[Nadportowa] Zajazd „Pod Białym Murem"

1
Ulica Nadportowa charakteryzowała się dwoma rzeczami - po pierwsze, jak wskazywała nazwa, prowadziła do portu, bo tuż przy nim leżała. Po drugie - znajdowały się na niej wyłącznie domy mieszkalne. Wiązało się to z tym, że najstarsi mieszkańcy Salu wszystko mieli uporządkowane. Oddzielną ulicę dla różnych kramów, zakładów i cechów, oddzielną dla spokojnego mieszkania i życia codziennego. Dlatego też na Nadportowej przez wiele lat znaleźć można było wyłącznie domy mieszkalne najstarszych rodów i dziedziców Salu, ciągnące się jeden przy drugim.

Rewolucja przyszła bardzo późno, bo w trzeciej erze. Wtedy to Kirg Dmący W Róg, legendarny niemal kapitan i komandor floty wojennej Salu, wieloletni mieszkanie Nadportowej zdenerwował się, że musi chodzić do porządnej knajpy niemal na drugi koniec miasta. Poprosił swego brata, Longhtorna, żeby ten otworzył pod miejskimi murami lokal, gdyż wtedy zabudowania obronne Salu wyglądały zupełnie inaczej. Longhtorn zgodził się, wybudował niewielki budynek, nazwał go „Pod Białym Murem" i po dziś dzień jego dziedzice prowadzą zajazd, który z czasem stał się najbardziej luksusowym lokalem w mieście. Na piętrze można znaleźć pokoje do wynajęcia, w sennikach niemal nie uświadczy się pcheł, w piwach nie ma drożdży, a jedzenie jest naprawdę smaczne i świeże. Obszerna sala gościnna może pomieścić łącznie i pięćdziesiąt osób, a dodatkowo wynająć można jeden z trzech pomniejszych alkierzy.



Nomed przekroczył drzwi karczmy, choć głowę wciąż miał pełną myśli. O Aromie, o elfce, przez którą nagle musiał wyjechać, o podróży, o swych kompanach. O życiu. Przyszedł tu wprost z mieszkania Aromy

W zajeździe było raczej pusto. Gdzieś w kącie dwójka rybaków rozmawiała cicho. W powietrzu unosił się dźwięk lutni. Pojedyncze akordy, łączące się w smętną melodię. Arqan założył nogi na stół, lutnie złapał wprawnym chwytem i brzdękał. Tuż przy koturnie jego wysokich butów stał drewniany kufel z piwem. Tarczę i miecz oparł o stół, by mieć je pod ręką. Spodnie z farbowanej na zielono wełny w kilku miejscach miały łaty, a kubrak sznurowany pod szyją wielokrotnie splamiło coś tłustego.

Naprzeciw niego siedzieli Yalisweth i Ynos. Pierwszy gapił się pusto w dno kubka z trunkiem, miecz nosił na pasie, a rycerski wams z wyszytym mieczem Sakira wyglądał na świeżo wyprany. Młody paladyn prezentował się najlepiej z całej czwórki, nawet wliczając Nomeda. Był wyraźnie przygnębiony, co zresztą miało swoje uzasadnienie, jeżeli usłyszał rozporządzenie rady miasta. Wygnanie z Salu było niemal jak wyrok. Pozbawienie bezy wypadowej do walki z demonami, w której mógł zawsze wyleczyć się z ran, smacznie zjeść, odpocząć. Pozostanie mu tułaczka.

Ynos nie podzielał smutku kolegi. Topór położył na stół, cięgiem popijał z kufla i rozglądał się ciekawie, choć wątpliwe, by mógł dojrzeć coś ciekawego. Jego przeszywanica również nosiła ślady częstego naprawiania, ale raczej mu to nie przeszkadzało. W sięgającej do pasa brodzie znaleźć można było resztki niedawno spożytego pokarmu, a żółte zęby wyszczerzyły się, kiedy zobaczył Nomeda.

- Oto idzie nasz kochaś! - Wykrzyknął, unosząc w jego stronę kufel. - Witamy, witam, miło, żeś w końcu wyszedł z łoża tego pięknego dziewczęcia! Czy może i tobie straż miejska złożyła wizytę przynosząc przy okazji dobrą, niech ich zaraza, nowinę?
- Spójrz na jego minę, to powinna być najlepsza odpowiedź - rzucił Arqan, uśmiechając się gorzko. - Jasne, że i u niego byli, gnoje.
- Najsampierw - podjął znowu krasnolud - chciałem im napluć na buty i pójść swoją drogą, ale powstrzymałem się, żeby nie robić znowu dymu. No i myślę sobie, że oni tylko rozkazy wykonują, a inna kurwa doprowadziła nas do takiej sytuacji. I to jej, moi panowie, należy się odpłata! Co powiesz, Nomed?

Arqan podjął grę na lutni, znowu cicho i jakoś tak smutno, Yalisweth milczał, szukając czegoś na dnie kufla, Ynos gapił się na łowcę, wyczekując odpowiedzi.

