POST BARDA
Iskrzące niezdrową ciekawością oczy ciotki przygasły gwoli udzielonej odpowiedzi, do czego niedługo doszedł również chwilowy wyraz nieukrywanego rozczarowania, gdy zorientowała się, że nikt w towarzystwie, a zwłaszcza Libeth, nie złapał zarzuconego haczyka. Dobrze było natomiast wiedzieć, że poza nią, oraz zbyt zajętą błyszczeniem
bezowym różowawym samozadowoleniem Sarą, nikt nie odczuwał jak na razie potrzeby gnębienia niezamężnych,
starych panien.
-
Tak sądzisz?! - podekscytowała się młodsza siostra, nie pozwalając przebić się otwierającej i gotowej do wypowiedzenia się Aurelii, gdy już raz usłyszała kierowany w jej stronę komplement. -
Strasznie się martwiłam, że mogę przesadzić z ilością kwiatów! Myślisz, że przesadziłam? - nie czekając jednak na odpowiedź, a może raczej celowo jej unikając, Sara kontynuowała z pogodą i ogromem nieuzasadnionej pewności siebie. -
Bo widzisz...! Odkopałam ten projekt u osobistej krawcowej baronowej Bourbon! Nigdy nie miała szansy go zrealizować, wyobrażasz sobie?! Kiedy o tym usłyszałam, od razu wiedziałam, że będzie idealna!
Piejącej z zachwytu Sarze, z grzeczności przytaknęło kilka głów. Nie dało się nie zauważyć, że niemal każda z nich, w tym także i matka (!), w niemal rozbrajającej wręcz synchronizacji uniosła bardziej lub mniej pełną filiżankę do ust - zupełnie jakby dla uniknięcia otwartego komentowania. W gruncie rzeczy wyłącznie lekko nadąsaną Aurelia obdarzyła kreację Sary niemal zazdrosnym spojrzeniem, podczas gdy Lydia przywdziała neutralny wyraz zadowolenia. Dla Parii, i prawdopodobnie tylko i wyłącznie dla Parii, wyraz ten był również oznaką, że gdyby to od niej zależało, Sara nosiłaby dzisiaj na barkach coś zupełnie innego. Młodsza siostrzyczka musiała się naprawdę uprzeć, jeśli nawet niechętna strojowi matka nie zdołała jej nakłonić do zmiany zdania.
Pomijając jednak bardzo wątpliwy gust nowej narzeczonej, nie wiadomo było, co wypadało Libeth zdziwić bardziej. Fakt, że Sara miała dostęp do kogoś, kto projektował suknie dla baronowej, czy raczej to, że ze wszystkich możliwych musiała być to akurat baronowa Bourbon - osoba, o której już wiedziała, że rzadko pojawia się w nieodpowiednich i niewykalkulowanych wcześniej miejscach i czasie.
-
Travieu'. Samallie Travieu' - przedstawiła się szybko kobieta, podczas gdy jedna ze służących napełniła przygotowaną dla Libeth filiżankę świeżą herbatą o ciężkim, miodowym zapachu, ale dużo lżejszym smaku, niż można by oczekiwać. -
Jestem kuzynką Damona. To zaś Lady Mirion La'Rosh, moja droga ciotka i młodsza siostra drogiego wuja. - dodała, na co wspomniana kobieta uśmiechnęła się melancholijnie, dodając od siebie ugrzecznioną formułkę na powitanie. -
Muszę nadmienić, że nadal miewam ciarki, gdy wspominam tamten występ. Byłoby mi również niezmierni miło, gdyby w najbliższej przyszłości udało się zorganizować skromne spotkanie rodzinne, w którego trakcie zechciałaby panna zaprezentować nieco swoich umiejętności? Tym razem w naszych, skromnych progach, rzecz jasna- zaproponowała jeszcze Samallie, zanim większość uwagi raz jeszcze nie skupiła się na osobie Sary.
Czerwień poważnie zalała policzki przyszłej panny młodej, która zaczęła kręcić nerwowo w dłoniach filiżanką.
-
Lord Damon zaproponował koniec przyszłego miesiąca - przyznała z szerokim uśmiechem, kręcąc się niepoważnie w swoich falbanach.
Reakcja szybko wywołała nową burzę śmiechów i chichotów wśród zebranych.
-
Nadal nazywasz go "Lordem"? - spytała zaczepnie Samallie, chowając swój, niemalże chytry uśmieszek za rozłożonym płynnym ruchem wachlarzem. -
Nie sądzisz, że należy powoli ćwiczyć mniej formalne zwroty?
W miarę kontynuowania dalszych wymiany grzeczności i komplementów, coraz więcej nowo przybyłych gości zapełniało salon. Byli to głównie krewni obu, zawierających małżeńskie przymierze rodzin. Zdarzali się pomiędzy nimi oczywiście bliżsi przyjaciele, znajomi oraz ulubieni partnerzy biznesowi. Blisko czterdzieści, a może nawet pięćdziesiąt osób. Kto by pomyślał, że znajdzie się wśród nich i ponownie Diane Bourbon, do której od wejścia pospieszyli zarówno Tobias, jak i przyszły teść Sary.
Rubinowa suknia Diane, w połączeniu z jej rudowymi włosami sprawiały, że nie sposób było jej nie wyłapać w towarzystwie i gdyby Sara nie założyła na siebie czegoś równie
krzykliwego i przykuwającego uwagę, nawet jesli w zupełnie innej mierze, wypadłaby pewnie dość blado na własnej uroczystości.