POST BARDA
Begonia uniosła wysoko obie brwi, a następnie zaśmiała się w głos, wolną dłonią uderzająć z plaśnięciem o udo. Jej śmiech był głęboki, ale nie nieprzyjemny dla ucha. - To by dopiero było, gdyby nasz Leo przywdział sobie nazwisko hrabiego! Nie wiem, kim są te twoje cioteczki, ale u szlachty adoptowanie kogoś bez odpowiedniego statusu może bardzo zaszkodzić. Tako przynajmniej słyszałam. Żadna tam ze mnie ekspertka. W kuchni przecie siedzę, a nie na jakich bankiecikach. Nie. Nie adoptował, ale sprawa i tak była głośna, a jakże! Szanowny pan przytachał go ot tak pewnego dnia z miasta, ubrał i dał co mógł, żeby się nieco podciągnął chłopak z wykształceniem i w tym całym rycerzowaniu. Ma hrabia nosa do ludzi, nie ma co! No. Przynajmniej tak mi się dotąd zdawało - wypowiadając ostatnie zdanie, spojrzała znowu oceniająco na Krinndara. - Co poradzić. Nawet nasz hrabia nie jest idealny.
Wbrew uszczypliwego tonu, jakim go ciągle traktowała, nie wydawała się dłużej zła ani jakoś specjalnie rozdrażniona. Być może po prostu była jedną z tych osób, które swoją troskę okazywały poprzez ciągłą krytykę?
- Muszę pamiętać, żeby przeszmuglować mu następnym razem dokładkę - dodała zadowolona, kiedy elf potwierdził, jak porządny był rycerz. I to nie tylko na pokaz lub w obecności tutejszych pracowników, ale także osób z zewnątrz. Takich jak on ze świecą szukać wśród Wyspiarzy!
Wracając do pomieszczenia, które wcześniej na moment opuściła, Nike rzeczywiście przyniosła niski pucharek pełen mleka. Z jeszcze bardziej sceptyczną miną, niż miała wcześniej Begonia, podała go Krinndarowi z dziwnie bezpiecznej odległości długości ramion.
- Słuchasz mnie w ogóle tymi uszami jak liście bananowca? Rycerz to z reguły szlachta w żelastwie. Ładni czy nieładni, ściągną z ciebie skórę, jeśli ich jako obrazisz - odparła, zupełnie ignorując zaproszenie do wspólnego spożywania wysokoprocentowego trunku.
Nieco inaczej miała się kwestia komplementów oraz zaproszenie do innych form rozrywki, przy czym na to drugie Nike niemal od razu odstąpiła o dwa duże kroki, zmarszczyła brwi i odwróciwszy się na pięcie, zaczęła cicho zbierać i wynosić stosy szkła i ceramiki, które wcześniej pucowała. Begonia jedynie wywróciła oczami.
- A wyniesiesz się stąd bez potrzeby machania na ciebie miotłą, kiedy już coś dostaniesz? - spytała, wzdychając. - Jak widzisz, zarabiamy tu na chleb czymś więcej, niż tylko machaniem tyłkami. Na przykład ciężką pracą! Z którą teraz jestem do tyłu, bo ktoś postanowił zawracać mi bezsensownie głowę!