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

2
- Złożyła.
Nomed idąc w stronę kamratów mozolnie pochylił się chwytając w dłoń zydel, który ustawił sobie przed ich stolikiem. Klapnął.
Gdy Ynos mówił swoje, Nomed zauważył, że młodziutka dziewka obok szynkwasu nie miała co robić, więc zamachał do niej dłonią, wyciągnął w górę najpierw palec wskazujący, po czym schował i wyciągnął pierwsze trzy.
Bo napiłbym się korzennego..
Frida, bo tak na imię miała, przytaknęła z delikatnym uśmieszkiem i zniknęła gdzieś, chyba schyliła się za szynkiem w poszukiwaniu kufla.
Tak. To za kuflem zniknęła. Za chyba czystym kuflem. Chuchnęła do wnętrza i obtarła jego środek pobliską szmatką. Spojrzała przy tym zalotnie, samymi oczami na Nomeda. Mrugnęła, uśmiechając się.
**** Jak Elda, Maria, Rita, Rivra, Amleta, Bogur'ha, Tralla... Tralla. To babsko to dopiero miało cyca...
****
...a kiedy już było po wszystkim, palące, UrkHuńskie słońce przebijało się przez zabite dechami okno, a alkohol i wypalone zioła zostały już przemielone przez krew i wydalone tradycyjnymi metodami, Nomed obiecał sobie, że nigdy więcej nie pójdzie z żadną orczycą do łóżka, nie wiadomo jak byłby nachlany i naćpany. Za prawdę nie chce nawet wyobrażać sobie jak muszą czuć się nieorkowe dziewki kłute przez orkową "brzydszą" płeć. Bo wśród orków Nomed raczej jeszcze nie spotkał się z urodziwością, dlatego żartobliwie rozróżnia ich podział na płeć brzydką i brzydszą.
Wyszedł z tego z solidnym bagażem, nie tylko doświadczenia, ale i sińców, zadrapań i ran. Zupełnie jakby rżnął (lub, w tamtym wypadku, dawać się rżnąć) lwicę w rui.
Orkowe kobiety to harde, zajeżdżające niemal na śmierć, suczyska. Prawdziwe babska z krwi i kości. Lubiące czasem podduszać do nieprzytomności, pobić się by zaraz wrócić do figli, gryźć lub wbijać kły do krwi, wydawać z siebie odgłosy rozjuszonego orangutana, a do tego wszystkiego szczycić się nie do końca zadbaną higieną i owłosieniem. Z tego co Nomed słyszał, nie wszyscy wychodzą z takich rzeczy z życiem. Nawet sami zieloni potrafią się wzdrygać na myśl o stosunku wśród swoich kobiet.
Takie tylko wyciągnął wnioski po "niezapomnianej" nocy z Trallą, gospodziną z jednej z Czarno Murskich oberży. I nigdy więcej. Nawet w drogim burdelu.
Co prawda Tralla była kobietą dość potężnej budowy i potężnego charakteru. Ale tak czy siak Nomed zastanowi się dwa razy nim podejmie następne ryzyko z jakąkolwiek inną zielonoskórą. ~~~~~~ - ...eży się odpłata! Co powiesz, Nomed?
Mężczyzna, niezauważalnie wyrwany z zamyślenia, obrócił głowę do rudobrodego kompana. Nie musiał się domyślać o co mu chodziło i Nomed miał zamiar temu zaprzeczyć, wbijając mu w głowę pewne ważne argumenty. I liczył w tym wypadku na pomoc Yaliswetha. I może Arqana, który zazwyczaj ma głęboko co, gdzie i jak. Byle by pociachać tych złych i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.
- Po pierwsze, nekromanci mają to miasto w kieszeni, Yalisweth pierwszy to zauważył. Próbując im się za to odpłacać możemy najwyżej skończyć jak ci, których zmasakrowaliśmy pod czarnym ruczajem. Jako kukiełki tej wiedźmy mam na myśli. Po uprzednim schwytaniu bądź zabiciu. Druga opcja wydawała by się zdecydowanie lepszą opcją, bo nawet nie chcesz wiedzieć co robić nam będą w lochach za to co masz zamiar odpierdzielić. Po drugie, jeśli rada, tego smutnego jak pizda miasta, zdecydowała się postawić tych nikczemnych skurwysynów ponad nas, dobrej woli najemnych wojów, którzy wybili niemałą masę demonów, uratowali niezliczoną ilość cnot i tak dalej i tak dalej, nie stawiając się obrażonemu suczysku, które tak czy siak zyskało co chciało zyskać pod tym przeklętym ruczajem, a nas pozbawiając pieniędzy i jeszcze wygnać pod groźbą lochu, jak pospolitych bandytów, to szczerze mówiąc uważam, że nie warto zostawać w tym niewdzięcznym mieście ani chwili dłużej. Nie ma co, szkoda naszego czasu i krwi chłopaki. Po trzecie, ... dawnośmy się sukinkoty nie widzieli. Powiecie mi chociaż czy coś zarobiliście?
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

3
Nomed, pogrążony we wspomnieniach z dawnych lat, przyjemnych, czy też nie, to już inna kwestia, niemal przegapił wypowiedź swego druha, ożywił się dopiero na końcówce i odpowiedział swoje. Wtedy też Frida postawiła przed nim kufel pełen pienistego, aromatycznego piwska.

