Koszary Armii Królewskiej

1
Obrazek
Koszary Armii Królewskiej to monumentalna twierdza otoczona grubym kamiennym murem, ozdobiona licznymi sztandarami. Plac treningowy na dziedzińcu jest wyłożony płytami z obsydianu, a wokół niego rozstawiono różnorodne urządzenia do treningu – od manekinów bojowych wykonanych z drewna i stalowych tarcz, po ogromne kamienne głazy, które ćwiczący wojownicy podnoszą, testując swoją siłę.

Wewnątrz budynku koszar korytarze zdobią gobeliny z legendarnymi bitwami, a w wielkiej sali narad dowódcy planują kampanie wojenne. Baraki żołnierskie są surowe, ale zadbane – drewniane ławy i kufry na osobiste rzeczy ustawione są w równych rzędach. Miejsce do snu każdego żołnierza to prosta prycza z grubą wełnianą derką, ale w powietrzu czuć atmosferę dyscypliny i lojalności wobec króla. Pod koszarami znajdują się ukryte tunele prowadzące do magazynów broni i innych niedostępnych dla przeciętnego zjadacza chleba pomieszczeń.

Koszary tętnią życiem dzięki obecności mistrzów broni, którzy szkolą rekrutów. Słychać szczęk mieczy i okrzyki walczących, a cały kompleks pozostaje w stałej gotowości do obrony królestwa przed każdym zagrożeniem.



POST BARDA
Norio Vi'sziro mógł mieć już ukończoną Akademię Wojskową i wynajmować mieszkanie w spokojniejszej dzielnicy, ale mimo to czasy, jakie nadeszły, zmuszały go do bywania w koszarach znacznie częściej, niż przypuszczał. Odkąd w Taj'cah rozbrzmiały pierwsze dzwony, a miasto ogarnęła panika, spokój, jakim zawsze mogła pochwalić się stolica, zniknął i już nie powrócił. Inwazja mrocznych elfów nie była czymś, czego wojownik spodziewał się, gdy postanowił opuścić rodzinną wyspę i udać się na centralny ląd Archipelagu. Widział wielką falę, zalewającą zachodnie nabrzeże, widział podwodne monstra, widział też elfy o popielatej skórze, próbujące torować sobie drogę wśród budynków i mieszkańców. Uczestniczył w spychaniu napastników z powrotem w morze, skąd najwyraźniej przybywali i nawet był świadkiem prób przesłuchania jednego z nich, niestety zakończonych niepowodzeniem. Mimo to, niespełna dwa tygodnie po tym, jak po raz pierwszy rozdzwoniły się wieże na alarm, udało się sytuację stosunkowo ustabilizować. Wyspa została zabezpieczona, choć odcięta od reszty świata, a walki w większości przeniosły się na morze. Taj'cah nie było lądem, który miał poddać się mrocznym - a przynajmniej jeszcze nie teraz.
Wtedy też przyszedł czas, by Norio, świeżo pasowany na rycerza Królewskiej Armii, stawił się w koszarach i poznał swój nowy przydział, a także rozkazy, które miały nadać cel kolejnym dniom, jeśli nie tygodniom jego życia.

Gdy przekroczył bramę zewnętrznego muru i znalazł się na dziedzińcu, nie zastał na nim tak wielu ćwiczących, co zwykle. Spora większość rycerzy była już na froncie, przelewając plugawą krew tych, którzy wypełzli z podziemi. Kilka osób plątało się pomiędzy arenami, jedna młoda półorczyca walczyła z manekinem pod okiem trenera, ale to nie tam elf miał spotkać swojego nowego dowódcę. Nie pozostało mu więc nic innego, jak skierować się do budynku i odnaleźć jedną z mniejszych sal narad na parterze, jaką wczorajszego ranka wskazano mu listownie.
Nie był tam pierwszy. Po dotarciu na miejsce zastał tam już kilka osób, zapewne część jego oddziału, wszystkich w pełnym rynsztunku. Na ich tabardach widniał wyszyty ten sam, błękitno-czerwony herb z kotwicą, jaki zdobił także strój Norio. Gdy przekroczył próg, oczy piątki zebranych skierowały się w jego stronę.
- Witaj w moich skromnych progach - odezwał się szczupły, długowłosy człowiek, posyłając mu szeroki uśmiech. - Czuj się jak u siebie.
Siedząca przy stole elfka ostentacyjnie przewróciła oczami, nie doceniając żartu, a potem w milczeniu kontynuowała wystukiwanie bliżej nieokreślonego rytmu na blacie, przyglądając się temu, który właśnie do nich dołączył. Vi'sziro kojarzył ją z Akademii, choć nigdy nie było mu dane z nią porozmawiać, nie pamiętał więc, jak miała na imię. Kojarzył za to Kaela, ludzkiego uzdrowiciela, do jakiego niejednokrotnie już trafił z mniejszymi, czy też większymi obrażeniami. Najwyraźniej mężczyzna miał opuścić namioty medyczne i lazarety, żeby wreszcie ruszyć do akcji. Z jego spokojnej twarzy trudno było wyczytać, czy jest z tego powodu szczęśliwy, czy wręcz przeciwnie.
- Kapitana Varrosa jeszcze nie ma, więc Szybkiemu się gęba nie zamyka - mruknął siedzący obok elfki krasnolud i gestem wskazał puste krzesło dla Norio, zachęcając go, by sobie usiadł. - Ty jesteś Norio Vi'sziro, ten z południa, tak? - upewnił się. - Będziemy mieć trzech nowych, w tym ciebie. Może jak uzbieramy pełną ósemkę, to wreszcie nas wyślą do jakiejś sensownej roboty, chociaż z dwójką elfów i dwiema babami, to tak, jakby nas było sześciu. Garrick Kassak jestem. To jest Callen. Nie pamiętam jak ma na nazwisko.
- Arten
- wtrącił wysoki mężczyzna.
- Mówią na niego Szybki, tak jakby było to coś, czym należałoby się chwalić. Iliar, Kael, Taron - przedstawił pozostałych, począwszy od kobiety, przez uzdrowiciela, po półelfa o półdługich, kasztanowych włosach. Poza Szybkim, tylko Kael uśmiechnął się do mężczyzny przyjaźnie, również go pamiętając. Pozostała dwójka wydawała się zirytowana, choć prawdopodobnie bardziej komentarzami krasnoluda, niż czymkolwiek innym.
- Kiedyś jakaś zbłąkana strzała z któregoś z naszych kołczanów wbije ci się w dupę, Garrick, przysięgam - obiecała cicho Iliar.
Kassak nie zdążył odpowiedzieć na tę groźbę, bo do środka weszła pozostała dwójka, na którą czekali: rudowłosa, ludzka kobieta z niedużą, ale świeżą blizną, szpecącą jej policzek, a także niemal o dwie głowy wyższy od niej, brodaty wojownik o wygolonej głowie. Jego Norio także pamiętał, tym razem z placu treningowego. Uchodził za jednego z najsilniejszych i jeszcze zanim na Taj'cah spadła czarna zaraza, walczył o bycie czempionem pod tym względem. Teraz nikt już nie miał głowy do tak nieistotnych spraw. Nazywali go Niedźwiedziem; jego prawdziwe imię rzadko padało wśród gapiów.
- Rowan Grath i Layla Dorn - przeczytał krasnolud ze swojej kartki. - Przegapiliście przedstawianie się. Wasza strata, nie będę tego robić drugi raz. Siądźcie, czekamy na kapitana.
- Wracając do tematu, ja tam lubię mieć kobiety w oddziale. Od razu człowiekowi bardziej się chce
- stwierdził Szybki. - Działać. Żyć. Wszystko jest lepsze.
- Bogowie, czyli ty to jeden z tych?
- westchnęła rudowłosa, siadając przy stole. - Czy twoja broń też ma kobiece imię?
- Niestety tak
- mruknęła Iliar, a Callen błysnął równymi zębami i poklepał się po rękojeści miecza.
- Izabela - rzekł z dumą, czym zasłużył sobie na kolejne przewrócenie oczami u elfki.
Layla przesunęła spojrzeniem po zebranych, by zatrzymać je na Norio. Przyglądała się mu przez chwilę badawczo, zanim spytała:
- Ty też nie znasz ich wszystkich, prawda? Dołączasz dziś? Widziałam cię chyba na zachodnim brzegu, kilka dni temu. Zarżnąłeś dwa pająki, jednego po drugim, stojąc po pas w wodzie. To byłeś ty?
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

2
Norio rozglądał się po wielkim placu treningowym. Tylko jedna ćwicząca? O tej porze dziedziniec nigdy nie bywał tak pusty. Przypomniał sobie chwilę, gdy trafił tu pierwszy raz. Starsi rangą rycerze wykrzykiwali wtedy rozkazy, adiutanci podnosili kolorowe chorągiewki, a prowadzący swoje drużyny kadeci musieli w biegu odnaleźć się w tym zgiełku i stanąć w zwartym szyku ze swymi podkomendnymi w wyznaczonym miejscu. Oficerowie wydawali czasem sprzeczne sygnały i mylne komendy. Trzeba było orientować się samemu, inaczej tarczownicy wpadali na siebie z hukiem, a adiutanci darli się na żółtodziobów, że właśnie wszystko spieprzyli, weszli w strefę śmierci, a ich oddział ulega w tym momencie zagładzie!
Norio wydawało się wtedy, że to bardzo odpowiedzialne - brać udział w takiej symulowanej bitwie. Dopóki tydzień temu cholerny, wielki, włochaty pająk omal nie obalił go pod wodę, jak jednego z jego towarzyszy, z którym niedawno jeszcze ćwiczył szermierkę pod okiem mistrzów broni... Bulgocząca, czerwona woda, gdzie jeszcze przed chwilą stał towarzysz broni, to nie był widok, którego się spodziewał wkrótce po radosnej inauguracji w akademii. Rycerz chętnie zamieniłby ten widok na ochrzan od mistrza broni, że nie wyczuł tempa przeciwnika, albo coś w tym stylu. W opowieściach ojca wojna była okazją do chwalebnych czynów. Młody Vi'shiro przynajmniej na to wszystko się pisał, ale nie wszyscy w jego rodzinie byli zdolni do walki...

