Re: Wysepka

61
— Tak? Mogę? No to nie ruszaj się, jesteś aresztowany! W imieniu Królestwa Keronu! — kobieta zaśmiała się histerycznie, prędko wyrzucając z pamięci niedawne łzy. Zebrało jej się na żarty. — Nie ruszaj się, mówię poważnie. Nie ruszaj się stąd. Przynajmniej przez chwilę, posiedźmy tu jeszcze i dojdźmy do siebie. Pooddychajmy. Spójrz, jak tu ładnie... No siadaj, to nie każę ci się całować po rękach za tę twoją impertynencję. Zaraz pójdziemy, co ci tak spieszno? I tak prędzej czy później przyjdzie nam tu umrzeć.

Aishele przechyliła głowę, nagle, z nieoczekiwaną dla siebie samej przyjemnością, kontemplując widoki. Popatrzyła na odległy, rozpływający się w błękicie horyzont. Później na bujną, wielobarwną, rozćwierkaną dżunglę. Na rozedrgane cienie palm i na płynące w powietrzu czerwonopióre ptaki. Dla niej, zupełnie inaczej niż dla Aberyta, okolica wyglądała bardzo interesująco i egzotycznie - zauważała to coraz wyraźniej, w miarę jak zmęczenie i szok powoli odpuszczały. Całe swoje dotychczasowe życie szlachcianka spędziła w Keronie, w klimacie zupełnie innym niż tutaj. Nawet jeśli jej rodzinna posiadłość leżała nad morzem, nawet jeśli ostatnie miesiące oglądała bez przerwy pochmurną zatokę, to przecież jedno i drugie było zupełnie inne niż Wschodnie Wody - ciepłe, lazurowe, spokojne. Tu można było z przyjemnością zanurzyć dłonie i stopy w rozgrzanym piasku, drobnym i czystym. A tam? Tam prędzej zaplątałby się człowiek w porzuconą rybacką sieć lub znalazł śniętą rybę z białym brzuchem.

— Już, spokojnie, ubieram się, skoro cię to tak peszy! Możesz otworzyć oczy!

Aishele westchnęła i zasznurowała koszulę, podwijając jednak w zamian rękawy i wystawiając na słońce swoje blade i chude kolana. A później parsknęła, widząc pozę, jaką przybrał jej przymusowy towarzysz.

— A więc to prawda, co o was mówią? O nekromantach. Że swoje nadzwyczajne mroczne moce zyskujecie wyrzekając się wszelkich kontaktów z kobietami, ha?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

62
Młodego nekromantę zabolał nieco przytyk do jego profesji i tejże stosunku do kobiet. Opuściła go ochota wyręczania szlachcianki.

-Kodeks zabrania kontaktów z kobietami, ale jak wiadomo, kodeks to zbiór podpowiedzi, nie sztywnych reguł.

Aberyta rozbawiło przekonanie szlachcianki o zbliżającej się do nich śmierci. Nie miał zamiaru siedzieć i czekać aż zabije go głód czy pragnienie. Nie był przyzwyczajony do salonów więc nie przeszkadzał mu brak obsługi czy kuchni wielkości czterech pokoi. Rozejrzał się i sięgnął umysłem w głąb dżungli, zapewnił przechodzącego niedaleko dzikiego bażanta, że ten nie musi się ich obawiać, że ludzie mają jedzenie. Ptak pewnie podszedł do nowych przyjaciół, po czym został złapany i pewnym ruchem zamordowany. Aberyt pokazał nieznajomej martwego ptaka po czym się uśmiechnął.

-Skoro planujesz tu ginąć, to proszę bardzo, pozwolę Ci nawet wybrać czy z głodu czy z pragnienia. Ja mam nieco inne plany. Jeśli chcesz kolację, pozbieraj z plaży kilka desek.

Zadowolony z siebie mężczyzna usiadł po czym zaczął obierać ptaka z piór. Co jakiś czas zerkał w stronę nóg wciąż siedzącej niedaleko kobiety.

-Strasznie patyczkowate masz nogi jak na kogoś kto spędzał czas biegając po lasach w żelaznych butach moja droga.

