[Nadportowa] Główna ulica

1
Ulica Nadportowa charakteryzowała się dwoma rzeczami - po pierwsze, jak wskazywała nazwa, prowadziła do portu, bo tuż przy nim leżała. Po drugie - znajdowały się na niej wyłącznie domy mieszkalne. Wiązało się to z tym, że najstarsi mieszkańcy Salu wszystko mieli uporządkowane. Oddzielną ulicę dla różnych kramów, zakładów i cechów, oddzielną dla spokojnego mieszkania i życia codziennego. Dlatego też na Nadportowej przez wiele lat znaleźć można było wyłącznie domy mieszkalne najstarszych rodów i dziedziców Salu, ciągnące się jeden przy drugim.


Coś łupnęło w zewnętrzną stronę otwartych drzwi zajazdu „Pod Białym Murem". Impet uderzył Nomeda w gojącą się rękę. Wzdrygnął się i syknął. Wyjrzał i zobaczył dochodzące do siebie, brudne pachole. Chyba przyłożyło w drzwi głową.
Nomed już miał delikatnie zganić chłopca kiedy, jakby znikąd, wyłonił się starszy, zdyszany mieszczanin z gniewnym wyrazem twarzy a za nim zaraz przybiegła wiele młodsza kobieta.
- Ty gnoju! Ty skurwysynu! Oddawaj pieniądze Merdoli, złodzieju!
Szarpanie się chłopca przyniosło tylko tyle efektu, że dostał kilka razy kułakiem aż w końcu na deskach ganku brzęknął pucułowaty mieszek.
- Jak cię tu jeszcze raz świński ryju nakryje na złodziejstwie to osobiście tak nakopię do dupy, że popamiętasz! - i odegnał oddalającego się chłopca nietrafionym kopniakiem wymierzonym między pośladki.
Ale Nomed i Yalisweth już tego nie widzieli. Wiele już razy byli świadkami podobnych scenek, chociaż przyznać trzeba, że Nomed pierwszy raz nieświadomie obezwładnił uciekającego złodzieja. Parsknął do Yala nieco później, jak oddalili się. Zapomniał już nawet, że boli go ręka. Bo tak na prawdę to już chyba nie bolała.

- Yal. Trochę mi cię szkoda. Kurde. Kto by przewidział, że tak rozwiąże się sprawa tej wiedźmy? Mi trudno nie jest, wiem. Kobieta u boku, nic ważnego do zostawiania za sobą. Powiedz mi czemu ten stary cap chce koniecznie akurat kości.. czego to niby?
Nomed nie mógł spamiętać nazwy istoty, na którą polował Yalisweth. Generalnie w ogóle nie wie jak nazywa się połowa istot, które zdążył ukatrupić.

Ich kroki kierowały się w stronę północną. Do głównej przystani. Nomed miał nadzieję kogoś spotkać przy interesie.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Główna ulica

2
Wędrowali wzdłuż ulicy. Niedawny incydent zajął Yaliswetha tyle, co nic. Minę miał nietęgą, mimo pięknej pogody - lekkiego mrozu i prużącego z nieba delikatnego śniegu, który skrzypiał pod podeszwami.

- Blazak. Tak nazywa się ten demon. Trzynaście stóp wzrostu, długie, baranie rogi, sierść na całym ciele, humanoidalna sylwetka. Niezwykle inteligentny. Czemu go chce? Bo to bardzo rzadkie, śmiertelnie groźne stworzenie i stary ma nadzieję, że nie uda mi się przeżyć podobnego spotkania. Pozbyłby się kandydata na zięcia, którego upatrzyła sobie córka i mógłby wciskać jej tych śliniących się dworaków.

Przemawiał z goryczą, całkiem zrozumiałą w jego sytuacji. Nie miał żadnego pomysłu na rozwiązanie pata, dlatego postanowił wyjechać. Nomed zdawał sobie sprawę, jak paskudnie to wygląda.

Nie uszli połowy drogi, kiedy usłyszeli za sobą wołanie.

- Mistrzu Yalisweth, mistrzu Nomedzie! Hola! - odwrócili się, by ujrzeć spieszącego ku nim mężczyznę z wydatnym brzuchem, ubranego w długi płaszcz podbijany futrem. - Wybaczcie, że przeszkadzam, wybaczcie najmocniej. Imię me Flutbear, Fredrik Flutbear, jestem nadzorcą portowych cieśli w naszym mieście. Miałbym dla was zadanie.
- Nie wiem, czy doszły was wieści, panie Flutbear - zaczął Yalisweth - ale musimy w ciągu dwóch dni opuścić miasto. Jeżeli więc nie jest to ekspresowa robótka, to chyba nic z tego.
- Myślę, że coś na to poradzimy. Po kolei jednak, to będzie tak, że gdzieś pod miastem grasuje nam sukkub.

Mężczyźni wymienili zaciekawione spojrzenia.

- Sukkub - podjął nadzorca - zaczął ostatnio przesadzać nam nieco. Początkowo tylko w snach męczył, zsyłał wizje takie, że jak słuchało się chłopaków, to aż dziw brał. Potem wyszło na jaw, że ma leżę tuż pod murami miasta i zwabia tam uczciwych, dobrych pracowników. Mnie tam zjedno, z kim kto perwersyje czyni, ale oni po tych schadzkach nie mają w ogóle siły do roboty!
- No tak - mruknął Yalisweth znowu - sukkub daje im przyjemność, ale żywi się w zamian siłami witalnymi. To niezbędne dla jej przeżycia.
- Ale mi ludzie pracować nie chcą! Cholernej belki unieść nie mogą, a mnie się po dupie dostaje, że drewno na statki nie wykończone w terminie! Tedy rzeknę: ubijcie sukkuba, a zapłacę dobrze, dowolną walutą. A cobyście nie martwili się tym nakazem wyjazdu... - ściszył nieco głos - mam niewielką chałupinę w lesie o pół dnia drogi od miasta. Nie byłem tam dawno, bo czasy niebezpieczne, ale gdybyście się zgodzili, to możecie w niej zamieszkać do czasu wykonania pracy. Co powiecie?

Re: [Nadportowa] Główna ulica

3
- Uważaj na kieszonkowców oraz trzymaj się blisko, miej miecz i sztylet w pogotowiu. - Rhachenth otrzymał krótkie porady, tak logiczne i oczywiste, że mógł poczuć się co najmniej jak upośledzone dziecko.
Słońce zmierzało ku zachodowi, lecz do całkowitych ciemności zostało jeszcze dobre parę godzin. Na głównej ulicy panował ruch, część ludzi szła do karczmy, część właśnie wracała do domów. Przewodnik Swena parł twardo do przodu, ocierając się o każdego możliwego przechodnia, co chwilę odwracając się do tyłu i patrząc czy ochroniarz nadąża. Cała dwójka dość szybkim tempem zmierzała w kierunku przeciwnym do portu, niekiedy musiała nadrabiać czas, gdyż trzeba było przepuścić wozy z ładunkiem, wówczas mężczyzna słyszał ciche przekleństwa.
Kilka razy kątem oka Najemnik mógł spostrzec grupę ludzi, kryjących swe twarze pod kapturami. Nie było w tym nic dziwnego, nie jeden przechodzeń był tak ubrany bądź posiadał broń. Ewentualny problem polegał na tym, iż Rhachenth mógł zauważyć tą samą, raczej czteroosobową grupę ludzi więcej niż raz. W przeciwieństwie do jego zleceniodawcy, który koncentrował się na tym, co było przed nim, a tyły powierzył Najemnikowi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Salu”