POST BARDA
Chwytając za kaganek ostatniej, ostałej świecy, Kamelio wrócił do własnego łóżka, na którego brzegu przysiadł.
-
Dobrze pamiętasz - zgodził się bez cienia wahania. -
Sęk w tym, że szacunek, a puste pochlebstwa i sztuczna grzeczność, to dwie, zupełnie różne pary mokasynów. Nie odbierz mnie źle. Znaczna większość członków Domu urabia sobie ręce po łokcie, żeby to miejsce funkcjonowało tak, jak powinno, jednocześnie przypominając jego mieszkańcom faktyczny dom. O niewielu mogę powiedzieć złe słowo. W przeciwieństwie jednak do samej Kamelii i kilku pojedynczych jednostek, mało kto chce mnie w rzeczywistości widzieć na jej miejscu, czy w ogóle zajmującego się tutaj jakimikolwiek ważniejszymi funkcjami. Ironicznie, nikt inny nie pali się do ich wykonywania.
Wciągając nogi na łóżko, elf zgasił wreszcie ich ostatnie, sztuczne źródło światła. Jedynie wyjątkowo słaby tej nocy blask księżyca, którego pełny krąg dopiero zaczynał się zmniejszać, wpadał od czasu do czasu przez okna podczas sporadycznych momentów, w których wyglądał on zza chmur. Okres deszczowy zbliżał się najwyraźniej wielkimi krokami.
-
I ponieważ wiem, że ciekawość będzie cię zżerać, żeby o zapytać - kontynuował z nieukrywaną nutą rozbawienia w głosie. -
Tak, mają ku temu dobry powód. Nie jeden zresztą. Począwszy od bycia wykwalifikowanym magiem, co wielu tutaj wciska szpile w boki, przez kłopoty, jakie sprawiłem w przeszłości oraz nieciekawe plotki związane z tym, kim byłem i co robiłem, zanim tu trafiłem. Ufają moim umiejętnością, ale już nie mnie samemu - ostatnie słowa zabrzmiały nieco niewyraźnie, gdy wkradło się w nie długie, przeciągłe ziewnięcie. Księżyc zupełnie zaszedł akurat za chmury, lecz Paria nie potrzebowała widzieć, aby usłyszeć, jak elf zagrzebuje się głębiej w posłaniu
-
To długa historia, a ja jestem na nią zdecydowanie zbyt trzeźwy. Tak czy inaczej, skora sama dałaś mi pewną nadzieję na możliwość nawiązania współpracy w naszym wspólnym interesie, uważam, że powinnaś poznać ludzi i system działania Domu Kamelii. Ze swojej strony postaram się za bardzo nie prowokować cię do umyślnej niedyskrecji~
Jeśli Kamelio uznał za stosowne zmienić nieco swoje nastawienie i dać jej więcej swobody niż oryginalnie planował, kim była Paria, żeby się spierać? Kamelia zresztą z całą pewnością musiała tę kwestię osobiście zaakceptować, co do tego nie było żadnej wątpliwości. W grę w końcu wchodziło ryzyko ujawnienia przed obcą osobą sekretów, których normalnie instytucja Śniących zapewne bronić musiała, niczym handlarze swoich kontraktów, a lichwiarze złota. Całkiem więc prawdopodobne, że jej poczynania będą od tej pory uważnie obserwowane, zaś sami Śniący bardziej skryci z niektórymi tematami - choć na ten moment nie odczuła tego w sposób doskwierający i jeśli tak miałoby zostać, na pewno nie będzie to dla niej kłopotem.