Tropikalne słońce dawało o sobie znać, szczególnie Aberytowi, który miał na sobie czarny strój. Zrzucił więc płaszcz, wraz za nim koszulę i wrócił do swojego poprzedniego zajęcia w samych nogawicach i butach z cholewą.

Re: Wysepka

63
Aishele westchnęła.

— Strasznie kiepsko rozumiesz metafory, jak na obytego i wykształconego człowieka. Bo musisz takim mimo wszystko być, skoro zajmujesz się magią, i to tak subtelną, prawda?

Spojrzała na swoje nogi. Czy rzeczywiście były, jak to ujął, "patyczkowate"? Pewnie tak, i pewnie też nie była to wcale największa z ich wad. Bo były również na przykład blade, brudne, posiniaczone i podrapane.

Kobieta skrzywiła się, kiedy Aberyt beztrosko ukręcił głowę bażantowi. Konieczność oglądania śmierci, nawet tak zwyczajnej i małej, wzbudziła w niej niepokój, podrażniła dalekim echem wyrzutu na dnie duszy. Chcąc oderwać się od tych emocji i niepotrzebnie w nich nie utonąć, szlachcianka gwałtownie wstała, nagle gotowa zabrać się za robotę.

Na plaży nie leżało zbyt wiele drewna - cóż, trzeba było podkasać koszulę, zgiąć obolały krzyż i pobrodzić trochę przy brzegu, by wreszcie wyłowić z wody kilka mokrych desek, smutnych resztek któregoś z majestatycznych okrętów. A potem ułożyć je na piasku, żeby miały jeszcze szansę przeschnąć. Skończywszy robotę, białogłowa usiadła obok swojego towarzysza i pomogła mu skubać nieszczęsnego bażanta. Mężczyźni zwykle nie znali się na takich rzeczach. Ona zaś, choć szlachetnie urodzona, podczas pobytu w klasztorze miała okazję oprawić parę kurczaków. Pokazała mu, jak to zrobić. Na cztery ręce poszło sprawniej.

A później, z nudów bawiąc się tym, co zostało z bażanta, skleciła sobie wachlarz z piór - jej matka zwykła powtarzać, że bez wachlarza nie sposób być prawdziwą damą. Aishele wciąż jeszcze miotała się między resztkami wspomnień swojego dawnego wystawnego życia a obecną - od dwóch lat bardziej lub mniej żałosną - sytuacją. Lecz nawet jeśli nie miała już nigdy na powrót stać się damą, wachlarz przecież nie wadził. Szczególnie przy takim upale.

— Czyli faktycznie macie jakiś kodeks czy tak tylko gadasz? — zapytała, wachlując się namiętnie. — A, zresztą nieważne. Po co płynąłeś z Salu aż na Archipelag? To strasznie daleka podróż. Po co?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

64
-Nie wiem czy sztuką subtelną można nazwać używanie senatów jako marionetki Pani. Śmiem twierdzić, że jedyne co w tej sztuce jest subtelne to dźwięk monet osób zadowolonych z naszych usług.

Uśmiechnął się szczerze, lubił swoje zajęcie, mimo iż dużo przeszedł by być tym kim się stał. Szkolenie nekromantów jest rzeczą nie tyle trudną, co bolesną. Zakon stosuje wobec kandydatów brutalne kary, niejednokrotnie fizyczne. Wpajają kodeks za pomocą rózgi i szpicruty. Na te wspomnienia jego uśmiech przeistoczył się w nieprzyjemny grymas, który można by odebrać jako objaw bólu lub niesmaku. Z zamyślenia wyrwała go wstająca z plaży towarzyszka, która najwyraźniej zaczęła szukać drewna na opał. Widział jej wyraz twarzy na widok śmierci ptaka. Ponownie się uśmiechnął, gdy ta już odchodziła. Lubił patrzeć na ludzi którzy nie nawykli do widoku śmierci.

