Dom Śnienia Kamelii

376
POST POSTACI
Paria
- Nie będzie dłużej spać - obiecała, drapiąc Efemę za uszami. - Tylko tyle, ile trzeba. Będziemy się bawić i... czesać, jeśli chcesz. Jak to się stało, właściwie...? Że wyglądasz inaczej?
Wątpiła, by dziewczynka była w stanie logicznie i sensownie jej to wytłumaczyć, ale warto było spróbować. Może ktoś podjął próbę przywrócenia jej dawnej postaci i doprowadził ostatecznie tylko do tego, co widzieli teraz? A może to ta obca magia spomiędzy drzew tak na nią wpłynęła? Najważniejsze, że Efema wydawała się czuć dobrze i poza kwestią wizualną nic a nic się nie zmieniła. Libeth z doświadczenia już wiedziała, że w Domu Śnienia potrafiły wydarzyć się czasem tak abstrakcyjne rzeczy, że nic nie powinno jej już dziwić.
Szeroki uśmiech Parii był tylko jedną z rzeczy, które zachęciły Shaoli do zanurzenia rąk w psiej sierści, ale poszerzył się dodatkowo, gdy zobaczyła, ile radości sprawia to im obu. Dobrze, zarówno jednej jak i drugiej przyda się teraz towarzystwo inne, niż dorośli, nawet jeśli jedna z nich zgubiła siedem lat swojego życia, a druga utknęła w zwierzęcym ciele. Jedna straciła siostrę, druga straciła pamięć. Życie ich nie oszczędzało. Paria podniosła się z kolan i otrzepała spodnie, wracając pod ramię Kamelio, który miał dla niej kolejny miły komentarz.
- Mhm - mruknęła twierdząco, unosząc na niego wzrok. - Być może... całkiem nieźle.
Gdy w sali pojawił się Ursa, którego nikt przecież nie uprzedził, że dziewczyny się przebudziły, Libeth pomachała do niego na powitanie. To, że ona nie była już pogrążona we śnie, było jak najbardziej dobrą informacją, ale fakt, że młoda elfka stała na własnych nogach, w pełni świadoma wszystkiego, co działo się wokół, był z pewnością dużo, dużo lepszą. Krasnolud opiekował się ogrodem, także tą częścią, w której stał niewielki domek na skraju lasu. I nawet jeśli nie wchodził do środka - Paria tego nie wiedziała, mogła tylko zgadywać - to z pewnością wiedział o siostrze Kamelia. Wiedzieli wszyscy. Szok na jego twarzy był więc całkowicie zrozumiały.
Libeth zrobiła krok w jego stronę, ale uderzona nagłą myślą, zatrzymała się jeszcze na chwilę, by zerknąć na elfa przez ramię. Spoważniała, przez moment przyglądając mu się w milczeniu.
- Pójdę się przywitać, ale my... musimy porozmawiać - uprzedziła go. - Przypomniało mi się, że mam do ciebie pytanie. Ważne. Takie, na które odpowiedź może zmienić wiele. Wszystko, właściwie. Nigdzie stąd nie idź.
W pełni świadomie zostawiając go z tą niewiadomą i prawdopodobnie z zupełnie nowym powodem do stresu, oddaliła się w kierunku Ursy. Im bliżej niego była, tym szerszy uśmiech zdobił jej twarz.
- Dzień dobry, Ursa, jak ci mija dzień? - zagadnęła, gdy znalazła się wystarczająco blisko. - Bo ja, na przykład, dostałam właśnie to.
Postukała palcami w broszę, świadczącą o oficjalnej przynależności do gildii.
- Wystarczyło spać przez tydzień, a potem z rozpędu obudzić się razem z Shaoli. Kto by pomyślał, hm?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

377
POST BARDA
- Nie wiadomo! - poinformowała psina tak samo wesoło, jak zawsze. - Nikt nie wie! Nie było włosów, a potem były! Będziemy się czesać?! Efema myśli, że kocha czesanie!
- U-Urosły trzeciego dnia - odezwał się ze znajomym wahaniem młodzieńczy głos.
Trzymający w każdej z dłoni po jednym, sporym kuflu piwa, Tulio podszedł do nich z rzadko u siebie spotykanym, nieśmiałym uśmiechem.
- T-Trzy dni po tym, jak przyniesiono was nieprzytomne - odważnie kontynuował, wyciągając po wypełnionym po brzegi naczyniu w stronę Parii i Kamelio. Piwo było ciemne, ale jednocześnie kremowe. Pozostawiało po sobie na języku przyjemną, orzeźwiającą, cytrusową nutę. - Efema nie czuła się zbyt dobrze. Była... Okropnie przybita. Przeleżała pod drzwiami waszego pokoju wiele godzin i gdy Ursa ją tam zastał, już taka była. T-To znaczy, nie do końca taka. Bardziej... Zarosła do stopnia, gdzie nie wiadomo było, gdzie jest przód, a gdzie tył. Ogromna kopa włosia. Musieliśmy ją długo obcinać.
Podczas gdy każda z dziewczyn promieniała, jedna dzięki otrzymywanej przez wszystkich uwadze, druga z nowo odkrytej pasji do wygłaskiwania tej pierwszej, przyszły alchemik przyglądał się ich dwójce z czymś w rodzaju mieszaniny ulgi, nostalgii i smutku zarazem. Jego spojrzenie dużo częściej, jak wcześniej zresztą, lądowało na Shaoli. Stojący u boku Libeth Kamelio ledwie słyszalnie prychnął.
Ogólna energia, jaką pulsowała obecnie sala, nie uległa żadnej zmianie, gdy pojawiły się kolejne osoby. Wszyscy byli umorusani ziemią w mniejszym bądź większym stopniu. W końcu pracowali całymi dniami przy łopatach. Z Ursą nie było inaczej, choć może z racji naturalnej żyłki do tego typu zadań, prezentował się on po stokroć lepiej niż ktokolwiek inny.
- Żodyn nie dostanie piwa, dopóki nie umyje rąk i gęby! - zagrzmiała ostrzegawczo Mija'Zga, na co kilka dziewcząt ulitowało się i zaczęło zapędzać nowo przybyłe towarzystwo w stronę kuchni, gdzie prawdopodobnie zamierzało naprędce dorwać jakąś misę z wodą i ścierki. Nie było to wcale takie łatwe, ponieważ nie tylko Ursa dostrzegł z miejsca dwie, niespodziewane tu zapewne dzisiaj twarze. Sypały się więc pytania, pojawiały nowe, wesołe okrzyki radości, jednakowoż żaden z panów nie został dopuszczony do głównego kręgu świętujących z tego samego powodu - brudne ręce i gęby! Tylko Ursa z ledwie smugą na dużym nosie i przykurzonym kubrakiem oraz spodniami nie dał się nigdzie zabrać. Nikt też zresztą nie próbował go do niczego nakłaniać.
Nieco spięty pojawieniem się krasnoluda Kamelio, wpatrywał się z brodatego mężczyznę bez pojedynczego mrugnięcia okiem. To jest, do czasu, aż jego uwagi nie przykuła na powrót Paria. Zaalarmowany, zesztywniał w ramionach jeszcze bardziej, ale zgodnie kiwnął głową.
- ...Oczywiście.
Stojący tam, gdzie stał Ursa, w pełni skupił na niej swoje spojrzenie, gdy ta postanowiła powitać go osobiście. Jej słowa z całą pewnością nie były tym, czego się spodziewał przy pierwszym kontakcie, niemniej, jak raz zdołały przywołać głośny, rubaszny śmiech, z którym konkurować mogła jedynie orczyca. W obu wypadkach groziło zatrząśnięciem się całego budynku.
- Pomyśleć, że chłop całe życie może się w gnoju paprać i nawet orderu z ziemniaka nie dostanie, podczas gdy innym wystarczy ładna buzia i zgrywanie śniącej królewny! Ha! Gdybym wcześniej wiedział, sam bym w kiecę wskoczył już dwadzieścia lat temu i szukał innych, śniętych panien! - zaśmiał się znowu, po czym bardzo niespodziewanie wyciągnął ramiona, pochwycił szczupłą kibić Libeth i unosząc ją nieco nad ziemię, okręcił dookoła zanim postawił na nowo. - I musiałaś dziewucho wszystkim tyle krwi przy tym napsuć, co? Normalniej się nie dało? Czary-mary bez prawie śmiercionośnych dodatków? - przyczepił się, acz bez cienia urazy. - Nieważne, nieważne! Kto by pomyślał, że zobaczę jeszcze kiedy tego małego skowronka w pełni swojego żywiołu! - kontynuował, biorąc się pod boki i rzucając spojrzeniem obok Parii, zapewne w stronę elfki. - A ty? Dobrze się czujesz, dzieciaku? Nadal żeś trochę blada, jak na moje.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

