Re: Wysepka

46
- Mruczałem? Nie wiem o czym mówisz. - Kamienna twarz Garena walczyła z pojawiającym się na jego twarzy, nikłym rumieńcem. Mężczyzna wstał i odwrócił się, by spojrzeć na niebo. - Racja, powinniśmy niedługo wyruszać - powiedział dość niepewnie i rozejrzał się wokół, szukając również porozrzucanych rzeczy. Robił to o wiele za długo, zważywszy na to, iż po jego stronie wszystko grało.
W końcu odwrócił się i poszedł za Tessą. Kobieta nie odeszła za daleko, nie miała nawet powodu. Mewy, choć złośliwe stworzenia, nie odleciały z rzeczami na pełne może, a jedynie zostawiły je nie więcej niż kilka metrów od koca. Dlatego właśnie Pół Elfka nie mogła zbytnio odpędzić się od kochanka i perwersyjnych myśli o nim, gdyż ten bardzo szybko znalazł się przy niej, akurat wtedy, gdy podnosiła z piasku jego tunikę.
- Mogę? - Uśmiechając się i skinął głową na swoje ubranie. - Czy może wolisz mnie tak, jak jestem? - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego oczy zabłyszczały; bawiło go to. - Co planujesz robić potem, jak wrócimy? Wyspałem się tyle, że prędko nie zasnę. Może pójdziemy do karczmy? Napijemy się czegoś porządnego, choć ten twój rum nieźle mnie sponiewierał, ostatni raz spałem tak dobrze kiedy znienacka dostałem pałką w łeb. Popijemy sobie, zjemy coś lepszego, a potem - zawahał się chwilę i ledwo widocznie wzruszył ramionami - odprowadzę cię do domu. Co ty na to?

Re: Wysepka

47
Myślała nad wieloma rzeczami - nad takimi, które od razu powinna wybić sobie z głowy. Cała ta erotyczna, zawstydzająca atmosfera, jaka ponownie powstała pomiędzy nią a Garenem, sprawiła, że ponownie miała ochotę całować, dotykać, smakować, kochać się. Zaraz potem ganiła siebie, bo nie taka była umowa. Żadnego angażowania się, są przyjaciółmi, bez seksu.
Kiedy mężczyzna podszedł do niej, chcąc swoją tunikę, podniosła na niego wzrok z ziemi, odrzucając myśl, że ubranie jest przesycone jego zapachem. Niechcący zmierzyła go od stóp do głowy nieco rozkojarzona. Machinalnie wyciągnęła rękę trzymającą tunikę i oddała ją, nieco bełkocąc i zaraz odchodząc w stronę pozostawionej łopatki z wiaderkiem.
- Lepiej ubierz się. Zastanowię się jeszcze nad tą propozycją.
Gdy uporała się ze wszystkim, wsadziła ich rzeczy z powrotem do łódki. Rzuciła ukradkowe spojrzenie Garenowi, a jeżeli została na tym przyłapana, szybko odwróci wzrok wyraźnie zmieszana. Stanie przy brzegu, sięgnie po w miarę płaski kamyczek i obracając go powoli w dłoni, przyzwyczajając się do tego kształtu, wykona rzut. Zamierzała porobić przysłowiowe kaczki. Zajęta swoimi myślami, będzie rzucać z coraz większą złością, aż w końcu nic z tych kaczek nie pozostanie prócz prostego zatapiania się przy pierwszym zderzeniu z wodą.
- Myślę, że gówno wyjdzie z tego naszego przyjaźnienia się - powiedziała po chwili w przestrzeń.

