Dom Śnienia Kamelii

61
POST POSTACI
Paria
Kamelio mówiący dla odmiany z sensem, przekazujący konkretne informacje, z których wynikały kolejne konkretne informacje, był dla Parii miłą odmianą. Po klaryfikacji, jaką zapewniła chwilę temu starsza Śniąca, Libeth nie obawiała się już tego, co usłyszy, ani zobowiązań, jakie mogło jej to przynieść. Co prawda nie zgodziła się jeszcze na zaproponowany przez nich układ, ale nie dlatego, że nie zamierzała tego zrobić - po prostu musiała najpierw dowiedzieć się, czego od niej potencjalnie oczekują i dopiero na tej podstawie podjąć decyzję.
Wszystko, co opowiadał elf, było jak zupełnie nowy świat, otwierający się przed nią powoli i zachęcająco wciągający ją do środka. Starała się zachowywać minę pozbawioną emocji, ale wszystko to było tak fascynujące, że jej oczy mimo najszczerszych chęci zachowania obojętności musiały błyszczeć zainteresowaniem. Od zawsze uwielbiała poznawać to, czego nie znała dotąd, a funkcjonowanie Domu Śnienia było czymś niesamowitym. Jeśli faktycznie mogła wziąć w tym udział, jeśli faktycznie mogła się przydać, a w zamian otrzymać szkolenie, za które inaczej musiałaby słono zapłacić... była bardziej niż skłonna się na to zgodzić. I choć z każdym kolejnym zdaniem elfa przychodziły jej do głowy kolejne trzy nowe pytania, założyła, że jeśli to wszystko dojdzie do skutku, będzie jeszcze miała czas dowiedzieć się więcej. Póki co to i tak była ogromna ilość informacji i Libeth potrzebowała czasu, żeby je wszystkie przetrawić.
- To brzmi... całkiem sensownie. Jeśli bym się zgodziła... - zaczęła powoli, w zamyśleniu przyglądając się trefnisiowi. Choć czy w ogóle powinna go tak nazywać, nawet w myślach? To była tylko maska, którą dosłownie i w przenośni przybrał na czas bankietu u baronowej. Instrument, który straciła, znacząco by pomógł w całym tym przedsięwzięciu. Przynajmniej nie musiałaby się przyzwyczajać do nowego. Coś znów zakłuło ją w sercu, gdy przypomniała sobie ten makabryczny widok, jeden z ostatnich, jakie miała przed oczami zanim wciągnęła elfa po schodach i straciła przytomność.
- Twoja lutnia połamała się przy wybuchu - poinformowała go cicho, starając się zrobić to delikatnie i zupełnie zapominając już, że przed chwilą zaczęła mówić coś innego. Nie wiedziała, jak bardzo był do niej przywiązany. Może nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia? - Nie dałam rady jej pozbierać, zresztą nic by się już nie dało z nią zrobić. Przykro mi.
Jej myśli galopowały tak szybko, że sama za nimi nie nadążała. Myślała jednocześnie o śniących, ryzykujących życiem przy każdym śnieniu, o lutni, o swoim rzadko spotykanym talencie, o dłoniach Kamelio, o winie, które zaraz miała dostać. Potrząsnęła głową i wybudziła się z zamyślenia dopiero wtedy, gdy padło prawdziwe imię elfa. Odchyliła się do tyłu, opierając się na rękach za plecami i uśmiechnęła się lekko, w reakcji na zaskakujące zawstydzenie swojego rozmówcy.
- Nie jest szczególnie... elfie - zauważyła, choć nie było to nic odkrywczego. - Nie muszę go używać, nie pytam po to, żeby cię upokorzyć. Odkąd się obudziłam, nazwano cię trzema różnymi imionami. Sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
Milczała przez chwilę, nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- A Steczko? - spytała jeszcze. Cóż, była zbyt ciekawska, żeby się powstrzymać. - I Kamelio? Czemu aż trzy?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

62
POST BARDA
Możliwość wizytowania w jednym z osławionych Domów Śnienia w końcu zaczęła wydawać się Libeth nie tylko już interesująca, ale i realnie opłacalna. Pomijając jej obecne położenie, którego bezpieczeństwo w dużej mierze zależeć miało od żyjących w nim osób, istniała zatem szansa na długoterminową współpracę, która nie tylko oferowała rozwój zupełnie nowych umiejętności, ale także zobaczenie i poznanie rzeczy, do których dostęp mieli wyłącznie zrzeszeni. Być może nie od razu dane będzie jej poznać największe tajemnice, ale jakże kuszące było już samo wyobrażenie! Kto wie zresztą, o ile bardziej lub mniej nieświadomie zdążyła do tej pory zahaczyć! Gadający pies mógł być co prawda do tej pory najdziwniejszym ewenementem, ale czy jedynym, jeśli się nad tym chwilę zastanowić?
Unosząc wysoko pojedynczą brew, elf uśmiechnął się półgębkiem.
- Dlaczego odnoszę wrażenie, że bardzo ciężko było ci przyznać, że w ogóle potrafię mówić z sensem?
Sądząc po tonie, nie oczekiwał tak naprawdę żadnej konkretnej odpowiedzi. Prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę, jak wiele razy wprowadził Parię w błąd, usiłując zachować nadmiar szczegółów na lepszy czas i miejsce. Z tego, co twierdziła nadzorczyni Domu, a i co potwierdził sam Kamelio, miał do tego tendencję. Jego otwartość również zdawała się w wielu miejscach dość wybiórcza. Współpraca z nim mogła być ciekawa, ale i w pewnych punktach męcząca.
Wiadomość o zniszczeniu lutni, elf przyjął z tym samym, nie do końca wiarygodnym, acz trudnym do zakwestionowania spokojem i opanowaniem, co informacje dotyczące możliwości częściowego upośledzenia w dłoniach. Jego dolna warga tylko przez sekundę, może nawet nie, zadrżała, zanim zdołał i ją opanować. Być może i to było jego złym nawykiem? Niepokazywanie po sobie złości, smutku, rozczarowania?
- Oh... Rozumiem, to... To nie twoja wina. Nikt nie mógł przewidzieć, co się wydarzy - odpowiedział ostrożnie, zanim zrazu zmarszczył brwi i spojrzał z kolei na Parię z niemałym zmartwieniem. - Poczekaj. Co w takim razie stało się z twoją? - zapytał szybko, rozglądając się po pokoju, jakby w oczekiwaniu, że dojrzy przynajmniej jeden, ocalały instrument. Wynikałoby z tego, że doskonale znał wartość dobrych akcesoriów muzycznych. Tak samo, jak uczucie utraty takowego. Nawet jeśli dobry bard zagrać mógł tak naprawdę na wszystkim, nie oznaczało to, że nie miał swoich przyzwyczajeń oraz upodobań. Najlepsi rycerze często znani byli z przywiązania do swojej ulubionej broni, którą bywało, iż operowali z podwojoną biegłością tylko dlatego, że przez lata naturalnie przyzwyczajali się do jej ciężaru, budowy, głowni... Nie inaczej było z muzykiem.
Powoli zjeżdżając dłonią z twarzy, ale też zupełnie jej jeszcze nie odsuwając, elf wbił w Parię wzrok pełen przesadzonej urazy. Zbyt przesadzonej, żeby dawać w nią wiarę, co nie zmieniało faktu, że musząca piec policzki czerwień wciąż potwierdzała siłę zażenowania mężczyzny.
- Nie. Nie jest - przyznał Kamelio i, tym razem, w jego słowa zdecydowanie wkradła się gorzka nuta, którą nie do końca udało mu się mimo chęci zamaskować zmieszanym śmiechem. - To prawdopodobnie ludzkie, kontynentalne imię. Gdzieś z odległej, bardziej dzikiej północy.
Przesuwając obandażowaną dłoń z ust na prawy policzek, elf skrzywił się nieznaczne, potarł go i wreszcie opuścił z powrotem na kolano.
- Wybacz, jeśli cię to trochę zmyliło. Steczko, to zdrobnienie od mojego imienia, które wydawało się dziwne nawet dzieciakom, z którymi trzymałem się za młodu. Zaczęły je przeinaczać i skracać, aż w końcu powstało "Steczko". Nie brzmiało aż tak źle. Dało się przywyknąć, więc i tak nauczyłem się po pewnym czasie przedstawiać. Nie inaczej było w Domu Kamelii, gdy po raz pierwszy się tu zjawiłem. Oczywiście, ktoś w końcu dokopał się prawdy na mój temat, ale żarty z faktycznego imienia nie trwały jakoś specjalnie długo. Ostatecznie, Steczko żył między nimi nieco dłużej niż, uh, Stjepan. Jako Kamelio zaczęto mnie tytułować nieco później. Podobno dlatego, że byłem, jak cień Kamelii, wiecznie uczepiony rąbka jej sukni.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

