Dom Śnienia Kamelii

31
POST POSTACI
Paria
Z zaciekawieniem obserwowała wszystko, co mijały, gdy Zaira prowadziła ją przez Dom. Zmierzyła spojrzeniem grupkę osób zebranych w jednej z sypialni, czyżby tutejszych pracowników? Na to by wychodziło, biorąc pod uwagę komentarz medyczki. Uśmiechnęła się do nich tylko krótko i rzuciła w eter przywitanie. Czy ją znali, czy też nie, w tej chwili nie miało to wielkiego znaczenia - Paria w końcu była ubrana normalnie i nie czuła potrzeby ukrywania się przed spojrzeniami postronnych, a skoro była prowadzona przez pracującą tu, starszą kobietę, której ewidentnie wszyscy się bali, to nie musiała się też tłumaczyć. No i faktycznie, bardzo dużo roboty było, jak widać po ich ogromnym zaangażowaniu. Z pewnością pomoc Libeth będzie nieoceniona.
- Kim jest Kamelia? - spytała, gdy opuściły sypialnię i znalazły się w głównej sali. - To znaczy, domyślam się, kim jest, czy będzie mi dane ją spotkać? I w sumie jak już przy Kamelii jesteśmy, to czy ktoś już zajął się rękami Kame... Ste... Kamelio?
Sala kominkowa była urzekająca. Libeth lubiła miejsca takie, jak to, ciepłą kolorystykę tawern i migotliwe płomienie lamp. Tutaj wiele dodawał wystrój, tajemniczy i orientalny, który sprawiał, że kobieta przez długą chwilę rozglądała się tylko, chłonąc atmosferę tego miejsca. Mogłaby tutaj grać, gdyby okoliczności były inne, a instytucja taka, jak Dom Śnienia, byłaby zainteresowana współpracą. To jednak nie była karczma.
Ciekawa była, ile osób takich jak ona mieli teraz pod swoją opieką. Ilu zostało zamkniętych w momencie zabarykadowania domu podczas zaćmienia? Ilu leżało nieprzytomnych, wymagających stałego nadzoru? Prawdopodobnie wszyscy, którzy tu pracowali jako śniący, bo przecież całe funkcjonowanie tego przybytku opierało się na magii. Na krótką chwilę Paria zupełnie zapomniała o tym, dlaczego się tu w ogóle znalazła i jaki był jej cel, zamiast tego skupiając się na tym, co ją otaczało w tym momencie. Nigdy nie była najlepsza w koncentrowaniu się na jednej rzeczy, zwłaszcza, gdy było tyle rozpraszaczy wokół. Może dlatego nigdy nie zrobiła niczego konstruktywnego z własną magią.
- Mija, jak dobrze cię widzieć - odpowiedziała uśmiechem i podeszła do szynkwasu, by oprzeć się o niego łokciami. - Wszystko wygląda dość spokojnie, dawno skończyło się zaćmienie? Nie jesteście już zabarykadowani? Noga chyba w porządku. Nie boli.
Poruszyła nogą, sprawdzając, czy mówi prawdę i jednocześnie przesunęła spojrzeniem po zebranych, szukając kogoś, kto mógł wyglądać jak wspomniana wcześniej Kamelia. Nie miała pojęcia, po czym mogłaby ją rozpoznać. Więcej biżuterii?
- Znalazłoby się dla mnie coś do jedzenia? Nie wiem, ile minęło dni, ale mój żołądek najwyraźniej wie doskonale. Umieram z głodu.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

32
POST BARDA
- W najprostszym i najszybszym tłumaczeniu? Kamelia jest nadzorczynią Domu Kamelii. Zanim jednak odniesiesz błędne wrażenie co do jej roli - zaczęła tłumaczyć Zaira, unosząc w górę palec wskazujący prawej dłoni. - Tak, pełni swego rodzaju rolę przywódczyni. Nie, nie robi to z niej nikogo bardziej uprzywilejowanego od całej reszty. Domy Śnienia nie lubią nikogo wywyższać. Nie ma tu ludzi bardziej ani mniej uprzywilejowanych. Jedynie ci z nieco mniejszym lub większym zakresem obowiązków. Młody Steczko nie za wiele ci powiedział, zanim cię tu zaciągnął, zdaje się? Nie, żebym chciała być wścibska - staruszka wzruszyła ramionami, wygrzebując z szerokiej kieszeni na przodzie swojej tuniki znaną już Parii fajkę. Chwilę nią kręciła i obracała między palcami, upewniając się, czy aby na pewno dobrze została nabita, zanim odpaliła ją od jednej z mijanych po drodze świec - rozpalonych o tej porze dnia najpewniej tylko i wyłącznie dla utrzymania odpowiedniego klimatu.
- Stjepan, Steczko, Kamelio - kontynuowała uzdrowicielka, akcentując wyraźnie każde z osobna. - Jedna i ta sama osoba. Lepiej nie zwracać się do niego tym pierwszym. Potwornie drażliwy temat - zaśmiała się, choć w śmiechu tym było coś sztucznego, czego Libeth nie potrafiła rozgryźć. - Dłonie niedługo też mogą się niestety stać drażliwym tematem. Większość spośród tych, którzy znają się na uzdrawianiu magią, rozlatała się i pomaga teraz w mieście ofiarom Zaćmienia. Kamelia i paru bardziej buntowniczych młokosów wyszło złapać i zaciągnąć kogoś dostatecznie skutecznego. Jak będzie, zobaczymy.
Jakkolwiek intrygująco i ciekawie by to nie brzmiało, oznaczało przede wszystkim, że sprawa doprowadzenia dłoni elfa do lepszego stanu mocno się skomplikowała. Paria nie mogła wiedzieć, lecz miała słuszne prawo przypuszczać, że czas odgrywał bądź co bądź ważną rolę w leczeniu każdego rodzaju uszkodzeń ciała. Im szybciej, tym lepiej. Tymczasem od zmasakrowania dłoni Kamelio minęły już dobrze trzy dni. Magia magią, wszystko miało swoje własne ograniczenia.
Zaira tą czy inną drogą nie zamierzała dalej brnąć w temat i tylko lekko, lecz ze specyficzną stanowczością pchnęła Libeth w stronę lady, gdy Mija wreszcie zwróciła na nie uwagę.
- No! A teraz coś z przyjemniejszych rzeczy. Mija! - Mija stanęła niemalże na baczność pod wpływem głosu Zairy. Interesująca reakcja. - Nakarm naszego gościa i zajmij na jakiś czas, jeśli łaska. Wracam do pacjenta, który najprawdopodobniej właśnie w tym momencie zapewne poci się nad zabawianiem kogoś, kto miał pomóc w wyłapywaniu szczurów w piwnicy.
Nie żegnając się w żaden sposób, staruszka pociągnęła z fajki i wypuszczając gęsty obłok pachnącego jabłkami (???) dymu, odwróciła się na pięcie, aby udać w drogę powrotną. Orczyca odczekała słuszną chwilę, równą zniknięciu Zairy w tej samej wnęce, z której wcześniej wyszły z Parią, zanim zdecydowała się kontynuować konwersację.
- Księżyce rozeszły się przed świtem. Dobre trzy dni mieliśmy tutej nieprzerwaną noc i ludzi w bolączkach! Dobrze, że to już koniec. Oka nie dało się zmrużyć - oczy Miji wciąż były wyraźnie podkrążone na dowód jej słów. - Deski i barykady już żeśmy pozrywali i pościągali. Będzie sporo do naprawy, ale większość wciąż potrzebuje nieco odpoczynku - tu wskazała na ludzi zebranych dookoła. - Ale co ja ci będę głowę zawracać! Na co masz ochotę?
Wychodząc szybko zza baru, olbrzymka ponagliła Parię ruchem ogromnej dłoni do podążenia za sobą, aby zaraz zaprowadzić ją do pomieszczenia, które najwyraźniej robiło za kuchnię oraz spiżarnię jednocześnie. Było w niej czysto, choć zdecydowanie brakowało szafek oraz półek do pomieszczenia wszelkiej ilości kociołków i brytfann, które walały się dosłownie wszędzie. Dwóch mężczyzn, jeden młodszy, drugi znowu w średnim wieku, starali się uporządkować część przeznaczoną na spiżarnię. Starszy uśmiechnął się do połowy już tylko pełnym z braku niektórych zębów uśmiechem, podczas gdy młodszy tylko grzecznie i dość ostrożnie kiwnął Libeth na powitanie głową.
- Jeśli jest coś, co lubisz i co mamy, mogę spróbować to ugotować! Jestem w to dobra! - zachęcała entuzjastycznie Mija. - Chyba że wolisz mięsnego placka? Zostało nam trochu ze śniadania.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