Re: Wysepka

48
Garen uśmiechnął się do Tessy. Dokładnie wytrzepał tunikę z piasku i powoli założył ją. Podciągnął rękawy do łokci i powolnym krokiem ruszył za towarzyszką. Jeszcze na moment obrócił się, upewniając, że nic nie zostało. Bez słowa stanął w niewielkiej odległości za Pół Elfką, obserwując jak ta bawi się w popularną grę z dziecięcych lat, tym razem jednak nie czerpiąc z zabawy prawdziwej przyjemności, a jedynie dając upust gromadzącym się w niej emocjom. Twarz mężczyzny o dziwo nie wyrażała żadnego zdziwienia. Uśmiechał się lekko, lecz jego wzrok można by określić mianem "poważny". Można było odnieść wrażenie, że doskonale wie, co kotłuje się w głowie Pół Elfki i dlaczego ta właśnie w coraz większym przypływie emocji maltretuje biedne morze kolejną dawką kamieni.
Kiedy Tessa wypowiedziała na głos to, co wszystko już wiedzieli, Garen zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Stał teraz jakieś trzy kroki za nią, mogła doskonale wyczuć jego obecność, a po chwili ciszy, przerywanej jedynie odgłosami natury, usłyszała jego głos, który choć na siłę stylizowany na zabawny, pobrzmiewał poważnym tonem.
- Tak, wiem. Ciągnie mnie do ciebie jak... nie wiem, ale tak jest. Starałem się myśleć o nas jak o przyjaciołach, ale czasem przyłapałem się na tym, że moje myśli zmierzały w całkiem innym kierunku. Przepraszam, jeśli zrobiłem coś źle, ale naprawdę się starałem. Wciąż uważam, że pasujemy do siebie idealnie i to, ile się znamy, nie ma najmniejszego znaczenia. Nie chcę jednak znowu cię przestraszyć. - Jego głos stawał się coraz łagodniejszy i cichszy; Garen miał uraz do siebie i nawet nie próbował tego maskować. Zacisnął pięści z całej siły i wbił wzrok w piasek. - Nie znam się ani na przyjaźni, ani na poważniejszym związku. Taka prawda. Nie miałem na to czasu, nawet nie wiem, czy będę umiał być przyjacielem lub czyimś mężczyzną. Nigdy siebie nie widywałem w takiej roli, byłem przekonany, że jeszcze przed trzydziestką umrę z dziurą w brzuchu. - Wziął głębszy wdech i doprowadził się do porządku. Wypiął pierś, dumnie uniósł czoło i wpatrzył się w towarzyszkę. Kontynuował, bez względu na to, czy się obróciła w jego stronę, czy nie. - Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała już się ze mną widywać. Nie będzie to dla mnie łatwe, ale zależy mi na tobie i źle się czuję z myślą, że ktoś taki jak ja, kto nie umie ani być przyjacielem, ani prawdziwym kochankiem, pałęta się obok ciebie niczym bezdomny pies.
Wiatr zawiał gwałtownie, a kręcące się wokół mewy poderwały nagle do lotu. Utworzyły na tle różowego nieba istne kłębowisko białych punktów, z który spadały w dół dziesiątki białych piór.

Re: Wysepka

49
Wyczuwała jego obecność, lecz złość, która kotłowała się w niej, jeszcze nie uszła. Ponownie sięgnęła po kamień, tym razem byle jaki, nieco większy. Przy zderzeniu z falami wydał z siebie głuchy, przytłaczający plusk. Słuchała cały czas Garena, nie wiedząc, co zrobić. Jedyne, co mogła nazwać w tej bitwie jej własnych odczuć, to złość. Bo nie miała więcej czasu niż chciała, zaledwie parę godzin i legł w gruzach plan bliższego poznania się bez mieszania w to seksu. Napięcie pomiędzy nimi było zbyt wielkie, Tessa miała wrażenie, że już teraz powinna podjąć decyzję, co z tym zrobić. Ryzykować czy nie?
Parsknęła nagle dziwnym, zdławionym śmiechem. Obróciła się do niego bokiem, spoglądając mu w oczy.
- O bogowie, my naprawdę jesteśmy do siebie podobni. Miałam dokładnie taką samą filozofię, gdy jeszcze podróżowałam. Teraz jak już dożyłam trzydziestki, mam już inne zmartwienia. Nie dbałam o nic, bo nie wierzyłam, że mogę przeżyć. Jeżeli już zakładałam szczęśliwe zakończenie, to zawsze widziałam siebie jako starą wiedźmę, o której rozpuszcza się nieprzyjemne plotki. - Uśmiechnęła się blado, zbliżając do Garena i ujmując jego zaciśnięte dłonie w swoje. Spoglądała na nie, dostrzegając w nich także jak bardzo mężczyzna jest wobec niej poważny. Kontynuowała nieco rozmarzonym głosem: - Mieszkałabym w chatce nad morzem blisko drzew, z daleka od gwaru miasta. Całe dnie spędzałabym na plaży, wdychając morskie powietrze. Gdy ciekawskie dzieciaki w ramach zakładu odwiedzałaby mnie, dla zabawy straszyłabym je, a potem dawała po cukierku. Opowiadałabym dawne historie z mojego życia i żyłabym dalej skromnie dopóki nie umarłabym. Tak zawsze sobie myślałam. Od ostatnich miesięcy już nie jestem taka pewna czy tego właśnie chcę. Ja nie wiem właściwie czego chcę. Garen, chciałam ci przez to powiedzieć, że wiem, jak się czujesz.
Zaśmiała się z pewnym rozbawieniem.
- Beznadziejne z nas przypadki. Wygląda na to, że mamy podobne problemy. Nie lubimy się angażować, bo nie potrafimy tego pociągnąć dalej. Nie spodziewałam się, że ty także... ale mi to nie przeszkadza. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, to aż przerażające. I nie postrzegam ciebie jako bezdomnego psa. Nie powinieneś tak o sobie myśleć.
Ścisnęła mu mocniej nadgarstki, lecz nie sprawiała bólu.
- Teraz niczego nie zepsułeś, wiem, że starałeś się, to... po prostu wyszło naturalnie. I nie przeszkadzało mi to. Na pewno zdajesz sobie sprawę, jak na mnie działasz, prawda? Garen, jestem rozdarta. - Wbiła w niego lekko spanikowane spojrzenie. Ciało mimowolnie lgnęło do jego. - Z jednej strony spróbowałabym, naprawdę. Zaryzykowałabym i zobaczyłabym, co z tego wyjdzie, lecz z drugiej strony rozsądek mi podpowiada, że to może się źle skończyć. Ostatnim razem wybrałam tamtą opcję. W dodatku wiem, że jeśli pozwoliłabym sobie, aby znowu pokochać i ponownie zostać zranioną, to myślę, że umrę. Jestem prawie że pewna, że popełnię samobójstwo. Boję się. Wolę zginąć z bronią w ręku niż umrzeć ze złamanym sercem. To straszne. - Jej głos był coraz cichszy, przechodząc do szeptu. Wpatrywała się w Garena, nie chcąc przegapić ani jednej emocji, która mogłaby przemknąć po jego twarzy. - Ale też nie mogę ignorować tego, co dzieje się między nami. Powiedz mi, Garen, co mam zrobić, bo ja do cholery nie wiem.