Moc wrażeń, syty posiłek, dobry alkohol i koniec końców ciepłe, wygodne łóżko wystarczyły, aby senność zaatakowała nagle i gwałtownie, z pełną mocą usiłując wciągnąć ją głębiej w odmęty pełni komfortu oraz niemalże wyczuwalnego zwiotczenia umysłu. Powieki coraz ciężej opadały na oczy, aż wreszcie Libeth straciła silę woli, aby dalej zmuszać je do unoszenia. Zanim jednak pozwoliła sobie zupełnie odpłynąć, usłyszała jeszcze łagodną i niemal melodyjną (być może z winy waty, w jaką na tym etapie była jej przytomność) odpowiedź Kamelio:
-
Dobranoc, Libeth.
***
Zmęczenie dniem sprawiło, że kolejna noc minęła Parii bez jakichkolwiek snów, a ponieważ nikt nie próbował jej ściągać z łóżka wraz z nastaniem nowego, spała smacznie wyjątkowo mocno i długo. Słońce stało już od jakiegoś czasu wysoko na niebie, gdy wreszcie zaczęła się samoistnie budzić.
W pokoju, jak zauważyła, gdy już w ostateczności zdecydowała się wstać, była tym razem sama. Na stole czekała na nią jedynie krotka notatka, spisana okrutnie, a jednocześnie zabawnie koślawym pismem:
"
Efema i Mira będą na ciebie czekały w ogrodzie. Mija przygotowała dla was śniadanie na ogrodzie.
Powodzenia.
Ps. Zabrałem twoje listy. Zajmiemy się ich dostarczeniem.
Kamelio. "
Pomimo sporych zachmurzeń poprzedniego wieczoru, dzień był ponownie piękny, ciepły i słoneczny, choć w powietrzu czuć było burzę, która z całą pewnością miała nawiedzić region jeszcze dzisiaj. Nie było to natomiast coś, co na dłużej zaprzątałoby głowę Parii. Zwłaszcza, gdy zaraz po odświeżeniu się i ubraniu, dopadły ją dwie w połowie drogi z łaźni, znane już z twarzy po poprzednim wieczorze Śniące. Obie szeroko się do niej uśmiechały, kiedy chwytając ją pod boki, zaciągnęły do jednego z pokoi, którego ta jeszcze nie miała okazji zwiedzić. W tym, zdecydowanie dominowała żółć, pomarańcz i nieco przebijające je fioletu. Stały tu trzy, szerokie, dwuosobowe łóżka, kilka skromnych mebli oraz pięknie zdobiona, bogata w mnogie ornamenty toaletka, przy której to też została niemal od razu usadzona.
Śniące w dużym skrócie uświadomiły Parię, że to im polecono przeobrazić ją na potrzeby uzyskania możliwości do swobodnego poruszania się po Domu. Klienci nie mieli co prawda zacząć napływać przed południem, jak się dowiedziała, lecz już teraz kobiety wolały wiedzieć, jak będą wyglądały preferencje ich gościa. Oferując więc drobne, chrupiące przekąski w postaci mini-placuszków z owczym serem, przez ponad godzinę prezentowały przykłady rozmaitych sztuczek, jakie uzyskać można było zarówno przy użyciu samego make-upu, jak i jego lżejszych wersjach w połączeniu z woalkami zakrywającymi twarz w mniejszym tudzież większym stopniu, w zależności od materiał oraz długości. Woalki były... Naprawdę bajeczne! Zaczepiane na uszach, leciutkie i w najrozmaitszych kolorach, z czego te o głębokim, królewskim błękicie, purpurze oraz w fioletowych odcieniach robiły największe wrażenie w połączeniu ze złotymi zdobieniami i haftami, jakie zwykły je urozmaicać.
Samym makijażem oraz fryzurą, Śniące również wyraźnie potrafiły zdziałać cuda. Paria miała okazję zobaczyć się w trzech różnych wariancjach, nadających jej twarzy iluzję kompletnie odmiennych rysów od tych, które na co dzień zwykła oglądać w lustrze. W jednej wydawała się pulchniejsza w policzkach, bardziej pyzata; w drugiej jej rysy stawały się ostrzejsze i bardziej wyraziste, tworząc z niej srogo prezentującą się damę; trzecia natomiast nadawała ogromnej skromności i delikatności, znacząco odmładzając - głównie dzięki optycznym powiększeniu jej oczu.