33
POST POSTACI
Paria
- Oczywiście, że nie za wiele mi powiedział - Libeth parsknęła suchym śmiechem. - Cud, że byłam na tyle upierdliwa, żeby wyciągnąć z niego cokolwiek. Do końca nie byłam pewna, czy w ogóle idziemy tutaj, czy jeszcze gdzieś indziej. Jakby postawił sobie za cel bycie najbardziej tajemniczym, jak to możliwe. Ostatecznie byłoby to całkiem efektowne, gdyby jego plan nie zakładał przeczołgania mnie przez kanały.
Paria pokiwała tylko głową. To i tak był pewien sukces, że poznała już chyba wszystkie imiona elfa. Nie miała problemu z unikaniem jednego z nich, jeśli tak bardzo mu ono przeszkadzało. Musiała przyznać, jak na elfa, było mocno nietypowe, więc może dlatego tak bardzo mu nie odpowiadało? Albo wiązało się z tą samą przeszłością, co wicie gniazd, które tak go niedawno poruszyło.
Słysząc, że nadal nikt nie zajął się jego rękami, prawie potknęła się o własne nogi.
- Jak to, rozlatała się? Przecież nie mogli go zostawić, tak po prostu uznając, że gdzieś w mieście są ważniejsze rzeczy do roboty! Wszyscy poczuli się lepiej w tym samym momencie, kiedy zaćmienie się skończyło i nikt nie wpadł na to, żeby od razu przyjść do Kamelio? Pierwszym, co zrobili, było pójście w miasto? Jak mogli nie pomóc najpierw swojemu? Nie rozumiem!
Była szczerze wstrząśnięta. Od przebudzenia żyła w przeświadczeniu, że gdy jeszcze oboje spali, ktoś już u nich był i choćby częściowo uleczył dłonie trefnisia. Nie chciała nawet wyobrażać sobie, co poczuje elf, gdy rozwinie bandaże i zobaczy, co znajduje się pod nimi. Gdy za jakiś czas okaże się, że uzdrowiciel przyszedł do niego za późno i to, w czym był tak dobry, pozostanie tylko bolesnym wspomnieniem. Sama myśl o tym, że mogłoby się jej przytrafić coś podobnego, przyprawiało Parię o ból w klatce piersiowej.
Powinna tam wrócić. Przypilnować, żeby nie pozdejmował opatrunków i żeby Zaira nie poinformowała go o jego stanie w możliwie najbardziej niedelikatny sposób z istniejących. Bogowie, jak oni mogli być tak kompletnie pozbawieni pomyślunku... Zresztą sama nie wyobrażała sobie, jak miała opowiedzieć mu o tym, co się wydarzyło w kanałach, choć podejrzewała, że będzie ją o to pytał. Jak ubrać w słowa i wytłumaczyć wszystko, co się wydarzyło, odkąd rzucił ostatni czar?
Podążyła za Miją, choć ze znacznie gorszym nastrojem, niż jeszcze kilka chwil temu. Załamana, przywitała się z dwójką mężczyzn i zajęła pierwsze lepsze miejsce siedzące, zapewne przy jakimś stole w kuchni.
- Wszystko mi jedno, placek z mięsem będzie w porządku - zapewniła. - Zamiast gotować, może dla odmiany odpocznij chwilę. Wyglądasz na zmęczoną. Usiądź tu ze mną, może sama coś zjesz? - gestem wskazała drugie krzesło.
Gdy dostała śniadanie, zabrała się za pałaszowanie go, pilnując, by nie zjeść zbyt szybko i nie nabawić się bólu żołądka. Wolne chwile między kęsami poświęcała na rozmowę z orczycą, zagadując ją, by przypadkiem nie poleciała pracować dalej. Gdyby Zaira przyszła z pretensjami, mogła przyjąć winę na siebie. W końcu medyczka sama kazała Miji zająć Parię na jakiś czas, czyż nie?
- Opowiesz mi coś o Domu? - poprosiła. - O tych, którzy tu pracują?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

34
POST BARDA
Zaira nie komentowała dalej zachowania oraz sposobu bycia Kamelia, choć Paria była więcej niż pewna, że nieźle bawiły ją jej skargi pod adresem rzeczonego mężczyzny. Zdziwienie i tylko częściowo okazywane zdezorientowanie przyszło dopiero pod wpływem oburzenia, które najwyraźniej nie od razu pojęła. Całe szczęście, pomimo raczej sędziwego wieku, wciąż przetwarzała informacje dostatecznie szybko i płynnie, aby jeszcze przed porzuceniem ex-pacjentki na łaskę Mija'Zgi, wyjaśnić nieścisłości w krótkich słowach.
- Pracujące dla Domu osoby, to wieszcze, nie uzdrowiciele. Nie ma tu żadnego sztukmistrza tej kategorii. Żyjemy jednak w bliskim sąsiedztwie, dlatego z reguły Śniący mają do nich dostatecznie prędki dostęp, jeśli jest taka konieczność.
Były to ostatnie informacje, jakie Libeth uzyskała od starej kobiety, zanim tamta opuściła ją na dobre. Nie zmieniały natomiast nadmiernie ogólnego zarysu sytuacji, która wciąż nie była nadmiernie pozytywna. Nic dziwnego, że niektórym odebrało apetyt.

- Mm! - mruknęła pogodnie Mija i wbrew naburmuszenia towarzyszki, raźno podeszła do wysokiego pieca, od którego wciąż ciągnęło ciepłem tlącego się w nim zapewne żaru.
Na kamiennym blacie okalającym palenisko, tuż przy ciepłej ściance, stała podłużna blaszka przykryta lnianą chustą. Orczyca ściągnęła ją jednym, płynnym ruchem i chwytając naczynie między dłonie, przeniosła je do jedynego stolika w pomieszczeniu. Ponieważ kuchnia wyraźnie nie służyła tu nikomu za jadalnie, był w niej faktycznie tylko jeden, skromny, półokrągły stolik, dookoła którego stały trzy, ciasno ustawione przy sobie krzesła. Mija postawiła na nim blaszkę, w której wciąż tkwił spory kawałek ciepłego... "Mięsnego placka"? Na pewno nie była to potrawa, którą Paria kiedykolwiek miała okazję oglądać na salonach czy nawet i poza nimi. Zdecydowanie nie wpasowywała się z żadnej strony w typowe dla Archipelagu potrawy. Wyglądała na ciężką i poważnie MIĘSNĄ. Pomiędzy cienkimi warstwami lekko kruchego ciasta widniała ciemna, mięsna masa, która pachniała pikantniejszymi przyprawami. Mija dodatkowo skomplikowała sytuację, gdy chwilę później polała posiłek z góry warstwą jeszcze ciemniejszego sosu. Wszystko pachniało apetycznie, lecz... Nie sprawiało takiego wrażenia.
- Nie szkodzi! Zmęczenie dla mnie żaden problem! - zapewniła, ale i tak usiadła naprzeciw drobniejszej kobiety po wcześniejszym podaniu jej talerza oraz sztućców. Ponieważ jej nogi nie zmieściłyby się pod stolikiem, musiała usiąść bokiem. Krzesło niepokojąco skrzypnęło, gdy się na nim usadowiła. - Nie mieliśmy wiele rąk do pomocy ostatnie trzy dni, więc nie było czasu spać. I wciąż został do naprawienia dach! Coś paskudnego usiłowało się przez niego przegryźć zeszłej nocy! - opowiadała, zapewniając również, że zjadła swoją część w trakcie gotowania. Z podekscytowanymi iskierkami w oczach obserwowała natomiast, czy Paria skusi się na to, co zostało jej podane.
Gdy Libeth pokusiła się o kęs, musiała przyznać, że placek wbrew wszystkiemu był naprawdę apetycznym kąskiem. Zapychającym i o dużo delikatniejszej fakturze niż się wydawało. Danie było lekko pikantne.
- O Domu i Śniących? Czy o czymś konkretnym? O kimś konkretnym? - dopytywała się. - Nie o wszystkim wolno mówić. Zwłaszcza mi, bo wiesz, ja tam Śniącą nawet nie jestem! Gotuję, stoję za szynkwasem i pilnuję, żeby nikt nie sprawiał kłopotów - ostatnie słowa podkreśliła, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Matulka Zaira też Śniącą nie jest i dla Domu nawet tak naprawdę nie pracuje. Dużo i często tu jednak bywa. Pomaga i leczy, jak trzeba i dużo taniej sobie za to bierze niż normalnie. Ale dlaczego, to już ja tam nie wiem. Z panią Kamelią się widać od dawna znają.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

