Dom Śnienia Kamelii

211
POST POSTACI
Paria
- Ja nic nie będę przesuwać - zaprotestowała. - Jestem przecież tylko słabą kobietą, która w swoich wątłych ramionach nie ma siły na przestawianie mebli. Ty byś to robił - poinformowała go z niewinnym uśmiechem.
Szybko jednak koncepcja zupełnie się zmieniła, a w jej podpitej głowie pojawiła się wizja basenu, którego dotąd nie przyszło jej na myśl rozważać w tym kontekście. Może przez fakt, że dotychczas kojarzył się jej on z pomarszczonym ciałem Lady Cendan, zalegającym na brzegu. Ale trzeba było przyznać, że jak już wyciągnęli starą szlachciankę z wody, miejsce było całkiem urokliwe. I, co najważniejsze, zupełnie inne, niż ten pokój, którego niezmiennie miała dość, nawet jeśli był w nim z nią Kamelio. Zawsze to jakieś nowe cztery ściany, po których mogła się rozglądać.
- Coś, czego zawsze chciałeś spróbować? - powtórzyła i parsknęła śmiechem, powstrzymując się od naturalnym ciągiem rzeczy nasuwającego się pytania, czy przypadkiem nie miał okazji spróbować już absolutnie wszystkiego. Podejrzewała jednak, że tu chodziło o coś związanego z dopieczeniem Ferrosowi, skoro już poruszyła ten temat. Dopóki nie miało się to skończyć dla niej jakąś absolutną kompromitacją, była skłonna zgodzić się w tym momencie na wszystko.
- To przez te wszystkie szpilki i wsuwki - wyjaśniła, jakby chciała usprawiedliwić stan, w jakim obecnie znajdowały się jej włosy. - Przestań - zaśmiała się przy kolejnym uszczypnięciu i wywinęła z objęć elfa, by podejść do skrzyni, z której wyciągnęła grzebień i choć trochę przeczesała chaos na swojej głowie. Nie znaczyło to, że włosy przestały się układać bez sensu i absolutnie we wszystkich kierunkach, ale przynajmniej ona czuła się z tym lepiej.
Jednocześnie zerkała na Kamelio w zamyśleniu. Nawet jeśli pozwalał sobie na coraz więcej, wciąż widziała, że czuje się niepewnie z jej bezpośredniością. Może trudno było mu uwierzyć w to, że bardka nie czuje wobec niego niechęci, co w sumie dobrze rozumiała, bo prawdopodobnie powinna ją czuć. Może gdyby dowiedziała się o tym wszystkim tydzień temu, zanim poznała go lepiej, tak to by się skończyło. Ale każda chwila spędzona z tym elfem, każda ich rozmowa, była dla Libeth jak światełko w tym ciemnym, niekończącym się tunelu tkwienia w zamknięciu. Nawet nie tylko w tym tunelu, a po prostu. Może nie licząc kanałów.
Gdy już doprowadziła włosy do względnego porządku, wróciła do stołu, z którego zgarnęła butelkę, z jakiej pili do tej pory. Zamachała nią w powietrzu, usiłując wyczuć, ile jeszcze zostało w niej zawartości, by ostatecznie dojść do wniosku, że zdecydowanie za mało. Zostawiła ją więc i złapała drugą, tę jeszcze nieotwartą, chowając ją za plecami, jakby stojący obok Kamelio wcale nie widział wszystkiego, co robiła do tej pory.
- Zainteresowana - z powrotem uniosła na niego rozbawiony wzrok. - Możemy iść.
Po chwili namysłu złapała jeszcze miskę z jakimiś suszonymi owocami, z jakiegoś powodu dochodząc do wniosku, że na pewno zdąży zgłodnieć.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

212
POST BARDA
- Ja? - udał zdziwienie Kamelio, zanim jego twarz oraz ton głosy stały się istnym obrazem nędzy i rozpaczy. - Zmusiłabyś do ciężkiej, fizycznej pracy, świeżo okaleczonego elfa? Ty oprawco.
