[Nadportowa] Mieszkanie Aromy

1
Jeden z ostrych, drewnianych dachów widocznych z jednego z południowo-zachodnich murów nieopodal jest właśnie dachem owego domu dojrzałej kobiety, krawcowej z jednego ze sklepów odzieżowych na Nadportowej.
Dom jest otoczony drewnianym płotem, blokując dostęp z odnóg centralnej ulicy na Nadportowej. Na terenie ogrodu znaleźć można tylko ze 3 metry ścieżki z rozsypanych małych kamyczków o różnych kolorach, wydostającej się miejscami oszronionej trawy na gołej, zmarzniętej ziemi, malusieńki ganeczek i wygódkę za domem.
Sam dom z odchodzącą już białą farbą z desek jest wielkości niewiele większej niż średniej. Jednopiętrowy, z piwnicą i stryszkiem. Wykonany jest z kamienia i drewna, gdzieniegdzie miejscami upchanymi sianowymi izolacjami przed temperaturą. Ze szczytu dachu wybija się komin z ciemnej, osmolonej cegły, ziejący często białym dymem.
Dom ten należał rok temu do rodziców Aromy, zmarłych państwa Granith. Po ich pogrzebie Aroma odziedziczyła ich dom i stara się jakoś go utrzymać.



Syk rozległ się po niewielkiej dobudówce w pokoju gościnnym. Na stole leżało parę szarych szmatek, jakaś buteleczka z ostrym zapachem jodyny, kilka bandaży, niegdyś białych, teraz zżółkniętych w miejscach gdzie nie wsiąknęła zeschnięta krew.
-Zaskakująco dobrze się goi.
Znowu syk. Z końcówki strupa wydobyło się jeszcze trochę krwistej ropy. Kobieta o naznaczonych krawiectwem palcach zgrabnie opatrywała ranę na przedramieniu prawej ręki Nomeda. Zbliżała do otworu w ranie szmatkę ze szkarłatną plamą roztworu z buteleczki z drugiej strony.
-Było tak źle, że myślałam, że stracisz rękę.
-Przesadzasz. Bardziej mnie wkurza, że to cholerstwo uciekło, jak i moja nagroda. SSShh! Delikatniej bym tak ładnie prosił.
-Jak szczypie to znaczy, że działa.
-Problemem jest to, że za mocno pchasz szmatkę pod strupy, ale przeżyję. Dopóki to się nie zagoi to nie mam co myśleć o kolejnych polowaniach na stwory i nagrodach. A cholera go w rzyć, kończą mi się pieniądze.
-Pieniądze to nie wszystko, Nome. Masz mnie. Może to dobra okazja byś przestał w końcu ryzykować życie za te grosze. O mały włos nie straciłeś ręki. I po co? To miał być zwykły kobold...
-...a okazał się ogarem. Gnój nawet mnie zaskoczył. Łowiłem z nogami w rzece. Gdy wyszedłem na brzeg był przy moich rzeczach. Jakbym nie wziął ze sobą sztyletu rzeczywiście mógłbym stracić tę rękę. To tylko zwykłe ugryzienie, a ogar ma zmasakrowany pysk. Sam pewnie teraz wyje z bólu gorzej niż ja.
-I tylko zwykłe zakażenie. Ale ręka już się leczy. Jutro nawet zrezygnujemy z opatrunku. Ale będziesz miał ten ślad do końca życia. Mam nadzieję, że przez swoją głupotę szybko go nie stracisz. Nie zniosę braku ciebie.
Aroma wstała zabierając ze sobą ubrudzone szmaty i bandaż. Nomed wiedział co robić. Namoczyć czystą szmatkę odrobiną czerwonej cieczy, przyłożyć wokół rany i związać drugą czystą szmatką...

Kilka dni później...

Obudził się z koszmaru zaciągając się powietrzem. Aroma również się zbudziła, spojrzała na niego swoimi piwnymi oczami, odgarnęła długie, proste szatynowe włosy z oczu i wtuliła w pierś Nomeda, cichutko mrucząc.

-Koszmar, kochany?
Nie odpowiedział. Leżał tak zamyślony. Po krótkim czasie zorientował się, że Aroma domaga się odpowiedzi delikatnym szturchaniem. Zrobił to zaczynając pocierać dłonią jej kark i pocałunkiem w czoło.
Chciałby jej opowiedzieć ten koszmar. Ale nie wypada w związkach rozmawiać o byłych.