35
POST POSTACI
Paria
Po krótkim wyjaśnieniu Paria nadal nie była usatysfakcjonowana. Wychodziła z założenia, że jeśli Kamelio faktycznie był tak ważny dla Domu, jak twierdził, ktoś powinien dopilnować tego, by jak najszybciej dostał odpowiednią opiekę medyczną. Nawet jeśli wysoki status w tej instytucji wiązał się wyłącznie z większą ilością obowiązków. Westchnęła, walcząc z lekkimi wyrzutami sumienia. Gdyby nie ona, gdyby nie prośba baronowej Bourbon, elf po dzisiejszej nocy byłby co najwyżej zmęczony, tak jak wszyscy tutaj... chociaż nie, będąc magiem, podczas zaćmienia wyspałby się za wszystkie czasy. Dlaczego baronowa postanowiła skierować swoją prośbę akurat do kogoś z Domu Śnienia? Co też przyszło jej do głowy. Nie od tego przecież byli, nie robili za ochroniarzy, a już na pewno nie powinien robić za takiego Kamelio. Co nie zmieniało faktu, że ze względnym sukcesem wyciągnął ją z opałów.
Co przypominało jej, że wcześniej czy później będzie musiała zająć się tym tematem. Tylko jeszcze nie miała pojęcia, od której strony do tego podejść.
Kiedy myślała o mięsnym placku, nie tak go sobie wyobrażała. Tutaj było więcej mięsa, niż czegokolwiek innego. Libeth raczej żywiła się owocami i warzywami, do których mięso bywało dodatkiem, ale w tej chwili była tak głodna, że po chwili niepewności odkroiła sobie kawałek z blaszki i przeniosła na swój talerz. Danie było ciepłe i sycące... i wbrew pozorom nawet smaczne.
- Opowiedz mi najpierw o samym Domu - poprosiła orczycę. - Jak funkcjonuje? Jak działają sesje śnienia? Czy śniący naprawdę są w stanie przewidzieć przyszłość? Nigdy nie korzystałam z takich usług. Kto w ogóle śpi podczas takiego spotkania, klient? Oboje? Jak to wygląda?
Może Kamelio miał rację i jej rodzina faktycznie bywała w miejscach takich jak to. Po zastanowieniu się nad tym, potrafiła sobie wyobrazić Sarę, biegnącą do Domu Śnienia, by rozwiali jej obawy dotyczące trudności ze znalezieniem sobie odpowiedniego męża i nieuchronnie nadciągającego staropanieństwa. Ile zaraz będzie miała lat? Dwadzieścia dwa? To już ostatnie chwile. Ojciec też faktycznie mógł korzystać ze wsparcia w sprawach biznesowych. Nigdy jednak nikt o tym nie mówił; albo Paria zbyt rzadko bywała w domu, albo nie chcieli się tym chwalić.
- Wydawało mi się, że Zaira jest stąd. Wydaje się dość... apodyktyczna, i wszyscy się jej słuchają. To nie pasuje do osoby z zewnątrz.
Uniosła głowę znad talerza, rozglądając się za czymś do picia. Jeśli niczego nie zauważyła, w międzyczasie poprosiła o to Miję. Mięsny placek był ciężki do zjedzenia bez popijania.
- Kim jest Kamelia w takim razie? Opowiesz mi o niej? - spytała. - Zaira nazwała ją nadzorczynią. Jaka jest jej historia? Ona założyła ten dom?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

36
POST BARDA
Twarz Miji stężała, gdy po podaniu Parii świeżo wyciskanego soku z cytrusów i ponownym zajęciu siedzenia, usłyszała bardziej rozbudowaną treść licznie zadawanych przez nią pytań. Przez dłuższą chwilę kręciła się niespokojnie, wyzwalając tym samym bolesne poskrzypywania krzesła.
- To... Dużo pytań. I chyba, no, nie na wszystkie będę umiała dobrze odpowiedzieć - przyznała w końcu z niemałym zawodem, niepewnie rozcierając dłonią kark. - Mieszkam tu tylko pięć lat, ale w interesy Śniących mieszać to się nie lubię, bo strasznie skomplikowanym językiem czasami gadają. Wiesz, sporo z nich, to takie trochu lub mniej mądrale - tu spojrzała wymownie przez ramię w stronę wyraźnie nadstawiających uszu mężczyzn. Starszy z nich miał przynajmniej na tyle przyzwoitości, by udać nieświadomego całej rozmowy i natychmiast wrócić do przerzucania worków z ziemniakami, podczas gdy młodszy nieznacznie się nastroszył, nadymając policzki.
- No więc, uhh... Dom jak Dom? Nie, żebym znała jakiś inny? - zaczęła nieporadnie, wzruszając ramionami i rozglądając się po kuchni w intensywnym poszukiwaniu inspiracji.
- Domy Śnienia zrzeszają wszystkich tych, którzy w odpowiednich warunkach i przy użyciu odpowiednich metod oraz wspomagaczy, są w stanie wyśnić przeszłość lub przewidzieć przyszłość. Swoją i innych.
Z pomocą okazał się przyjść Mija'Zdze młody chłopaczyna, który, choć nie patrzył obecnie w ich stronę, nie wydawał się zbytnio oddany ścieraniu kurzu z półek. Nie tak, jak prawdopodobnie powinien być.
- Ze sporymi ograniczeniami, w zależności od Śniącego i używanej techniki - dodał drugi, zachęcony brawurą młodszego, choć odrobinę przy tym seplenił.

Spośród obecnej w pomieszczeniu trójki pracującej dla Domu Śnienia, okazał się koniec końców najlepiej poinformowany, gdy przychodziło do informacji najbardziej technicznych czy historycznych. Opowiedział Parii w skrócie, jak powstały Domy Śnienia oraz o Marii Elenie - dzięki której zawdzięczają swoją obecną sławę. Młodszy Śniący chętnie dorzucał swoje własne wzmianki oraz ciekawostki, jak choćby tę o legendzie związanej z Wodnym Wężem, mającym być powodem narodzin tak wielu obdarzonych darem magii oraz wieszczenia na Archipelagu.
Wspólnie, czasami i z drobnymi wzmiankami ze strony Miji, przedstawili jej najbardziej podstawowe techniki wprowadzania Śniących w stan śnienia, aczkolwiek celowo pomijali pewne szczegóły, które najwyraźniej uznali za konieczne pominąć. Nie nazywali na ten przykład pewnych substancji po imieniu, choć słowo popiół wymsknęło się młodzikowi, zanim nie został trzepnięty w ucho przez swojego seniora. Śniący mieli swoje powody, aby nie zdradzać wszystkich sekretów swoich sztuk i było to jak najbardziej zrozumiałe.
Informacji było całkiem sporo do przetworzenia i Libeth nie miała pojęcia, ile już siedziała w kuchni, zanim przebrnęli przez część dotyczącą czytania z gwiazd oraz najbardziej niepokojąco brzmiącą, spirytualną sferą ich praktyk. Spora część z tego brzmiała przede wszystkim niebezpiecznie. Śniący najwyraźniej wiele ryzykowali, włączając w to swoje zdrowie psychiczne oraz fizyczne za każdym razem, gdy przeprowadzali sesje. Szczegółów i tutaj jej oszczędzono, choć sądząc po nagle posępnej minie Miji, coś zdecydowanie musiało być na rzeczy. Mimo to, pokusa wzięcia udziału w czymś podobnie mistycznym niewątpliwie mogła przyciągać.

- Matulki Zairy strach się nie słuchać - chętniej przeskoczyła dalej orczyca, a na jej słowa wszyscy wspólnie zawtórowali zgodnym przytakiwaniem.
Zaira bywała w Domu Śnienia częściej niż nie i z tego, co wnioskowali jej rozmówcy, znała się z Kamelią na długo przed założeniem Domu Kamelii. W naturalny sposób podporządkowywała sobie młodszych od siebie, a że na jej umiejętności, medykamenty oraz dostęp do rzadkich składników, oraz ziół potrzebnych alchemikowi Domu był ogromny popyt, nikt nigdy nie kwestionował jej statusu oraz nieoficjalnego członkostwa. Co więcej, wychodziło również na to, że jednym z bardziej czynnych Śniących był tutaj również jej własny wnuk!
Co do samej Kamelii z kolei...
- Niewiele wiemy o jej przeszłości poza tym, że została wyznaczona przez Gildię Śniących, jako nowa nadzorczyni powstającego dopiero w tamtym czasie Domu Kamelii - wyjaśnił starszy mężczyzna, przeciągając się z chrupotem kości, gdy wreszcie udało mu się odstawić na miejsce ostatnią skrzynię owoców. -Ma już swoje lata, a i wtedy nie mogła być za młoda.
- Ale nadal jest jedną z najbardziej uzdolnionych wieszczek, racja? - tym razem zagadnął żywo młodzik i aż oczy pojaśniały mu na samo wspomnienie.
- Prawda, prawda - zaśmiał się starszy człowiek. - Wielka szkoda, że nie ma już zbyt wiele czasu ani sił, aby zajmować się tym na co dzień. Ah, nigdy nie miała go właściwie zbyt wiele. Zajmowanie się edukacją młodych Śniących i prowadzeniem szybko rozwijającego się Domu Śnienia, to spora harówa. Tyle dobrego, że młody Kamelio znowu odciąża nieco jej stare plecy. Swoją drogą, nadal się nie obudził?
Zanim Mija czy Paria zdołały odpowiedzieć na pytanie, do kuchni zajrzała bardzo niska dziewczyna - najprawdopodobniej mająca w sobie coś z krwi goblinów, jeśli oliwkowy odcień skóry i wzrost miały tu coś do powiedzenia - która odrobinę piskliwym głosem poprosiła obu chłopa o pomoc przy naprawie płotu. Szybko pozdrowili więc Libeth raz wtóry, zanim niezbyt chętnie, ale z determinacją wypisaną na twarzach udali się do wyjścia.
- Chcesz zobaczyć resztę domu? - zagadnęła ponownie Mija, podrywając się i zbierając naczynia. - Nie możemy na razie wchodzić do piwnic, a szkoda, bo są najfajniejsze, ale mamy tutaj nadal inne pokoje i ogrody! I sady!
Paria mogła faktycznie udać się za orczycą na mały spacer, jeśli miała na to ochotę. Mogła też, o ile wciąż gryzło ją sumienie bądź dręczyło zmartwienie - nalegać na powrót do pokoju, który chwilowo dzieliła z wciąż rannym Kamelio.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