Norio nie był pewien, kiedy przeszedł kilka wyłożonych arrasami korytarzy monumentalnej twierdzy i dotarł do wyznaczonej sali narad. Wyrwany z zamyślenia wydarzeniami ostatniej potyczki, niemal dał się nabrać, i stojąc na baczność, już chciał stuknąć obcasami przed długowłosym żartownisiem. Po chwili zmarszczył brwi ale rozluźnił postawę, widząc swą pomyłkę.
- Punkt dla ciebie, dowcipny panie- skinął Callenowi. Co prawda dał się podejść, ale uśmiech tamtego sprawił, że młody Vi'sziro odpowiedział tym samym. Wśród elfów rywalizacja na luzie była w dobrym tonie.
- Norio Vi'sziro - potwierdził słowa krasnoluda, który najwyraźniej na swój sposób ogarniał całą gromadkę podczas nieobecności kapitana. - Zaszczyt was poznać dostojni państwo - odparł śpiewnie, z południowym elfim akcentem, i skłonił głowę przyglądając się każdemu z jego nowych towarzyszy. Jego mowa mogła wydawać się nieco archaiczna w uszach miastowych. Łańcuch wysp, skąd pochodził, zatrzymał się w innej epoce. Osurelę czciło się tam za dnia, zaś jeśli kto odwiedzał przybytek Krinn, to robił to nocą i nie chwalił się w towarzystwie po wschodzie słońca.
- Mistrzu Kael, raduję się, że jesteś z nami - ucieszył się szczerze na widok znajomej twarzy uzdrowiciela - musimy koniecznie mieć na ciebie baczenie, skoro otrzymałeś bojowy przydział. - Milczącego Tarona o mieszanej krwi nie pamiętał z placu treningowego skinął mu więc tylko głową.
- Krasnolud ze strzałą w pośladku? - zapytał, odnosząc się do lekceważącego komentarza brodacza na temat kobiet i elfów oraz groźby Iliar - Mistrzu Kael, mieliście kiedy taki przypadek? Wielce pocieszny musi dawać światu to prospekt - rzekł z poważną miną, choć w jego oczach tańczyły wesołe jak słoneczny bursztyn ogniki. Zajął wskazane przez Garricka miejsce dziękując mu kolejnym skinieniem.
- Iliar? - upewnił się zwracając do elfki - Czy nie ty miałaś ostatnio najlepszy wynik w strzelaniu na pięćdziesiąt kroków? - Pytanie było dobrą okazją by przyjrzeć się bliżej kobiecie, miała ślicznie wykrojone usta, niczym spod pędzla artysty. Ciekawe czy wielu kawalerów nieszczęśliwie zatonęło już w tych wielkich oczach?
Chwilę później weszła kolejna para wojowników. Niedźwiedź - któż go nie znał? Każdy rekrut zazdrościł mu zwałów mięśni i siły przebicia w pojedynkach. Layla, spojrzał przelotnie na jej policzek. Może i jego ojciec miał rację?
- Cóż, w moich stronach, jeśli kobieta bierze do ręki łuk lub miecz traktuje to bardziej jako... - elf szukał właściwego określenia - bardziej jako sztukę niż wojenne rzemiosło. - Ojciec Norio nie zgadzał się na kobiety w swym oddziale zbrojnych. Nie dlatego, by odmawiał im dzielności - to była bardziej kwestia zasad, których pogwałcenie godziło w fundamenty ich starożytnej elfiej cywilizacji.
Uśmiechnął się półgębkiem, gdy Callen obwieścił, że jego miecz również ma kobiece imię.
Zauważywszy, że Iliar znów przewraca oczyma, począł się zastanawiać, czy Szybki bardziej ją denerwuje czy też ją... jak to mawiali miastowi? Ach tak: "czy ją kręci?". Tak zapewne określiliby to koledzy z roku, z którymi, przy winie, "obczajali" dziewczyny w lokalach.
- Izabella? Piękne imię, czy to wybranka twego serca? - zapytał Norio z łagodnym uśmiechem kiwając głową i zerkając na miecz Callena - A ciebie, panie Grath, żadna z naszych amazonek nie prosiła, byś został inspiracją dla jej klingi? - zaryzykował pytanie w stronę groźnego wielkoluda. - "Posmakuj mego Niedźwiedzia, nikczemniku!" - dodał imitując wymachiwanie mieczem, próbując rozluźnić atmosferę - Norio miał nadzieję, że nie przesadził, inaczej Rowan zaraz wybije drzwi jego elfią głową. Ale czasy nastały ciężkie, cóż im pozostało prócz odrobiny humoru? Po chwili poczuł spojrzenie rudowłosej Layli.
Gdy ta zdała pytanie, Norio przeprosił za brak manier i przedstawił się nowo przybyłej dwójce. Wstał z krzesła, powtarzając imiona, które usłyszał od krasnoluda, starając się niczego nie przekręcić i dopytywał też czy dobrze wszystkie zapamiętał. Wśród elfów przekręcanie imion mogło być uznane za celowy brak szacunku.
- Tak, walczyliśmy na zachodnim wybrzeżu - odparł, zasępiony, gdy Layla przywołała tamtą scenę. - Dobiłem tylko dwa monstra. Jeden z nich skoczył na kaprala straży miejskiej, z którym nie raz ćwiczyłem na placu. Jonotan pchnął włócznią, ale stwór go przygniótł i obalił pod wodę. Niech bogowie nagrodzą jego waleczność. Drugi zaś pająk... przysiągłbym, żem widział lotkę strzały lub bełtu w jego odwłoku. Niestety, nie wiem, kto strzelał, ale być może ocalił mi skórę - zakończył zamyślony przez chwilę.
- Zatem walczyłaś tam również Laylo - stwierdził, próbując nie popadać w melancholię w nowym towarzystwie.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

3
POST BARDA
- Nie jestem taki bezradny, na jakiego wyglądam. Poza szkoleniem medycznym, również ukończyłem Akademię Wojskową, tak samo, jak wy wszyscy - odparł medyk, a choć spoważniał nieco, w jego oczach nie pojawiła się irytacja. Ot, dzielił się informacjami o sobie. - Tylko później spędziłem kilka lat na doskonaleniu kontroli nad żywiołem wody, co w konsekwencji zamknęło mnie w tutejszym szpitalu. Nie wysyła się maga uzdrowiciela na front, gdy dużo więcej żyć może uratować na miejscu, prawda?
Z jego słów wciąż nie dało się wywnioskować, jak ustosunkowany był do nowego przydziału. Jego twarz pozostawała uprzejma i spokojna, tak samo jak wtedy, gdy opatrywał ranę, albo amputował nogę. Owszem, korzystał z żywiołu wody przy leczeniu, ale próżno było nazywać go wykwalifikowanym czarodziejem. Jego talent magiczny w gruncie rzeczy był niewielki i stanowił bardziej wsparcie, niż podstawowy sposób ratowania życia.
Dopiero gdy Norio zadał pytanie dotyczące krasnoludzkich pośladków, w oczach mężczyzny błysnęły iskierki rozbawienia, choć on sam, z dłońmi splecionymi na blacie stołu, zachował pełen profesjonalizm.
- Coś takiego to bardzo niebezpieczna sytuacja. Może doprowadzić do paraliżu kończyny, w najgorszych przypadkach trzeba usunąć cały pośladek - w odpowiedzi na prychnięcie Garricka przeniósł na niego poważne spojrzenie. - Na twoim miejscu nie odwracałbym się do Iliar tyłem.
Kąciki ust elfki też uniosły się lekko i uniesione też pozostały, gdy Vi'sziro zwrócił się do niej, a fakt, że zapamiętał podobny szczegół, sprawił, że jej wzrok złagodniał nieco. Z jej oczu chwilowo zniknęła irytacja wywołana komentarzami krasnoluda i Szybkiego. Ciężko stwierdzić, czy te jej ostentacyjne westchnięcia wynikały z faktu, że znała się już z Callenem na tyle długo, by sobie na to pozwolić, czy rzeczywiście łączyło ich coś więcej. Trzeba przyznać, że pasowaliby do siebie; oboje byli raczej niebrzydcy, wizualnie stanowiliby ładną parę.
- To byłam ja. Teraz... to wydaje się nie mieć zbyt wielkiego znaczenia - wzruszyła lekko ramionami. - Ja też wzięłam łuk do ręki po raz pierwszy w ramach rozrywki. Potem życie potoczyło się tak, jak się potoczyło i jestem tutaj. Wojsko zapewnia wikt i opierunek, a to jest to, czego potrzebowałam. Wybacz, Garrick, jeśli to, co mam między nogami, jest dla ciebie rozczarowujące.
- Dobra tam, młoda, wiesz, że tak se tylko gadam - mruknął krasnolud.
- Ja pochodzę z rodziny szermierzy - obwieściła Layla, rzucając mu wyzywające spojrzenie. - Od pokoleń, niezależnie od płci, walka mieczem jest umiejętnością, którą w mojej rodzinie może pochwalić się każdy. Wielokrotnie już udowodniłam, co potrafię. I nie potrzebuję nadawać broni imienia, żeby była skuteczna.
- Ależ ja jestem tego absolutnie pewien. Izabela? To po prostu piękne imię, po pięknej kobiecie
- Szybki uśmiechnął się znów do Norio. - Żadna jeszcze nie skradła mi serca tak ostatecznie, niestety. Wojaczka jest moją panią. Zazdrosną, nielubiącą się dzielić.
- ...Mówi to każdej, od której ucieka o poranku
- mruknęła Iliar, a mężczyzna odpowiedział jej tylko jeszcze szerszym uśmiechem. Naprawdę musieli dobrze się znać.
Głośny śmiech, tak bardzo niepasujący do powagi sytuacji w Taj'cah, wypełnił ich małą salę narad, gdy Vi'sziro zamachał wyimaginowanym mieczem. Rowan nie był bliski przestawienia jego głową kilku cegieł w ścianie, wręcz przeciwnie. Żadne z nich nie było w stanie zachować powagi po tym komentarzu. Jak zareagowałby kapitan, gdyby teraz wszedł do sali? Ucieszyłby się, że jego niewielki oddział się dogaduje, czy wręcz przeciwnie, każde z nich dostałoby upomnienie za brak profesjonalizmu? Nie było im dane się tego dowiedzieć, bo wciąż go nie było. Może preferował przybycie z lekkim opóźnieniem, żeby nie czekać na ewentualnych spóźnialskich, a może coś go zatrzymało. Przynajmniej oni wszyscy dobrze się bawili.
Śmiech ustał dopiero wtedy, gdy zmienili temat na pająki i sytuację na zachodnim brzegu wyspy. Akurat Rowan był tym, który zamilkł jako ostatni, daleki od obrażenia się o słowa elfa z południa.
Layla pokiwała głową.
- Tak. To wszystko wydaje mi się jakieś nierealne - przyznała. - Samo istnienie mrocznych... babka mi o nich bajki opowiadała. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że przyjdzie mi zobaczyć je na własne oczy. Podobno mają w głębinach przejście do swojego świata. Do swoich podziemi. Słyszałam, że magowie już pracują nad tym, by znaleźć informacje na jego temat i je zamknąć. Dopiero wtedy z powrotem zaznamy spokoju. Bo ile jeszcze może ich się wylać na powierzchnię?
Norio słyszał już o tym od Werbeny. Jego siostra mocno była zaangażowana w sprawę, nie dlatego, że miała wielką wiedzę, czy potężną moc, ale zwyczajnie było to coś, czym przejęła się za bardzo, by potrafić myśleć o czymkolwiek innym. Była bezpieczna - gildię, przy której mieszkała, zabezpieczono przed wszystkim, przed czym się dało; sporo też dawało jej umiejscowienie, w samym centrum Taj'cah. Dużo musiałoby się wydarzyć, zanim dotarłyby tam wojska mrocznych. Mimo to, młoda elfka robiła wszystko, co mogła, by pomóc, nawet jeśli wciąż była niedoświadczona i w gruncie rzeczy mogła niewiele.
- Ale nie poślą nas do walki, prawda? - spytała rudowłosa. W jej głosie wybrzmiała nuta rozczarowania. - Gdyby mieli to zrobić, już dawno bylibyśmy tam, na zachodnim brzegu. Tymczasem zebrali nas tutaj. Będziemy musieli zająć się czymś innym.
Odpowiedziało jej ciche mruknięcie krasnoluda, które mogło oznaczać wszystko i nic.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