-Dawne dzieje, moja śnieżna piękności - odpowiedział po elficku z westchnieniem.
-Śnieżna piękności? - powtórzyła po elfiemu z łamanym akcentem, rozkoszując się pięknością elfickich słów. - Nie sądzisz, że „kochanie" brzmiało by piękniej?
-Przepraszam, kochana - odpowiedział po elficku. Muszę trochę ochłonąć. Dawno ten koszmar nie wracał - wrócił do wspólnego.
Końcówkami palców, dotykając jego napinającej się skóry, płynęła powoli w miejsce dość wrażliwe by zmusić mężczyznę do działania.
-Może pomogę ci zapomnieć - patrzała na niego błyszczącym wzrokiem pełnym obietnic. Jej ręka zdecydowanie rozpoczęła swoje działania. Chodź szybciutko jeszcze raz - szepnęła mu w ucho. Sama najwyraźniej też była już gotowa.
Nie chciał jej mówić, że teraz ma na to małą ochotę, ale z drugiej strony ciężko też jej odmówić, gdy tak wspina się na niego swoim ciałem, całuje po szyi i gryzie uszy, usadawiając jego miecz w ciepłej i wilgotnej pochwie.
Nie ma dla niego piękniejszego widoku niż właśnie te chwile. Niestety zakłócane wspomnieniami z koszmaru, często dawały mu myśleć o Aromie jak o Lariendrze. Nie mógł skończyć. To zaskakujące u mężczyzn, ale udał swój finisz, by uprzyjemnić Aromie ostatnie porywy zwycięstwa.
Nie miał na to teraz siły. Na nic nie miał siły.
Wstał tylko, narzucił na siebie szlafrok, nabił fajkę tytoniem i palił siedząc naprzeciw okna w drewnianym krześle. Zaczynało już powoli świtać. Za oknem Nadportowa zaczęła budzić się powoli do życia.
Gdy uszły z niego myśli o koszmarze, zaczął myśleć jak tu zdobyć pieniądze.
Aroma właśnie się zbudziła...
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

2
Słońce wstawało nad Salu, zwiastując kolejny pracowity dzień. Rybacy wracali z nocnych połowów, wyciągając na brzeg sieci pełne ryb. Rymarze, dekarze, bednarze, płatnerzy, kowale i inni mistrzowie cechowi otwierali powoli swoje warsztaty, układali narzędzia, rozpalali paleniska. Odgłosy wszystkich tych czynności docierały do Nomeda, kiedy spokojnie ćmił fajkę. Pierwsze promienie słońca zaczynały oświetlać mu twarzy przyjemnie ciepłym blaskiem, które wpadły przez okno. Zamyślił się głęboko, umysł zajęły mu ważne sprawy finansowe, wiadomo przecież, że pieniądze na drzewach nie rosną.

Wtedy usłyszał za sobą delikatny szelest skóry o materiał, ciche mruknięcie zadowolenia, a następnie delikatne kroki bosych stóp o podłogę. Aroma, naga jak w dniu narodzin, oplotła go ramionami wokół szyi i przytuliła od tyłu. Wtulała się chwile w niego, a on chłonął zapach jej skóry, który na przestrzeni wspólnego mieszkania, stał się dla niego częścią jaźni, codzienności.

- O czym myślisz, kochany? Tylko nie próbuj mi wmawiać, że o niczym. - Ucałowała go w policzek, obeszła dookoła i usiadła na kolanach. Ciemne brodawki zawisł mu na chwilę na wysokości oczu, przysłaniając wschodzące słońce, ale zaraz dziewczyna skuliła się i zajrzała mu prosto w oczy. - Boli cię ręka? Coś cię trapi? Czy to ten koszmar? Może chodzi o mnie? Proszę, zdradź mi swoje myśli. Wiesz, jak nie cierpię trwania w niewiedzy.

Faktycznie, wiedział to dobrze. Poznał ją, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, oczywiście na tyle, na ile facet może poznać psychikę kobiety. Stała mu się bliska, choć czasami zastanawiał się, kiedy to się stało. Pomagała mu, leczyła z ran, opiekowała się nim. Była dla niego po prostu dobra.