378
POST POSTACI
Paria
Oczywiście, że obiecała Efemie wyczesywanie, choć nigdy niczego takiego nie robiła. Jak czesało się psa? Czym, przede wszystkim? Niejednokrotnie miała w rękach szczotkę do czesania koni, ale tu chyba było potrzebne coś porządniejszego, czyż nie? Może jakiś grzebień? Nieważne - coś wymyśli, zawsze wymyślała, zresztą wychodziła z założenia, że młoda będzie zadowolona w tym przypadku ze wszystkiego.
Za to nagle zainteresowany ich towarzystwem Tulio był całkiem interesującym zwrotem akcji. Libeth przyjęła od niego piwo, podziękowała i wysłuchała jego opowieści, w międzyczasie podążając spojrzeniem za jego uciekającym w bok wzrokiem. Tym razem nie uciekał nim od niej, a ku komuś innemu! Bardka zerknęła na Kamelio, którego z jakiegoś powodu to rozbawiło, ale (chyba tylko cudem) powstrzymała się od komentarza na ten temat. Czy chłopak znał w ogóle Shaoli? Czy rozmawiał z nią kiedykolwiek, przed jej zapadnięciem w sen? Musiał być wtedy dzieckiem, a ona... ona prawdopodobnie nie zmieniła się zbytnio. Z wyglądu, przynajmniej. Mimo utraty pamięci, charakter chyba pozostał ten sam...? Paria mogła tylko przypuszczać, że tak właśnie było.
- Przyda się jej ktoś, z kim będzie mogła porozmawiać. Ktoś, kto nie jest mną, albo jej bratem. Myślę, że doceni twoje towarzystwo - uśmiechnęła się do Tulia ciepło, choć przecież nie rozmawiali o Shaoli. Ale musiał rozumieć, co ma na myśli, prawda?
No cóż, niezupełnie się powstrzymała.
Za to zupełnie zapomniała o tym, że Kamelio i Ursa byli ze sobą skłóceni. Zapomniała o bójce, o driadzie, o wszystkim, o czym przecież powinna pamiętać. Święto na jej cześć sprawiło, że gdzieś na dalszy plan odeszły wszystkie nieprzyjemne myśli. Teraz wróciły, nagłym, okrutnym uderzeniem, ale jako że przyzwyczajona była już do robienia dobrej miny do złej gry, niczego nie dała po sobie poznać, nawet jeśli kosztowało ją to wiele. Wciąż uśmiechała się do krasnoluda, wciąż szczebiotała radośnie, wciąż roześmiała się, gdy ten podniósł ją z podłogi. Trochę żałowała tego, co powiedziała do elfa, zanim zostawiła go tam samego, ale było już za późno - zrekompensuje mu jakoś ten stres, na jaki go naraziła.
- Zrobić ci order z ziemniaka, Ursa? - spytała słodko, usiłując wyrwać się z jego uścisku. - Jeśli chcesz, to kieckę też ci mogę jakąś dać! Albo dwie, dziewczyny ci je zszyją w jedną. No i tak, jeszcze nie umiem inaczej. Ale uczę się. Następnym razem będzie normalniej, obiecuję.
Splotła dłonie za plecami, zerkając na Kamelia krótko. Musiała spróbować ich pogodzić. Pomówić z Ursą na osobności, potem z elfem, a potem jakoś zmusić ich do tego, żeby ze sobą porozmawiali. I na pewno nie zamierzała pozwolić na kolejną bójkę. A teraz? Teraz mogła pozwolić krasnoludowi zajmować się tym, czym tylko chciał, podczas gdy ona odwróci uwagę Kamelia od nieprzyjemnych myśli, przynajmniej na jakiś czas.
- Ja? - spytała, niepewna, czy chodziło o samopoczucie jej, czy Shaoli. - Ja tak wyglądam, Ursa. Zawsze byłam blada i zawsze będę - zaśmiała się. - Czuję się bardzo dobrze, nic mi nie jest. Idź może przebierz się i usiądź na chwilę, odpocznij, hm? Tulio przyniesie ci piwo, a potem przyjdę trochę ci pozrzędzić nad głową? Wiem, że za tym tęskniłeś. Ja muszę coś załatwić jeszcze.
Uścisnęła go jeszcze raz, by w końcu obrócić się, złapać elfa i odciągnąć go stamtąd o kilka kroków. Przyszedł czas na odwracanie uwagi. Uważała, że jest w tym całkiem niezła, zwłaszcza, jeśli chodziło o Kamelio, który z wielką chęcią poddawał się jej jak mało kto. Oparła rozprostowane dłonie o jego klatkę piersiową i uniosła na niego poważne spojrzenie.
- W porządku. Muszę coś wiedzieć. Gotowy? - poczekała chwilę, dając mu czas na namysł i na potwierdzenie. Gdy się go doczekała, z absolutnie nieprzeniknioną miną zadała to nadzwyczaj istotne, nurtujące ją pytanie. - Kamelio, czy ty potrafisz tańczyć?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

379
POST BARDA
Potężny, szkarłatny rumieniec wypełzł na twarz Tulia w tempie tak zastraszającym, że można by się zacząć zastanawiać, jakim cudem jego głowa jeszcze nie eksplodowała od bardzo prawdopodobnego przegrzania. Spuszczając wzrok na swoje stopy, wymamrotał coś, co brzmiało jak: "postaram się", a następnie odrobinę łatwiejsze do zrozumienia: "dziękuję za to, co zrobiłaś", po czym wycofał się nieco niezgrabnie. Uciekł, przeszło przez głowę Parii. I choć nie było to w jego wypadku takie znowuż niezwykłe, tym razem mogła być niemal pewna, że nie zrobił tego tylko dlatego, żeby uniknąć rozmowy z nią per se. Był to raczej strategiczny odwrót, aniżeli podwinięcie ogona pod siebie. To prawda, że Tulio miał widoczny problem w kontakcie z przedstawicielkami płci przeciwnej i z reguły ograniczał go do niezbędnego minimum. Wyjątek stanowiła jedynie Mija, Efema i Mira. W każdym razie aż dotąd, bo nigdy wcześniej nie usiadł w pobliżu żadnej dziewczyny ni kobiety dobrowolnie, że o podążaniu za taką wzrokiem nie wspominając.
Jeśli coś z kolei miało zaskoczyć w zachowaniu Ursy, to z pewnością było to, jak bardzo nie zmienił się od ostatniego razu, gdy z nim rozmawiała. Może nie tylko Kamelio wiedział, jak grać niewzruszonego w towarzystwie innych, a może po prostu mężczyzna był tak samo twardy wewnątrz, jak i na zewnątrz. W przeciwieństwie do elfa mógł czynnie zajmować się poszukiwaniami osoby, którą pragnął znaleźć. Być może właśnie to pozwalało mu pozostać niezłomnym.
- HA! Order wystarczy w zupełności, dzięki piękne!
Krasnolud ani razu nawet nie zerknął w stronę dobrze widocznego z ich miejsca Kamelio, który notabene sam udawał, że jest wybitnie zajęty popijaniem przyniesionego mu piwa. W rzeczywistości stał jednak nieziemsko sztywno tam, gdzie Libeth raczyła go zostawić, z miną tak neutralną, jak to tylko możliwe i ustami niedotykającymi nawet dobrze kufla. Jedną nogą szurał dyskretnie w miejscu do momentu, gdy nie podeszła do niego Nuriel z miną pełną entuzjazmu. Ich rozmowa była krótka i cokolwiek elf odpowiedział Śniącej, raczej nie było tym, czego od niego oczekiwała. Czerwieniejąc na twarzy tylko odrobinę mniej niż wcześniej Tulio, kiwnęła w końcu głową i ze ściągniętymi mocno ustami odwróciła się na pięcie. Po drodze nie omieszkała rzucić w stronę Parii prawie tak samo krytycznego spojrzenia, jak to tylko jej macocha potrafiła.
- Z całym szacunkiem, ale gówno prawda - odparł Ursa. - Nie jestem jeszcze dość stary, żeby mieć problemu z oczami. Zblednij jeszcze trochę, a zaczniemy mieć problem z odróżnieniem cię od ducha. Czerwone mięso! Ot, czego ci trza! Ale niech będzie, dzisiaj masz swój wolny dzień od pouczeń. Stara Zaira pewno i beze mnie dała ci dość do słuchu. Baw się więc dzisiaj, dziecino. A ja może i przebiorę się, coby nikt krzywo na mnie paczałami nie łypał. Młodą Steczkową też winienem jest powitać. Widzimy się później, aye? Podziękować bym ci chciał należycie.
Uścisnąwszy i poklepawszy Parię z zaskakującym wyczuciem po ramieniu, uśmiechnął się do niej po raz ostatni, zanim ruszył w swoją stronę. Kamelio oczywiście był tam, gdzie go ostatnio zostawiła. Czekał, niczym więzień na swój wyrok, intensywnie zaczynając śledziż każdy krok, który na powrót zmniejszał dystans między ich dwójką. Z żadnej strony nie wyglądał na gotowego na to, co miała mu do powiedzenia. Cóż, być może dla innych, ale nie dla niej, która już nauczyła się odczytywać dawane przez niego sygnały. Mimo tego niemal boleśnie sztywno kiwnął głową, przełykając ślinę.
- Co? - wypalił, gdy wreszcie padło to, niesamowicie ważne pytanie. - Ja... Trochę? - odpowiedział wreszcie, po raz pierwszy chyba wyglądając na kompletnie zagubionego. Pozwalanie sobie na wyglądanie na kompletnie zagubionego nie było czymś, co normalnie dało się u niego zobaczyć. Prawdopodobnie samemu zdając sobie z tego sprawę, szybko uniósł dłoń do twarzy, przytknął ją do niej i jęknął cicho. - Ty tak na poważnie...?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

