Wieś Jasny Dzwoneczek

1
Niewielka osada utrzymująca się poza wpływami cywilizacji. W zasadzie, to tylko parę domostw zamieszkanych przez rodziny żyjące z uprawy okolicznej ziemi, poławiania ryb i hodowli krów. Poza placem, wokół którego znajdują się budynki, nie ma nic specjalnego, poza otaczającym lasem, pastwiskami i polami, na których rosną zboża i ziemniaki. Na niedaleką piaszczystą plażę prowadzi wydreptana dróżka. Wieśniacy dostają się nią na wybrzeże, gdzie czekają na nich łodzie i sieci rybackie.

Nie ma tu żadnej hierarchii czy rządzących. Wszyscy mieszkańcy są sobie równi i żyją w zgodzie, urządzając wspólne biesiady od czasu do czasu.

To spokojny region, w którym niewiele się dzieje. Nie ma tu żadnych karczm czy innych form umilających spędzanie czasu. Zamieszkującym pozostaje jedynie uczciwa praca.

Re: Wieś Jasny Dzwoneczek

2
Chwała bogom! Dotarł żywy i zdrowy z tak daleka. Wszystko dzięki samotnemu kajakarzowi. Hmm ciekawe gdzie teraz jest... No cóż trzeba być dobrej wiary. Na pewno nas znajdzie. W końcu jest tu jego magiczna łódź szybkiej podróży. Po taki skarb się wraca.
-Te Garond pora wysiadać. Dawaj no tą łódkę tutaj na brzeg. Nie chcemy chyba żeby gdzieś odpłynęła, nieprawdaż?- Odniosą ją daleko od wody, kto wie czy przypływ by jej nie zgarnął gdyby nie to. -No i patrz tam. Jakieś inne łodzie. Chyba nie jesteśmy tu sami. No i dróżka w tamtym kierunku.- Po przeprowadzeniu szybkiego rozeznania sytuacji usiądzie na leżącej do góry nogami łodzi.

-Dao powiedział, że pogadamy na brzegu więc i tak powinno się stać. Zapewne wystarczy chwilę poczekać. -Naciągnie swój kaptur na głowę i spojrzy raz jeszcze w kierunek z którego przybyli. Nostalgiczne myśli trochę go męczą, ale to nie moment by rozmyślać o domu. Decyzję podjął jedną podróż przez morze temu i teraz nie ma odwrotu. Trzeba już patrzeć tylko naprzód.

Re: Wieś Jasny Dzwoneczek

3
W morzu odnalazł spokój. Ścigał się z ogromnymi rybami, zwiedzał piaszczyste dna i te skaliste, do których dociera niewiele światła. Niebieska toń to jego ostatnia miłość. Powierzał jej swoje sekrety, obawy. Dzielił się myślami. A ona słuchała i udzielała pomocnych rad. Głębiny podpowiedziały, by zostać jeszcze z rozbitkiem i uciekinierem. Poznać ich historię. Ocenić, czy są warci aby opowiedzieć im własną. Obaj są wyrzutkami. Porzucili rodzinny dom. Przybyli tu odnaleźć nowy. Znajdą go, lub ruszą na dalsze poszukiwania a on jest ich łącznikiem z oceanem. Człowiekiem, który połączył dwa brzegi. Istotą, która umożliwiła im dalsze poszukiwania i ocaliła przed samotnością, być może nawet i przed śmiercią. "Na morzu nigdy nie jesteś sam" - mówią kapłani Pana Morskich Burz. Jego domem był wszechocean. Miejsce, w którym nigdy nie będzie czuł się samotny.

Wynurzył się powolnym spacerem, gdy brzeg zaczął się unosić. Ociekał słoną wodą. Wypełniała jego płuca, a po części żołądek. Wylewała się uszami, nosem, ustami. Ściekała po jego skórze. Fale robiły się coraz wyższe. Uderzały w jego plecy, ale nie były w stanie go obalić. Niedługo rybacy powrócą do domu ochronić się przed gniewną stroną oceanu. W oddali widział kajak, który śledził a także inne kształty zarówno łodzi, jak i ludzi. Gdzieś między drzewami w górę wyspy znajduje się wioska. Mimo, iż był dość daleko woda wciąż sięgała mu do klatki piersiowej.

