Dom Śnienia Kamelii

181
POST POSTACI
Paria
Pokiwała głową, przyjmując do wiadomości odpowiedź. Gęsty, ciężki zapach drzewa sandałowego faktycznie pasował do Lady Cendan. Od tej pory prawdopodobnie nie będzie się Parii zbyt dobrze kojarzył, choć może w innych warunkach nie będzie budził aż tak złych wspomnień. Trzymająca szlachciankę za rękę Nuriel nie zdawała sobie zapewne sprawy z tego, jak bardzo zepsuta i nienormalna jest ta, w której wspomnienia zamierzała się teraz zagłębić. To była jednak tylko kwestia czasu, skoro lada moment sama dowie się, jaki spisek uknuła ta stara wariatka.
Gdy padła propozycja stworzenia kopii wspomnienia dla niej, Libeth uniosła na elfa zaskoczone spojrzenie. Nie spodziewała się, że ktoś będzie się nią przejmował. To baronowa miała dostać swoje odpowiedzi, nie Paria. Przygryzła wargę w zamyśleniu, z powrotem odwracając głowę w stronę zasypiającej powoli Nuriel.
- Nie... chyba nie chcę kopii - odparła w końcu, bardzo cicho, by w niczym nie przeszkodzić. - Nie będę do tego wracać, nie będę tego oglądać więcej, niż raz, nie będę traktować jej wspomnień jako zabawnej historyjki z przeszłości. Jak tylko zostaną wyciągnięte względem niej jakieś konsekwencje, zamierzam trzymać się od tego, co z nią związane, tak daleko, jak to tylko możliwe.
Ból wbijających się w skórę jej własnych paznokci uświadomił jej, że zdecydowanie zbyt mocno zaciska palce. Szczerze nienawidziła tej kobiety. Zmusiła się do rozluźnienia dłoni i oparcia ich, rozprostowanych, na swoich udach.
- Ale chcę zobaczyć to wszystko, jeśli mogę mieć w to wgląd. Chcę dowiedzieć się, co zrobiła. Chcę wiedzieć dlaczego.
Co sprawiło, że ten umysł uznał ten szantaż, porwania i odcinanie czyichś dłoni jako genialny plan. Co jeszcze miała przygotowane, bo zapewne komuś się tym chwaliła - jak zorganizowałaby życie Parii, gdyby to wszystko zakończyło się powodzeniem. I, naturalnie, z czystej ciekawości, Libeth chciała też wiedzieć, jak w to wszystko wpasowywała się Diane Bourbon. No i Celestio. On też gdzieś tam był, czekając na ratunek.
Mimo początkowej niechęci do posiadania własnej kopii, po dłuższej chwili milczenia przeszło jej przez myśl, że być może powinna potraktować to jako zabezpieczenie. Wciąż nie do końca wiedziała, komu może ufać, a w szlacheckim światku z reguły nie mogła ufać nikomu, więc chyba lepiej będzie, jeśli Ferros faktycznie stworzy dwa wspomnienia: jedno dla baronowej, drugie dla Parii. Nawet jeśli bardka nigdy więcej na nie nie spojrzy, to wciąż może się okazać, że bez niego nie będzie w stanie wykaraskać się z kolejnych problemów, jakich w tej chwili nie potrafiła jeszcze przewidzieć.
- Chociaż... - zaczęła, by w końcu skinąć głową. - Może masz rację. Powinnam mieć swoją kopię. Tak będzie lepiej.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

182
POST BARDA
Z miną niezdradzającą absolutnie niczego, Steczko przyglądał się, jak Ferros nakłada na zamknięte oczy Nuriel specjalny, batystowy okład. Twarz Wysokiego na moment nawet złagodniała, zanim najwyraźniej przypomniał sobie, że w pobliżu znajdują się również osoby trzecie. Szybko podniósł się więc do pionu, by po obrzuceniu Kamelio (i z jakiegoś powodu tylko jego) poirytowanym spojrzeniem, odsunąć się pod najbliższą ścianę i tam też z ramionami założonymi na klatce piersiowej oraz kamienną miną, czekać na rezultaty.
Elf nie komentował i nie oceniał jej decyzji ani powodów do nich. Jedynie zgodnie kiwał głową za każdym razem, by następnie cicho wyjaśnić jej prostą procedurę, której wymagało skorzystanie z odpowiednio spreparowanych łez. Trzy do pięciu kropel należało wmasować w powieki lub jeszcze lepiej, zakroplić nimi bezpośrednio oczy, aby doznać wizji zamkniętej w jej zawartości. Z tylko jednej, pełnej fioki, skorzystać można było do kilku razy, co samo w sobie było dość wygodne, zwłaszcza gdy zamierzało się podzielić zawartymi w niej informacjami.
- Osoby tego sortu nie mają zazwyczaj długiego życia w zamkowych celach - zauważył w pewnym momencie. - Zbytnie zadufanie im na to nie pozwala. Utrata statusu, majątku, wygód... Słyszałem, że same często odbierają sobie życie, choć w tym wypadku istnieje spora szansa, że wcześniej niż później każą ją oficjalnie stracić. Za tym jednym ciosem pójdą następne.
Opierając podbródek na dłoni, Kamelio zmarszczył z leksza brwi. Wyglądał, jakby usilnie się nad czymś zastanawiał lub być może chciał dodać coś jeszcze, zanim kompletnie zrezygnował.

Pierwsza godzina minęła w towarzystwie kompletnej monotonii i bezruchu, które, głównie przez adrenalinę, jakiej wcześniej zaznali, obydwoje z Kamelio wpadli w niemal letargiczny stan. Nie pomagał widok dwóch, praktycznie nieruchomych postaci na tle dodatkowo wyciszającej umysł wody ani otulający umysł zapach kadzidła. Dopiero w połowie drugiej, dosłownie kilka sekund po tym, jak burczenie w brzuchu elfa wybudziło go z sennego otępienia, Nuriel gwałtownie zarzuciła nogami w wodzie, biorąc przy tym głośny, głęboki wdech. Jej klatka piersiowa uniosła się wysoko tylko po to, żeby ponownie opaść w towarzystwie kaszlu. Mija znalazła się przy śniącej równie szybko, co i pospiesznie ściągający okład z jej oczu Julius.
Ciemnoskóra kobieta wyglądała na lekko oszołomioną i zagubioną, zwłaszcza kiedy towarzysząca jej orczyca, czystą siłą dłoni położonej na ramieniu uniemożliwiła jej natychmiastową próbę podniesienia się.
- ...w porządku - dało się usłyszeć, jak mamrocze do pytającej o samopoczucie Mija'Zgi, zanim przekręciła głowę i jej wzrok padł na wciąż nieprzytomną, leżącą obok Cendan.
Libeth zapewne nie zdziwiło, gdy niczym oparzona wyszarpnęła swoją dłoń z dzielonego wcześniej uścisku.
- Muszę... Chcę się położyć... - odezwała się zmęczona i tym razem, zarówno z pomocą Juliusa, jak i Miji, podniosła się na śmiesznie wiotkich, uginających się pod nią nogach.
Rozbudzony na nowo Kamelio, szybko wstał ze swojego miejsca spoczynku i dołączył do pozostałych, aby podziękować całej trójce. Nuriel uśmiechnęła się nawet słabo, nie zauważając wrogiego spojrzenia rzucanego przez Ferrosa, który z wymuszoną przez zaciśnięte zęby grzecznością oznajmił, że wszyscy mogą udać się na spoczynek, ponieważ przekształcenie łez i zawartych w nich wspomnień zajmie mu większą część nocy. Zadbanie o Cendan przez pozostały czas, zostało najwyraźniej również zrzucone na Miję, którai tak nie wiedząc wiele o całej sytuacji, nie miała z tym żadnego problemu.
Pozostało zatem... Czekać do jutra. Porozmawiać z Diane, być może obejrzeć wspomnienia Lory i liczyć na to, że wszystko zostanie rozegrane w tym samym dniu. Wówczas Paria mogłaby wreszcie wyściubić nos z Domu Śnienia bez potrzeby nakładania na siebie ton makijaży. Być może nawet od razu wypadałoby zawitać w rodzinne progi, gdzie poza oczywistą naganą za całą sytuację, czekały na nią z całą pewnością również te cieplejsze słowa i gesty?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

183
POST POSTACI
Paria
Czy życzyła Lorze śmierci na stryczku za jej przewinienia? Być może, ciężko było stwierdzić. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia zapewne o większości czynów, jakich kobieta się dopuściła. Czasem zastanawiała się nad sobą, czy faktycznie to ona się stoczyła, rezygnując z życia na poziomie, czy wręcz przeciwnie - uniknęła w ten sposób funkcjonowania w taki sposób, jak funkcjonowała Lady Cendan. Wiedziała, że nie wszyscy na tych wysokich szczeblach społeczeństwa tak się zachowują, bo przecież miała swoją rodzinę, której nie dało się nic zarzucić, prawda? Może Lambert, jej najstarszy brat, miał za kołnierzem jakieś machlojki, ale nie posunąłby się (raczej) do szantaży i porwań. Sara? Była na to zbyt głupia. Z drugiej strony, kto wie. Libeth wiele lat już spędziła poza domem. Może nawet lepiej, że o niektórych sprawach nie miała pojęcia.
Przysłuchiwała się tłumaczeniom elfa, z zainteresowaniem chłonąc każdą nową informację. Gdyby nie Lady Cendan leżąca w wodzie, doświadczenie mogłoby być wręcz mistyczne, jeśli ubrałoby się je w odpowiedni nastrój. Teraz jednak Paria nie była w stanie odnaleźć w tym tej metaforycznej podniosłości, jakiej szukałaby normalnie. Teraz mogła co najwyżej oprzeć się o ścianę za plecami i popaść w marazm, w którym czas zdawał się upływać niezależnie od rzeczywistości, albo zaplatać się w węzły i stać w miejscu. Czekała.