Re: Wysepka

50
Mężczyzna patrzył towarzyszce prosto w oczy. Słuchał ją z niesamowitą uwagą i przejęciem, zagłębił się w jej słowach, które zdawały się wlatywać wprost w do jego duszy. Tonął, ale było to przyjemne uczucie, które wymusiło na twarzy szeroki uśmiech zrozumienia i ulgi. Chwycił dłonie Czerwonowłosej w swoje i w milczeniu skinął głową. Przez chwilę miał ochotę się roześmiać, ale stłumił to i odetchnął cicho. Ręce lekko mu zadrżały, zbliżył się do Tessy jeszcze bardziej. Ich ciała stykały się, a twarze były bardzo blisko siebie. Zapadła chwila milczenia, po której odezwał się Garen:
- Myślę, że mamy jedną jedyną opcję i wyjście z tej sytuacji - powiedział tajemniczo i przetrzymał Tessę, wciąż patrząc jej głęboko w oczy. - Powinniśmy zobaczyć, co czas przyniesie. Nie określać tego w jakikolwiek sposób, dać się ponieść emocjom. Powinniśmy to czuć, a nie nazywać. Tak myślę. - Lekko czerwony na moment odwrócił wzrok. - Nie powinniśmy uważać się ani przyjaciół, ani za coś więcej, niech to samo po prostu przyjdzie i tyle. Myślę, że wiemy jak to się ostatecznie skończy, zwłaszcza, że pasujemy do siebie o wiele bardziej niż myślałem, ale nie nazywając tego sztywnie ty nie będziesz tak przejmowała się ryzykiem i zostaniem zranioną, a ja moim brakiem doświadczenia. Ze swojej strony mogę tylko obiecać, że nigdy cię nie zranię w jakikolwiek sposób. Mój ojciec był wierny matce bez względu na wszystko, a ja mam zamiar wziąć z niego przykład. - Zawahał się na moment. - No i w końcu uważam, że w głębi jesteś tak silna, iż ostatecznie nie umrzesz od jakiegoś tam zranienia, a jedynie staniesz się jeszcze silniejsza. Wierzę w ciebie i to, że nawet sama śmierć nie dałaby tobie rady. - Uśmiechnął się czule i ciepło, po czym nagle objął Tessę i pocałował, długo i namiętnie. - Czułem, że powinienem to zrobić. Chciałem pocałować ciebie, Tessę, ani nie przyjaciółkę, ani kochankę. Możesz mnie za to uderzyć, ale to było przypieczętowanie umowy z mojej strony. - Wciąż ją obejmował, nie mając zamiaru puścić, nawet jeśli zacznie się delikatnie wyrywać.