63
POST POSTACI
Paria
- To nie tak! – zaprotestowała, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. – Wiem, że potrafisz mówić z sensem. Po prostu nie zawsze chcesz. Ale teraz wszystko jest jasne. Większość – skinęła głową. - Teraz już rozumiem. Zarówno działania baronowej, jak i twoje zainteresowanie moją osobą.
Na chwilę obecną jedynym, czego nie potrafiła pojąć, to emocje elfa. Ukrywał je wciąż pod maską uprzejmości, a część negatywnych myśli przekuwał w żarty. Nie to żeby ona sama tego nie robiła, był to pewien system obronny, ale Kamelio ewidentnie starał się nie pokazywać po sobie nawet najdrobniejszego smutku. Przez chwilę obserwowała go uważnie, gdy spytał o lutnię, by w końcu westchnąć ciężko.
- Musiałam ją wyrzucić – odpowiedziała i uniosła głowę w górę, wbijając wzrok w drewniany sufit. Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna opowiadać całość, by ostatecznie dojść do wniosku, że przynajmniej jedno z nich powinno być tu całkowicie szczere. – W tych kanałach... Kiedy uciekaliśmy przed szczurami... to była dobra decyzja. Że nie zawróciliśmy wtedy, kiedy zobaczyłam za nami coś w wodzie.
Nerwowo przygryzła policzek od środka, czując powracające emocje. Przerażenie, wszechogarniająca panika i poczucie bezradności. Przekonanie, że to już jest koniec, zarówno dla niej, jak i dla elfa. Dziwiła się, że była w ogóle w stanie spać normalnie przez ostatnie noce i nie dręczyły jej koszmary.
- Nie wiem ile czasu minęło od wybuchu do momentu, w którym odzyskałam przytomność – odezwała się w końcu. – Moja lutnia wciąż była na plecach, ale twoja... – pokręciła głową. – Wtedy też zobaczyłam twoje dłonie. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Nigdy nie odebrałam żadnego wyszkolenia medycznego, a ten widok... Bałam się, że tylko wszystko pogorszę. Zresztą nie miałam czasu na zastanawianie się nad niczym, bo wtedy ze ścieku wylazło... wylazła...
Żeby chociaż wiedziała, jak to nazwać. Poczuła, jak kurczowo zaciska dłonie na materacu i zmusiła się do rozluźnienia ich.
- Szczury widywałam już przedtem. Nie w takich ilościach i nie tak krwiożercze, ale widywałam. A to... – potrząsnęła głową. – Wyglądało jak... jak wielka pijawka? Jak robal z uzębioną paszczą? Miało z pięć metrów. Zeżarłoby nas oboje w dziesięć sekund. Może dla ciebie to codzienność, nie wiem, północnice, drzazgonogi, czy co tam wcześniej wymieniłeś. Ja... nie miałam wyjścia, musiałam uciekać. Nie miało oczu, więc zaczęłam rzucać odłamkami, kamieniami w odległy kąt kanałów, żeby narobić hałasu i to od nas odciągnąć. Potem wyrzuciłam pochodnię i dopiero za nią poszło. Myślałam... myślałam, że uda mi się cię wyciągnąć dalej, zanim po nas wróci, ale jesteś ciężki, nie byłam nawet w połowie drogi do schodów na wyższy poziom, kiedy znów zaczęło po nas iść. Musiałam wyrzucić coś jeszcze. Coś, co zrobi wystarczająco dużo hałasu.
Reszta raczej nie potrzebowała wyjaśnienia. Wyprostowała się i oparła dłonie na kolanach, opuszczając na nie wzrok. Kiedy o tym opowiadała, czuła się jeszcze gorzej, niż gdy przeżywała te wspomnienia w swojej głowie. Nie wątpiła w słuszność swojej ówczesnej decyzji, ale żałowała, tak bardzo żałowała utraconej lutni.
- Udało mi się wciągnąć cię do połowy schodów. Wtedy pojawili się Mija i Ursa. Nawet nie wiedziałam kim są, ledwie widziałam na oczy, było mi wszystko jedno, chciałam tylko żeby nas stamtąd zabrali. Chyba zabili to... to coś. Nie wiem. Obudziłam się już tutaj. Jeśli jesteś poobijany i obolały, to pewnie częściowo przeze mnie. Nie jestem zbyt silna.
Uniosła w końcu przepraszające spojrzenie na elfa.
- Rozumiem. Wybacz, nie sądziłam że pytania o imię mogą być nie na miejscu. Mogę zwracać się do ciebie jak sobie zażyczysz.
Wstała, by podejść do stołu, na którym wciąż stał dzban napełniony rozwodnionym, owocowym winem. Uzupełniła sobie kielich i tam już została, zamyślona i zapatrzona w powierzchnię płynu w naczyniu.
- Kim są Efema i Mira? – spytała, dla wygody zmieniając temat na inny, również męczący jej ciekawość.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