Gdy fasada nieco opadła, wzruszył ramionami z odrobiną ledwie wyczuwalnej bezradności.
- Wierz mi lub nie, mężczyznom w tym miejscu okropnie ciężko jest się tam przebić przez ilość KOBIET, które stadnie okupują je za każdym razem, gdy nie wykorzystujemy go do bardziej wymagających czynności.
Nie trudno było sobie wyobrazić, że gdy większość mężczyzn wolała raczej trzymać się w drobnych grupkach, czy też w ogóle udać się do tego rodzaju kąpieliska samopas, nie mieli oni przesadnych szans w starciu ze sporym gronem rozentuzjazmowanych kobiet. Zwłaszcza że te, z którymi styczność miała tutaj dotąd Libeth, częściej niż nie okazywały się raczej charakterne. Jakby tego było mało, w samych murach miały również przewagę liczebną.
Wzdychając, Kamelio pozwolił Parii wyswobodzić się bez większego oponowania. Opierając dłoń o stół, przysiadł dla odmiany na podłokietniku krzesła, przyglądając się jej, i tak zdanej na porażkę, walce z roztrzepanymi włosami. Wilgoć, na którą je nastawiła, gdy te upięte były raczej ciasno, sprawiła, że zachowywały się obecnie jeszcze bardziej dziko, niż zazwyczaj. Włosy stroszyły się z jednej strony, puszyły z drugiej, kręciły z czwartej i dziesiątej...
- Mogę nie być specem, ale nawet ja widzę, że nie masz z nimi na tym etapie żadnych szans - skomentował głośno, nie starając się ukryć, jak bardzo bawią go bezskuteczne próby Parii.
Pomimo uniesienia jednej brwi na dalsze poczynania bardki, elf tym razem nie próbował komentować. Zamiast tego, pokwapił się, aby zgarnąć świeżo wyprane, złożone i czekające na nich od wejścia w rogu na niskiej szafce ubrania.
- Madam~ - zanucił, gestem wolnej ręki wskazując drogę do drzwi, które pokwapił się oczywiście chwilę później otworzyć.

W drodze do schodów do podziemi, Kamelio narzucił im szybsze tempo. Bardziej również dla zwykłej uciechy niż z potrzeby, pociągnął ją nawet raz za róg jednego z pomieszczeń, gdy do ich uszu dobiegły wesołe szepty oraz chichoty spieszących gdzieś również ukradkiem, młodych śniących. ...Do kuchni, sądząc po obranym kierunku?
- Dlaczego mam wrażenie, że nie tylko my dobraliśmy się tego wieczoru do zapasów Ursy? - szepnął do niej, nim przyszło im kontynuować marsz.
Komnata z basenem nie była zamknięta i ku wyraźnej uldze lecz nie zdziwieniu jej towarzysza, była kompletnie pusta. Tak, jak zapewne w większości godzin szczytu gildii. Wcześniej nie było okazji się temu przyjrzeć, ale teraz, gdy spojrzała na zamykane za nimi drzwi, rzeczywiście zawierały aż cztery rodzaje blokad. Dlaczego? Licho jedno raczyło wiedzieć. Pomieszczenie wyglądało i nie brzmiało dotąd, jakby miało służyć nie wiadomo jak zakazanym czy niebezpiecznym celom.
Po zapachu kadzideł nie pozostał nawet ślad.
- Słyszałem, że dziewczęta nazbierały całą masę ciekawych specyfików i piasków, które zmieszane z wodą dają najdziwniejsze efekty - odezwał się Kamelio, majstrujący przy drzwiach oraz nieco opornych mimo wszystko zamkach. - Nikt się nie dowie, jeśli uszczuplimy te zapasy. Chcesz spróbować?