- Nomed ma rację, jak zwykle zresztą - zauważył Arqan. - Wątpię, byśmy faktycznie to przeżyli. A ja, rozumiecie, mam chęć do życia i cel, którym się kieruje. Gdzieś mam tą wariatkę i jej trupy, zabieram się stąd.

Ynos zmarkotniał, widząc, że nie ma w nikim poparcia. Machnął ręką i stuknął w kufel Nomeda, choć musiał się przy tym sporo wyciągnąć.

- Jebać tą starą wiedźmę. Skoro tak gadacie, to nie będę się wybijał. Może jeszcze przyjdzie czas zapłaty. A teraz pijmy, jedzmy, pobawmy się, póki nas znowu szlak i przygoda nie pochłoną! Zaraz nasza kaczka w warzywkach powinna się dopiec. Wznoszę więc toast za ponowne spotkanie starych kumpli! Wszyscy w komplecie, ze wszystkimi, proszę ja was, członkami i kończynami! Zdrowie! - Uniósł kufel, Arqan i Yalisweth uczynili to samo, choć paladyn wciąż zasępiony. Nomed nie pozostawał dłużny. Po chwili wznowiono rozmowę. Inicjatorem kolejny raz był Ynos. - Pytasz, bracie, czyśmy zarobili? A pewnie, że tak! Choć bywało więcej, to i narzekać nie wypada, bo robota stosunkowo nietrudna. Demon bydlak, bo prawie trzynaście stóp wzrostu miał, ale tępak niesamowity. Arqan go w pułapkę zwabił, wąskie koryto wyschniętej rzeki, ja rzem go po nogach chlastał, skórę miał twardą, tedy trochę się narobiłem, ale pokaleczyłem dziada. A potem Yalisweth z góry skoczył na niego z mieczem. Żebyś ty widział to cięcie, chłopie! Posoka na trzy sążnie w górę trysnęła, a ryczał, skurwiel, jakby go z tej piekielnej skóry obdzierali. Ale padł w końcu.

Arqan głośno kolejny akord, śmiejąc się przy tym. Jemu również udzieliła się atmosfera ponownego spotkania.
- Dobrze prawi nasz rudzielec. Dawno nie widziałem tak pięknego cięcia, jak te Yaliswetha. Chyba nawet przebija twój cios pod Białym Fortem, jak żeś gizarmą z wyskoku przebił tą wywernę, że trzech chłopa miało problem z wyciągnięciem broni. Pamiętasz to? - znowu zaśmiał się serdecznie, przygrywając na lutni.
- No, dobra, dobra - zaczął znowu krasnolud - myśmy pochwalili się osiągnięciami swoimi, a ty? Robiłeś coś, poza zajmowaniem się tą piękną dziewczyną?

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

4
- Zdrowie!
Jeszcze jakiś czas temu pewnie i miałby co opowiadać. Ale teraz jakoś nie miał nic. Nomed zastanawiał się tylko czy pytanie Ynosa miało być ironiczne, czy możne rzeczywiście myślał, że Nomed ciachał jakieś paskudztwa.
Upił także kolejnych łyków słuchając o dokonaniach paladyna. Widział jego posępną minę. Też się tak czuł. Ale czasem trzeba po prostu udawać, że nic go to nie rusza. Zdążył się już przyzwyczaić do zimna, do tego, że opływał w luksusy, w porównaniu do tego co zazwyczaj miał na szlaku, w mieście nigdy nie brakowało zleceń, Aroma zawsze wypatrywała ich powrotu. Jego powrotu...
Yal pewnie się domyślał, że Aroma będzie szła z nimi. Nomedowi słabo podobał się ten pomysł. Może rycerzowi też.

- Ależ ja? Oj ciąłem. Ciąłem i ciąłem, aż cała chałupa drgała w posadach! Nosz rudzielcu, co ty myślisz, że robiłem bez was, będąc z nią na kurowaniu ręki? Pieniądze mi się kończą, miecz kurzy, strzały tępieją, kuśka zdycha a żarcie traci smak! Dzięki bogu, że ręka wygląda już lepiej.
Nomed podwinął rękaw okazując na prawym przedramieniu dość charakterystycznie nakreślone pasmo gojących się, zestrupiałych dziurek. Niby odcisk szczęk jakiegoś dużego psa z dokładnością co do jednego zęba. Na samym początku wyglądało to źle. W końcu wydawało się jakby ogar wyszarpał mu kawałki mięsa, gdzie w rzeczywistości skończyło się tylko na głębokich wkłuciach, nieco tylko rozcapierzonych.
Nie stłumił beknięcia. Piwo było dobre. Zimne. Największa zaleta tej mroźnej krainy. Na dalekim południu tak zimny alkohol występował dla takich jak Nomed tylko w legendach.

- Za wylane flaki demonów! Do dna panowie! - stuknął o wszystkie kufle.
Westchnął, obcierając rękawem zdrowej ręki resztki piwa, które polało mu się po zaroście.