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

3
Codzienność. Kiedy nic się nie dzieje przez dłuższy czas, dokucza Nomedowi ta rutyna. A przez nią jego myśli mają więcej okazji do zajmowania mu umysłu. Takie chociażby proste rozmyślanie o dokonanych wyborach, o wypowiedzianych słowach, o konkretnych ludziach ich nastawieniu. Ważni dla niego zmarli, kochanki, przyjaciele - czasami też mąci mu to w myślach. Raz źle, a raz dobrze.
W tym momencie myśli uparcie zajęte miał swoją pierwszą miłością i ich wspólnym skarbem. Pozytywne odbieranie tych wspomnień mącone było przez powtarzające się widy w śnie, niestety zbyt natrętnie.
Tyle pięknych wspomnień. Tyle bólu...

Aroma, jak zawsze urocza, oczekiwała odpowiedzi, patrząc z bliska na jego szare oczy. Jak tylko siadała mu na kolanach, odłożył fajkę z wypalonym tytoniem, odwzajemniał spojrzenie.
Przypomniał sobie wtedy kobiecy krzyk w opustoszałych okolicach portu. Zza rozpadających się wrót opuszczonego magazynu wydobywało się tłumione wołanie o pomoc. I dwa męskie głosy, komentujące sens jej walki i wołań dość ordynarnie. Na stercie siana leżała młoda, wijąca się kobieta, przyciskana do podłoża przez dwóch tłustych dryblasów szykujących się do zabawy. A konkretnie jeden z nich, bo drugi wyświadczał przysługę koledze przyszpilając jej obie dłonie. Pierwszy w kolejce szykował się do gwałtu przyciskając ją swoim cielskiem, buszując dłonią po niej, krzykliwej, wściekłej ale bezsilnej i płaczącej. Zaczynał już kombinować przy pasku od spodni, kiedy popełnił nieprzyjemny błąd, próbując wcisnąć jej język do ust. Ucierpiała przez to guzem na głowie i utratą przytomności, a niedoszły kochanek doznał problemów z wypowiadaniem słów do końca życia. Bo w końcu długiego życia to on już nie miał, gdy wkroczył Nomed.
Gdy się zbudziła, chciała dalej walczyć. Ale bez potrzeby.
Pamiętała kiedy zdezorientowana usłyszała uspokajający głos swojego wybawcy, niosącego ją na sobie przez ramię. Pamięta też ostry, rozrywający ból, gdy stali się sobie "bardzo bliscy", tej samej nocy. Potwierdziło to tylko to, że Nomed mówił prawdę.
Że zdążył na czas.

W końcu oderwał wzrok w stronę okna i odpowiedział:
- Znasz mnie. Lubię tak czasem pogrążyć się w myślach - kłamał. Nie lubił tego. Chyba sprzedam pamiątkę Usala. Na nic mi ona, a wiesz, że i tobie kończą się pieniądze.
Spróbuj może wydobyć od Nadii kilka kropel z tego całego tam drzewa. Na kredyt. Jak tylko doleczę nimi rękę, mogę znowu zarabiać.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

4
Aroma, prosta dziewczyna z odległego miasta na północy kontynentu, czytać w myślach nie potrafiła. Nie mogła się nawet domyślać, co też przetacza się przez głowę Nomeda. Nie widziała tej krwi równie wyraźnie, co on. Nie mogła dostrzec obleśnych, lubieżnych uśmiechów na twarzach potencjalnych gwałcicieli. Nie słyszała odpinanej klamry od pasa, rechotów, krzyków protestu i głuchego uderzenia, od którego owe krzyki ustały. Również charakterystyczny dźwięku ostrza wysuwanego z pochwy nie dotarł do uszu. Choć była częścią tego wszystkiego, choć dotyczyło to jej życia, zapomniała. Nie wracała do tamtej chwili. Przy swoim bohaterze czuła się bezpiecznie. Spokojnie.