Na plaży bawiły się dzieci. Beztroskie i pełne życia. Lepiły z piasku zamki. Niestałe budowle, które nie wytrzymają zbliżającej się morskiej burzy. Inne kąpały się w czystej wodzie, która zarówno daje jak i odbiera życie. Wyszedł im na spotkanie.
- Bądźcie pozdrowione płomyki nadziei na wezbranym morzu. Niech Dobry Rybak napełni sieci waszych rodziców i chroni swą ręką wypływających w sztorm. Morskie fale otoczcie opieką stworzenia, które tak chętnie idą na wasze spotkania. Kroplo drążąca skały, żyj w zgodzie z ludem, który bez ciebie żyć przecież nie może. - Kilka godzin podwodnych przemyśleń wzmocniło jego mistyczną więź ze swoim bóstwem. Chciał głosić jego imię. Chciał dziękować za życie, które od niego otrzymał. Chciał przebaczyć za życie, które od niego dostał. Chciał z nim być i był z nim. Czuł otaczający go ocean. W bryzie, szumie fal, zapachu soli. Wszystkie zmysły podpowiadały mu, że nie jest sam, lecz świadomość wypierała ten fakt. Wciąż wiele brakowało mu do idealnego kapłana.

-Chcę zobaczyć chram poświęcony bogowi wody. Przygotujcie go na nasze przybycie dzieci.

Szedł plażą w stronę Rozbitka i Podróżnika. Mocowali się z łodzią. Ciągnęli ją przez piasek i o czymś rozmawiali, lecz ich nie słyszał. Zdał sobie sprawę, iż mimo wydłużenia formułki błogosławieństwa dalej się nie rymowała. Zaprawdę daleki był od ideału. Zbliżył się do Wiktora i Rozbitka.

- Oto jestem.

Re: Wieś Jasny Dzwoneczek

4
- No czas najwyższy. Myśleliśmy że cię jakiś rekin zjadł albo co. Dobra, powinniśmy napełnić brzuchy i potem pogadać o rzeczach ważnych bo jak wszyscy wiemy z burczącym brzuchem nie ma gadania. No to zróbmy tak, ty starszy panie możesz spróbować coś złowić, a ty mój drogi Wiktorze możesz spróbować coś upolować. Ja postaram się przynieść drewno na opał to zjemy na ciepło.- powiedział, po czym ruszył w stronę lasu.

Las nie był gęsty lecz Garond musiał co rusz wycinać jakąś gałąź aby przejść dalej i ciągle coś przyczepiało się do jego stroju. Drzewa były wysokie ponieważ nie było widać ich koron a poszycie było uszyte liśćmi. Wszędzie było pełno robactwa, co chwila jakiś komar czy inne diabelstwo próbowało go ukąsić w twarz.

- Cholerne robale. Świat byłby bez nich dużo lepszy, no bo po co komu do cholery te małe skurwysyny. Nie dość że krew kradną to i swędzi potem.- Narzekał pod nosem.- Ciekawe czy panowie zgodzą się uczestniczyć w mym planie. Bylibyśmy obrzydliwie bogaci. Ja jako mózg całego interesu oraz główny producent a oni byliby świetnymi towarzyszami. Ale czy ten starzec coś potrafi? Po Wiktorku widać że ma krzepę to pewnie i w ryj dać umie. Hmm nie czas na to.- Pomyślał.

Znalazł sporą kłodę ze sporą ilością rozgałęzień po czym zaczął na niej układać inne patyki które znalazł po drodze.- Nie było by mądre ścinać tu drzewo, miejscowi mogliby się wkurzyć.- Gdy skończył kupka była pokaźnych kształtów więc zaczął wracać do miejsca z którego przyszedł. Był dumny ze swojej roboty, zebrał sporo drewna lecz było mokre ponieważ w całym tym lesie powietrze było niesamowicie wilgotne.

Gdy wrócił na plażę zaczął układać mały stosik i a gdy skończył usiadł na ziemi i czekał na swoich być może przyszłych towarzyszy.

Re: Wieś Jasny Dzwoneczek

5
-Co to ma znaczyć w ogóle?! Mam na twarzy wymalowane myśliwy? Mam zapierdalać po lesie bo co, bo mam ze sobą kilka patyków z metalowymi końcami? Ja będę życie ryzykował byś mógł bęben napełnić? Jasne! Zbieraj sobie ten chrust a ja będę się uganiał po zagajnikach za zwierzem resztę dnia. Co Ci powiem to zapamiętaj sobie: nie ma nic za darmo i jeśli nie chcesz dziś głodować to będziesz się musiał wykazać nie lada zaradnością.- Dawno się tak nie zezłościł jak dzisiaj. Jednak gdy do niedawna jeszcze beczkowy żeglarz poczuł się do obowiązku wydawania rozkazów to miarka się przebrała. Zupełnie niepotrzebnie się za to zabrał, zwłaszcza że Wiktor dopiero co zaczął napawać się samodzielnym życiem poza wpływami rodziców. Pewnie poszedłby na to polowanie ze swojej własnej inicjatywy, lecz zdecydowanie nie zrobi tego na polecenie kryjącego swoją twarz.
-Dao tam masz łódź jakbyś jej szukał. Idę odpocząć i zebrać myśli do lasu wrócę wieczorem do tej wioski co jest tu niedaleko.- Rzucił w stronę zmokniętego pływaka.

