Rezydencja hrabiego Napier

76
POST POSTACI
Krinndar
Krinndar sądził, że nie jest złym elfem. Kiedy widział, że Leos zawstydził się do tego stopnia, że nie mógł złożyć zdania - odpuszczał. Gdy czuł, że tamten ma dość i jest tak zestresowany, że jego dłonie stały się wilgotne - nie naciskał ani odrobinę bardziej! A kiedy temat zszedł na poważniejsze tematy, pokazał, że mu ufa, przekazując mu swoje myśli i obawy.

I co dostał w zamian?!

- W tym Sebellian nie miał racji. - Kiri będzie nienawidzić siebie za jad, który sączył się w każdym jego słowie. To jednak było zartwienie dla przyszłego Krinndara, ten obecny był zbyt rozgoryczony, by przejmować się czymś takim. - Twoje, jak to nazwałeś, gafy, nie są ani trochę zabwane! I nie mylisz się, różnimy się od siebie tak, jak to tylko możliwe! Ja nigdy nie powiedziałym komuś, że potrzebuje kąpieli!!

Czy Sebellian mógłby pomóc mu w zmianie kariery? Być może. Ale czy chciałby? Gościł elfa ledwie od paru godzin, a i sam Kiri miał nadzieję, że spędzi z hrabią parę miłych chwil w kolejnych dniach i kiedy Sebellian będzie gotowy, po prostu wypuści go, by mógł wrócić do miasta i dalej głosić naukę Krinn. Jako elf miał pewną przewagę nad innymi, ale młodość, piękno i siła nie będą trwać wiecznie. W najgorszym wypadku będzie po prostu osobą, która kręci się po świątyni i dba o to, by na ołtarzu były zawsze świeże kwiaty...

Lecz nim dorośnie do tego, by porzucić aktywną służbę bogini, musiał poradzić sobie z bólem, który rozdzierał jego serduszko.

- Wiem, co powiedziałeś! - Wrzasnął, wchodząc na niebezpiecznie wysokie tony. Zapomniał, że miał nie drażnić ptaków, a tak w ogóle, to była wina Leosa! - Wiem! Wiem!! Wiem co chciałeś powiedzieć! Według ciebie śmierdzdę, więc nie idź za mną, zostaw mnie! Idę tam, gdzie chcę iść! - Oświadczył, ale wbrew swoim słowom, zawrócił, by pójść w, jak się wydawało, odpowiednią stronę. Ale unikał Leosa! Chciał go obejść szerokim łukiem. - Powiem Sebellianowi, że mnie dręczysz i wyśmiewasz!!! Ciekawe, jak na to zareaguje?! Czy nie uwierzy takiemu śmierdzielowi, co?!

Krinndar zapędzał się, ale emocje nie pozwalały mu zachowywać się racjonalnie. Zresztą, racjonalność nigdy nie była jego mocną stroną.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

77
POST BARDA
Niczego niespodziewające się ptaki z pobliskich drzew, zerwały się do lotu, gdy tylko ton głosu elfa nabrał zbyt wysokich jak dla ich komfortu tonów. Tymczasem podążając za Krinndarem z miną kopniętego szczeniaczka, Leo bezradnie usiłował doprosić się wybaczenia, gotów najwyraźniej przeprosić tyle razy, ile było konieczne.
- Usiłowałem jedynie zmienić temat! - zarzekał się bezradnie Leo, pozostawiając zdrowy dystans pomiędzy sobą, a rozzłoszczonym elfem, który przynajmniej raczył zmienić kierunek na właściwy. Gdy z niego nieco zbaczał, rycerz zmyślnie przyspieszał i zachodził go bardziej z prawej lub lewej strony, pojąwszy schemat jego uników. - Nie pomyślałem, jak może to zabrzmieć, przepraszam - kontynuował niestrudzenie. - Nie złość się. Przysięgam, że nie pachniesz źle. ...nadal czuć na tobie śladowe ilości olejków jak sprzed festynu. Doszła do tego tylko woń ziemi i trawy i... przypraw. I złości... - każdą kolejną informację dodawał już nieco ciszej niż poprzednią, nie zwalniając jednak kroku.
Sytuacja musiała wyglądać podwójnie komicznie dla postronnych, którymi w tym wypadku byli dwaj ogrodnicy dostrzeżeni kilkanaście metrów dalej. Najwyraźniej przycinali gałęzie jednego z drzewek owocowych, a w każdym razie wciąż robił to jeden z nich. Drugi z dużo większym zainteresowaniem, całkiem otwarcie przyglądał się dostatecznie dobrze słyszanym i z tej odległości perypetiom, urządzanym przez rycerza oraz elfa. Głównie elfa.
Niedługo ścieżka, którą się w głównej mierze poruszali, doszła do rozwidlenia i na odległym końcu jej prawej odnogi, Krinndar mógł dostrzec między zielenią słońce odbijające się od tafli wody. Zapewne był to zalew, nieopodal którego miał okazję oglądać śmiercionośnego Ibisa. Gdzie jednak podział się wielki kot?
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

78
POST POSTACI
Krinndar
Krinndar nie miał pojęcia, że Leoś go przechytrzył i choć wydawało mu się, że idzie w kierunku wybranym przez siebie, tak naprawdę był zaganiany jak owieczka! Pies pasterski Leopold robił, co mógł, by dostarczyć go tam, gdzie elf być powinien, nawet jeśli bardzo nie chciał.