Nie zamierzając dłużej tak bezcelowo marnować czasu, postanowił poruszyć kolejny ważny temat.
Zaczęło zalatywać pieczoną kaczką. Ciut przepieczoną jak na gust Nomeda. Ale, cholera jasna, zjadliwą. Chyba za bardzo narzeka. Życie jak w małżeństwie trochę zmiękczyło mu podniebienie.
- Wyruszyłbym do SaranDun - podjął. Tak bez emocji. - Aroma idzie z nami. Nie zostawię jej tu między sługami zła.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

5
- Ha, ładnie to wygląda - stwierdził Ynos. - Kolejna do kolekcji, nie? A jak na brak pieniędzy i kurz na mieczu narzekasz, to szybko cię z tych dolegliwości wyleczymy, zapewniam. Na trakcie atrakcji pełne, ale tobie mówić o tym nie muszę. Oho, panowie, nasza kaczka! Cholera, chyba z dwa miesiące nie jadłem kaczki!

Faktycznie, na stole postawiono półmisek z upieczoną na złoto kaczuchą skąpaną w kilku gatunkach warzyw. Arqan zdjął nogi ze stołu i cała czwórka zabrała się do pałaszowania ptaka i popijania piwem. Jakiś czas słychać było tylko przeżuwanie, gromkie beknięcie, głównie w przypadku krasnoluda, a niekiedy również prośby o kolejny kufel. Jak się okazało, całe miasto wiedziało już o utarczce między najemnikami, a nekromantką. Wielu oburzyło się tym faktem, gdyż widzieli w Nomedzie i jego kompanii prawdziwie uczciwych, dobrych ludzi, broniących innych przed złem. Dlatego też aktualny karczmarz, Viveris, pozwolił im jeść i pić na jego koszt, traktując to jako pożegnalną ucztę.

Nomed wspomniał o Aromie, kiedy tylko skończyli jeść. Spodziewał się, że Yalisweth może go poprzeć. Młody wojownik oderwał wzrok od kufla, na którym ponownie się skupił i zajrzał wprost w oczy mężczyzny, szukając w nich czegoś. Arqan przemówił pierwszy.

- Wiesz, czy to jest aby... - jednak bardzo szybko przerwał mu Ynos.
- Ochujałeś? Czy ty zdajesz sobie sprawę z takiej decyzji? Przecież nawet dla nas, twardych, zaprawionych w bojach chłopów będzie to trudna, niebezpieczna i męcząca wyprawa. A co dopiero dla niewiasty? Przecież doskonale wiesz, że znajdziemy się zbyt blisko Morlis i każdy dzień będzie tam wyzwaniem. Nomed, spójrz prawdzie w oczy, ona może tam zginąć. Cholera, nie życzę jej źle, wszak to twoja miłość, jak twierdzisz, ale ona zginie niemal na pewno!

Były śpiewak znów przejął inicjatywę.

- Rozumiem cię, stary naprawdę. Wiem, o co znaczy kochać, Yalisweth przecież też. Ale rozsądek nakazuje zostawić ją tutaj. Będzie bezpieczniejsza w Salu, niż na trakcie. Obaj o tym wiemy.

Yalisweth tymczasem wciąż wpatrywał się w Nomeda, nie mówiąc ani słowa.

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

6
Takiej reakcji towarzyszy się w sumie spodziewał. Bo będzie ona dodatkowym zmartwieniem i utrudnieniem na szlaku pełnym niebezpieczeństw.

Ciche zachowanie Yaliswetha nie pozostało przez Nomeda niezauważone. Gdy nadejdzie okazja bycia sam na sam z przyjacielem spróbuje z nim porozmawiać. Bo domyślał się o co chodzi.

- Dla tej nekromanckiej sukwy nie byłby problem dowiedzieć się gdzie ona mieszka, gdyby wygnanie nas dla niej nie wystarczyło. Tutaj też nie jest bezpieczna. A przynajmniej ja tak uważam.
Mieli cholerną rację. Ale Nomed od początku nie chciał jej zostawiać. Po prostu nie mógł. Po tym wszystkim co dla niego zrobiła musiał się cholernie postarać dać jej to, co obiecał przeszło godzinę temu.
Podróż lądem zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Ale...
- Co powiecie na podróż morską? Do Qerel - przypomniał sobie propozycję Aromy. - Albo nawet do Grenefod. Jeśli dobrze pamiętam, to stamtąd byłoby chyba bliżej. Przydałby wam się odpoczynek. A mnie nie chce się przebijać znowu przez smród demonów.
Spoglądał to na krasnala, to na rycerza i beznosego muzyka. Byłby zaskoczony gdyby zgodzili się bez dyskusji. Taka podróż kosztuje. A w dodatku problemy z funduszami Nomeda nie ukazywały dla niego innej opcji jak płynąć "na krzywy ryj". Chyba, że da radę sprzedać swój i tak niewielki dobytek, co raczej słabo wchodziło w grę. Lubił się przywiązywać do posiadanych rzeczy. A Aroma? Coś wspominała o... nie nie nie. Żadnych rodzinnych pamiątek nie pozwoli jej po to sprzedać. To w końcu Nomed się w to wpakował, ona mogła zostać. Tyle że sumienie nie pozwoliłoby mu znowu spokojnie spać. Ale gdyby zginęła w trakcie podróży... niech by to szlag. Świat to nie bajka...
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

7
Krasnolud był nieprzekonany, kręcił dobitnie głową.

- Jeżeli chciała się tego dowiedzieć, to już od dawna to wie. Nawet ona nie odważy się zabić niewinnej kobiety. Rada podobno i tak niechętnie przystała na wyrzucenie nas, marudzili i dopiero pod naciskiem udało się ich przekonać. Na morderstwo nie przymknął już oka. Aromie nic tu nie grozi, jestem przekonany.

