POST POSTACI
Krinndar nie potrzebował wielu znaków, by wyłapać, że coś jest na rzeczy. Z Leopolda można było czytać jak z otwartej księgi, łatwo było wyłapać jego emocje. Z tego też powodu, choć Krinndar bardzo, bardzo chciał ruszyć do niego z rozportartymi ramionami, złapać za te blade, lecz tak łatwo czerwieniejące policzki i powiedzieć mu, że takie musiało być ich przeznaczenie... to nic takiego nie zrobił. Trzymał ręce przy sobie i nie zbliżył się do Leosa nawet o mały kroczek, widząc, jak wielki dyskomfort sprawia mu bliskość w tej chwili. Skoro miał uciekać i unikać każdego dotyku, najlepiej było w ogóle takiego nie inicjować. Nie mógł przecież zaganiać go w róg pokoju tylko dla własnego kaprysu.
-
Och, Leo... - Westchnął Krinndar, z trudem powstrzymując się przed podejściem choćby po to, by go po prostu uściskać na pocieszenie. -
Nie przepraszaj mnie. Wykonywałeś rozkazy swojego pana, prawda? - Spróbował mu przypomnieć. Wydawało mu się, że nawiązanie do osoby Sebelliana dobrze na niego działa. Z drugiej strony, czy sam hrabia nie uznał, że ofiara, którą przyniósł rycerzyk, nie była tym, czego oczekiwał? Gdy wszystkie inne koty upolowały tłuste myszy, on przyniósł kolorowego ptaka. -
Wierzę, że Krinn wytycza moją ścieżkę. Jeśli chciała, żebym tu się znalazł, to tu będę. I będę służył panu hrabiemu tak, jak tylko potrafię. ...Leo? - Zwrócił się do mężczyzny po krótkiej chwili wahania. -
Jeśli... coś mi się stanie.... - Powiedział ostrożnie, na przekór słowom Leosa odnośnie prawdopodobnych planów hrabiego. -
Jeśli coś mi się stanie, powiesz, prosze, mojej mamie, żeby na mnie nie czekała? Nazywa się Livia, znajdziesz ją w świątyni. Powiesz jej, że znów wyjechałem? I że szybko nie wrócę?
Poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej przez samą świadomość tego, iż musi prosić o coś takiego na wypadek, gdyby hrabia okazał się jednak mało wyrozumiały. Sam spuścił wzrok i po raz kolejny otarł oczy, choć jeszcze nawet się nie zamgliły.
Wolał skupić się na dobrych rzeczach. Tym, że Leopold był blisko, choć odmawiał chociażby patrzenia, oraz przygotowanymi przez Sebelliana ubraniami i ozdóbkami. Nie prosił Leopolda o pomoc w ubieraniu się, nie chcąc po raz kolejny wpędzać go w niezręczność. I musiał przyznać, że kreacja była... zachwycająca! Kolory pasowały do jego opalonej skóry, a sam krój podkreślał to, co podkreślać miał.
-
Krinn dopomóż! - Pisnął, gdy dobrał się już do biżuterii. -
Sądziłem, że to zwykła miedź! Leo, czy to złoto? - Dopytał, starając się dojrzeć szczegóły w blasku świecy. Z czystym złotem miał do czynienia niemal wyłącznie w świątyni i domach bogatych wyznawców! Sam musiał zadowolić się mniej szlachetnymi metalami. -
Ach, Sebellian lubi przepych. - Mruknął sam do siebie. Nie przesadzał z biżuterią, choć najchętniej obwiesiłby się nią jak drzewka podczas religijnych obchodów. Liczne bransolety na kostki i nadgarstki, na szyję jedynie dwa łańcuszki z odpowiednio czerwonym i żółtym kamieniem, przynajmniej mógł nieco zaszaleć z kolczykami, wymieniając własne błyskotki na te złote. -
Jak wyglądam? - Zaprezentował się Leosowi. Gdy był ubrany, nie powinien odpychać wzroku?
W kosztownościach czuł się swobodnie i wydawało mu się, że nawet mu pasują, szybko jednak nadpłynęły mniej miłe myśli - a co, jeśli zgubi choć jedną z ozdóbek? Zdawał sobie sprawę z faktu, że złoto i zapewne również ubranie będzie musiało zostać zwrócone. Patrząc na swoje obwieszone przedramiona, nie powstrzymał się i ściągnął po bransolecie z każdego nadgarstka. Mniej złota, mniejsze ryzyko. Kusiło go, by również wyciągnąć parę kolczyków, jednak z tego ostatecznie zrezygnował.
-
Co lubię powtarzać? - Dopytał, nie wyłapując, do czego odnosił się Leo, gdy zajęty był ubieraniem się. -
To, że o mnie dbasz? Leo, obroniłeś mnie przed kotem i wyprowadziłeś z labiryntu, a potem zabrałeś do kąpieli i strzegłeś tutaj, to przecież dużo, nawet jeśli działałeś przez rozkaz Sebelliana. Czy mówisz o tym, że nie muszę się rewanżować? Może i sprowadziłeś mnie tutaj, ale już ci mówiłem, ufam planom bogini.- Posłał Leopoldowi delikatny uśmiech. To nie była jego wina. -
Ona niczego nie musi mi kazać, jedynie wskazuje mi drogę. To, że chcę podziękować ci za opiekę, to mój wymysł. Ale... pewnie masz rację. - Pokręcił lekko głową i odwrócił się do Leosa tyłem, maskując swoją niechęć do pokazywania emocji malujących się na twarzy nagłym, ponownym zainteresowaniem zawartością szkatuły. -
Nie powinienem się narzucać, gdy nie jesteś... zainteresowany. - Podsumował. W jego głos znów wdała się fałszywa, drżąca nuta. -
I przepraszam, jednak nie chcę pić. Chodźmy, zaprowadź mnie do Sebelliana. Nie pozwólmym mu czekać.
Krinndar dawno już nie czuł tak silnego uczucia narzucania się komuś innemu. Rycerz miał z pewnością ważniejsze sprawy niż niańczenie kogoś, kogo od ulicznic różniła tylko gadka o bogini. Hrabia przynajmniej go wyczekiwał i pomagał uciec od niezręczności.