Re: Wysepka

51
Zabrakło jej tchu, gdy nagle pocałował ją. Dłonie same powędrowała na jego plecy. Odetchnęła głębiej, spoglądając mu w oczy i milcząc.
- Nie spodziewałam się, że masz w sobie duszę romantyka, choć twoje przyzwyczajenie do brania mnie znienacka przeczy temu - powiedziała z lekką przekorą, uśmiechając się kącikami ust. - Dobrze, zróbmy tak.
Nie odwoływała się już więcej do słów o byciu silną, braku ryzyka czy doświadczenia. Szczere zapewnienie o zachowaniu wierności sprawiło, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Całowała Garena powoli i niespiesznie, ciesząc się chwilą i nie zamierzając poddawać się pragnieniu rzucenia go na piasek. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że jeśli to zrobi, to zasiedzą się do późna, aż nie będą mogli bezpiecznie dopłynąć do Eroli.
- Musimy wracać. Jutro rano wypływam na dwa dni. Praca, sam rozumiesz - powiedziała, odrywając się. - Nie za bardzo mogę potem iść do tej karczmy, bo pewnie nie wróciłabym na czas, ale za to zabiorę cię do siebie. Będziesz wiedział, gdzie przychodzić, gdybym przypadkiem gdzieś zniknęła. - Zaśmiała się cicho z tego małego żartu. - Mam chyba jeszcze rumu, więc znowu pośpisz jak zabity. Z jedzeniem już gorzej, ale da się coś skombinować. Co ty na to?
Tessa nie czekała na odpowiedź. Ponownie zaczęła całować. Jeżeli Garen zgodzi się na jej opcję, pomoże mu z wytarganiem łódki do wody i będą powoli wracać. Jeżeli nie... i tak będą musieli wracać.
- Mówiłeś wcześniej, że chcesz dochowywać wierności tak jak twój ojciec - powiedziała później ni stąd, ni zowąd. - Obawiam się, że nie będziesz mieć na to ani czasu, ani siły.

Re: Wysepka

52
Garen skrzywił się, kiedy Tessa oznajmiła, że znika na dwa dni. Natomiast mocno rozpromienił na myśl o pójściu do towarzyszki. Skinął głową i odruchowo przycisnął ją mocniej do siebie. W jego oczach tańczyły wesołe iskierki, atmosfera ponownie zmieniła się całkowicie i nikt by nie pomyślał, jak poważna i emocjonująca rozmowa miała miejsce przed chwilą.
- A koniecznie musisz wypłynąć? To co ważnego? Nie możesz tego przełożyć? - Udał smutny, przesiąknięty tęsknotą ton, choć można było bez problemu wywnioskować z wyrazu jego twarzy, że jeszcze dzisiaj zdąży się nacieszyć Tessą tak bardzo, iż te dwa dni miną w mgnieniu oka.
Mężczyzna, z niewielką pomocą Tessy, wypchnął łódkę z piasku i kiedy tylko zakołysała się na wodzie, wskoczyli do niej oboje. Wiosłem odepchnął się jeszcze dalej, a potem powoli wiosłował w stronę Portu. Słońce zachodziło coraz bardziej, ale wszystko wskazywało na to, że bez problemu dotrą do celu nim niebo zasypie się gwiazdami, a czerń zawładnie wszystkim wokół. Zresztą, latarnia już płonęła jasno, z daleka wskazując odpowiedni kierunek, a trasa nie przebiegała wśród niczego niebezpiecznego.
Z początku płynęli w milczeniu, powoli. Garen, z szerokim uśmiechem, wpatrywał się w twarz kochanki, podziwiając jej urodę. Nie patrzył na nią jak pies na kawał mięsa, a co najwyżej jak szermierz na wyśmienity miecz. Słysząc jej słowa, zaśmiał się.
- Na to liczę - odpowiedział krótko i tym razem w jego oczach błysnęła żądza.
Nieco przyspieszył wiosłowanie, ale już po chwili odezwał się ponownie. Zaczął od specyficznego chrząknięcia, a po minie było widać, że nie bardzo wie jak rozpocząć rozmowę. Powód okazał się jasny.
- A tak w ogóle, ehm, wspominałaś coś, że masz trzydzieści lat, ale chyba się przejęzyczyłaś. Albo to ja coś źle zrozumiałem. Tak, to raczej to, wybacz. O co chodziło? - Przypatrywał jej się z uwagą, będąc lekko zbitym z tropu, bo choć wyraźnie usłyszał jej słowa, Tessa w żadnym calu nie wyglądała na trzydziestkę.

Re: Wysepka

53
- Tak, z czegoś muszę żyć - odpowiedziała ze śmiechem.
Kiedy Garen patrzył tylko na nią, wiosłując dzielnie w stronę Eroli, Tessa kontrolowała kierunek, aby przypadkiem nie zboczyli z trasy. Była spokojna, wyciszona, w zasadzie nie myślała o niczym konkretnym, momentami wgapiając się w coraz ciemniejszą toń wody. Na poruszony temat jej wieku, nie zareagowała jakoś specjalnie. Podniosła wzrok z delikatnych fal morskich na twarz Garena, próbując ocenić jego intencję.
- Nie przejęzyczyłam się. Mam trzydzieści lat - powiedziała wolno. - Nie wyglądam na tyle, wiem o tym, to geny po matce. Nie ma w sobie ani jednej kropli krwi elfów wysokich, a nadal wygląda bardzo młodo, no względnie, jak kto uważa. Brat też się dobrze konserwuje. Szczerze powiedziawszy moja dwudziestosiedmioletnia siostra, najmłodsza z nas wszystkich, wygląda najstarzej z naszej trójki. Zabawne, nie?
Tessa chciała się roześmiać, lecz dźwięki uwięzły jej w gardle. Spojrzała się ponownie, poważniej na Garena, obserwując każdą zmianę na twarzy.
- Czy to stanowi dla ciebie problem?