Nekromanta spojrzał z zaskoczeniem na kobietę, która rozkładała drewno po plaży by to przeschło. Zapomniał już, jakim ciężarem jest życie bez zdolności magicznych. Wstał , zebrał deski i wypowiadając dwa tylko sobie zrozumiałe słowa osuszył drewno, z którego woda omentalnie wsiąkła w piach. Ułożył zgrabny stosik z resztek okrętu po czym podpalił go, również za pomocą czarów. Nie było z tym problemów, ponieważ drewno pozbawione wody niemal zupełnie momentalnie zajęło się ogniem.

-Póki kolacja nie będzie gotowa, mogę zaleczyć Ci resztę obrażeń, nie przystoi by szlachcianka chodziła z obtartymi nogami i rękami, prawda? Jedzenie przywróci mi trochę sił, więc moge zaryzykować utratę energii na drobniejsze rany.

Niemal w tym samym czasie kiedy rzucił swoją propozycję, nowa znajoma zarzuciła go kolejną dawką pytań. Zaczął się zastanawiać, czy jest człowiekiem tak ciekawym, że ciężko się od nich powstrzymać, czy raczej ta się nudzi i by nie zasnąć dopytuje go o wszystko co jej do głowy przyjdzie.

-Mamy kodeks. Jak większość organizacji i zakonów. Nieco jednak luźniejszy niż ci, tfu Sakirowcy... Zabrania nam, przynajmniej formalnie i publicznie, kontaktu z kobietami, pozwala jednak na wszelkie inne rozrywki, hazard, alkohol, używki, czy zarabianie pieniędzy na swoich umiejętnościach. Do Salu płynąłem właśnie z tego powodu, by zarobić. Wszędzie pojawia się ktoś, kto chętnie skorzysta z usług nekromanty. A teraz weźmiemy się za twoje posiniaczone patyki, zdejmij suknie, to ułatwi robotę.

Ostatnie zdanie wypowiedział zakasając rękawy, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, iż zarządał, by ta stanęła przed nim w samej bieliźnie. Już miał się zrekompensować, gdy pomyślał, że należy mu się przyjemność płynąca choćby z obserwacji w zamian za pomoc.

Re: Wysepka

65
— Nie przystoi? A kto się zgorszy? Małpki w buszu? Martwy bażant? Papugi? Nie trzeba. Nie, nie chcę, zostaw. Nie szastaj już tak tą swoją magią, cała noc przed nami. I w ogóle nie wiadomo, ile tu będziemy siedzieć i co będzie trzeba jeszcze zrobić. Moglibyśmy wysłać list w butelce... — deliberowała, wachlując się piórami, ewidentnie znudzona — ...i czekać, aż ktoś go znajdzie i nas uratuje. Oczywiście gdybyśmy mieli butelkę. I coś do pisania. I wolne dwieście lat na czekanie. Butelka mogłaby przydać się też do tego, żeby jej zawartością urżnąć się w trupa. Wielka szkoda, że jej nie mamy.

Fantazja zupełnie niegodna szlachcianki, ale w obecnej sytuacji kusząca. Urżnąwszy się w trupa można pewnie nawet przegapić moment, w którym się zostaje faktycznym, prawdziwym, prawdziwie martwym trupem. A Aishele miała ponure przekonanie, że to właśnie ją tu czeka.

— Choć z drugiej strony moglibyśmy też wybudować tu chatkę i zamieszkać na tej miłej wysepce, co ty na to? Co rano zbierałabym kokosy i gotowała z nich zupę, a ty łowiłbyś kraby u wybrzeża, o tam. — Białogłowa, udając rozmarzony ton, wskazała pobliską zatoczkę, gdzie drobne fale pluskały sobie po cichu w blasku gasnącego dnia i nie było już śladu po niedawnym sztormie. Palmy kołysały się na wietrze, piasek skrzył się kolorowo. — Wieczorami zaś wyplatałabym koszyki z trzciny, a ty... no nie wiem, przygrywałbyś mi na własnoręcznie zmajstrowanym bębnie albo piszczałce.

Aishele ziewnęła. Obserwowanie magii, którą posługiwał się Aberyt, byłoby może interesujące, gdyby nie to, że zaprzęgał ją do pomocy przy najprostszych, najbardziej prozaicznych czynnościach. To, zamiast podziwu, budziło raczej nutę politowania. Prawdziwi mężczyźni, jak jej wbito do głowy, osiągali wszystko pracą własnych rąk, sami. Bez uciekania się do sztuczek. Taki był jej ojciec. Taki był jej mąż. Tacy byli mężczyźni, na których spoglądała przez całe życie z szacunkiem.