4
POST POSTACI
Norio

- Nie miałem na myśli, że wyglądasz na bezradnego, Kaelu - rzekł całkiem szczerze Norio - W wojsku hierarchia zazwyczaj jasno określa, kto zastąpi w razie potrzeby dowódcę. Ale jeśli mamy tylko jednego medyka... - Wzruszył ramionami, powinni go strzec, nawet we własnym interesie, nie wspominając nawet o powierzonych zadaniach.
- Skoro przysłali nam ciebie, może zatem w sztabie omawiają dla nas coś poważnego? - Kapitana rzeczywiście się spóźniał. Norio co jakiś czas w przerwach rozmowy strzygł swoimi długimi uszami przy uchylonych drzwiach, a nuż usłyszy kroki ich dowódcy, albo nawet rozmowy oficerów. Niepewność wprawiała go w nerwowość, wolałby od razu wiedzieć, z czym będą mieli do czynienia. Ale skoro jednak mieli jeszcze chwilę, mógł skupić się na gadaninie, by nie myśleć o tym zbyt intensywnie. Na przykład, że tak okropnego losu, jak wycinanie pośladka nie życzyłby nawet krasnoludowi.
- Może teraz to wydaje się to mało istotne - powiedział Iliar w kwestii wyników strzelania - ale to, czego się nauczyłaś, zostaje z tobą. Dowódca będzie wiedział gdy pzyjdzie czas snajpera. - Dodał pokrzepiająco, zerkając na jej delikatny uśmiech.
Layla pochodziła zatem z rodu szermierzy, to było interesujące. Młody elf chyba nie znał do końca ludzkich zwyczajów. W jego stronach wojowniczki były rzadkością, może dlatego właśnie przyciągały spojrzenia Norio, jawiły mu się jako egzotyczna tajemnica. Zastanawiał się, czy tak jak wielu kobietom podobały się blizny na twarzach mężczyzn, podobnie mogło być w drugą stronę. Nie wypadało jednak się gapić. Niemniej nie mógł Layli odmówić hartu ducha. Miał wrażenie, że idąc na wojnę kobieta mogła mieć więcej do stracenia.
Ucieszył się, że atmosfera w oddziale jest dobra. Wysokie morale były im potrzebne w tych niepewnych czasach. Do tego Niedźwiedź okazał się mieć poczucie humoru!
- Wiecie, kobieta jest dawczynią życia - Norio podłapał temat, który krążył po sali. - Mężczyzna zwykle to życie odbierał, odkąd zaczął polować. Nie obrażajmy się więc na wszystkie stereotypy, bo trochę prawdy w nich jest. Oczywiście, Iliar strzela lepiej ode mnie, a Kael przywrócił zdrowie większej liczbie osób niż ona, ale chyba rozumiecie, co mam na myśli. Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby wszystkie kobiety ruszyły na wojnę, a wszyscy mężczyźni zostali w domach. Niedźwiedź porąbałby całe drzewo na opał pierwszego dnia, a potem, z nudów, woziłby dzieci na barana. Ale jak długo by tak wytrzymał? Imć Garrick? Miałby prostszą matematykę przy liczeniu siły armii, bo nie musiałby już dzielić elfa i kobiety na pół - Norio puścił oko w stronę krasnoluda. - A Sir Callen? Na początku cieszyłby się jak dziecko, bo jako jedyny mężczyzna pojechałby na wojnę. Ale tam, na froncie, czekałaby już Izabela: "Hola kochasiu, teraz mi nie uciekniesz!" - dodał, wyciągając palec w stronę Artena, mrużąc oczy i udając groźną kochankę z ręką na biodrze. Skoro poprzedni żart się udał, co miał do stracenia? Zerknął znów w stronę drzwi czy kapitan nadchodzi.

- Jesteście tu najstarsi rangą, panie krasnoludzie? - zapytał po chwili, przypominając sobie, że Garrick miał przy sobie listę z ich nazwiskami i być może wiedział coś więcej. Zerkał też na Laylę, która mówiła o mrocznych elfach, i przypominał sobie słowa Werbeny.
- Mroczni mają przejście w głębinach, a jakimś cudem wyłażą od razu na brzeg. To musi być potężna magia. Nieczyste siły maczały w tym palce. Ufam, że nasi magowie to rozgryzą. Nawet moja siostra im pomaga. Choć wertuje głównie uczone księgi w poszukiwaniu informacji dla swych mistrzów - powiedział zabębniwszy palcami o blat, myśląc o niej. Dobrze, że Werbena była w bezpiecznym miejscu. Niewiele jeszcze potrafiła, przynajmniej nie wyślą ją w żadne niebezpieczne miejsce.
- Tak, w dodatku Mroczni to nasi odlegli kuzyni. Tym bardziej czuję się w obowiązku byśmy zagrodzili im drogę do świata na powierzchni - rzekł z powagą w głosie.
Myślał, że byłoby rozczarowujące, gdyby w takiej chwili przydzieli ich do pilnowania jakichś dworzan za murami, gdzie prawdopodobnie i tak są bezpieczni dzięki pałacowej straży i fortyfikacjom.
- Ktoś z was zauważył czy mroczni mają jakieś słabe punkty? - zapytał z ciekawością - Może trudniej im walczyć w słoneczny dzień, podobnie jak my niepewnie czujemy się mroku? - zastanawiał się głośno próbując przypomnieć sobie sceny z wcześniejszych potyczek.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

5
POST BARDA
Iliar zaśmiała się.
- To by było piękne. Czyste, sprawne wojny. Albo i zupełny ich brak. Kobiety nie ryzykują, jeśli nie muszą. A mężczyźni? Zwłaszcza tacy, jak Garrick, albo Szybki? - machnęła ręką w stronę swoich dwóch towarzyszy. - Oni są idealnym przykładem tego, dlaczego mężczyźni żyją krócej, niż płeć przeciwna tej samej rasy.
Wizja Callena, którego na froncie dopada ta nieszczęsna kochanka, przed jaką tak rozpaczliwie uciekał, też była dla wszystkich całkiem zabawna. On sam obruszył się, ale tylko na początku i tylko trochę, by potem ostrzegawczo pokiwać palcem w kierunku Norio.
- Uważaj sobie, elfie - rzucił.
Krasnolud pokiwał głową, zwijając swoją kartkę i wsadzając ją sobie za pazuchę.
- Porucznik Kassak - zasalutował niedbale. - Mam już swoje lata. Niewiele to zmienia, powiem ci szczerze. Odpowiedzialność tylko większa, a żołd, niezależnie od jego wysokości, równie łatwo jest przepierdolić.
Rozmowy o mrocznych zakończyły radosny nastrój, jaki na kilka chwil zapanował w pomieszczeniu. Prawdopodobnie wcześniej czy później skończą w jakiejś karczmie, gdzie będą mogli napić się względnie beztrosko i pożartować sobie dłużej, ale to nie był ten dzień... a przynajmniej nie ta chwila, bo kto wie, jak potoczy się wieczór. Wszystko zależało od tego, z jakimi wieściami przyjdzie do nich kapitan Varros.
- Masz siostrę? - zainteresował się Callen. Choć początkowo mogło to się wydawać podejrzane, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, od jakiej strony mężczyzna zdążył się przedstawić, Norio szybko zrozumiał, dlaczego pyta. - Jest magiem? Moja matka też. Przynależy do Strażnicy Świtu, już od wielu, wielu lat. W jakiej gildii studiuje twoja siostra?
W niesamowitym i zupełnie niespodziewanym zbiegu okoliczności, była to dokładnie ta sama organizacja. Strażnica Świtu była wysoką, białą wieżą, otoczoną wielkim ogrodem, w którym Werbena lubiła przesiadywać z książkami, albo z bratem, gdy ten ją odwiedzał. Istniała spora szansa, że drogi Werbeny i pani Arten zdążyły się już skrzyżować.
- ...I tu ci się przydadzą elfy w oddziale, poruczniku marudo - dodała Iliar, gdy Vi'sziro wspomniał o odległym kuzynostwie. - Mroczni nie mówią we wspólnym. Nie wszyscy, przynajmniej, a nawet jeśli, to często się do tego nie przyznają. Mimo to, ich język jest całkiem podobny do naszego. Da się dogadać. Da się zrozumieć, co wykrzykują do siebie. Celuj w tyłek krasnoluda, chociażby.
Rozkaz wypowiedziała miękko w języku, który rozumiała tylko ona, Norio i być może także milczący półelf. Jeśli którekolwiek z pozostałych go znało, nikt nie dał tego po sobie poznać. Taron uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział. Generalnie nie należał chyba do szczególnie towarzyskich osób, a może miał inne powody, dla których wolał siedzieć cicho. Garrick odchrząknął i pokiwał głową, niechętnie się z nią zgadzając i na wszelki wypadek nie dopytując, co dokładnie mogła mieć na myśli.
- Źle widzą w słońcu - półelf odezwał się dopiero wtedy, gdy Vi'sziro spytał o konkrety. Miał cichy i spokojny głos. - Są mali i słabi, ale szybcy. Ci, którzy korzystają z magii, robią to w inny sposób, niż osoby uzdolnione magicznie z powierzchni. Słyszałem, jak ktoś nazywał to żywiołem krwi. Całkiem trafnie. Sporą siłę zawdzięczają monstrom, które im służą. Pająkom, tym dziwnym skorupiakom, lewiatanom. Po wykluczeniu ich potworów, stają się dużo bardziej bezbronni. Wychodzą z morza, ale w wodzie toną tak samo, jak wszyscy inni.