- Nie zbliżaj się do mnie! Nie dotykaj mnie! NIE DOTYKAJ MNIE! - Darł się Kiri za każdym razem, gdy Leos znalazł się zbyt blisko... i robił te kilka kroków w bok, w całej swojej złości nie zauważając, że zmienia kierunek dokładnie tak, jak chce tego jego rycerzyk. - Nie pomyslałeś?! Ty nigdy nie myślisz!! - Irytował się Krinndar, wyciągając daleko idące wnioski, nawet jeśli znał Leopolda ledwie chwilę. - Nie mów mi teraz o olejkach! Skąd wiesz, że ich używam?! - Warczał. Przystanął na chwilę, tylko po to, by rzucić ogrodnikom rozeźlone spojrzenie. Plan był taki, że się speszą i wrócą do swojej pracy. - Skąd wiesz, jakich używam, co?! Powiedz mi, jakich?! Skoro tak dobrze mnie czujesz?!?! I wcale nie jestem zły! Jestem wściekły!!

Jego głos miał ponieść się po ogrodzie i każda obecna istota miała usłyszeć, jak bardzo Leos go skrzywdził! Jak bardzo używał sobie na biednym małym wyznawcy Krinn, który nie chciał nic ponad szerzenie miłości! W końcu znaleźli się tam, gdzie Leo chciał, niepomny na zaganianie Krinndar szedł do zalewu jak po sznurku.

- I co?! Trafiłem, gdzie chciałem! - Oświadczył Kiri z dumą. - Wcale cię nie potrzebowałem! Och, gdzie jest Sebellian? Wszystko mu powiem!

Mijając zalew, zupełnie ignorując prawdopodobną obecność ibisa i kota, Kiri miał plan wspiąć się po schodach do pałacu (gdzie byłby już ciszej ze względu na strach przed hrabim i, co ważniejsze, jego żoną), a następnie odnaleźć tę samą miłą służkę, która usługiwała przy obiedzie, a która mogłaby wskazać mu miejsce, gdzie mógłby się obmyć.

- Nie idź za mną! - Rzucił do Leosa nieco już spokojniej. Krzyk i płacz potrafił zmęczyć. Biedny Krinndar czuł, że gardło zaczyna go boleć, do pary z głową. Jak będzie mógł usługiwać Sebellianowi? - Nie potrzebuję cię! Albo... albo pokaż mi, gdzie mogę wziąć kąpiel. Och, Leo, jesteś taki okropny! - Zamarudził. Opuściły go siły. - Wybaczę ci tylko wtedy, jeśli umyjesz mi plecy! Potrzebuję dużej balii i bąbelków! I ciebie, Leo, potrzebuję ciebie! Ach, Leo...

Krinndar całkowicie stracił zapał. Podszedł do najbliższego murku i usiadł.

- Tak mnie bolą nogi, Leo! Nie mam siły. Pomóż mi, Leosiu... - Potarł oczy jak śpiące, marudne dziecko.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

79
POST BARDA
Młodzik nie reagował na krzyki Krinndara inaczej, niż podnoszeniem rąk przed siebie w pokazaniu, że ciągle trzyma je przy sobie i ani myśli naruszać prywatność cielesną elfa. Nawet jeśli było w tym wszystkim więcej focha i pokazywania humorków, aniżeli faktycznej niechęci.
Leopold wcale nie musiał bawić się w te wszystkie podchody i użerania się. Mógł równie dobrze złapać Kiriego za fraki i przymusem werbalnym lub nawet fizycznym, postawić go do pionu. Miał ku temu całkiem dobre podstawy. Był rycerzem i szlachcicem, niezależnie do tego, jak nisko oryginalnie postawionym przez urodzenie. Zamiast tego jednak, czy to przez przykaz Sebelliana, czy też przez sobie tylko znane powody, wolał znosić nieprzyjemności w godnym prawdziwego mnicha opanowaniu.
- S-Skąd wiem...? - bąknął Leo, również zatrzymując się na moment z trudnym to ocenienia wyrazem twarzy.
Gapiący się i przysłuchujący ich perypetiom ogrodnik, nie speszył się ani też nie wrócił do pracy, tylko dlatego, że jakiś Wschodni Elf postanowił go spiorunować wzrokiem. Z obecnej odległości Krinndar nie mógł być pewny, jaką dokładnie minę przywdział mężczyzna, ale miał niejasne przeczucie, że mógł się uśmiechać. Więcej! Wyciągnął rękę i postanowił zaczepić swojego kolegę przy fachu, ciągnąc go za szmaty na plecach i gdy tamten przekręcił ku niemu głowę, ruchem własnej wskazał w ich stronę! Teraz gapiło się na nich dwóch ogrodników!
- To nie do końca tak, że wiem jakich - próbował wyjaśnić zmęczony, ale wciąż zdeterminowany udobruchaniem Kiriego rycerz. - Nie znam się na kwiatach. Nie potrafię powiedzieć, które czuje, poza tym, że jest w nich dodatek cynamonu albo... Goździków. Gdyby były to perfumy, dawno by wywietrzały...

Od zalewu droga była już całe szczęście prosta i nawet Krinndarowi ciężko byłoby się dalej na niej gubić. Leopold ponownie nie skomentował, ale za to usłużnie pokiwał kilka razy głową, roztropnie nie naprostowywać jego nadmiaru wiary we własne możliwości.
- Pan hrabia jest teraz zapewne na placu treningowym - udzielił za to odpowiedzi na kolejne pytanie. - Nie polecam się tam jednak wybierać. Nie będzie w najlepszym nastroju - ostatnie zdanie wypowiedział z czymś aż nazbyt podobnym do żalu lub może nawet smutku. Cóż. Nic dziwnego, że Sebellian nie będzie zadowolony, skoro został do tego zmuszony wbrew własnej woli, racja?