380
POST POSTACI
Paria
Uśmiechnęła się tylko do Ursy ciepło, doceniając jego troskę. Może i faktycznie była trochę bardziej blada, niż zwykle, ale nie chciała robić wokół siebie większego zamieszania, niż to konieczne. To znaczy, tego negatywnego. Nie chciała nikogo martwić, zmuszać do biegania po zioła dla niej i, nie dajcie bogowie, do ponownego wsadzania jej profilaktycznie do łóżka. To pozytywne zamieszanie było tym, czego potrzebowała. Czuła, że z każdą chwilą, odkąd pojawiła się w tej sali, jest coraz zdrowsza i silniejsza. Atencja i podziw działały na nią zbawiennie, może nawet lepiej, niż jakiekolwiek sporządzone przez Zairę specyfiki.
- Zaraz poszukam czegoś z czerwonym mięsem, Ursa. Zjem specjalnie dla ciebie - obiecała.
A potem poszła już do elfa, którego niepotrzebnie dodatkowo zestresowała. Chciała sobie zażartować, a tylko dołożyła mu nerwów, których i tak miał zdecydowanie zbyt wiele. Ale cóż, za późno, nie mogła cofnąć czasu. Jeśli o Nuriel chodzi, Libeth wolała ją zignorować, tak, jak ignorowała nieraz spojrzenia matki. Miała w tym godną podziwu wprawę, w wiarygodnym udawaniu, że kompletnie niczego nie zauważa. Po co angażować się w nowy konflikt, jak można było go uniknąć, hm?
Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, gdy zobaczyła skrajne zagubienie elfa. Przeszło jej przez myśl, że wygląda w tym stanie całkiem uroczo. Przesunęła dłonią po jego prawej ręce, od ramienia aż po palce, które zaraz pokierowała na swoją talię - tam, gdzie powinny znajdować się podczas tańca - i przekrzywiła lekko głowę, z tymi psotnymi iskierkami w oczach, które przecież dobrze już znał.
- To jest ważne pytanie - pociągnęła go lekko w stronę grających. - Poza posiadaniem brody, goblina i nie pamiętam czego tam jeszcze, wypadałoby, żeby najbardziej pożądany kawaler potrafił przynajmniej trochę ruszać się do muzyki. Nie wspominając o prowadzeniu. To żadna przyjemność, tańczyć z kimś sztywnym jak posąg. A chyba nie każesz mi robić tego samej?
Złapała palce jego drugiej dłoni i obróciła się pod nią, a potem z powrotem uniosła na niego swoje jasne spojrzenie.
- Zobacz, co się dzieje dookoła. Nie możesz stać i się zamartwiać, kiedy nic to nie wnosi. Zatańcz ze mną, Kamelio. Bądź ze mną tutaj i teraz. Martwić będziemy się później, a teraz, przez te kilka chwil, wszystko może być dobrze - podniosła się na palcach, żeby pocałować go krótko, a potem zaśmiała się i pociągnęła w kierunku, z którego dobiegała muzyka. Zamierzała odwrócić jego uwagę od problemów na tyle, na ile potrafiła, a wychodziła z założenia, że potrafi robić to całkiem nieźle.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

381
POST BARDA
Jedną z osób mających zabawiać dzisiaj towarzystwo muzyką, po raz kolejny okazał się młody Tulio. I choć początkowo wyglądał, jakby miał porzygać się z nerwów, tak w miarę kolejnych pociągnięć za struny naturalnie zaczął się koncentrować i tym samym rozluźniać. Muzyka powoli się rozkręcała, skłaniając pierwsze osoby do rytmicznego kołysania się bądź tupania w takt.
♫♪˙‿˙♫♪
Kamelio cierpiętniczo przesunął dłoń w dół twarzy, po drodze rzucając Libeth iście oskarżycielskie spojrzenie.
- Mówisz o niechęci tańczenia z posągami, a sama usiłujesz mnie w taki zamienić w najbardziej brutalny ze sposobów - poskarżył się, mimo że druga z dłoni w zaborczy sposób przylgnęła do miejsca, w którym sama ją raczyła ułożyć. - Musisz wiedzieć, że nie jestem w tym najlepszy - dodał odrobinę niepewnie, choć całkiem naturalnie rozluźnił ramię, pozwalając Libeth gładko wykonać manewr. - Minęło dużo czasu, odkąd robiłem coś takiego po raz ostatni. Naprawdę dużo czasu.
W słowach elfa nie znać było jednak sprzeciwu pomysłowi. Jego oczy złagodniały i tylko na moment skierowały się w bok, gdzie Shaoli, razem z kilkoma innymi osobami, wygłaskiwała wniebowziętą i wydającą przy tym zabawne, piskliwe odgłosy Efemę.
- Mm. - mruknął, uśmiechając się znowu swobodnie. - Właśnie to miałem na myśli, kiedy wspominałem o twojej dziwnej zdolności do poprawiania nastroju wszystkim dookoła.
Zajęci sobą, nawet nie zdawali sobie sprawy, przez jak wiele osób byli obserwowani bardziej lub mniej dyskretnie. Potwierdziła to oczywiście nowa seria gwizdów oraz krótkich okrzyków, które rozbrzmiały wraz z wymienionym pocałunkiem oraz wkroczeniem przez nich na parkiet.
- Mój pierwszy taniec może i został skradziony, ale kolejnego nie zamierzam przepuścić! - krzyknął do nich Ramirill. - Ciebie też się to tyczy, Steczuś~❤ - dodał, posyłając w ich stronę całusa, na który Kamelio wykrzywił się w taki sam sposób, w jaki krzywiło się na wypicie szklanki świeżo wyciśniętego soku z cytryny. Oczywiście, że elf zamierzał uniknąć tego typu sytuacji niezależnie od ceny, jaką musiałby ponieść. Ramirill nigdy nie przepuszczał możliwości drażnienia się z nim w ten sposób.

Kamelio nie ruszał się źle. Nie ruszał się też świetnie. Widać było, że robił to już wcześniej i że miał w tym doświadczenie, choć to leżało zakurzone warstwą lat spędzonych z dala od tego typu aktywności. Łatwo mylił kroki, ale za to zgrabnie i skrupulatnie unikał nadeptywania Parii na stopy. Jeśli ta dawała mu jakieś wskazówki, chętnie z nich korzystał, nie pozwalając, by ego uderzało mu do głowy. Wokół ich dwójki szybko zebrał się wianuszek innych par, które wzięły sobie za punkt honoru wirować dookoła centrum, jakie stanowili. Efema i Shaoli pląsały pomiędzy.
Kamelio tańczył z nią, dopóki nie uznał, że obydwoje potrzebują się czegoś napić i przegryźć na szybko. Tu też wkroczył do akcji Ramirill, który obietnice uznawał za święte i nie odpuścił, dopóki Paria nie zgodziła się na wspólny taniec. W przeciwieństwie do Kamelia, jego ruchy były niebywale płynne. Miał sporo wyczucia, energii i zmysłu do utrzymania rytmu. Pewnie z tego też powodu, czekający na zakończenie tańca elf niemal od razu porwał ją do kolejnego. Tym razem jego ego zostało ugodzone.
Czas mijał szybko przy dobrej zabawie, gdzie zarówno Kamelio, jak i Libeth porywani byli przez innych domowników oraz Śniących, jeśli nie do tańca, to do wspólnych rozmów i bardziej personalnych gratulacji lub podziękowań. Jedli, bawili się, śpiewali, a wyjątkowo niezręczny taniec Kamelia z Shaoli najpewniej przeszedł do historii. Podobnie zresztą, jak Zaira i Rash'putin, którzy w pewnym momencie przestali łypać z dezaprobatą za ignorowanie ich zaleceń i w towarzystwie mocniejszego niż piwo trunku zajęli się grą w karty przy jednym ze stolików. Wydawali się nagle bardzo dobrze dogadywać? Na koniec wielu piło do stanu bliskiego nieprzytomności. Nikt nie upił się tego dnia na smutno i nikt nie miał obudzić się kolejnego ze zbyt poważnym kacem. Mija zadbała, żeby każdy porządnie się najadł.
*** Kolejne dwa dni minęły na dość leniwym wracaniu do siebie. Wszyscy przypilnowali, żeby nowo przywrócone do stanu funkcjonalności delikwentki należycie odpoczęły, jadły i spędziły czas na wygodach. Została wprowadzona też nowa zasada, która zabraniała karmienia Shaoli innymi informacjami z jej przeszłości, niż te, o które sama poprosi. Zarówno Zaira, jak i opuszczający wreszcie Dom Kamelii Rash'putin zgodzili się wspólnie, że podobne mieszanie jej w głowie nie wyjdzie nikomu na zdrowie i tylko zaburzy jej psychikę. Żadne nie miało natomiast obiekcji przez delikatne sugestie tudzież nastrajanie jej we właściwym kierunku za pomocą muzyki, jeśli Paria cokolwiek o tym wspomniała.
Jak dotąd nic nie zdołało rozjaśnić jej wspomnień, choć pewne kawałki utworów bardki ewidentnie wzbudzały równie nieoczekiwane emocje, jak przy pierwszym podejściu. Tym razem obyło się bez płaczu. Shaoli nie potrafiła ich wytłumaczyć, a z samych piosenek, które znacząco różniły się od siebie pod kątem melodii czy treści, dalej zbyt ciężko było wyciągnąć jakieś znaczenie tudzież ustalić wspólny motyw.
Kamelio był na każde skinienie zarówno dla Libeth, jak i swojej siostry. Pod koniec drugiego dnia, dziewczyna wreszcie zaczęła się przez nim otwierać, siadać bliżej z własnej inicjatywy i zadawać więcej pytań o niego samego. Było coś niezwykle ujmującego w obserwowaniu ich nieśmiałych prób zbliżenia się do siebie.
Rdza pozostała przez ten czas cicha i jakby nieobecna. Nie pojawiła się z kolejnych snach i niemal można było zapomnieć, że kiedykolwiek tam była.