37
POST POSTACI
Paria
Libeth była gotowa wycofać się ze swoich pytań, gdy usłyszała, że Mija nie jest w stanie udzielić na nie wystarczająco szczegółowych odpowiedzi, ale na szczęście nie były tu same. Kobieta przeniosła zaciekawione spojrzenie na dwóch mężczyzn, nieszczególnie zajętych porządkami w kuchni, skupiając się teraz na tym, o czym oni mówili. Opowieści wciągnęły ją na tyle, by w połowie posiłku zapomniała o kawałku mięsnego placka, który wciąż leżał na jej talerzu, zjedzony tylko do połowy.
Domyślała się, oczywiście, że nie dzielą się z nią wszystkimi szczegółami, ale przecież ich od nich nie oczekiwała. Wyjaśnienia, które jej zapewniono, były absolutnie wystarczające do tego, by Paria z fascynacją przysłuchiwała się każdemu słowu, zastanawiając się, jakim cudem przedtem tutaj nie trafiła. Dom Śnienia dotąd wydawał się jej miejscem mistycznym i w pewnym sensie nieosiągalnym; teraz został już jedynie mistyczny, a wszystko, co się w nim znajdowało i odbywało, było dla niej na wyciągnięcie ręki.
Nie wiedziała, ile minęło odkąd przyszły z Miją do kuchni, ale straciła poczucie czasu. Na pewno jej posiłek był już zimny, więc gdy sobie o nim przypomniała, odłożyła tylko widelec na talerz obok placka, dochodząc do wniosku, że w sumie już wcale taka głodna nie jest. Część opowieści była niepokojąca, część tylko intrygująca, wszystko jednak sprawiało, że Libeth nie żałowała opuszczenia swojej dotychczasowej sypialni. Historie zapisywały się gdzieś w jej podświadomości, gotowe do wynurzenia się z niej w momencie, w którym będzie tego potrzebowała. Może gdy znowu złapie w palce jakąś lutnię.
- Czy Kamelia jest człowiekiem? - spytała jeszcze, dochodząc do wniosku, że chyba nie jest to tak wielka tajemnica, prawda? Szczerze powiedziawszy, raczej wyobrażała sobie ją jako przedstawicielkę jednej z długowiecznych ras. Może przez fakt, że Kamelio był elfem.
Wcale nie była zadowolona z faktu, że ktoś przerwał im tę fascynującą dyskusję, ale nie protestowała - w końcu była tu tylko gościem, do tego bardziej absorbującym, niż powinna. Rzuciła tylko za dwójką mężczyzn szczere podziękowanie za wspólnie spędzony czas i odwróciła się z powrotem do orczycy, dopijając zawartość swojego kubka.
- Trochę się tu zasiedziałyśmy - zauważyła. W zamyśleniu przesunęła spojrzeniem po świeżo wyczyszczonych kuchennych półkach. Czy powinna wracać? Stanięcie przed Kamelio w momencie, w którym musiał już zdawać sobie sprawę ze stanu własnych dłoni, było jak ciemna chmura wisząca na horyzoncie i choć nie była to w żadnym stopniu wina Parii, kobieta obwiniała się o jego stan bardziej, niż powinna. Nie chciała zostawiać z tym elfa samego, ale z drugiej strony... nie była nikim ważnym. Fakt, że trefniś przeciągnął ją podziemiami i kanałami, tak samo jak spędzenie razem ostatnich kilku dni (choć części nieświadomie) nie był jednoznaczny z tym, że Kamelio potrzebował akurat jej wsparcia. To tutaj byli jego bliscy, a mimo, że dogadywali się świetnie, Libeth była jedynie problemem, do rozwiązania którego został wynajęty, niczym więcej.
- Tak... - odpowiedziała niepewnie, by po chwili z powrotem zmusić się do uśmiechu. - Tak, chętnie. Możemy się przejść. Chciałabym zobaczyć ogrody.
Podniosła się od stołu, dziękując za posiłek.
- A ty, Mija? Skąd się tu wzięłaś? - spytała, ruszając za nią. - Jak to się stało, że pracujesz dla Domu od pięciu lat?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

38
POST BARDA
Pytanie o pochodzenie Kamelii nie zostało zbyte, ale też nie udzielono jej na nie satysfakcjonującej odpowiedzi. Nikt tak naprawdę nie wiedział na pewno, czy kobieta nie miała aby w sobie jakiejś elfiej naleciałości, jak wspomniano. Nikt się też nad tym specjalnie nie zastanawiał, choć wyglądała, jak się zarzekali, całkiem ludzko.

Ogarnąwszy stołowe resztki, zielonoskóra żywo pokiwała głową, zanim poprowadziła Parię na tył spiżarni. Jak się okazało, znajdywało się tam wyjście na tyły Domu! Gdy tylko je przekroczyły, od uderzyła w nie wyższa temperatura, tak dobrze jej znana i typowa dla regionu Archipelagu.
W oddali majaczyła puszcza, do której jednak granicy prowadziły spore połaci drzewek owocowych. Tu i tam kręciły się kobiety oraz mężczyźni, jedni zbierając owoce, inni, wspinając się po drabinach i przycinając z pieczołowitością gałęzie. Nie między nich ruszyły natomiast, a na lewo, wzdłuż ściny budynku i aż do zakrętu, za którym rozciągały się ogrody oraz odgradzający go od sąsiedztwa, wysoki murek.
Spoiler:
Mnoga roślinność rozciągała się na lewo i prawo. Kwiaty, krzewy, bluszcze najróżniejszych rodzajów. Było to bardzo spokojne miejsce, w którego centrum stała niewielka fontanna.
Mija wskazała na część roślin oraz ziół, które kazała zasadzić im Zaira, ale których większości zastosowania kompletnie nie znała. Sama Libeth złapała się na tym, że sporej części kwiecia kompletnie nie kojarzyła choćby i z widoku. Zdecydowanie nie wszystkie rośliny były tu typowe ani też normalne. Jedna z nich, będąca ogromny, przerastającym ją o głowę, purpurowym dzwonecznikiem, kołysała się na boki w iście hipnotyczny sposób, wydając przy tym dziwne, melodyjne klekotanie i rozsiewała dookoła intensywny zapach malin. Coś wydawało się również chować w różanych krzewach otaczających nietypowy kwiat. Paria kątem oka dostrzegła ruch gałązek, któremu towarzyszyło ciche szeleszczenie poruszanego przy tym listowia. Wzbudzić w niej to mogło zarówno niepokój, jak i ciekawość. Mija w tym czasie zwracała natomiast jej uwagę raczej na fontannę, którą obecnie zamieszkiwały liczne, kolorowe kijanki czegoś, co z pewnością nie miało wyrosnąć na żaby.
Kobiety nie były w ogrodach same. Niedaleko od nich kręcił się przysadzisty krasnolud z potężnymi nożycami w garści, obecnie stojący do nich tyłem i wykłócający się o coś żarliwie z dużo wyższą (o co wcale nie było trudno) od niego młódką. Obydwoje wyglądali na podenerwowanych, a samymi nożycami nadto niebezpiecznie miotano na boki, gdy krasnolud nadmiernie się ekscytował.
- ...I NA CHUJ, MÓWIĘ CI, BABO, PCHASZ NOSA TAM, GDZIE NIE TRZEBA?! - doszedł ją w pewnym momencie dziwnie znajomy ton głosu krasnoluda. - DAJ TY MNIE SPOKÓJ I WEŹ ZAJMIJ SIĘ CZYM POŻYTECZNYM!
Kolejne poruszanie w krzakach.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