Ramidi czekała na nich u szczytu schodów prowadzących do pałacu. Dotarła tam najpewniej na długo przed nimi, sądząc po tym, jak zdążyła już rozłożyć swoje puchate cielsko na połowie długości ostatniego stopnia, nadstawiając pysk ku słońcu. Gdyby nie ruchomy czubek ogona, można by ją wziąć za jedną z rzeźb, których pełno było na terenach rezydencji.
Zatrzymując się wraz z nim przy murku nieopodal fontanny, Lepold milczał jakiś czasu. Cisza w tym wykonaniu była niemal wymowna.
- Jeśli moje towarzystwo jest dla ciebie problematyczne, mogę poprosić innego rycerza lub strażnika na moje miejsce - zaproponował wreszcie, wyciągając do niego rękę, by pomóc ponownie wstać, kiedy tylko będzie gotowy. Temat mycia pleców zbytnio go zażenował, sądząc po nowych wypiekach, żeby go jakkolwiek dalej ruszyć.
- ...mogę cię ponieść, jeśli naprawdę nie możesz iść dalej - dodał w każdym razie niedługo już bardziej litościwie.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

80
POST POSTACI
Krinndar
Krinndar nie miał pojęcia, że Leo pokazuje mu, jak szarmancki jest i tylko dlatego pozwala na krzyki, podchody i ucieczki ku uciesze ogrodników (na których Krinndar również poskarży się hrabiemu!!! jeśli nie zapomni). Był zbyt zmęczony, zbyt zestresowany, by myśleć o tym, jak zachowuje się rycerz. W jego własnej głowie było zbyt wiele myśli, nawet jeśli te powoli zwalniały, dając losowi za wygraną, zupełnie jak i ciało, które odmawiało dalszej współpracy.

Spojrzał na swoje drżące dłonie, po czym ułożył je na własnych kolanach, jakby to miało ukryć niepożądane ruchy.

- Cynamonu? Leo, czujesz od mnie cynamon..? - Dopytał Kiri, nie do zdradzając jeszcze, czy ten werdykt mu odpowiada. Dopiero po momencie uśmiechnął się lekko, a jego dotąd ostre spojrzenie stało się delikatniejsze, maślane. - Mój olejek pachnie jak cynamon... - Ucieszył się i uniósł dłoń do nosa, tylko po to, by samemu sprawdzić, czy aromat jeszcze trzymał się jego skóry. Nie mógł wiele poczuć, gdy zapachy ziemi i strachu nakładały się na siebie.

Skoro Sebellian był niedostępny, Krinndar musiał zadowolić się towarzystwem Leopolda.

- Nie! Nie chcę nikogo innego. - Zaprotestował. Leo przynajmniej był przewidywalny, nawet jeśli Krinndar nie podejrzewał go o przebiegłość. - Ponieś mnie, Leo!

Wyciągnięte ręce wprost sugerowały, że elf nie chcial iść dalej o własnych siłach. Jeśli rycerz naprawdę postanowił go podnieść, to wtulił się w jego szyję i zamknął oczy, chcąc cieszyć się ciepłem i bliskością Leosia, ale odgrodzić od świata... a może po prostu bardzo potrzebował drzemki.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

81
POST BARDA
Leopold może i nie miał tak ciekawego i oryginalnego imienia, jak starał się to sprzedać przy ich pierwszym spotkaniu. Być może był nieco płochliwy w zetknięciu z niektórymi tematami oraz gestami, być może nie miał talentu do dobierania odpowiednich słów i szczerego wyrażania swoich myśli, ale przynajmniej potrafił być nieocenienie cierpliwy i zdeterminowany w dążeniu do celu. ...Choćby i po drodze musiał zaryzykować wróceniem do pytania Krinndara, przez które dopiero co wpadł w kłopoty.
- Przyjemny zapach - odpowiedział tym razem ostrożniej, najwyraźniej w celu uniknięcia kolejnej gafy. - Pasuje ci, tak sądzę.
Nie był w tym dobry i zdecydowanie brakowało mu pewności siebie, zwłaszcza gdy przychodziło do wyrażania własnej opinii, ale Kiri nie mógł biedakowi zarzucić, że się nie starał. Na swój oporny, niezręczny sposób, ma się rozumieć.
Wciąż zastanawiać mogło, jakim sposobem na duże odległości potrafił wyczuć zapach, którego elf nie mógł wyłapać mimo niemal dosłownego przytknięcia nosa do jego źródła. Tego typu wyczulenie nie wydawało się typowo ludzkie. Z drugiej strony, czyż Taj'cah pełne nie było cudaków najróżniejszej maści? Pewnie nie z takimi zdarzyło się gzić i samemu Kiriemu.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom, rycerz bez chwili zwłoki przykucnął, aby móc chwycić elfa jedną ręką pod kolana, podczas gdy druga asekurowała jego plecy. Następnie jednym, płynnym ruchem, bez sapania i utyskiwania dźwignął go z murku, na którym dotychczas przysiadał. Jego brwi wystrzeliły ku górze, a twarz zastygła w wyrazie ewidentnego zdziwienia, czymkolwiek owe zdziwienie było spowodowane. Zdaje się, że chciał je w pierwszym odruchu uzewnętrznić na głos, otwierając nawet usta, by w ostatnim momencie zamknąć je z cichym, acz niemal bolesnym kliknięciem zębów. Odchrząkując krótko, ruszył w stronę schodów, jak gdyby noszenie dorosłego mężczyzny przez innego dorosłego mężczyznę było dużo mniej zawstydzające, niż zachęcanie do wszelkiego rodzaju wyznań.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

82
POST POSTACI
Krinndar
Leopold z pewnością miał wiele zalet, ale miłe dobieranie słów z pewnością nie było jedną z nich. Od czasu do czasu zdarzał mu się jednak przebłysk geniuszu... Choć bardziej prawdopodobnym było, że to Krinndar nie był zbyt trudny do ugłaskania.

- Och, Leo... - Elf mruknął z rozczuleniem, gdy złość przeszła, zakryta przez zmęczenie, ale też wszystko to, co słodkie, puchate i miękkie. - Leosiu, podoba Ci się?

