Rezydencja hrabiego Napier

151
POST BARDA
Begonia uniosła wysoko obie brwi, a następnie zaśmiała się w głos, wolną dłonią uderzająć z plaśnięciem o udo. Jej śmiech był głęboki, ale nie nieprzyjemny dla ucha.
- To by dopiero było, gdyby nasz Leo przywdział sobie nazwisko hrabiego! Nie wiem, kim są te twoje cioteczki, ale u szlachty adoptowanie kogoś bez odpowiedniego statusu może bardzo zaszkodzić. Tako przynajmniej słyszałam. Żadna tam ze mnie ekspertka. W kuchni przecie siedzę, a nie na jakich bankiecikach. Nie. Nie adoptował, ale sprawa i tak była głośna, a jakże! Szanowny pan przytachał go ot tak pewnego dnia z miasta, ubrał i dał co mógł, żeby się nieco podciągnął chłopak z wykształceniem i w tym całym rycerzowaniu. Ma hrabia nosa do ludzi, nie ma co! No. Przynajmniej tak mi się dotąd zdawało - wypowiadając ostatnie zdanie, spojrzała znowu oceniająco na Krinndara. - Co poradzić. Nawet nasz hrabia nie jest idealny.
Wbrew uszczypliwego tonu, jakim go ciągle traktowała, nie wydawała się dłużej zła ani jakoś specjalnie rozdrażniona. Być może po prostu była jedną z tych osób, które swoją troskę okazywały poprzez ciągłą krytykę?
- Muszę pamiętać, żeby przeszmuglować mu następnym razem dokładkę - dodała zadowolona, kiedy elf potwierdził, jak porządny był rycerz. I to nie tylko na pokaz lub w obecności tutejszych pracowników, ale także osób z zewnątrz. Takich jak on ze świecą szukać wśród Wyspiarzy!
Wracając do pomieszczenia, które wcześniej na moment opuściła, Nike rzeczywiście przyniosła niski pucharek pełen mleka. Z jeszcze bardziej sceptyczną miną, niż miała wcześniej Begonia, podała go Krinndarowi z dziwnie bezpiecznej odległości długości ramion.
- Słuchasz mnie w ogóle tymi uszami jak liście bananowca? Rycerz to z reguły szlachta w żelastwie. Ładni czy nieładni, ściągną z ciebie skórę, jeśli ich jako obrazisz - odparła, zupełnie ignorując zaproszenie do wspólnego spożywania wysokoprocentowego trunku.
Nieco inaczej miała się kwestia komplementów oraz zaproszenie do innych form rozrywki, przy czym na to drugie Nike niemal od razu odstąpiła o dwa duże kroki, zmarszczyła brwi i odwróciwszy się na pięcie, zaczęła cicho zbierać i wynosić stosy szkła i ceramiki, które wcześniej pucowała. Begonia jedynie wywróciła oczami.
- A wyniesiesz się stąd bez potrzeby machania na ciebie miotłą, kiedy już coś dostaniesz? - spytała, wzdychając. - Jak widzisz, zarabiamy tu na chleb czymś więcej, niż tylko machaniem tyłkami. Na przykład ciężką pracą! Z którą teraz jestem do tyłu, bo ktoś postanowił zawracać mi bezsensownie głowę!
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

152
POST POSTACI
Krinndar
Śmiech był dobrym objawem. Krinndar uśmiechał się również, tym szerzej, gdy Begonia tak otwarcie pokazywała swoją wesołość.

- Leo jest taki niezwykły! - Zaświergotał, wtórując słowom kucharki. - Nie dziwię się, że pan hrabia zobaczył w nim potecjał! Ledwie go poznałem, a już wiedziałem, że jest wyjątkowy. - Podkreślał, bo przecież to był jego Leo. Mimo paru nieporozumień, byli przecież przyjaciółmi, prawda? Krinndar wciąż żałował, że nie udało mu się namówić rycerzyka do zabawy poprzedniego wieczora... ale może wyszło to na dobre? Może powinni zacząć od intymnych zbliżeń tylko w swoim towarzystwie, tak, by mogli skupić się na wyłącznie swoich ciałach i swojej przyjemności?

Sarkastyczne komentarze kobiety w ogóle nie ostudziły zapału Krinndara. Wręcz przeciwnie, rozpaliły go jeszcze mocniej! Zmrużył uroczo ślepia, wpatrując się w Begonię.

- Jak możesz mnie tak oceniać, skoro nie dajesz mi szansy udowodnienia mojej wartości? - Rzucił jej wprost, bo wiedział, gdzie leży jego siła. Wiedział, do czego wyznaczyła go Krinn. - Och, mleczko! - Ucieszył się, sięgając zaraz po pucharek, który przyniosła mu Nike. Jej również posłał wesoły uśmiech, nie zważając na dystans. Przecież tylko siedział, nie rzucał się na nie ze zbereźnościami! - Dziękuję, kochana! Jestem pewny, że hrabia nie byłby zadowolony, gdyby obdarli mnie ze skóry! No, przynajmniej uznałby to za pewną niedogodność. - Poprawił się, bo przecież miał nie mieć złudzeń co do swojej pozycji i przydatności. - I hej, ja też potrafię ciężko pracować! Służba w świątyni to nie tylko machanie tyłkiem! Może wam w czymś pomóc? Zamieść chociaż? - Oferował szczerze, podnosząc się powoli z podłogi, uważając, by nie rozlać mleka.