39
POST POSTACI
Paria
Z nastrojem nieco zachmurzonym po nieprzyjemnych przemyśleniach, podążyła za orczycą. Wystarczyło jednak trochę słońca, zapach kwiatów i powiew świeżego powietrza, by Libeth momentalnie poczuła się znacznie lepiej. Widok krwistego nieba, które co prawda widziała jedynie przez chwilę, wystarczył, by zatęskniła za normalnym słońcem, które teraz wisiało wysoko na niebie i oświetlało piękne ogrody Domu Śnienia. Kobieta wciągnęła powietrze głęboko w płuca, rozglądając się po okolicy. Widziała świat w zupełnie innych barwach, gdy była czysta, normalnie ubrana i najedzona. Tęskniła za tym stanem przez ostatnie... trzy, cztery dni?
Widząc zamieszanie przy krzakach, Paria nie zamierzała się w nie angażować, zwłaszcza, że już jedna została zrugana za wsadzanie nosa w nieswoje sprawy. Głos krasnoluda wydawał się jej z jakiegoś powodu znajomy, ale w tej chwili najwyraźniej nie potrafiła sobie przypomnieć gdzie słyszała go wcześniej. Przyglądała się więc ogrodnikowi (?) z oddali, zasiadając na brzegu fontanny i postanawiając wykorzystać ten czas na zaplecenie włosów w niedbały warkocz. Nie miała czym ich związać, ale przynajmniej nie będą aż tak bardzo leciały jej do oczu, dopóki siedziała na dworze.
- Nie powiedziałaś mi nic o sobie - przypomniała orczycy. - To też tajemnica?
Cały czas z zainteresowaniem obserwowała krzaki. Z jakiegoś powodu przyszło jej do głowy, że wpakowała się w nie Efema i teraz irytowała ogrodników, co nie było niemożliwe, prawda? Libeth nie miała pojęcia, czego się po tym psie spodziewać.
- Piękne ogrody - skomentowała, ale zanim zdążyła cokolwiek dodać, dotarło do niej znaczenie upływającego czasu.
Siedziała tu już tak długo... dzień, w którym w końcu doszła do siebie i mogła zacząć działać, spędzała na słuchaniu opowieści i odwiedzaniu ogrodów. Nigdy nie była szczególnie rozsądna, ale dziś to była przesada. Ile godzin tego dnia już zmarnowała? Dwie? Trzy? Powinna wracać.
- Zaira powiedziała, że mój temat będzie omawiany z Kamelią - zagadnęła. - Myślisz, że ona już wróciła? Całe zaćmienie tu przesiedziałam, ja wiem, że miasto jest pogrążone w chaosie, ale naprawdę nie powinnam chodzić i zwiedzać, chociaż jestem bardzo wdzięczna za to, że dotrzymujesz mi towarzystwa i w ogóle, tylko muszę znaleźć rozwiązanie całego tego problemu. Jeśli Dom Śnienia nie będzie mógł mi w tym pomóc, będę musiała... - rozejrzała się, jakby gdzieś w ogrodach miała znaleźć odpowiedź na dręczące ją wątpliwości. - Nie wiem. Będę musiała zwrócić się do kogoś innego. Tylko nie mam pojęcia do kogo.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

40
POST BARDA
Ignorująca krzyki Mija, wygrzebała z kieszeni fartucha niewielki słoiczek pełen czegoś, co bardzo podejrzanie przypominało pędraki, po czym sypnęła z niego szczodrze do fontanny. Kijankowate stworzonka momentalnie rzuciły się do pożerania unoszącego się na powierzchni pożywienia.
Gdy spojrzeć na wysokość słońca na niebie, ocenić by można, że wciąż mieli względnie wczesne popołudnie. Upał wciąż będzie się najprawdopodobniej wzmagać, aczkolwiek lekki wiaterek muskał skórę i nie pozwalał w pełni odczuć efektów ukropu. Fontanna również stanowiła obecnie świetne źródło orzeźwienia.
- A co, według szanownego pana Ursy, właśnie robię?! - krzyczała dalej ciemnowłosa kobieta, z frustracją wyrzucając w górę ręce.
- DZIAŁASZ MI NA NERWY! OT, CO ROBISZ! - z łatwością przekrzykiwał ją dalej krasnolud, zanim nie zaczęli między sobą iście pasjonującej wymiany obelg. Dom Kamelii wyglądał na bardzo żywe miejsce, czyż nie?
Krzaki oraz to, co w nich siedziało, zamarły na dłuższy czas.

- O mnie? - zdziwiła się z kolei Mija'Zga, przerywając na moment swoje próby poszturchiwania paluchem łebków zwierzątek okupujących fontannę za każdym razem, gdy któreś podpłynęło wystarczająco blisko tafli. - Nie. Nie tajemnica - krzyżując ramiona na klatce piersiowej, orczyca odchyliła nieco głowę i spojrzała z zastanowieniem w niebo. - Nie ma chyba wiele do powiedzenia? Byłam jeszcze najemnikiem i statku transportowego pilnowałam, gdy na Archipelag trafiłam pięć lat temu. Akurat okres sztormowy się zaczął, więc trza mi było dłużej w porcie zabawić. Tylko takie siedzenie i wywalanie zarobionego dopiero co pieniądza po tawernach nudne było okropnie. Pracy więc zaczęłam szukać, żeby czas sobie zająć. No i jakoś tak wyszło, że mnie na usługi jakieś straszne kanalie najęły, co z prawem miały już tutaj problemy - Mija niezręcznie poruszyła ramionami. - Nie wiedziałam. Głupia byłam. Pieniądze dawali, to brałam, a nawet jakby nie dawali, to tu czy tam, chociaż stłuc kogoś kazali, więc nudę mi to zabijało. Ale draka wyszła, jak się okazało jednej nocy, że w pudłach, co je przenieść kazali do portu, dzieciaki były powiązane i pokneblowane - tutaj przerwała na moment, westchnęła i pokręciła z dezaprobatą głową. - Magiczne dzieciaki wyłapywali i na kontynent wywieźć mieli. Sprzedać. Nigdzie tylu magicznych się nie rodzi, co na Archipelagu, więc mówili, że pieniądz dobry. Że czasami i do gildii magicznych takich chcą i że przeca krzywda im się tam żadna nie stanie, bo to nie na niewolnicze prace. No i zapłacić mi chcieli więcej, jakbym i tego "towaru" podczas rejsu przypilnowała. Żeby cały dopłynął. To żem temu cwaniaczkowi wymuskanemu łachudrze gębę rozwaliła o jedną taką skrzynkę i burda się zaczęła. Strażników to wszystko ściągnęło i Steczko, rozumiesz, był z nimi - tu Mija nabrała kolorów na twarzy i się uśmiechnęła, obnażając welkie zębiska. - Gildia Śniących drani też szukała, bo dwójkę dzieciaków im uprowadzić zdołali. Siostrzyczkę Steczusia też, więc to taka trochę osobista sprawa była. Stawiła się za mną z takim jeszcze jednym chłystkiem, kiedy Straż nas wyłapywała i do lochów brać miała. Bo ona w tej skrzyni, co ją zbira łbem rozwaliłam akurat siedziała! - zaśmiała się radośnie. - No i Steczko mnie wyciągnąć z tego wszystkiego pomógł. Do Kamelii poszedł. I jakoś tak wyszło, że dalej się Domowi odpłacam, wiesz?
Wbrew temu, jak zaczęła, było tego całkiem sporo do opowiadania!

- ...nie wolno jej opuszczać domu bez nadzoru!!! - krzyczała już mocno ochryple kłócąca się z krasnoludem kobieta.
- NO ŻESZ, NA CYCKI KRINN! ALE DLACZEGO MNIE TYM DUPĘ W OGÓLE ZAWRACASZ?! - odkrzykiwał z kolei dalej pełen werwy mężczyzna.
- Bo koniec końców to zawsze TWOJA wina! Rozpuszczasz je! Pozwalasz chodzić, gdzie chcą i zachęcasz do tego samego innych! Mira, to nie Efema!
- JASNE! W KLATCE JE LEPIEJ POZAMYKAJ OBIE! TWÓJ UKOCHANY KAMELIO BĘDZIE W NIEBO WZIĘTY TYM POMYSŁEM! CZEMU DO NIEGO Z TYM NIE PÓJDZIESZ, EH?!
Kobieta zacięła się na moment, czerwieniejąc agresywnie na twarzy, aby wreszcie obrócić się na pięcie w ruszył ze złością w stronę powrotną do domu.
- Świetnie! Sam będziesz się tłumaczył Kamelii, jeśli coś się stanie! Mam dość!
Krasnolud jedynie machnął na odlew ręką, wracając zainteresowaniem do jednego z krzewów, który zapewne przed całą burdą musiał przycinać. Mimo pewnej odległości, Paria mogła zauważyć, że mężczyzna wyglądał koniec końców na bardzo zadowolonego z siebie, gdy tak dojrzała jego profil. Inny krzew natomiast, dużo bliżej ich dwójki, ponownie wrócił do życia i tym razem wyglądało na to, że zaczęła wygrzebywać się spomiędzy jego gałęzi drobna postać dziecka. Z pewnym trudem rozgarniała listowie.

