POST BARDA
Mija'Zga nie kryła swojego entuzjazmu na wieść, jakoby Paria wciąż miała odwiedzać Dom Kamelii niezależnie od tego, jak potoczą się związane ze zleceniem interesy. Jej pozytywna natura była nad wyraz zaraźliwa i nawet wtedy, gdy jej rozmówczyni wracała myślami do mniej przyjemnych aspektów swojego obecnego położenia, ta łatwo wyciągała ją z powrotem na powierzchnię, prosto ku jasnemu światłu dnia. Jej prostota sama w sobie była w ogólnym rozrachunku urocza. Coś, czego Libeth nie zwykła spotykać na salonach i, oh, jakże było to odśnieżające! Oczywiście, nieważne jak bardzo chciałaby móc w rzeczywistości zapomnieć o sprawie Celestio oraz Lady Cendan, ciesząc zamiast tego oczy widokami czy odkrywając tajemnice Śniących, wciąż stanowiła ona priorytet, bez którego ciężko byłoby ruszyć z miejsca. Nie chciała przecież zostać więźniem, niezależnie od tego, czy zamknięta byłaby w królewskich lochach, czy w murach Domu Śnienia.
-
Jesteśmy do usług, jeśli w przyszłości potrzebowałaby panienka nająć kogoś do sklepania paru paskudnych poczwar, czy innego szkodnictwa, hehehe - zaoferował się Ursa, podpierając jedną ręką pod bok. Najwyraźniej, podobnie jak Mija, był typem lubiący coś czasami uderzyć. Pomyślałby kto, że nie jedna, a dwie osoby tego pokroju zajmowały się w Domu Kamelii najbardziej podrzędnymi pracami fizycznymi. Co za dziwne miejsce.
Mężczyzna sam jednak spoważniał, gdy Paria wspomniała o zniszczeniu wyraźnie drogiego jej sprzętu.
-
Hmm. Kiepska sprawa. Na muzyce i sprzętach muzycznych znam się co prawda tak samo, jak i na etykiecie dworskiej - a to mówiąc, splunął w bok dla przykładu. -
Czyli nie za dobrze. Ale jeśli wolno mi coś poradzić, Tulia może, jak niebawem wróci, albo Kamelio spytać się zawsze można. Obaj brzdękolić potrafią. Może mają coś, czego dałoby się w międzyczasie używać?
Naturalnie, nieznający się na tego typu rzeczach Ursa nie miał pojęcia, że instrument instrumentowi nierówny, ale chociaż można było powiedzieć, że miał dobre chęci. Szkoda tylko, że te same dobre chęci nie potrafiły wyczarować jej drugiej, rodowej pamiątki, będącej jednocześnie świetną lutnią, z którą Libeth się praktycznie wychowała.
-
Dobra, wracam lepiej do roboty, bo choć dobrze się gada, noc mje zastanie, a ja nadal nie będę w połowie drogi do końca! - puszczając jeszcze Parii oczko i ukradkiem sprawdzając jeszcze, czy Mira wygrzebana została spod krzewu w całości, wrócił do przerwanego już dwukrotnie zajęcia.
Kierując kroki z powrotem, Mija, podobnie, jak i Libeth, jakiś czas jeszcze obserwowała dziewczynkę. I tak musiały przespacerować obok sadów, w których obecnie brykała, chowając się w wysokiej trawie i usiłując podkraść do jednego z pełnych już owoców koszy.
-
Nuriell tak już ma. Bardzo jej zależy, żeby Kamelia i Steczko ją lubili. I czasami stara się przez to pomagać za bardzo, no, na siłę? - zaczęła wyjaśniać. -
A że Mira, tak samo, jak Efema, nie wygląda już tak, jak powinna wyglądać ludzka dziewczynka i Kamelia chciała jej, wiesz, przypiąć stałego opiekuna, to Nur od razu się zgłosiła. Tylko trochę kiepska z niej opiekunka. Nie umi gadać z dziećmi. Mira za nią nie przepada i okazuje to na swój sposób, ale nie mówi nigdy wprost. Przynajmniej dorosłym. W ogóle niewiele mówi. Ciężko się jej przystosować, zwłaszcza, gdy ktoś ciągle nad nią wisi. Woli chadzać samopas. Jest bardziej samodzielna niż Efema, ale Efema ma łatwiej, bo i charakterek inny, bardziej towarzyski.