Jeśli Paria była ciekawa, elf wskazał róg, w którym stała podłużna ława oraz mnogie pudełka, pudełeczka oraz kuferki najróżniejszych kształtów i kolorów. Każde z nich robiło za mini składzik istotnie ciekawych zapasów - czy to kadzideł, czy to mydełek, czy to woreczków z piaskami w najróżniejszych kolorach i o najróżniejszych zapachach. Były tam flakoniki, jedne o zawartościach bardziej oleistych, inne o mniej, niektóre jednokolorowe, inne mieniące się, czy wręcz błyszczące.
Jedna ze szkatułek wypełniona była drobnymi kuleczkami, lekkimi i śliskimi w dotyku, lecz nie oleistymi i niezostawiającymi po sobie śladu na skórze. Nie pachniały niczym konkretnym, za to przywodziły na myśl różowe perły, tak rzadko spotykane w dzisiejszych czasach.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

213
POST POSTACI
Paria
Fuknęła w udawanym oburzeniu, choć Kamelio miał rację. Nie miała z tymi włosami żadnych szans i to nie dzisiaj, ale ogólnie przez całe życie. Mogła je co najwyżej zapleść w warkocz, ale nie po to przed chwilą rozsupłała upięcie, by teraz związywać je z powrotem. Miała wrażenie, że skóra jej głowy była przez cały dzień naciągnięta do granic możliwości, żeby utrzymać jej fryzurę w ryzach.
- Trudno. Woda w basenie sobie z nimi poradzi - stwierdziła, odrzucając grzebień na miejsce.

Szybkie przejście przez Dom Śnienia z miską pełną owoców nie było takie proste, ale udało się jej nie rozsypać ich wszędzie... a przynajmniej do momentu, w którym Kamelio znienacka wciągnął ją gdzieś, żeby mogli pozostać niezauważeni. Opuściła wzrok na podłogę, na której wylądowała część tego, co niosła, ale dosłownie ułamek sekundy później zapomniała, że cokolwiek takiego się wydarzyło, nie widząc powodu, by zaprzątać sobie tym głowę.
- Dziwisz się? Zapasy Ursy są bardzo cennym łupem - wyszeptała w odpowiedzi, zanim podążyła za nim dalej.
Basen faktycznie był pusty. Może nocą nikt nie czuł potrzeby na pluskanie się w wodzie? Mimo braku zainteresowanych, świece wewnątrz były pozapalane, co pozwalało się kobiecie rozejrzeć po pomieszczeniu, tym razem w kompletnie innym nastroju, niż ten, z jakim znalazła się tu po raz pierwszy. Zerknęła na zasuwy i rygle, będące zdecydowanie lepszym zabezpieczeniem przed niepożądanymi gośćmi, niż pojedynczy skobel w łaźni piętro wyżej, ale nie poświęciła im większej uwagi, skoro już Kamelio zajmował się drzwiami. Sama odstawiła zarówno butelkę, jak i miskę z owocami na brzeg basenu i ruszyła w stronę specyfików, o których mówił elf.
Zaintrygowana, zatrzymała się przed nimi, oglądając jeden po drugim. Czy one też były skutkami alchemicznych mieszanek Gabina? Jakoś ciężko było jej wyobrazić sobie, by gnom zajmował się kolorowymi piaskami do kąpieli, gdy miał znacznie więcej poważnych obowiązków na głowie. Paria jednak nigdy się z czymś takim nie spotkała; na co dzień korzystała z olejków i nie zastanawiała, co stanie się z wodą, jak wsypie się do niej przykładowo różowe kulki, przypominające małe perły. Zgarnęła kilka pudełek, nie potrafiąc zdecydować się na tylko jedno z nich i je także postawiła przy swoich zapasach, na brzegu wody. Dopiero wtedy przyklęknęła obok nich i sprawdziła odrobinę każdego z wybranych przez siebie czterech specyfików, na koniec wrzucając do wody też jedną z różowych perełek.