Gdy Nuriel wybudziła się ze swojego snu, Libeth też natychmiast wyprostowała się wyczekująco. Nie odzywała się wciąż, nie chcąc przeszkadzać, ale nie była w stanie już usiedzieć nieruchomo. Jej dłonie znów splotły się, gdy zalały ją emocje, ale uparcie milczała, wyjątkowo nie chcąc powiedzieć teraz niczego niewłaściwego - a wiele komentarzy cisnęło się jej na usta, nie licząc podziękowania, naturalnie. Tym jednak zajął się już Kamelio. Może później będzie miała okazję porozmawiać z Nuriel, gdy kobieta już odpocznie i dojdzie do siebie.
Kiedy tamci wyszli, Libeth podniosła się i powoli podeszła do basenu, stając na jego brzegu, naprzeciw śpiącej szlachcianki. Przez chwilę wpatrywała się w nią w milczeniu, spojrzeniem pełnym pogardy i szczerej nienawiści. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, by zmusić się do zachowania spokoju i względnej obojętności, choć najchętniej własnoręcznie wcisnęłaby głowę kobiety pod wodę i patrzyła, jak z jej wąskich ust wypływają ostatnie bąbelki powietrza. W teorii, przynajmniej. W praktyce mogła sobie o tym co najwyżej marzyć, bo do czegoś podobnego nie posunęła i nie posunie się nigdy. Nie mogła się doczekać, aż zobaczy minę Lady Cendan, gdy ta dowie się, jakim rykoszetem odbił się na niej jej doskonały plan. Bawiła się w porwania, szantaże i - przez Obelusa - prawdopodobnie także morderstwa; teraz mogła doświadczyć tego na własnej skórze. I kto wie, może Kamelio miał rację, może czekała ją także i śmierć. Paria nie będzie za nią tęskniła.

Ssanie w żołądku, które dotąd kładła na karb stresu, teraz okazywało się zwyczajnym głodem. Na śniadanie nie zjadła zbyt wiele, a potem nie miała głowy do martwienia się o rzeczy tak nieistotne. W tej chwili całe to napięcie odpuszczało. Jej ramiona rozluźniały się wreszcie, zostawiając po permanentnym, trwającym tydzień spięciu tylko nieprzyjemny ból mięśni. Zmarszczka między brwiami rozprostowywała się, a do Libeth docierało zmęczenie ostatnimi dwiema, prawie nieprzespanymi nocami. Miała wrażenie, że przez ostatnie dni postarzała się o dobre pięć lat. Przetarła twarz dłońmi i odwróciła się, by sprawdzić, co się właściwie w tej chwili działo.
Jeśli Kamelio wyszedł z Nuriel i Ferrosem, spytała tylko Miji, czy w kuchni znajdzie teraz coś do jedzenia, po czym powoli udała się tam, by zaspokoić głód... i prawdopodobnie poszukać też jakiejś samotnej butelki wina, którego bardzo mocno w tej chwili potrzebowała, nieważne która była godzina. Podczas rytuału straciła rachubę czasu, ale trudno było się temu dziwić, skoro siedzieli w podziemiach. Jeśli jednak elf po podziękowaniach wrócił do niej, niezobowiązująco zaproponowała mu wspólny posiłek. Nie zakładała, że będzie chciał lub mógł spędzić potem czas z nią, zwłaszcza, że wszystko, za co Paria była osobiście odpowiedzialna, zostało nareszcie doprowadzone do końca. Była gotowa po obiedzie (kolacji?) wrócić do pokoju i zaszyć się w nim z upolowaną butelką w ramach samotnego świętowania zwycięstwa. A może Ursa już wrócił? Miała nadzieję, że wszystko z nim było w porządku. Martwiła się, a do tego trzeba było przyznać, że krasnolud z pewnością byłby dobrym towarzystwem do picia.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

184
POST BARDA
Ponieważ Kamelio nie wyglądał na przesadnie chętnego, aby towarzyszyć wychodzącej dwójce, ni pomagać Mija'Zdze przy wyciąganiu i osuszaniu szlachcianki z wody, chętnie przystał na propozycję wspólnego posiłku. Wszakże, jeśli sprawy rzeczywiście się zakończą tak szybko, jak tego oczekiwali, kto wie, kiedy kolejny raz dostaną do tego okazję?

Dzień, który był już szarobury i dość ponury przez gęste chmury przysłaniające niebo, stał się kompletnie ciemny za oknami, gdy wreszcie opuścili podziemie. Oznaczało to tyle, że słońce musiało na dobre zajść za horyzont. Tylko jasne błyski oraz towarzyszące im pomruki nadciągającej burzy rozjaśniały od czasu do czasu świat po drugiej stronie bezpiecznych murów Domu Śnienia. Okres deszczowy na Archipelagu bywał dość męczący i chaotyczny, ale całe szczęście nigdy nie trwał przesadnie długo.
W drodze do pokoju natknęli się co prawda na bogacko noszącą się parę, jednak ci, zajęci podekscytowaną wymianą szeptów z towarzyszącą im Śniącą, byli zbyt zaabsorbowani, aby zauważyć mijającego ich elfa oraz poszukiwaną w całym Taj'cah artystkę.
W kuchni całe szczęście wspólnie odkopali całą masę drobnych przystawek i przekąsek na zimno, które zrzucili na jedną, sporą tacę. Kamelio znalazł nawet coś, co wyglądało, jak bardzo popularne w tym regionie muszle ze słodkiego ciasta, wypełnione masą owocową. Jeśli absolutnym przypadkiem zagrabił dla nich również dwie, pękate butle czegoś nieopisanego, co na pewno nie było jednak sokiem, żadne z nich raczej nie zamierzało tego komentować, dopóki nie znaleźli się z powrotem w bezpiecznym obszarze dzielonego dotąd pokoju.
- Wreszcie koniec...! - stęknął Kamelio, odkładając dźwiganą przez całą drogę tacę na względnie sprzątnięty z pałętających się dookoła kawałków pergaminu stół. - Haaa... Nawet jeśli było to bardzo interesujące przeżycie, wolałbym już zdecydowanie nigdy więcej nie mieszać się w żadne, szlacheckie porachunki.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