Rzeczy zaczęły się zmieniać pod koniec trzeciego dnia i dalej, razem z kolejnymi. Jedne na lepsze, drugie na gorsze.
Ursa wyznał Parii, gdy ta doprowadził w końcu do ich poważnej dyskusji, że za swoich młodszych lat długo robił znacznie gorsze rzeczy, niż Kamelio byłby w stanie w ogóle się dopuścić. Że nie żałuje przyłożenia mu, choć było to tak samo podszyte jego własnym wybuchem emocji spowodowanych bezradnością i wściekłością po zniknięciu Kamelii, jak reakcja Kamelia na zachowanie driady. W rzeczywistości nie był zły, a jedynie zawiedziony, nieważne, jak brutalne i być może okrutne wydać się to mogło z jego strony. Uważał, że stać go na więcej niż to, ale mając jakie takie pojęcie o jego przeszłości (głównie dzięki plotkom swego czasu roznoszonym przez Juliusa), rozumie reagowanie na pewne rzeczy strachem.
Późniejszym wieczorem, jeden z utworów wreszcie przyniósł skutki i Shaoli weszła w swego rodzaju trans. Był krótki, niemal dający się pomylić ze zwyczajnym odpłynięciem myślami, gdyby nie towarzyszące mu, zamglone spojrzenie. Kiedy efekt minął, dziewczyna ocknęła się strapiona i niespokojna. Przyznała, że widziała ogród. Ciemny ogród, pełen dziwnych roślin. Smutny i piękny zarazem, oświetlony przez trzy księżyce lub coś do nich podobnego. Wzbudzał w niej uczucie ogromnej tęsknoty i żalu, których nie umiała wyjaśnić. Po tym też seansie nagle zmęczona, uznała, że położy się dzisiaj wcześniej. Kamelio nie był w tamtej chwili obecny, zbyt zajęty odpisywaniem na liczne listy, które zrzucił na niego Ferros oraz informowaniem wszystkich po kolei o zebraniu dnia następnego. Przyszedł wszakże moment na ogłoszenie decyzji o wybraniu dla nich nowej, tymczasowej, póki co Kamelii. Kobieta, której twarzy nikt nie znał i która miała niedługo zacząć im przewodzić, pojawić się miała dokładnie do tygodnia.

Shaoli zaczęła miewać sny. Dziwne sny, które z każdą kolejną nocą zaczęły zmieniać jej charakter oraz nastawienie. Wydawała się coraz cichsza i ostrożna. Coraz bardziej dojrzała i stanowcza. Dużo chętniej słuchała, niż mówiła, za to do własnego brata ni z tego, ni z owego nabrała jeszcze większego dystansu, niż przy pierwszym spotkaniu. Nie potrafiła lub nie chciała wytłumaczyć tego w żadne sposób. Kamelio nie naciskał i poprosił, aby nie naciskała również Libeth. Wspomnienia mogły się mieszać, mogły wracać w dziwnej kolejności, ale sam był ewidentnie zmartwiony, bo jak sam przyznał, że pamiętał ani jednego dnia, gdzie jego siostra traktowała go w ten sposób.
Rdza wróciła do jej snów i nie tylko, dzięki czemu Paria mogła dostrzec zachodzące i w niej zmiany. Lisek zaczynał tworzyć proste, ale poprawne zdania. Jego głos był trudny do określenia ani żeński, ani damski, jakby nadal niewypracowany do odpowiedniej barwy.
- Nabieram sił. Poznaję słowa. Poznaję... Osoby.
- Lubię rzeczy. Lubię dostawać. Lubię, kiedy bierzesz i dajesz. Sprawia przyjemność. Satysfakcję. Ciepło.
Miało to sens, ponieważ coraz częściej, kiedy ktoś coś jej wręczał, czuła to samo uczucie ciepła i zadowolenia, jak wtedy, gdy jej ojciec oznajmił, że znajdzie dla niej mieszkanie.
- Rzeczy będą się zmieniać. Wkrótce się zmienią. Wszystko się zmieni. Potrzebuję sił. Więcej sił. Dużo wody... Statki. Nie zbliżaj się. Wciąż za mało sił. - usłyszała piątej nocy, zanim wybudziła się ze snu, w którym Rdza polowała na nową zgraję szczurów.
Ursa oraz inny ochotnicy wciąż kopali z Efemą na czele, dopóki nie dokopali się do czegoś... skrajnie dziwacznego. Sporej przestrzeni, jakby samotnej jakby o dość wysokim sklepieniu, w której znaleźli kilka pustych bukłaków. Grunt był zadeptany w dziwny sposób, a zapach wyłapany przez Efeme został uznany za paskudny, dziwny i znajomy. Jeśli prowadziły do niej wcześniej jakieś tunele, zostały zasypane lub zawalone. Ponownie znaleźli się w ślepym zaułku. Nie pomogła niestety luneta Parii, której właściwości dzięki Ursie wreszcie zostały dla niej odgadnione. Spoglądanie w przeszłość było czasowo limitowane na jednej soczewce, podczas gdy druga pozwalała spoglądać wyłącznie poprzez przeszkody.

W dziesięciu dniach, jakie minęły, Paria miała wiele czasu dla siebie, dla Kamelio oraz rodziny, jeśli tego chciała. Wciąż było wiele listów od adoratorów, które czekały na przeczytanie i pośród jakich rzeczywiście trzy wydawały się zaskakująco obiecujące. Wciąż była macocha, która musiała sprawić jej słowne manto w mieszaninie irytacji i tego rzadko spotykanego u niej przejawu zmartwienia. Wciąż był brat, którego należało ochrzanić. Koncerty do zaplanowania i być może zagrania. No i oczywiście wzięcie udział w spotkaniu z nową Kamelią, na której przybycie przygotowano się dzisiejszego popołudnia.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

382
POST POSTACI
Paria
Taniec z Ramirillem sprawiał jej niesamowitą satysfakcję. Zgranie, jakie mieli, choć przecież nigdy przedtem nie było im dane razem tańczyć, było nadzwyczaj imponujące i Libeth doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ale to wtedy, gdy wracała w objęcia niepewnego Kamelio, jej usta rozciągały się w szerokim uśmiechu, na który nie mogła nic poradzić. I jakoś nie przeszkadzał jej fakt, że nie znał tylu figur i nie prowadził najpewniej. Grunt, że sprawiała, że on też czuł się lepiej. Czy miała talent do niezawodnego poprawiania nastroju? Zdecydowanie tak, i zdecydowanie świetnie jej to dzisiaj szło.