Re: Wysepka

54
Garen powoli kiwał głową w zrozumieniu. Nie znał się na sprawach rasowych, dla niego częściowo podlegało to nawet pod magię, ale nie był ani przerażony, ani zdegustowany. Uśmiechał się szeroko, również znajdując w tym coś zabawnego. Odrobinę spoważniał, kiedy Tessa zadała swoje magiczne pytanie. Mężczyzna przełknął ślinę i podtrzymał słabnący uśmiech, unosząc brew do góry.
- Oczywiście, że nie - odpowiedział stanowczo. - Czemu uważasz, że miałoby? Po prostu jestem zdziwiony, nigdy nie interesowałem się takimi sprawami. Prawdę mówiąc, jesteś ode mnie starsza i będę czuł się teraz jak dzieciak. Jesteś młoda i piękna, jak dla mnie mogłabyś mieć nawet pięćdziesiąt lat, a nic by to nie zmieniło. - Wpierw zaśmiał się cicho, a następnie uśmiechnął ciepło.
Postanowił skupić się na podróży, niż rozmowie jako, że robiło się ciemno w zastraszającym tempie. Słuchając instrukcji towarzyszki co do kierunku, przyspieszył wiosłowanie. Oddychał coraz głośniej, zrobił się lekko czerwony, a na jego czoło wstąpiły kropelki potu. Potężne mięśnie ramion napinały się tak mocno, iż Tessa mogła mieć wrażenie, że zaraz rozedrą tunikę. Mężczyzna spoglądał na kochankę od czasu do czasu, lecz patrzenie się gdzieś w bok lub za jej plecy pozwalało mu się lepiej skoncentrować i skupić na wysiłku.
Po jakimś czasie, kiedy słońce już zaszło, a miasto świeciło jasno rozświetlane przez setki pochodni i paleniska, dopłynęli do przystani.


[Tessa zt]

Re: Wysepka

55
Gdzieś w zatoczce, w okolicach Portu Erola...

Flisacka koga bujała się niestabilnie na grzbiecie fali, łopocząc żaglem.
Odbij od wiatru, dopływamy!
Gówno, nie dopływamy. Nic tu nie ma, mówiłem ci. Znowu chlałeś i klepki ci się poprzestawiały, to cuda widzisz, jak matula!
Była katastrofa morska, sam widziałem! A to co jest, jak nie deski ze statków, hę? Całe trzy na dno poszły, widziałem, mówię ci, jak odławiałem klatki z krabami!
Chlałeś, nie kraby łowiłeś. Psiajucha, rzeczywiście, kawałki po kadłubach pływają... I ciała...
Patrz, hehe! Tamten jest z gołą dupą!


Nie tak daleko od miejsca nieszczęsnej katastrofy, dwoje zupełnie obcych sobie ludzie również bujało się wraz z ruchem fal, nieudolnie usiłując nadać swojej tułaczce na otwartych wodach jakikolwiek kierunek. Dwoje ludzi zupełnie jeszcze nie zdających sobie sprawy z wzajemnej obecności, rozdzielonych pasmem morskiego prądu, niosącego pozostałe resztki z trzech niegdyś dumnych okrętów, których ładunki oraz załogi pewnie właśnie kończyły objadać ryby. Łączył ich niesamowity pech, a zarazem niesamowite szczęście, że wylądowali na jednych spośród tych kawałków, niesieni przez morze bogowie wiedzieli od ilu już godzin, wyczerpani, spragnieni i głodni, a do porzygu znużeni nieustannym kołysaniem. Oboje też, choć zapewne nie w tym samym czasie, poczuli gorzkawą ulgę, poddając się w końcu i przytuleni do fragmentów desek, oddając zmęczeniu. I zupełnie szalonym zbiegiem okoliczności, zbudzili w tym samym miejscu.

Odzyskanie za życia przytomności byłoby dla Aishele Lainary chyba pierwszą pozytywną niespodzianką od bardzo dawna, gdyby nie bardzo mało przyjemna maniera jej odzyskania. Obudziła ją słona woda, dostająca się do płuc. Kaszląc i krztusząc się, czuła zimno, czuła wszechobecną wilgoć oraz falę obmywającą brzeg lądu, która na chwilę zakryła jej usta. Czuła też okropnie niewygodne gniecenie oraz ból w plecach od czegoś, na co ją wyrzuciło morze.