Jakby radości nie było dość, Leopold postanowił pokazać swoją rycerskość i rzeczywiście podnieść Krinndara! Elf zdawał sobie sprawę z własnej wagi, ale rozumiał też, jak ważna dla niektórych mężczyzn jest sama wizja tego, iż są dość silni, by nosić na rękach swoje wybranki! (lub wybranków (lub przypadkowych elfów, którzy uczepili się rzep psiego ogona i nie chcieli odpuścić))

Dziwne dźwięki ze storny Leopolda nie miały znaczenia, gdy Kiri w końcu znów znalazł się blisko i mógł wcisnąć twarz gdzieś obok policzka Leosa. Z pewnością byłoby mu wygodniej, gdyby tamten nie założył zbroi, bo teraz mógł tylko rozmazywać błoto swojej twarzy na twarzy Leosa w ramach afektu.

- Leo, Leo... - Wzdychał. Z ramionami zarzuconymi na jego szyję miał łatwy dostęp do jego uszu i włosów na karku, które czule podskubywał. - Jestem taki zmęczony...

Wkrótce Krinndar przymknął oczy i gotów był odpłynąć w ramiona bogów snu. Przy Leosiu czuł się bezpieczny. Nie mogła zaszkodzić mu żadna potwora, czy to kotka, czy żona hrabiego...
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

83
POST BARDA
Cierpiętnicza mina mogłaby uchybiać Krinndarowi, gdyby już dostatecznie nie zdawał sobie sprawy, jak zmuszanie rycerza do nadto szczerych odpowiedzi na niego w rzeczywistości działało.
- Niemapowodudlaktóregomiałbysięniepodobać - wyrzucił na wydechu z taką prędkością, że ciężko było odróżnić jedno słowo od drugiego. Aż dziw, że udało mu się nie ogryźć przy tym w język.

Leo mruknął na znak zrozumienia, po czym bardzo usilnie starał się nie reagować na fizyczne zaczepki, skupiając się na swoim zadaniu doniesienia elfa, gdziekolwiek donieść go zamierzał. W innym wypadku zawstydzenie mogłoby doprowadzić do upuszczenia jego niezbyt lekkiej osoby, co dla żadnego nie byłoby przyjemne w skutkach.
Tkwienie w ramionach przyodzianego w częściowo płytową zbroję rycerza nie było szczególnie wygodne, ale płynność oraz ostrożność, z jaką się poruszał, przynajmniej nie dodawały do dyskomfortu. Zmęczenie, w tym głównie spowodowane nadmiarem niecodziennych dla niego emocji, ukołysało Krinndara być może szybciej, niżby sam sobie tego życzył. Jaka szkoda. Na pewno miałby sporo uciechy z chichotów i komentarzy co poniektórych służek oraz spojrzeń rzucanych przez strażników tudzież innych, mijanych po drodze rycerzy. No i oczywiście z coraz bardziej czerwonego przez całą drogę Leosa, a jakże!

***

Gdy świadomość zaczęła do niego ponownie wracać, okoliczności wydawały się dużo bardziej sprzyjające niż ostatnim razem. Zamiast twardej, zimnej podłogi, jego policzek oraz reszta ciała przyciśnięte były do miękkiej pierzyny. Zamiast krat oraz metalu, powitały go lekko prześwitujące welony materiału - baldachim, otaczający szerokie łóżko, na którym leżał aktualnie rozpłaszczony, z kończynami rozrzuconymi na wszystkie strony, niczym rozgwiazda na plaży.
Pościel pachniała słońcem oraz świeżym powietrzem. Musiała zostać niedawno wyprana. A skoro o praniu mowa, sam czuł się zaskakująco "czysto" i jeśli zdołały się zmusić do siadu oraz spojrzenia po sobie, od razu zauważył, że jego ubrania zostały zmienione. Jasna, zwiewna, liliowa koszula z niezwykle lekkiego i przyjemnego materiału została narzucona na jego barki, zaś nieco ciemniejsze, uszyte z podobnego materiału, bufiaste spodnie ściągnięte u nogawek, pewnie opinały go w pasie. Jego skóra była czysta i raz jeszcze pachnąca... Migdałami? Jeśli miałby zgadywać, byłby to zapach migdałów i czegoś lekko słodkiego. Włosy wciąż miał lekko wilgotne.
W pomieszczeniu panował częściowy półmrok, spowodowany zapadnięciem zmroku oraz rozmieszczeniem świec z dala od łóżka, zapewne w celu zapewnienia spokojnego snu. Komnata była przestronna, wyposażona minimalistycznie, a mimo to wciąż bogato i gustownie ze swoimi nielicznymi, ale pięknie rzeźbionymi z ciemnego mahoniu meblami, jak i dywanami zdobionymi najróżniejszymi, skomplikowanymi do wyszycia motywami.
Leopold grzecznie warował przy drzwiach, stojąc nieruchomo niczym posąg z przymkniętymi oczyma. Gdzieś w oddali słychać było przyjemne dla ucha dźwięki muzyki.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

84
POST POSTACI
Krinndar
Kiri z pewnością był szczęśliwy, gdy zasypiał. Czuł to podświadomie, gdy rzeczywiśtość starała się na nowo wciągnąć go do swojego świata, wydzierając spod powiek resztki snu. Nie znaczyło to jednak, że Krinndar był z tego powodu zły czy rozczarowany: zarówno sen, jak i jawa miały do zaoferowania wiele pięknych wrażeń. Chciał skorzystać z obu, czerpać z nich tak mocno, jak tylko mógł!

Pamięć jeszcze nie powróciła, gdy poruszył się w pościelach. Pierwsze, co do niego dotarło, to zapachy: słońce, świeżo wyprana pościel i... migdały? Zapachy były przyjemne, dobrze komponowały się ze sobą i przywołały na usta elfa uśmiech. Przeciągnął się lekko, zaraz jednak obracając odrobinę, by móc w pełni rozprostować kończyny. Łóżko było nad wyraz wygodne, a to, że było obce, nie miało znaczenia. zbyt często budził się w obcych łóżkach, by wciąż mu to przeszkadzało.