Za to mężczyzna słyszał to wszystko bardzo wyraźnie, widział każdy krok, każdy ruch, jakby to wszystko odbyło się wczoraj. Utonął na moment we wspomnieniach, w tej bezdennej otchłani, która już raz pochłonęła go, kiedy to jedynym obrazem, który miał w głowie, była twarz Lariendry i ich malutkiej córeczki. Wtedy rozmyślania, rozpacz i tęsknota niemal przywiodły go na kres życia. Teraz był mądrzejszy, silniejszy. Miał misję do spełnienia, towarzyszy, którzy tyle z nim przeszli. I Aromę. Miał Aromę, choć jeszcze nie wiedział, co to dla niego znaczy.

Wyrwał się z tego marazmu. Skonkludował, że potrzebuje ruchu. Rana utrudniała mu znacznie jakiekolwiek ćwiczenia, paprała się przy większej eksploatacji, toteż oszczędzał się mocno, ale z tego wszystkie wynikło jedynie paskudne odrętwienie w mięśniach i cała masa myśli przetaczających się przez głowę. A bywają myśli, które potrafią zabić. Mało kto wiedział o tym lepiej, niż Nomed.

Na jego odpowiedź zareagowała lekkim skrzywieniem się.
- Dobrze wiesz, że nie musisz tego robić. Powtarzam ci; pieniądze to nie wszystko. A pamiątka jeszcze może ci się przydać, ochronić. Teraz puścisz ją za marny grosz, ale jej korzyści w przyszłości mogą być dla ciebie znacznie większe. A o pomoc Nadii mnie nie proś. Jest coraz ciężej o wszystko, jeśli mam być szczera. Miasto biednieje, kochany. Upada. Coraz trudniej o podstawowe towary przywożone Keronu, Grenefod chwilowo zamknęło handel, a statków z Archipelagu i Urk-hun nie widziałam tu od dobrych kilku lat. Widmo demonicznego ataku jest zbyt realne. Zastanawiam się niekiedy, czy to nie jest pora, żeby stąd uciec. Póki jakiekolwiek statki tu kursują. Co o tym sądzisz?

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

5
- Uciekać? - spojrzał na nią. - Nic bardziej bym nie pragnął od ucieczki z tego świata, od mojej zemsty, od powodów tego kim się stałem. Wiesz doskonale, że bliska obecność demonów sprawia, że ich krew wniekrótce znajduje się na moim ostrzu. Nie przestanę z nimi walczyć.
...
Brzdęk metalu, zgrzyt kości. Chlapnięcie ciemnego, parującego w śniegu szkarłatu.
Zlepiona łojem sierść zaczęła zalewać się cuchnącą krwią, skapywać ze zlepionych śniegiem końcówek na dole klatki piersiowej. Koziołowaty bies nie miał zbyt dużo tchu by wyć, a to co wydostawało się z jego pyska było tylko grubiejącym rzężeniem, by skończyć się strumieniem lejącej się posoki. Wtedy właśnie skończył swój kulejący chód w bezcelowej ucieczce i ciężko, ale ledwie słyszalnie upadł na bok w świeży śnieg. Dużo czasu nie minęło aż dookoła zdychającego demona śnieg pozapadał się w parującej, rosnącej, czerwonej kałuży...
Nomed był wkurzony. Poobijany, pokąsany i podrapany nie mógł liczyć na swoich towarzyszy gdyż ci byli od niego ładnych parę mil, czekając na raport swojego zwiadowcy. Musiał do nich wrócić. Przekazać, że gdzieś tu jest jaskinia i więcej drzemiących demonów.
Miał tylko nadzieję, że walka nie zbudziła ich więcej.

...
- Z drugiej strony, jeśli tak bardzo tego chcesz. Nie zniósłbym gdyby coś ci się stało. Była by to moja niepierwsza porażka.
...
Obleśny grubas rozpina pas, nie wkłada jej języka w usta. Rozsunął jej nogi przy użyciu siły, opadł biodrami nieco niżej. Aroma wydała z siebie pełen bólu głośny jęk, a gwałciciel wyraźnie zadowolony oznajmił jej, że teraz jest kobietą, czego nie przyjęła radośnie. Płakała. Wyła. W pewnym momencie przestała nawet się szarpać, płacz ustał, jej wzrok stał się beznamiętny, wlepiony w nicość. Rozpłakała się znowu, ale cicho, gdy grubas, zsapany i zadowolony odstąpił, dając miejsce swojemu koledze. Nikt już jej nie przygniatał rąk, więc zakryła swoją twarz w dłoniach i szlochając czekała aż to się skończy. I się skończyło. Kiedy ostry ból rozpanoszył się po jej czaszce a w oczach pojawiły się błyski. A potem nastąpiła nicość...
A Nomed wtedy był zupełnie gdzie indziej. Nie zdecydował się na postawienie swoich kroków w tamto opustoszałe miejsce, gdyż uznał picie za rzecz ważniejszą od nocnego spaceru. W końcu było zimno, padało, a taki samotny spacer mógł przypłacić zdrowiem albo nawet życiem.
Ale decyzja była bardzo dobra. Zyskał coś więcej niż kaca. Zyskał inny rodzaj przedniego piwa, które zawsze będzie pełne i powita go każdego ranka, czy to w łóżku, czy to w myślach, po pobudce w zimnych jaskiniach, bezdrożach czy gospodach...