Na propozycję podróży morskiej zareagowano chwilą ciszy. Pierwszy odezwał się Arqan.

- Cóż, to chyba lepsza opcja. Szczerze powiedziawszy, to mógłbym na nią przystać, faktycznie trochę odpoczynku nie zaszkodzi. - Ynos znowu miał odmienne zdanie.
- Ale kosztuje trochę.
- Zarobiliśmy przecież. Wystarczy na drogę i prowiant nawet. Co za pożytek ze złota, którego nie można wydać.
- Można zaoszczędzić, zarobić więcej i wydać na coś droższego. Normalna podróż może nam w tym pomóc.
- I może nas zabić. Yalisweth, co myślisz?

Paladyn nie odzywał się ani słowem podczas tej wymiany zdań. Teraz ponownie spojrzał na Nomeda, a łowca w jednej chwili zrozumiał, jaki wybór stoi przed jego druhem.

Podróżując pieszo mieli szanse na spotkanie kilka demonów, które Yalisweth musi upolować, aby osiągnąć upragniony cel. Wiedział, że nie może zwlekać, że wręcz każdy dzień zwłoki działa na jego niekorzyść, gdyż kobiety z wiekiem nie młodnieją i wydane muszą być za mąż jak najszybciej. Podróż morska eliminowała podobną możliwość. Z pewnością zajmie kilka dni, ale pozwoli bezpiecznie dotrzeć do Grenefod lub Qerel Aromie i jego kompanom. W końcu otworzył usta i padła odpowiedź.

- Jestem za statkiem.

Ynos klapnął na tyłek zrezygnowany.

- Dziś chyba lepiej poradziłbym sobie z toporkiem, niż w pojedynku na słowa. Wciąż uważam, że Aroma jest tutaj bezpieczna, ale, cholera, nie godzi się zostawić towarzyszy. Wsiądę na ten wasz cholerny statek. Muszę się napić.

Wychylił kufel i opróżnił naczynie. Arqan uśmiechnął się na to i też nieco upił, zaraz jednak znowu przemówił.

- Dobrze, to kiedy wypływamy? Mogę dziś w porcie poszukać jakiegoś kapitana z dobrym statkiem, mamy czas w końcu dali nam dwa dni.

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

8
- Możemy zaczynać od jutra z samego rana. Ale martwi mnie jeszcze jedna rzecz, chłopaki. Otóż wiadomość od strażników nieco pokrzyżowała moje plany finansowe. Na ten moment moja sakwa jest tak gruba jak ją widzicie - pacnął skurczony mieszek przy pasie dwa razy palcami lekko otwartej dłoni. - Aroma też za wiele nie ma, a sprzedanie dobytku zajęłoby jej chyba więcej niż dwa dni. Czy móglibyśmy też liczyć na waszą pomoc, przyjaciele? Bo coś czuje, że do jutra szczęście mi sprzyjać nie będzie chciało już więcej.

Chwila, chwila. W co ja teraz się wpakowałem. Zapomniałem już jak to się robi bez pieniędzy.

Nomed postanowił milczeć. Stłumił beknięcie, upił z kufla, przestawił talerz, zwrócił uwagę na melodię lutni. Nic mu więcej do głowy przyjść nie mogło. Tylko to uczucie, które zawsze mu towarzyszyło gdy musiał prosić o pożyczenie pieniędzy. Uczucie..
****
- ..głupie takie.
Leżał tak nagi, wykąpany, pachnący i ogolony na sporym łożu ze świeżą pościelą w całkiem dużym i eleganckim pokoju. Na podłodze dywany o najróżniejszych wzorach, dwa parawany w obu kątach przedstawiające złoty jesienny las i liście porywane wiatrem, zza jednego wystawał chyba cebrzyk, albo misa. Bo koloru złotego. Mniejsza. Nie sposób pamiętać wystroje w "ciutkę" droższych burdelach jakie zwiedził Nomed wraz z Mikelem w stolicy Keronu. Chociaż równie dobrze mógł być to burdel tani. Albo pokój w gospodzie.
Na drugim łóżku, wystrojonym niemal identycznie, leżał nagi Mikel z lutnią w objęciach, pieszcząc raz co raz delikatnie jej struny i masując progi. Zastanawiał się nad czymś.
- A co powiesz na "Grożenie klaszczących kopyt"? - szarpnął akord i przerwał Nomedowi zanim ten otworzył przecząco usta. - Nie, nie! Wiem co chciałeś powiedzieć. Wtedy to było bardziej jak groźne szczękanie zębami. O! To może być lepsze.
- Jak tam sobie chcesz. Dopóki nie wspomnisz tam o mnie to w porządku, śpiewaj o wszystkim jak chcesz. Ale nie sądzisz, że układanie kolejnej ballady to kiepski pomysł? Zaraz zjawi się chędożenie. Zapalisz?
Mikel nieco ożywiony pokręcił głową twierdząco, nie przerywając grania. Uśmiech wpełzł mu na twarz.
- Znaczy się krzwinkę? Nie wiedziałem, że coś ci jeszcze zostało. Moje się już dawno skończyło, a tu mało kto tym obraca. Mało kto o tym nawet słyszał. No mówię ci, wschodnich elfów przybyłych z archipelagu jak kot napłakał!
Nieskrępowani wzajemną nagością przyjaciele wykonali niezbędne operacje by "krzwinka", czy jak nazwał ją tam Mikel, znalazła się w fajce, a ogień z paleniska znalazł się na kawałeczku podłużnego drewna urwanego z jednej z odstających desek na ścianie.
Fajka, mimo, że nieprzeznaczona do tego sposobu palenia, sprawdzała się jednak doskonale. W mig pokój wypełnił się kłębkami szarego dymu o drzewnym zapachu, a dawno przerwana gra na lutni została zastąpiona tłumionym kaszlem.
Jak co prawda można się domyślić, krzwinka to nie zwykły tytoń. I po dwójce przyjaciół dało się to zauważyć po niecałym kwadransie. Dobry nastrój? Przyglądanie się rzeczom, które wcześniej nie odgrywały w ich życiu większego znaczenia? Jedne z niewielu efektów...