Zdążył zapomnieć, że cała ta farsa miała być tylko odwróceniem uwagi. Bibi mogła na niego czekać, ale czy było to ważne, gdy Begonia mogła mieć dla niego pracę?
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

153
POST BARDA
Jeśli było coś, czym Krinndar mógł zaskarbić sobie odrobinę sympatii w oczach niziutkiej kobiety, to z pewnością było to mówienie w superlatywach o osobach, w których ona sama widziała coś dobrego i godnego podziwu. Takie w każdym razie można było odnieść wrażenie, zważywszy na to, że niczym się już na niego obecnie nie zamachiwała. No i nie łypała, jak na potencjalnego złodzieja, za jakiego wzięła go z początku!
Uśmiechając się półgębkiem, Begonia wyciągnęła z niskiej szafki starą, metalową szufelkę i ostatecznie zmiotła na nią zebraną sądzę, a następnie ostrożnie przesypała do wysokiego, glinianego garnka z szerokim otworem, stojącego nieopodal na podłodze.
- I jaki to niby pożytek miałabym z ciebie mieć w kuchni, eh? Prędzej fasola mi na głowie wyrośnie, niż dopuszczę cię do moich garnków. Z Nike wszystko już oporządziłyśmy przed kolejnym posiłkiem. A i jeszcze tego brakuje, żeby mi się pan nasz dowiedział, że jakiego jego gościa do pracy gonie! Bo mało kłopotów mam na co dzień? Nie. Dostaniesz coś na drogę i wypełzniesz mi z kuchni w trymiga.
To oświadczywszy, przykazała Nike przynieść coś z "odpadków'', co mimo swego brzmienia, nie odnosiło się do obierków, skorupek ani skórek, ile mniej idealnych efektów wypieków od zamierzonych. Kilka maślanych ciasteczek w kształcie gwiazdek, pachnących bardzo ciężko dostępną i diabelnie drogą wanilią, było najwyraźniej zbyt cienkich, jak na czyjeś upodobania. Dwie pękate bułeczki z dżemem różanym miały nadto podłużny kształt, a cała miseczka zawijasów z makiem i przecierem z daktyli była po prostu bardziej lub mniej krzywo przycięta na końcach - choć doprawdy ciężko byłoby się w tym zorientować byle przeciętnej osobie. Dla Krinndara mógł być to nad podziw bogaty poczęstunek . Bardziej niż sugerowałoby to nastawienie Begonii do jego osoby. Co też zapewne świadczyło o jej prawdziwym usposobieniu.
Prowiant trafił do niewielkiego koszyczka razem z butelką mleka.
- Tylko żebyś mi zwrócił resztę, rozumiemy się? - znacząco posyłała o koszyk palcem. - Butelkę też. I pozdrowił naszego Leo, jeśli go zobaczysz.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

154
POST BARDA
Miłe mówienie o kimś było zdecydowanie przyjemniejsze niż obgadywanie! Krinndar wiedział to i zamierzał się trzymać, a tym bardziej, gdy mowa była o Leosiu! Uśmiechnął się szeroko do Begonii, chcąc zmusić ją, by to swoje lekkie wygięcie ust sama zamieniła w wyszczerz! Przecież nie było nikogo, kto mógłby oceniać jej prawdziwe emocje! Krinn uczyła, by korzystać z życia!

- Trochę umiem gotować! Ale tylko trochę. - Przyznał się bez bicia Kiri. - Czyli wierzysz, że jestem gościem pana hrabiego? - Ucieszył się, bo przecież na początku w to wątpiła! A teraz sama to przyznała!! - Dziękuję, pójdę sobie, jeśli przeszkadzam! Cieszę się, że was poznałem. - Dodał, bo w istocie tak było. Im więcej znajomych w posiadłości, tym lepiej! Dla Krinndara nie liczyło się to, czy jego nowi znajomkowie są samym Sebellianem, czy pracują w kuchni. W jego oczach każdy był równy i zasługiwał na to samo - przyjemność!

Z pewnym zdziwieniem, ale też zachwytem elf przyglądał się temu, co ląduje w koszyku. Wypieki wyglądały doskonale, niezależnie od tego, czy były równe, czy miały za dużo lub za mało maku! Kiri szybko wypił mleko z pucharka, oblizał wargę i odstawił naczynie na stół.

- Dziękuję, tak bardzo dziękuję! Na pewno mogę to wszystko zabrać? Oddam koszyk i butelkę! Aj, nie zjem tego wszystkiego sam, to znaczy, mógłbym! Hehe... ale się podzielę. - Obiecał, bo i tak dość mu wisiało w pasie. Nawet jeśli ślinka ciekła na sam widok wypieków! - Dziękuję, Begonio, dziękuję, Nike! Już wam dłużej nie przeszkadzam! Zobaczymy się później, dobrze? - Obiecał, a może postraszył, po czym pożegnał się i wyszedł z kuchni. Nagle przypomniał sobie, dlaczego w ogóle do niej wszedł! - Bibi! - Zawołał głośnym szeptem. - Bibi, już jestem! I mam ciasteczka!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

155
POST BARDA
Begonia mogła być w duchu dobrą ciocią, ale to nie znaczyło, że zamierzała się do tego przyznawać.
- Wierzę, że z tak głośną i nieznośną osobowością, dawno zostałbyś zatrzymany, gdybyś nim nie był - sprostowała z tego też tytułu brutalnie.
Cokolwiek jednak by nie mówiła i jakkolwiek ostrych słów by nie dobierała, czyny wciąż pokazywały swoje. Zwłaszcza te, które pachniały na słodko!
- Tak, tak, tak - machnęła na niego ręką, tym razem starając się całkiem ewidentnie nie pokazać po sobie zadowolenia z okazanej im wdzięczności, podczas gdy Nike za jej plecami westchnęła bezdźwięcznie, ale i tak krótko skinęła mu głową. - Tylko żebyś nie objadł się do bólu brzucha, bo nie zamierzam się potem nikomu z tego tłumaczyć! Kysz!
Opuściwszy kuchnie, Krinndara nie musiał wcale szukać daleko, żeby znaleźć koleżankę, o której bardzo nieładnie udało mu się zapomnieć. Kucała pod tym samym oknem, pod którym wcześniej rozmawiali. Z tą różnicą, że tym razem trzymała w ramionach spore zawiniątko.
- Nie mam zielonego pojęcia, jak udało ci się to zrobić, nawet jeśli wszystko słyszałam od początku do końca - przyznała wprost, przyglądając mu się w taki sposób, jakby miała do czynienia z dość niezwykłym ewenementem przyrodniczym. - Kiedy któraś z nas usiłuje się doprosić o coś więcej, Begonia prędzej by rękę ucięła tym swoim tasakiem - poskarżyła cicho, prostując się i dając mu znać, w którą stronę dają dyla z łupem. - Jak to właściwie zrobiłeś?
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