64
POST BARDA
Powaga i zupełnie nowe skupienie spowiły twarz elfa, kiedy Paria postanowiła streścić mu ze wszystkimi, niezbędnymi szczegółami dalszy przebieg wydarzeń z kanałów. Część, w której trakcie on sam pozostawał już niestety nieprzytomny i dzięki temu niewzruszony na wszystko w otoczeniu.
Powracając wspomnieniami do tej niedalekiej przeszłości, Libeth czuła ciarki przechodzące ją wzdłuż kręgosłupa. Włosy stawały na ciele dęba, gdy umysł przywodził na myśl błyszczące w ciemności oczy, zakrwawione pyski, czy obślizgłe, potężne tułowie wijowatej poczwary. Gdzieś na skraju świadomości wciąż słyszała echo wściekłych pisków oraz odgłosów miażdżonych kości.
- To, co mówisz... Ta, pijawka...? - odezwał się Kamelio, gdy do końca wysłuchał opowieści, gdzieś po drodze podnosząc się ze swojego posłania, aby zacząć przechadzać po pokoju. Nie kulał dłużej i, patrząc po odsłoniętych od kolan przez luźne, lniane spodnie nogach, opuchlizna dawno zeszła. - Nigdy nie słyszałem o niczym podobnym. Nigdy niczego podobnego nie spotkałem - odpowiedział stanowczo i z naciskiem, kręcąc głową z czymś na kształt złości skierowanej nie do Parii, lecz samego siebie. - Wiem, że zdarzały się aligatory. Pojedyncze przypadki. Nic nadmiernie przerażającego... Przysięgam ci, że nigdy nie zaryzykowałbym niczyjego bezpieczeństwa w tak głupi-....
Wtem coś najpierw lekko uderzyło, a następnie zaskrobało o drzwi, przerywając dalszą konwersację między bardami. Włosy ponownie stanęły dęba na karku Parii, która poczuła się dziwnie niespokojna pod wpływem nietypowego dla niej dźwięku, wciąż mogącego zresztą kojarzyć się nie najlepiej - zwłaszcza po dopiero co poruszonym temacie. Całe szczęście Kamelio szybko podniósł w górę jedną ze swoich dłoni w uspokajającym geście, lekkim krokiem podchodząc do drzwi. Gdy je uchylił, do środka wsunęło się zgrabnie znane już wszystkim psisko, którego tyłów obejmował obecne gruby pas. Pas ten posiadał liczne, drobne haczyki oraz sakwy po obu bokach. Z jednej z sakiew wystawał ciasno związany rulon pergaminów, zaś z drugiej ciężka, pękata butelka czerwonego wina.
- Efema zajęta! - zakomunikowała dumnie od wejścia, z zadowoleniem merdając ogonem. - Wiele rzeczy do dostarczenia. Nie ma czasu na zabawę!
Oho. A to ci nowość.
- Kto by pomyślał!- udawanie zdziwił się Kamelio, pochylając nad zwierzakiem(?) w celu odebrania przesyłki. Do pergaminów dołączony był kałamarz i kilka piór spętanych fioletową wstążką, której elf bardzo ewidentnie z jakiegoś powodu starał się nie dotykać. - Dobra robota. Nie zatrzymujemy cię w takim razie. Powodzenia, Efi!
Poklepana po głowie Efema wydała z siebie dziwną mieszankę pomiędzy dziecięcym śmiechem, a psim zawodzeniem, zanim obróciła się w miejscu i dziarsko wyskoczyła z powrotem na korytarz.
- Pa-pa! - krzyknęła jeszcze za sobą, zostawiając ich na powrót samych.
Tak. To było naprawdę dziwne.
- Nie wydaje mi się, żeby pytanie kogokolwiek o imię było nie na miejscu - mruknął znowu elf, zamykając za sobą drzwi.
Podchodząc do stołu, przy którym stała już Paria, odłożył nieco niezgrabnie przybory piśmiennicze, a następnie wychylił w jej stronę, by wolną ręką chwycić świeżo napełniony kielich. Sztywnymi palcami objął czarkę, lekkim pociągnięciem oraz znaczącym ruchem głowy dając do zrozumienia, że chce go od niej zabrać. Jeśli mu pozwoliła, cofnął się z nim aż do okna, przez które zaraz wylał zawartość. Z pustym kielichem mógł wrócić do stołu, na którym już wcześniej leżał prosty korkociąg. Tym razem nie trzeba było wydziwiać z żadnymi nożami.
- Dopóki pominiemy istnienie Steczkowego pierwowzoru, obiecuję nie reagować dziwnie. Niezależnie od tego, jak będziesz chciała na mnie wołać - kontynuował, usuwając korek i nalewając jej mocnego, półwytrawnego trunku o głębokim smaku i zapachu. - I... Pario? Dziękuję. I przepraszam. Za wszystko.
Wróciwszy kielich tymczasowej właścicielce, strapiony mężczyzna oparł dłonie o oparcie stojącego najbliżej krzesła.
- Zdajesz sobie sprawę, jak mało osób zrobiłoby to samo, będąc na twoim miejscu? Narażało życie? Poświęcało drogi sercu instrument? Chwilę jeszcze stał tak trochę nieporadnie, jakby nie wiedząc, co dokładnie dalej ze sobą zrobić, zanim koniec końców postanowił usiąść na siedzisku - dotychczas tylko molestonym ciągłym zaciskaniem i rozluźnianiem na nim palców. Ruchem ręki zaproponował to samo i Parii.
- Słyszałaś więc i o Mirze? Czemu mam wrażenie, że wszystkim nagle jakoś za bardzo rozwijają się przy tobie języki? Mira... To może zabrzmieć trochę niedorzecznie, ale jest siostrą Efemy. Rodzoną siostrą. Jak się pewnie domyślasz, Efema również nie zawsze wyglądała ta, jak wygląda teraz. Obie były raczej normalnymi, ludzkimi dziewczynkami.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

65
POST POSTACI
Paria
Była gotowa odpowiedzieć elfowi, ale wtedy coś rąbnęło o drzwi, sprawiając, że Paria podskoczyła w miejscu, absolutnie struchlała z przerażenia. Zatopiona w strasznych wspomnieniach, nie mogła odebrać tego dźwięku inaczej. Uspokajający gest Kamelio odrobinę jej pomógł, a gdy potem w pomieszczeniu znalazła się Efema, Libeth tylko westchnęła i na kilka sekund ukryła twarz w dłoniach. Dwa, trzy długie oddechy i już wróciła do siebie. Na widok psa przypomniała sobie też o tym, że żółta piłka wciąż prawdopodobnie znajdowała się pod jej poduszką, ale nie zamierzała teraz tego sprawdzać, by nie rozproszyć Efemy podczas jej wypełniania ważnych obowiązków.
- Bardzo ci dziękujemy - wstała, by podejść bliżej i przesunąć spojrzeniem po rzeczach, które otrzymali. Nie było wśród nich ubrań, ale nie powinno jej to dziwić, ile czasu mogło minąć odkąd Kamelia stąd wyszła? Kwadrans? Na pewno nie tyle, by ktoś udał się do dzielnicy handlowej, kupił co trzeba i wrócił. Grunt, że widziała pękatą butelkę, wypełnioną czerwonym płynem. Może w końcu będzie w stanie się odstresować choć trochę, w jedyny zawsze skuteczny (choć łączący się zazwyczaj z mniej lub bardziej przykrymi konsekwencjami) sposób.
Odprowadziła potem psa spojrzeniem, a gdy wrócił temat imienia, wzruszyła ramionami. Z zaskoczeniem oddała swój kielich, ale gdy dotarło do niej, co mężczyzna zamierza z nim zrobić, absolutnie nie protestowała. Kiedy otrzymała naczynie napełnione winem, w zupełnie nieelegancki sposób wypiła duszkiem całą jego zawartość, by z westchnięciem oblizać usta z resztek półwytrawnego wina i wyciągnąć kielich z powrotem w stronę trefnisia. Kolejnej porcji nie zamierzała pić już tak szybko, ale to był sposób, który chyba podświadomie przejęła od ojca i który sprawiał, że alkohol ewidentnie zaczynał działać szybciej, a to było dokładnie to, czego potrzebowała dzisiaj. Uśmiechnęła się lekko, może z odrobiną zawstydzenia, ale jeśli elf nie chciał nalać jej więcej wina, to owo zawstydzenie nie powstrzymało jej już przed ponownym uzupełnieniem sobie kielicha na własną rękę.
- Nie obwiniam cię za tamto - podkreśliła. - Za to... stworzenie. Za szczury. Sam mówiłeś, że to zaćmienie jest wszystkiemu winne. Grunt, że ktoś nas stamtąd zabrał - zerknęła w dół. - Cieszę się, że z twoją nogą już lepiej. I z twarzą też. Wybuch trochę ją pokiereszował. Dobrze widzieć, że nie zrobił tego tak mocno, jak się obawiałam.
Jej brwi powędrowały w zaskoczeniu w górę, gdy zastanawiała się nad jego kolejnymi słowami. Czy faktycznie była takim wyjątkiem? Czy tak niewiele osób zrobiłoby to samo, co ona? Przyglądała się przez chwilę elfowi. Naprawdę miała odwrócić się i pobiec w swoją stronę jakby nigdy nic? Jak miałaby żyć ze świadomością, że Kamelio tam umierał?
- Ty byś mnie też tam nie zostawił, prawda? A instrument to tylko rzecz - stwierdziła w końcu, z nieszczególnym przekonaniem. Ostatnim, czym mogłaby nazwać swoją lutnię, były słowa "tylko rzecz". - Przedmiot. Zamówię nową. Z takim samym koziołkiem, jak ta od ojca. Nie mogłam przecież... - kolejne słowa zatrzymały się w jej krtani, nie mogąc jej opuścić. Oczami wyobraźni zobaczyła wielką, zębatą paszczę, pochylającą się nad nieprzytomnym. W końcu potrząsnęła głową, desperacko odpychając od siebie te myśli i zaśmiała się cicho, zajmując miejsce na jednym z krzeseł. - Załóżmy po prostu, że nie chciałam zostać sama i tylko dlatego ciągnęłam cię za sobą. Jeśli liczyłeś na to, że wysadzając kanały i mdlejąc, doczekasz się odpoczynku ode mnie, to byłeś w błędzie. Jak widać, jesteś na mnie skazany, dopóki się to wszystko nie skończy.
W przeciwieństwie do Kamelio, nie miała problemów z tym, by rozwinąć pergaminy i rozwiązać fioletową wstążkę łączącą pióra, ktoś zresztą musiał to zrobić. Rozłożyła wszystko przed sobą, razem z kałamarzem, a zwijający się papier przystawiła swoim kielichem, by rozprostował się nieco. Oczywiście, najpierw upiła z naczynia odrobinę, tym razem już w normalnym tempie, tak, jak wypadało.
- Nie wiem, dlaczego. Lubię słuchać, choć wszyscy pewnie zakładają, że wolę mówić. A ja po prostu chcę rozmawiać. Rozmowa nie zakłada monologu. Lubię poznawać nowe osoby, dowiadywać się, co się w nich kryje, jaka jest ich historia. Może dlatego czasem zadaję trochę zbyt wiele pytań. Albo takie zbyt osobiste... na przykład o imię - odgarnęła włosy na plecy i założyła je za uszy, w zamyśleniu pochylając się nad pustym pergaminem. - Historia Efemy i Miry brzmi, jakby była bardzo smutna. To jakaś... klątwa? Nie da się im pomóc?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