Tym razem był w łóżku niecodziennie sam, ale nie mógł mieć tego za złe kochankowi, który zostawił go w pierzynach. Tylko czy na pewno kochanek rzeczywiście nim był? Krinndar powoli podniósł się od siadu i przetarł powieki, nawet w kiepskim świetle dostrzegł, że ma na sobie nowe, czyste ubrania, a wilgotne włosy sugerują niedawno odbytą kąpiel. Czyżby nie pamiętał, że takiej zaznał?

Kolejny pomruk wyrwał się z jego gardła, gdy tym razem przeciągał się wyrzucając ramiona wysoko w górę.

- Leo? - Zamruczał jak kot, który skończył drzemkę i teraz domagał się jedzenia. Widział rycerza przy drzwiach. - Leooo... byłeś tu cały ten czas? Chodź, do mnie, kochany. Chodź. - Poklepał skrawek łóżka obok siebie. - Jest mi tu bez ciebie tak zimno...

Jasnym było, że nie odczuwał dokuczliwego chłodu, ale brak ciepłego ciała obok był wystarczający, by spróbować namówić jedynego w sali rycerza do zmiany tego stanu rzeczy.

- Leosiu, kiedy wziąłem kąpiel? Nie pamiętam... - Choć słyszał dźwięki muzyki, nie był jeszcze gotów, by wstać. Ponownie upadł na poduszki i naciągnął na siebie przykrycie. - Byłem tak zdenerwowany, że nie pamiętam. Pomagałeś mi? A może wziąłeś ją ze mną? Na boginię, będziemy musieli to powtórzyć.

Obrócił się na bok i łapiąc za kołdrę, podsunął ją pod własny policzek, by mocno się do niej przytulić. Na nowo przymknął powieki.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

85
POST BARDA
Na dźwięk wezwania, rycerz otworzył oczy bez chwili zwłoki. Nie wyglądało na to, żeby zasnął na swojej warcie. Wiedząc o nim do tej pory to i owo, prawdopodobnie nie odważyłby się tego zrobić, choćby i słaniał się na nogach ze znużenia.
- Gdzie indziej miałbym być? - odpowiedział pytaniem na pytanie z lekkim rozbawieniem, samemu brzmiąc wreszcie na odrobinę bardziej zrelaksowanego i choć istotnie podszedł zgodnie z życzeniem elfa do łóżka, zachował bezbłędnie wyliczony dystans. Nie stał za daleko, ale nie stał również dostatecznie blisko, aby Krinndar mógł go dosięgnąć ze swojej obecnej pozycji.- Jeśli jest ci zimno i nie czujesz się dostateczne dobrze, mogę poprosić, aby rozpalono w kominku - dodał zmyślnie, przyglądając mu się chwilę badawczo, zanim otworzył usta po raz kolejny. Tym razem ważył swoje słowa równie ostrożnie, co wtedy na molo. -Czy w takim razie powinienem powiadomić również pana hrabię, że nie złożysz stroju i biżuterii, jakie dla ciebie przygotował i nie weźmiesz udziału w kolacji w jego komnatach?
Gdyby światło było lepsze, zapewne dałoby się zauważyć jego zmieszanie zarówno własnymi słowy, jak i kolejnymi pytaniami, jakimi uraczył go elf. Tym razem jednak być może do jakiegoś stopnia przygotował się psychicznie do jego pułapek, ponieważ po odchrząknięciu zdołał odpowiedzieć PRAWIE się nie zająknąć:
- O-Oczywiście, że nie! - odpowiedział zaalarmowanym tonem, kręcąc głową. - Nigdy nie zrobiłbym czegoś tak niestosownego... Zwłaszcza komuś kompletnie nieświadomemu swojej sytuacji. Służący pomogli cię umyć i przebrać.
Przenosząc ciężar ciała z prawej nogi na lewą, z lewej na prawą, Leo wykonał trudny do zinterpretowania ruch ramionami, który równie dobrze mógł być efektem zbyt długiego trwania w jednym miejscu pod żelaznymi naramiennikami.
- Jak się czujesz? Chciałbyś... Się czegoś napić?
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

86
POST POSTACI
Krinndar


- Ach, Leo... - Krinndar mruczał, rozkosznie rozciągnięty pod kołdrą. Nie miał ochoty wstawać. Wciąż znajdował się w tym przyjemnym stanie relaksu między snem a jawą, było mu ciepło, miękko i przyjemnie. Gdyby tylko rycerz chciał chociażby usiąść obok, byłoby już całkowicie doskonale! Niestety, Leopold nie chciał dać się namówić na przytulaski. Kiri, jak raz, nie zamierzał go namawiać czy zmuszać. - Dziękuję, że mnie pilnujesz. Z tobą u boku mogę spać spokojnie. - Cieszył się, choć nie bardzo miał z czego. Nie był księciem, któremu przydzielono obstawę, wręcz przeciwnie, Leo był strzegł wszystkiego innego przed samym elfem!

Z ust Krinndara wyrwał się krótki śmiech, podszyty jednak jakąś niewłaściwą nutą.

- Wiesz, jak mnie przekonać, kochany. - Przyznał mu, przeciągając się po raz ostatni i ostatecznie znów podnosząc się do siadu. - Kominek nie będzie potrzebny, dziękuję. Pan hrabia przygotował dla mnie nie tylko strój, ale też biżuterię? Naprawdę jestem ptakiem w jego złotej klatce. - Zauważył, a jego uśmiech na ułamek sekundy zbladł. Spojrzenie, spuszczone na własne dłonie, podszyte było żalem, jednak szybko otrząsnął się z tego stanu. Nie mógł dać się pochłonąć tego typu rozmyślaniom, gdy hrabia czekał na jego usługi. Był obietnicą rozkoszy, egzotycznym stworzeniem, które samo pchało się w ramiona. Musiał pamiętać, że najważniejsza była służba Krinn, dopiero potem było miejsce na wewnętrzne rozterki. To, co wolałby zrobić on sam, musiało zostać zduszone w zarodku. Ukrył się za dłońmi, którymi przecierał oczy. - Cokolwiek go uszczęśliwi. Bierzmy się do pracy, Leo.