- Wiem! "Satyr do walki zaprasza". Proste a genialne! I na pewno nie odbędzie się to w kanałach. Co myślisz o tym, żeby zamienić te cuchnące ścieki na jakiś lasik przy granicy z Fenisteą? Pamiętasz te lasy, Nomed? Ciekawe czy jeszcze tam są.
Nomed po krótkim zamyśleniu odwiesił swój wzrok z paleniska, odganiając myśli o karczowanych drzewach.
- Rób jak chcesz, zawsze powtarzam. Byle bym nie usłyszał tam mojego imienia.
- Tak tak, wiem - wgramolił się na łózko po swoją lutnię. - Tym razem będzie jakiś dzielny młody półelf.
Zwiększone horyzonty namawiały Mikela do artystycznej pracy z lutnią, ale w tym momencie w pokoju pojawiły się dwie młode, ale dojrzałe półelfki, dość skąpo ubrane pod odpiętymi szlafrokami. Po wyczuciu nosami jakiż to dym stoi w pokoju spojrzały po sobie i zachichotały. One wiedziały co to jest. Nomed skończył akurat nabijać fajkę.
- Na prawdę Mikel? Mało kto tu o tym słyszał? Założę się, że nasze nowe przyjaciółki niejeden raz o tym słyszały, mylę się moje panie?
- Bynajmniej przystojny panie.
- Siadajcie. Zaraz będzie tu więcej dymu. Ja jestem Nomed, a to Mikel Złoty Słowik.
- Złoty Słowik? - odezwała się niższa. - Słyszałam twoje ballady. Są przepiękne.
Tak więc wybór dziewczyny mamy już z głowy.
****

Arqan przerwał grę by upić nieco piwa. Nomed chwycił też za kufel i wychylił do dna.
To może okazać się długi dzień. Długi dzień na wychwycenie nieco grosza. I długa noc. Długa noc przy paleniu...
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

9
Arqan spojrzał na niego życzliwie, Ynos zaśmiał się otwarcie, a Yalisweth smutno uniósł kąciki ust. To grajek odezwał się jednak, jako pierwszy.

- A za kogo ty nas masz? Za najmitów pospolitych, wydrwigroszów? Jasne, że ci pomożemy! Kiep ten, kto odmawia przyjacielowi pomocy.
- I wpierdol się takiemu należy - dodał z uśmiechem krasnolud.
- Razem damy radę, jak zawszę, stary - zakończył rycerz.

Nomed poczuł, jak ogarnia go dziwne ciepło w sercu. Ci ludzie stali się dla niego jak bracia, a nawet lepiej. Nigdy go nie oszukali, nie zdradzili, nie odmówili pomocy. Mógł liczyć nie tylko na ich broń, ale również na sakwy. Takiej przyjaźni nie dało się wycenić największymi nawet pokładami złota.

- Świetnie, jutro zacznę poszukiwania, myślę, że nie powinniśmy mieć z tym problemu. W razie czego, lepiej mieć zbrojną eskortę. Cholera wie, co możemy spotkać. Piratów nie brakuje, podobno, o krakenach też jest mowa w porcie. Naostrzcie dobrze miecze, panowie. I topory.
- Mój topór zawsze jest dobrze naostrzony.
- Tym lepiej.
- Dobra, walnijmy jeszcze kolejeczkę.

Kufle napełniono, podniesiono do ust i po wspólnym okrzyku "zdrowie!", zajęto się opróżnianiem.

- Dobra, Nomed, dokąd teraz masz zamiar pójść? Co będziesz robił?
Spoiler:

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

10
- Szczerze mówiąc, chłopaki, to bardziej zastanawiałem się czy w ogóle macie tyle by dopomóc - odpowiedział z weselszym i bardziej otwartym nastawieniem.
Taak.
Nie chciał dać po sobie poznać, że nie spodziewał się takich słów. Nie chciał pokazywać jak bardzo chciałby się wzruszyć, jak bardzo chciałby im powiedzieć, że jak on bardzo kocha oddanych kompanów w tym złym świecie. A wystarczyła dobra wola. I niemały brak kasy, ale to już norma, o której nawet nie trzeba wspominać.
Na takie wywody było jeszcze za mało alkoholu. Nie żeby nie mogli dostać go więcej, ale słońce pewnie jeszcze nie znalazło się w zenicie, a spraw było do załatwienia parę...