156
POST POSTACI
Krinndar wesoło pomachał Begonii i Nike, żegnając się z nimi po raz ostatni. Chociaż cioteczka kucharka była brutalna, to zdążył ją polubić, tak jak milczącą Nike! Był pewien, że jeśli spotkają się jeszcze raz, to będzie to bardzo miłe spotkanie!

Bibi również przywitał szerokim uśmiechem.

- Zobacz, zobacz! - Cieszył się, wyciągając w jej stronę koszyk. Zaraz też porwał pierwszą z brzegu bułeczkę i wgryzł się w miękkie ciasto. - Mmm! Przepyszne! Dostałem je od pani Begonii! Jest taaaka malutka i taka słodziutka! - Przekonywał, jakby Birianna nie miała jeszcze okazji poznać kucharki, która jak nic musiała być jej przełożoną. - Częstuj się i daj tutaj te ciasteczka! Nie musieliśmy ich zabierać, mogliśmy po prostu poprosić. Może źle do tego podchodzicie, ty i twoje koleżanki? - Dopytał, opierając się o murek, by w spokoju delektować się wypiekiem. Życie było dobre! - Pójdziemy poczęstować strażników? Mamy tak dużo!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

157
POST BARDA
- Woah - wydała z siebie Bibi, zaglądając do koszyka, w którym kobiety upchnęły całkiem spory zestaw słodkości. - Nie, poważnie, jak to zrobiłeś? Begonia może być wszystkim, ale na pewno NIE JEST słodziutka! Nawet nie wiesz, jak łatwo oberwać od niej wałkiem!
Birianna westchnęła cierpiętniczo, ale i tak sięgnęła po dwa ciasteczka w kształcie gwiazdek zaraz po tym, jak samo wpakowała do środka zawiniątko.
- Mam raczej wrażenie, że po prostu faworyzuje mężczyzn. Nic dziwnego, ma w końcu czterech synów. To znaczy... To nie zupełnie tak, że nigdy nam nic nie daje albo że jest szczególnie niesprawiedliwa. Wszyscy kuchenni wiedzą, że spora część resztek wysyłana jest z jej pomocą po cichu poza mury. Czasami bezpośrednio do bardziej potrzebujących, czasami do pobliskiej świątyni Kariili, gdzie zajmują się ich wydawaniem - uszczknąwszy pierwszy kęs słodkiego wypieku, tym razem młoda kobieta wydała z siebie dźwięk dużo bliższy rozkosznemu pomrukowi. - ...Naprawdę uparłeś się na zaczęcie pogawędki ze strażą? - upewniła się, prowadząc ich w nieznanym Krinndarowi kierunku, choć raz jeszcze wzdłuż murów. - Begonia nie mówiła o nich tego, co mówiła, żeby cię jedynie nastraszyć - ostrzegła go. - Jeśli nie wiesz, jak rozmawiać ze szlachtą, od której nie różnią się nadmiernie, bo i spora ich część do szlachty należy, na twoim miejscu nie byłabym przy nich zbyt otwarta. A już na pewno wzbraniałabym się z rozdawaniem im słodyczy, jeśli w pobliżu będzie któryś z ich mentorów! To oni ustalają zasady i przydziały. Nie spodoba im się, jeśli spróbuje w nich mieszać ktoś z zewnątrz.
Nie spiesząc się, spokojnym, spacerowym krokiem przemieszczali się jeszcze jakiś czas wzdłuż murów, a następnie odbili od niej i wysypaną kamyczkami ścieżką udali się przez kolejną część ogrodową. W tej części panował zdecydowany minimalizm. Liczne, drobne drzewka i krzewy, poprzycinane na kształt niewielkich zwierzątek wyrastały to tu, to tam pomiędzy równo przyciętymi rabatkami kwiatów rozmaitych kolorów i kształtów. Także i tutaj co rusz mogli natknąć się na widok pracujących w pełnym słońcu ogrodników. Żaden z nich nie przypominał jednak jednego z tych, których wcześniej napotkali w łaźniach. Widać stąd było również inne, mniej lub bardziej bogato zdobione budynki. Zgodnie z tym, co twierdziła Bibi, należały do innych członków rodziny Napier i nie zamierzali się do nich zbliżać.
Ich celem były trzy, samotnie stojące pośrodku zielonej przestrzeni i w niewielkiej od siebie odległości budynki. Proste w swojej budowie, niemalże toporne w porównaniu do innych. Nie trzeba było geniusza, żeby rozpoznać koszary oraz przynależne do nich siedziby, oddane pod zorganizowane rycerstwo. Obchodząc je od boku, szli jeszcze chwilę, zanim trafili na ukryte z tyłu pola treningowe. Był to spory obszar wydeptany do gołej ziemi. W jednej jego części piętrzyły się różnorakie skrzynie ze sprzętem do ćwiczeń, manekiny oraz tarcze. W drugiej zaś, zupełnie pustej, grupa złożona zarówno z młodszych, jak i starszych rycerzy, wymieniała obecnie ciosy w zwarciu na gołe pięści, ćwiczyli uniki, kontry oraz sporadyczne przerzuty.
Jakże przewrotny był los, rzucając im przed oczy nie tylko rozebraną do samych spodni grupę świetnie zbudowanych mężczyzn, ale również będącego w bojowym żywiole Leosa! Młody rycerz ruszał się szybko i zwinnie, bez problemu unikając ciosów swojego przeciwnika. Był perfekcyjnie skupiony, nie dając się rozproszyć krzykom ani gwizdom ze strony chwilowo odpoczywającej i jedynie oglądającej swoich kolegów części.
Bibi zagwizdała u boku Krinndara.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