— Powiedziałam już, daj spokój. Nic nie będę zdejmować. — Szlachcianki uniosła brwi. Wcale nie chciała, żeby ją teraz leczyć. — Kodeks, kodeks. Nudy. A ty chyba kłamiesz, co? Kręcisz? Płynąłeś w końcu z Salu na Archipelag czy jednak do Salu? Skoro, jak mówisz, wszędzie znajdzie się praca dla kogoś takiego jak ty, to po co wyruszać w daleką podróż? Źle ci było tam, gdzie żyłeś?

Kobieta drążyła temat nie dlatego, że jakoś strasznie ją interesował, ale nie miała nic lepszego do roboty. Właściwie z chęcią by zasnęła, ale już czuła, że ból mięśni po walce stoczonej z żywiołem fal prędko jej na to nie pozwoli.

— Zresztą wszystko jedno, nie myśl sobie, że mnie to obchodzi. Powiedz lepiej... co będziesz robił, kiedy już zarobisz wystarczająco dużo?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

66
-W sumie mieszkanie na tej wysepce mogłoby być całkiem kuszące. Zero podatków, zero Sakirowców. Jedynym minusem jest szlachta, która przybyła za mną nawet tu. Opowiem Ci dlaczego tak nie szanuję twojego czcigodnego stanu. Chcesz? W dzieciństwie byłem żebraczyną, nie miałem nic, mimo, że zasługiwałem na taki sam start w życie jak dzieciaki tych wypudrowanych lalusiów. Dlatego wstąpiłem do bractwa. Teraz Ci pumpiaści przychodzą do mnie z jakimiś dziecinnymi prośbami pokroju 'Proszę, mistrzu, wskrześ moją córeczkę, mojego synka, pieska, kotka, matkę.' Zabawa zaczyna się gdy dojdą do tego, że trup pozostaje trupem, mimo, że żywym. Dalej gnije, dalej śmierdzi, dalej się rozpada.

Młody mężczyzna zaśmiał się w ten przerażający, zimny sposób. Rozejrzał dookoła Patrzył przez chwilę jak mięso dochodzi nad ogniem brązowiejąc powoli. Rzeczywiście myślał o zamieszkaniu tu. Mógłby spokojnie ćwiczyć swoją moc, rozwijałby się do momentu osiągnięcia potęgi godnej założycieli jego szkoły. Powołałby własną armię nieumarłych i ruszył na archipelag siejąc śmierć i zniszczenie pośród tych, którzy potrafiliby mu się przeciwstawić. Bawiło go nadąsanie nowej towarzyszki za każdym razem gdy powierzał jej jakieś zadanie. Wyrosła wśród ludzi wierzących, że wszystkie czynności wykonuje służba, teraz, gdy rzuciło ją na głęboką wodę, musi pogodzić się z nową koleją rzeczy.

-Nie zdejmuj więc. Siedź posiniaczona Pani. Co do moich planów, zdradziłem Ci dosyć, nie potrzeba Ci wiedzieć więcej. Alkohol w istocie by się przydał, chyba bowiem trochę tu pomieszkamy, jutro zbuduję nam prowizoryczne mieszkanko, chyba że przeszkadza Ci również moja próba nawiązania współpracy.

Wielu dałoby się pokroić żeby znaleźć się na jego miejscu, z kobietą, sam na sam, na wyspie. Wiele hmmm... interesujących wizji przemyka przez głowę. Jaką jednak przyjemnością jest mieszkanie na wyspie ze szlachcianką, której w pierwszej kolejności trzeba wydziergać pościel z jedwabiu?