...
Aroma tego nie zauważyła, ale w oczach Nomeda coś drgnęło. Objął ją silniej. Obiecał, że nie pozwoli jej zrobić krzywdy.
Lariendra odeszła od jego myśli. W tym momencie serce porywało go gdzieś zupełnie indziej. Uczucie było znajome, przecież z Aromą żyją bardzo blisko. Ale pojawiało się wtedy, kiedy widywał ją po długiej podróży za pieniędzmi z demonich trucheł, nie kiedy widuje ją codzień.
Przecież ona jest taka dobra, taka oddana. Taka piękna, taka mądra...
- Możesz czuć się przy mnie bezpieczna, piękny kwiecie - zapewnił ją czule, posługując się elfickim, który uwielbiała.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

6
Aroma odwzajemniła jego uścisk, wtulając się w niego całą sobą. O nic nie pytała, nie dociekała niczego. Po prostu ofiarowała mu siebie, swój zapach, dotyk, obecność. A on ją przyjął, po prostu.

- Wiem, że przy tobie jestem bezpieczna. Wiem, że nic mi nie grozi. Wiem. - Pocałowała go w usta, po czym wstała, wciąż nieubrana, i skierowała się do pokoju. - Chodź, zjemy jakieś śniadanie, już chyba pora. O wyjeździe jeszcze pogadamy.

Zniknęła na chwilę w pokoju obok, żeby ubrać się w skromną suknię, a włosy związać opaską. Nawet w takim stroju, prostym, bez ozdób, wyglądała naprawdę pięknie. Ta codzienność, zwyczajność czyniła ją równie atrakcyjną, jakby wystroiła się w koronki i jedwabie. Ale Nomed czasem się zastanawiał, czy jest stworzony do takiego właśnie życia.

Mężczyzna pozostał w szlafroku. Nie widział potrzeby ubierać się specjalnie, żeby zjeść. Dlatego przeszedł od razu do kuchni i sięgnął po dzban z piwem, by nalać sobie do kufla. Szybko i Aroma się tam znalazła, postawiła na stole wczorajszy chleb, kawałek pieczystego z kolacji, pastę rybną i kilka pomidorów. Po chwili oboje zaczęli jeść, rozmawiając o mało istotnych rzeczach.

Kiedy skończyli, Nomed wstał i ruszył do pokoju ubrać się, wcześniej złożywszy pocałunek na czole dziewczyny. Założył ciepłe spodnie z szarej wełny, buty, półkożuszek podszyty futrem i rękawice z kreciej skóry. Za pas zatknął sztylet, miecza postanowił nie zabierać.

Potem skierował się ku wyjściu, a wtedy usłyszał trzy mocne uderzenia w dębowe drewno, z którego zrobiono drzwi. Aroma spojrzała na swego ukochanego i lekko zmarszczyła brwi.

- Dziwne, nie spodziewałam się nikogo. A ty? - mówiąc to wytarła mokre ręce w kawałek szmatki i otworzyła drzwi.

Stało tam dwóch mężczyzn w przeszywanicach koloru morskiego błękitu, szyszakach na głowach i krótkich mieczach przy boku. Jeden wyraźnie przekroczył pięćdziesiątkę, drugi nie mógł mieć więcej, niż dwudziestkę. Straż miejska.