Podczas gdy jedna malowała Parię, druga układała jej włosy, jeszcze nie w pełni profesjonalnie, bo i wyłącznie przykładowo dla oszczędzenia czasu, prezentując i tutaj kilka ciekawych wariancji. Zaproponowano jej więc wysokie upięcie, splecione z dwóch stron kilkoma przeplecionymi przez siebie wzajemnie warkoczykami oraz dopięte zdobionym grzebieniem. Dostała opcję splecenia całości włosów w drobne warkoczyki, które mogła nosić zarówno luzem, jak i w upięciu. Było też kilka wersji koków, z czego każda zawierała kilka drobnych ozdób, wpasowujących się w klimaty mody panującej w Domu. Na pewnym etapie rzucono też możliwością tymczasowego przefarbowania jej włosów z użyciem soków z owoców, jeśli takie było jej życzenie.
Gdy już dotarli do jakiego takiego konsensusu, po zmyciu wszystkiego z jej twarzy oraz ponownym rozczesaniu włosów, Libeth wreszcie mogła udać się na ogrody, gdzie czekać na nią miały dwie dziewczynki oraz upragnione śniadanie.
Mira wciąż była ostrożna w kontakcie. Wciąż nie mówiła wiele i tak, w dalszym ciągu nosiła ciasno opleciony wokół twarzy szal. Przez większość czasu wolała obserwować zabawę pomiędzy bardką, a energiczną Efemą, która okazała się skakać po swoją piłkę... Cóż... Wysoko. Dużo wyżej niż w zamkniętym pomieszczeniu dnia poprzedniego. Na oko - pięciokrotność jej własnej wysokości?
Paria była już nieźle zgrzana, gdy burza wreszcie nadciągnęła, uderzając z całą mocą. Zmiana w pogodzie uderzyła tak nagle i niezapowiedzianie, że nikt nie spostrzegł, o co chodzi, dopóki na głowy znajdujących się na zewnątrz, nie zwaliły się kaskady wody.
Przemoknięte do suchej nitki siostry, Paria oraz parę innych osób, które w tym czasie pracowały w ogrodach bądź sadzie, zostali pogonieni do siebie w celu osuszenia się i przebrania. Większość Śniących zajęta była na ten moment przygotowaniami własnymi oraz pokoju kominkowego, w który okna szczelnie zasłaniano ciemnymi, krwistoczerwonymi kotarami. Zapalano natomiast licznie świece w kandelabrach, żyrandolu oraz te porozstawiane pojedynczo, zdawać by się mogło, przypadkiem. Nic jednak tak naprawdę nie było pozostawione przypadkowi, jeśli zwrócić uwagę na pieczołowitość, jaką wkładano w ich ustawianie.
Dom Śnienia Kamelii przygotowywał się na ponowne przyjmowanie klientów w swoich
skromnych progach i podchodził do tego poważnie. Wraz z zaciemnieniem pomieszczenia oraz zapachem oczyszczających kadzideł, powróciła atmosfera tajemniczości, przyprawiającej o dreszczyk emocji. Jak dało się spostrzec, wielu Śniących przysłaniało doły swoich twarzy szalami, chustami bądź woalkami, niezależnie od płci i pochodzenia. Wbrew ewentualnym obawom Parii, dopóki nie stanęłaby pomiędzy resztą w pełnym świetle dnia, istniało niezwykle małe prawdopodobieństwo, aby ktokolwiek ją tutaj rozpoznał. Nie, gdy przemknąć mogła pomiędzy tańczącymi po ścianach i podłodze cieniami.
Przelotem dostrzegła nawet raz Kamelię, za to po samym Kamelio nie było nawet śladu. Jeśli wpadło jej na myśl, aby o niego kogokolwiek zapytać, dowiedziała się jedynie tyle, że od rana rozdawał pozostałym polecenia, zanim udał się w towarzystwie Ursy na miasto.