Zanim ktokolwiek zdążył dodać coś więcej, z zewnątrz dotarły do nich ciężkie kroki, które natychmiast zostały rozpoznane przez pięcioro z nich. Nawet Callen wyprostował się w krześle, choć zdawało się, że nie potrafiłby zachować się profesjonalnie, choćby go rozpalonym żelazem w pięty przypiekali po każdym rzuconym przez niego uśmieszku. Widząc zmianę nastroju w sali narad, zarówno Rowan, jak i Layla wstali, ustawiając się obok siebie i splatając ręce za plecami. Naturalną zdawała się elfowi potrzeba dołączenia do nich.
- Spocznij - odezwał się kapitan, gdy tylko przekroczył próg. Rzucił na stół plik pergaminów i sfatygowany, skórzany kapelusz.
Kapitan Varros był człowiekiem w sile wieku, o posiwiałej, ale równo przyciętej brodzie i przetykanych siwizną, długich włosach. Miał na sobie pikowaną skórznię w niebiesko-czerwonych barwach królestwa, choć widać było, że ma ona już za sobą ciężkie przejścia, bo kolory były sprane i w wielu miejscach wytarte. Przesunął spojrzeniem po swoich podkomendnych, zawieszając je ostatecznie na nowej trójce.
- Kapitan Thoren Varros - przedstawił się. - Osobiście was wybrałem, więc znam wasze nazwiska, tak samo, jak wasze umiejętności. Oczekuję od was dyscypliny, współpracy i pełnego zaangażowania. Siła tego oddziału leży w różnorodności i jedności. Każdy z was ma swoje miejsce w tym zespole i każdy musi być gotów wspierać innych, niezależnie od sytuacji.
Odsunął jedno z krzeseł i opadł na nie, przysuwając do siebie plik dokumentów. Dopiero wtedy usiadła też Layla, podczas gdy Niedźwiedź wolał skrzyżować ręce na klatce piersiowej i pozostać w pozycji stojącej.
- A sytuacja jest skomplikowana - westchnął kapitan. - Dotyczy Syndykatu i wyspy Kattok. Ktoś z was miał już z nimi do czynienia?
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

6
POST POSTACI
Norio
Norio uniósł puste dłonie w kierunku Callena i skinął lekko głową, dając znak, że to tylko żart. Może chciał się trochę odegrać za wcześniejszą zmyłkę Callena, ale bez złych intencji. Elfy ze wschodu, podczas towarzyskich spotkań, ciągle się o coś zakładały i rywalizowały, ale robiono to z dystansem, by nie zranić czyjejś dumy i nie uszczuplić zanadto sakiewi. No chyba, że ktoś przesadził, bo rzecz jasna bywało i tak.
Straż Świtu? Hej, to tam, gdzie pobierała nauki Werbena! Będzie musiał ją przestrzec przed tym gagatkiem, Szybkim. Nie to, żeby jej nie ufał. Pewnie by się roześmiała w odpowiedzi i zapytała, czy ma ją za naiwną nastolatkę. Mimo wszystko, wiedział co nie co o dziewczętach. Jeśli jakiś chłopak wpadnie im w oko i wypiją o jeden kieliszek wina za dużo...
Zdziwił się, że Garrick jest taki szybki - według Iliar lubił ryzyko. Przypomniał sobie słowa jednego z wielkich dowódców: "Jeśli chcesz zdobywać świat, nie możesz dobierać sobie nadto ostrożnych oficerów". Zatem starszy krasnolud wciąż miał w sobie ikrę. A do tego był porucznikiem! W oczach Norio krasnolud urósł od razu o dobrą stopę. Aż mu się głupio zrobiło z powodu swoich wcześniejszych żartów. Dlaczego Kassak tego nie powiedział i nie nosił żadnych dystynkcji? Garrick zachowywał się trochę jak stary wyga z oddziałów specjalnych - taki, któremu nie zależy na sławie i który jest poza częścią żołnierskiego prawa.
W oczach Norio błysnęło rozbawienie na słowach Iliar wypowiedzianych w ich języku. To potwierdzałoby jego przypuszczenia, że słyszał całkiem znajome składnię, gdy był świadkiem nawoływania się mrocznych z oddali.
Nie spodziewał się też, że milczący dotąd Taron ma tak bogatą wiedzę o mrocznych. "Żywioł krwi" w domu nigdy nie słyszał o czymś takim od siostry, ani od babki. Ich mroczni kuzyni musieli naprawdę zbłądzić w swej rządzy potęgi. Norio chciał zapytać o stwory służące ciemnoskórym elfom, ale wtedy usłyszeli kroki w korytarzu.

Młody Vi'sziro ustawił się, rzecz jasna, razem z Laylą i Niedźwiedziem w regulaminowej postawie, gdy ich nowy przełożony wszedł do sali. Kapitan robił wrażenie dowódcy, który nie został nim przypadkiem. Czy naprawdę osobiście dobrał wszystkich nowych? Serce młodego rycerza przyspieszyło, gdy pomyślał, że być może czeka ich zadanie specjalne. Choć odrobinę się rozluźnił na komendę spocznij, był zbyt podekscytowany, żeby spokojnie usiąść, jak zrobiła to Layla, stał wciąż obok Niedźwiedzia opierając ramię o biodro. Gdyby Varros kazał im skoczyć w przepaść, Norio pewnie tylko zapytałby, z której strony najlepiej zacząć. Nie miał zatem nic przeciwko tak oczywistemu poleceniu, jak współpraca w oddziale. Współdziałanie i dyscyplina w działaniach bojowych wydawały mu się esencją wojskowej służby.
Kapitan zapytał potem o Syndykat Tygrysa. Jego ojciec, który był w młodości elfem bardziej światowym opowiadał mu o tej organizacji.
- Tak, panie kapitanie, spotkałem się z ich najemnikami - odparł Norio prostując się i składając znów dłonie za plecami, gdy kapitan Varros zadał pytanie. - Dobry poddany Korony, nie powinien mieć z tą organizacją nic wspólnego. Pod płaszczykiem pomocy uciśnionym pragną zyskać posłuch prostego ludu, którego lojalność przynależna jest Królowi. Mówi się, że tworzą swego rodzaju polityczną konspirację między wpływowymi członkami niektórych gildii, dzięki czemu zgromadzili pewne zasoby, gospodarczego, a nawet militarnego wpływu na politykę Królestwa - wyrecytował niemal jak formułkę, wplatając przemyślenia, zasłyszane od ojca oraz kilku oddanych rojalistów, z którymi sympatyzował na uczelni. W ich portowej miejscowości widział kiedyś groźnych najemników odzianych w skóry tygrysa i pokrytych tatuażami. Ojciec, na czele zbrojnych, kazał się wtedy wynosić obcym i szykowała się już brzydka sprawa, jakimś cudem odeszli jednak i wkrótce odpłynęli z wyspy. Być może zrozumieli, że miejscowa ludność była zbyt przychylnie nastawiona wobec królewskiej władzy.
- Co do Kattok, sir, to jedna z czterech głównych grup wyspowych Archipelagu, wysuniętych najdalej na południe i wschód. To wyspy najbardziej niebezpieczne i nigdy w całości niezbadane. Moja rodzinna wyspa leży na północy tego regionu, w obszarze, które jeszcze regularnie patroluje Królewska Marynarka Wojenna. To, co przybywało z południowego wschodu, bywało często dla nas zagrożeniem. Kolejne wyprawy kolonizacyjne Kattok przynosiły tylko częściowe sukcesy - zakończył, starając się znów nieco odprężyć. Dlaczego jednak na Kattok był taki problem? Musiał gryźć się w język, by nie zasypać kapitana litanią pytań i zachować profesjonalizm.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