- Wybaczcie, że nachodzę, pani, ale szukam niejakiego Nomeda. Doniesiono nam, że zatrzymał się u ciebie. - Wtedy to Nomed wszedł w pole widzenia strażnika, a ten znowu przemówił. - Z rozkazu Protektora miasta oraz rady miejskiej, za zakłócanie porządku miejskiego i utrudnianie życia mieszkańcom Salu, nakazuje się wam opuścić mury portu w przeciągu dwóch dni. W przeciwnym wypadku zostaniecie zatrzymani w naszym lochu, a przeciw wam wytoczony zostanie proces.

Słowa te, zimne niczym powietrze, które wtargnęło do domu przez otwarte drzwi, zawisło między Aromą i Nomedem, a strażnikami miejskimi.

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

7
Czegoś takiego Nomed się nie spodziewał. Bo i kiedy, cholera jasna, sprawiał ludziom problem, i to w ten sposób, że wyganiają go w tak wielkim mieście?
- Alee.. Można znać powód?
Tylko tyle zdołał wydukać w lekkiej konsternacji. Jednocześnie coraz silniej próbował wpaść na jakikolwiek pomysł czemu do czegoś takiego doszło.
Chyba, że to nieporozumienie...
- Jesteście pewni, że szukacie Nomeda Kelerema? Tego co zabija demony? Tego co broni potrzebujących na szlaku?

Myśli przechodziły mu przez głowę nieco chaotycznie. Ale oczekiwanie na odpowiedź strażników trzymało jego uwagę na tym co się dzieje teraz.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

8
Starszy ze strażników poważnie pokiwał głową.

- Zawiadomienie złożyła szanowna Aikad'savedia, która jest wysoko postawiona w kręgu Nekromantów, obrońców naszego miasta. Twierdzi, że przeszkodziliście jej w pracy na rzecz Salu, zażądała, aby kazać wam natychmiast wyjechać. Waszym szczęściem, Protektor i rada znają was i wasze uczynki, wiedzą, żeście człek dobry i wszelkie plugastwo z radością zabijacie. Niestety, jeżeli mają wybierać pomiędzy Nekromantami, którzy już kilka lat strzegą naszych granic, a jednym człowiekiem, wybór jest oczywisty. Tak więc, jeżeli nie opuścicie murów miejskich w przeciągu tychże dwóch dni, będę zmuszony zakuć was w kajdany i zaprowadzić do lochów. A tego, wierzcie mi, nie chcecie.

Nomed doskonale pamiętał wysoką elfkę i jej pupilów, których załatwił ze swymi kompanami. Była to swego rodzaju odpłata za zwinięcie sprzed nosa nagrody za demona, ale najwidoczniej nekromantka poczuła się urażona i postanowiła wykorzystać swoje koneksje, żeby pozbyć się nielubianych osobników. Łowca zdawał sobie doskonale sprawę, że to nie są żarty, a groźba zamknięcie jest jak najbardziej realna.

- Jeżeli to was pocieszy, panie Nomed, to waszych towarzyszy nakaz ten objął również, prawdopodobnie już zostali o nim zawiadomieni. Zbierzcie się, opuśćcie miasto, pojedźcie gdzieś daleko. To najlepsze, co możecie zrobić. Bywajcie. Panno Aromo, przepraszamy za najście.

Aroma pożegnała się i zamknęła za strażnikami drzwi, po czym odwróciła się do mężczyzny i spojrzała na niego surowo.

- Czy chcesz mi o czymś powiedzieć, najdroższy? - zapytała, celowo akcentując ostatnie słowo. W rzeczywistości nie wydawała się mocno zła, bo i nie miała powodów. Oto przed chwilą wspominała o wyjeździe, a teraz powód do tego sam przyszedł do jej domu.

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

9
Parsknął śmiechem, gdy usłyszał to imię. Szczerze mówiąc nie pamiętał go dokładnie, ale było na tyle specyficzne i zepsute, że zanim strażnik wypowiedział słowo nekromanta, Nomed już wiedział o kogo chodziło. I jednocześnie odczuł swoją niemoc wobec nekromanckiego majestatu, wykreowanego na przestrzeni lat i dziesiątek tysięcy demonich trucheł.
Spokojnie i uśmiechnięty wysłuchał co miał do powiedzenia strażnik, wędrując wzrokiem po kątach przy suficie. Ręce miał złożone, a jedno kolano zgięte, przechylając ciężar ciała na drugą stronę biodra. Wolał nic nie odpowiadać, bo każde w tym momencie tłumaczenie zdarzenia spełzło by na niczym.
I niestety z przekąsem musiał uznać zwycięstwo Aikadii. Chyba, że szukał w Salu śmierci, czy to z rąk nekromanckich pupilków, czy to w zimnym lochu. Bo oczywiście wybór był dla Nomeda oczywisty:
- Uciec - co zapewniało szansę na dalsze przetrwanie;
- Albo najpierw ją zabić i potem uciec - co mogło okazać się niemożliwe w każdym momencie wykonywania tych działań. Czyli słowem samobójstwo.