Powoli wygrzebując się z pościeli, mentalnie przygotowywał się na spotkanie ze światem. Ładne ciuszki i biżuteria mogły skutecznie odwrócić uwagę od myśli, że wolałby zostać z Leosiem zamiast zabawiać hrabiego w jego komnatach. Pamiętał jednak, że Sebellian również był miły, a co gorsza, miał władzę skrócić go o głowę przez kaprys. Lepiej, by hrabia nie miał powodu do kapryszenia!

- Ach, bogini! - Westchnął. - To, w czym spałem, nadaje się na wieczerzę, co też przygotował mi Sebellian? - Zastanowił się na głos, gotów założyć na siebie przygotowane ubrania i błyskotki, jeśli Leopold był na tyle miły, by mu je pokazać. - Leo, Leo. Teraz jestem świadomy! Nie musisz odwracać wzroku. Nie wstydź się, to tylko ciało. Podobne do twojego prawda? - Tłumaczył, zrzucając z siebie koszulkę, by zostać tylko w spodniach. Widok nagiej klatki piersiowej był mniej szokujący niż jego jestestwa w całej okazałości. - Z chęcią napiłbym się wody, dziękuję. Tak o mnie dbasz, mój Leo! Chciałbym, żebyś pozwolił mi zadbać o siebie, zrewanżować się. Pójdziesz ze mną na spotkanie z Sebellianem? Byłbym szczęśliwy, gdybyś poszedł ze mną.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

87
POST BARDA
Rycerz wysunął do przodu jedną nogę i wykonał ruch, który mógłby sugerować chęć sięgnięcia w stronę Krinndara, zanim powstrzymał się i ponownie wycofał ze swoimi zamiarami. Jakiekolwiek by one nie były. Stając ponownie prosto, sam opuścił wzrok. Jego twarz zanadto zdradzała poczucie winy.
- ...Nie zrobiłem niczego, co zasługiwałoby na pochwałę - odpowiedział na tyle neutralnie, na ile mógł, choć i tak dało się w tym wyczuć pewną gorycz. - Nie zdołałem nawet prawidłowo przeprosić za narażenie cię, dlatego... Przepraszam - mówiąc to, pochylił głęboko głowę. Głębiej, niż byłoby wskazane w jego pozycji. - Rozumiem, dlaczego ta sytuacja jest dla ciebie daleka od idealnej, ale zapewniam jeszcze raz, hrabia to dobry i wyrozumiały człowiek. Nie zmusi cię do niczego, czego nie chcesz robić i z całą pewnością wypuści, kiedy upewni się, że nie zamierzasz w żaden sposób zaszkodzić jego nazwisku. Bywa kapryśny, ale nie niesprawiedliwy.
Mówiąc to, Kiri był w stanie wyłapać nie po raz pierwszy tę dziwną, naiwną i niemal dziecięcą pewność w jego głosie, wynikającej z absolutnej wiary w swego zwierzchnika. Jego zaufanie w stosunku do Sebelliana było porównywalne do tego, jakie elf pokładanego w Krinn.
Widząc, że leniwiec wreszcie wypełza ze swoich pierzyn, Leopold cofnął się w głąb pokoju, aby z niezwykłą ostrożnością podnieść dokładnie poskładane i poukładane na sobie ubrania, na których szczycie leżała srebrna szkatułka. Materiał każdej części garderoby był delikatny w dotyku i zwiewny. Grubszy od piżamy, acz wcale nie mniej przyjemny w dotyku. Dominowały tu soczyste kolory czerwieni, pomarańczu i brązu. Ubiór nie był skomplikowany ani przesadzony w żadnym stopniu, jednak materiał z całą pewnością pochodził z najwyższej półki. Krój odsłaniał, co powinien odsłaniać (głównie klatkę piersiową oraz większą część nóg przy bardziej zamaszystych ruchach) i zakrywał, co wypadało zakrywać. W trakcie ubierania się, z pasami materiału łatwiej było poradzić sobie z przepasaniem się i przewiązaniem w odpowiednich miejscach z pomocą więcej niż jednej pary rąk.
Szkatuła zawierała biżuterię ze szczerego złota - bransolety na ręce i kostki, kolczyki mniejsze i większe, łańcuchy oraz łańcuszki z drogimi kamieniami do wyboru, do koloru.
Spoiler:
Wyciągając to wszystko na sztywnych ramionach w kierunku Krinndara, Leo przekręcił głowę w bok, wciąż uparcie nie dając się pokusom. Ku uciesze wyznawcy Krinn, nie oznaczało to kompletnej obojętności. Jego twarz w nadto znany sposób nabrała więcej barw, gdy ciężko przełykał ślinę.
- Lubisz to powtarzać - zwrócił mu niepewnie uwagę. - Nie chcę zabrzmieć nieuprzejmie, ale... Dlaczego? Ponieważ tak każe Krinn? Nie musisz się niczym rewanżować. Nie oczekuję tego. Jestem ci winny znacznie więcej, niż ty mógłbyś być winny mnie.
Jeśli Krinndar zabrał od niego ubrania i biżuterię, młodzik od razu skierował się z powrotem do stolika, aby nalać mu upragnionej wody.
- Oprowadzę cię - poprawił go tym razem delikatnie, podchodząc ponownie, tym razem ze srebrnym kielichem. - Ale obawiam się, że nie będę mógł wejść tam z tobą.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

88
POST POSTACI
Krinndar nie potrzebował wielu znaków, by wyłapać, że coś jest na rzeczy. Z Leopolda można było czytać jak z otwartej księgi, łatwo było wyłapać jego emocje. Z tego też powodu, choć Krinndar bardzo, bardzo chciał ruszyć do niego z rozportartymi ramionami, złapać za te blade, lecz tak łatwo czerwieniejące policzki i powiedzieć mu, że takie musiało być ich przeznaczenie... to nic takiego nie zrobił. Trzymał ręce przy sobie i nie zbliżył się do Leosa nawet o mały kroczek, widząc, jak wielki dyskomfort sprawia mu bliskość w tej chwili. Skoro miał uciekać i unikać każdego dotyku, najlepiej było w ogóle takiego nie inicjować. Nie mógł przecież zaganiać go w róg pokoju tylko dla własnego kaprysu.

