Wewnątrz budynku koszar korytarze zdobią gobeliny z legendarnymi bitwami, a w wielkiej sali narad dowódcy planują kampanie wojenne. Baraki żołnierskie są surowe, ale zadbane – drewniane ławy i kufry na osobiste rzeczy ustawione są w równych rzędach. Miejsce do snu każdego żołnierza to prosta prycza z grubą wełnianą derką, ale w powietrzu czuć atmosferę dyscypliny i lojalności wobec króla. Pod koszarami znajdują się ukryte tunele prowadzące do magazynów broni i innych niedostępnych dla przeciętnego zjadacza chleba pomieszczeń.
Koszary tętnią życiem dzięki obecności mistrzów broni, którzy szkolą rekrutów. Słychać szczęk mieczy i okrzyki walczących, a cały kompleks pozostaje w stałej gotowości do obrony królestwa przed każdym zagrożeniem.
POST BARDA
Norio Vi'sziro mógł mieć już ukończoną Akademię Wojskową i wynajmować mieszkanie w spokojniejszej dzielnicy, ale mimo to czasy, jakie nadeszły, zmuszały go do bywania w koszarach znacznie częściej, niż przypuszczał. Odkąd w Taj'cah rozbrzmiały pierwsze dzwony, a miasto ogarnęła panika, spokój, jakim zawsze mogła pochwalić się stolica, zniknął i już nie powrócił. Inwazja mrocznych elfów nie była czymś, czego wojownik spodziewał się, gdy postanowił opuścić rodzinną wyspę i udać się na centralny ląd Archipelagu. Widział wielką falę, zalewającą zachodnie nabrzeże, widział podwodne monstra, widział też elfy o popielatej skórze, próbujące torować sobie drogę wśród budynków i mieszkańców. Uczestniczył w spychaniu napastników z powrotem w morze, skąd najwyraźniej przybywali i nawet był świadkiem prób przesłuchania jednego z nich, niestety zakończonych niepowodzeniem. Mimo to, niespełna dwa tygodnie po tym, jak po raz pierwszy rozdzwoniły się wieże na alarm, udało się sytuację stosunkowo ustabilizować. Wyspa została zabezpieczona, choć odcięta od reszty świata, a walki w większości przeniosły się na morze. Taj'cah nie było lądem, który miał poddać się mrocznym - a przynajmniej jeszcze nie teraz. Wtedy też przyszedł czas, by Norio, świeżo pasowany na rycerza Królewskiej Armii, stawił się w koszarach i poznał swój nowy przydział, a także rozkazy, które miały nadać cel kolejnym dniom, jeśli nie tygodniom jego życia.
Gdy przekroczył bramę zewnętrznego muru i znalazł się na dziedzińcu, nie zastał na nim tak wielu ćwiczących, co zwykle. Spora większość rycerzy była już na froncie, przelewając plugawą krew tych, którzy wypełzli z podziemi. Kilka osób plątało się pomiędzy arenami, jedna młoda półorczyca walczyła z manekinem pod okiem trenera, ale to nie tam elf miał spotkać swojego nowego dowódcę. Nie pozostało mu więc nic innego, jak skierować się do budynku i odnaleźć jedną z mniejszych sal narad na parterze, jaką wczorajszego ranka wskazano mu listownie.
Nie był tam pierwszy. Po dotarciu na miejsce zastał tam już kilka osób, zapewne część jego oddziału, wszystkich w pełnym rynsztunku. Na ich tabardach widniał wyszyty ten sam, błękitno-czerwony herb z kotwicą, jaki zdobił także strój Norio. Gdy przekroczył próg, oczy piątki zebranych skierowały się w jego stronę.
- Witaj w moich skromnych progach - odezwał się szczupły, długowłosy człowiek, posyłając mu szeroki uśmiech. - Czuj się jak u siebie.