- Jesteś klientką, racja? - Mija uniosła wysoko pojedynczą brew. - Steczko cię przyprowadził, więc pewniakiem pomogą w czym pomóc mają - odpowiedziała z takim przekonaniem, jakby nie było nawet mowy o innym przebiegu sprawy. - Możemy pójść sprawdzić. Kamelia to dobra kobieta!
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

41
POST POSTACI
Paria
Ursa! Gdy padło imię, które gdzieś zapisało się w podświadomości Parii, szybko przypomniała sobie, skąd kojarzyła ten głos. To ten krasnolud znalazł ich w kanałach, to dzięki niemu żyła! Zamarła na moment, porażona wspomnieniami, które udawało się jej dotąd spychać gdzieś na dno umysłu. Poczuła wszechogarniający chłód, towarzyszący tym myślom, obrazom i emocjom, które wtedy przeżywała. Rozpacz i rezygnacja, i ten okrzyk ostatniej nadziei, który okazał się wybawieniem z piekła, jakie zgotowała im podróż przez kanały. Nie wyobrażała sobie, co by się wydarzyło, gdyby nie Ursa i Mija... albo właśnie wyobrażała sobie to zbyt dobrze.
Na szczęście orczyca wytrąciła ją z tych traumatycznych myśli, zaczynając opowieść o sobie samej, która okazała się znacznie ciekawsza, niż Paria mogła choćby podejrzewać. Przysłuchiwała się jej ze szczerym zainteresowaniem, dochodząc do wniosku, że to była historia, z którą można było zrobić naprawdę bardzo dużo. Przerobić na pieśń, chociażby. Dobrze przyjęłaby się w tawernach Archipelagu. Nie miała w repertuarze zbyt wielu historii o orkach, a już na pewno nie takich.
- Masz dobre serce, Mija - stwierdziła tylko, uśmiechając się do niej. - Kamelio dobrze zrobił, znajdując tu miejsce dla ciebie. Dom na pewno dużo zyskał na twojej obecności.

Zupełnym przypadkiem podsłuchując rozmowę Ursy z kobietą, Paria usłyszała słowa, które z jakiegoś powodu sprawiły, że znów zamarła i tym razem przeniosła wzrok na nieznajomą. No tak, w sumie głupia była, myśląc, że ich dwuznaczne przekomarzanie się z elfem może prowadzić do czegokolwiek więcej. Głupia była, zakładając, że nikt na niego tu nie czeka. Przesunęła oceniającym spojrzeniem po sylwetce tej osóbki, dla której Kamelio był ukochanym, czując, jak ogarnia ją niewyjaśnione rozczarowanie. Zganiła się za nie w myślach, choć niewiele to dało. Trudno, nic to nie zmieniało, poza tym, że obecność Libeth w Domu Śnienia miała teraz miała na celu tylko rozwiązanie problemu Lady Cendan i nic więcej. Zresztą, zawsze miała na celu tylko to, więc o co jej w ogóle chodziło? Grunt, że był ktoś, kto będzie stanowił wsparcie dla elfa w trudnym dla niego czasie. I nie była to Paria. Ale przecież nigdy nie miała to być Paria. Co za bzdury. Nasłuchała się tych idiotycznych ballad u baronowej Bourbon i potem wymyślała sobie nie wiadomo co, jakby miała z powrotem szesnaście lat.
- Jestem... - potwierdziła z westchnięciem. - Chociaż bardziej bym powiedziała, że baronowa Bourbon nią jest, a ja stanowię jedynie przedmiot zlecenia. Ale Kamelio nazwał mnie klientką, więc jak widać, awansowałam. Tak, możemy iść jej poszukać. Tylko podziękuję Ursie.
Podniosła się z brzegu fontanny i ostrożnie podeszła do krasnoluda, splatając ręce za plecami i uśmiechając się do niego niewinnie.
- Nie chciałabym załapać się na opieprz, którym właśnie uraczyłeś tę miłą panią, więc tylko się przywitam. Dziękuję ci. Zawdzięczam ci życie. Jestem Paria - wyciągnęła do Ursy rękę, by ten ją uścisnął, jeśli w ogóle był w nastroju. Wtedy też jej spojrzenie przyciągnęła inna ręka, dziecięca, wynurzająca się z krzaków nieopodal. Odwróciła się w kierunku dziecięcej sylwetki, zakładając, że była to Mira, której imię padło wcześniej. - Hej, mała. Widzę, że twoje wyjście z domu budzi dużo emocji.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

42
POST BARDA
Czerwieniejąc porządnie pod wpływem nieoczekiwanego komplementu, Mija zaśmiała się co prawda tubalnie, ale i z wyraźnym zawstydzeniem.
- Tak myślisz? - mimo wszystko wypięła dumnie pierś na samą myśl. Przez ostatnie pięć lat musiała porządnie polubić to miejsce, skoro z czynnej najemniczki przeszła na kucharkę i okolicznościowego tylko bodyguarda. Jakby nie było, w trakcie trwania Zaćmienia i podczas krótkiej wymiany zdań z Zairą dała swoim bojowym zapałem do zrozumienia, że wciąż bardzo chętnie stłucze każde zagrożenie po głowie. Lub, patrząc po jej rozmiarach i bicepsach, rozłupie je na miazgę w razie konieczności.
- W Domu Kamelii robi wiele dobrych ludzi. Też ich polubisz! N-Nawet jeśli nie zabawisz długo? - ostatnie słowa zabrzmiały niepewnie i smutno, ponieważ najpewniej sama nie za bardzo wiedziała, czego się spodziewać ani jak dokładnie odbierać obecność Parii w murach Domu.

Ponieważ kobieta, którą Paria wzięła za kochankę (?), partnerkę (??), MAŁŻONKĘ (???) Kamelio, pospiesznie oddaliła się od ogrodu, wyraźniej dostrzec mogła jedynie szczupłą sylwetkę, zwiewne, kolorowe szaty oraz burzę czarnych loków. Miała też z całą pewnością zdecydowanie ciemniejszą skórę niż sama bardka, co z kolei nie było niczym specjalnie nadzwyczajnym. Ze swoją bladą cerą i jasnymi włosami, to właśnie Libeth była tą, która zwykła wyróżniać się z tłumów. Czy jednak była ładna? Ładniejsza od niej? Starsza? Młodsza? Tego ocenić chwilowo nie mogła i ciężko powiedzieć, czy w ogóle na dany moment chciała, choć znając życie, jeszcze będzie miała okazje lub dwie natknąć się na tamtą kobietę - zwłaszcza, jeśli faktycznie była z Kamelio blisko.
- Zawsze się tak żrą - skomentowała wreszcie całe zajście Mija, wyłapując najwyraźniej spojrzenia rzucane przez Parię. - Nie ma się czym przejmować! - dodała i lekko poklepała mniejszą kobietę między łopatkami, w zupełnie inny sposób odbierając jej nagłe spięcie. Kiwając w każdym razie głową na zgodę, jeszcze raz pochyliła się nad fontanną, samej żegnając z kolei kijanki.

Ciemnobrody krasnolud nie od razu rozpoznał osobę Libeth, co potwierdziły wysoko podniesione, krzaczaste brwi, gdy tylko się do niego zbliżyła.
- Aaa! - ręką, która akurat nie ściskała sekatora, klepnął się z głośnym plaśnięciem o udo, a następnie odrobinę niegrzecznie, ale za to z szerokim uśmiechem, widocznym nawet mimo wąsów, wskazał ją masywnym paluchem. Dopiero po tym chwycił zaoferowaną rękę, z początku trochę za mocno, zanim znowu poluzował uścisk, dopasowując się do dużo delikatniejszej dłoni. - Śpiąca Królewna z kanałów, co to ją nie wiadomo skąd Kamelio upolował! W ogóle bym cię nie poznał, ptaszyno! Czysta wyglądasz kompletnie inaczej! Nie przejmuj się tamtą jędzą. Ktoś musi na nią czasem podnieść głos, żeby się jej w czterech literach nie poprzewracało. A co do zawdzięczania życia jak żeś Paria, to pewnie TA panna bard, hę? Zrób więc coś dla mnie w ramach rewanżu, jak znajdziesz trochę czasu, i zagraj coś przy którejś kolacji. Tulia wciąż nie ma, a palce biednego Kamelio pewnie trochę będą się goić. Ursa jestem!
Krasnolud był dużo przyjemniejszy w obyciu, niż się wydawał podczas kłótni. Z drugiej strony, już wcześniej wyglądało na to, że całkiem dobrze dogadują się z Mija'Zgą, a tamta była przecież przesympatyczną osobą mimo swojej przynależności rasowej oraz umiłowania do burdy.
- Tym razem w różach? - skomentował wyłaniające się powoli z krzaków dziecko krasnolud. Nie wydawał się zaskoczony. - Eh. Będzie na mnie, jak powbija sobie wszędzie kolce. Cóż. W sumie i tak zawsze jest na mnie.
Mija była pierwsza, aby pomóc dziewczynce wygrzebać się z budzącej wątpliwości kryjówki. Jej sukienka, kiedyś żółciutka, z licznymi, purpurowymi elementami oraz obszyciami, teraz była w wielu miejscach przybrudzona ziemią. Sięgające nieco ponad ramiona włosy tworzyły obecnie wielki kołtun, a na nodze pozostał tylko jeden bucik. Typowe dziecko. Typowe, jeśli nie liczyć szczelnie zasłaniającej buzię poniżej nosa, kolorowej chusty. Ta swojego miejsca trzymała się niezmordowanie, ale... Była bardzo dziwnym elementem.
Dziewczynka nie odpowiedziała, jedynie rzuciła Parii ciekawskie spojrzenie, a gdy Mija wygrzebała z jej rozczochranych włosów kilka patyków, poklepała ją po dłoni, po czym w podskokach oddaliła się w stronę sadu.
- Mira nie powinna wychodzić bez opieki, ale strasznie niepewnie się czuje, kiedy ktoś ciągle ja obserwuje, więc... no - wyjaśniła Mija, wzruszając ramionami. Była gotowa wracać do domu.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