66
POST BARDA
Popisowa prędkość, z jaką Paria opróżniła swój pierwszy kielich trunku, wprawił jej kompana w lekkie osłupienie i choć nie był to pierwszy raz, gdy widział, jak robiła coś równie niedystyngowanego i nieodpowiadającego jej statusowi, nadal wydawała się tym zaskoczony. Zrazu zamrugał raz i drugi, aby w towarzystwie krótkiego parsknięcia ponownie napełnić podstawione mu naczynie.
- Gwarantuję, że nikt nie odejmie ci tego wina od ust - pozwolił zażartować sobie z jej pośpiechu, odstawiając butelkę na środek stołu, gdzie obydwoje mieli do niej pełny dostęp. Na razie jednak podobnie, jak to miało miejsce w podziemnej kryjówce, Kamelio nie kwapił się częstować.
Odruchowo unosząc dłoń do twarzy i przejeżdżając palcami po łuku brwiowym, którego wcześniejszego rozcięcia najwyraźniej był na jakimś etapie leczenia ostatnimi dni świadomy, a po którym nie został obecne choćby drobny ślad (podobnie jak i po reszcie licznych, acz drobnych ran), Kamelio zaśmiał się odrobinę nerwowo.
- Zaira może i nie posiada żadnych zdolności magicznych, ale wciąż jest jedną z lepszych uzdrowicielek, z jakimi miałem kiedykolwiek do czynienia. Wspomniała nawet kiedyś, że w razie, gdyby kiedyś przyszło mi do głowy w głupi sposób pokiereszować gębę jeszcze bardziej, niż już jest, sama opłaci mi podróż w jedną stronę do Urk-hun. Mija twierdzi, że blizny dodają w tamtych okolicach do atrakcyjności. ... Problem w tym, że głównie wśród orków.
Elf pokręcił głową na wspomnienie rzekomego pomysłu Zairy, a następnie rozpierając się wygodnie w siedzisku, odchylił się na nim i zaczął kiwać lekko w przód i tył na dwóch, drewnianych nogach.
Nie skomentował w żaden sposób ewidentnego kłamstwa Libeth na temat utraconego instrumentu. Prawdopodobnie zresztą dla dobra każdego z ich dwójki. Rozdrapywanie świeżych ran nie miało w obecnej sytuacji żadnego sensu.
- Gdybym cię zostawił, kto podstawiałby mi krzesła, na które być może w najbliższej przyszłości zechcę wskakiwać, by ponownie zrobić z siebie głupka? Wierz mi, nie tak łatwo poświęcam potencjalne asystentki. Kto od kogo będzie potrzebował zresztą odpoczynku - tu urwał na moment, lądując z cichym stukotem mebla z powrotem na czterech, sztywnych nogach. Opierając łokcie o blat stołu, ułożył zabandażowanie dłonie na sobie i uśmiechając się cwanie, zadziornie puścił do Parii oczko. - To się dopiero okaże.
Jakoś otrzymanych artykułów piśmienniczych była zadziwiająco wysoka. Nawet jeśli nadal nie umywała się do tego, co stosowała na co dzień arystokracja do tworzenia licznie wymienianej korespondencji, wciąż miała prawo stać wysoko w cenach rynkowych. Zwłaszcza egzotycznie wyglądające pióra.
- Żeby później dysponować odpowiednimi materiałami na nową balladę? - spytał niewinnie, unosząc lekko brew ku górze i uśmiechając się jeszcze raz, zanim przeszli do cięższego tematu, do którego przyjął nieco odpowiedniejszy, mniej wesołkowaty wyraz. - Nie. Nie, to nie żadna klątwa. Dziewczynki w bardzo młodym wieku trafiły w ręce kogoś, kto... Postanowił wykorzystać je w swoich chorych eksperymentach, zmieniając je stopniowo za pomocą magicznych praktyk i eliksirów. Cofnięcie skutków tak licznych zmian nie byłoby możliwe bez ryzykowania ich życiem. O ile Mira być może w przyszłości będzie w stanie żyć względnie normalnie, zakładając, że uda się znaleźć i opłacić wystarczająco dobrego zaklinacza, który stworzyłby dla niej przedmiot nakładający na nią iluzję, o tyle przypadek Efemy jest raczej beznadziejny. Jej oryginalne ciało zostało-... Uh. Nie jestem pewien, czy w ogóle chciałabyś znać szczegóły. Nie było już w każdym razie od dłuższego czasu "kompletne", gdy je znaleźliśmy.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

67
POST POSTACI
Paria
- Mam nadzieję. To była... długa noc - odparła na obietnicę dostępu do wina, uśmiechając się lekko. Nie zamierzała narąbać się tutaj do nieprzytomności albo tańczyć na stole, ale generalne rozluźnienie, jakie przynosił ten trunek, było mile widziane.
Zerknęła z ukosa na starą bliznę, dzielącą twarz elfa na dwie części. Nigdy nie przyglądała się jej dokładniej, ot, stanowiła ona część jego wyglądu, taką samą, jak tatuaż na szyi. Nie była brzydka ani poszarpana, zwykła jasna linia, przecinająca usta mężczyzny w połowie. Z pewnością kiedyś wyglądała dużo gorzej. Przez chwilę chciała spytać skąd ją ma, nawet otworzyła usta, by zadać to pytanie, ale ostatecznie zrezygnowała, dochodząc do wniosku, że jeśli kwestia imienia była nieprzyjemnie osobista, to ta musiała taka być w szczególności. Może kiedyś.
Zanurzyła ostro ścięte pióro w kałamarzu i uniosła je nieco w górę, przyglądając się przez chwilę, jak ciemny płyn skapuje do naczynia. Musiała napisać dwa listy, z czego jeden do ojca. Była przekonana, że jeśli Tobias nadal przebywa w posiadłości baronowej, to jej słowa przeczytają tam absolutnie wszyscy - chyba, że Kamelia miała możliwość dostarczenia przesyłki potajemnie. Tak czy inaczej, lepiej było nie ryzykować i zawrzeć w liście same ogólniki, tak, jak poradziła starsza Śniąca.
- W najbliższej przyszłości na żadne krzesła nie będziesz wskakiwał - poinformowała elfa. - Zaira zabroniła ci jakiejkolwiek aktywności fizycznej przez następne trzy dni. Jestem przekonana, że to również miała na myśli.
Otarła pióro o brzeg kałamarza i przeniosła je nad pergamin.

"Ojcze,

Choć z treści może Ci się tak wydawać, ten list nie jest podrobiony. Możesz być spokojny, jestem cała i bezpieczna. Kiedy widzieliśmy się ostatnio, mówiłeś, że powinnam..."