185
POST POSTACI
Paria
Część Parii cieszyła się, że Kamelio zje kolację z nią, choć inna część nadal była zażenowana przebiegiem ostatniej ich rozmowy. Mimo to, w tej chwili jej myśli krążyły wokół czegoś zupełnie innego. Gdy z jedzeniem dotarli do pokoju, pozbierała szybko pergaminy, które mogłyby im przeszkadzać, nie poświęcając czasu na sprawdzanie, które z nich są jej zapiskami, a które należą do elfa i odłożyła je w jedno miejsce, po drugiej stronie blatu, tak, by w niczym nie przeszkadzały i nie zostały przypadkiem zabrudzone. Potem opadła na krzesło, zsuwając się po nim w mało elegancki sposób i wzdychając ciężko.
- No... - potwierdziła z namysłem słowa Kamelio, przez chwilę jeszcze wpatrując się nieprzytomnym spojrzeniem w sufit. - Wreszcie.
Zrobiła wszystko, co była w stanie, choć wydawało się to bardzo nieistotne w kontekście rozmiarów całego tego wydarzenia. Ona sama też czuła się dziwnie nieistotna, choć przecież bez niej nie przyciągnęliby Lady Cendan do Domu Śnienia. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, starając się wyrzucić z siebie negatywne myśli, które ciążyły na jej głowie od tylu dni. Dużo przeszli. Spacer podziemiami rezydencji Bourbon w towarzystwie kulejącego elfa wydawał się już zamierzchłym wspomnieniem. Teraz... teraz nie musiała martwić się już o nic. Jutro zobaczy, jak z działań Lory zostają wyciągnięte konsekwencje, a potem będzie mogła wrócić do swojego poprzedniego życia, jakby nic się nie wydarzyło. No, nie licząc lekcji magii i współpracy z Domem Śnienia, na jakie się zgodziła. To jednak trochę to życie zmieni, ale była pewna, że nie na gorsze.
- To zlecenie nie przyniosło ci nic dobrego, co? - zagadnęła. - Od samego początku, same problemy. Zwichnięta kostka, pocięte dłonie, rozbita brew. Zniszczona lutnia, konieczność współpracy z Ferrosem i zaległości w obowiązkach. Mam nadzieję, że przynajmniej wynagrodzenie, jakie zapewnia wam Diane, będzie tego warte.
Otworzyła oczy i z powrotem podciągnęła się wyżej na krześle, z westchnięciem sięgając po pierwsze przekąski z tacy. Teraz już nie miała takiego problemu z jedzeniem, jak rano. Jej żołądek nie opierał się, a z radością przyjmował posiłek, jak zawsze. Jak zje, nastrój z pewnością też się jej poprawi.
- Możesz sobie wyobrazić w takim razie, dlaczego nie chciałam mieć z tym wszystkim już nic wspólnego. Trzymanie w garści dobrego urodzenia i pieniędzy, jak to podsumowałeś wczoraj, zbyt często wiąże się z czymś takim, jak to. Wygody życia nie są tego warte. Nie dla mnie, przynajmniej. Nawet jeśli nie masz samemu sobie nic do zarzucenia, otaczają cię tacy, jak ona. Jak Lora Cendan. I nie możesz odwrócić się i zostawić ich za plecami, jak zostawiłbyś natrętnego gościa w karczmie, bo oni zawsze... zawsze będą dyszeć ci na kark. Zawsze gdzieś obok, ze swoimi pieprzonymi szpiegami i... i wynajętymi ochroniarzami, będą krążyć wokół ciebie jak sępy, bo jedyne, czego od ciebie oczekują, to żebyś tańczył tak, jak akurat ci zagrają.
Potrząsnęła głową i zerknęła na butelki, ale nie otwierała jeszcze żadnej. Z całą pewnością musiała najpierw zjeść.
- Ale już jest po wszystkim - uśmiechnęła się lekko, czując, jak po tej krótkiej tyradzie kolejny ciężar spada jej z ramion. Nawet jeśli Kamelio tego nie rozumiał. - Mogę się w końcu zastanowić co zrobić ze sobą jutro. Powinnam chyba pojechać do ojca. Myślałam, że po tylu miesiącach wejdę do domu rodzinnego w nieco innych okolicznościach i innym nastroju, ale cóż.
Zatrzymała się w bezruchu, zerkając na niego znad jakiegoś owocu, w którego nie zdążyła się jeszcze wgryźć.
- Wybacz. Pewnie nie chce ci się tego słuchać. Narzekanie uprzywilejowanej - parsknęła śmiechem.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

186
POST BARDA
Elf poświęcił dobrą chwilę, rozciągając i przeciągając się na wszystkie możliwe strony, by samemu usiąść naprzeciwko Parii dopiero wtedy, gdy coś słyszalnie chrupnęło w stawie lewego ramienia. Bardziej kontent, niż powinien być ktoś, kogo kości wydają podobne dźwięki, niemal od razu sięgnął po kawałek owczego sera oraz paski solonego mięsa. Jego oczy sprawnie omijały wszelkiego rodzaju zieleninę nie po raz pierwszy.
- Wręcz przeciwnie - pozwolił sobie nie zgodzić się z przypuszczeniami Libeth, gdy tylko skończył leniwie i z miną podszytą błogością przeżuwać pierwsze kęsy. - Otrzymałem znacznie więcej, niż początkowo oczekiwałem. Parę skaleczeń i niedogodności, to wciąż niewielka cena. Dom zapewne również jest ci bardziej wdzięczny, niż to sobie możesz wyobrażać. Choćby tylko dlatego, że przez kilka dni nie doszło do mordobicia między dwoma, wyjątkowo zawziętymi elfami.
Mimo iż Kamelio nie wydawał się w swój typowo teatralny sposób wyolbrzymiać ni naginać prawdy, jakoś ciężko było sobie wyobrazić go, idącego na gołe pięści z Ferrosem i vice versa. Fakt faktem, Wysoki Elf był rzekomo niezłym szermierzem, z kolei Kamelio bez większego uszczerbku na zdrowiu dał radę położyć co najmniej dwóch najemników Lady Cendan, a jednak... Tych dwoje, z całą pewnością dobrych w utarczkach słownych, mających rzucać się sobie do gardeł, niczym zwierzęta? Nawet w wyobraźni wyglądałoby to stosunkowo komicznie i mało realnie.
Entuzjastycznie pochłaniany kawałek sera prawie utknął w gardle elfa, gdy ten najwyraźniej zamierzał odezwać się przed ostatecznym przełknięciem go. Zakaszlał krótko i otwartą dłonią uderzył się w okolicach mostku, krzywiąc, gdy zbyt duża ilość musiała na raz przejść mu przez gardło.
- Ughh - wydał z siebie mało elegancko po nieco ochrypłym odchrząknięciu, palcami rozmasowując gardło.
Kiedy dyskomfort minął, powoli pokręcił głową, rozciągając usta w uśmiechu, przywodzącym na myśl zadowolonego z upolowanego kanarka kota.
- Gdybyś tylko jeszcze rzeczywiście brzmiała, jak ta uprzywilejowana klasa, o której mowa - opierając przechyloną do boku głowę na dłoni, Kamelio wlepił ciekawskie spojrzenie swoich jasnych oczu w twarz Libeth, dłuższy czas powstrzymując się od choćby pojedynczego mrugnięcia. - Mogę nie brzmieć i nie wyglądać, ale jestem pewien, że mocno byś się zdziwiła, gdybym ci powiedział, ile prawdziwego narzekania uprzywilejowanej klasy zdarzyło mi się do tej pory usłyszeć... - zatrzymał się na moment i zastukał palcami drugiej dłoni o blat z dziwną intensywnością. - Wspomniałem nieco o zyskach z całego przedsięwzięcia, ale być może, jak zwykle zresztą, nie rozwinąłem tego w miejscu, w którym powinienem. Zwłaszcza jeśli ma męczyć cię cena, którą w twoich oczach zapłaciłem. Pozwól więc, że zacznę jeszcze raz. Pomijając oczywisty zysk, jaki przyniesie wzmocnienie pozycji oraz wpływów lojalnego kontrahenta i tym samym zmniejszenie mojego własnego długu wobec Domu, miałam rzadką okazję spotkania kompletnego ewenementu wśród szlacheckich latorośli - rozpierając się mocniej łokciami na kraju stołu, wskazał sztywnym palcem uszkodzonej dłoni na nią samą, ani na chwilę nie tracąc z wyrazu zadowolenia. - Arkana imieniem Libeth von Darher. Kompletne przeciwieństwo tego, czego zwykło oczekiwać się po osobie wychowanej pomiędzy arystokratami. Zapomnijmy na chwilę o moim zainteresowaniu twoimi umiejętnościami, z których, obydwoje to już wiemy, chciałbym móc w przyszłości również skorzystać, jeśli będzie to opcjonalne. Czym jest parę skaleczeń wobec możliwości współpracy z kimś, kto nie boi się zaryzykować dla ciebie spotkania z wyszkolonym strażnikiem albo dziwnymi potwornościami w ciemnych kanałach? Będąc kompletnie szczerym, przez pewien czas mogłem jeszcze wypatrywać momentu, w którym koniec końców pojawią się żądania, albo przynajmniej oczekiwania? Narzekania-... Mam tu na myśli, PRAWDZIWEGO narzekania godnego szlachcianki i otwartego niezadowolenia z pozycji, w jakiej cię postawiliśmy, być może zniecierpliwienia wynikającego z oczekiwania tudzież sprzeciwu wobec ryzyka związanego z bezpośrednim rzuceniem Cendan na przynętę? ... Nawet Mija nie była aż tak ufna, otwarta, szczera, czy chętna do współpracy, mimo wiszącego nad nią zagrożenia w postaci stryczka przez pierwsze miesiące? W każdym razie... To co chciałem powiedzieć, to to, że... Jesteś warta swojej wagi w złocie. ... A twoja wieczna ciekawość wcale nie przeszkadza mi aż tak bardzo, jak to czasami wygląda... W całej mojej ocenie, warto było więc... Ryzykować.
Wbrew całej pasji i energii, z jaką zaczął mówić, ostatnie zdania wyszły mu mniej elegancko, a w ruchach pojawiła się znajoma już nerwowość, której starał się przesadnie nie okazywać. Nawet wzrok, który utrzymywał stabilnie przez większą część, uciekał tu i tam. Ledwie zresztą skończył, a już podniósł się z miejsca, aby przygotować dla nich pucharki. Bardziej dla zajęcia czymś rąk, niż z chęci dobrania się do zagrabionych butelek, jeśli Paria miałaby zgadywać.
-Wspominałaś już nieco o swojej rodzinie. Jestem pewien, że będą więcej niż zachwyceni, że do nich wróciłaś cała i zdrowa, niezależnie od okoliczności. Zwłaszcza z raz jeszcze czystym kontem.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