- Znaleźć i pożegnać pewne osoby, może coś zarobić. A jeśli napatoczy mi się okazja to i demona rozpłatam. Albo nekromantę. Albo cholera go wie co spadnie przedemną z nieba! Czy tam z podziemi.. wyrośnie.

Pożegnać ten chłodny ląd.
Szkoda. Już przywykłem do zimna. Do wody mogącej odmrozić język. Do ognisk, które wydawały się posiadać w tej krainie słabszy płaszcz ciepła, jakby surowa natura wśród tych śniegów szybko wysysała tę życiodajną energię.
Zabraknie mi tych ostrych ośnieżonych szczytów gór, niegdyś przejrzyście widocznych na całej północy.
Powiadali, że zanim przybyły demony, powietrze było tutaj tak przejrzyste, że bez przerwy można było oglądać potężne szczyty Ghuz Dun. Teraz obraz ten przesłania mroczny całun wieży w Morlis, tak samo jak demony drogę do Turonu i Keronu. Czasem uda się przejść z boku, a czasem trzeba odczekać spory kawałek czasu na krótkotrwałą lukę.


Nomed podniósł się z zydla. Sprawdził czy ma przy sobie wszystko, beknął.
Poczuł, że wypite trunki nieznacznie poruszyły jego koordynacją.
- Bywajcie zatem. Nie wpakujcie się w kłopoty. Idziesz ktoś ze mną? Yal? Jak chcesz się ze mną przejść to się nie krępuj. Pogadamy.
Chciał Yaliswetha do towarzystwa. Musieli pogadać.
- Bywaj karczmarzu i dziewoje prześliczne. Dziękuję za przemiłą ucztę. Ukatrupię w imieniu tej gospody parę demonów jak jakieś spotkam!
Uprzejmości nigdy nie za wiele. Był to dobry gest ze strony właściciela. A i Nomed potrafi odwzajemnić się serdecznym uśmiechem i słowem niemal w każdym nastroju.

Odruch. Bo proste osoby z odrobiną dobrej woli zasługują na ten typ uprzejmości.

Teraz samopoczucie wydawało się być dobre.

Drzwi zajazdu stanęły otworem pod pchnięciem ręki Nomeda, a przez niego przedarło się do środka powietrze chłodnego wiatru.
O. Śnieg pada. Nie za dużo. Parę płatków fruwa dookoła. Tak lubię.

Tym oto sposobem Nomed i Yalisweth znaleźli się na głównej ulicy Nadportowej
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

11
Swen wszedł do karczmy opatulony swoim skórzanym płaszczem i twarzą zasłoniętą cieniem dawanym przez łuk kaptura. Dając kilka kroków w stronę baru lewą ręką zsunął nakrycie głowy starając się niezbyt ostentacyjnie rozejrzeć po karczmie.
Nie śpiesząc się z podejściem do lady rozchylił delikatnie płaszcz, tak, aby łatwiej mu było sięgnąć do sakiewki. Będąc już w zasięgu uwagi barmana wypowiedział szybko:
- Jedno jasne piwo poproszę.
Po tych słowach odwrócił się tyłem do baru i jeszcze raz przyjrzał się osobnikom przebywającym w przybytku. Szukał też wolnego stolika do spoczęcia przy nim. Czekając na piwo miał cichą nadzieję, że udało mu się zwrócić uwagę swojego pracodawcy i tylko jego.
Obrazek

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

12
Zajazd był tego dnia pełny, choć ilość odwiedzających nie była przytłaczająca i nie wykraczała ponad normę. Panował gwar, co również nie było niczym dziwnym. Obładowane półmiskami i dzbanami kelnerki śmigały między stolikami, po drodze podszczypywane przez pozwalających sobie za dużo klientów. A klientela nie była byle jaka. Znaczna większość to bogatsi mieszczanie bądź szlachta, wszak zajazd "Pod Białym Murem" to nie pierwsza lepsza speluna. Nawet, jeśli cała reszta nie ma wzbronionego wstępu, Swen mógł poczuć na sobie nieprzychylne, gardzące wręcz spojrzenia. W powietrzu unosił się kuszący zapach potraw, a jedno spojrzenie na duże i soczyste mięsiwa wystarczał, aby pobudzić żołądek do działania.
- A pieniądze ma? Pokazuje, potem zamówienie - odpowiedział twardo karczmarz, wysoki brunet po pięćdziesiątce, uważnie pilnujący swego interesu i dokładnie obserwujący nowego gościa.
Najemnik mógł zauważyć, że poza nim w zajeździe znajdowało się również kilku ludzi takich jak on, zdecydowanie nie pasujących do reszty. Kiedy tak przeczesywał otoczenie zauważył, że jedna postać wstała od swojego stolika w kącie i ruszyła w jego stronę. Była niewiele niższa od niego, a twarz i całe ciało miała zasłonięte kapturem, dlatego nie mógł przyjrzeć się jej dokładnie.
- Swen Rhachenth? Chodź za mną - rzekła cicho i zimno postać, po czym wróciła do swojego stolika siadając tak, by widzieć dobrze całą salę.