158
POST POSTACI
Krinndar
- Oberwałem szmatą! - Krinndar wyszczerzył zęby, dumny z siebie, jakby przynajmniej osiągnąć coś więcej... cokolwiek więcej, niż zostanie potraktowanym kawałkiem usmolonego materiału. - Nie jestem nigdzie brudny? Czyściły razem z Nike piec i mogę być brudny!! - Przejął się, zaraz oglądając swoje ubranie, a nawet obracając się w miejscu, by dojrzeć tył! Oczywiście było to utrudnione, ale Bibi mogła mu pomóc! Jak mógł chodzić po posiadłości w tak brudnej odzieży? A co, jeśli zobaczy go hrabia?! Lepiej wyglądałby już nago!! - Begonia ma czterech synów? Słodka Krinn! Ależ jej bogowie poszczęścili! - Ucieszył się elfik na tę wieść, bo przecież każde dziecko, tym bardziej zrodzone z błogosławieństwa bogini, było skarbem. - Szkoda byłoby marnować takie pyszne wypieki tylko dlatego, że nie wyglądają za ładnie. To znaczy, wyglądają pięknie! Mi się podobają! - Przekonywał, sięgając po ciasteczko w kształcie serduszka. - Widzisz? - Zagadnął, podnosząc wypiek ku niebu. - Nie ma znaczenie to, że są trochę krzywe? Smakują tak samo wyśmienicie! Są jak wyznawcy Krinn, z zewnątrz mogą nie wyglądać idealnie, ale w środku jawi się potencjał, który mogą pokazać w służbie pani. A biedni w Taj'cah są naprawdę szczęśliwi, skoro spływa na nich łaska cioteczki Begonii. - Ucieszył się, odgryzając koniuszek ciastka. - Niech jej bogini daje rozkosz każdego dnia! A ja później mam się z nią napić wina, wiesz? Umówiliśmy się! - Podzielił się jeszcze jedną informacją, która nie do końca pokrywała się z prawdą, ale przecież nie była też zupełnie nieprawdziwa! Begonia nie odrzuciła propozycji wprost, ledwie zasugerowała, że nie jest zainteresowana. To znaczyło, że jeszcze była szansa na wspólne przechylenie lampeczki albo dwóch. Nikt nie odmawiał Krinndarowi.

Poruszenie sprawy strażników nie spowodowało żadnej reakcji ze strony Krindnara. Elf cieszył się do siebie, do ciastek i do Bibi, mając w głowie własne wyobrażenie tego, co może przedstawiać sobą rycerski ród.

- Daj spokój, kochana! - Roześmiał się zupełnie niepoważnie. - Jeśli są podobni do Leosia, to są w porządku! Pokażesz mi mentorów? Zapytam o zgodę najpierw ich, skoro to oni rządzą! - Zdecydował, podążając za kucharką.

Rozglądał się, z zaciekawieniem słuchając słów Bibi. Podziwiał ogrody, machał do ogrodników (i oferował im słodkości), zatrzymywał się przy przyciętych na kształt zwierząt krzewach, patrzył na oddalone budynki innych członków rodziny Napier. Wycieczka była ciekawa, do tego edukacyjna! Krinndar wiedział już, gdzie nie powinien się zapuszczać! A może właśnie powienien, choćby po to, by powiedzieć "dzień dobry" dalszym krewnym? Od chęci poznania członków rodziny hrabiego odciągnęły go jednak budynki koszar. Nie to spodziewał się zobaczyć! Gdy wyszli zza rogu i dostrzegli pola treningowe, aż podskoczył w miejscu z ekscytacji! Strażnicy ćwiczyli, pokazując swoje męskie ciała! Co więcej, był tam również Leopold!

- Zobacz, Bibi, to Leo! Krinn, prowadź! - Zawołał do swojej towarzyszki, a na jego policzki wspiął się rumieniem. Uniósł dłoń, by pomachać nad głową. - Leo! Hej! Hej, to my! - Zawołał do swojego ulubionego strażnika. - Ach...! Nie, nie! Nie Leo, mentorzy! - Poprawił się momentalnie. - Panowie mentorzy, mamy ciasteczka dla strażników, i dla was! - Przedstawił sprawę, rozglądając się, by dojrzeć kogokolwiek, kto przyzna się do dowodzenia ćwiczącym oddziałem. Przecież nie mogli być tacy straszni, ci mentorzy! - Może moglibyście zrobić sobie chwilę przerwy na przekąskę? A jeśli nie, to może zostawię wam koszyk? Ajajaj, ale miałem go oddać Begonii... nie ma rady, musicie zjeść tu i teraz! - Zarządził.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