187
POST POSTACI
Paria
Zaśmiała się cicho, nie traktując komentarza o elfach skaczących sobie do gardeł poważnie. To musiał być żart, prawda? Libeth nie wyobrażała sobie bójki między tymi dwoma i chyba nie chciała zobaczyć jej na własne oczy, nawet jeśli mocno wierzyła w umiejętności Kamelio i w fakt, że położyłby Ferrosa na łopatki, tak jak porozkładał ochronę Lady Cendan kilka godzin temu.
- Nie jestem najlepsza w wyciąganie wniosków z zachowań innych, ale chyba znam już przynajmniej jeden z powodów, dla których Szanowny Pan Wysoki cię nie lubi - mruknęła i opuściła wzrok na słodki owoc, który jadła. W sumie całkiem dobrze się składało, on wyjadał mięso i sery, a ona owoce i warzywa. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że jej słowa mogły zabrzmieć jak krytyka, a przecież zupełnie nie o to jej chodziło. - To znaczy... mam na myśli Nuriel. Może gdyby zwróciła na Juliusa uwagę, stałby się nieco mniej upierdliwy dla wszystkich wokół. Z drugiej strony, najwyraźniej mam talent do niewłaściwej interpretacji wielu rzeczy, które dzieją się wokół mnie, więc możliwe że i w tym przypadku tak jest.
A potem, po zadławieniu się serem, Kamelio postanowił wyrzucić z siebie chyba najdłuższy monolog, jaki kiedykolwiek usłyszała z jego ust. Czasem opowiadał jej o czymś, czasem coś tłumaczył, ale nigdy chyba nie robił tego z takim zaangażowaniem, jak teraz. Początkowo dalej jadła, nie spodziewając się zupełnie, do czego dążyć będzie ta wypowiedź.
- Potrafię narzekać więcej, jeśli cię to pocieszy - wtrąciła się i zaśmiała, korzystając z krótkiej pauzy w jego monologu. - Wydawało mi się to... nie na miejscu. Jeśli ci na tym zależy, mogę nadrobić. Jest wiele rzeczy, do których mogłabym się przyczepić. Zrobię ci później listę tego, z czego jestem niezadowolona.
Później jednak już się nie wtrącała, zbyt zaskoczona faktem, że cała ta lawina słów dotyczy jej samej. Jej brwi powędrowały w górę, a szeroko otwarte oczy wpatrywały się w elfa, jakby tym razem to jemu wyrosła druga głowa. I czy ona przypadkiem nie wspominała dopiero co, że niewłaściwie interpretuje wszystko dookoła? Jak więc miała interpretować to? W życiu wielokrotnie była zasypywana komplementami, ale nie takimi. Tamte dotyczyły jej wyglądu, jej występów, jej utworów. Tamte rozumiała. Ufna, otwarta i szczera? Dwa ostatnie faktycznie, była dość bezpośrednia, ale ufność chyba nie była zaletą? Czy była? Może faktycznie powinna była zaprotestować, gdy powstał plan wystawienia jej jako przynęty na Lady Cendan, ale inne plany zakładałyby zapewne jej bezczynne siedzenie w Domu Śnienia, aż wszystko rozwiąże się samo, a wtedy chyba do reszty by oszalała. Musiała coś zrobić, musiała zadziałać, wreszcie stąd wyjść, nawet jeśli w przebraniu i zaledwie na kilka godzin. A jej brak narzekania? Wynikał wyłącznie z tego, że gdy patrzyła na zabandażowane dłonie Kamelio, gdy leczono jej rany, zapewniano jej wikt, opierunek i bezpieczeństwo niezależnie od okoliczności na zewnątrz, gdy przynieśli jej nawet główkę utraconej w kanałach lutni, musiałaby być wyrachowana i niewdzięczna, by mieć o cokolwiek pretensje. Była tylko wypadkową zlecenia, a traktowano ją tu lepiej, niż kiedykolwiek mogłaby się spodziewać.
Gdzieś w połowie tego monologu jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, a zmęczone spojrzenie z powrotem się rozpogodziło. Trudno zresztą, żeby nadal miała zły nastrój po usłyszeniu czegoś podobnego. I może znów źle rozumiała intencje elfa, ale jej serce zmiękło - choć tym razem postanowiła nie mówić ani nie robić już nic, co mogło skończyć się u niego kolejną ucieczką. Opuściła wzrok na czekające na wino kielichy, nie przestając się uśmiechać.
- Nie miałam okazji przyjrzeć się plakatom - odparła tylko cicho. - Mam nadzieję, że nagroda za znalezienie mnie jest chociaż w połowie tak wysoka, jak twoja profesjonalna wycena.
Pokiwała głową. Ojciec na pewno się ucieszy, co z resztą... to się okaże. Tak czy inaczej, będzie zastanawiać się jutro. Musiała też spotkać się z Celestio, przeprosić go za to, co musiał przejść poniekąd z jej winy. Jakkolwiek jej nie irytował, należało mu się wyjaśnienie, choć Paria nie sądziła, by w konsekwencji miało mieć to pozytywny wydźwięk na ich relację.
- Skoro już mówisz o paru skaleczeniach... to jak twoje dłonie? - spytała.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

188
POST BARDA
- Nie jestem pewien? Co do tej jednak kwestii akurat wcale się nie pomyliłaś - odparł, wydając z siebie przy tym bolesny jęk, jakby poruszony temat był dla niego wręcz fizycznym utrapieniem. - Problem w tym, że obydwoje są dość beznadziejni w tych aspektach. Obydwoje mają tendencję do nadinterpretacji moich i swoich działań oraz zachowań, przy czym żadne nie jest w stanie wykonać ruchu wobec partii, którą jest zainteresowane. Pomijając jednak jego ewidentne zainteresowanie Nuriel, Ferros jest sam w sobie przede wszystkim pompatycznym dupkiem o szlacheckich korzeniach i przeświadczeniu, że stoi na wyższym piedestale od nas, maluczkich. Zakładam, że nie do końca potrafi przed sobą samym przyznać się, że zainteresował się kobietą z tego, co określa jako plebs, a tym bardziej, że ta sama kobieta nie zwraca na niego dostatecznie dużo uwagi. Poza tym... - tu jego uśmiech nabrał niemalże diabolicznego wyrazu. - Czy wiedziałaś, że Wysokie Elfy posiadają naturalny talent magiczny, co, dzięki długiemu życiu, często czyni z nich najwybitniejszych pośród magów i czarnoksiężników? Julus nie posiada go wcale.
Ah, plotki i ploteczki! Najwybitniejsza rozrywka, niezależnie od urodzenia oraz pochodzenia! Wszyscy je kochają, od biedoty rynsztokowej, po najwyższe, koronowane głowy. Dom Śnienia oraz jego członkowie również nie odbiegali w tym przypadku od przeciętnych standardów. Paria nasłuchała się ich tutaj całkiem sporo, głównie od Śniących, które na co dzień asystowały jej w stylizowaniu włosów oraz nakładaniu makijażu.
A zatem Julius był pochodzenia szlacheckiego? Nic dziwnego, że jego ruchy, gesty, a nawet sposób wysławiania się, wydawały się dziwnie znajomego i podwójnie wręcz irytujące. Co natomiast ktoś taki robił w Domu Śnienia? Co w ogóle robił na Archipelagu, gdzie, mimo stanowienia największej na Herbii mieszanki kulturowej, Wysokie Elfy nie były wcale spotykane częściej, niż gdziekolwiek indziej poza Nowym Hollar?
Wyłapując kątem oka zadowolenie tryskające od Libeth, uszy i kark elfa wyraźnie poczerwieniały. Mimo tego zdołał utrzymać fason.
- Dostatecznie wysoka, żeby zawstydzić okolicznych piratów. A ci bądź co bądź sporo pracowali na swoją złą reputację i sensowne sumy. No i rysownik wyraźnie bardziej się przyłożył. Może dlatego, że rzadko zdarza się, aby kobiety lądowały na tego typu plakatach? Chciałabyś jeden na pamiątkę? !
Kamelio przez chwilę walczył z lakiem oblepiającym końcówkę szyjki oraz dzióbek pierwszej butelki. Gdy ten wreszcie dał za wygraną, mocny aromat alkoholu oraz nuta pomarańczy doszły do nosa Libeth. Zaskoczony elf niuchnął z butelki i wydał z siebie pozytywny pomruk. To zdecydowanie nie było wino.
- Mogę się założyć, że wyszło spod rąk Ursy - skomentował, rozlewając ciężki, bursztynowy i wyraźnie mętny trunek do obu pucharków. Z bliska pachniał mandarynkowo niż pomarańczowo i wciąż musiał być mocny. - Tego typu rzeczy, zdarza się nam oferować za dodatkową opłatą naszej, bardziej specjalnej klienteli. Czasami całymi butelkami. Jeśli kiedyś znudzi mu się praca u nas, jestem pewien, że zostanie świetnym gorzelnikiem.
Zamiast napić się z własnego naczynia, Kamelio jedynie przysunął je póki co bliżej siebie i po ledwie dostrzegalnym tym razem wahani, rozpląta pozostałości bandaży, by pokazać Parii zaleczoną dłoń. Nie wyglądała źle i daleka była od makabry, jaka prezentowała się jeszcze w kanałach. Cienkie, jasne blizny tworzyły dziwne prześwity na skórze w okolicach zgięć. Same palce natomiast, z wyłączeniem kciuka, były nienaturalnie sztywne i nie schodziły się ze sobą poprawnie. Palec środkowy i serdeczny z całą pewnością nie były w stanie w pełni się wyprostować.
- Lepiej, niż zakładałem - odparł jednak elf, uśmiechając się. - Czasami mrowią, ale nie odczuwam w nich na ten moment większego dyskomfortu.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