„Coś” nie czuło się ani odrobinę bardziej komfortowo.

Aberyt również się krztusił, zarówno wodą, jak i mokrym piachem. Spoczywał z twarzą do ziemi na podmywanej przez fale plaży, a jakiś ciężar leżący na nim strategicznie utrudniał mu zaczerpnięcie tlenu, dopóki jego narastający brak nie ocucił czarownika skutecznie. Leżał na wilgotnym piasku. Przemoczony, wypluty przez morze na jakąś wyspę. A na nim leżała plecami kobieta.

Re: Wysepka

56
Aberyt ocknął się obolały i zmarznięty do szpiku kości. Leżał twarzą do plaży, cały oblepiony złotym piaskiem, którym w zwyczajowych okolicznościach zapewne by nie pogardził. Chciał się podnieść jednak leżało na nim coś co go nieco ograniczało. Dopiero kiedy to coś zaczęło kaszleć i się dławić morską wodą, Aberyt zdał sobie sprawę, że to człowiek. Więcej! To kobieta! Zsunął ją z siebie i położył na piasku. Wstał stękając przeciągle i wyjmując z rąk drzazgi spojrzał w morze, ciągle wyrzucające kolejne deski, połamane skrzynie i kawałki szmat na plażę.

-Znowu miałem szczęście. -uśmiechnął się do siebie, w ostatecznym rozrachunku doceniając uśmiech losu. Wylądował na plaży, z żywą kobietą, nie zgubił pieniędzy, zdałoby się jeszcze coś do jedzenia i odrobina wody pitnej, a czułby się (poza bólem całego ciała i resztkami wody w płucach) całkiem nieźle.

-Obiecałem sobie Cię uratować i proszę, nie ma za co.

Lekka ironia w głosie Aberyta spowodowana była myślą, która przyszła zaraz po zadowoleniu z ogólnego szczęścia jakie ich spotkało. Gdzie są pozostali. I tak, jak na Oswaldzie średnio mu zależało, wiecznie pijany bowiem kupczyk na tej wyspie nie przydałby się zupełnie na nic, tak na wynalazcy czy elfickiej rodzinie owszem. Rozejrzał się czy nie widać choćby zwłok ciekawego towarzysza podróży po czym usiadł obok ocalonej.

-Skąd się wzięliście obok nas? Nie było widać innych okrętów, poza Rositą i tą piracką łajbą.

Re: Wysepka

57
— Szczęście? Co niby nazywasz szczęściem? Moje towarzystwo? Och, czuję się taka uratowana. Dzięki, łaskawy wybawco, całuję rączki. A co konkretnie zrobiłeś, mój bohaterze? — burknęła zgryźliwie kobieta, nie zaszczycając póki co swojego towarzysza niczym ponad przelotne, krótkie spojrzenie ciemnoszarych i wypełnionych po brzegi zmęczeniem oczu. Rozbitek w czerni nie wyglądał na królewicza z bajki. No ale cóż, ona sama też aktualnie nie przypominała królewny.

Siwe włosy mogły zasugerować mężczyźnie w pierwszej chwili, że morze wyrzuciło mu na brzeg jakąś dziarską staruszkę. Ale nawet pobieżny rzut oka na lico i na figurę towarzyszki niedoli musiał go przekonać, że jednak nie czeka go pobyt na wyspie w kompanii własnej babci. Czy na szczęście, jak przedwcześnie stwierdził, czy jednak na nieszczęście, to się dopiero miało okazać.

Ciężka suknia z żółtego aksamitu chyba wyłącznie za sprawą jakiegoś cudu nie pociągnęła swojej właścicielki na dno morza. A że limit cudów na najbliższy czas mógł być już wyczerpany, Aishele bez większych ceregieli, choć nie bez wysiłku, zrzuciła z siebie namokniętą szatę i ułożyła ją na piasku, obiecując sobie później ją wyprać z resztek błota i solonych śledzi. A cienka koszula z białego płótna, którą miała pod spodem, jakoś lepiej pasowała do tutejszego klimatu. I szybko schła na jej ciele, prażonym bezlitośnie przez ostre wyspiarskie słońce.