Ale w nadchodzących dniach nie było już tak kolorowo.
Paria bardzo starała się pomóc Shaoli, ostatecznie doprowadzając do tego, że coś zaczęło się psuć. Gdy dziewczyna zaczęła miewać dziwne wizje, sny, czy cokolwiek to było, po czym dystansowała się tylko jeszcze bardziej, bardce trudno było nie myśleć o tym, że może powinna była zostawić tę kwestię i pozwolić jej się rozwiązać samej. Bo czy to nie ona była punktem zapalnym tej zmiany? Nie wiedziała. Starała się spędzać z młodą elfką tyle czasu, ile była w stanie jej poświęcić, wciąż kontynuując swoją pracę dla Domu Śnienia i nie rezygnując z tych koncertów, jakie miała na następne dziesięć dni zaplanowane, bo przecież jakoś musiała zarobić na życie. O ile Shaoli chciała jej towarzystwa, Libeth siedziała z nią, przynosząc jej ewentualnie książki, czy grając dla niej, jeśli akurat miała na to ochotę. Niepokój, jaki czuła, był trudny do opisania, ale nie była przecież w stanie zrobić nic więcej, niż czekać, nawet jeśli nie wiedziała na co właściwie czekali.
Tym bardziej wzmożone wysiłki poczyniła, by Kamelio był w stanie przynajmniej raz na jakiś czas oderwać się myślami od problemów. Czasem robiła to, decydując się na głupie żarty, czy to względem niego, czy innych pracowników Domu, gdy wiedziała, że będzie w stanie go tym rozbawić, a czasem po prostu przekierowywała jego uwagę na rzeczy, które wiedziała, że go zainteresują. Jedyne, do czego nie rwała się tak chętnie, jak zwykle, była bliskość fizyczna, choć przecież stanowiła ona dość istotny element ich relacji i nie próbowała przed sobą udawać, że jej tego nie brakuje - w końcu nie tylko struny lutni grały pod palcami elfa tak, jak sobie tego tylko zażyczył. Ale Rdza patrzyła. Okoliczności jednak sprawiały, że łatwo było wytłumaczyć się innymi rzeczami na głowie, brakiem czasu, czy generalnie jej nieobecnością w Domu Śnienia wieczorami.
Wieczorami bowiem Libeth albo grała koncerty gdzieś w centrum Taj'cah, albo przesiadywała w domu, by zrekompensować ojcu stres, którego się najadł. No, matce też, bo przecież wydawała się o nią martwić. Nawet listy od adoratorów przeczytała na dole, w salonie, w ich towarzystwie, żeby wydawało im się, że realnie rozważa któregoś z potencjalnych kandydatów. Niestety, sterta listów odrzuconych rosła w zastraszającym tempie, podczas gdy tylko trzy nadawały się do czegokolwiek. Chyba tylko z przekory względem Kamelio złożyła je z powrotem i zabrała na górę, do swojego pokoju, zostawiając je na ewentualną przyszłość. Pozostałe wylądowały w kominku.
Przynajmniej Rdza stawała się bardziej responsywna. Skoro już lisek żył sobie w jej snach, Paria doceniała możliwość wygodnego porozumiewania się z nią. Bo dlaczego miała tego nie robić? Też była ciekawa tego, jakie wnioski wyciągnie ta istota ze świata, do jakiego trafiła, nawet jeśli snuła tajemnicze i mroczne przepowiednie, ostrzegając bardkę przed statkami. W porządku, mogła się do nich nie zbliżać, żaden problem. Nie planowała w najbliższym czasie grać poza Taj'cah.

Paria starała się wrócić do życia takiego, jak przedtem, choć jednocześnie tak dużo się zmieniło. Nawet jej teoretycznie nieskończone pokłady dobrego nastroju i pozytywnej energii wyczerpywały się, gdy zamykała za sobą drzwi pokoju w domu rodzinnym, albo wsiadała w powóz, by wrócić na noc do Czerwonego Stawu. Przyłapywała się na tym, że tępo wpatruje się przed siebie, przytłoczona problemami, których nigdy nie spodziewała się mieć. Nie planowała tak bardzo przywiązywać się do żadnego miejsca, tymczasem proszę, została członkiem gildii i serce ją bolało, gdy widziała, co tam się dzieje. Ale wystarczało, że przekraczała próg Domu Śnienia i na jej twarz wracał ten zaraźliwy uśmiech, którego wiedziała, że potrzebują. Że potrzebuje tego Efema, Shaoli i Kamelio. Wciąż była tą samą, rozgadaną i roześmianą Parią, którą dobrze znali, tylko czasem bywało to... trudniejsze.
A teraz przychodziły zmiany. Zmiany, na które była gotowa na tyle, na ile można było być gotowym na absolutną niewiadomą.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

383
POST BARDA
Kiedy przybyła do Domu Kamelii, powitana została przez Shaoli i Efeme, które jakby wspólnie wyczekiwały jej przybycia. Obie dziewczyny spędzały ze sobą sporo czasu. Shaoli przyznała się w sekrecie, że inność zaklętej psiny przyprawia ją o dziwny spokój i uczucie bezpieczeństwa.
Po obskoczeniu jej przez wciąż kudłatą Efemę, została poprowadzona do środka. Dzień był wyjątkowo pochmurny i duszny, zupełnie, jakby zapowiadało się na deszcz. Może i się zapowiadało.
- Nie męczy cię to ciągłe podróżowanie? - zagadnęła Shao. Jej krok przestał być energiczny i od jakieś czasu zaczął sprawiać wrażenie wyjątkowo wykalkulowanego. Niemal dostojnego. Zupełnie nie pasowało to jej, w dalszym ciągu dość dziecięcemu wyglądowi. Z innej strony, nie zupełnie też NIE pasowało jej dużo dojrzalszemu spojrzeniu. - Przyjeżdżasz tu każdego dnia. Nie byłoby lepiej, gdybyś zostawała na noc? - w tonie jej głosu pobrzmiała drobna nutka nadziei.
- Siostrzyczka powinna z nami zamieszkać!- podłapała wesoło Efema. - Kiedyś częściej z nami mieszkała!
Przygotowania do powitania nowej Kamelii, choć poczynione niezbyt ochoczo, szły rączo naprzód. Stoliki zostały zastawione całkiem bogato, jak na ich obecne możliwości, choć już na pierwszy rzut oka dało się poznać, że wcale nie TAK bogato, jak nieco ponad tydzień temu, gdy w znacznie większym pośpiechu przygotowano bankiet powitalny dla Parii oraz Shaoli. Szczegół niby drobny, a jednak dostatecznie wiele mówiący tym, którzy byli go świadom.
Naruzel Tjion pojawić się miała w progach Domu w godzinach popołudniowych. Libeth została oficjalnie poproszona przez ich małą wspólnotę o zagranie czegoś podniosłego przed rozpoczęciem wspólnego posiłku, ot dla lepszego rozpoczęcia nowej relacji. Najbardziej nieprzychylna, acz wciąż starająca się podchodzić do sytuacji dojrzale, okazała się tym razem nieoczekiwanie Nuriel.
- Pamiętajcie, że nie możemy dać się zwariować. Jeśli okaże się niemiłą-... - tłumaczyła pośrodku sali kominkowej gronu młodszych Śniących z nietęgimi minami.
- Jeśli okaże się wiedźmą? - podsunął pomocnie i chyba po raz pierwszy w jej obecności dość jadowicie Julius.
Zaskoczona młodzież bezczelnie wyszczerzyła na to zęby. W przeciwieństwie do Nuriel, Ferros nie starał się nawet sprawiać pozorów. Jego niechęć do decyzji Gildii oraz wciąż nieznanej zastępczyni wydawała się przez ostatni tydzień urosnąć do stopnia, gdzie i nienawiść wobec Kamelio zdawała się zejść na drugi plan.
- Jeśli okaże się wyjątkowo niemiłą osobą...! - kontynuowała, rzucając elfowi karcące, choć pozbawione prawdziwego wyrzutu spojrzenie. - Postarajcie się nie odpowiadać tym samym, ale zapamiętujcie wszystko na tyle dokładnie, żeby móc później pomóc Ramirillowi spisać z tego raport.
Pracownicy Domu co rusz wbiegali i wybiegali z kuchni z nowymi potrawami bądź dzbańcami pełnymi napitków. Jeden z takich dzbanków, niesiony akurat przez Tulia, wylądował w rogu, w którym stało niewielkie grono złożone z Ursy, Kamelia, Ramirilla, alchemik Gabin oraz trzech innych, starszych stażem Śniących: ciemnoskórego Regulusa, wschodniego elfa Mat'Tadora i dopiero niedawno poznaną przez Parię Utyt - pulchną goblinkę, która pojawiała się w Domu Kamelii wyłącznie na prośbę szczególnej klienteli. Podobno była świetna w przepowiadaniu mogących nadejść chorób czy nawet czyhać na kogoś śmierci. Był to swoją drogą pierwszy raz, kiedy Kamelio i Ursa rozmawiali znowu przy jednym stole. Rozmowa wydawała się dość zażarta.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