189
POST POSTACI
Paria
Plotka dotycząca Juliusa była bardzo ciekawa. To by tłumaczyło jego wrażliwość na swoim punkcie, przynajmniej po części. Nie dość, że Kamelio był magiem, i to - jak sam twierdził - wykwalifikowanym, to dodatkowo miał pełną uwagę kobiety, która była obiektem mniej lub bardziej otwartych westchnień Wysokiego. A do tego współpracował ze szlachtą, może nie na stałe, ale ostatnimi czasy, choć według Ferrosa na to nie zasługiwał.
- Nawet mi go trochę szkoda - podsumowała z rozbawieniem, choć mówiła całkiem szczerze. - Ale zaskoczyłeś mnie tym. Sądziłam, że umiejętności magiczne są potrzebne do zajmowania się tym, czym zajmuje się Julius. Że to one pomagają w kontroli nad wspomnieniami i ich... obróbką.
Co wysoki elf zrobił nie tak w swoim życiu, by zostać zmuszonym do pracy dla Domu Śnienia, w którym czuł się lepszy od każdej jednej mijanej go osoby? Ciekawe. Może kiedyś uda się jej zdobyć więcej informacji na ten temat. Coś więcej o nim, coś więcej o Nuriel, coś więcej o każdym, kto mógłby stanowić inspirację do kolejnej z pieśni, niekoniecznie w pełni zgodnej z prawdą. O samym Kamelio też chętnie dowiedziałaby się czegoś więcej, ale nie był on szczególnie chętny do dzielenia się historią swojego życia.
- Oczywiście - odparła na propozycję zachowania jednego z plakatów na pamiątkę. - Ostatni raz malowano mój portret, jak miałam jakieś piętnaście lat, a teraz proszę, świeża dostawa. Gdybym miała własne łóżko, powiesiłabym go sobie nad wezgłowiem. Codziennie po przebudzeniu widziałabym coś, co łechtałoby moje ego.
Nie widziała nic przeciwko piciu czegoś mocniejszego, niż wino. Będzie musiała tylko pić nieco wolniej, żeby nie skompromitować się tutaj. Przyciągnęła kielich do siebie, powąchała zawartość i upiła niewielkiego łyka, by sprawdzić, czego spodziewać się po smaku.
- Ursa wydaje się utalentowany w wielu kierunkach - zamilkła na moment, wpatrując się w powierzchnię płynu. - Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
Nie miała wiele czasu, by skupić się na rozmyślaniach dotyczących krasnoluda, bo Kamelio wyciągnął w jej stronę odwiniętą z bandaża dłoń. Pochyliła się do przodu, by przyjrzeć się jej dokładnie w chybotliwym świetle świec, a choć elf wyrażał się na temat jej stanu raczej optymistycznie, Libeth zbyt dobrze widziała to, czego tam być nie powinno. Nie obwiniała się już o to, odkąd poznała zarys całej sytuacji, odkąd wiedziała zarówno o jego współpracy z baronową, jak i o zaćmieniu i jego konsekwencjach wśród osób parających się magią. Mimo to, coś w środku niej zwinęło się boleśnie, gdy przyglądała się bliznom. Ona z takimi ranami straciłaby wszystko. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, wyciągnęła rękę i ostrożnie chwyciła dłoń Kamelio, delikatnie przesuwając kciukiem przez przecinającą ją siatkę jasnych linii. Nie pamiętała, ile strun miała jego lutnia, ale na pewno wystarczająco dużo, by wybuchając, zostawiła przykre konsekwencje.
- Nie boli już? - spytała cicho. - Masz w niej czucie?
Zreflektowała się w końcu i cofnęła, zamiast jego dłoni łapiąc znów jakąś garść borówek. Jej brwi zmarszczyły się w niezadowoleniu, ale nie dzieliła się już z mężczyzną swoją złością zarówno względem Lady Cendan, jak i samej baronowej. Powinny sobie same załatwiać swoje problemy, zamiast wynajmować szpiegów, instytucje zewnętrzne i bawić się w spiski. Powinny poszarpać się za włosy, dać sobie w twarz i zacząć realniej spoglądać na świat, zamiast obserwować go ze swoich piedestałów i zza swoich wachlarzy. Westchnęła, spoglądając w stronę okna, za którym zapadła już noc.
- Nie mam pojęcia, kiedy minął ten dzień. Mam wrażenie, że dopiero co wstałam. Swoją drogą... - otrząsnęła się z nieprzyjemnego zamyślenia, wracając spojrzeniem do znajdujących się po drugiej stronie stołu, miodowych oczu. Oparła się wygodniej. - W kwestii moich oczekiwań, których ponoć powinnam mieć więcej... Wczoraj, zanim zmyłeś się na resztę dnia, obiecałeś mi, że zrekompensujesz mi zostawienie mnie samą. Wymyśliłeś już, jak to zrobisz?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

190
POST BARDA
W przeciwieństwie do Parii, Kamelio wzruszył jedynie ramiona, nie próbując nawet specjalnie kryć swojego zadowolenia z racji takiego, a nie innego położenia, w jakim znajdował się Wysoki Elf. Jeśli kiedyś również był w stanie mu współczuć, było to najpewniej dawno temu, zanim konflikt między nimi zanadto się zajątrzył.
- Może nie posiadać talentu, ale to nie znaczy, że jest całkowicie pozbawiony wszelkich umiejętności - zaczął jej wyjaśniać Kamelio, biorąc nieco głębszy wdech. - Z niechęcią, bo z niechęcią, ale tak, jestem w stanie przyznać, że swoją wiedzą w dziedzinie magii przyćmiłby niejednego, w pełni wykwalifikowanego czarownika. Problem w tym, że w jego przypadku na możliwości nigdy nie przełożyło się to nadmiernie. Jakimś, i kompletnie nie mam tutaj pojęcia jakim sposobem, był w stanie rzeczywiście nauczyć się pozyskiwanie i przetwarzania wspomnień od poprzedniego mistrza tego fachu. Na ten moment jest u nas również jedynym, który to potrafi i diabelnie ciężko przekonać go, aby przekazał tę wiedzę dalej. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że rekompensuje sobie swój brak talentu przeświadczeniem, że przynajmniej w jednej kwestii musimy na nim polegać. Jeśli jednak chciałby stanąć naprzeciw kogokolwiek i spróbować potraktować go magią, to przy wybitnie dobrych wiatrach być może udałoby mu się spalić takiej osobie brwi.
Libeth może i nie potrafiła jeszcze NICZEGO spalić, ale jeśli wierzyć opinii co najmniej dwóch członków Domu Kamelii, to wciąż miała tego typu rozrywki przed sobą. Te wszystkie brwi tylko czekały, żeby je kiedyś spopielić!
Śmiejąc się pod nosem, Kamelio obiecał zdobyć kilka lepszych egzemplarzy listów z jej facjatą, sugerując, że być może także powinni pamiątkowo powiesić jeden z nich gdzieś blisko wejścia. Najlepiej z podpisem samej ex-poszukiwanej!
Alkoholem, który zwędzili z kuchni, okazał się bimber. Mocny i intensywny w smaku, lecz za sprawą pomarańczy i mandarynek, również słodko-cierpki na języku. Przez gardło przechodził gładko, ale do głowy na pewno miał pełne prawo wejść dużo szybciej, niż wino, piwo czy przeciętna nalewka, jeśli zbyt łatwo ulec pokusie szybszego łykania trunku.
- Jeśli istnieją osoby bardziej utalentowane niż inne, z ręką na sercu wskazałbym Ursę i Nuriel. Nuriel, jako przyszłą gwiazdę wśród Śniących tego Domu, Ursę ze względy na wszechstronność uzdolnienia w mnogich dziedzinach. Wie jak walczyć, jak zajmować się roślinami, zwierzętami i dziećmi, a na dodatek potrafi wróżyć przyszłość z kości i ważyć-... - urwał, po czym znacząco uniósł, a następnie stuknął pucharkiem o pucharek Parii, zanim łyknął z niego nieco trunku. - Huff! ...Tego typu trunki - zakończył, z aprobatą kiwając przy tym głową, choć tym razem jego twarz zarumieniła się z zupełnie innego powodu. - Czasami mam wrażenie, że marnuje się w tym skromnym przybytku.
Kamelio zaszurał ledwie słyszalnie nogami pod stołem, gdy bardka postanowiła chwycić go za dłoń, ale poza tym, nie wykonał żadnego gestu, który mógłby świadczyć o niechęci czy zakłopotaniu. Sam także tym razem spojrzał na kończynę z nieco większym dystansem.
- Mm. Wszystko z nią w porządku - zdecydował się wreszcie odpowiedzieć, dla odmiany bacznie śledząc wycofujące się palce Parii. - Nawet jeśli palce bywają nieco zbyt sztywne, jak na moje osobiste upodobania, jestem pewien, że z czasem wrócą do normy.
Uśmiechając się, ni z tego ni z owego chwycił między dwa, sztywnawe palce jedną z borówek, która wymsknęła się żarłocznej Libeth. Ostrożnie ulokował owoc na kciuku, a następnie, zanim tamta się zorientowała, w czym rzecz, pstryknął w nią środkowym palcem i wystrzelił, trafiając prosto w czubek jej nosa. Całe szczęście nie rozbiła się na nim, a jedynie odbiła i... Wpadła prosto do trzymanego przez nią pucharka.
- Strzał za sto punktów - ogłosił i ponownie wzniósł pucharek niczym do toastu. - Nawet połamane palce, droga Libeth, to wciąż o wiele za mało, żeby zrobić ze mnie kalekę.
Niezależnie od tego, czy mężczyzna zrobił to, by poprawić jej nastrój, czy po to, by samemu nie musieć nadmiernie przejmować się swoją sytuacją, trzeba było przyznać, że przynajmniej się starał. Jakkolwiek dziecinnych zagrań by do tego nie stosował.
- Mam kilka pomysłów - odpowiedział niemal natychmiast elf, chociaż jego brwi zmarszczyły się, gdy oczy powędrowały do jednego z okien. - Choć mam dziwne wrażenie, że pogoda nijako nie pozwoli nam na zrealizowanie tego dzisiaj... A i ty nie wyglądasz, jakbyś chciała ruszyć się jeszcze gdziekolwiek po tym całym bieganiu i nerwach.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