43
POST POSTACI
Paria
- Cóż... - zerknęła przez ramię, mierząc spojrzeniem budynek, który przed chwilą opuściły. Milczała przez moment, zastanawiając się co odpowiedzieć na pytanie Miji. - Poza całym tym zleceniem, jest jeszcze kwestia moich umiejętności magicznych. Nie mam nad nimi kontroli, a Kamelio wspominał, że ma kogoś, komu mógłby mnie przedstawić, kto pomógłby mi tę kontrolę wypracować. Domyślam się, że mówił o kimś stąd, więc zapewne trochę tu posiedzę. Albo będę wracać systematycznie, jeśli to się faktycznie uda zorganizować.
Z orczycą rozmawiało się dobrze. Bez zastanawiania się nad każdym słowem, bez zawoalowanych niedopowiedzeń, tak typowych na salonach. Zaczęła na samej górze, potem spadła na dno, by w końcu wrócić do świata, w którym choć czuła się trochę obco, to przynajmniej swobodnie. Czuła, że to było dobre miejsce, nawet jeśli momentami trochę absurdalne; choć możliwe, że po odwiedzinach w kanałach ustawiła poprzeczkę bardzo nisko. Chociaż nie, raczej tak nie było.

Gdy Ursa ją rozpoznał, Paria uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona jego reakcją. Starała się nie myśleć o kobiecie, która właśnie opuściła ogrody. Tak będzie najlepiej. Miała teraz inne sprawy na głowie.
- Taak, wiem - zaśmiała się. - Nie poznałeś mnie w mojej najlepszej formie. Ale naprawdę, jestem ogromnie wdzięczna. Tobie i Miji. Strach rozważać co by się stało, gdybyście nie postanowili wtedy wejść do kanałów.
Mina trochę jej zrzedła, gdy krasnolud jako kolejny zaproponował, by Libeth zagrała coś dla nich w ramach rekompensaty. Żeby to było takie proste...
- Tak, to ja i chociaż z chęcią zapewniłabym wam trochę muzyki, tak lutnię... straciłam po drodze - przyznała. Wspomnienie rodzinnego instrumentu koziołkującego w stronę odległej ściany i tonącego w ściekach było jednym z najgorszych, jakie miała. - Zarówno moja, jak i ta należąca do Kamelio zostały gdzieś w kanałach. Zanim zamówię i wykonają dla mnie nową, minie co najmniej... - O bogowie. - Kilka... kilka miesięcy.
Resztka uśmiechu spełzła z jej twarzy. Mogła, naturalnie, kupić jakąś gotową, ale jakiej jakości były takie instrumenty? Miała swoje oczekiwania, a poza tym miała też małe dłonie. Lutnia dla niej musiała mieć mniejszy gryf, niż standardowe. Co za koszmar. Będzie musiała grać na jakimś tandetnym substytucie, albo wrócić do domu na czas oczekiwania na zrealizowanie zamówienia. A może po prostu będzie tylko tańczyć? Nie chciała być wykończona każdym występem, ale na pewno lepsze to, niż zdanie się na łaskę matki.
Co za los.
- Coś się wymyśli, w każdym razie - zmusiła się z powrotem do uśmiechu i skupiła się już na dziewczynce. Skoro ta jej nie odpowiedziała, Paria też nie zagadywała specjalnie. Odprowadziła ją spojrzeniem w głąb ogrodu i skinęła głową do Miji.
- Możemy iść, poszukać Kamelii - zadecydowała, ruszając z nią z powrotem do domu. - A co z tą Mirą? Dlaczego ktoś ją musi obserwować? Tamta... kobieta wydawała się bardzo poruszona faktem, że dziewczynka jest bez nadzoru.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

44
POST BARDA
Mija'Zga nie kryła swojego entuzjazmu na wieść, jakoby Paria wciąż miała odwiedzać Dom Kamelii niezależnie od tego, jak potoczą się związane ze zleceniem interesy. Jej pozytywna natura była nad wyraz zaraźliwa i nawet wtedy, gdy jej rozmówczyni wracała myślami do mniej przyjemnych aspektów swojego obecnego położenia, ta łatwo wyciągała ją z powrotem na powierzchnię, prosto ku jasnemu światłu dnia. Jej prostota sama w sobie była w ogólnym rozrachunku urocza. Coś, czego Libeth nie zwykła spotykać na salonach i, oh, jakże było to odśnieżające! Oczywiście, nieważne jak bardzo chciałaby móc w rzeczywistości zapomnieć o sprawie Celestio oraz Lady Cendan, ciesząc zamiast tego oczy widokami czy odkrywając tajemnice Śniących, wciąż stanowiła ona priorytet, bez którego ciężko byłoby ruszyć z miejsca. Nie chciała przecież zostać więźniem, niezależnie od tego, czy zamknięta byłaby w królewskich lochach, czy w murach Domu Śnienia.

- Jesteśmy do usług, jeśli w przyszłości potrzebowałaby panienka nająć kogoś do sklepania paru paskudnych poczwar, czy innego szkodnictwa, hehehe - zaoferował się Ursa, podpierając jedną ręką pod bok. Najwyraźniej, podobnie jak Mija, był typem lubiący coś czasami uderzyć. Pomyślałby kto, że nie jedna, a dwie osoby tego pokroju zajmowały się w Domu Kamelii najbardziej podrzędnymi pracami fizycznymi. Co za dziwne miejsce.
Mężczyzna sam jednak spoważniał, gdy Paria wspomniała o zniszczeniu wyraźnie drogiego jej sprzętu.
- Hmm. Kiepska sprawa. Na muzyce i sprzętach muzycznych znam się co prawda tak samo, jak i na etykiecie dworskiej - a to mówiąc, splunął w bok dla przykładu. - Czyli nie za dobrze. Ale jeśli wolno mi coś poradzić, Tulia może, jak niebawem wróci, albo Kamelio spytać się zawsze można. Obaj brzdękolić potrafią. Może mają coś, czego dałoby się w międzyczasie używać?
Naturalnie, nieznający się na tego typu rzeczach Ursa nie miał pojęcia, że instrument instrumentowi nierówny, ale chociaż można było powiedzieć, że miał dobre chęci. Szkoda tylko, że te same dobre chęci nie potrafiły wyczarować jej drugiej, rodowej pamiątki, będącej jednocześnie świetną lutnią, z którą Libeth się praktycznie wychowała.
- Dobra, wracam lepiej do roboty, bo choć dobrze się gada, noc mje zastanie, a ja nadal nie będę w połowie drogi do końca! - puszczając jeszcze Parii oczko i ukradkiem sprawdzając jeszcze, czy Mira wygrzebana została spod krzewu w całości, wrócił do przerwanego już dwukrotnie zajęcia.