Sam na sam z naturą. Poruszając się niedaleko wiejskich zabudowań by nie zabłądzić wykorzysta swój czas relaksując się. Ten błogi spokój pozwoli mu wyciszyć i oddalić wzburzone myśli. Zapewni sobie odpowiednie wyżywienie omijając trujące i chwytając jadalne owoce.
Był bardzo ostry dla Garonda i nie uważa tego za błąd. Ów Całe życie spędził w Ujściu więc pewnie czuje się wielkim mieszczaninem i traktuje takich pochodzenia wiejskiego z przymrużeniem oka - do roli na polowanie i do kopalni. Zabolało to Wiktora niemiłosiernie i dał znać nieokrzesanemu kapturnikowi, że nie będzie tego tolerować. To lepszy wybór niż dusić to w sobie i po cichu żywić urazę jeśli mają spędzić ze sobą więcej czasu.

Czas zbierać się do wioski, Zobaczyć się z Dao i przywitać z tutejszymi ludźmi. Tym ostatnim oznajmić, iż nie będziemy sprawiać kłopotu. Na pewno są zaniepokojeni nowymi przybyszami, a kto wie czy nie zostaną tu na dłużej.

Re: Wieś Jasny Dzwoneczek

6
- Ja bym radził nie łazić. W lasach jest pełno jadowitych węży i pająków. - Powiedział do oddalających się pleców pasażerów. - Drewno też ci się nie rozpali, bo niedawno padało. - I zaraz znowu zacznie.

Spojrzał na zbliżające się od zachodu chmury. Dzieci też to zauważyły i dreptały boso wydeptaną ścieżką do domu. Skoro ci dwaj już zmęczyli się sobą w czasie podróży, to niedługo ich drogi rozejdą się po raz kolejny, tym razem na stałe. Usiadł na granicy wody. Fale podmywały mu stopy i zabierały ze sobą piach spod palców. Wrócił się do łodzi, odwrócił ją na drugą stroną i zabrał ze sobą wędkę.
Zanęcił z nadzieją, że mniejsze rybki uciekną na płycizny.

- Zachodni wiatr spienione goni fale. - Powiedział do siebie pod nosem. Nie widział jeszcze powracających łodzi, co było w jego ocenie złym znakiem. - Niech Święte Morze zlituje się nad nimi.

Wrócił zakapturzony mężczyzna. Układał na plaży stosik z drewna. Bardzo ładny stosik. Zwiewny, lekki i na swój sposób elegancki. Lekko kokietował z piaskiem trącany przez paluchy Garonda. Dao potrząsnął gwałtownie głową chcąc wrócić do rzeczywistości. Z uszu ulało mu się trochę wody.
- Bardzo ładny stosik. Jak już rozpalisz to zawołaj. Będę w wiosce. - Nic nie złapał. Odłożył wędkę na swoje miejsce i ruszył wydeptaną ścieżką. Nie było daleko do pierwszych zabudowań. Drewniane jednopiętrowe chałupy kryte wielkimi liśćmi w miejscu, które wydaje się wydarte naturze. Od granicy lasu osadę dzieli pole wyciętych drzew. Mieszańcy nie pozbyli się jeszcze wszystkich pieńków na drodze karczowania, przez co miejsce wygląda jak cmentarz z kilkoma budowlami pośrodku.
Spoiler:
Miejsce kultu znajdowało się w niewielkiej zatoce blisko tafli wody. Kilka ustawionych menhirów i kamienny ołtarzyk, na którym czekał na niego kosz z rybami, pochodnia i wieniec kwiatów. Chciał odprawić rytuał, gdy nadchodzący przypływ podniesie wodę na wysokość jego kolan. Wieczorem nadszedł sztorm. Powracający rybacy przynieśli smutne wieści - kilku mężczyzn nie wróci już do swoich żon.

Deszcz i wiatr nie zachęcił mieszkańców do nabożeństwa - wizja śmierci na oceanie owszem. Strach działał dużo silniej niż wdzięczność. Stojący po kolana w wodzie, targani wiatrem i deszczem mieszkańcy oczekiwali od Dao słów otuchy. Obietnicy, że ich mężowie, synowie, ojcowie i bracia wrócą. Nie robił im nadziei. Morze upomniało się o ich ciała i dusze, a on nie chciał odbierać tej zdobyczy.

Z nastaniem dnia opuścił osadę niesiony zewem błękitnej toni.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Chandi”