191
POST POSTACI
Paria
Lubiła słuchać historii o tutejszych. Przez ostatnie dni przyzwyczaiła się do tego, że byli oni jedynym, co widziała w swoim niewielkim oknie na świat - bo świat stanowił Dom Śnienia i nic więcej. To było też dla niej coś zupełnie nowego, prawdę mówiąc. Jej codzienność zakładała zbyt wiele podróży i zbyt dużą niezależność, by miała okazję poznać działanie jakiejś społeczności, a co dopiero rozważyć potencjalną przynależność do niej. Podparła brodę na dłoni, przysłuchując się słowom elfa, a gdy w ramach komentarza dotyczącego Ursy napił się ze swojego kieliszka, Libeth zrobiła to samo. Mimo owocowego smaku, alkohol palił niemiłosiernie, ale doszła do wniosku, że po wszystkim, co przeszła, należy się jej coś mocniejszego.
Jeśli Kamelio usiłował poprawić jej humor, to jego wysiłki zadziałały. Gdy oberwała borówką w nos, a potem owoc wylądował w trzymanym przez nią naczyniu, początkowo zamarła, zszokowana tym co się właśnie wydarzyło, by po krótkiej chwili dezorientacji roześmiać się i zajrzeć do kieliszka. Przetarła nos wierzchem dłoni.
- Powiedziałabym, że to było całkiem imponujące, gdyby nie była to również absolutna zniewaga - zmrużyła lekko oczy w wyrazie udawanego oburzenia. - Kompletny brak szacunku. Z kim ja się zadaję.
Napiła się ponownie, chcąc połknąć też borówkę pływającą w naczyniu, co okazało się trudniejsze, niż zakładała i poskutkowało wzięciem większego łyka, niż planowała. Zakasłała, krzywiąc się nieznacznie i zagryzła bimber resztą owoców z dłoni, by potem sięgnąć wreszcie po słodką muszlę z kremem, w ramach podsumowania swojej kolacji. No tak, kiedy nic jej nie stresowało, a przynajmniej nie do tego stopnia jak rano, potrafiła zjeść zaskakująco dużo. Po dzisiejszym dniu była zresztą wyjątkowo głodna.
- Z jednej strony tak, trochę nie chce mi się już stąd ruszać - odparła. - Z drugiej... poszłabym z tobą gdzie tylko chcesz, nawet w tej chwili, jeśli oznaczałoby to opuszczenie Domu Śnienia. Nie zrozum mnie źle, jestem bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiliście, ale zdecydowanie nie jestem stworzona do siedzenia przez tydzień w jednym pokoju - znów zerknęła za okno. - Tylko, że znów leje, a na chodzenie w strugach wody wyjątkowo nie mam ochoty. Piękną mamy pogodę ostatnio. Tęsknię za słońcem.
Dojadła swoje ciastko, otrzepała dłonie z okruszków i oparła się wygodnie, całkiem usatysfakcjonowana kolacją. Nie było to może nic na ciepło, na co początkowo liczyła, ale bimber Ursy rozgrzewał ją wystarczająco skutecznie. Uniosła wzrok z powrotem na elfa.
- Więc... tak odnośnie spalania brwi... - zagadnęła. - Rano, kiedy powiedziałam ci o żywiole ognia w szklanej kuli, wydawałeś się mocno zaskoczony, a potem nie było czasu, żebyś mi wyjaśnił swoje zdziwienie. Jest w tym coś dziwnego, czy po prostu się nie spodziewałeś? Jeśli martwisz się o swoje brwi, to obiecuję, że postaram się celować w inną stronę.
Przez chwilę chciała spytać o dotychczasowe rany na jego twarzy, z których jedna zostawiła długą bliznę, ale wystarczająco dużo już wiedziała o Kamelio, by dojść do wniosku, że pytanie go o nią nie skończy się niczym dobrym. Nie bez powodu spędzał każdą możliwą chwilę w masce, z pewnością była ostatnim, o czym chciał rozmawiać. Jej uwaga przeniosła się więc na tatuaż, niknący gdzieś pod kołnierzem koszuli. Przyłapała się po raz kolejny na rozważaniu, jak daleko w dół może sięgać ten roślinny wzór i choć w przypadku innego mężczyzny otwarcie by o to spytała, tak elf źle reagował na jej bezpośredniość, a ona nie chciała wprowadzać go w dyskomfort. Zamiast tego wprowadzała w dyskomfort siebie samą, karcąc się w myślach za własną nieprzyzwoitość. Opuściła wzrok na kielich, którym leniwie zakręciła na stole. Póki co bardzo skutecznie unikali też tematu krótkiego i mieszającego jej w głowie pocałunku, o ile w ogóle można było nazwać pocałunkiem to, co zrobił Kamelio na Placu Swobody.
- Czy ja też to robię? - wyrwało się jej, zanim zdążyła się powstrzymać. Zaklęła w myślach, ale cóż, powiedziała A, wypadało powiedzieć B. Chwilę jej zajęło, zanim dokończyła myśl, znacznie ciszej: - Nadinterpretowuję twoje działania i zachowania?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