159
POST BARDA
- Szmatą? - parsknęła i zaczęła mu się szybko przyglądać. - Rzeczywiście, masz ślad! Oh nie, nie ma się czym martwić. To nic wielkiego. Ledwie drobna smuga. Daj mi chwilę, iiii... - litując się nad Krinndarem, Birianna polizała kciuk i jednym, sprawnym ruchem starła to, cokolwiek przyozdabiało jego prawą skroń. - Z głowy! Piękny jak nowy!
Przyglądając się przez krotki moment trzymanemu przez siebie wypiekowi, wydała z siebie pełen kontemplacji pomruk.
- Szlachcice lubią czepiać się najmniejszych, nawet najbardziej bzdurnych szczegółów - zauważyła cicho, upewniając się wcześniej, że nikt poza ich dwójką nie znajdzie się w zasięgu jej głosu. - Wierz mi, nie chciałbyś znaleźć się w skórze sługi, który podałby któremuś niees-... nie-eesty-...? Uhhh! Nieelegancko wyglądający kawałek ciasta! Jeszcze tu nie pracowałam, kiedy Begonia wpadła w tarapaty u hrabiny! Była taka dziewczyna. Nie pamiętam imienia, bo i nigdy jej osobiście nie poznałam, ale ponoć wyjątkowo zależało jej na pokazaniu się. Begonia była wtedy ponoć zbyt zabiegana, żeby jej przypilnować. I nic dziwnego, go mała na głowie jeden z tych wielkich, urodzinowych bankietów! W każdym razie! Rozumiesz, dziewczyna chciała dobrze wypaść. Wpadła na pomysł, że upiecze coś własnego i zaniesienie to na tacy. Częstować gości. Przepis miała mieć niezły, ale wykonanie było zbyt nieprzemyślane. Krem, który powinien trzymać się więc w środku ciasteczek w niewielkiej ilości, wylatywał różnymi stronami przy ugryzieniu! Niby nic takiego, ale kiedy padło nie tylko na gości, ale i hrabinę, niszcząc jej wieczorową kreację paćkami po kremie-... Sam możesz się domyślić - zakończyła dramatycznie. - Begonia trafiła na trzy miesiące do pracy przy praniu pościeli, a niemądra dziewucha straciła pracę. Czekaj, jak to "umówiłeś się"? Haha, jesteś niemożliwy! Sądziłby kto, że po poznaniu tylu różnych wyznawców Krinn, człowiek będzie gotowy na wszystko!
Kręcąc w rozbawieniu głową, ale nie krytykując jego dziwactw, Bibi wróciła do okazjonalnego podskubywania ciasteczek w miarę kontynuowania ich małej wycieczki. I choć nie omieszkała jeszcze raz przestrzec go przed pochopnym działaniem oraz rozwijaniem języka w obecności rycerstwa, nie mogła wiele więcej począć w obliczu otoczki nienaturalnego entuzjazmu oraz niezłomnej pewności siebie. Sama zresztą szybko się nim zaraziła. Bo kto wie, może tym sposobem udałoby jej się wpaść w oko jednemu z nich? Z racji zajmowanej przez siebie pozycji, nie ośmieliła się nigdy zawracać żadnemu głowy z byle błahego powodu.

- Jest dużo smuklejszy bez zbroi - zauważyła. - Szczupły, ale i tak całkiem nieźle umięśniony gdzie trzeba! A jak się rusza! Ohh, co za szkoda, że nie udało nam się go jednak przekonać do wspólnej zabawy - westchnęła jeszcze ze szczerym żalem, zanim Krinndar postanowił zacząć działać po swojemu.
Dosłyszawszy znajomy głos wbrew krzykom oraz dźwiękom potykających się między sobą sąsiadów, Leopold odskoczył od swojego przeciwnika, by móc skierować zaskoczone spojrzenie w stronę nadciągającej pary. Nie trwało długo, zanim nawet ci uparcie niezainteresowani towarzystwem z zewnątrz zaczęli kierować na nich oczy, jedni z mniejszym, inni z większym zdystansowaniem.
- O co chodzi z tymi ciastkami...? - zapytał wreszcie jeden z bardziej zdezorientowanych całym zamysłem mężczyzn.
- Żart od dowództwa? - zasugerował ostrożnie inny, starszy, marszcząc krzaczaste brwi.
Leo dopadł do nich mimo wszystko pierwszy.
- Co tutaj robicie? - spytał zaalarmowany, starając się z tylko sobie znanej przyczyny zasłonić ich dwójkę swoją, zbyt szczupłą na to osobą.
- Zdaje się, że wszyscy jesteśmy tego bardzo ciekawi - odezwał się inny, całkiem przystojny młodzian o gładkiej twarzy, miłym uśmiechu i zaskakująco ostrym spojrzeniu.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

160
POST POSTACI
- Wytrzyj! - Zaskomlał Kiri, nadstawiając policzka dla Bibi. Wcześniej nie przejmował się brudem, ale teraz?! Teraz była to zupełnie inna bajka! W kuchni mógł być kopciuszkiem, poza musiał prezentować się przynajmniej jakoś , tym bardziej, jeśli miał spotkać Leosa! Szczęśliwie Birianna szybko poradziła sobie ze smugą sadzy, za co podziękował jej uśmiechem.

Jego wesoła mina nieco zbladła, gdy usłyszał o zwyczajach szlachty i tym, co robili z krnąbrnymi kuchareczkami i nieładnymi wypiekami.

- Och nieeee.... - Jęknął, gdy tylko wyobraził sobie krem spływający na suknię hrabiny! Coś takiego nie było warte nawet najlepszej przekąski, a ubrania szlachty mogły być warte więcej, niż cała świątynia Krinn razem wzięta! - Nie była zbyt mądra! Nawet ja wiem, że trzeba się zachowywać w towarzystwie szlachty! - Powiedział i zaraz zawstydził się przed sobą, bo czy nie traktował hrabiego w wiele pozostawiający do życzenia sposób? - Szkoda mi też Begonii... Będę musiał ją mocno przytulić, gdy spotkam ją po raz kolejny!

Sprawa szybko jednak została zapomniana, bo pojawili się rycerze. Kto przejmowałby się przeszłością, gdy przed Krinndarem malowała się tak przystojna, umięśniona przyszłość?

- Dobrze wygląda! - Kiri obronił swojego ulubionego strażnika, niemal ganiąc Bibi za wyrażanie swojej opinii. - Jeszcze nic straconego, kochana ~

Leopold wciąż był na celowniku elfa, wystarczyłoby tylko wystrzelić strzałę Krinn i usidlić go jak motyla w dłoniach, który woli zostać na palcu zamiast odlecieć, nawet po zwróceniu wolności. Jeśli Leo nie był dość szybki i dość spostrzegawczy, to Krinndar wykorzystał okazję. Skończył do niego jak drapieżnik, by obdarować go całusem w policzek!