Rozsądek podpowiada jasno. Ale co na to reszta? Jeśli Ynos dostał wiadomość, to niemal na pewno jedna ręka będzie za działaniem samobójczym. I to ręka, której mogą nie zatrzymać nawet trzy ich pary.

Nekromanci nie byli co prawda takim samym problemem jak demony, ale, jak to sobie Nomed czasem tłumaczy, kipi w nim krew przodków, którzy takich jak ona szybciutko by wymordowali w każdy najobrzydliwszy sposób. Dla niego korzystanie z dobrodziejstw ciał, które powinny leżeć w ziemi, to tak jakby złamanie świętych praw, traktujących o "wiecznym spoczynku". Różnili się od trupich padlinożerców tylko tym, że świadomie dokonali wyboru. I szlag ich niech będzie, że to właśnie demony sprawiły, że ludność Salu skierowała prośbę o pomoc właśnie do nich, sprawiając, że zwykły obywatel musi klękać na kolanach i całować ich przeklęte, pucułowate tyłki.
A wystarczyło by trochę współpracy ze stron południowych. Bo przecież każdy na tej ziemii jest bratem i siostrą, zrodzonym z tej samej, życiodajnej siły.

Czy to świat jest zły, czy my?

- Tylko tyle, że walka o moje prawa sprawiła, że moja przygoda dobiega tutaj końca - odpowiedział, udając zamyślenie.
Tkwił w tej samej pozie, ale spojrzał na Aromę.
- Skoro urażeni nekromanci są tutaj ważniejsi od grupy dobrodziei, w tym jednego paladyna, to szlag niech to całe miasto. Nie będę się prosił o łaskę. Prosić będę tylko ciebie. Chcesz wyruszyć ze mną? Zostawić to nudne życie za sobą i poznać świat? Poznać stolicę świata? Bo mówię tu o SaranDun. Proszę, piękny kwiecie - ostatnie zdanie wypowiedział w znanych Aromie elfickich słowach.

Nomed był więcej niż pewien, że jeśli już, to reszta będzie chciała ruszyć właśnie tam - do SaranDun. Być może Yalisweth będzie musiał być potraktowany odrobiną sprawnej perswazji. W końcu to w tych okolicach ma szansę natknąć się na to czego szuka, by zyskać znacznie szerzej otwartą drogę do tego, do czego dąży każdy niżej urodzony paladyn - tytuł szlachecki. No i, rzecz jasna i okryta świętością jego honoru, że poślubi kobietę, którą kocha. A potem tylko czekanie na stosowny wiek na uzyskanie jednego z najwyższych stopni u Sakirowców. A między tym wszystkim szczypta lawiny heroiki i zapisanie się w kartach historii.
Czasem nie wiadomo na czym Yalowi bardziej zależy...
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

10
Aroma wytrzeszczyła śliczne oczka, kiedy usłyszała propozycję Nomeda. O potężnej stolicy Keronu, w budowie której pomagały Krasnoludy, dziewczyna słyszała jedynie opowieści. Podobno było to olbrzymie miasto, pełne bogactw i przepychu, na każdy rogu spotkać można tam było przedstawicieli wszystkich ras i narodowości, a bajeczne pokazy teatralne na ulicach bezustannie przykuwały uwagę tłumów. Takie i wiele innych historii opowiadano w Salu o Saran Dun.