192
POST BARDA
Robiąc wielkie oczy, Kamelio zmusił swoją twarz do przywdziana udawanego zdziwienia. Rozejrzał się teatralnie po pokoju, a następnie przytknął dłoń do klatki piersiowej na wysokości serca.
- Chcesz mi powiedzieć, że po takim czasie jeszcze nie przywykłaś? - zapytał, po czym dla pokreślenia całej sytuacji, chwilę wpatrywał się w Parię z lekko uchylonymi w niedowierzaniu ustami. - Cóż, jeśli cię to pocieszy, to wiedz, że na pewnym etapie życia, każdy szlachcic ląduje przynajmniej na moment między podobnymi mnie prostakami z ulicy. Taki już nasz parszywy urok~ - zakończył, uśmiechając się niewinnie i trzepocząc rzęsami w iście kokieteryjnym geście.
Słodkie nadzienie rozlało się po języku oraz podniebieniu Parii, wraz z pierwszym kęsem chrupkiego z wierzchu, lecz miękkiego w środku wypieku, skutecznie łagodząc resztki ostrości pozostawionej tam po alkoholu. Rozgrzewający od środka trunek oraz zapychające powoli przekąski, pomogły im nie tylko nasycić i rozgrzać się od środka, ale również na moment zapomnieć o widmie wiszącego nad nimi do niedawna zagrożenia.
Świece, które, jak zwykle ktoś pamiętał powymieniać i porozpalać w pomieszczeniu (poważnie, kto się tym tutaj zajmował, pozostając kompletnie niezauważonym???), wraz z delikatnie migoczącymi pulsującym blaskiem kwiatami dziwnej palmy rosnącej w rogu pokoju, zdawały się podkreślać uspokajającą atmosferę.
- Nie widzę niczego złego w twojej chęci wyrwania się stąd, chociaż pora deszczowa również nie będzie w najbliższym czasie najlepszym okresem do aktywności poza murami jakichkolwiek budynków - zauważył, gdy kolejny, przytłumiony grzmot dobiegł do ich uszu. - I obawiam się, że kolejne trzy tygodnie nie będą wcale lepsze.
Pora deszczowa na Archipelagu potrafiła trwać do miesiąca czasu, dlatego zakładanie jedynie trzech tygodni mniejszych i większych deszczy, było w tej sytuacji całkiem optymistycznym podejściem. Kamelio z pewnością lubił podchodzić do życia optymistycznie. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.
- Hmm, nawet jeśli zauważyłem, że w trakcie twojego występu płomienie świec nie zachowywały się naturalnie, nadal sądziłem, że jest to raczej część twoich więzi z żywiołem powietrza. Jakby to ująć... Ta nowina bardziej ubodła moje biedne, skromne ego niż faktycznie zaskoczyła? - zaśmiał się elf, sięgając po więcej suszonego mięsa ze wciąż do połowy pełnej tacy. - No dobrze, dobrze. Było tam też sporo zaskoczenia! Nieświadome wykorzystywanie więcej niż jednego typu magii nie jest... - zagryzł mięsem i wykonał w powietrzu bliżej nieokreślony ruch palcami. - Aż tak typowe? Jeśli wolno mi to tak ująć. Oba żywioły dobrze się nawzajem komplementują w tego typu połączeniu, pod warunkiem, że wie się, jak z tego korzystać. Nie jestem jednak specem od ognia, co oznacza tyle, że będę musiał pomyszkować za odpowiednimi zwojami - wzdychając, ponownie oparł głowę na dłoni, przymykając oczy. - Teraz niemal żałuję, że nie mam z Ferrosem lepszego kontaktu. Jestem pewien, że ma w swojej kolekcji odpowiednie materiały...
Sugestia, jakoby szczytem możliwości Juliusa było spalenie cudzych brwi, nie wzięła się najwyraźniej znikąd i jeśli oznaczała, że Wysoki Elf miał w sobie zalążek z żywiołu ognia, zapewne posiadał na jego temat szereg bogatych informacji. Kamelio, podobnie zresztą, jak i Kamelia, wspomnieli już wcześniej, że władza nad magią oraz prawidłowe korzystanie z niej polegały przede wszystkim nad zrozumieniem. Teoria była tutaj zatem nieodzowną częścią.
Początkowo zamyślony mężczyzna, wreszcie przyuważył zmiany w zachowaniu, a być może i wyrazie twarzy Libeth, gdy ta pozwoliła własnej wyobraźni na tworzenie ciekawych wizji z jego udziałem. Cokolwiek dostrzegł, zaowocowało zachęcającym uśmiechem, mającym być może dodać odwagi. Ten sam jednakowoż zamarł w momencie, w którym kobieta pozwoliła uformować swoje wątpliwości w słowa.
Długie palce nieco spazmatycznie zacisnęły się na rączce pucharka, łopatki ściągnęły i zmusiły do pełnego wyprostowania w krześle, zaś ramiona spięły na kilka długich sekund. Powietrze zgęstniało, a cisza, jaka między nimi zaległa, przyprawiała o dostateczny dyskomfort, aby zmusić elfa do jej czym szybszego przerwania.
- Czy nadinterpretowujesz? - powtórzył po niej w towarzystwie odrobinę zbyt histerycznego śmiechu, który jednakowoż zaraz sam ukrócił, krzywiąc się pod nosem.
Oczyszczając gardło większym łykiem z naczynia, lub może po prostu kupując sobie więcej czasu do pozbierania myśli, Kamelio sięgnął do własnego karku, rozcierając go z pewnym zniecierpliwieniem. Brwi również subtelnie podrygiwały w tikach, jakby bardzo uparcie powstrzymywał je od marszczenia się samą siłą woli. Nie mógł tego rzecz jasna ciągnąć w nieskończoność. Paria w każdym razie z pewnością zamierzała, skoro zdecydowała się wyłożyć karty na stół.
Oczy, które początkowo nie wiedziały do końca, gdzie powinny patrzeć, niepewnie wróciły z wolna do jej lica.
- Jeśli chcesz je nadinterpretowywać-... - odezwał się powoli i zaraz zamilkł, tym razem już naprawdę marszcząc brwi. - Okej, nie, poczekaj. Daj mi... Daj mi moment.
Niezadowolony ze sposobu, w jaki zaczął, pokręcił głową i tym razem Libeth mogła nawet usłyszeć, jak jego krótkie paznokcie zarysowują skórę na karku. Twarz elfa stopniowo czerwieniała, ale było w niej coś niemalże zdeterminowanego wbrew towarzyszącego temu zmieszaniu.
- Na ile w ogóle... Powinienem móc liczyć, jeśli powiem, że nie? Cholera, to brzmi jeszcze bardziej debilnie, kiedy mówię to na głos, niż w mojej własnej głowie... - jęknął w nietypowym poirytowaniu, przesuwając dłoń z karku na lekko opuszczoną głowę, aby móc roztrzepać wciąż wilgotne włosy z niepotrzebną mocą.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

193
POST POSTACI
Paria
Wyjaśnienie dotyczące żywiołów, z jakimi miała powiązania, było jak zwykle zawiłe i mało konkretne, a Paria nie była pewna, które z tych zdań były żartem, które nie, a które tylko trochę. Pokiwała głową, dokańczając swoje przepyszne ciastko i dochodząc do wniosku, że wszystko okaże się za tydzień, jak spotkają się na obiecanej lekcji. Wspominała mężczyźnie, że będzie mogła pojawiać się w Domu Śnienia kilka razy w tygodniu, ale przez najbliższe dni z pewnością nie będzie miała ku temu okazji. Dziwne to będzie potem uczucie, wchodzić do tego przybytku frontowymi drzwiami, bez ukrywania twarzy i ukradkowego przemykania przez salę kominkową w ciągu dnia.
- Faktycznie szkoda, że Ferros nie ma tu swojej pracowni. Moglibyśmy sobie poszukać sami. A Kamelia? Ona nie ma na ten temat jakichś materiałów? Widziałam, jak wkłada dłoń w pochodnię. Zakładam, że oznacza to kontrolę nad żywiołem ognia - wzruszyła lekko ramionami, niewinnie unosząc brwi. - Cóż, jeśli twoja skuteczność jako nauczyciela nie spełni moich oczekiwań, to zawsze możemy skupić się tylko na powietrzu. Ogień poćwiczę z Juliusem.
Temat ten szybko przestał być istotny. Reakcja elfa na jej bezpośrednie pytanie prawdę mówiąc w ogóle jej nie zaskoczyła. Naturalnie, poczuła się jak ostatnia idiotka. Oczywiście, że nadinterpretowywała wszystko, a nagłe spięcie i znikający z jego twarzy uśmiech jasno świadczył o tym, że nie patrzył na nią w sposób, na jaki miała nadzieję. Przygryzła nerwowo policzek od środka i opuściła wzrok na kieliszek z resztką bimbru, jakiej nie zdążyła jeszcze wypić. Zrobiła to teraz, usiłując smakiem alkoholu zabić gorzki posmak zażenowania, jaki zostawił w niej śmiech Kamelio.
- Nie chcę - odpowiedziała szybko, ale posłusznie zamilkła, gdy poprosił, by dała mu więcej czasu do namysłu, choć nie miała pojęcia, dlaczego w ogóle go potrzebował.
Nie takiej reakcji się spodziewała. Miała usłyszeć tak lub nie, proste i jednoznaczne. Uniosła wzrok na siedzącego naprzeciwko mężczyznę, marszcząc brwi w kompletnym braku zrozumienia. Sądziła, że każe jej przestać wyobrażać sobie zbyt wiele i skończyć z dwuznacznymi komentarzami, bo wywołują one u niego dyskomfort, albo że zwyczajnie wstanie, podejdzie do niej i pocałuje ją raz a dobrze, jeśli jednak coś go do niej przyciągało, tak jak czasem się jej wydawało. Tymczasem Kamelio pytał... o co, właściwie? O cholerę mu chodziło?
- Co? - spytała elokwentnie, wpatrując się w niego z dezorientacją wymalowaną na twarzy. - Na ile w ogóle... co?
Przez chwilę siedziała tak, wciśnięta w oparcie krzesła, zastanawiając się, czy to z nią jest coś nie tak, czy z elfem. Chciał już teraz, profilaktycznie wiedzieć, czy Libeth pójdzie z nim do łóżka, a może czy jest gotowa wyjść za niego i urodzić mu piątkę dzieci? Kto w ogóle pytał o coś takiego w chwili takiej, jak ta? Komu coś podobnego przychodziło do głowy i dlaczego? Zbyt osłupiała, by zareagować na to w jakikolwiek logiczny sposób, a tym bardziej by odpowiedzieć na pytanie, którego nie rozumiała, Paria w końcu roześmiała się i oparła czoło na dłoniach.
- Bogowie, ta rozmowa jest tak absurdalna - skomentowała, kręcąc lekko głową. - Dlaczego musisz znów sprawiać, że czuję się jak ostatnia idiotka. Jakby wszystko, co mówię, było nie na miejscu. Nie mam pojęcia, jak odpowiedzieć na twoje pytanie, Kamelio, bo nie mam pojęcia, co masz na myśli. Co to znaczy, na ile powinieneś móc liczyć? Mam ci podsumować swoje plany na przyszłość, czy co? Chodzi ci o... najbliższą... godzinę, czy o następne pięć lat? Mam ci przedstawić listę rzeczy, które mogę ci zaoferować? - uniosła głowę z powrotem, znów podnosząc na niego spojrzenie swoich jasnych oczu, tym razem może trochę bardziej zirytowane, niż przedtem. Milczała przez chwilę, by w końcu z ciężkim westchnięciem wyciągnąć rękę po odkorkowaną butelkę i w może nieco zbyt zdesperowanym geście uzupełnić sobie kielich.
- Myślałam, że jak otwarcie spytam, to przynajmniej dostanę jasną odpowiedź. Że będę wiedziała, czy to wszystko do tej pory było tylko twoimi żartami, czy jest w nich chociaż ziarenko prawdy. Że z tobą akurat mogę być szczera. A ty, zamiast... ty mnie pytasz, co by było gdyby, na bogów! - parsknęła rozpaczliwym śmiechem i napiła się bimbru, znów biorąc zbyt duży łyk, ale teraz zupełnie świadomie. Odkaszlnęła i potrząsnęła głową. - Niepotrzebnie się odzywałam. Przepraszam. Jak zwykle. Chyba naprawdę muszę już stąd wyjść, bo ewidentnie siada mi na głowę i wyobrażam sobie rzeczy, które najwyraźniej nie mają żadnego związku z rzeczywistością... - skrzywiła się. -Czyli nadinterpretowuję. Ciężkie musi być twoje życie, jeśli wszyscy wokół ciebie mają ten problem.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