Kierując kroki z powrotem, Mija, podobnie, jak i Libeth, jakiś czas jeszcze obserwowała dziewczynkę. I tak musiały przespacerować obok sadów, w których obecnie brykała, chowając się w wysokiej trawie i usiłując podkraść do jednego z pełnych już owoców koszy.
- Nuriell tak już ma. Bardzo jej zależy, żeby Kamelia i Steczko ją lubili. I czasami stara się przez to pomagać za bardzo, no, na siłę? - zaczęła wyjaśniać. - A że Mira, tak samo, jak Efema, nie wygląda już tak, jak powinna wyglądać ludzka dziewczynka i Kamelia chciała jej, wiesz, przypiąć stałego opiekuna, to Nur od razu się zgłosiła. Tylko trochę kiepska z niej opiekunka. Nie umi gadać z dziećmi. Mira za nią nie przepada i okazuje to na swój sposób, ale nie mówi nigdy wprost. Przynajmniej dorosłym. W ogóle niewiele mówi. Ciężko się jej przystosować, zwłaszcza, gdy ktoś ciągle nad nią wisi. Woli chadzać samopas. Jest bardziej samodzielna niż Efema, ale Efema ma łatwiej, bo i charakterek inny, bardziej towarzyski.
Przechodząc ponownie przez spiżarnię, kuchnię i salę kominkową, Paria mogła dostrzec mniej wypoczywających, a więcej obecne biegających i przenoszących coś bądź sprzątających kąty ludzi. Nagła zmiana przykuła również uwagę Miji, która od razu na głos wywnioskowała, że Kamelia i pozostali musieli w końcu wrócić. To samo zresztą zakomunikowała im Zaira, która dorwała je w połowie drogi przez pokój. Wyglądało na to, że Pani Nadzorca przyprowadziła jednak jakiegoś "zabłąkanego" maga-uzdrowiciela i zaciągnęła siłą... siłą perswazji, khm, do ich siedziby. Właśnie kończyli swoje sprawy w pokoju Kamelio, do którego poleciła im się od razu udać, a sama oznajmiła, że ma dość na jeden dzień i wraca wreszcie do domu. Gdziekolwiek mieszkała.
Orczyca wyglądała jednocześnie na podenerwowaną i zadowoloną, gdy prowadziła je dalej drogą powrotną aż pod uchylone do połowy drzwi komnaty. Uchylone, ponieważ wciąż stał w niej obcy elf. Bynajmniej nie Wschodni był to elf. Rzadki widok, choć na pewno nie tak rzadki, jak w większości miejsc na świece w czasach obecnych. Miał na sobie długie, zielonkawe szaty. Jego twarz skierowana była w stronę wnętrza, jednak mowa ciała zdradzała, że nie mógł się doczekać opuszczenia pokoju, w którym wciąż odbywały się przyciszone rozmowy. Elf musiał usłyszeć zbliżające się kobiety, ponieważ w pewnym momencie przekręcił głowę i spojrzał na nie niepewnie, wahając się chwilę, zanim zdecydował wreszcie odstąpić na bok i nie blokować dalej przejścia.
Kamelio siedział na tym samym łóżku, na którym Paria widziała go ostatnio, choć obecne był dużo bledszy i jakby zdyszany. Silnie spocone czoło wycierał rękawem i gdy to robił, dostrzec można było bez trudu, że świeże bandaże na dłoniach przesiąknięte były posoką. Niecodziennie ponury wyraz twarzy rzecz jasna momentalnie zmienił się na widok nowych gości. To samo zrobiła stojąca nad nim, niebanalnie wysoka, starsza kobieta o srebrzysto-siwych włosach, upiętych wysoko zgrabnie i elegancko. Prawą stronę jej twarzy naznaczała blada blizna, prawdopodobnie po oparzeniu, a choć nosiła na nosie okrągłe okulary, jej oczy wyglądały, jakby była... niewidoma? Mimo to, wydawała się patrzeć dokładnie na nie.
Spoiler:
- A więc wróciłyście - zauważył z uśmiechem, lecz pospiesznie, jakby chcąc uciec od tematu, który być może był poruszany przed ich przybyciem. - I? Jak wrażenia? - zagadną, jak gdyby nigdy nic, co spotkało się z kręceniem głowy starszej kobiety, która ruchem ręki machnęła w kierunku elfa.
- Proszę skorzystać z gościny i zaczekać na mnie w głównej sali. Mija, czy mogłabyś wskazać naszemu dobroczyńcy kierunek? Poczęstować piwem? Może czymś mocniejszym? - głos kobiety był miękki, łagodny, a jednocześnie nosił w sobie dziwną siłę i nie zostawiał wiele miejsca na jakikolwiek sprzeciw.
Gdy Mija'Zga wyprowadzała nieco skulonego w sobie elfa, wysoka matrona zaprosiła Parię bardziej wgłąb ruchem ręki.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

45
POST POSTACI
Paria
- Hm, może. Spytam, dziękuję - uśmiechnęła się do krasnoluda bez przekonania. Doceniała jego dobre chęci, ale absolutnie nic one nie wnosiły w jej życie. Tulio pozostawał pewnie wciąż zamknięty u baronowej, lub trzymany przez straż miejską, Libeth nie miała pojęcia jak rozwinęła się sytuacja w rezydencji. Kamelio z kolei sam stracił swoją lutnię, jak więc mogła prosić go o kolejną? Zresztą, nie zamierzała prosić go o nic. W końcu miał leżeć i odpoczywać, a już na pewno nie myśleć o graniu na instrumencie, z którym będzie musiał się pożegnać przynajmniej na jakiś czas, i to przy dobrych wiatrach.
Słuchając potem odpowiedzi orczycy, Libeth uniosła lekko brwi w górę. Skoro kobieta starała się, by Kamelio i Kamelia ją lubili, to znaczyło, że raczej... chyba... prawdopodobnie nic nie szczególnego nie łączyło jej z elfem. Co wcale nie znaczyło, że Paria teraz z chęcią wróciła myślami do wizji najbliższej przyszłości u jego boku. Niewyjaśnione rozczarowanie, które poczuła wcześniej, sprawiło tylko, że teraz była jedynie zawstydzona swoimi głupimi pomysłami, jakie przypałętały się nieproszone i były wyjątkowo nie na miejscu. To była infantylna bzdura, zwłaszcza w obecnej sytuacji.
Zerknęła jeszcze przez ramię, szukając wzrokiem Miry w ogrodzie. Dziewczynka pobiegła się bawić, ale co kryło się pod chustą zakrywającą jej twarz? Dom Śnienia Kamelii miał wyjątkowo dużo dziwnych dzieci, które nie wyglądały jak dzieci. No... dwójkę. To nadal bardzo dużo. Przez całe swoje życie Libeth nie spotkała takiego ani jednego.
Poczucie ulgi wypełniło jej klatkę piersiową, gdy usłyszała od Zairy o znalezionym uzdrowicielu. Późno, bardzo późno, ale przynajmniej w końcu ktoś tu dotarł. Czy był w stanie jeszcze pomóc? Pożegnała medyczkę i ruszyła razem z Miją w kierunku swojej komnaty, przyglądając się po drodze pracującym ludziom. Dom wyglądał na dużo bardziej żywy, niż wtedy, gdy plątała się po nim przed i po śniadaniu, co było całkiem zabawne. Może właśnie dlatego Libeth nie wyobrażała sobie bycia uwięzioną na zleceniu u jednej, konkretnej osoby. Taka odpowiedzialność wydawała się męcząca.

Ulga, którą poczuła, znikała jednak z każdym kolejnym krokiem, gdy zbliżała się do pomieszczenia, w którym zostawiła Kamelio. Bała się momentu, w którym będzie musiała mu opowiedzieć, co się wydarzyło odkąd stracił przytomność. Bała się, że spadnie na nią odpowiedzialność za stan jego rąk i wszystko, co po drodze poszło nie tak. Mimo to, starała się robić dobrą minę do złej gry, a kontrolowanie własnej mimiki akurat nie było dla niej problemem. Absolutny spokój, który prezentowała na zewnątrz, nijak nie pasował do serca szalejącego panicznie w jej klatce piersiowej.
Przywitała elfa uprzejmym skinieniem głowy, a potem, gdy już zechciał ustąpić im drogi, weszła w końcu z powrotem do tego nieszczęsnego pokoju. Spory plus stanowił fakt, że dla odmiany wyglądała normalnie. Nawet jej włosy były już prawie suche. Kiedy starsza kobieta, prawdopodobnie będąca właśnie tą, której szukała Paria, poprosiła Miję o wyprowadzenie gościa, Libeth uśmiechnęła się do orczycy na pożegnanie i podeszła bliżej do pozostałej dwójki, zamykając sobą drzwi.
- Pani Kamelia? - upewniła się, ignorując póki co kurtuazyjną zaczepkę elfa. Ukłoniła się uprzejmie i przeszła tak, by stanąć po drugiej stronie swojego łóżka, jakby dzielący ich mebel miał ją przed czymkolwiek uratować. - Bardzo mi miło w końcu panią poznać... świadomie, przynajmniej. Nie potrafię... - przeniosła wzrok na trefnisia, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. - Nie potrafię ubrać w słowa tego, jak boli mnie fakt, że jestem przyczyną tylu problemów. Przepraszam za kłopot, jaki sprawiłam dotąd i jaki zapewne będę sprawiać w przyszłości, jeśli zechcecie pomóc mi z doprowadzeniem tego wszystkiego do końca.
Uniosła spojrzenie z powrotem na Kamelię.
- Te sprawy nigdy nie rozwiązują się szybko i bezboleśnie. Ostatnie, czego chciałam, to ściąganie nieszczęść na więcej osób, niż ja sama. Ostatnie, czego chciałam, to...
Zerknęła na zakrwawione bandaże elfa i zacisnęła usta w wąską kreskę, milcząc przez kilka chwil.
- Jak... jak twoje dłonie, Kamelio? - spytała, choć nie wiedziała, czy chce usłyszeć odpowiedź.
Obrazek

Wróć do „Stolica”