Siedząca przy stole elfka ostentacyjnie przewróciła oczami, nie doceniając żartu, a potem w milczeniu kontynuowała wystukiwanie bliżej nieokreślonego rytmu na blacie, przyglądając się temu, który właśnie do nich dołączył. Vi'sziro kojarzył ją z Akademii, choć nigdy nie było mu dane z nią porozmawiać, nie pamiętał więc, jak miała na imię. Kojarzył za to Kaela, ludzkiego uzdrowiciela, do jakiego niejednokrotnie już trafił z mniejszymi, czy też większymi obrażeniami. Najwyraźniej mężczyzna miał opuścić namioty medyczne i lazarety, żeby wreszcie ruszyć do akcji. Z jego spokojnej twarzy trudno było wyczytać, czy jest z tego powodu szczęśliwy, czy wręcz przeciwnie.
- Kapitana Varrosa jeszcze nie ma, więc Szybkiemu się gęba nie zamyka - mruknął siedzący obok elfki krasnolud i gestem wskazał puste krzesło dla Norio, zachęcając go, by sobie usiadł. - Ty jesteś Norio Vi'sziro, ten z południa, tak? - upewnił się. - Będziemy mieć trzech nowych, w tym ciebie. Może jak uzbieramy pełną ósemkę, to wreszcie nas wyślą do jakiejś sensownej roboty, chociaż z dwójką elfów i dwiema babami, to tak, jakby nas było sześciu. Garrick Kassak jestem. To jest Callen. Nie pamiętam jak ma na nazwisko.
- Arten - wtrącił wysoki mężczyzna.
- Mówią na niego Szybki, tak jakby było to coś, czym należałoby się chwalić. Iliar, Kael, Taron - przedstawił pozostałych, począwszy od kobiety, przez uzdrowiciela, po półelfa o półdługich, kasztanowych włosach. Poza Szybkim, tylko Kael uśmiechnął się do mężczyzny przyjaźnie, również go pamiętając. Pozostała dwójka wydawała się zirytowana, choć prawdopodobnie bardziej komentarzami krasnoluda, niż czymkolwiek innym.
- Kiedyś jakaś zbłąkana strzała z któregoś z naszych kołczanów wbije ci się w dupę, Garrick, przysięgam - obiecała cicho Iliar.
Kassak nie zdążył odpowiedzieć na tę groźbę, bo do środka weszła pozostała dwójka, na którą czekali: rudowłosa, ludzka kobieta z niedużą, ale świeżą blizną, szpecącą jej policzek, a także niemal o dwie głowy wyższy od niej, brodaty wojownik o wygolonej głowie. Jego Norio także pamiętał, tym razem z placu treningowego. Uchodził za jednego z najsilniejszych i jeszcze zanim na Taj'cah spadła czarna zaraza, walczył o bycie czempionem pod tym względem. Teraz nikt już nie miał głowy do tak nieistotnych spraw. Nazywali go Niedźwiedziem; jego prawdziwe imię rzadko padało wśród gapiów.
- Rowan Grath i Layla Dorn - przeczytał krasnolud ze swojej kartki. - Przegapiliście przedstawianie się. Wasza strata, nie będę tego robić drugi raz. Siądźcie, czekamy na kapitana.
- Wracając do tematu, ja tam lubię mieć kobiety w oddziale. Od razu człowiekowi bardziej się chce - stwierdził Szybki. - Działać. Żyć. Wszystko jest lepsze.
- Bogowie, czyli ty to jeden z tych? - westchnęła rudowłosa, siadając przy stole. - Czy twoja broń też ma kobiece imię?
- Niestety tak - mruknęła Iliar, a Callen błysnął równymi zębami i poklepał się po rękojeści miecza.
- Izabela - rzekł z dumą, czym zasłużył sobie na kolejne przewrócenie oczami u elfki.
Layla przesunęła spojrzeniem po zebranych, by zatrzymać je na Norio. Przyglądała się mu przez chwilę badawczo, zanim spytała:
- Ty też nie znasz ich wszystkich, prawda? Dołączasz dziś? Widziałam cię chyba na zachodnim brzegu, kilka dni temu. Zarżnąłeś dwa pająki, jednego po drugim, stojąc po pas w wodzie. To byłeś ty?