- Leosiuuu! - Pisnął do ucha mężczyzny. - Tak za tobą tęskniłem! Nigdy nie mam dość twojej obecności! - Słodził, ale jego wzrok już wędrował do mężczyzny o ostrym spojrzeniu. - Mamy dla was ciastka, moi zniewalający przyjaciele. Ale musimy zapytać dowódcy, czy w ogóle wam się należą! No, który tu jest najwyższy rangą? - Zapytał, w rozbawieniu udając poważny ton Kogoś Ważnego.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

161
POST BARDA
Krinndar mógł być wyjątkowo szybki i zwinny, kiedy tylko chciał, ale rycerzowi pod patronatem rodu Napier wciąż nie był w stanie dorównać. Jakkolwiek rozczarowująca jednak z początku wydawała się dłoń, która zatrzymała jego twarz w możliwie jak najdelikatniejszy sposób, zmuszając co najwyżej do ucałowania jej wnętrza, tak mina samego Lepoloda była absolutnie bezcenna. Młodzik nie tylko zdążył szybko zarumienić się na twarzy, ale też wydawał się podwójnie już zaskoczony - czy to samą próbą sprzedania mu całusa, czy to własną, instynktowną reakcją.
- ...! Wybacz! - sapnął, cofając dłoń. - To było-... Nie uderzyłem cię przypadkiem w nos?? - spytał przejęty, przyglądając się uważnie jego twarzy.
Nie uderzył, ale wcale nie musiał, żeby wywołać ogólne poruszenie wśród reszty towarzystwa. Również zaraz za sobą Krinndar mógł usłyszeć ciche parsknięcie, którego nie potrafiła powstrzymać Birianna. Spora różnica pojawiła się natomiast w sposobie, w jaki śmiały się te dwie strony.
- Posłuchaj, proszę. Naprawdę nie powinno was tu-... - zaczął pospiesznie i zaraz zamilkł, gdy dłoń tego samego, przystojnego młodziana wylądowała na jego ramieniu.
Był wyższy od Leosa prawie o głowę, miał mocno umięśnione ramiona oraz karnację zbliżoną do Krinndarowej. Jego włosy były lekko poskręcane. Gdy uśmiechał się pełną gębą, dało się dostrzec niebywale równe zęby.
Spoiler:
- Heeeeh~? Kto by pomyślał. Więc jednak MASZ damę swojego serca, "Leosiu"? - spytał niemal niewinnym tonem, choć kpina wisiała na końcu języka.
Oczy Leopolda powędrowały ukosem do stającym z nim ramię w ramię mężczyzny. Nie odpowiedział, rumieniąc się mocniej zarówno pod wpływem insynuacji, jak i kolejnej salwy śmiechu ze strony swoich kolegów.
- Żaden z dowódców nie jest chwilowo obecny - odezwał się wreszcie jeden ze starszych rycerzy. Ten się nie uśmiechał. Z miną raczej niezadowoloną pod skrzętnie przyciętym wąsem, krzywo przyglądał się zarówno jemu, jak i Bibi. - Może zamiast zasłaniać się jałmużną, dowiemy się wreszcie, kim jest szanowny pan elf, który to czuje się dostatecznie pewnie, żeby rościć sobie prawo do wydawania poleceń i żądania odpowiedzi?
Ton mężczyzny z każdym słowem był chłodniejszy, zmuszając stojącą za Kirim Bibi do schowania się bardziej w jego cieniu.
- Nie trzeba być od razu niemiłym, Dominiku - uspokoił ten sam, ciemnoskóry rycerz, lekko odpychając Leopolda w bok, by móc stanąć w pełnej krasie przed obliczem elfa. - Jestem pewien, że musi być kimś ważnym. Nikt przecież nie byłby na tyle GŁUPI, żeby przychodzić i szarogęsić się, gdy kompletnie nie posiada się ku temu autorytetu. Nie mówiąc już o doborze towarzyszy... - tu spojrzał ponad ramieniem Krinndara, zapewne na Bibi. - Mam nadzieję, że rozumiesz? - uśmiechając się jeszcze szerzej, wychylił się mocniej w jego stronę.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

162
POST POSTACI
Krinndar
Zderzenie z dłonią Leosia było niespodziewane i zdecydowanie niechciane! Buziak był przeznaczony dla policzka, tymczasem wylądował bez sensu na dłoni! Krinndar odsunął się, zaskoczony tym, do czego doszło, a że jego nos w nieprzyjemny sposób rozpłaszczył się w zderzeniu z przeszkodzą, uniósł do niego dłoń, by potrzeć i w jakiś sposób przywróćić do normalności.

- Nie, nie... nic mi nie jest! - Zapewnił zaraz, bo przecież nie chciał martwić kolegi. - To był wypadek! - Dodał, bo nawet jeśli było to kłamstwo, wpasowywało się w reakcję tak Leopolda, jak i Krinndara. Opuszczając rękę, Kiri uśmiechnął się, tym szerzej, gdy widział rumieniec ulubionego rycerzyka. - Tylko zostawimy ciastka i już uciekamy! - Zapewnił. - Nie chcemy przeszkadzać!

Ale przeszkodził kolejny z ćwiczących i Krinndar musiał przyznać mu, że wyglądał... doprawdy zniewalająco! Kiri doszedł do wniosku, że jeśli kiedyś miałby majętność Sebelliana, sam otaczałby się takimi przystojniakami! Zmrużył w uśmiechu oczy, przenosząc spojrzenie na, jak się okazało, Dominika.