Re: Wysepka

67
— Aha. Czyli nie szanujesz szlachty, bo sam urodziłeś się jako biedak? — Aishele ziewnęła, oglądając ostentacyjnie swoje paznokcie. Nawiasem mówiąc, niepiękny był to widok, więc prędko je oglądać przestała. — Bardzo interesujące, mów mi jeszcze. I jakie głębokie! Jakbyś urodził się szlachcicem, to pewnie nie szanowałbyś biedaków, na jedno wychodzi. Niczyja to wina, żeś przyszedł na ten świat jako żebrak. Może najwyżej twoich rodziców. Zresztą nie myśl, że mnie szczególnie ciekawią twoje poglądy na stany społeczne. Sama osobiście znalazłam się już niejako poza tą całą drabinką, poza szlacheckim stanem, więc nie obrazisz mnie mierząc weń, choćbyś się i ogromnie starał.

Gdyby Aberyt wiedział, co jego towarzyszka przeżyła i co robiła przez ostatnie długie (sama już nie pamiętała jak długie) miesiące, te spędzone w Grenefod i wcześniej, w klasztorze i podczas tułaczki, nie rzucałby tak łatwo oskarżeń, nawet w myśli. Ale nawet nie przeszło mu przez głowę, że szlachcianka mogła pracować więcej, ciężej i uczciwiej od niego.

— ...a właściwie to masz jakiś cel w obrażaniu jedynej istoty, która jest tu z tobą i teoretycznie może ci umilić ostatnie chwile żywota? Opowiedz mi lepiej dokładnie, jak to jest z tymi umarłymi. To akurat interesujące. — Głos jej drgnął. Z zaciekawienia? Ze zgrozy? Z jakiegoś jeszcze powodu? — Nie ma żadnego sposobu na zatrzymanie rozkładu? Na odwrócenie tego wszystkiego, co poczyniła z ludzkim ciałem śmierć? I nie śmiej się tak okropnie, bo zimno mi się robi mimo upału.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

68
-Nie zrozumiałaś mnie moja droga. Mam za złe nie szlachcie, a światu. Za to, że jest niesprawiedliwy. Dlaczego część dzieci musi zaczynać w rynsztoku, a część na salonach? To działa w dwie strony. Znalazłaś się poza nim bo wylądowałaś na pirackim statku, a później na bezludnej wyspie z nekromantą.

Uśmiechnął się widząc teraz wyraźnie smutną sytuację w jakiej znalazła się jego towarzyszka. On sam trafił nieźle, choć to wciąż szlachcianka, zakochana w sobie. Przynajmniej sprawia takie wrażenie.

-Nie jesteśmy panami Śmieci, podpisujemy z nią kontrakt, na jej warunkach. To nawet nie kompromis. Ona nam pozwala wypożyczyć od siebie kilka do niej należących dusz, w zamian, gdy nadejdzie nasz dzień, będzie mogła poczynić z nami co jej się podoba. To może przerażające, ale jednak. Nie pozwala nam odwracać swojego dzieła, a na chwilę je zatrzymać. Wskrzeszonego trupa utrzymujemy przy życiu na tyle na ile starczy energii skupionej w nas, lub tym co nas otacza. Z tego drugiego korzystać jest trudniej. Mi zajęło pięć lat nauczenie się podpięcia czaru pod siłę życiową innej istoty. Rozumiesz teraz co to za sztuka? Zatrzymać rozkład oczywiście się da, zaleczając powstające ciągle rany. Ożywieniec służy do walki, przede wszystkim, dopiero później do innych rzeczy. I byłbym ostrożny przy wskrzeszaniu ukochanych osób, będą nieco inne... I nie mam zamiaru Cię obrażać. Nie mam też zamiaru tu umierać. Jestem przywiązany do swojego nędznego żywota. Sporo mam jeszcze do zrobienia. Głodna?

Aberyt podszedł do granicy lasu i urwał dwa, nieduże liście palmy. Wrócił do ogniska, zdjął z improwizowanego rusztu bażanta, po czym rozdarł go na pół i kładąc na liściu podał go towarzyszce. Szczerze się uśmiechnął. Zdjął płaszcz i przewiesił na owym ruszcie w miejscu ptaka, tak, by ten schnął.

