POST BARDA
Tobias przekręcił głowę w bok i odkaszlnął ostentacyjnie w zamkniętą w pięść dłoń. Trudno było go prawdziwie zawstydzić, a jeszcze trudniej było to po nim poznać. Paria była jednak w stanie dostrzec śladowy konflikt w jego oczach i być może był to najbliższy tego sygnał.- Cóż - zaczął profesjonalnie dyplomatycznym tonem. - Nigdy nie wspomniał nic o byciu jej rodziną. Zostawianie go z wami samego wydawało mi się więc bardzo nie na miejscu.
Zważywszy na wychowanie, jakie zapewniano wyższej klasie, wysoce nietaktownym było dla osób ich pokroju pozostawianie niezamężnej kobiety sam na sam z równie nieożenionym mężczyzną. Patrząc z tego punktu widzenia, oburzenie jej ojca nie było zupełnie nieuzasadnione. Nawet jeśli świat, do którego wkroczył, daleki był od tego typu ideałów i zasad.
Reakcja mężczyzny na widok cienia, który ni stąd, ni zowąd poruszył się w nienaturalny dla siebie sposób, byłaby pewnie dużo bardziej zabawna, gdyby nie nagłe uderzenie duszności, lekkie zawroty oraz słabość w nogach. Całe szczęście dla niej, nie trwało to długo i dolegliwości szybko zaczęły przemijać, gdy tylko ucięła zaklęcie. Tymczasem robiąc wielkie oczy i wzdrygając się, Tobias gwałtownie wyprostował się w siadzie, nogi wsuwając odruchowo głębiej pod ławkę.
Nie tylko Kamelia, ale również Kamelio ostrzegał ją niegdyś wielokrotnie, jeszcze na początku jej nauki, jak niebezpiecznym dla maga było wyzucie się z płynącej w jej ciele Vitea. Teraz otrzymała tego przedsmak.
- Libeth! - zaprotestował na poły zszokowany, na poły zdumiony. - Proszę, ostrzeż następnym razem swojego staruszka! Dobrze już, zrozumiałem... Na tyle, na ile człowiek nieobyty z magią zrozumieć może. Dom Kamelii jest dla ciebie ważny. Rozwijanie swoich zdolności jest dla ciebie ważne. Pomyśleć, że tańce, gra i śpiewy przestaną ci kiedyś wystarczyć - pomrukiwał, wciąż nieufnie przyglądając się cieniom pod ich nogami.
Wbrew całej popularności magii w Taj'cah, dom von Darher nigdy nie witał w swoich progach zbyt wielu osób uzdolnionych w tym kierunku. Ich największą stycznością było tak naprawdę korzystanie z usług magów wyspecjalizowanych w medycynie, jeśli sytuacja tego wymagała. Dokładnie takich, jak Rash'putin.
Wysłuchując jej, Tobias wydał z siebie pomruk zastanowienia.
- Nie znam elfiego młodzieńca na tyle dobrze, żeby znaleźć dla ciebie odpowiedź - odparł, po raz pierwszy nie brzmiąc, jakby samo wspominanie o nim go drażniło. Być może nie potrafił do końca źle wypowiadać się o osobie, która podobnie, jak on, znalazła się w sytuacji, w której ponad wszystko obawiała się utraty najbliższej rodziny. - Jeśli chcesz wiedzieć, czemu nie zapytasz? Potrafisz być zabójczo bezpośrednia, kiedy tylko chcesz. Swoją drogą. Jest coś, co mnie nurtuje w tym, co właśnie powiedziałaś. Wspomniałaś o tej... Efemie. Wielkim, dziwacznym psie, jeśli mnie pamięć nie myli? Wspominasz zwierzę, ale wypowiadasz się o nim, jak o osobie.
Umysł Tobiasa nie był ostry i przenikliwy wyłącznie wtedy, gdy miał przed sobą ofertę handlową, co działało zarówno na plus, jak i na minus. To drugie głównie dla jego współrozmówców rzecz jasna. Przynajmniej część dotyczącą przyszłego miejsca zamieszkania zakończył zgodnym skinieniem głowy. ... Jakkolwiek wciąż ciężko było się po nim spodziewać, że zadowoli go mały, wyłącznie dwupokojowy domeczek.
- Wiesz na ten temat znacznie więcej niż ja, Libeth - uśmiechnął się do niej odrobinę niepewnie, gdy zastanawiała się nad zagadką dziedziczenia magii. - Masz też dookoła siebie znacznie więcej osób, które być może potrafiłyby ci odpowiedzieć.
Przez chwilę obydwoje studiowali nawzajem swoje twarze. W przeciwieństwie do niej, spojrzenie Tobiasa było znacznie odleglejsze.
- Bardzo - odpowiedział w końcu z westchnieniem. - Choć jeszcze bardziej do jej młodszego brata, jeśli mam być kompletnie szczery - dodał.