- Och, Leo... - Westchnął Krinndar, z trudem powstrzymując się przed podejściem choćby po to, by go po prostu uściskać na pocieszenie. - Nie przepraszaj mnie. Wykonywałeś rozkazy swojego pana, prawda? - Spróbował mu przypomnieć. Wydawało mu się, że nawiązanie do osoby Sebelliana dobrze na niego działa. Z drugiej strony, czy sam hrabia nie uznał, że ofiara, którą przyniósł rycerzyk, nie była tym, czego oczekiwał? Gdy wszystkie inne koty upolowały tłuste myszy, on przyniósł kolorowego ptaka. - Wierzę, że Krinn wytycza moją ścieżkę. Jeśli chciała, żebym tu się znalazł, to tu będę. I będę służył panu hrabiemu tak, jak tylko potrafię. ...Leo? - Zwrócił się do mężczyzny po krótkiej chwili wahania. - Jeśli... coś mi się stanie.... - Powiedział ostrożnie, na przekór słowom Leosa odnośnie prawdopodobnych planów hrabiego. - Jeśli coś mi się stanie, powiesz, prosze, mojej mamie, żeby na mnie nie czekała? Nazywa się Livia, znajdziesz ją w świątyni. Powiesz jej, że znów wyjechałem? I że szybko nie wrócę?

Poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej przez samą świadomość tego, iż musi prosić o coś takiego na wypadek, gdyby hrabia okazał się jednak mało wyrozumiały. Sam spuścił wzrok i po raz kolejny otarł oczy, choć jeszcze nawet się nie zamgliły.

Wolał skupić się na dobrych rzeczach. Tym, że Leopold był blisko, choć odmawiał chociażby patrzenia, oraz przygotowanymi przez Sebelliana ubraniami i ozdóbkami. Nie prosił Leopolda o pomoc w ubieraniu się, nie chcąc po raz kolejny wpędzać go w niezręczność. I musiał przyznać, że kreacja była... zachwycająca! Kolory pasowały do jego opalonej skóry, a sam krój podkreślał to, co podkreślać miał.

- Krinn dopomóż! - Pisnął, gdy dobrał się już do biżuterii. - Sądziłem, że to zwykła miedź! Leo, czy to złoto? - Dopytał, starając się dojrzeć szczegóły w blasku świecy. Z czystym złotem miał do czynienia niemal wyłącznie w świątyni i domach bogatych wyznawców! Sam musiał zadowolić się mniej szlachetnymi metalami. - Ach, Sebellian lubi przepych. - Mruknął sam do siebie. Nie przesadzał z biżuterią, choć najchętniej obwiesiłby się nią jak drzewka podczas religijnych obchodów. Liczne bransolety na kostki i nadgarstki, na szyję jedynie dwa łańcuszki z odpowiednio czerwonym i żółtym kamieniem, przynajmniej mógł nieco zaszaleć z kolczykami, wymieniając własne błyskotki na te złote. - Jak wyglądam? - Zaprezentował się Leosowi. Gdy był ubrany, nie powinien odpychać wzroku?

W kosztownościach czuł się swobodnie i wydawało mu się, że nawet mu pasują, szybko jednak nadpłynęły mniej miłe myśli - a co, jeśli zgubi choć jedną z ozdóbek? Zdawał sobie sprawę z faktu, że złoto i zapewne również ubranie będzie musiało zostać zwrócone. Patrząc na swoje obwieszone przedramiona, nie powstrzymał się i ściągnął po bransolecie z każdego nadgarstka. Mniej złota, mniejsze ryzyko. Kusiło go, by również wyciągnąć parę kolczyków, jednak z tego ostatecznie zrezygnował.

- Co lubię powtarzać? - Dopytał, nie wyłapując, do czego odnosił się Leo, gdy zajęty był ubieraniem się. - To, że o mnie dbasz? Leo, obroniłeś mnie przed kotem i wyprowadziłeś z labiryntu, a potem zabrałeś do kąpieli i strzegłeś tutaj, to przecież dużo, nawet jeśli działałeś przez rozkaz Sebelliana. Czy mówisz o tym, że nie muszę się rewanżować? Może i sprowadziłeś mnie tutaj, ale już ci mówiłem, ufam planom bogini.- Posłał Leopoldowi delikatny uśmiech. To nie była jego wina. - Ona niczego nie musi mi kazać, jedynie wskazuje mi drogę. To, że chcę podziękować ci za opiekę, to mój wymysł. Ale... pewnie masz rację. - Pokręcił lekko głową i odwrócił się do Leosa tyłem, maskując swoją niechęć do pokazywania emocji malujących się na twarzy nagłym, ponownym zainteresowaniem zawartością szkatuły. - Nie powinienem się narzucać, gdy nie jesteś... zainteresowany. - Podsumował. W jego głos znów wdała się fałszywa, drżąca nuta. - I przepraszam, jednak nie chcę pić. Chodźmy, zaprowadź mnie do Sebelliana. Nie pozwólmym mu czekać.