- Wiele oddałbym, by móc nazwać serce Leosia moim, ale do damy mi daleko, mój drogi! - Odparł lekko, wesoło, poprawiając mężczyznę, by ten nie wyobrażał sobie za dużo. Leopold przecież nie chciał Krinndara... - Modlę się, by dobra Krinn pozwoliła ci spotkać większą ilość kobiet na twojej drodze, byś więcej nie mylił płci. - Wzniósł prośbę ku niebu, niewiele robiąc sobie z tego, że przystojniak może poczuć się urażony. Krinndar poczuł się w obowiązku obronić Leosa, odbijając piłeczkę i zawoalowaną obelgę. - Chyba, że mówiłeś o Bibi? Ach, ta ślicznotka nie jest Leopolda, jest całkiem wolna, panowie! - Zareklamował koleżankę, nie łudząc się, że cudna kuchareczka będzie dla nich bardziej atrakcyjna niż on sam. I dobrze! Należały jej się wszystkie rozkosze świata! - Nazywam się Krinndar, ze świątyni Krinn. Jestem gościem pana hrabiego. - Przedstawił się pewnym głosem, lecz gdzieś w głowie słyszał pisk, który przezornie kazał mu przestać zasłaniać się imieniem Sebelliana, szczególnie w takich sytuacjach. Chwilowo postanowił zignorować ten słaby przekaz resztki rozsądku, jaka mu pozostała. - Głoszę słowo bogini w jego domu. Odwiedzając (całkiem przypadkiem, muszę podkreślić) kuchnię, dostałem cały kosz wypieków i choć naprawdę, naprawdę lubię słodkości - sugestywnie posłał Leosiowi spojrzenie, - to wątpię, bym był w stanie zjeść to wszystko, nawet z pomocą kochanej Bibi! Chciałem zapytać waszego dowódcę, czy udzieli wam pozwolenia na chwilę przerwy na posiłek, ale skoro wszyscy i tak już stoicie tu, interesując się bardziej nami, podobnymi wam sługami pana Napiera, niż trenigniem...

Krinndar uniósł zachęcająco koszyk, wyciągając go w stronę rycerzy, w rezultacie podsuwając go niemal pod nos temu, który chciał go zastraszyć. Krinndar nie pozwolił, by jakiś wąsacz mówił mu, co ma robić, gdy sam przerwał pojedynkowanie się tylko po to, by zwrócić mu uwagę! Poza tym, elf wierzył, że Leos nie pozwoli zrobić mu krzywdy, nawet jeśli rzeczywiście pojawi się dowódca. W tym rozrachunku, to Kiri był górą, bo przecież tylko przyszedł spotkać się z Leosem, a reszta wcale nie musiała odrywać się od mieczy, maczug, toporków czy czym tam walczyli!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

163
POST BARDA
Pomysł z zostawieniem ciastek i opuszczenia pól treningowych był zdecydowanie najlepszym, na co w ciągu ostatniej godziny wpadł Krinndar. Gdyby jeszcze tylko zechciał go wykonać, zanim jego długi, niewyparzony język sprawił, że zebrane dookoła towarzystwo zaczęło z każdym kolejnym, wypowiadanym przez niego słowem cichnąć coraz bardziej.
- Kiri...! - syknęła do niego ostrzegawczo Bibi, widząc, do czego cała ta sprawa zmierza. - Nic nie mów! Na bogów, nic więcej nie mów! - szeptała gorączkowo.
Zapewne teraz niesamowicie żałowała, że nie odwiodła go od pomysłu zawczasu. Tego samego zdania był zapewne i Leo, sądząc po tym, jak szybko jego świeżo nabyte rumieńce zbladły, a oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
Próba pyskowania już jednemu tylko rycerzowi była ryzykowna i głupia w samym swoim zamyśle. Pyskowanie więcej niż jednemu oznaczało ni mniej ni więcej życzenie śmierci, zaś ubliżenie całemu ich gronu poprzez nazywanie (w tym wypadku) czyimikolwiek "sługami", było właściwie równoznaczne z samobójstwem.
Atmosfera gwałtownie zgęstniała i mimo ciepła oferowanego przez wesoło prażące nad nimi słońce archipelagu, Krinndar mógł poczuć, jak przechodzą go chłodne ciarki. W tej chwili wpatrzone były już w niego nie tylko otwarcie wrogie spojrzenie Dominica oraz gwałtownie zmieniające się w zimne spojrzenie stojącego przed nim młodziana, ale także pozostałych mężczyzn. Te zaś dalekie były od wesołych. Ba. Przypominały raczej oczy wygłodniałych wilków.
Gdy tylko Krinndar skończył prawić swoje kazania, mocne uderzenie palonej dłoni wyrwało koszyk z jego rąk i posłało go w powietrze. Nie dano mu dostatecznie dużo czasu, żeby zdążyć się poskarżyć na podobne zachowanie, ponieważ zaraz po tym w żelaznym uścisku znalazła się jego własna szczęka oraz lewe ramię. Oba chwyty były na tyle bolesne, by móc wycisnąć łzy z oczu. Tym razem prawdziwe bolesne łzy.
- Impertynencja - warknął rycerz. - Naprawdę sądzisz, że bycie gościem hrabiego przeszkodzi mi w złamaniu ci szczęki za tę bezczelność?
- Panie! Sir! - zawołała błagalnie Birianna. - Proszę! Proszę mu wybaczyć! To moja wina! Nie poinstruowałam go, jak się zachowywać! Jestem pewna, że nie miał nic złego na myśli! Proszę, bądźcie dla niego łaskawi!
- MILCZEĆ! - fuknął Dominic.
Wtem dwie inne ręce wystrzeliły, by chwycić za nadgarstki unieruchamiające Kiriego. Oczywiście, musiały należeć do Leopolda. Kilka osób, które w tym czasie miało okazję wdać się w dyskusję, czy złamanie elfowi kości lub dwóch wystarczy, żeby wynagrodzić im jego arogancję ponownie ucichło.
- ...Zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? - spytał wciąż pewnie trzymający Krinndara w potrzasku rycerz.
Leo wyprostował ramiona, uniósł głowę i spojrzał swojemu rówieśnikowi prosto w twarz.
- Rozkazem pana hrabiego, zostałem do niego przydzielony, co czyni mnie odpowiedzialnego za jego zachowanie.
- Oh? - zainteresował się tamten. - I zamierzasz naprawdę wziąć za niego odpowiedzialność? Pełną odpowiedzialność za wszystko, co zostało tu powiedziane, jak i za to, że ośmieliłeś się dotknąć kogoś wyższego rangą nieproszony? - zapytał niemalże z ekscytacją. Głodną i niebezpieczną ekscytacją.
Leo rzucił Krinndarowi tylko jedno, krótkie spojrzenie, zanim zgodnie przytaknął głową.
- Tak jest - zgodził się, puszczając ręce kolegi, które wreszcie wypuściły młodego wyznawcę Krinn. A i to tylko po to, żeby zaraz zostać wymierzonymi w formie pięści w twarz Leopolda.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