Re: Wysepka

69
— Głodna — przytaknęła skwapliwie. — Nie, mój drogi, znalazłam się poza tym wszystkim znacznie wcześniej. Tak dawno, że już sama nie wiem, co wydaje mi się bardziej nierealne: to całe śmieszne porwanie i moja obecność tutaj, czy raczej te dawne lata w Książęcej Prowincji. A może to, co było pomiędzy? Żywot w klasztorze osurelanek, górska tułaczka, dni ciężkiej pracy w Grenefod...

Aishele nie zdała sobie chyba sprawy z tego, że trochę nadwątliła właśnie swoją wcześniej opowiedzianą bajkę. Niepostrzeżenie dla siebie samej zaplątała się nieco w sieci swych kłamstewek. Na pewno zamieszał jej po prostu w głowie zapach pieczonego mięsa. Skubnęła kawałek podanego wytwornie na liściu palmy bażanta i dopiero po kilku drobnych kęsach zdała sobie sprawę, jak potwornie jest wygłodzona. Pożarła mięso z gwałtownością godną raczej dzikiej wilczycy niż wytwornej pani z dworskich salonów.

Dopiero gdy ogryzła do reszty ostatnią kosteczkę udało jej się zebrać myśli i powrócić do przerwanej konwersacji.

— Że świat niesprawiedliwy, to akurat żadna nowość — podjęła. — Jak powiedział Usal w jednej znanej opowiastce, którą na pewno kojarzysz: "Nie ma sprawiedliwości, jestem tylko ja". Kto powinien wiedzieć to lepiej od nekromanty? Zresztą zdaje mi się, że nie przemawia przez ciebie szczere umiłowanie społecznej sprawiedliwości, a osobista zawiść. Bo ilu ubogim dzieciom z rynsztoka dałeś dom, kiedy sam się już z niego podniosłeś? Iloma maluchami podobnych do ciebie samego z dzieciństwa zaopiekowałeś się w ramach walki z tą niesprawiedliwością świata? Ani jednym? Tak sądziłam.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

70
Aberyta zaskoczyła szybkość z jaką jego towarzyszka pochłonęła bażanta. Spodziewał się bowiem być zruganym za brak sztućców, po czym uraczony opowieścią jak to jej mąż potrafił wyskrobać widelec z powietrza. Lekko niechętnie, choć szczerze podsunął swoją porcję kobiecie, po czym rozsiadł się wygodnie na piasku wyciągając nogi. Pominął skróconą biografię szlachcianki, trochę z przyzwoitości, różniła się bowiem od poprzedniej, trochę z braku póki co zainteresowania tym tematem.

-Jedz, nie po to odejmuję sobie od ust, żebyś siedziała głodna! -powiedział do kobiety po czym uśmiechnął się nim ta zdążyła coś odpowiedzieć.

Ostatnie jednak słowa nieco go zabolały. Pamiętał bowiem doskonale czas spędzony w akademii, nie życzył takiego dzieciństwa nikomu, nie zabrałby do szkoły ani jednego żebraka. I nie świadczyło to o jego okrucieństwie, a o świadomości.

-Pani, to że nie przyjąłem żadnego dziecka pod skrzydła akademii, nie świadczy o mnie źle. To co się w niej dzieje jest gorsze od drobnych kradzieży.

Mężczyzna obrócił się i podciągnął barwioną na czarno koszulę. Kiedy ta wylądowała obok niego oczom kobiety ukazały się plecy połyskujące w świetle ognia bliznami. Miejscami wyróżniały się zgrubienie pozostawione przez rozgrzane bydlęce znaczniki. Całości dopełniała szrama przechodząca przez środek pleców, od szyi w dół. Zadana była jakoby tępym nożem, w kilku cięciach.

-Teraz mam nadzieję rozumiesz dlaczego nie przyjąłem nikogo ze sobą pod dach akademii. Karali nas za każde przewinienie, źle pościelone łóżko, stanie na trawniku, krzywo ułożone pióro przy pergaminie. Twoja kolej, opowiedz mi swoją historię, sam mogę to wydobyć z twojej głowy, tak jednak będzie ciekawiej.