Przerwała i uniosła wzrok na Kamelio, gdy zaczął mówić o dziewczynkach, a na jej twarzy odmalowało się strapienie. Jeszcze przez chwilę milczała, by w końcu wsunąć pióro z powrotem do kałamarza. Nie była w stanie skupić się na jednym i drugim jednocześnie. List mógł chwilę poczekać, i tak dopiero jutro ktoś mógł go dostarczyć.
- To okrutne - odezwała się w końcu cicho. Przez długą chwilę nie wiedziała, co dodać, więc napiła się wina. - Mimo wszystko... Efema jest bardzo radosna. Chociaż jak zobaczyłam ją po raz pierwszy, powiedzmy, że... byłam nieco... zaniepokojona.
Mało powiedziane. Cud, że nie uciekła z łóżka.
- Muszę jej oddać piłkę - kącik jej ust uniósł się w półuśmiechu. - A jeśli chodzi o Mirę, to nie tak, że ktoś mi o niej opowiedział bez żadnej przyczyny. Spotkałam ją dzisiaj przypadkiem. Była pod opieką jakiejś kobiety.
Zerknęła w stronę swojego łóżka, w którym gdzieś zakopana była żółta zabawka Efemy. Zastukała palcami w blat stołu, usiłując nadążyć za galopującymi myślami. Ech, nic dziwnego, że nigdy nie udało się jej samej zapanować nad magią. Czasem rozpraszało ją absolutnie wszystko. Z drugiej strony, teraz działo się tyle, że trudno było się jej dziwić.
- Powiedziałeś wcześniej, że możecie zorganizować dla mnie seans - przypomniała. - Czy to w ogóle ma sens, jeśli planujemy wyciągnąć wszystko bezpośrednio ze źródła? Jeśli to jest tak ryzykowne, jak opisujesz, może nie ma takiej potrzeby? - przeniosła wzrok z powrotem na elfa. - Jak często się zdarza, że faktycznie śniący w ogóle się nie wybudza?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

68
POST BARDA
Kamelio nie przeszedł obojętnie obok rzuconego mu w twarz zakazu, wprowadzonego oryginalnie przez uzdrowicielkę, a teraz jakże brutalnie wykorzystywanemu przeciwko niemu także przez Parię. Wydając bolesny, przepełniony jawną frustracją jęk, machnął kilka razy dłonią w taki sposób, jakby usiłował odgonić od siebie tę, jakże bzdurną w jego mniemaniu restrykcję.
- Jeśli zaczniesz mówić jeszcze bardziej, jak ona, jestem pewien, że nie minie tydzień, a nabawisz się dokładnie takich samych zmarszczek. - przestrzegł ją z udawaną powagą. - W przeciwieństwie do kogoś innego, nogi mam są całe i w pełni funkcjonalne - dodał już mniej naburmuszony, rzucając jej znaczące spojrzenie. - Choć rozumiem, że to nic poważnego, skoro nie przywiązała cię do łóżka? - zapytał mimo wszystko, odnosząc się do jej opatrunku. Zapewne musiał go dojrzeć, gdy wcześniej opuszczała pokój w towarzystwie staruszki. Ciężko zresztą byłoby nie, skoro wciąż miała na sobie wówczas osławioną, znienawidzoną podomkę.

Uznając, że najwyraźniej przy tego typu tematach i jemu przyda się trochę wina, elf przekręcił się w krześle, spoglądając z dziwnie zdeterminowanym zastanowieniem w stronę pozostawionego przy łóżku kielicha.
- Mm. Mimo tego, co przeszła, Efi kocha towarzystwo każdego, kto tylko jest gotów go jej dotrzymać. Zakładam, że była tym bardziej szczęśliwa, mogąc się z tobą pobawić, a jednocześnie nie będąc zmuszoną udawać, że jest tylko wyjątkowo dziwnym psem. W normalnych okolicznościach obowiązuje ją permanentny zakaz rozmawiania z osobami z zewnątrz. Jak sama zauważyłaś, mało kogo nie zaszokowałoby podobne spotkanie.
Zakaz był jak najbardziej uzasadniony, a i sam w sobie dużo mniej okrutny, niż kompletne izolowanie i wyobcowywanie dziewczynki, którą i bez tego więziło w pewnym stopniu jej czworonożne ciało.
- Mira - zaczął, zerkając to na swoją prawą dłoń, to na znajdujące się w poza jego zasięgiem naczynie. - Mirabell, chociaż dużo spokojniejsza, jest też znacznie mniej usłuchana. Nawet jeśli na taką nie wygląda. Nie lubi ograniczeń, a Nuriell, z tego, co ostatnimi czasy słyszałem, nie za dobrze radzi sobie z dochodzeniem z nią do porozumienia. - wyciągając zgiętą w łokciu rękę lekko do boku, tym razem wpatrzony już tylko i wyłącznie w kielich, Kamelio rozcapierzył palce dłoni. Jej wnętrze skierowane było w tym samym kierunku, co jego wzrok. - Wydaje mi się, że coraz bardziej robią sobie nawzajem na złoś-... - dynamiczny ruch, w którego trakcie jednocześnie wypchnął nieco rękę przed siebie, a następnie, niczym w zamiarze chwycenia niewidzialnego przedmiotu, zamknął palce i wykręcając przedramię, pociągnął je z powrotem do siebie, nie pozwolił dokończyć mu zdania. - ... Agh! - wyrwało mu się za to, gdy kielich, na którym tak mocno się dotychczas koncentrował, niczym miotnięty niewidzialną siłą, pofrunął w jego kierunku z niebanalną prędkością. Odruchem oczywiście usiłując go złapać, wyciągając przed siebie drugą rękę i, jak można się domyślić, był to spory błąd.
Kiedy tylko palce zacisnęły się na rączce naczynia, mężczyzna najpierw zamarł, a następnie zgiął się w pół w towarzystwie histerycznego śmiechu, mającego zamaskować ból. Nawet z tej perspektywy Paria mogła dostrzec, jak poczerwieniała jego twarz. Tym razem bynajmniej nie ze wstydu.
- Ahahahahaha... Dobra Krinn... Jakie to było GŁUPIE - wydusił, głośno pociągając przy tym nosem. Nie spieszył się w ponownym podnoszeniem do prawilnej pozycji siedzącej. - Uhhh... Nie pozwalamy bez nadzoru śnić nikomu, kto nie ma w tym dostatecznie dużego doświadczenia, ale... Nigdy nie ma gwarancji, nawet w przypadku najlepszych. Ostatni miał miejsce w Domu Kamelii... Trzy lata temu. Jedni budzą się po kilku dniach, inni po miesiącach. Niektórzy wcale. Nawet po ewentualnym przebudzeniu bywa, że przestają być sobą - kontynuował na wydechu, wciąż walcząc z bólem, jakiego sam idiotycznie sobie przysporzył. - To ryzyko związane z każdym seansem, którego nie da się do końca pominąć. Tak czy inaczej... Wydaje mi się, że nie ma sensu zaprzątać ci tym głowy, dopóki mamy możliwość wyciągnięcia wszystkiego z Cendan.
Kończąc, wyprostował się wreszcie z grymasem przypominającym bardzo nieporadny uśmiech, sztywno podnosząc ramię i odstawiając swój kielich na stół. Jego oczy były niemalże zabawnie przeszklone.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

69
POST POSTACI
Paria
Paria zaśmiała się tylko cicho, słysząc o zmarszczkach, a potem zerknęła pod stół, na nogę, która wcześniej owinięta była bandażem. Teraz miała na niej tylko mały opatrunek, i tak ukryty przez szerokie spodnie. Wciąż nie czuła bólu. Czy zioła, które wypiła wcześniej, działały aż tak długo? Poruszyła stopą, a potem nogą w kolanie, upewniając się, że wszystko jest w porządku.
- Szczur mnie ugryzł - odparła. - Ale nic mi już nie jest.
Nie do końca wiedziała, czego spodziewać się po zdeterminowanej minie Kamelio, więc przyglądała mu się uważnie, bo mogło zdarzyć się wszystko. Nie omieszkała podświadomie zwrócić uwagi na to, że elf wypowiedział się na temat Nuriell w sposób, który świadczył o tym, że nie była mu szczególnie bliska, choć od spaceru i szybkiego przemówienia sobie do rozsądku w ogrodzie Libeth wyparła już z głowy większość głupich pomysłów.
Wszystko wydarzyło się zbyt szybko, by zdążyła nad tym zapanować. Głównie przez drobny fakt, że nie sądziła, by Kamelio mógł wpaść na coś takiego. Gdy kielich uderzył w jego dłoń, a potem mężczyzna wybuchł niepowstrzymanym śmiechem - który ewidentnie nie wynikał z rozbawienia - Paria poderwała się z miejsca i doskoczyła do niego.
- Co ty robisz? Oszalałeś? Kiedy i Zaira, i Kamelia kazały mi cię pilnować, nie sądziłam, że naprawdę będę musiała to robić! A powinnam była się domyślić, że nie mówią tego bez powodu. Przecież mogłam ci go przynieść!
Wyciągnęła kielich z zabandażowanej ręki elfa i zdecydowanym ruchem, z głośnym stuknięciem postawiła go na stole, jeszcze zanim on to zrobił. Nie wyobrażała sobie, jaki ból musiał teraz przeżywać, gdy naczynie z taką prędkością wbiło się w jego świeżo zagojoną - o ile w ogóle można było tak nazwać ten stan - dłoń. Podniosła butelkę i nalała wina mężczyźnie, żeby nie wpadł na pomysł testowania swoich możliwości także podczas tej czynności.
- Jeszcze będziesz miał na to czas. Teraz masz odpoczywać, a odpoczynek zakłada nicnierobienie. Bez skakania po krzesłach, bez rzucania czarów. Możesz pić wino i mówić. Na to ci pozwalam - orzekła kategorycznie, delikatnie łapiąc rękę Kamelio za nadgarstek i odwracając ją wnętrzem do góry, by sprawdzić, czy jego genialny pomysł nie poskutkował jakimś nagłym krwawieniem. Gdyby tak było, musiałaby lecieć po kogoś, kto zmieniłby mu opatrunek. Może po tego elfa, o ile jeszcze siedział we wspólnej sali. Jeśli nic niepokojącego się nie działo, puściła ją.
- Zaira nie dała ci nic przeciwbólowego? Mogę jej poszukać... chociaż nie, poszła już do domu. Ale mogę znaleźć kogoś innego. Poprosić o te zioła, które przygotowywali dla mnie.
Przez chwilę jeszcze stała przy elfie, ale jeśli nie musiała po nikogo biec, wróciła na swoje poprzednie miejsce, opadając na krzesło z ciężkim westchnięciem. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Kamelio miał za dużo energii, jak na kogoś, kto odzyskał przytomność po trzech dniach. Dla swojego własnego dobra, powinien mieć jej znacznie mniej. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
- Nie widziałam tu jeszcze twojej siostry - zauważyła. - Wspominałeś o niej w podziemiach rezydencji. Myślałam, że będzie pierwszą, która do ciebie przyjdzie po zaćmieniu.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