— Nie pytaj mnie nawet. Ja nie mam pojęcia, co tu zaszło. Spałam sobie spokojnie w celi, porwana w niewiadomym celu przez jakichś nieudaczników, aż tu nagle zrobił się straszny chaos i wszyscy zaczęli umierać. — Trudno o bardziej pozbawiony emocji opis zaistniałej sytuacji. Ale cała ta historia zdarzyła się tak prędko i była tak niepojęta, że Aishele nie zdążyła jeszcze się zastanowić, jakie emocje powinna w związku z nią odczuwać. — Ktoś ty? I gdzie, do cholery, jesteśmy? To mi nie wygląda na zachodnie wybrzeże Keronu. Coś daleko nas wyniosło... Ale upał... A niech to, ale upał...

Próba wstania i odbycia krótkiego spaceru po plaży zaowocowała nie tylko falą kaszlu i zawrotem głowy, ale też gwałtownym, a niespodziewanym ukłuciem bólu w prawej stopie. Białowłosa syknęła coś pod nosem, oglądając długie, choć szczęśliwie chyba dość płytkie rozcięcie i mało skutecznie próbując oczyścić je z piachu skrajem koszuli. A trzewiki na domiar złego zostały przecież tam w pirackiej celi. Miały się wysuszyć. Wysuszyć, cholera jasna.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

58
Aberyt widząc wysiłki kobiety spełzające na niczym powiódł za jej wzrokiem. Dostrzegł niewielkie, ale paskudnie wyglądające rozcięcie na nodze. Położył na nim dłoń nie zwracając uwagi na syk bólu z jej strony. Szepnął pod nosem kilka tylko sobie zrozumiałych słów po czym zabrał rękę. W miejscu gdzie przed chwilą znajdowało się rozcięcie, nie było widać śladów żadnych obrażeń.

-Musisz mi wybaczyć jeśli poczułaś się niekomfortowo. Masz jeszcze jakieś rany, rozcięcia, pęknięcia czy krwiaki, które wymagają pomocy? Nie chcę tracić energii na złamane paznokcie, ale rozcięcia i obicia mogę Ci zaleczyć.

Mężczyzna spojrzał na swoją towarzyszkę. Nie wiedział czy dobrze trafił. Suknia i jej zachowanie, ta zgryźliwość i brak szacunku do uśmiechu ze strony losu troszkę go raziły i wskazywały jasno na szlacheckie urodzenie 'białogłowej' Aberyt uśmiechnął się pod nosem, zaskakująco trafne określenie.

-Ja jestem nikim. Na imię mi Aberyt, jestem niewysokiego szczebla nekromantą, urodziłem się w Salu, tam też wychowałem. Płynę na archipelag. Płynąłem. Jeśli morze nie zniosło nas za daleko, pewnie znajdujemy się w okolicach właśnie tych wysp. Jeśli nie na jednej z nich. A Ty, kim jesteś pani?

Ostatnie słowo było wypowiedziane wyraźnie na wyrost. Nekromanta wstał. Wydarł ze swojego płaszcza wąski pasek, zamoczył go w morskiej wodzie po czym ponownie szepcząc coś pod nosem, zamroził wodę w nim skumulowaną. Podał zmrożony materiał kobiecie narzekającej na gorąc tych na wpół tropikalnych wysp po czym ponownie zaczął się rozglądać za rozwiązaniem ich średnio rewelacyjnej sytuacji.

-Jeśli będziesz skłonna wraz ze mną poszukać wody i czegoś do jedzenia, byłbym ogromnie zaszczycony. Jak mniemam, kobieta równie wysokiego urodzenia co twoje, nie parała się nigdy gotowaniem. Jeśli nie masz pojęcia o przygotowaniu jedzenia, będziesz musiała się zadowolić moją kuchnią.

Nieumiejętnie Aberyt próbował naśladować oficjalną, szlachecką etykietę dyskusji. Widać jednak było, że bardziej go cała sytuacja bawi niż martwi.

Re: Wysepka

59
— Zadowolę się — rzuciła z wielkopańską łaską i parsknęła śmiechem na samą myśl, że miałaby teraz łazić po krzakach i czegokolwiek tam szukać. — Nie, nie będę skłonna. Nigdzie się stąd nie ruszam.

Schłodzony magicznie kompres kobieta przyjęła od swojego towarzyszą z lekką nieufnością, ale kiedy położyła go na swoim rozpalonym czole, od razu poczuła ogromną ulgę. Podziękowała Aberytowi uśmiechem – nawet już nie tak bardzo cierpkim – za to i za uleczenie rany na stopie.

— No dobrze, być może uczynię ci ten zaszczyt i wyruszę na poszukiwania u twego boku, ale daj mi najpierw dojść do siebie. Nawet nie wiem, czy nie jestem jeszcze ranna. Chyba nie, ale wszystko mnie boli po równo, i to tak, że mogę nie czuć nawet otwartego złamania... Mógłbyś zobaczyć? Proszę?

Kobieta rozsznurowała koszulę i zsunęła ją nieco z ramion i pleców. Pod pretekstem sprawdzenia, czy nie ma zbyt wielu siniaków.