7
POST BARDA
Garrick mógł wyglądać i zachowywać się, jakby było mu absolutnie wszystko jedno, ale gdyby tak było w rzeczywistości, nie wdrapałby się tak wysoko po szczeblach kariery wojskowej. Po pojawieniu się kapitana też w pełnym skupieniu słuchał tego, co miał on im do powiedzenia. Wyglądało jednak na to, że w oddziale - a przynajmniej tej jego części, która znała się od dłuższego czasu - stopnie nie miały aż tak wielkiego znaczenia w tym, jak traktowali się nawzajem. Z pewnością gdy przychodziło do wykonywania rozkazów i podejmowania decyzji rangi miały znaczenie, ale całkiem prawdopodobne było, że na niejednej misji już zjedli zęby w tym składzie i Iliar mogła bez konsekwencji grozić krasnoludowi strzałą w zadku. Chyba że sama też była już porucznikiem; tego Norio nie wiedział. Z całą pewnością jednak stała wyżej, niż on.
Zmarszczka pomiędzy brwiami kapitana pogłębiła się, a on sam powoli pokiwał głową, milcząco potwierdzając słowa elfa.
- Jest to jeden z punktów widzenia. Drugi jest taki, że wpływ Syndykatu na rozwój kultury i ich opieka nad niższymi stanami, niż magnateria i wyspiarska szlachta, przynosi bardzo dobre efekty - wtrąciła Iliar. - Rozwija się turystyka, finansują świątynie...
- Ich opieka swoje kosztuje. Nie wszyscy chcą płacić tyle, ile Tygrysy sobie życzą, a niekoniecznie mają wybór
- odparł krasnolud.
- Nadal, stanowią istotną siłę i nie bez powodu korona toleruje ich obecność. Jakkolwiek by tego nie robili, dbają o interesy Archipelagu.
- Nie bardziej, niż o swoje własne. Chłopak dobrze mówi.
- Norio Vi'sziro, z tego, co wiem, wywodzi się ze szlachty
- odpowiedziała chłodno elfka. - A szlachta i magnateria zawsze będzie mieć to samo zdanie na ich temat: Syndykat Tygrysa jest dla nich niewygodny.
Rzuciła elfowi krótkie spojrzenie, które zaraz przeniosła z powrotem na kapitana. Nie zdążył z niego nic wyczytać. Musiała mieć za sobą jakieś złe doświadczenia związane z wyższymi sferami Taj'cah, skoro tak się uniosła. Zastukała palcami w stół.
- Kattok przez wiele lat było dzikie i nieprzystępne, ale ekspedycji, wysłanej przez Syndykat właśnie, udało się odbić wyspę z rąk przyrody. Zrobili to w pełnym porozumieniu z koroną. Słyszałem o wielkich, kamiennych monstrach i rozwścieczonej dżungli, pochłaniającej kolonizatorów. Jak to bywa z plotkami, pewnie jak zwykle są przesadzone - odezwał się Taron, znów dzieląc się sporą ilością wiedzy. - Jakoś pozbyli się tego problemu. Pół roku temu wykarczowano ogromne połacie lasu i zaczęto budowę osady. Syndykat wyłożył na to ogromne fundusze, więc powstała szybko. Mały, drewniany raj dla tych, którzy chcieli rozpocząć swoje życie na nowo, z dala od zgiełku wielkiego miasta. Chętnych osadników nie trzeba było długo szukać.
Dla Norio to było coś nowego. Od dawna nie bywając w rodzinnych stronach i będąc dość mocno zaangażowanym we własne sprawy w stolicy, nie interesował się tym, jak przebiegała kolonizacja dzikiej wyspy, zwłaszcza, że za te działania odpowiedzialne były Tygrysy. Coś z pewnością obiło mu się o uszy, ale ile podobnych plotek słyszał na rynku, czy wśród swoich znajomych? Zaledwie garstka z nich miała cokolwiek wspólnego z prawdą. Taron, choć rezydował w Taj'cah i raczej nie pływał z wyspy na wyspę, by dowiadywać się rzeczy, musiał mieć wiarygodne źródła informacji na wiele tematów.
- O co chodzi, kapitanie? - spytał wreszcie Callen. - Co z tą wyspą? I co z Syndykatem?
Thoren Varros cmoknął z niezadowoleniem i zastukał palcami w stertę dokumentów.
- Wszyscy macie rację. Medal zawsze ma dwie strony. Najnowsza sytuacja rysuje się następująco: Kattok zostało w pełni przejęte przez mroczne - powiedział. - Syndykat nie miał tam sił, które gotowe by były na odparcie tak potężnej fali z podziemi, jak pozostałe wyspy. Te duże, przynajmniej - zerknął na Norio, jakby chciał dać mu tym samym do zrozumienia, że nie wie, co dzieje się w jego rodzinnych stronach. - Zbierają teraz grupę uderzeniową, która ma odbić Kattok. Rzecz w tym, że dotarły do nas przesłanki, jakoby Syndykat chciał wykorzystać chaos wojny i zrobić coś, czego korona nie będzie pochwalać. Coś, co zachwieje utrzymywaną od lat równowagą.
- A co mogą tam zrobić?
- mruknął Niedźwiedź. - Kattok to jeszcze dziura. Pięć domków na krzyż.
- Nieprawda
- wtrącił się znów półelf. - Budowa Iny została starannie zaplanowana. Zatrudniono najtęższe umysły, znanych planistów, architektów i inżynierów. Ściągnięto robotników ze wszystkich wysp. Nie widziano dotąd miasteczka, które powstałoby równie szybko. To największa inwestycja Syndykatu Tygrysa, od wielu, wielu lat. A wojsko jest teraz zajęte...
- ...I chociaż armia nie współpracuje bezpośrednio z ich najemnikami, to teraz ktoś musi dopilnować, żeby w całym tym zamieszaniu nie wydarzyło się coś, co ostatecznie doprowadzi do wojny domowej
- dokończył Varros.
Iliar zaśmiała się cicho, czym zasłużyła sobie na lekko zirytowane, pytające spojrzenie dowódcy.
- Przepraszam, kapitanie, ale to chyba przesada? Gdyby chcieli w jakikolwiek sposób podważać władzę króla, zrobiliby to już dawno. Z pewnością mieli ku temu wiele okazji.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

8
POST POSTACI
Norio
Norio przez moment obracał sygnet rodowy na palcu, zerkając kątem oka na Iliar. Czy miała coś wspólnego z Tygrysami, skoro tak chętnie ich broniła i starała przedstawić w dobrym świetle? Miał nadzieję, że nie, nie wyobrażał sobie, by zasłużony oficer królewskiej armii sympatyzował aż tak mocno z kimś, kto mógł wbić ich królestwu sztylet w plecy w każdej chwili. W domu ojca Norio nie było "innych punktów widzenia". Służyłeś królowi albo nosiłeś w sercu zdradę. Skinął głową z uznaniem, gdy Garrick poparł jego zdanie, widać doświadczenie wieku robiło swoje. Gdy Norio i Werbena byli jeszcze dziećmi, ich starszy brat, Yorel, opowiadał im historię. Najemnicy Syndykatu, których Hanzo przepędził odeszli do drugiego miasteczka na ich wyspie. To był niewielki morski port, którym zarządzał inny szlachcic. Podobno próbował dogadać się z tygrysami i - z tego co opowiadał Yorel - ów zarządca źle na tym wyszedł. Potem ów nieuczciwy lord próbował zwalić winę na Hanzo, co skończyło się pojedynkiem. Ale nie była to historia na tę chwilę. Zerknął przelotnie na Iliar, może rzeczywiście miała złe doświadczenia z kimś wysoko urodzonym, skoro niemal wypomniała mu szlachectwo? Norio słyszał, że niektórzy miejscy magnaci zapominali o dobrym traktowaniu poddanych.
Zrazu odezwał się Taron i młody rycerz słuchał, co półelf ma do powiedzenia, tym razem o kolejnej próbie zasiedlenia głównej wyspy Kattok przez ekspedycję Syndykatu. Taron był doprawdy dobrze poinformowany. Czy był uszami tej niewielkiej formacji? Vi'sziro potarł podbródek słysząc, że kolonistom Syndykatu udało się posunąć tak daleko. No cóż, od dziecka nie miał o nich dobrego zdania.
Gdy głos zabrał znów kapitan, Norio przygryzł mimowolnie usta, a palce jednej dłoni powędrowały w kierunku pasa z szablą. Oczyma wyobraźni zobaczył niewielką rodzinną fortyfikację i miasteczko w sercu wyspy otoczone przez uprawne pola i dżunglę, gdzie nocą wypełzają na łów dziesiątki mrocznych elfów. A może były ich setki i szturmowali już mury? A może... Nie, nie mógł w ten sposób myśleć. Krew burzyła mu się w żyłach, że nie będzie mógł wsiąść na pierwszy okręt obierający kurs na południe i popłynąć bliskim na odsiecz. Ale wstępując do armii zgadzał się na fakt, że nie był już jedynym panem swego losu, musiał zacisnąć zęby i wysłuchać jakie on i jego oddział otrzymają zaraz rozkazy.
Po tym jak Iliar zaśmiała się, podważając przypuszczenia kapitana o nieczystych intencjach Syndykatu Norio podobnie jak Niedźwiedź skrzyżował ramiona na piersi.
- Może nie czuli się dotąd na tyle silni i czekali na swój moment? - zapytał, jakby węszył podstęp - Jest takie powiedzenie o hodowaniu żmii na własnej piersi - dodał samemu marszcząc brwi, targały teraz nim myśli o zagrożeniu rodziny i całego królestwa. Nie mógł uwierzyć, że Korona na to wszystko pozwalała i dopiero niedawno wysłano na Kattok żołnierzy. Ale nie do niego przecież należało kwestionowane decyzji królewskiego rządu.
- Panie kapitanie, czy można wiedzieć co takiego odkryto w poczynaniach Syndykatu, że korona decyduje się jednak patrzeć im na ręce? - ciągnął zerkając na plik papierów, który miał ze sobą Varros. Czy mieli na nich tak grubą teczkę podejrzeń? Varros zdawał się być zafrasowany jakby sprawa była zagmatwana. Dodatkowy konflikt w takiej chwili rzeczywiście mógł być katastrofalny dla Kattok.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

9
POST BARDA
- Rzecz w tym, że właśnie nic - odpowiedział elfowi kapitan. - I to jest podejrzane. W kwestii Kattok Syndykat zawsze był bardzo otwarty, oczekując wsparcia korony w zamian za swoje działania na tej wyspie. Nie mnie oceniać, czy król podjął dobrą, czy złą decyzję, wchodząc z nimi w układ. Moja głowa jest za mała na takie rzeczy; żadne z nas nie ma pojęcia, jak wygląda to naprawdę, na tych najwyższych szczeblach. Jaki powód ma król, żeby bezkrytycznie godzić się na działalność tej organizacji na Archipelagu. Wiem tyle, ile wiem.
Podniósł dokumentu ze stołu i zaczął przeglądać je, jeden po drugim, podając je po kolei do Garricka, a krasnolud przekazywał je później do reszty. W końcu dotarły i do Norio, więc jeśli interesowała go ich zawartość, mógł sobie je obejrzeć. Nie zawierały niczego zaskakującego: kontrakty, umowy, zlecenia. Dokładne plany budowy Kattok, listy inwestorów, współpracowników, słowem - na pierwszy rzut oka wszystko to, co Tygrysy ze wsparciem korony robiły na najdalej wysuniętej na wschód wyspie Archipelagu.
- To wszystko kończy się w chwili ataku z podmroku - Varros przekazał ostatnią kartkę, datowaną na dwa tygodnie temu. - Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że od tamtej pory korona nie jest w stanie skontaktować się z Syndykatem standardowymi kanałami. Kanałów tych było więcej, niż jeden, więc statystycznie niemożliwym jest, żeby wszyscy pośrednicy nagle zostali wyrżnięci przez mrocznych.
- Mmm. To nie brzmi dobrze
- mruknął Garrick, gestem dając pozostałym do zrozumienia, żeby zwrócili mu wszystkie dokumenty. Zebrał je na jedną stertę i wyrównał brzegi kartek. - Ale wiemy, że szykują grupę uderzeniową, żeby odzyskać wyspę z rąk mrocznych.
- To wiemy. Ale nieoficjalnie, nie od nich.