- Naprawdę? - Dziewczyna podbiegła do niego, zarzucając mu ramiona na szyje. - Ojej, przecież ja tego pragnę, tego właśnie chce! Tak! Daj mi czas do juta, żebym mogła załatwić wszystkie sprawy, poprosić kogoś o opiekę nad domem i spakowanie się. Hm, a jak zamierzamy podróżować? Oczywiście, pójdę za tobą wszędzie, ale sądzę, że stać nas na jakieś dwa spokojne koniki, a gdybym tak sprzedała te korale po mamie, to może i miejsce na statku mogłabym kupić, co o tym sądzisz?

Nomed pozwolił jej snuć plany, choć sam myślami odbiegł nieco dalej. Świat pełen był paskudnych ironii, przeciwieństw i niesprawiedliwości. Oto ci, którzy czynili dobro i nieśli pokój, muszą uciekać przed tymi, którzy niosą strach, zwątpienie i kultywują majestat śmierci. Nie ulegało wątpliwości, że elfka zachowała się bezczelnie. Istniało również uzasadnione przypuszczenie, że jego kompani, a przynajmniej jeden, mogą być tym faktem oburzeni do tego stopnia, że zechcą coś przedsięwziąć. Z pewnością należało ich przypilnować, najlepiej nawet zaraz ich poszukać.

- Kochany, pytam co sądzisz o tym. Statek, czy normalna podróż? Osobiście uważam, że statek jest bezpieczniejszy. Do Qerel nie spotkamy żadnych piratów na pewno, flota księcia Jakuba jest tam mocna, wszyscy marynarze tak mówią. Lądem może być trudno, a ty wiesz to najlepiej ze wszystkich. I chyba zdecydowanie dłużej.

Dziewczę było ewidentnie podniecone perspektywą podróży, żadne troski nie mogły teraz przyćmić jej radości. Wyczekiwała podobnej szansy przez całe życie i oto szansa nadeszła.

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

11
- Cieszę się, że tak myślisz, piękny kwiecie - odwzajemnił uścisk, cmoknął w usta.
Miał ochotę go podtrzymać nieco dłużej i mocniej.
Dobrze wiedział, że nie zapewni jej pełnej luksusów podróży. Cholera. Pewnie nawet stoczą walkę o życie, lub dwie. Pomijając niebezpieczeństwa traktów morskich czy naziemnych, Nomeda nawiedza jeszcze pewna myśl. Myśl o wizerunku masy toczących się w ich stronę trupów z Aikad'savedią na czele.
Bo dobrze czasem spodziewać się wszystkiego, by nie zamrugać okiem na zbyt długo, gdy stanie się rzecz bardziej prawdopodobna.

- Dobrze się tylko nad tym zastanów, moja kochana. Podróż lądem czy morzem może nie być łatwa, sama przecież zapewniałaś mi opiekunek i wiesz z czym wracałem. Nie pozwolę cię skrzywdzić, ale przed niewygodą i stresem nie lza obronić. Poszukam moich wariatów, z nimi podejmę decyzję co do podróży. Jeśli nie wrócę, to spotkajmy się przy kapliczce Tenatira za południową bramą.

Sprawa chyba wyglądała na, jeśli nie zamkniętą, to zamykającą się. Jeszcze może kilka słów, wysłuchanie Aromy, pocałunek na pożegnanie.
Yalisweth, Ynos i Arqan gdzieś tam byli. Może jeszcze nie wiedzą. Albo właśnie Nomeda szukają.
Co też wyniknie z tego spotkania? Nomed w ostatniej chwili przypomniał sobie by poinformować Aromę o jego możliwym nie pojawieniu się więcej w domu. Ale miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Mieszkanie Aromy

12
Aroma pokręciła energicznie głowa.

- Jestem zdecydowana! Spakuje najpotrzebniejsze rzeczy i będę gotowa! Do zobaczenia!

Pocałowała go i popędziła do swojego pokoju, a sam Nomed wyszedł na ulicę. Dzień był słoneczny, choć mroźny. Nie było się co dziwić, wszak zima nadchodziła wielkimi krokami. Mężczyzna ruszył ulicą w dół. Kierował się do dobrze znanego sobie miejsca. Wiedział, że nimal na pewno zastanie tam swoich towarzyszy, którzy albo już wiedzą, albo właśnie zostaną poinformowani, że pewne zatargi mogą z prywatnych przeradzać się w polityczne. I narobić sporo zamieszania.

Tak więc Nomed skierował się do zajazdu "Pod Białym Murem".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Salu”