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

13
Spojrzenia innych gości karczmy nie wprawiały młodego mężczyzny w zakłopotanie. Sam jeszcze niedawno bywał w tej kraczcie spotykając się z klientami w imieniu rodzinnego zakładu. W lekkie zmieszanie wprowadziły go, natomiast słowa karczmarza. Stary mężczyzna najwidoczniej nie poznał go dzięki zapuszczonej brodzie i dosyć mało wykwintnemu strojowi. Chwilę potem zdał sobie, jednak sprawę, że jest mu wszysto jedno i nie przybył tu na wspominki, czy zbieranie pochwał. Jest dla niego robota i to na wykonaniu jej musi się przede wszystkim skupić. [/akapit]
Spojrzał prosto w oczy starego oberżysty i odparł niskim tonem głosu:
- Oczywiście, że tak. Ile kosztuje owy chmielowy nektar? Proszę o pośpiech z napełnieniem kufla, gdyż czas nie jest zdecydowanie po mojej stronie.

Zapłacił karczmarzowi należność. W wypadku, gdy kwota okazałaby się spora ze względu na status lokalu starał się nie okazać po sobie, jak bardzo żal mu jest sumarycznie wyrzuconych w błoto pieniędzy.
Sprawnie, lecz nie zamaszyście odebrał napój i ruszył w kierunku nieznajomej osoby. Usiadł przy jej stoliku i cichym, ale twardym głosem powiedział: -A więc?
Obrazek

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

14
Karczmarz o dziwo zaśmiał się, a po chwili ponownie wrócił do poważnego wyrazu twarzy i ostrego tonu głosu.
- Zmiataj stąd, żebraku. Od razu widać, żeście prosty najemnik, bez grosza przy duszy. Rozbawiliście mnie, ale jak jeszcze raz spróbujecie naciągnąć, nakaże ze skóry obedrzeć! - powiedział śmiertelnie poważnie, po czym zajął się drugim klientem, zdecydowanie mającym pieniądze.
Swen, nie mając wyboru, opuścił ladę i ruszył w stronę stolika, do którego został zaproszony. Będzie musiał siedzieć o suchym pysku, lecz ostatecznie nie przyszedł tutaj by pić. Informacje o zleceniu, które otrzymał, były bardzo skromne, lecz słowo "pieniądz" usłyszane z ust kapitana kompanii powinno zmotywować Swena bardziej, niż to konieczne.
- Będziesz mnie eskortował w pewne miejsce. Nie wiem kto i czy w ogóle ktoś na mnie poluje, dlatego zostałeś wysłany w pojedynkę. Mam nadzieję, że umiesz walczyć? Wiedz, że nie liczysz się ty, tylko ja. Nie mam zamiaru cię niańczyć. Jesteś najemnikiem, oddałeś swe życie za pieniądze, dużo pieniędzy. Liczy się tylko moje przetrwanie. Rozumiesz? - zapytała postać chłodno i dosadnie, po czym odkaszlnęła kilka razy; jej głos wydawał się dziwny, jakby mówienie sprawiało jej trudność. - Zdaje się, że chciałeś piwo. Dostaniesz nieco na rozgrzewkę, pamiętaj jednak, że żadnego szczania w robocie, jak ci przydusi, lejesz w gacie. - Rozmówca zaczepił kelnerkę, a już po chwili na stoli znalazł się garniec jasnego piwa i dwa kufle. - Nalej mi - rozkazała postać, niczym prawdziwy generał. Cóż, kogo można eskortować, jak nie nadętego szlachetkę? - Jak masz jakieś pytania, to teraz jest jedyna okazja. Nie na wszystkie odpowiem i nie zarzuć mnie nimi, jasne?

Re: [Nadportowa] Zajazd "Pod Białym Murem"

15
Nie tyle zdziwiony co zniesmaczony zachowaniem swojego zleceniodawcy Swen obdarzył go chłodnym i lekko lekceważącym spojrzeniem. Starał się też jak najdokładniej mu przyjrzeć swojemu rozmówcy. Zauważyć jakieś drobne szczegóły ubioru, charakterystyczne dla niego gesty, czy inne zachowania. Najemnik jako osoba mogąca łatwo unieść się dumą w sytuacji, gdy przychodzi mu zetknąć się z osobą na tyle nie rozważną, która myśli, że pełna sakiewka, czy status społeczny upoważnia do braku szacunku odparł:
- Dobrze wiem, że to czym się zajmuję nie jest, ani nigdy nie było zabawą. Wiem też jakie są moje zadania i powinności po przyjęciu zlecenia. Nie wiem kim jesteś pan jest i szczerze specjalnie mnie, to nie obchodzi, dopóki dopóty nie będzie pan sprawiał problemów i podczas roboty. Nigdy nie wiadomo co przyniesie los, ale rozumiem, że, gdyby sam pan potrafił o siebie zadbać nie było, by mnie tutaj, więc nie ma żadnej mowy o niańczeniu. Umowa jaką mi przedstawiono stawia mnie w pozycji pana ochroniarza, nie lokaja, czy służącego. Jeżeli, to jest jasne, to zanim ostatecznie zgodę się przyjąć, to zlecenie chciałbym poznać więcej szczegółów na jego temat.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Salu”