194
POST BARDA
Kamelio wyjaśnił, że ich Nadzorczyni od lat niemalże wcale nie korzysta z mocy żywiołu, nie licząc tego typu drobnych prezentacji. I choć nie rozwinął tematu, jego gest w stronę oczu mówił więcej, niż tysiąc słów. Blizna na twarzy wokół oczu kobiety świadczyła o wcześniejszym poparzeniu, które być może skończyło ostatecznie właśnie na ślepocie. Bardzo wyraźnie zaznaczył też, że zamierza uporać się z problemem dotyczącym materiałów w ten lub inny sposób, bo było to lepsze i dużo mniej upierdliwe rozwiązanie, niż proszenie o cokolwiek osoby pokroju Juliusa. Szło by się tu dopatrywać drugiego dna, gdyby nie absurdalna wymiana zdań, do której doszło chwilę później.
Paria niemal mogła poczuć, jak coś uciska ją w irytacji w okolicach lewej skroni.
- Co? - padło to samo pytanie, choć tym razem z ust nie mniej zaskoczonego elfa. - Nie o to próbuję-... - chciał zaprzeczyć, zanim zryw podenerwowanej tym całym nonsensem Parii, skutecznie uniemożliwił mu na jakiś czas kontynuowanie.
Kamelio miał gadane, kiedy chciał. Potrafił byś uszczypliwy i nawet bardzo konkretny, o ile tylko pamiętał, że pozostali nie są w stanie czytać mu w myślach. Wiedział, jak flirtować i być bezpośrednim tam, gdzie człowiekowi nie przyszłoby to do głowy i gdzie należałoby to nazwać wręcz bezwstydnym. Dlaczego więc musiał dokręcać śrubkę i wyjątkowo tego unikać teraz, kiedy kobieta ewidentnie potrzebowała bezpośredniej szczerości i jasnej odpowiedzi, aby rozwiać ewentualne wątpliwości oraz nadać ich dotychczasowej grze jakiś sens? Nic dziwnego, że nerwy w końcu jej puściły, nawet jeśli ich prowodyr wydawał się teraz jedynym zdezorientowanym.
- Kompletnie nie o to mi chodziło! - zaprotestował wreszcie ponownie, tym razem dość gorączkowo i nieoczekiwanie do tego podniesionym głosem. - Nigdy nie zamierzałem robić z ciebie idiotki! Chciałem tylko...! JESTEM tobą zainteresowany! - wyrzucił jej z niemalże z pretensją. - Jesteś diabelnie intrygująca i drażni mnie, że nie potrafię nijako ocenić, w jakim stopniu działa to w drugą stronę, bo twoja ciekawska natura jest cholernie myląca i okazujesz ją dosłownie wszystkim, jeśli tylko masz ku temu okazję!
Zaciskając usta w cienką linię, Kamelio pozwolił sobie opaść z powrotem na siedzenie.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

195
POST POSTACI
Paria
Brwi Parii powędrowały wysoko w górę, kiedy usłyszała wyjaśnienie, na które czekała. Więc to była jej wina? Cała ta niezręczność, te niedopowiedzenia i rozpaczliwe uniki elfa wynikały z tego, że nie był pewny, czy jest zainteresowana nim, czy po prostu wszystkim wokół? Dlaczego więc nie mógł tego zwyczajnie sprawdzić? Spytać, jeśli jej osoba intrygowała go tak, jak twierdził? Spróbowała szybko przypomnieć sobie ostatnie dni. Abstrahując od tego, że przesiedziała je w większości samotnie w tym pokoju, wobec kogo zachowywała się jeszcze tak samo, jak wobec Kamelio? Może podczas tej jednej kolacji, jaką zjadła z resztą śniących, zdarzyło się jej kilka dwuznacznych żartów, ale przecież nikt nie brał tego na poważnie. Historia pozostałych i ich relacje ciekawiły ją, bo czym innym miała się tu zajmować, skoro nie miała nawet lutni? Patrzeniem w ścianę? Nie wydawało się jej, by była względem Kamelio mało konkretna, ale najwyraźniej jej otwartość względem świata sprawiała, że otwartość względem niego stawała się myląca.
- Nie okazuję wszystkim tego, co okazuję tobie - odparła w końcu, po długiej chwili milczenia. - Myślałam, że to widzisz.
Przetarła oczy, korzystając z faktu, że przez krótką chwilę mogła ukryć twarz w dłoniach. Dawno nie była tak zażenowana. Dlaczego to było takie trudne? Nie powinno być. Nigdy przedtem nie było. Może problemem był fakt, że nie rozstaną się zaraz i nie pójdą w swoje strony, jak zwykle w przypadku krótkich związków Libeth bywało. Szybki i intensywny romans, dopóki nie musiała opuścić miasta. Bez zbędnych pytań, bez zależności i bez dłuższych zobowiązań. Tutaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, bo wiedziała, że do Kamelio będzie wracać, tydzień po tygodniu, albo i częściej... i, gdy zastanowiła się nad tym dłużej, nie martwiło jej to wcale. Chciała to robić, co samo w sobie było zaskakujące. Westchnęła cicho. O ile prostsze byłoby życie, gdyby nie planowali współpracy. Mogliby wylądować w łóżku i rozejść się potem, resztę oddając w ręce losu.
- Za każdym razem, kiedy zostawiałeś mnie tu samą, czekałam tylko, aż wrócisz. I niezależnie od tego, jak dość mam tych czterech ścian, gdybyś poprosił, żebym została tu na kolejny tydzień, pewnie zostałabym - mówiła powoli, ostrożnie ważąc słowa, niezmiennie obawiając się reakcji. Zwłaszcza teraz, kiedy postanowiła szczerze wyłożyć przed Kamelio to, co działo się w jej głowie. - Nie potrafię wyobrazić sobie, jak wyglądałby mój pobyt tutaj, gdybym straciła cię w tych kanałach. Gdyby ten wybuch skończył się gorzej, albo gdyby to coś cię zeżarło. Chociaż wtedy zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy.
To miały być tylko słowa szczerości, nie wyznanie, ale brzmiały niebezpiecznie blisko czegoś, z czego nie potrafiłaby się już potem wycofać. Jak na kogoś, kto zarabiał na życie śpiewając o miłości, bo to o tym głównie ludzie chcieli słuchać, była zaskakująco nieporadna, gdy w jej własnym przypadku w grę wchodziły jakiekolwiek głębsze emocje, niż proste i czysto fizyczne pożądanie - nawet jeśli miłość jako taka nikomu tu nie przychodziła do głowy, bo też bez przesady, znali się tydzień. Ale... lubiła Kamelio, naprawdę go lubiła.
- Tyle dla mnie zrobiłeś... wiem, że większość to było zlecenie, ale nikt nie zapłacił ci za to, żebyś siedział tu ze mną od tygodnia, żebym nie musiała zasypiać i budzić się sama. Nikt nie zapłacił ci za spędzanie ze mną czasu i odwracanie mojej uwagi od problemów, żebym nie oszalała z bezradności. I nikt nie zapłacił ci za wrócenie do tych pieprzonych kanałów po główkę mojej lutni. Ale powiedziałeś, że to Ursa, więc poszłam mu podziękować, chciałam, żeby zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele to dla mnie znaczy. Dlaczego? Jakbyś nie chciał, żebym wiedziała. Tak samo jak za każdym razem, kiedy rozmawiamy o mojej pracy dla Domu Śnienia, nawet jak wyrwie ci się coś, co sugerowałoby, że cieszy cię moja zgoda, zaraz się z tego wycofujesz i zaczynasz mówić o tym, że właściwie to będzie cieszyć tu wszystkich, a ty po prostu jesteś jednym z nich.
Niezmiennie wpatrywała się w powierzchnię płynu we własnym kielichu, obserwując, jak odbija się w nim płomień jednej ze stojących na stole świec.
- Zdążyłam pogodzić się już z tym, że wyobrażam sobie zbyt wiele, że jakiekolwiek moje gesty w twoim kierunku wiążą się u ciebie z natychmiastowym krokiem w tył, ale dziś rano, na Placu Swobody, kiedy zażartowałam tylko... - oparła głowę na dłoni. Była strasznie ciężka. - Nie rozumiem. Tak bardzo cię nie rozumiem. Bogowie, to nie powinno być tak trudne.
Obrazek

Wróć do „Stolica”