Przez chwilę w sali panowała cisza. Wszyscy wyglądali na zaniepokojonych, Iliar do tego na dość niepocieszoną.
- Jeśli naprawdę coś kombinują, są bandą idiotów - wybuchła w końcu. - Dlaczego to zawsze kończy się tak samo? Mieli dobry układ. Nadal go mają. Są istotną siłą na wyspach, bogatą organizacją. Jak to się dzieje, że dla takich, jak oni, zawsze w pewnym momencie jest to za mało?
- Ale czego oni mogą chcieć?
- spytała Layla. - Będą próbowali dogadać się z mrocznymi?
- Nie wiem, co mieliby przez to osiągnąć.

Elfka zacisnęła dłonie w pięści i opuściła wzrok na blat stołu. Nie podobało się jej to ani trochę, ale raczej nie zamierzała stawać po stronie Syndykatu Tygrysa i bronić ich, gdy dowody ewidentnie wskazywały na to, że coś było nie tak. Wyraźnie jednak w jakiś sposób sympatyzowała z nimi, pomimo bycia częścią królewskiej armii. Norio nie potrafił jeszcze określić, w jak dużym stopniu i skąd się jej to brało, ale może dowie się tego od niej - jeśli będzie im dane porozmawiać na spokojnie. Mógłby też spytać któregokolwiek innego z towarzyszy, jeśli nie chciał dowiadywać się tego bezpośrednio od elfki.
- Korona nie ma teraz sił, które mogłyby zagrodzić statkom Syndykatu drogę, ale też nie są pewni, czy w ogóle należy to robić. Nie możemy zamknąć portu, bo to nie spotkałoby się z pozytywnym przyjęciem ludności w dobie kryzysu. Jedyną możliwością jest wysłanie pojedynczego oddziału jako przedstawicieli króla i wojska, żeby stanowił wsparcie dla sił Syndykatu podczas walk o Kattok. To wystarczająco subtelne i nieinwazyjne, żeby nie zostało potraktowane jako oskarżenie o zdradę, a da królowi wgląd w ich działania - kapitan przesunął spojrzeniem po zebranych. - Musimy porozumieć się z kimś, kto organizuje tę ekspedycję, znaleźć dla siebie miejsce na jednym ze statków i dowiedzieć się, jaka jest prawda. I najlepiej zapobiec, jeśli będzie czemu zapobiegać.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

10
POST POSTACI
Norio
Norio również nie miał pojęcia, co kierowało królem, że zdecydował się na tak śmiały krok. Może rzeczywiście postanowił zaufać owym uczonym, którzy współpracowali z Syndykatem? Jak rzekł kapitan, ich głowy były za małe na rozważania tej miary. Jak powszechnie było wiadomo - władza króla pochodziła od bogów, zatem nie należało podważać wyroków monarchy. Potarł szczękę, gdy kapitan opowiadał o całej tej osobliwej sytuacji.
Gdy w ruch poszły papiery ze stołu kapitana Varrosa, Norio chętnie przeglądał kolejne karty. Jego matka, Aria, zaszczepiła w nim chęć do nauki i biegłość w obcowaniu z pismami. Matka zapisywała ich oryginalną elfią mowę pędzlem i uważała, że materiał na dobrego szermierza poznać po tym, czy w młodości przykłada się do kaligrafii.
Norio szukał w tekście dokumentów znajomych nazwisk i pieczęci instytucji, które by rozpoznał. Syndykat Tygrysa był zawsze podejrzany, to pewne jak wschód słońca, ale fakt, że nagle urwał się z nimi kontakt, nie pasował do całej tej układanki. Na koniec przyjrzał się ostatniemu kwitowi sprzed dwóch tygodni, ciekaw, co na nim było zapisane.
- Sir, jeśli dobrze rozumuję, wszystkie owe figury, z którymi kontaktowała się korona zapadły się pod ziemię? Czy jak dotąd nikt nie zgłosił znalezienia ciał lub uprowadzenia? Okoliczności ich zaginięcia mogłyby być dla nas jakąś wskazówką - Oczywiście, przez dwa tygodnie panował nieład i uliczne walki z najeźdźcą... Ale to zapewne osoby były znaczącymi lub wpływowymi personami cechów, gildii, czy nawet szlachty - tak przynajmniej widział to Norio, skoro mogli zaplanować i wykonać postawienie miasteczka na obcej wyspie w krótkim czasie, nie mogło być inaczej. Choć młodemu rycerzowi trudno było w to uwierzyć, Syndykat Tygrysa najwyraźniej nie był już tylko bandą nieokrzesanych najemników, jakich zapamiętał z dzieciństwa.
Zerknął na Iliar, którą wreszcie przekonały argumenty kapitana Varrosa. Powinien rzeczywiście porozmawiać z nią, albo nawet wypytać o nią kogoś z pozostałych.
Potem dowiedzieli się od Varrosa, co zaplanowało dla nich dowództwo. No cóż, to wydawało się to właściwym posunięciem w obecnej sytuacji. Naturalnie, szalenie ryzykownym dla ich małego oddziału. Jeśli Syndykat rzeczywiście wybrał ten moment na zdradę i zamierzał się odciąć od Królestwa przez rebelię? Czy to przez kolaborację z wrogiem, czy bez... Cóż, załoga sporego okrętu, wraz z najemnikami na pokładzie, mogłaby bez większego trudu wyrzucić ośmioro królewskich żołnierzy na pełnym morzu za burtę. Norio nie powiedział tego jednak na głos. Nie po to zostawało się pasowanym na rycerza, by skarżyć się na wojenne zagrożenia. Zresztą, z pewnością wszyscy członkowie tego oddziału byli świadomi ryzyka.
- Czy wolno mi zapytać, sir, czy ktoś biegły w arkanach sztuk magicznych dołączy do naszego oddziału? Nie chcę umniejszać naszemu uzdrowicielowi - skłonił się lekko w stronę Kaela - ale słyszeliśmy od Tarona, że tajemne moce mrocznych elfów to nie lada zagadka, nawet dla mistrzów magii. - To, z czym się zetkną może zwyczajnie przerosnąć ich żołnierski rozum, i mogą zostać okpieni zarówno przez czarnoksiężników jak i kolaborujących rebeliantów Syndykatu.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

11
POST BARDA
Ostatnim dokumentem był manifest pokładowy statku transportowego, przewożącego na wyspę dobra niezbędne do funkcjonowania nowej osady, jakich ta jeszcze nie była w stanie wyprodukować sobie sama. Poza rzeczami zużywalnymi, była tam mowa także o księgach, których tytuły Norio doskonale kojarzył - były to pisma używane do nauki przez dzieci z rodzin wystarczająco majętnych, by stać ich było na nauczycieli.
Kapitan pokręcił przecząco głową.
- Stolica pogrążona jest w takim chaosie, że ciężko nadążyć za wszystkimi przypadkami zaginięć.
- Podobno mroczne porywają powierzchniowców do siebie, do podziemi
- wtrącił się Taron z kolejną ciekawostką. - Chociaż nikt jeszcze nie doszedł do tego, w jaki sposób to robią.
- Mnie to bardziej interesuje po co
- mruknął Niedźwiedź.
- Tablice ogłoszeniowe zapełniają się w zastraszającym tempie. Straż nie nadąża wywieszać informacji o zaginionych, mieszkańcy nie nadążają ich czytać. Nikt nie zauważył nigdzie znanych nam nazwisk, ale wiecie, jak jest.
Żadne z nich nie wyglądało na zadowolonego z rozkazów, jakie zostały im przekazane i z całą pewnością wszyscy wiedzieli, z jakim wiązało się to ryzykiem. Stawiali swoje życie na szali, rozumiejąc, że jeśli najemnicy Syndykatu postanowią tak po prostu wyrzucić ich za burtę na otwartym morzu, zostaną uznani za kolejne ofiary wojny z mrocznymi. Pozostało tylko mieć nadzieję, że w takim wypadku ich zniknięcie ostatecznie zerwie nić porozumienia między koroną a Syndykatem Tygrysa. Ale nie musiało się od razu skończyć tak źle, prawda?
Varros zmarszczył brwi i przez chwilę przyglądał się elfowi z namysłem. Wydawał się szczerze zaskoczony propozycją, przez co po raz pierwszy na jego twarzy pojawiła się inna emocja, niż zmartwienie i determinacja. Szybki przeskakiwał spojrzeniem z jednego na drugiego, czekając na reakcję kapitana.
- ...Przyznam, że nie rozważałem tego - powiedział w końcu starszy mężczyzna. - Nigdy nie korzystaliśmy ze wsparcia magów, ale może... nie jest to najgorszy pomysł? Mogę złożyć wniosek o zapotrzebowanie. Pytanie kiedy byliby w stanie kogoś nam przydzielić. Znając życie, przy dobrych wiatrach za dwa tygodnie.
- Mogę udać się do Strażnicy Świtu
- zaproponował Callen. - Porozmawiać z matką. Spytać, czy są w stanie wysłać kogoś z nami od ręki. Bo zakładam, że nie mamy dużo czasu?
- Statki wypływają jutro rano
- na pytanie odpowiedział, naturalnie, półelf.
- A skąd będziemy mieć wtedy pewność, że najęty mag nie będzie chciał działać na korzyść Syndykatu? - spytała Layla, na co Szybki odpowiedział potrząśnięciem głową.
- Strażnica nie ma z nimi nic wspólnego. Są apolityczni i niezwiązani z żadną organizacją.
- A mają magów bojowych?
- Nie wiem, pewnie mają, to wszechstronna gildia
- Callen zaśmiał się krótko. - Pytanie tylko, czy taki będzie chciał z nami wypłynąć. Czy mamy fundusze wystarczające na zatrudnienie kogoś takiego?
Kapitan tylko w milczeniu skinął krótko głową, jakby nie musiał nawet niczego sprawdzać. Być może sprawa była tak istotna, że korona nie szczędziła w środkach - przynajmniej tych czysto materialnych. W końcu na szali stała cała wyspa i pokój w królestwie. Wciąż jednak nie wydawał się do końca przekonany co do zabierania ze sobą cywila. Zmarszczył brwi i postukał otwartą dłonią w blat stołu, w ciszy rozważając za i przeciw. W końcu uderzył w stół mocniej i wyprostował się.
- Spróbuj, Arten. Zorientuj się i wróć tu przed zachodem słońca. Znajdź mnie i daj mi znać, na czym stoimy. Weź kogoś ze sobą. Z pozostałych rzeczy do zrobienia: trzeba udać się do kwatermistrza i zebrać sprzęt na wyprawę, dla wszystkich. Zajmijcie się tym. Wieczorem w niepełnym, mniejszym składzie udamy się do portu i poszukamy kogoś nadzorującego załadunek, a potem, jak po nitce do kłębka, dotrzemy do osoby decyzyjnej, która wyrazi zgodę na nasz udział w tej wyprawie. Idealnie byłoby, gdyby podpisali jakiś papier, poświadczającej naszą obecność tam - dodał ciszej, bardziej sam do siebie, niż do nich. Szansa na coś takiego nie była zbyt wielka. - Jeśli potrzebujecie czegoś jeszcze, to jest ostatnia chwila na deklaracje.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