Re: Wysepka

71
Blizny? Straszne. A kto w tym okrutnym świecie chodził bez blizn na ciele albo umyśle?

Szlachecka córa zignorowała pytanie o swoją historię, którą wszakże już się podzieliła, za to dalej z zapałem ciągnęła dyskusję o niesprawiedliwym losie biedaków i bogaczy. Irytacja urosła w niej na tyle, że chwilowo udało jej się nawet wygrać z nadciągającą zdradziecko sennością.

— Czy ja mówię coś o akademii, jakąkolwiek akademię masz tu na myśli? — Kobieta uniosła wysoko brwi w zdumieniu. Nagle będzie opowiadał, jak straszne było jego dzieciństwo w szkole, gdzie, niewiarygodna sprawa, kazali mu się uczyć. Przezabawne. — Nie mówię o kształceniu nikogo na nekromantę, mówię o czymś zupełnie innym. Przecież wiesz sam, jak im tam źle. Sam tego doświadczyłeś. Dlaczego nie pomyślałeś o tym, by założyć dla nich ochronkę albo szkółkę przyświątynną, kiedy już zacząłeś być kimś? Dlaczego przynajmniej nie przyjąłeś choć jednego z tych biednych, głodujących na ulicy dzieci pod swój własny dach, miłośniku społecznej sprawiedliwości? Powiem ci, dlaczego. Dlatego, że tak naprawdę w rzyci masz sprawiedliwość, a płaczesz, bo nie mogłeś po prostu być jednym z tych, którym powiodło się lepiej. Reszta cię wcale nie interesuje, dobrze o tym wiesz. Pewnie nawet nie lubisz dzieci.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

72
-Kpisz sobie dziewczyno? Szkółkę przyklasztorną? Ochronkę? Miałaś kiedyś do czynienia z innymi nekromantami? Zabiliby te dzieciaki, a na końcu mnie. Co do mojego bycia kimś, niemalże się zarumieniłem. Jestem prawie nikim, rozumiesz? My nie mamy tytułów, nie mamy sakwy pełnej gryfów czy znajomości żeby być kimś. Jesteśmy w cieniu, tam też umieramy. Nieco bardziej wyrafinowana sztuka wykorzystania śmierci nie czyni z nas nikogo ponad pospolitych morderców. Nie oceniaj mnie po fachu jakiemu jestem oddany, bo się możesz naprawdę szeroko minąć z prawdą Pani.

Ostatnie słowo wypowiedziano z wyraźną pogardą. Aberyt już do końca nie wiedział czy darzy szlachciankę sympatią czy niechęcią.

-Nie jestem też sfrustrowany swoim urodzeniem, zdechniesz bowiem tak samo jak ja, gdzieś na tej wyspie w piachu. I oby, bo nie sądzę żeby ktoś kto tu pływa miał krystaliczny charakter i ratował damy. Proponuję Ci okazać nieco większą życzliwość moja droga, bo mimo tego jak mną gardzisz, zjadłaś bo ja zwabiłem ptaka, schłodziłaś się dzięki mnie, a teraz ogrzejesz się również dzięki mnie.

Tu mężczyzna chwycił płaszcz, który suszył się nad ogniem po czym podał go kobiecie.

-Przykryj się, noce są zimne. Liczę, że kolacja smakowała. A dzieci lubię, choć pewnie nie wyglądam.

Odwrócił się, odszedł dwa kroki i usiadł gapiąc się w morze.

Re: Wysepka

73
— Lubisz? Aha, pewnie zjadać na śniadanie! — zawołała za nim kpiąco. — I sam się przykryj swoim brudnym płaszczem, dziękuję bardzo! Tak, przykryj się nim, żebym nie musiała więcej na ciebie patrzeć! — Wykrzyczawszy to wszystko Aishele zrezygnowana padła na piasek, gotowa już z tej złości zasnąć. Ale jednak coś spać jej nie dawało. I nie były to nawet kąsające dłonie i twarz muszki.

Dobrzy bogowie, jaki on głupi! Jaki on irytujący. Jaki niezrównoważony i zadufany w sobie burak. Już lepiej było utonąć w tym morzu niż się z nim tutaj teraz użerać.