70
POST BARDA
Naznaczone tu i ówdzie brunatną, bo i zaschniętą już na ten moment krwią bandaże, nie wydawały się przeciekać nową porcją posoki. Kielich musiał uderzyć we wnętrze dłoni, a choć było one całe i samo w sobie nienaruszone, skurcze mięśni oraz napinające się automatycznie ścięgna, naruszyły i palce, powodując ból w całej dłoni jako takiej.
Walcząc z ekspresją własnej twarzy, elf przez cały czas silił się na uśmiech, pocąc się przy tym na czole. Nie protestował natomiast, gdy Paria postanowiła odebrać mu naczynie.
- Mogłem się... Odrobinę zestresować - przyznał ostrożnie. -Nie zamierzałem wkładać w to aż tyle siły. Chciałem się tylko upewnić...
Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się i opadała w przyspieszonym tempie, uspokajając się dopiero po dobrej minucie. Mimo znacznego bólu nie dało się nie odnieść wrażenia, że coś w wyrazie twarzy Kamelio świadczyło o wielkim samozadowoleniu z otrzymanych efektów. Być może, nawet jeśli twierdził, że jego magia nie była jako taka uzależniona od muzyki, martwił się mimo wszystko o wpływ ran na swoje umiejętności. Wspominał już wszakże, że w przeciwieństwie do swojej siostry, nie dysponował jakimiś szczególnymi zdolnościami wróżbiarskimi.
- Poważnie... Uh. Normalnie czarowanie nie obejmuje samookaleczeń tego typu - starał się ją uspokoić Libeth. - Nie możesz mi trochę odpuścić? Choćby jako tej nieszczęśliwej, ofierze wypadku?
Wbrew całej gracji, jaką okazywał na scenie u baronowej oraz podczas występu, poturbowany elf wydawał się obecnie komicznie wręcz niezdarny i niezgrabny. Zdecydowanie nie były to cechy typowo elfickie. Całe szczęście należał do rodzaju elfów Wschodnich - na tyle spoufalających się przez ostatnie stulecia z ludźmi z Archipelagu, że sami stali się z biegiem czasu bardziej ludzcy. Można było mu to więc wybaczyć.
- Ah - wydał z siebie z kolei mało inteligentnie. - W swoich młodszych latach, mogłem nieco przesadzać z ich nadużywaniem. Z tego powodu, większość z nich nie działa na mnie tak, jak powinna - odparł po chwili wahania. - I ja wolę trzymać się od nich zresztą z daleka. Poza tym...~- dodał już ze swoją typowo pozytywną nutą. - Jestem raczej beznadziejny, gdy chodzi o ocenę mojego własnego stanu zdrowia, o ile nie odczuwam przynajmniej odrobiny bólu. Daj mi nieco wywaru z krwawnika, a naprawdę zacznę wskakiwać na przypadkowe krzesła.
Tak, to miało aż nadto wiele sensu, jeśli patrzyć po tym, co chwilę temu zdążył nawyrabiać ten ponadprzeciętnie rozbestwiony elf! Aż strach pomyśleć, do czego byłby zdolny, gdyby nie ograniczał go dyskomfort i ból w kończynach!
Kamelio wyraźnie nie oczekiwał, że Paria zapamięta, iż w ogóle wspomniał o swojej siostrze. A choć szeroki uśmiech przyozdobił twarz mężczyzny, mieszanina głębokiego smutku oraz ciepła aż nadto wyraźnie przyćmiewały jego spojrzenie.
- Moja siostra... Nie jest obecnie w stanie opuszczać komnaty, w jakiej ją ulokowano. Gdy już jednak łaskawie pozwolą mi wychodzić z pokoju o własnych siłach, być może chciałabyś ją ze mną odwiedzić? Na razie jednak... - wychylił się i palcem dłoni, która nie padła ofiarą łapania rozbujanego magią naczynia, postukał lekko o napoczęty wcześniej przez Libeth list. - Być może wolałabyś dokończyć swój list? Najlepiej jeszcze przed kolacją.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

71
POST POSTACI
Paria
Uniosła na elfa spojrzenie pełne powątpiewania, by w końcu pokręcić głową z rezygnacją. Nieszczęśliwa ofiara wypadku teoretycznie była pod jej opieką, ale tak - tylko teoretycznie. Nikt jej za to nie płacił, a już z pewnością nie miał prawa wyciągać od niej konsekwencji za jego idiotyczne pomysły.
- Masz rację. Jest ci odpuszczone. Dopóki nie będziesz po niczym skakał, rób sobie co chcesz. I tak to przed Kamelią odpowiadasz, nie przede mną.
Informacje o nieskutecznych środkach przeciwbólowych przyjęła bez komentarza, tylko skinięciem głowy, bo doszła do wniosku, że i tak zadawała zbyt wiele pytań, podczas gdy Kamelio nie zadawał jej praktycznie żadnych. Swoją drogą, ciekawe. Równie dobrze mogła mieć z kimś nieciekawe układy, godzić się na występy u baronowej tylko po to, żeby ją okraść, albo dorabiać sobie po nocach w burdelu. Elfa nie wydawało się interesować nic, poza jej umiejętnościami, które i tak jeszcze trzeba było wypracować. W tym samym czasie ona zarzucała go pytaniem za pytaniem. Powinna przestać.
- Jeśli będziesz chciał, żebym ci towarzyszyła, to chętnie odwiedzę ją z tobą - uśmiechnęła się lekko, choć liczba niewiadomych rozbijających się w jej głowie wzrosła o kilka kolejnych. Ale miała przestać pytać! Więc o nic nie pytała. Opuściła wzrok na rozpoczęty list do ojca i uniosła brwi w lekkim zaskoczeniu. - Do kolacji? Myślisz, że będę pisać dziesięć stron? Potrzebuję maksymalnie pół godziny... zakładając, że nie będziesz mnie rozpraszał.
Przesunęła spojrzeniem po dotychczas napisanych przez siebie słowach, wyciągnęła pióro z kałamarza i zabrała się za dokańczanie listu. I o ile szanowny pan Steczko nie zamierzał jej w tym czasie zagadywać, to nie zajęło jej to dużo czasu. Potrzebowała tylko, żeby ojciec wiedział, że nic jej nie jest. Całą resztę będzie mogła mu wytłumaczyć, jak już skończy się cały ten burdel na kółkach. Najtrudniejsze będzie przekazanie najważniejszych informacji bez napisania niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób przyciągnąć uwagę tutaj, do Domu Śnienia.