Dwie Śniące ponownie nawiedziły ją przed samym południem, zaciągając do tej samej komnaty, co poprzednio. Po drodze wyjaśniły, że przez kolejne trzy dni, od południa do północy, tylko i wyłącznie z niego będzie można korzystać przejściowo, o ile niemożliwe lub niekomfortowe będzie używanie przejścia przez ogrody w drodze do kuchni lub pokoju wspólnego. Pozostałe oddane będą na czas przyjmowania klientów do bardziej prywatnych sesji.
Później przyszła oczywiście kolej na jej tymczasową
metamorfozę, w której trakcie Śniące ewidentnie świetnie się bawiły. Ich umiejętności były doprawdy oszałamiające w końcowym efekcie. Od tego momentu do zamknięcia przybytku na obcych, Paria mogła poruszać się swobodnie, lecz nie nawiązywać niepotrzebnie kontaktu z nikim niebędącym członkami Domu. Mogła zatem rozmawiać z tymi, którzy nie byli zajęci lub przesiadywać przy barze obsługiwanym przez Miję (od czasu do czasu doskakującą do kuchni i gotową przygotować coś do jedzenia). Przysłuchiwać się mniej prywatnym rozmowom lub wróżeniom z kart, dłoni, zwierzęcych kości i innym, przeprowadzanym w sali kominkowej - pod warunkiem, że zachowała dyskrecję, trzymała się cienia i lub udawała, że jest zajęta czymś zupełnie innym.
Dom nie był tego dnia przesadnie zapracowany. Większość ludności Archipelagu wciąż żyła wydarzeniami związanymi z Zaćmieniem, czego również dowiedziała się po drodze z plotek oraz pogawędek innych pracowników z odwiedzającymi. Najgorzej ponoć było poza murami miast. Ataki bestii oraz dzikich zwierząt nie ustępowały przez całe trzy dni niefortunnej anomalii.
I tak mijał jej czas, a później minęła i reszta deszczowego dnia. Nie inaczej było także kolejnego. Przez cały ten czas, przez dwa dni i jedną noc, nie dostrzegła nawet cienia elfa, który powinien dzielić z nią komnatę. Kamelia i Zaira natomiast dla odmiany złożyły jej krótką wizytę - pierwsza, aby poinformować, że jeśli sprawy nie ulegną zmianie, będzie mogła w przeciągu kolejnych trzech dni zacząć uczestniczyć w lekcjach, druga oczywiście w celu sprawdza jej kondycji (kolor skóry nogi wrócił w tym czasie do normy!) i wypytania o samopoczucie. Sporo kręciły się też przy niej Efema i Mira, chętnie dotrzymując towarzystwa, o ile ta nie życzyła sobie, aby było inaczej. Mira wciąż w większej części milczała lub przeglądała akurat jakąś książkę z baśniami, lecz dużo rzadziej rzucała jej swoje uważne, oceniające spojrzenia. Efema za to była wielce niepocieszona ze zmiany pogody, uniemożliwiającej im zabawę na zewnątrz.
Dopiero po pożegnaniu ostatniego klienta pod koniec drugiego dnia, Kamelio wrócił wraz z Ursą do Domu Śnienia. Z Ursą, oraz, co za niespodzianka, lekko uśmiechniętym mimo sporych sińców po prawej stronie twarzy - młodym Tuliem. Paria była wciąż w pokoju kominkowym i na nogach tylko dlatego, że Mija i Gabin (w końcu dowiedziała się, jak nazywał się alchemik!) postanowili namówić ją na partyjkę kart.
-
Tulio, ty durny dzieciaku! - zerwał się stary gnom, który podbiegając do swojego czeladnika tylko po to, żeby zaraz zacząć go okładać po ramieniu, do którego z uwagi na swój niski wzrost ledwie sięgał. Chłopak