164
POST POSTACI
Krinndar
Kiri nie mógł mieć pojęcia, że sprawy przybiorą taki obrót! Nie mógł mieć żadnej pewności, że rycerze będą im tak nieprzychylni! Nikt mu tego nie powiedział... poza paroma osobami, które przestrzegały, by trzymał język za zębami i zachowywał się przy nich tak, jak powinien się zachowywać. Krinndar jednak nie słuchał i ostatecznie napytał sobie biedy.

Obleciał go strach, gdy kosz został mu wytrącony z rąk. Obudził się insynkt przetrwania, nakazując mu ucieczkę, ale nie zdążył ruszyć z miejsca, gdy złapał go jeden z mężczyzn. Miał o nim lepsze zdanie! Ktoś o tak przyjemnym dla oka wyglądzie nie powinien okazywać się takim brutalem, a że był takim nie było wątpliwości! Elfikowi nie potrzeba było wiele, by zacząć płakać, ale teraz sam ból przyprawił go o tę nieprzyjemną mokrość oczu! Panika ogarnęła go po raz kolejny.

- Uciekaj, Bibi! - Starał się wyjęczeć, choć jego szczęka była unieruchomiona. Zaskomlał, gdy padła propozycja złamania szczęki. Taki uraz raz na zawsze przekreśliłby jego żywot. Zacisnął powieki, czekając na kolejną falę bólu, ale zaraz zerknął przez zmrużone ślepia, gdy scena zaczęła się zmieniać.

Leo? To Leo przyszedł z pomocą! Krinndar krzyknął z radości, strachu, paniki..?! Sam już nie wiedział! Mógł tylko strzelać spojrzeniem między Leosem i agresorem. I wydawało się, że Leopold zdołał ugłaskać wielkoluda, biorąc winę na siebie... niestety, zaraz sam oberwał!

- Nie! - Krzyknął Krinndar i choć przed chwilą chciał uciekać, teraz wcisnął się między Leosa i tego drugiego, choćby padały kolejne ciosy. - Nie, zostaw go! To moja wina!

To Krinn dawała mu siłę! Musiał w to wierzyć! Musiał wierzyć, że jeśli jej zaufa, wszystko skończy się dobrze! To ona go prowadziła! To dla Leosa powinien postawić się niesprawiedliwości świata!

- Jeśli masz kogoś bić, bij mnie! - Oświadczył, rozkładając ręce, by obronić swojego rycerza swoim wątłym ciałem, choć ksztusił się łzami. - Nie Leosia! On nie zrobił nic złego! Ja zrobiłem, ja was obraziłem! Przepraszam, chciałem tylko dać wam ciastka! - Wyjęczał, zalewając się łzami.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

165
POST BARDA
Dostrzegając próbującego ponownie mieszać się elfa, agresor numer jeden w postaci przystojnego rycerza niechętnie wstrzymał kroku i zmrużył groźnie oczy.
- I tu się mylisz - odparł wciąż chłodno, ale z satysfakcją, strzepując krótko ręką, która dopiero co weszła w kontakt z policzkiem Leopolda. - Został do ciebie przydzielony, co czyni go odpowiedzialnym za wszystkie twoje czyny i słowa. Jeśli popełniasz błąd, to on za niego odpowiada. Ciekawe, że wykazał się na tyle wielką niekompetencją, żeby nie ustrzec cię w porę. Cóż. Pozwól więc, że zrobię to za niego. Jeśli teraz cię uderzę, jeśli uderzy cię ktokolwiek z tu obecnych, twój skundlony rycerz odpowie za każde zadrapanie przed samym hrabią i możesz mi wierzyć, nie skończy się wyłącznie na siniakach, niezależnie od tego, jak mocno jest faworyzowany.
Trzymający się twardo na prostych nogach Leo, złapał Krinndara od tyłu za ramię i stanowczo, ale nie gwałtownie pociągnął go do boku z zamiarem odsunięcia.
- W porządku. Nie musisz się przejmować. Nic mi nie będzie, ale szczerze wolałbym, żebyś nie musiał na to patrzeć - odezwał się tak spokojnie, jak to tylko on w podobnie stresujących dla Kiriego sytuacjach potrafił. - Zabierz swoją koleżankę i wróćcie razem do kuchni. Niedługo do was dołączę - obiecał z lekkim uśmiechem i kiwnął głową w stronę Bibi, która jak na znak doskoczyła do elfa, chwyciła pod drugie ramię i zaczęła siłą odciągać.
- Idziemy stąd - zadecydowała, co jednak brzmiało bardziej niż prośba niż faktyczny nakaz. - Już wystarczy, naprawdę cię stąd zabieram!
Foighidneach

Wróć do „Stolica”