"Ojcze,

Choć z treści może Ci się tak wydawać, ten list nie jest podrobiony. Możesz być spokojny, jestem cała i bezpieczna. Kiedy widzieliśmy się ostatnio, mówiłeś, że powinnam mieć rycerza w złotej zbroi, który ratowałby mnie z takich opresji. Cóż, ten nie ma zbroi, ani nie jest rycerzem, ale znalazł się ktoś, kto pomógł mi się wydostać z rezydencji, zanim zostałam zamknięta w lochu i skazana za coś, czego nie zrobiłam.

Nie wiem, czy miałeś okazję to zauważyć, ale zaćmienie, które trwało poprzednie kilka dni, miało negatywny wpływ na wszystkich w jakikolwiek sposób związanych z magią, a magia jest jednak w pewien sposób obecna w moim życiu. Mimo to, nic mi nie jest, nie musisz się martwić, dobrze się mną zaopiekowano. Gdy tylko zaćmienie się skończyło, doszłam do siebie. Dlatego też kontaktuję się z Tobą tak późno, ojcze, mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Te dni spędziłam praktycznie nieprzytomna.

Przepraszam, że zostawiłam Cię tam samego. Zostałeś po to, żeby upewnić się, że nic mi się nie stanie, a ja uciekłam. Żałuję, że nie mogłam porozmawiać jeszcze z Tobą, zanim opuściłam rezydencję, ale nie miałam czasu niczego tłumaczyć. To było jedyne rozwiązanie. Mam nadzieję, że moje zniknięcie nie odbiło się na Tobie. Wybacz mi. Obiecuję wszystko Ci wyjaśnić, jak tylko będę już mogła.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie potrwa dużo dłużej.
Uważaj na siebie i zaufaj mi.
Libeth"

Poczekała, aż wyschną ostatnie litery i złożyła pergamin trzy razy, z przyzwyczajenia zostawiając miejsce na pieczęć z laku. Nikt jednak nic takiego jej nie dostarczył, ani laku, ani wosku, ani tym bardziej pieczęci. Po chwili namysłu odsunęła list od siebie, odkładając go po lewej stronie i napiła się wina, o którym na czas pisania zapomniała.
- Co teraz? List do szanownej Lady Cendan?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

72
POST BARDA
Kiwając ochoczo głową, mężczyzna sięgnął wreszcie po napełniony przez Parię kielich. Spięte ramiona stopniowo rozluźniły się przy pierwszych, drobnych łyczkach trunku. Poza wyrazistym smakiem, pozostającym na dłużej na podniebieniu, wyjątkowo przyjemnie rozgrzewało od środka, a, dopóki niespożywane w nadmiernej ilości na raz, czy przy przesadnie szybkim tempie, pomagało się raczej skupić aniżeli usypiać.
Również zerkając po drodze w stronę naznaczonego pierwszymi słowy listy, elf wydał z siebie pomruk głębokiego zastanowienia godnego prawdziwego myśliciela i starając się nie wyglądać przy tym, jakby uznał słowa towarzyszki za wyzwanie, ukrył uśmiech za ponownie uniesionym do ust naczyniem.
- Kto wie? Niczego nie mogę obiecać~ Zrobię natomiast, co tylko w moich siłach, aby być tak mało rozpraszający, jak to tylko możliwe - odparł, wracając do leniwego kiwania się w krześle. I choć jego słowa kazały zakładać, że Paria powinna brać pod uwagę wszelkie możliwości, w rzeczywistości ani razu nie próbował w żaden sposób odciągać jej od pisania.
Upijając od czasu do czasu kolejny, skromny łyk wina lub dwa, spokojnie pozwolił jej pracować, nie narzucając się, nie zaczepiając i nie rozpraszając w żaden sposób. W gruncie rzeczy sam w pewnym momencie sięgnął po jedno z pozostałych piór oraz nieużyty pergamin, aby zacząć coś na nim skrobać. W przeciwieństwie do bardki jego własne pismo mogło wydać się nie tylko zaskakująco niechlujne, ale również przypominające z początku zupełnie obcy język - nie tylko z uwagi na drżącą w trakcie pisania dłoń oraz zbyt mocny nacisk kładziony na przybór piśmienniczy, lecz przede wszystkim zwyczajnie wyraźne braki w sztuce kaligrafii.

Odrywając się od swojego zajęcia i spoglądając na zgrabnie złożony oraz odłożony na bok list, Kamelio przytaknął ruchem głowy.
- Tak. Sądzę, że im szybciej się z tym uporamy, tym lepiej - zgodził się i odsuwając również to, co wyglądała na swego rodzaju listę, przesunął się ze swoim krzesłem tak, aby siedzieć bliżej Parii. - Pozwolisz, że nieco pomogę? Wydaje mi się, że treść nie powinna być zbyt długa. Będąc pod presją i w desperacji, człowiek zazwyczaj stara się przekazać niezbędne minimum - sięgając po kolejny, czysty zwój, elf rozwinął go, wygładził i podsunął w jej stronę. - Wyobraź sobie, że utknęłaś w martwym punkcie. Że nigdy nie udało ci się znaleźć alternatywy. Że nie pozostał ci żaden inny plan awaryjny i jesteś zmuszona do przyjęcia jej propozycji wbrew samej sobie. Przelanie odpowiednich emocji na papier udaje się tylko wtedy, kiedy potrafimy się w nie odpowiednio wczuć - instruował Kamelio, zachęcając ją gestem do spróbowania. Tak. Z całą pewnością nie był to jego pierwszy raz. Dokładnie tak, jak to wcześniej przeczuwała. Tak czy inaczej, na pewno dużo lepiej było mieć za sobą kogoś, kto nie usiłuje pchać się w sprawy tak ryzykowne, jak faktyczne uprowadzenie wysoko postawionej arystokratki bez odpowiedniego przygotowania.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

73
POST POSTACI
Paria
Skinęła głową, gdy elf przysunął się i zaproponował swoją pomoc. Rozprostowana przed nią, pusta kartka papieru czekała na zapełnienie słowami, które miały skutecznie wciągnąć Lady Cendan w pułapkę, tak jak stara szlachcianka wciągnęła w nią kilka dni temu Libeth. Bardka nie czuła presji - to nie była rozmowa na żywo, wiedziała, że jeśli coś napisze nie tak, to będzie mogła to jeszcze poprawić, zamiast od razu radzić sobie z konsekwencjami użycia niewłaściwych słów. Chwyciła znów pióro, w zamyśleniu mocząc jego czubek kilkakrotnie w atramencie.
- Szanowna Lady Cendan - powiedziała tonem, który brzmiał jak odczytywanie formalnego listu. - Ostatnio szłam po kolana w gównie i nadal uważam, że to było przyjemniejsze przeżycie, niż zobaczenie pani twarzy po przebudzeniu w środku nocy.
Oczywiście, tego pisać nie zamierzała. Skinęła głową, słysząc sensowne sugestie Kamelio i przez chwilę jeszcze w milczeniu wpatrywała się w papier, szukając w sobie tych emocji. Nie były jej zupełnie obce. Czuła je gdy po raz pierwszy zobaczyła ten nieszczęsny kontrakt, czuła też wtedy, gdy strażnik unieruchomił ją i zamierzał wynieść do lochu starej szlachcianki, w którym miał jej wrócić rozsądek. Cofnęła się myślami do tamtej nocy, a wspomnienie zadowolonej z siebie Lady Cendan sprawiło, że Libeth skrzywiła się nieco.
- Gdyby nie ty, nie musiałabym sobie tego wyobrażać - dodała cicho. - Siedziałabym w lochu, pewnie nadal w tej nieszczęsnej podomce.
Napiła się wina i otarła pióro o brzeg kałamarza. Może po kolejnych dwóch kieliszkach jej pismo byłoby wystarczająco rozchwiane, by mogło ujść jako wynik stresu i pośpiechu. Niestety Paria też byłaby wtedy zbyt rozchwiana, by rozsądnie myśleć, bo akurat głowy to nie miała zbyt mocnej, więc pozostało jej jedynie pisanie szybko i niestarannie.