— Nekromanta? — Aishele uniosła wysoko brwi, zdziwiona szczerym wyznaniem. Ale przecież on był z Salu, tam to podobno nic nadzwyczajnego... — Uważaj na słowa. W moich stronach przyznanie się do takiej profesji przypadkowej osobie byłoby wielką głupotą. To zakazane, nielegalne, ścigane przez prawo, wiesz? I bardzo źle widziane w towarzystwie. Przypomniałeś mi historię o pewnym niedoświadczonym w swym fachu młodzieńcu, którego wysłano na królewski dwór z misją wielkiej wagi. Niestety już pierwszego dnia, zawiązując znajomości pośród królewskich paziów, palnął nieopatrznie: "witaj, mam na imię Yolop i jestem skrytobójcą, a ty?". No i wiesz, całą misję diabli wzięli.

Nekromanta, nekromanta... Może był w tym spotkaniu jednak jakiś boski zamysł? Może tak miało być? Pewna myśl wykiełkowała nieśmiało w głowie obolałej szlachcianki w trakcie bezsensownego paplania, a ona od razu uczepiła się tej myśli kurczowo.

— Ja jestem... Asta — przedstawiła się z wahaniem, podając swoje niedawno zmyślone imię. — Księżniczka — dodała, zmyślając jeszcze trochę. — Wędrowałam ku Wyspie Nieumarłych, by szukać obiecanego mi tam w przepowiedni ratunku dla mojego brata, który zmarł ugodzony zbrodniczą ręką... Wędrowałam przez lasy, góry i doliny w butach żelaznych i o żelaznym kosturze, a później wsiadłam na statek... Ledwo odbiliśmy od wybrzeża Grenefod, zaraz napadli nas piraci. I uprowadzili mnie. Mieli chyba żądać za mnie okupu, ale... cóż, nie zdążyli. A ja, skoro jakimś niepojętym sposobem znalazłam się teraz tak daleko od celu mej podróży, chyba nigdy nie zobaczę już mojego biednego Jurgisa.

Łza, która popłynęła po policzku niewiasty, wcale nie była tak do końca fałszywa.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

60
Mężczyzna zupełnie zignorował jej wygórowany na wyrost ton głosu. Drażniło go to, jednak starał się nie dawać tego po sobie poznać. Uśmiechnął się tylko do młodej kobiety po czym ponownie zaczął się rozglądać po wyspie. Nie wyglądała, ani rewelacyjnie, ani nawet ciekawie. Była zwyczajna. Dość nietypowy początek zdobywania dominacji na wyspach Archipelagu. Zaskoczyła go prośba kobiety o sprawdzenie jej stanu zdrowia. Nie był lekarzem, wyraźnie zaznaczył, że jest nekromantą, nie wyglądała na martwą więc w tej kwestii nie była źródłem jego zainteresowania.

-Jeśli chcesz to mnie zabij, aresztuj czy co Ci tam wpadnie do twojej szlacheckiej główki. Nie zależy mi.

Posłał kobiecie suchy uśmiech, dając jej jasno do zrozumienia, że wątpi w ten scenariusz. Nie pomylił się, bowiem chwilę później nieznajoma poczęła opowiadać o sobie. Chwila zawahania przed podaniem imienia zasygnalizowała Aberytowi jasno, by ten z dużą dozą tolerancji traktował resztę jej historii. A opowieść ta wydawała się co najmniej nieprawdopodobna. Ciężko było mu sobie wyobrazić tą 'białogłową' biegającą po lasach w rycerskich butach z żelaznym kosturem. Może to jednak jakaś metafora... Nie istotne. Nigdy nie był orłem jeśli chodziło o interpretowanie opowieści innych. Całą jego reakcję zmieniła wcale nie taka mała łezka płynąca po policzku na wpół obnażonej niewiasty.

-Ubierz się, jeśli masz siły mówić, to nic poważnego Ci się nie stało. Musimy znaleźć wodę, przydałoby się coś zjeść. Niebawem przyjdzie noc więc i drewno by się zdało. Jeśli chcesz możemy spróbować przeżyć razem, jeśli nie, próbuj sama.

Posłał jej kolejny uśmiech zwieńczony pytającym spojrzeniem. Wyciągnął ku niej rękę, drugą zaś położył na rękojeści miecza co sprawiało by wrażenie majestatu odkrywcy, podróżnika, w połączeniu jednak z długimi, poplątanymi włosami, sklejonymi morską wodą, zaniedbanym zarostem i wodorostami wiszącymi z ramienia i u pochwy sprawiało raczej wrażenie nieudanej karykatury autorytetu podróżnika.

Wróć do „Erola”