Przechodząc ponownie przez spiżarnię, kuchnię i salę kominkową, Paria mogła dostrzec mniej wypoczywających, a więcej obecne biegających i przenoszących coś bądź sprzątających kąty ludzi. Nagła zmiana przykuła również uwagę Miji, która od razu na głos wywnioskowała, że Kamelia i pozostali musieli w końcu wrócić. To samo zresztą zakomunikowała im Zaira, która dorwała je w połowie drogi przez pokój. Wyglądało na to, że Pani Nadzorca przyprowadziła jednak jakiegoś "
zabłąkanego" maga-uzdrowiciela i zaciągnęła siłą... siłą perswazji, khm, do ich siedziby. Właśnie kończyli swoje sprawy w pokoju Kamelio, do którego poleciła im się od razu udać, a sama oznajmiła, że ma dość na jeden dzień i wraca wreszcie do domu. Gdziekolwiek mieszkała.
Orczyca wyglądała jednocześnie na podenerwowaną i zadowoloną, gdy prowadziła je dalej drogą powrotną aż pod uchylone do połowy drzwi komnaty. Uchylone, ponieważ wciąż stał w niej obcy elf. Bynajmniej nie Wschodni był to elf. Rzadki widok, choć na pewno nie tak rzadki, jak w większości miejsc na świece w czasach obecnych. Miał na sobie długie, zielonkawe szaty. Jego twarz skierowana była w stronę wnętrza, jednak mowa ciała zdradzała, że nie mógł się doczekać opuszczenia pokoju, w którym wciąż odbywały się przyciszone rozmowy. Elf musiał usłyszeć zbliżające się kobiety, ponieważ w pewnym momencie przekręcił głowę i spojrzał na nie niepewnie, wahając się chwilę, zanim zdecydował wreszcie odstąpić na bok i nie blokować dalej przejścia.
Kamelio siedział na tym samym łóżku, na którym Paria widziała go ostatnio, choć obecne był dużo bledszy i jakby zdyszany. Silnie spocone czoło wycierał rękawem i gdy to robił, dostrzec można było bez trudu, że świeże bandaże na dłoniach przesiąknięte były posoką. Niecodziennie ponury wyraz twarzy rzecz jasna momentalnie zmienił się na widok nowych gości. To samo zrobiła stojąca nad nim, niebanalnie wysoka, starsza kobieta o srebrzysto-siwych włosach, upiętych wysoko zgrabnie i elegancko. Prawą stronę jej twarzy naznaczała blada blizna, prawdopodobnie po oparzeniu, a choć nosiła na nosie okrągłe okulary, jej oczy wyglądały, jakby była... niewidoma? Mimo to, wydawała się patrzeć dokładnie na nie.
-
A więc wróciłyście - zauważył z uśmiechem, lecz pospiesznie, jakby chcąc uciec od tematu, który być może był poruszany przed ich przybyciem. -
I? Jak wrażenia? - zagadną, jak gdyby nigdy nic, co spotkało się z kręceniem głowy starszej kobiety, która ruchem ręki machnęła w kierunku elfa.
-
Proszę skorzystać z gościny i zaczekać na mnie w głównej sali. Mija, czy mogłabyś wskazać naszemu dobroczyńcy kierunek? Poczęstować piwem? Może czymś mocniejszym? - głos kobiety był miękki, łagodny, a jednocześnie nosił w sobie dziwną siłę i nie zostawiał wiele miejsca na jakikolwiek sprzeciw.
Gdy Mija'Zga wyprowadzała nieco skulonego w sobie elfa, wysoka matrona zaprosiła Parię bardziej wgłąb ruchem ręki.