POST BARDA
-
Tch, tch - elf kliknął językiem o podniebienie. -
Nadal zamierzasz mnie rozliczać z tego nieszczęśliwego doboru słów? - westchnął ciężko, usiłując ukryć niezręczność, w jaką mimo wszystko wprawił go ten przytyk.
Unosząc ręce lekko ku górze, ostatecznie jednak przyjął poddańczą postawę, z niedowierzaniem kręcąc głową na parodię wykonywanych przez Parię gestów.
-
Rozumiem, rozumiem. Rozumiem i przepraszam. Jestem jeno maluczkim elfem, którego nigdy nie uczono poprawnego zachowania ni etykiety - zakwilił cicho, co było oczywistą banialuką. Obracając się wokół kobiety pokroju baronowej, Kamelio zwyczajnie nie mógł nie zapoznać się z tego typu kwestiami. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak swobodnie wychodziło mu odgrywanie roli barda pomiędzy resztą snobistycznego, arystokratycznego światka zaledwie kilka dni wstecz.
-
Z tego też powody jestem pewien, że ta drobna gafa mimo wszystko zostanie mi wybaczona - zakończył pewny siebie, puszczając jej jeszcze raz oczko.
Atmosfera panująca w otoczeniu była zaskakująco komfortowa. Znajomy zgiełk oraz wszechobecny ruch nastrajał dużo lepiej, niż niezręczna cisza, jaka mogłaby ją czekać w styczności z dużo sztywniejszym lub bardziej podejrzliwym towarzystwem.
Ursa chętnie odpowiedział grzecznością na grzeczność, przy okazji przedstawiając towarzyszącego mu gnoma, jako ich głównego alchemika. Niestety, imienia uśmiechającego się pod śmiesznie podkręconym na dwie strony wąsem mężczyzny nie była w stanie wyłapać przez ogólny raban. Jeśli jednak dobrze pamiętała, to właśnie u niego szkolić się miał Tulio, zgodnie z opowieściami pewnego trefnisia.
Paria została usadowiona przy stoliku ulokowanym naprzeciwko tego, przy którym siedział Kamelio, a dwa dalej na prawo od zajmowanego przez Ursę wraz z alchemikiem i dziewczynkami. Choć nie miała wcześniej okazji poznać osób, jakie obecnie dzieliły z nią stolik i które w głównej mierze zagajały rozmowami, bez dwóch zdań rozpoznała chłopaczka napotkanego podczas przechadzki z Zairą, a który przesiadywał wówczas wraz z kilkoma plotkującymi kobietami. Nie licząc Efemy i Miry, wyglądał na najmłodszego w gronie. Jedna z chętniej wypytujących Libeth i wydająca się jej fanką, przedstawiła go, jako "
Lukę".
Masa imion przelewała się przez pomieszczenie, gdy i sąsiednie stoliki dołączały się do rozmów. Mimo dobrej pamięci, Paria nie miała szansy zapamiętać wszystkich - a przynajmniej nie na ten moment. Co też nie było specjalnym problemem. Jeśli miała spędzić tu jeszcze jakiś czas, na pewno będzie miała ku temu sporo okazji.
Tematy przeskakiwały z jednego na drugi i nikt z obecnych nie próbował nadmiernie wciskać nosa tam, gdzie wciskać go nie należało. Większość Śniących wydawała się naturalnie czuła lub też zwyczajnie dobrze przeszkolona w wyłapywaniu nawet całkiem subtelnych aluzji. Jeśli się nad tym zastanowić, miało to sporo sensu. Podobnie jak kupcy, każdy z nich zajmował się sprzedażą pewnego rodzaju usług. Spełnianie oczekiwań, które wcześniej należało dobrze odczytać i zinterpretować, było częścią ich pracy.
Wszystko to, wraz z przepysznym jedzeniem oraz dobrym napitkiem sprawiało, że Libeth poczuła się niemalże, jak na jednej z biesiad organizowanych w trakcie drobnych festynów oraz festiwali, na których również zdarzało się jej grywać. Było wręcz swojsko.
Oddający się rozmowom, które czasami przeskakiwał i na jej stolik Kamelio, nie omieszkał tu i ówdzie zerknąć w jej stronę, jakby upewniając się, że wszystko gra. Mimo iż był w tym raczej dyskretny, ktoś nawet zaczepnie mu to wyrzucił, na co niczym duch pojawiła się znikąd Nuriel, absolutnie
przypadkiem uderzając żartownisia dzbankiem w tył głowy. Choć nie kręciła się dookoła niego jakoś specjalnie natrętnie i nie próbowała zająć rozmową, sama rzucała mu dłuuugie spojrzenia ze swojego miejsca nieco dalej, z którego często odchodziła tylko po to, aby zabrać coś do jedzenia ze stolika zajmowanego przez elfa. To było... Trochę zabawne, a jednocześnie trochę przykre zważywszy na to, jak bardzo ślepy na jej zagrania zdawał się Kamelio.
Mija dołączyła do reszty zgromadzenia mniej więcej w połowie kolacji, donosząc ostatni półmisek owoców. Odstawiając go, bez jakichkolwiek niezręczności szturchnęła bosą stopą rudowłosą Śniącą, zajmującą miejsce obok Libeth. Kręcąc nieco głową, ale również nie robiąc sobie z tego wiele, kobieta przesunęła się i ścisnęła bardziej z sąsiadami, aby zrobić dostatecznie wiele miejsca dla olbrzymki.
Pierwsze padły od niej oczywiście pytania odnośnie samopoczucia Parii, dalej dotyczące jedzenia, a jeszcze później tego, czy nikt nie sprawiał jej dotąd kłopotów. Jeśli tak, orczyca od razu zobligowała się spuścić ewentualnemu śmiałkowi łomot, co spotkało się zarówno ze śmiechem ze strony co poniektórych, jak i całkiem przekonującymi przytakiwaniami.
Czas mijał szybko w przyjaznej atmosferze i nikt nie zauważył, kiedy dokładnie ściemniło się za oknami. Zmęczenie, pełny brzuch oraz spożyta ilość alkoholu zaczęły jednakowoż dawać się powoli we znaki.