12
POST POSTACI
Norio
Norio usiadł znów przy stole i potarł nasadę nosa palcami patrząc na ostatni dokument, nim przekazał go kolejnej osobie.
- Z pewnością, Taronie, masz większe doświadczenie ode mnie w sprawach dokumentacji - zagadnął półelfa kiedy tamten również przeglądał papiery, które dał im kapitan - Czy sądzisz, że Syndykat mógł przetransportować dzieci znaczniejszych członków na Kattok, ukrywając ten fakt przed Koroną? Nie wiem do czegóż jeszcze potrzebne są księgi z elementarną wiedzą jakie zamówili... Jednak gdyby to mroczne elfy porwały dzieci wbrew woli Tygrysów, owymi diabelskimi sztuczkami, o których wspomniałeś, raczej nie potrzebowaliby dla nich książek - zastanawiał się.
- Gdybyśmy zdołali zdobyć listę nazwisk naszych byłych kontaktów Syndykatu Tygrysa, byłoby to nader pomocne. Powinniśmy być świadomi, od kogo domagać się wyjaśnień na Kattok - Zakończył zastanawiając się co mogły robić dzieci elit Tygrysów na wschodniej wyspie? To miasteczko, które zbudowali, miało uchodzić za raj, z tego co mówił Taron, lecz okolica nadal była zapewne niebezpieczna dla maluchów. Ponadto dzieci z zamożnych domów wysyła się zwykle po nauki do wielkich miast, a nie na koniec świata... Czyżby kolejny ślad na zaplanowaną wcześniej rebelię i współpracę z mrocznymi? Sprawdził jeszcze dane przewoźnika w manifeście pokładowym: czy były tam nazwa statku, imię kapitana lub dane właściciela, być może nawet numer doku, gdzie cumował.
Gdy kapitan odrzekł, że nie planował zabrania ze sobą maga, przypuszczenia Norio znalazły potwierdzenie. Varros zaskoczył go jednak decyzją o wysłaniu Szybkiego do Strażnicy Świtu. Nie dziwił się też wahaniu kapitana. Cywil mógł nie być najlepszym co mogło im się przytrafić. Norio mógł sobie wyobrazić wyniosłą paniusię-magiczkę, albo dziwacznego uczonego, jak to mawiali młodzi miastowi - odklejonego. Magowie bojowi jednak, ci byli doświadczeniu we współpracy z wojskiem, i świadomi zarówno powagi takiej misji jak i potrzeby dyscypliny.
- Jeśli masz takie życzenie, pójdę z tobą, Callenie - rzekł do Artena - Trochę mnie tam już znają, a i tak chciałem pożegnać się z siostrą - rzekł spoglądając na niego.
Słysząc, że należy udać się jeszcze do kwatermistrza zmarszczył czoło zastanawiając się czy miastowi wiedzą jak przygotować się do wyprawy w dzicz. Z pewnością byli doświadczonymi żołnierzami Archipelagu, niemniej Norio uznał, że nie zaszkodzi dodać kilka słów.
- Wschodni Kattok to diabelskie wyspy poruczniku - zwrócił się do Garricka jako mieszkaniec południa Archipelagu. - Zapewniłbym nam przeciwdeszczowe peleryny, płachty namiotowe i moskitiery. Jakieś maści i antidota... - zakończył zerkając na Kaela.
Zastanawiał się nad dalszymi radami, wspominając swe młodzieńcze wyprawy, gdy wraz ze zbrojnymi ojca patrolowali plantacje w dżungli.
- Rozpalenie ognia to czasem kwestia życia lub śmierci. Słyszałem o takich, których nagła zamiana pogody i brak przegotowanej wody zabiły szybciej niż dzikie bestie w nocy. Dlatego zabrałbym krzesiwo z hubką dla każdego. Do tego coś łatwopalnego i oświetlenie. To może być jedyne co stanie między nami a dzikimi zwierzętami. A jeśli w ciemności będą czaić się mroczni z ich stworami... - przerwał przypominając sobie wykłady z akademii o substancjach palnych.
- Sądzicie poruczniku, że kwatermistrz ma jakąś broń zapalającą na stanie? Pytam was, bo wielu krasnoludów to prawdziwi mistrzowie płomieni - skinął lekko Garrickowi, wszak krasnoludy rozumiały te sprawy lepiej niż ktokolwiek inny, i Norio, nawet jeśli elf, darzył ich praktyczne umysły pewnym szacunkiem - Gdyby każdy z nas miał ze sobą po flaszce czy glinianym słoiczku czegoś łatwopalnego, byłby to nasz as w rękawie. Zwykłych ludzi przerażał sam wygląd tych olbrzymich pająków, widziałem reakcje... - Ba, nawet pod nim samym ugięły się nogi w pierwszej chwili, i za każdym razem, gdy musiał rąbać te monstra - może zatem czas byśmy teraz my wystraszyli ogniem te stwory? - Cóż, magowie mieli swoje sztuczki i ponoć długo przygotowywali swe czary, prości żołnierze natomiast musieli przygotować swe bardziej konwencjonalne środki zapobiegania jak i rażenia.
- Wybierzesz dla nas trochę dobrych strzał Iliar? - zwrócił się do elfki, przy okazji zerknął, czy dziewczyna wciąż wydaje się zafrasowana faktem, że na Syndykat padły poważne podejrzenia - Jeśli kwatermistrz nie ma zapalających, sami możemy je przygotować w podróży. Wystarczy trochę żywicy, dziegciu, oliwy i szmat - potarł znów podbródek.
Przeczesał swoje czarne włosy zastanawiając się czy coś pominął, gdy kapitan powiadomił ich, że to ostatnia szansa na zachcianki.
- Mapy, panie kapitanie - rzekł jeszcze - Jeśli Syndykat zdawał jakieś kartograficzne sprawozdania? Chyba, że mamy coś z wcześniejszych ekspedycji?- W końcu i takie miały miejsce - Kompas również byłby na wagę złota, jeśli kwatermistrz nie straci cierpliwości. - uśmiechnął się półgębkiem.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

13
POST BARDA
Taron zastanowił się chwilę, a potem pokręcił głową.
- Nie sądzę. Z planów osady, które przeglądałem, wynika, że raczej nie mieliby gdzie ich tam ukryć. A przecież osadnicy to nie Syndykat, osadnicy nie są z nimi w żaden sposób powiązani. Większość, przynajmniej - półelf obrócił w dłoni ostatni z dokumentów. - Może chcieli tylko zapewnić dostęp do edukacji? Tak, jak mówiłem, popłynęło tam dużo znanych nazwisk. Wszyscy, zapewne, z rodzinami.
Szybki rzucił do Norio sympatyczny uśmiech i skinął głową. Jego brwi uniosły się też w lekkim zaskoczeniu, bo wcześniej nie padła informacja, że to właśnie w Strażnicy pobierała nauki młoda elfka, ale była to dla niego miła niespodzianka. Wydawał się kimś, kto docenia towarzystwo, nawet jeśli nie było ono płci pięknej. Korzystając z faktu, że należał do raczej rozmownych osób, być może Vi'sziro będzie miał też okazję wypytać go o co nieco i lepiej poznać dynamikę w oddziale, a przynajmniej tej jego części, która miała już okazję ze sobą współpracować. Może dowie się więcej o poruczniku i o Iliar, albo o tym, skąd Taron czerpał swoje informacje.
Garrick uniósł wzrok na elfa, by po chwili złapać za rysik i zacząć notować na odwrocie pergaminu z ich nazwiskami. Pokiwał głową z uznaniem, przyjmując wszystkie sugestie i spisując je, by niczego nie zapomnieć.
- Zasrane robale - mruknął pod nosem w międzyczasie. - Czasem pojawia się w mojej głowie zazdrość wobec moich pobratymców z północy. Tam nie mają tyle robactwa, albo i nie mają go wcale. Dobrze, dobrze. Zapisane. Spytam o ogień.
- Mroczne nie lubią ognia
- wtrąciła Layla. - Ich potwory też. Widziałam, jak ludzie odpędzali pająki pochodniami i jakie przerażenie pojawiło się w oczach tych elfów, kiedy jedna z kamienic stanęła w płomieniach. Powinniśmy zaopatrzyć się w dużo tego, o czym mówi Norio. A jeśli uda się wam znaleźć tego maga, najlepiej, gdyby kontrolował żywioł ognia.
Iliar owszem, nadal była zafrasowana. Nie wpływało to jednak chyba na podejmowane przez nią decyzję, przynajmniej póki co, a gdy Norio zwrócił się bezpośrednio do niej, uniosła na niego spojrzenie swoich jasnych oczu i skinęła głową.
- Jaki masz łuk? - spytała, zapewne po to, by odpowiednio dopasować do niego strzały.
- Kompas oczywiście, że dostaniemy - rzucił krasnolud. - Przebijanie się bez niego przez dzicz byłoby samobójstwem, a nie wiem, czy nie będziemy musieli właśnie tego robić, żeby zajść mrocznych od tyłu.
- Mam mapy
- uspokoił go kapitan. - Aktualne, może sprzed niecałego miesiąca. Starsze też, ale nie sądzę, żeby takie były nam potrzebne.
Potem już rozmowa skupiła się na tym, czego potrzebują na wyprawę; jedni rzucali sugestie, które mogły stanowić przewagę dla nich wszystkich, inni mówili o rzeczach, których potrzebują osobiście... tak czy inaczej, gdy Norio i Callen przekazali już wszystkie instrukcje w swoim imieniu, zostali zwolnieni ze spotkania, by jak najszybciej dotarli do Strażnicy Świtu i załatwili kwestię maga. Kapitan poinstruował ich, że mają trzy godziny, zanim będą musieli stawić się tu ponownie i nadejdzie czas na bezpośrednie negocjacje z tym nieszczęsnym Syndykatem Tygrysa.
Po wyjściu z sali narad, Szybki z powrotem się rozluźnił. Obecność kapitana naprawdę miała na niego duży wpływ. Wsunął ręce do kieszeni i ruszył korytarzem w dół, w kierunku głównego wyjścia na dziedziniec. Zerknął na elfa.
- No i? - zagadnął. - Jak pierwsze wrażenia, panie Vi'sziro?
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