- Wszystko tutaj jest takie... inne - stwierdziła, zanurzając dłoń w basenie, by sprawdzić, jak zimna jest w nim woda. - Tutaj, to znaczy u was. W Domu Śnienia. Nigdy nie byłam w miejscu takim, jak to. Nigdy nie poznałam ludzi takich, jak tutaj. Cały czas mam wrażenie, że połowy nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem. Jakby była poza zasięgiem mojego pojmowania. Jakby wymykało mi się z rąk.
Nie sądziła, że Kamelio w ogóle zrozumie, o czym do niego mówi, ale w obecnym stanie było jej wszystko jedno.
- Czego bym nie dała za mapę tego, co nieuchwytne - zanuciła cicho jedną ze swoich starych melodii, by po chwili unieść wzrok na elfa. - Swoją drogą, nie wiem, jakim cudem mnie nie znałeś, skoro według tego, co mówiłeś, od tak dawna fascynuje cię muzyka. Nie grałam tylko po szlacheckich dworkach i pałacach. Nie grałam tam... praktycznie wcale. Jestem zaskoczona, że nie trafiłeś na mnie wcześniej i wcześniej nie zorientowałeś się, co robi magia podczas moich występów. Chyba, że...
Zmarszczyła brwi, a w jej spojrzenie wkradła się podejrzliwość.
- Chyba, że nie chciałeś mnie słuchać. Że moja muzyka ci się nie podoba.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

214
POST BARDA
Podczas gdy większość arystokratów stosowała raczej dobrze sprawdzone, popularne w ichnich kręgach kosmetyki, zdarzało się słyszeć o co bardziej ekscentrycznych przypadkach, które w sekrecie składały zamówienia u wyspecjalizowanych magów, tudzież alchemików potrafiących nadać im dodatkowych właściwości. Rzecz jasna, mało która panna na salonach odważyła się przyznać do stosowania specyfików wygładzających zmarszczki, czy też mających ukryć inne niedoskonałości skóry. Podobnie było ze środkami innymi, niż olejki, gdy w grę wchodzić miało urozmaicanie zabiegów pielęgnacyjnych ciała. Głównie z racji odgórnego przyjęcia, że tego typu praktyki umilające, używane były przez domy publiczne.
Ludzie niższego stanu, jakkolwiek mniej majętni i często mniej oraz rzadziej dbający o higienę, nie widzieli w tym z kolei niczego zawstydzającego ni niewłaściwego, dzięki czemu zresztą, w ręce Libeth trafiło teraz wiele zaskakujących produktów, będących efektem alchemicznych podrygów wyobraźni.
Niektóre z piasków okazały się zabarwiać wodę dokładnie w kolorach, w których je wybrała, podczas gdy innymi zapewne należało szorować ciało, ponieważ nie reagowały z wodą w żaden konkretny sposób. Parę kropel jednej z buteleczek o oleistej zawartości sprawiło, że na wodzie pojawiały się oka mieniące się tęczą, ociupinka kolejnej spieniła ją, a jeszcze następny, bardziej błyszczący płyn stworzył niewielkie wiry wodne.
Większość kul, podobnie, jak i piaski, miały jedynie właściwości koloryzujące, choć niektóre doprowadzały do niewielkich wybuchów równie kolorowych, pachnących na różne sposoby oparów ponad powierzchnią basenu. Jedna z kulek, tych bardziej niepozornych, dosłownie wybuchnęła na kilka sekund po zatopieniu jej, wyrzucając przy tym nieco wody w górę i rozpryskując ją dookoła. To, co jednak mogło przykuć uwagę najbardziej, to właśnie różowe perełki. Po wrzuceniu jednej z nich do basenu, punkt, w którym trafiła, zagotował się na moment, a para, która się nad nim uniosła, była wyczuwalnie cieplejsza od temperatury otoczenia. Oryginalnie, temperatura wody w basenie nie była przesadnie niska, ale też nie należała do najcieplejszych. Ciepło dało się niemniej wyczuć przez kilka dodatkowych sekund w miejscu, w którym w błyskawicznym tempie rozpuściła się perłowa kuleczka.