384
POST POSTACI
Paria
- Trochę męczy - przyznała z uśmiechem. - Ale może się okazać, że niedługo będę mieszkać bliżej, więc i podróżowanie będzie mniej uciążliwe. Wiecie, nie mam tu swojego miejsca, swojego pokoju i swojego łóżka, żeby z wami mieszkać.
Teoretycznie mogła nocować u Kamelio, ale w jego niewielkiej komnacie w podziemiach nie było miejsca dla dwóch osób. Nie dla wszystkich jej rzeczy, skrzyń z ubraniami i instrumentów. I nie dla niej samej - Libeth potrzebowała dla siebie trochę więcej przestrzeni i przede wszystkim okna. Mogła schodzić do piwnic i raz na jakiś czas w nich nocować, ale mieszkać? Absolutnie nie wchodziło to w grę. Zwiędłaby jak kwiat, pozbawiony dostępu do słońca.
Po wejściu do sali kominkowej skierowała się do miejsca, z którego zazwyczaj grała. Ustawiła sobie wygodnie krzesło i zdjęła lutnię z pleców, żeby ją nastroić, w międzyczasie przyglądając się wszystkiemu, co działo się wokół. Nie do końca podzielała z góry negatywne nastawienie względem nowej Kamelii, bo przecież nikt nie znał tej kobiety i nikt nie wiedział, czego powinien się po niej spodziewać. Może będzie całkiem w porządku, może profesjonalnie podejdzie do swojej nowej pozycji i sprawdzi się w tej roli równie dobrze, co poprzednia? Owszem, Libeth też brakowało Kamelii, która zawsze służyła jej radą w kwestiach magicznych, zwłaszcza dotyczących żywiołu ognia, gdy elfowi brakowało wiedzy i doświadczenia w tym zakresie. Spędzały razem trochę czasu, nawet jeśli wyłącznie w celach edukacyjnych. Jej brak wyraźnie rzucał się bardce w oczy, nawet jeśli dotąd starsza śniąca była cichą obecnością, nieszczególnie przykuwającą uwagę na co dzień. Zamierzała więc zachować pełen profesjonalizm i przynajmniej ze swojej strony nie zakładać najgorszego, bo zdawała sobie sprawę, że zniknięcie Kamelii nie było przecież winą Naruzel.
Gdy skończyła się stroić i rozgrywać, te kilka minut później, odstawiła instrument oparty o krzesło i wstała, by podejść do pogrążonej w dyskusji grupy, do której należał także Kamelio. Po drodze nalała sobie coś do picia, bo nieprzyjemnie duszny dzień odbijał się na jej samopoczuciu. Nie pomagał nawet fakt, że założyła dziś w miarę cienką, luźną sukienkę - nic nie zmieniało tego, że w powietrzu unosił się zaduch, jakby zanosiło się na porządną burzę. Zamierzała przywitać się, ale też przysłuchać temu, co budziło w nich takie emocje. Zakładała, że nowa zarządczyni. Ona budziła emocje we wszystkich i w sumie nie powinno to Parii dziwić.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

385
POST BARDA
Przyznając Libeth rację z wielkim zawodem wymalowanym na twarzach (lub pysku w przypadku Efemy), obie w zaskakującej ciszy przyglądały się przez parę chwil jej drobnym przygotowaniom, zanim nie zostały poproszone o zmiecenie liści z drogi prowadzącej do Domu. Obie wydawały się nieco zestresowane zamieszaniem związanym z pojawieniem się nowej Kamelii oraz tym, co mogło to dla nich zwiastować. Czterołapa małolata, pod wpływem zasłyszanych dookoła plotek martwiła się, czy w ogóle zostanie polubiona przez tę nową osobistość, z kolei Shaoli, niebędąca Śniącą i niepiastująca żadnego, konkretnego stanowiska, obawiała się nieco o swoje dalsze miejsce w przybytku. W przeciwieństwie do Parii, dzielenie sporego pokoju sypialnego z innymi pracownikami bardzo jej odpowiadało i wywoływało coś na kształt nostalgii. Radość Kamelio była nieporównywalna, kiedy okazało się, że jego siostra instynktownie skierowała się do tego samego, pustego łóżka, które kiedyś należało już do niej. Ponoć przez pierwsze dwa lata w Domu, spali w nim bez przerwy razem.
Poza dwoma młódkami, w trakcie jej pracy przy instrumentach, Parię witały wszystkie osoby, które przemykały to tu, to tam. Wydawało się, że zdobyła w tym miejscu drugą popularność. Nie tylko dzięki przywróceniu Shaoli oraz staniu się oficjalną członkinią ich społeczności, ale również przez fakt, że odkąd się obudziły, nie doszło do żadnego ataku. Ani małego, ani dużego, ani jednego - żadnego.
Cokolwiek wybrała do picia, czy to piwo, czy to sok, czy to owocowa herbata, czy to mieszanka wyjątkowo orzeźwiającej i popularnej ostatnimi czasy wody z wyciśniętymi doń cytrynami i dodatkiem miodu - każdy napój z osobna był niczym zbawienie dla podniebienia. Gabin był dobry nie tylko w udoskonalaniu środków używanych przez Śniących w ich sesjach. W swojej pracowni przeprowadzał różnorakie badania oraz eksperymenty pod kątem własnych wizji i projektów, czego zresztą Libeth widziała już raz efekty. Tym razem, z niewielką pomocą Tulia udało mu się zamknąć wyjątkowo zimną esencję w bardzo twardych, ale niezbyt ciężkich kryształach. Po zetknięciu ich z cieplejszą materią, szybko ją ochładzały. Mija'Zga uprosiła alchemika, żeby pożyczył jej jeden z trzech, cennych kryształów, jakie udało mu się stworzyć. Jak się okazało, świetnie schładzały napoje i w żaden sposób nie zmieniały ich smaku! A wystarczyło je w nich zanurzyć dosłownie na moment!
- A wiesz, nieźle mnie w sumie zastanawiało, dlaczego nagle postanowiłaś przytachać tu swój zielony tyłek, Utyt - usłyszała na wstępie Urse, którego komentarz byłby zabawny, gdyby nie brzmiał dość poważnie. To, że mężczyźnie coraz ciężej było udawać pozytywne nastawienie, wiadomym było mniej więcej od tygodnia. Teraz jednak jego ton nie wydawał się podyktowany rosnącej u niego apatii.
- Na pewno nie po to, żeby oglądać twoją paskudną, włochatą gębę - odparł skrzekliwy głos goblinki, która z kwaśną miną poklepała Ursę po ramieniu. Jej palce przyozdabiały bardzo długie, pomalowane na fioletowo szpony paznokcie.
- Muszę przyznać, że i mnie nie do końca w smak była nagła zmiana planów - dodał od siebie podenerwowany Mat'Tador, znany również po prostu jako "Tadi", pojawiający się w Domu Kamelii niewiele częściej od Utyt. Elf, choć na elfa wyglądał w dużo mniejszym stopniu niż Kamelio, posiadał własne zaplecze i sprzedawał swoje usługi na rzecz Domu Kamelii bezpośrednio w mieście. Był dobrze wychowanym, starszym elfem z krótką bródką i długimi, ciemnymi włosami splecionymi w warkocz. - Jutro z samego rana miała mnie czekać podróż do Karlgardu. Miałem nadzieję złapać Marię Elenę, zanim pogna gdzieś głębiej w kontynent - westchnął i pogładził swój zarost. - Mogę tylko żywić nadzieję, że mimo wszystko nic złego się tym razem nie wydarzy i że ta ekscentryczna kobieta zabawi w cesarskich progach nieco dłużej.
Ramirill, z ramiona splecionymi na klatce piersiowej, wyglądał, jakby coś go mocno gryzło, podczas gdy po Kamelio, jak to po nim, ciężko było cokolwiek powiedzieć. Dopiero dostrzegłszy Parię, młodszy z dwojga spiczastouchów uśmiechnął się i automatycznie wyciągnął do niej rękę.
- Wreszcie ktoś, kto nie będzie przytruwał atmosfery! - ucieszył się Ursa.
- Libeth~ - zaczął Kamelio ze znanym jej, psotnym tonem. - Jakoś tak inaczej dziś wyglądasz. Nie mów! ...nowe buty?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