Idąc za rozpaczliwą myślą, która wykiełkowała jej właśnie w głowie, szlachcianka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i utonąć, zanim dureń Aberyt doprowadzi ją do szału. Zerwała się z piachu, na którym nie było dane jej długo w spokoju poleżeć, i tak jak stała poszła prosto w wodę. Kiedy stała w falach już po uda, długa koszula zaczęła jej przeszkadzać, więc najpierw ją podwinęła, a później w ogóle zdjęła. Skoro ma umierać, to już wszystko jedno, może być i bez ubrania. Zresztą i tak zrobiło się już ciemno i tylko nad horyzontem jaśniały jeszcze ostatnie blade resztki dnia. Mewy krzyczały jak opętane.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wysepka

74
-Łaski bez! Śpij na gołym piachu.

Aberyt poczuł się nieco urażony zachowaniem jaśnie wielmożnej Pani. Nie będzie na siłę pomagał kobiecie. Wszystko mu jedno. Ta minęła go i poszła w stronę morza. Zaczęła schodzić coraz głębiej i głębiej. Mężczyzna wyłączył w sobie potrzebę pomocy niewdzięcznicy, więcej! Zaczął jej szczerze nie lubić. Chwycił jedną z mało jak dotąd ogryzionych kostek i powoli skubał mięso.

-Masz rację! Uczyń łaskę sobie, mi i wyspie, i się utop!

Wrzasnął za białogłową. To co się stało z jego statkiem na tych wodach jednak jasno pokazało, że wody to niespokojne. Musnął więc energią myśli kobiety tak, by docierały do niego uczucia nią targające. Mimo, że przestała go zupełnie obchodzić w momencie kiedy zaczęła nim otwarcie gardzić, wciąż gdzieś w głębi poczuwał się do przypilnowania, żeby ta przeżyła. W razie czego będzie ją mógł sprzedać za swoją wolność. Aberyt owinął się swoim płaszczem i znudzony przerzucał między palcami płomyki. Wtedy wpadła mężczyźnie do głowy pewna myśl. Ponownie sięgnął do myśli szlachcianki i zaczął przelewać w nie spokój i opanowanie.

Re: Wysepka

75
— Właśnie to robię, więc bądź tak miły i mi nie przeszkadzaj! — odkrzyknęła, odwracając na chwilę głowę. — Nie chcę, żeby twoja głupia gadanina towarzyszyła mi w moich ostatnich chwilach. Wolę posłuchać mew i morza, dobra?

Może to i dobrze się składa? Jeśli nie kłamią ci, którzy opowiadają o drugim, pośmiertnym żywocie w kraju bogów, to może białowłosą szlachciankę dzieli już tylko kilka chwilek od radosnego spotkania z ukochanym? Była spokojna, bardzo spokojna. Coraz większy spokój oblewał ją z każdą kolejną słoną falą. I morze też zachowywało się zupełnie łagodnie, współdzieląc z kobietą jej stan. Lekki wiatr załopotał w jej białych włosach, zanim zrobiła jeszcze jeden krok ku głębinie, by zanurzyć się aż po szyję.

Dalej było trudniej.

Wstąpić w morze nieco głębiej mogło znaczyć już – bezpowrotnie, prawdziwie utonąć. Tutaj woda robiła się już chłodniejsza, choć stały rytm, którym oblewała jej ciało, wciąż był przyjemny, zwłaszcza wobec jej własnego bezruchu. Przez chwilę wyglądało, że będzie tak stać w zawieszeniu bez końca. A później, zamiast zanurkować, pozwoliła wodzie się unieść i leżąc na jej szklistej powierzchni patrzyła na wschodzące gwiazdy. Zupełnie inne od tych, które świeciły nad Królestwem Keronu, obce i bardzo jasne.

Leżałaby tak na wodzie, głupia romantyczka, pewnie aż do śmierci głodowej. Albo póki – jak to bywa w bajkach – nie przyszłyby po jej złą duszę topielce i syreny z ciemnych odmętów. Stało się jednak inaczej. Traf chciał, że w rozmarzoną głowę pani Aishele niespodziewanie coś stuknęło i wyrwało ją z romantycznego transu. Była to butelka. Butelka z listem w środku.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Wróć do „Erola”