14
POST POSTACI
Norio
Norio uspokoiły nieco zapewnienia Tarona. Czyżby był nadto przewrażliwiony w kwestii szukania winy Syndykatu? Cóż, gdyby się mylił, byłoby to miłe zaskoczenie. Odnotował fakt, że nie tylko poplecznicy Tygrysów zamieszkiwali teraz wschodni Kattok, lecz popłynęło tam zapewne sporo porządnych poddanych króla.
Rycerz ucieszył się, iż mógł przyczynić się do wyboru odpowiedniego ekwipunku, gdy Garrick począł skrupulatnie notować i rozpoczęłą się burza mózgów.
- O tak, poruczniku, z robactwem tam żyć trzeba - pokiwał głową, wspominając setki ukąszeń z dawnych wypraw. - U nas już maluchy uczą się wcierać termity w skórę, jeśli brak pod ręką skutecznych olejków zabezpieczających - rzekł, uśmiechając się do wspomnień. - Wypytajcie kwatermistrza o wszelkie zabezpieczenia przed tymi małymi natrętami.
Dopilnował, aby na liście znalazły się maczety, liny oraz wszelki sprzęt potrzebny do przetrwania, wspomniał także o prowiancie odpornym na wilgoć i kocach. Pochodnie były nieodzowne, a spostrzeżenie Layli zasługiwało na pochwałę, skoro dostrzegła, iż można je skutecznie wykorzystać jako broń przeciw mrocznym.
- Jeśli będziemy mieć jakikolwiek wybór - odparł Layli - z pewnością poprosimy o ognistego maga.
Kapitan uspokoił go także w kwestii map, widać miał głowę na karku, zapewne drużyna nie bez powodu otaczała go szacunkiem.
- Dobierz coś, proszę, do krótkiego łuku - powiedział do Iliar, widząc, że elfka wciąż była nieco roztargniona. Pokazał nawet swoją broń, stary, lecz zadbany krótki łuk z kompozytowy, elfickiej roboty - Weź kilka strzał specjalnych o różnych grotach, jeśli je mają, mogą się przydać.
Zerknął na Szybkiego, gdy wychodzili, i odnotował w pamięci, że ten trzyma fason przy kapitanie.
- Wyśmienicie, panie Artenie - odparł, zauważając, iż Callen wydawał się znów wyluzowany zaraz po wyjściu z odprawy prowadzonej przez Varrosa. Czyżby szybki coś przeskrobał w przeszłości? - Cieszy mnie, że dostaliśmy tak ważne zadanie specjalne, i to na południu. Jednak niepokoję się o moją rodzinę... - Jego ręka przesunęła się niemal mimowolnie, jakby wiedział, iż to nie pora o tym rozważać. Musieli skupić się na tym, co tu i teraz. - Nie byłoby nic gorszego, gdyby przydzielono nam jakieś nudne zadanie w pałacu, prawda? - spróbował uśmiechem rozwiać ciemne myśli.
- Nasz kapitan wygląda na doświadczonego oficera, zdaje się być w porządku, czyż nie? Wydajesz się mieć dlań respekt - zagadnął w odpowiedzi Callena ciekaw co odrzeknie.
- Macie wspaniałą ekipę, wydajecie się ze sobą zżyci - dodał, gdy zmierzali w kierunku dziedzińca. - Czy od dawna jesteście w takim składzie? Wydaje się, ze dobrze znacie się z Iliar... - Norio zamyślił się na moment. - Przyznam, że coś mnie intryguje. Zareagowała dziwnie, gdy rozmowa zeszła na Syndykat Tygrysa. Czy wiesz, czy miała z nimi coś wspólnego?
Spojrzał mimochodem na dłonie Callena, szukając pierścienia rodowego, symbolu szlacheckiego stanu. Czy prócz niego w oddziale była szlachta?
- Wydawało mi się, iż mogła mieć jakieś przejścia z kimś wysoko urodzonym - dodał, nieco ciszej.
Obrazek

Koszary Armii Królewskiej

15
POST BARDA
Dotąd spięta i wciąż roztargniona elfka uśmiechnęła się do Norio nieznacznie, gdy pokazał jej swój łuk. Skinęła głową, nie mówiąc nic więcej, ale dając tym samym do zrozumienia, że przyjęła wszystko do wiadomości. Ona nie miała broni przy sobie; w przeciwieństwie do niektórych z nich, musiała zostawić ją poza salą narad. Odprowadziła dwóch mężczyzn spojrzeniem, podczas gdy pozostali podsumowywali jeszcze to, czego będą potrzebować, pod warunkiem, że Syndykat zgodzi się zabrać ze sobą oddział Armii Królewskiej.
- Mmm - mruknął Szybki. - Też chciałbym wiedzieć, co dzieje się z moją. Pochodzę z Eroli, ale raczej długo nie będę miał okazji się tam pojawić.
Uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem.
- Od jakiegoś czasu nie biorą mnie już do przydziałów w pałacu, ze względu na znajomości, które tam zawarłem, a które nie potoczyły się zbyt... idealnie. Chyba, że nie ma alternatywy, oczywiście. Tak, ja też jestem zadowolony, nawet jeśli kapitan wygląda na zmartwionego.
Wzruszył lekko ramionami i kopnął jakiś kamień, który po wyjściu na plac treningowy przypałętał mu się pod nogi. Kamyk potoczył się w bok i sturlał się z wytyczonej ścieżki.
- Bo na ten respekt zasługuje. Jest surowy i... jak to ująć... dość pragmatyczny, ale w głębi duszy troszczy się o swoich ludzi. Jest doskonałym szermierzem i świetnym strategiem. Słynie z zachowania zimnej krwi nawet w najgorszych momentach. Podobno walczył kiedyś ze smokiem, w co nie do końca wierzę, ale jednocześnie... nie jest to tak zupełnie nieprawdopodobne, hm? - zamilkł na chwilę, by dodać jeszcze: - To dobry człowiek, nawet jeśli kontakty międzyludzkie nie są jego najmocniejszą stroną. Pewnie dlatego potrzebuje nas przy tych negocjacjach wieczorem. Mówił o mniejszym składzie, zastanawiam się więc kogo weźmie. Pewnie Iliar, ciekawe kogo jeszcze.
Półorczyca, która ćwiczyła walkę na manekinie, teraz przeszła do walki ze swoim nauczycielem. Trzymała długi kij, z którym poruszała się dość sprawnie. Mimo to, cały plac treningowy wciąż wydawał się nienaturalnie pusty. Nikt nie był do tego przyzwyczajony, ale nikt też się temu nie dziwił; nie było miejsca na ćwiczenia, gdy zamiast tego można (i trzeba) było stanąć mrocznym naprzeciw.
Callen zaśmiał się cicho.
- Znamy się niestety gorzej, niż bym chciał. Służymy razem od dawna, ale chociaż bardzo chętnie poznałbym ją dużo lepiej, trzyma się na dystans i ciągle tylko przewraca tymi swoimi wielkimi oczami w reakcji na wszystko, co mówię. Zupełnie nie wiem, w czym ma problem - wyznał, ale spoważniał zaraz po tym, zakładając, że nie o to Norio pytał. - Od czterech lat jesteśmy razem w oddziale. Ja, ona i Garrick od początku, Taron od dwóch lat, Kael Tarn dołączył niedługo przed wami. Mamy za sobą już trochę wspólnych misji. Działaliśmy w pałacu i poza nim, na Taj'cah i Chandi, trochę też na morzu, kiedy piraci stanowili spory problem. To dobry skład, chociaż zmieniał się na przestrzeni lat. Zarówno Iliar, jak i Garrickowi bez wahania powierzyłbym swoje życie.
Nic nie sugerowało, by Callen wywodził się ze szlacheckiego rodu, a przynajmniej nie miał przy sobie niczego, co by na to wskazywało. Mężczyzna zerknął na elfa krótko.
- Nie musisz martwić się o jej lojalność - powiedział. - Chociaż sam nie jestem pewien, o co tym razem chodziło. I tak, ma złe doświadczenia z kontaktów z wyższym stanem. Z tego, co wiem, to przez nich za dzieciaka wylądowała na ulicy. Nigdy nie powiedziała mi, co dokładnie zaszło, ale wyciągnięcie z niej jakiejś osobistej informacji graniczy z cudem. Nie pracowała dla Syndykatu, w każdym razie.
Idąc szybko, opuścili główny plac, kierując się ku wyjściu z koszarów. Do Strażnicy było stąd mniej-więcej pół godziny. Norio dobrze znał tę drogę, pokonywał ją wielokrotnie, choć nie o tej porze - zwykle odwiedzał Werbenę później. Nie miał pewności, że teraz ją spotka w ogrodach, jak zwykle, bo mogła wciąż mieć zajęcia.
- A ty? Podobno twój ród ma jakąś wojskową tradycję, jeśli dobrze pamiętam? - zagadnął go Callen. - Taron zdobył trochę informacji i powiedział nam o was co nieco - uśmiechnął się przepraszająco, jakby był to jakiś problem. - Ale nie mówił, że masz siostrę w Strażnicy Świtu. Od dawna pobiera tam nauki? Jak ma na imię?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”