386
POST POSTACI
Paria
Alkohol nie był dobrym pomysłem. Paria nie wiedziała zresztą, czy w ogóle miała ochotę go dziś pić. Sięgnęła więc po chłodną wodę z cytrusami, licząc tylko na to, że jej temperatura nie wpłynie negatywnie na jej struny głosowe. Ze szklanką w dłoni zbliżyła się do rozmawiających i tak, jak się spodziewała, wszyscy przybyli tylko po to, by zapoznać się z ową Naruzel, choć nie dla wszystkich było to wygodne. Niektórzy musieli pozmieniać plany, dość ambitne, jak słyszała. Maria Elena? Libeth chciałaby ją kiedyś poznać. Wydawała się nadzwyczaj fascynującą postacią i bardka była prawie pewna, że stanowiłaby dla niej doskonałą inspirację. Aż szkoda, że do Karlgardu było jej nie po drodze. Może by i popłynęła, zobaczyć interesujące, południowe miasta, ale całkiem możliwe, że tęskniłaby za bardzo. Za Archipelagiem, naturalnie.
Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu, a dłoń znalazła drogę do wyciągniętej ręki elfa, choć Libeth nie zrobiła niczego, poza kilkoma krokami, by stanąć u jego boku. Wtedy też obiema dłońmi złapała swój napój, uznając tę okoliczność za raczej niewłaściwą do jakichkolwiek wylewności. Potrzymają się za ręce później, tak? Jeszcze będą mieli ku temu okazję.
- To ostatnie, co mogłabym zrobić, Ursa! Przynoszę tylko radość i piękno sztuki, jak zawsze - dygnęła lekko, trochę do krasnoluda, a trochę w ramach przywitania się z zebranymi. Nie musiała się przedstawiać, po pierwsze dlatego, że nawet jeśli nie zdarzało się to często, to widywała się już z tym towarzystwem w murach Domu Śnienia, a po drugie... cóż, była Parią. Parię znali wszyscy, a jak nie znali, to znaczyło, że mają duże braki.
Zmrużyła lekko oczy, słysząc zaczepkę elfa.
- Twoja spostrzegawczość jest oszałamiająca, Kamelio - parsknęła śmiechem, wysuwając w jego stronę stopę w jasnym bucie, którego widział już nie raz. - Cieszę się, że zauważyłeś. Mam też nowe grzebienie we włosach, może to one? - obróciła lekko głowę, prezentując mu złote ozdoby, które przytrzymywały jej fryzurę w sposób, dzięki któremu włosy wciąż były rozpuszczone, ale nie opadały jej na twarz i sprawiały wrażenie ładnie ułożonych.
W rzeczywistości wiedziała, że zbyt rzadko nosiła sukienki, by uniknąć komentarzy przy każdej okazji, gdy miała jedną na sobie. Ta była ładna - elegancka, ale nie za bardzo, w stonowanym kolorze, który dobrze komplementował jej jasną skórę i pociągnięte delikatną czerwienią usta; nie była też ani przesadnie wyuzdana, jak czasem miewała w zwyczaju elfia moda, ani nie zakrywała jej całej, od stóp do głów. Niestety, uniemożliwiała taniec, bo przy pierwszej lepszej efektownej figurze Paria wylądowałaby z dupskiem na wierzchu, więc nikt się chyba nie dziwił, że z reguły preferowała szerokie spodnie? Dziś w każdym razie miała tylko grać, nie tańczyć. Poważnie i z odpowiednim szacunkiem do sytuacji, w dodatku. Satyry i prześmiewcze pioseneczki musiała chwilowo odstawić na bok, ale nie miała z tym problemu - poważny repertuar też posiadała, nawet jeśli trudno było w to uwierzyć, gdy się ją znało.
- Widzę, że dzisiejsze wydarzenie wszystkim popsuło plany? - zagadnęła. Jej głos pozbawiony był zatroskania, jakie widziała na twarzy Ramirilla i przede wszystkim Ursy. - To tylko formalność. Sądzę, że nie ma co zakładać najgorszego. Każdy, kto kiedykolwiek zarządzał jakąkolwiek grupą, musi wiedzieć o tym, że pewnych rzeczy lepiej nie ruszać. Naruzel nie wprowadzi od wejścia dziesiątek zmian. Każde miejsce rządzi się swoimi prawami, czyż nie? To ona będzie musiała odnaleźć się tutaj, w naszym świecie, nie my w jej własnym. Jestem pewna, że zdaje sobie z tego sprawę, kimkolwiek jest. Powitamy ją i... - wzruszyła nieznacznie ramionami. - Będziemy się docierać. Zapewne zajmie to trochę czasu, jak jest ze wszystkim. Nowe struny też nie brzmią od razu dobrze.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

387
POST BARDA
Nie wyglądało na to, żeby i Kamelio miał w planach jakiekolwiek obściskiwanie się w towarzystwie, absolutnie kontent ze znalezienia się Libeth w polu zasięgu. Dopiero od niedawna w ogóle skory był okazywać jakąkolwiek bliskość fizyczną w obecności osób trzecich, a i ta z reguły była dość dyskretna.
Z bliska dało się zauważyć, że lekkie cienie wreszcie zaczęły pojawiać się pod zmęczonymi oczami Ursy. Nic dziwnego, skoro nawet najnowsze odkrycie związane z poszukiwaniami nie było w stanie naprowadzić ich tak naprawdę na nic konkretnego.
Kamelio pstryknął głośno palcami zdrowej dłoni.
- Masz mnie! Tego nie zauważyłem!
- Nadal nie mogę uwierzyć, że gościmy pannę Parię w swoich szeregach - usłyszała ze strony przyglądającego się jej z zaintrygowaniem Regulusa. Mężczyzna był sporym fanem jej występów. Zawsze z wielkim zapałem wypatrywał jej występów, a swojego entuzjazmu nie krył zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodziły bardziej sprośne lub komiczne kawałki.
- Bądź tak miły i nie zacznij się nam ślinić, kiedy tylko padną pierwsze nuty - wyszczerzyła się wrednie Utyt, na co Regulus rzucił jej iście obruszonym spojrzeniem. - Na pewno słyszałeś, jak skończyła ostatnia osoba, która zbyt obsesyjnie pożądała talentu wydobywającego się spod tych ślicznych paluszków, hmm?
Sama Utyt obdarzyła Libeth spojrzeniem niebywale dumnym. Zupełnie, niczym matka patrząca na dziecko, któremu udało się osiągnąć najwyższy sukces.
- Odrobinę taktu, Utyt - skarcił Mat'Tador, którego Utyt z nieschodzącym z twarzy uśmiechem obdarzyła wulgarnym gestem dłoni.
W kwestii wyszukanych wulgaryzmów oraz obraźliwych gestów, wyłącznie gobliny mogły rywalizować z krasnoludami. Szczęśliwie, zarówno Utyt, jak i Ursa znacznie powstrzymywali się, kiedy ich cztery litery zagrzewały miejsce w murach Domu.
Świeżo odczarowany astrój nieco uległ zmianie, gdy Paria postanowiła zagaić temat nowej Kamelii. Zebrani przez chwilę w ciszy wymieniali spojrzenia, zanim Utyt jako pierwsza nie kliknęła swoim długim językiem o podniebienie.
- Widzisz dziewczyno, problem w tym, że to wcale nie Naruzel stanowi powód przybycia tutaj dzisiaj niektórych z nas - tu znacząco spojrzała w stronę Mat'Tador, który niemal perfekcyjnie skopiował wyraz zatroskania, który powrócił na twarz Ramirilla.
- Coś dziwnego wisi w powietrzu od dłuższego czasu - westchnął starszy elf. - Magowie wielu gildii, uczeni i wyznawcy Sulona starają się nie wprowadzać niepotrzebnej paniki, kiedy wszyscy i tak czują już niepewnie, ale dobrze wiedzą, że coś się święci. Pojawiają się niepokojące znaki, które gdy zostały zignorowane ostatnim razem, sprowadziły na nas Zaćmienie.
- Z tą różnicą, że tym razem znaki śmierdzą trupem - wtrąciła ostro i odrobinę zbyt głośno Utyt, na co Kamelio syknął ostrzegawczo. - Tak, tak, my nie chcemy wprowadzać paniki, więc nie zamierzamy na razie mówić o tym głośno - prychnęła i wywróciła oczami. - Coś kazało mi tu dzisiaj przyleźć. Tak samo, jak Tadiemu - podbródkiem wskazała elfa. - I wciąż szczerze wątpię, żeby Naruzel mogła mieć z tym coś wspólnego - dodała, rzucając Ramirillowi powątpiewające spojrzenie.
- Ryby od jakiegoś czasu znikały z miejsc, w których zazwyczaj tworzyły ich całe ławice - zaczął wymieniać Kamelio. - Nawet rekiny nie polują już w przybrzeżnych wodach. Kilka grup delfinów znaleziono na plażach i gdy usiłowano je zaciągać z powrotem do wody, w panice nawracały w stronę brzegu. Znajdowane są martwe ptaki wodne, wyrzucane przez fale. Podobno rybacy widywali, jak nagle spadały z nieba do wody, niczym strzelone niewidzialnym gronem. Nie mówiąc o tornadach na spokojnych wodach, wielkich wirach wodnych i znikających łodziach.
W miarę wsłuchiwania się, Libeth mogła poczuć, jak znajome, chociaż wciąż względnie nowe uczucie ciepła rozlewa się po jej ciele. Rdza dawała o siebie znać.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