"Szanowna Lady Cendan,

Tamtej nocy nie myślałam trzeźwo. Teraz nie potrafię opisać, jak żałuję swoich słów i działań. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie wystarczająco zrekompensować Pani swoje zachowanie. Ostatnie dni kosztowały mnie bardzo wiele. Proszę, błagam, jeśli jeszcze nie jest za późno, proszę nie krzywdzić Celestio, miała Pani rację, nie potrafię żyć ze świadomością, że coś mu się stanie. Nie mogę pojawić się w rezydencji baronowej, nie po tym, jakie oskarżenia na mnie padły, ale chciałabym się z Panią spotkać. Jestem otwarta na współpracę i omówienie nowego kontraktu, który zapewniłby mi bezpieczeństwo."

Uniosła pytający wzrok na elfa, podejrzewając, że czyta jej przez ramię.
- To absurd - stwierdziła. - Ale... może być? Czy przesadziłam? Co z tym spotkaniem? Jaki termin i miejsce mam jej zaproponować? Ile czasu potrzebujecie, żeby zorganizować całą akcję?
Raczej Steczko nie będzie jedyną osobą uczestniczącą w tym wydarzeniu, więc nie mogła wpisać pierwszej lepszej daty, jaka przyjdzie jej do głowy. Zresztą... Kamelia sugerowała, że Paria będzie musiała spędzić tu jeszcze co najmniej kilka dni.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

74
POST BARDA
Choć rozbawienie elfa było ewidentne, jeśli psotne iskierki w jego oczach mogły o czymś świadczyć, nie skomentował on w żaden sposób treści wstępu, którym prawdopodobnie obydwoje dużo chętniej rozpoczęliby list. Bo choć nie wyglądało na to, żeby Kamelio łączyło jakiekolwiek, osobiste powiązanie z szanowną Lady, od początku nie kwapił się ukrywać niesmaku kierowanego w jej stronę.
- Wyczuwam sporo goryczy w stosunku do tego, jakże bogom ducha winnego skrawka ubioru - podjął za to na wspomnienia o podomce. - Jeśli cię to w jakiś sposób pocieszy, wiedz, że mimo wszelkich niedogodnościom, jakie ci przysporzył, nawet w kryzysowych momentach wciąż świetnie na tobie leżał.
Trzeba było przyznać, że gdy tylko chciał, elf naprawdę wiedział, ja skomplementować drugą stronę, jednocześnie nie brząc przy tym niczym perfidny podrywacz. Choć kto wie, jakie były naprawdę jego intencje? Dawane przez niego w pewnych momentach sygnały były koszmarnie mylące. Dobrze, że obydwoje mieli na ten czas inne rzeczy na głowie i Paria nie mogła zbyt długo rozwodzić się nad tego typu kwestiami. Jej sytuacja wszakże wciąż pozostawała nierozwiązana, niezależnie od tego, jak dobrze by się ona nie zapowiadała dzięki kilku łebskim głowom, które z nią nad tym pracowały.

Wychylając się mocniej w stronę wiadomości i odczytując ją kilka razy, Kamelio zagwizdał wreszcie cicho.
- Mówił ci ktoś, że jesteś w tym naprawdę dobra? Huh... Wspominałaś, że miewasz problemy z koncentracją poza występami, ale wygląda na to, że tak naprawdę jest to po prostu kwestia odpowiedniej motywacji - uśmiechając się półgębkiem, elf sięgnął po wciąż do połowy pełną butelkę i nalał im więcej wina. - To zaskakujące i nieco niepokojące, jak wiele naturalnego talentu do spiskowania mają w sobie wysoko urodzeni. Bez urazy. Hm... Gdy teraz o tym myślę... Pozwólmy jej się nieco tym nacieszyć i podekscytować - mrużąc oczy, postukał lekko palcem wskazującym w róg pergaminu. - Napisz, że będziesz wyczekiwać jej odpowiedzi. Wystarczy, że poda ją w dowolnej formie osobie, która dostarczy twój list. Nie ma się czym martwić - dodał, uprzedzając ewentualne wątpliwości. - Nawet gdyby próbowała, nie zdoła wyśledzić trasy powrotnej naszego gońca. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, zdołamy wszystko rozegrać w ciągu trzech kolejnych dni. Mam na razie na uwadze kilka miejsc w obrębie Placu Swobody. Jutro poproszę odpowiednie osoby, aby skontaktowały się z ich właścicielami.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

75
POST POSTACI
Paria
Libeth zaśmiała się pod nosem, słysząc komplement. Za dużo miała teraz na głowie, by takie komentarze traktować jako jednoznaczne sugestie, prowadzące do czegokolwiek konkretnego w najbliższej przyszłości. Zresztą poznała już Kamelio na tyle... a właściwie dotarło do niej, że tak bardzo go nie zna, że nie może wyciągać żadnych wniosków z jego (chyba) żartów. Uznając to za niezobowiązującą rozrywkę, jakich teraz niestety nie miała wokół zbyt wiele, równie dobrze mogła się temu zwyczajnie poddać.
- Wiem - rzuciła elfowi uśmiech przez ramię. - Leżał tak dobrze, że musiałeś mnie swoim kołnierzem zasłaniać.
Gdy skomentował jej list, Paria pokręciła głową.
- To nie jest tak, że mam problemy z koncentracją przy absolutnie wszystkim. To jest... ugh, ciężko to wytłumaczyć - odłożyła pióro do kałamarza, zastępując je świeżo uzupełnionym kielichem wina.
Znów się napiła, czując już nadchodzące lekkie alkoholowe otępienie. Wino pomagało; znacznie mniej stresowała się teraz wszystkim, co miało się wydarzyć lub już wydarzyło - planowaną akcją, ojcem, Sarą, Celestio, potencjalną współpracą z Domem Śnienia, wspomnieniami z kanałów, dłońmi Kamelio, byciem tu zamkniętą... miała wiele powodów, by czuć niepokój. A tak... tak było trochę lepiej. Chociaż na te kilka godzin, które zostały do zachodu słońca.
- Nie jestem urażona - zaśmiała się cicho. - Może masz rację, może to naturalne. A może po prostu mam doświadczenie w takich sprawach. Może całe życie spędzam na zwodzeniu starych szlachcianek... drogą listowną.
Przesunęła spojrzeniem po napisanych przez siebie słowach.
- Naprawdę mam nadzieję, że nic mu nie jest - stwierdziła, poważniejąc nieco. Nawet nie wiedziała jak Celestio miał naprawdę na imię. Nigdy się nie wysiliła, żeby go poznać, wbrew temu, co mogła myśleć na ten temat Lady Cendan. - Już teraz wiem, że jak go uwolnią i dowie się, kto był przyczyną całego tego zamieszania, to mnie przecież wykończy.
Przetarła twarz wolną dłonią i z westchnieniem odstawiła kielich, z powrotem podnosząc pióro. Pozostało dopisać kilka ostatnich zdań.

"Proszę się zastanowić. Jeśli zgodziłaby się Pani w swojej łaskawości ze mną zobaczyć, za trzy dni będę czekała w południe na Placu Swobody. Nie mogę bardziej zwracać na siebie uwagi i pojawiać się w bardziej ryzykownych miejscach... nie w obecnej sytuacji, sama Pani rozumie. Ze zniecierpliwieniem będę wyczekiwać Pani odpowiedzi, Lady Cendan. Bardzo proszę w dowolnej formie przekazać ją posłańcowi, który doręczył ten list.

Jestem prawie pewna, że będę w stanie zrekompensować Pani straty, jakie wyrządziła Pani moja porywczość i obiecuję zrobić wszystko co w mojej mocy, by spełnić wszelkie Pani potrzeby artystyczne, jeśli tylko zgodzi się Pani uwolnić Celestio i oczyścić moje imię z zarzutów.

Z wyrazami najgłębszego szacunku,
Libeth von Darher."

- Czuję się, jakbym lizała czyjeś buty - skomentowała z obrzydzeniem, odsuwając pergamin od siebie. - Nigdy nie napisałam niczego równie uwłaczającego. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żebym wysłała jej coś takiego szczerze i z przekonaniem. No ale jest. Jeśli trzeba będzie coś zmienić, przepiszę to jeszcze raz.
Obrazek

Wróć do „Stolica”