikami z orzechów i muszelek piersi dobyło się gorzkie, bardzo gorzkie westchnienie.

— Trochę atramentu udało mi się nawet zrobić, ale nie bardzo wiem, czego mielibyśmy użyć jako podłoża do pisania. Może jakichś liści? Chyba że obedrzemy ze skóry naszą małą Ves...

Propozycja spotkała się z głośnym protestem zainteresowanej, która od razu wdrapała się na kolana rozpartego na łóżku Aberyta i popatrzyła mu głęboko w oczy, szukając tam zapewnienia, że dobry pan nie da ukrzywdzić swojej małej pupilki.

— No już, głupia kozo, nie becz, żartowałam! Przestań! Przestań, bo... — Beztroski śmiech przyszłej matki w jednej chwili zamienił się w płacz. Rzęsiste łzy popłynęły po opalonych policzkach jak ulewa. — Idź na dwór, no już, sio, wynocha! Ves! A ty wymyśl coś do pisania, to cię nauczę, nie ma sprawy! Oczywiście! Bardzo ci się to w obecnych okolicznościach przyda, ogromnie, nie wątpię!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

89
Aberyt patrzył surowo na kobietę wyśmiewającą jego edukację. Nie lubił kiedy ktoś obraża rozmówcę. Starał się przez te wszystkie miesiące przebywania tutaj nie wytykać kobiecie znikomych umiejętności przeżycia.

-Nie miałem zamiaru czytać dziecku bajek, bajki można opowiadać. Chciałem pisać, zapisywać swoje myśli i pomysły. Ale masz rację, pisanie dzienników na bezludnej wyspie nie ma zupełnie sensu. -spojrzał wymownie na szlachciankę obrzucając ją wyrzutem. Słuchał uważnie co jeszcze do powiedzenia ma kobieta i już miał proponować miękką palmową korę, kiedy ta zaproponowała coś, z czym Aberyt zgodzić się nie mógł. Jak widać nie tylko on, bo Ves z przerażeniem wskoczyła na Aberyta i patrzyła na niego wielkimi, wystraszonymi oczami. Czasem zastanawiał się, jak to do cholery możliwe, że ta kopytna istota rozumie co się dzieje dookoła niej.

-Skóra Ves zostanie na miejscu. Jeśli moja chęć dokształcenia jest dla Ciebie takim ciężarem, to podziękuję serdecznie. -fuknął i widział łzy napływające do oczu kobiety. -Ves, idź się przejść. -dorzucił, a koza z dumnie uniesioną głową przeszła obok partnerki Aberyta wychodząc na dwór.

-Wyjaśnij mi co Ci się znów nie podoba, hm? Jeśli oczekujesz od obecnego życia wygód starego, to muszę Cię rozczarować. Musimy się postarać żeby choćby przeżyć, daj coś od siebie i dostarcz mi przyjemności uzupełniania braków w edukacji, co? Nie kosztuje Cię chyba wiele przyuczenie mnie alfabetu. -spojrzał na nią smutnym wzrokiem i objąwszy posadził na łóżku. -Przestań się denerwować, złość piękności szkodzi, dziecku z resztą też.

Re: Wysepka

90
— Przecież powiedziałam, że cię nauczę! Czego nie zrozumiałeś? Jaki masz problem?

Aishele odrzuciła ramię "małżonka", gwałtownie wstała i jednym ruchem zrzuciła ze stołu wszystko, co tam na nim leżało. Miskę z resztką kokosowego mleka, widelec, jakieś narzędzia, stosik muszelek. Sam stół też chętnie by wywróciła, gdyby tylko nie był ważącym tonę pniakiem. Ograniczyła się do nienawistnego kopnięcia jednego z mniejszych, służących za krzesła kołków.

— Proszę, miejsce do pisania naszykowane, można siadać — wysyczała niby na usprawiedliwienie swojego wybuchu.

Słów o złości, która szkodzi urodzie, kobieta nie uznała nawet za godne skomentowania. Aktualnie i tak nie miała w tej kwestii zbyt wiele do stracenia. Siwe włosy, siatka zmarszczek na twarzy, skóra czerwona od zbyt mocnego słońca, wielki jak beczka brzuch i oczy dorównujące pogodą zasypanej popiołem mogile. Złość niedużo mogła tu już popsuć.

— Nie wiem, co sobie wyobrażasz na temat mojego mitycznego "dawnego życia" i jego rzekomych "wygód". Nie wiem, skąd te wyobrażenia czerpiesz, bo nie wydaje mi się, żebyśmy o tym w ogóle rozmawiali. I rozmawiać nie będziemy, od razu powiem. O jedno tylko w tej kwestii proszę, jeśli rzeczywiście nie chcesz mnie denerwować. O jedno. Zamknij się.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Wróć do „Erola”