388
POST POSTACI
Paria
Libeth uśmiechnęła się szeroko w reakcji na słowa Regulusa i już chciała coś mu odpowiedzieć, gdy wtrąciła się Utyt.
- Za obsesyjne podziękuję - zaśmiała się. - Ale lubię wiedzieć, że moja muzyka trafia do publiczności. Te słowa dużo dla mnie znaczą, nawet jeśli dzisiaj nie mam w repertuarze utworów przez Regulusa preferowanych.
Skinęła głową w kierunku mężczyzny, bo dobrze wiedziała, czego lubił słuchać.
Zgodnie z tym, co powiedział Ursa, daleka była od psucia atmosfery, ale jednak gdy zaczęli jej tłumaczyć, z czego wynika ich dzisiejsze zebranie i emanujący od nich we wszystkie strony niepokój, Libeth poczuła się jak głupiutkie dziewczę, które nieproszone i niepytane odzywało się, nie mając o niczym pojęcia.
- Och. Rozumiem - zamilkła na moment. - Wyszłam na straszną ignorantkę. Tak to jest, jak się nie trzyma języka na wodzy. Wybaczcie.
Na chwilę ukryła się za kubkiem, skupiając się na piciu. Zaćmienia nie wspominała dobrze, nawet jeśli nie uderzyło ono w nią tak mocno, jak w Kamelio. Ona musiała jedynie znosić kakofonię dźwięków i dziwną gorączkę, ale przecież głównie przespała to wydarzenie. Wciąż jednak odbiło się ono echem nie tylko w Domu Śnienia, ale w całym mieście. Skutki tragedii, jakie miały miejsce przez te kilka dni, wciąż było gdzieniegdzie widać. Ofiary, którym nie dało się przywrócić życia, zwęglone szkielety domów, które spłonęły w pożarach... Paria planowała ubrać tę historię w słowa i nadać jej melodię, ale od wielu miesięcy nie potrafiła. Śpiewała o wielu rzeczach, ale o zaćmieniu... po prostu nie. Nawet pergamin z upiorną kołysanką zwinęła i schowała do tuby, do której nie zaglądała od wielu, wielu dni.
Rdza też ją ostrzegała. Kazała jej trzymać się z dala od statków i zapewne nie miała na myśli samych drewnianych konstruktów, a morza, po których pływały. Rdza o czymś wiedziała. Libeth musiała z nią porozmawiać i spróbować wyciągnąć od niej więcej informacji, nawet jeśli było to tylko jej bliżej nieokreślone przeczucie.
- Faktycznie... o tym słyszałam - przyznała ostrożnie. - O niebezpieczeństwach, czyhających na morzu, chociaż nic konkretnego. Osobiście od portu ostatnimi czasy trzymałam się z daleka, nie czekają mnie też chwilowo żadne podróże, ale rozumiem, że nie każdy może ukrywać się przed potencjalnym niebezpieczeństwem na lądzie. Może z tego wszystkiego to i lepiej, Tadi, że twoja podróż do Karlgardu została tymczasowo odsunięta w czasie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

389
POST BARDA
Kamelio wydał z siebie dźwięk zaprzeczenia, podczas gdy w tym samym czasie Ramirill rzucił krótkim, ale zaskakująco stanowcze jak na niego: "Bzdura".
- Logicznym wydałoby się sądzić, że nasze narzekania skupią się na nowej Kamelii - zwrócił się do niej Tadi, na którego słowa Ursa skrzywił się brzydko. - Nie staralibyśmy się zresztą zaprzeczać twoim przypuszczeniom, gdyby Kamelio nie zapewniał wcześniej, że nie będziesz tego dalej rozpowiadać. Dom dostatecznie chwiał się w posadach przez ostatnie miesiące. Wszyscy byli w ciągłym stresie i strachu. Dolewanie oliwy do ognia byłoby tutaj zbędne.
Jeśli plotki starano się uciszać na mieście, a i w Domu nie były one rozpowszechnione, Libeth nie musiała czuć się źle ze swoim brakiem wiedzy. Mając na głowie to, co miała przez ostatnie dni, gdzie w tym wszystkim było jeszcze miejsce na przysłuchiwanie się miejskim pogłoskom. W jej rodzinnej rezydencji też na pewno nikt o niczym podobnym nie wspominał.
- Sam dowiedziałem się o wszystkim dopiero dzisiaj - wtrącił Kamelio, żeby sytuacja nie stworzyła między nimi przypadkowego nieporozumienia o zatajaniu kolejnych spraw. - Za co wdzięczny mogę być jak zwykle Ferrosowi.
- Mimo to, odwalił za ciebie kawał dobrej roboty - przypomniał mu Ramirill, brzmiący dzisiaj nie tylko nienaturalnie poważnie, ale też zaskakująco mało melodyjnie i beztrosko. - Nie staram się usprawiedliwić jego złośliwości, ale sam przyznasz, drogi Steczko, że część winy leży również po twojej stronie.
Kamelio nie odpowiedział, uśmiechając się za to ze znajomą sztucznością. Był to, "prędzej zjem zepsutą i przeżartą przez robaki rybę, niż przyznam ci rację" uśmiech.
- W każdym razie, jesteśmy tu dzisiaj przede wszystkim po to, żeby mieć nad wszystkim pieczę - przełamał się przez lekkie napięcie Regulus, uśmiechając pocieszająco do Parii. - Karlgard nie ucieknie i miejmy nadzieję, że Maria Elena również. No! Spróbujcie o tym zbyt wiele nie myśleć. Wy, młodzi, powinniście skorzystać z nowej okazji i po prostu porządnie się najeść. Jako najstarsi, dołożyliśmy od siebie, żeby na stołach nie piszczało dzisiaj biedą. Tak jak mówisz, młoda Pario, to nowa nadzorczyni będzie musiała się u nas odnaleźć. Zbyt wielu tutaj zapomina, że w przeciwieństwie do innych gildii, przywódcy Gildii Śnienia są łatwi do zastąpienia, a ich decyzje do podważenia, kiedy nie zgadza się z nimi większość. Nasza poprzednia, słodka Kamelia, nie zostanie zapomniana i jeśli-... Ekhm, gdy tylko się znajdzie, zostanie bez mgnienia oka przywrócona na swoje stanowisko. Jestem tego pewien!
Podczas gdy Regulus usiłował podnieść ich na duchu, ciepło rozległo się w okolicy podbrzusza Libeth. Stopniowo powędrowało wyżej i gdy w następnej chwili zamrugała, zobaczyła lekkie, bursztynowe aury owiewające postaci zebranych dookoła niej osób.
- Czują - usłyszała cichy głos w swojej głowie. - Czują. Widzą. Ale nie wiedzą. ...Ktoś inny wie.
Głos Rdzy, wciąż ciężki do określenia mianem żeńskiego lub męskiego, wydawał się mniej beznamiętny niż zazwyczaj. Libeth mogłaby przysiąc, że brzmiał niemalże na podniecony, choćby było w niem też coś ostrożnego.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

390
POST POSTACI
Paria
- Kamelio ma rację, nie zamierzam niczego rozpowiadać - Paria uniosła dłonie w uspokajającym geście. - Mam w zwyczaju robić to z rzeczami, które ludzi bawią, ale nie zamierzam być posłańcem złych wieści dla całego miasta.
Kwestia konfliktu pomiędzy elfami była niestety poza zasięgiem jej możliwości, jeśli chodziło o zmuszenie ich do uprzejmej współpracy. No, współpraca im nawet czasem wychodziła, ale na uprzejmości nie było co liczyć. Tymi za to Ferrosa częstowała Libeth, przy każdej możliwej okazji, wplatając w nie swoje standardowe małe złośliwostki i przytyki. On nie czuł się w jej towarzystwie jeszcze na tyle swobodnie, by odwdzięczać się tym samym, ale bardka była prawie pewna, że w słownej potyczce i tak nie miałby z nią szans, gdyby postanowił pewnego dnia zacząć traktować ją tak samo, jak traktował bliskiego jej Kamelio.
Z przekonaniem pokiwała głową, zgadzając się ze słowami Regulusa. To samo mówili jej wszyscy, przez miesiące jej współpracy z Domem Śnienia - byli gildią, która nie miała zwierzchnika, odpowiedzialnego za wszelkie decyzje. Właściwie nie wiedziała, czym dokładnie zajmowała się Kamelia i czym będzie zajmować się Naruzel, ale tak czy inaczej panowała tu silna demokracja. Jeśli kobieta się nie odnajdzie, pozostali pracownicy znajdą sposób, żeby wcześniej czy później to stanowisko zajął ktoś inny. Nie wspominając o fakcie, iż w każdej chwili Kamelia mogła wrócić, na co przecież wszyscy, łącznie z samą Parią, gorąco liczyli.
Potem jednak odezwała się Rdza. Libeth zamarła, nieprzyzwyczajona do tego, by kontaktowała się ona z nią za dnia, gdy była w pełni świadoma i skupiona na rozmowie z kimś innym. Trochę nieprzytomnie przesunęła dłonią po brzuchu, drogą, którą przed chwilą rozeszło się znajome ciepło, a potem odstawiła swój kubek na stół, gdzieś obok Kamelio, nie poświęcając temu szczególnie dużo uwagi. Odwróciła się od otoczonych pomarańczową aurą rozmówców i przesunęła spojrzeniem po pozostałych zebranych w sali kominkowej.
Kto wie? Ty wiesz? Powiedz mi, jeśli wiesz.
Wyszukała w tłumie Shaoli i to w nią wbiła wzrok swoich jasnych oczu. To Shaoli zachowywała się dziwnie ostatnimi czasy, była ostrożna i pełna niepokoju. Chyba naturalnym było, że stanowiła pierwsze jej przypuszczenie.
Może to Shaoli? Wie, ale nie pamięta?
Obrazek

Wróć do „Stolica”