Krinndar dawno już nie czuł tak silnego uczucia narzucania się komuś innemu. Rycerz miał z pewnością ważniejsze sprawy niż niańczenie kogoś, kogo od ulicznic różniła tylko gadka o bogini. Hrabia przynajmniej go wyczekiwał i pomagał uciec od niezręczności.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

89
POST BARDA
Odpowiedź na zadane przez Krinndara pytanie wydawała się jasna. Oczywista wręcz. A jednak zamiast oczekiwanego przytaknięcia, rycerz ściągnął usta i spuścił wzrok, wybierając milczenie. Milczenie to jednakowoż nie mogło trwać długo. Poruszony bowiem dalszą prośbą elfa, poniósł głowę i tym razem spojrzał na niego niemalże srogo.
- NIC ci się nie stanie - wtrącił mu się w słowo z żelazną stanowczością, po której musiał złapać dobry, głęboki wdech, zanim zdołał spuścić z nieoczekiwanie twardego tonu. - Nic ci nie będzie - powtórzył łagodniej. - Kiedy Jego Ekscelencja uzna za stosowne cię odprawić, osobiście pójdę przeprosić madame Livię za wszelkie zmartwienia.
Obecne w atmosferze między dwójką napięcie rozrzedziło się znacząco, gdy doszli do ubrań i biżuterii. Leo wydał zgodny pomruk na potwierdzenie przypuszczeń elfa, co do jakości biżuterii, uśmiechając się lekko pod nosem.
- Hrabia ceni sobie jakość wszystkiego, co przechodzi przez jego ręce. Lubi podkreślać swój gust i smak, ale nie o zawsze chodzi o przepych per se - wyjaśnił rycerz, czekając spokojnie i nieruchomo, aż Krinndar skończy się ubierać.
Przyszykowana garderoba miała to do siebie, że łatwo było ją dopasować na ciebie. Nikt nie potrzebował pobierać jego wymiarów przy tego typu kreacji, aby dobrze na nim leżała. Kiri mógł poruszać się swobodnie i czuć się luźno, a przy tym wyglądać, jak tysiąc koron. Nic dziwnego, że tym razem twarz Leopolda poczerwieniała z innego powodu, niż przez prowokacyjne dwuznaczności.
- Czarująco. Bardzo ci do twarzy - skomplementował ze swoją typową, prostą szczerością, którą gdyby podkręcić w odpowiednią stronę, mógłby pewnie zwalać wielbicielki i wielbicieli z nóg.
Niedługo po tym nastrój raz jeszcze stężał i tym razem żadna siła, żaden uśmiech i żadne ciepłe słówka nie chciały go rozrzedzić. Elf usłyszał za sobą ciche westchnięcie oraz delikatny brzdęk odstawianego z powrotem naczynia. Nie wyglądało na to, żeby jego towarzysz planował na niego naciskać.
- Jesteś dobrą osobą, Krinndarze - zwrócił się do niego młodzik, kierując swój krok w stronę drzwi, które niedługo później otworzył na oścież i przytrzymał dla elfa. - Za dobrą, żeby marnować swój czas na osoby, które niekoniecznie na to zasługują. Chodźmy. Jestem pewien-... Jestem pewien, że to będzie dla ciebie pełen wrażeń wieczór.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

90
POST POSTACI
Krinndar
Elf westchnął ciężko, jednak nie zamierzał na nowo płakać i panikować. Sytuacja, w której się znalazł, nie była idealna, jednak daleko było jej również do okropnej. Przed nim była niewiadoma, która, jak Leos obiecywał, nie mogła być taka straszna. Biesiada, towarzystwo hrabiego, zbliżenie ku chwale Krinn... wieczór malował się w sprzyjających kolorach.

- Słodki, słodki Leo. - Kirnndar pokręcił jasną głową. - Jeśli Sebellian pozwoli mi odejść, lepiej będzie, jeśli nigdy więcej się nie spotkamy. Nie należemy do tych samych światów. - Wyjaśnił, lecz nie bez żalu w głosie. - Jesteś rycerzem, w twoim świecie nie ma miejsca na kogoś takiego, jak ja, czy też moja mama. Ja... nawet nie jestem kapłanem. - Krinndarowe poczucie własnej wartości leciało na łeb, na szyję. - Jeśli nie po to, by powiedzieć jej o moim zniknięciu lub po pomoc w wyznawaniu Krinn, lepiej będzie, jeśli nie będziesz zbliżał się do Livii. - Elf wziął głęboki oddech wiedząc, że musi się otrząsnać z uczuć, w które wpędzał go Leopold. Hrabia musiał zobaczyć grację, piękno, pokusę, nie mogły być podszyte użalaniem się nad sobą. - W świątyni jesteś zawsze mile widziany, ale nasze prywatne życia zostaw nam.

Tak będzie najlepiej. Leopold zakręcił Krinndarowi w głowie ze złych powodów i należało przerwać tę znajomość dla dobra ich obu. Zresztą, był po prostu miły, oferując przeprosiny matce. Nie miało to nic wspólnego z uczuciami, jakie mógłby mieć dla Krinndara. Kiri, chwilowo skupiwszy się na kunszcie jednej z bransolet, która teraz zdobiła jego nadgarstek, starał się oczyścić myśli. Jego głowę musiała wypełnić Krinn, wypierając z niej Leosia. Przymknął na moment powieki i wyszeptał krótką modliwę, prosząc ją o łaskę i siłę, by jak najlepiej wykonać nadchodzące zadanie. Dopiero wtedy mógł obrócić się do towarzyszącego mu mężczyzny. Uśmiechnął się, jakby ten jeden gest mógł odpędzić złe myśli i naprawić panującą między nimi atmosferę.

- Skoro hrabia lubi jakość, a mi bardzo do twarzy w tym, co przygotował, to wszystko gotowe?

Nie skomentował enigmatycznych słów Leosa o osobach, które nie zasługują na to, czy na tamto. Nie mógł się na tym skupiać. W jego głowie musiał być teraz tylko hrabia. Bez wahania przeszedł przez drzwi pierwszy, czekając na rycerza tylko po to, by ten wskazał mu drogę.
Obrazek

Wróć do „Stolica”