- W imieniu Domu, pozwolę sobie uznać to za komplement - odparł Kamelio, który, nie wiedzieć kiedy, za to praktycznie bezszelestnie, pojawił się zaraz za Libeth. Przyglądał się jej poczynaniom. bujając się lekko w przód i tył na bosych stopach.
Gdzie i kiedy zgubił buty?
- Ałć. Gdybym nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że tym razem poważnie usiłujesz mnie obrazić -parsknął, pochylając się nad nią do tego stopnia, w którym był zmuszony patrzeć na nią do góry nogami. - To prawda, że już wcześniej mogłem słyszeć twoje piosenki. Całkiem prawdopodobne, że znam ich nawet więcej, niżbym sam podejrzewał. Problem w tym, że... Poza sporadycznym pojawianiem się i przysłuchiwaniu gdzieś z cienia występom u Diane moim głównym źródłem tego, co znane i lubiane w mieście i królestwie przez ostatnie osiem lat, były przede wszystkim przyśpiewki innych Śniących.
Przez chwilę opierając dłonie na ramionach Libeth, wyprostował się ponownie i odstąpił kilka kroków w bok, by rozpocząć walkę z wiązaniami swojej koszuli.
- Akustyka tego pomieszczenia nie jest jednak najgorsza, jeśli sama chciałabyś mnie nieco oświecić~
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

215
POST POSTACI
Paria
Jako że nie chciała wrzucać do wody wszystkiego, wybrała tylko te różowe kuleczki, które podnosiły temperaturę wody. Dawno nie miała okazji skorzystać z gorącej kąpieli, bo przecież nikt jej tutaj specjalnie dla niej nie przygotuje. Ale skoro możliwe było podgrzanie basenu, czemu nie? Padający permanentnie na zewnątrz deszcz i generalnie nieprzyjemna pogoda ostatnimi dniami sprawiały, że Libeth tęskniła za ciepłem. Pozamykała resztę pojemników.
- Nawet w karczmach nie bywałeś? - zdziwiła się, unosząc głowę, gdy poczuła dłonie na ramionach i Kamelio się nad nią pochylił. - Siedziałeś tylko tutaj? Naprawdę trzeba cię gdzieś stąd zabrać.
Usiadła inaczej i skupiła się na rozsznurowywaniu własnych, sięgających prawie kolan butów, jednocześnie raz po raz rzucając zaciekawione spojrzenia w stronę elfa. Wyglądało na to, że miała w końcu dowiedzieć się, dokąd sięgał ten nieszczęsny tatuaż, jaki zaprzątał jej głowę od dłuższego czasu. Sama na wszelki wypadek rozbierała się powoli, nie dlatego, że czegokolwiek się wstydziła, ale przez to, że nie była pewna jak bardzo może to zrobić. Nie miała nic przeciwko wpakowaniu się do basenu nago, lecz mogło się okazać, że Kamelio z jakiegoś sobie tylko znanego powodu nie podziela jej entuzjazmu pod tym względem.
- Dobrą akustykę? Myślałam, że przyszliśmy tutaj, żeby nie przyciągnąć na siebie zbędnej uwagi i zabezpieczyć się przed niechcianym towarzystwem, a nie po to, żeby wszyscy teraz słyszeli, gdzie jestem - zaśmiała się, odstawiając buty na bok i sięgając po butelkę, która rzuciła się jej w oczy. Zabrała się za zdrapywanie laku, a gdy już ją jakimś cudem otworzyła, wstała razem z nią z kamiennej podłogi. - Prywatne występy swoje kosztują, mam nadzieję, że bierzesz to pod uwagę. Czy pan Kamelio sobie życzy, żeby dla niego zaśpiewać, czy zatańczyć?
Złapała butelkę za szyjkę i odchylając się nagle do tyłu, wykonała szybkie przejście w tył na jednej ręce - bo w drugiej trzymała bimber, który siła odśrodkowa na szczęście utrzymała w naczyniu. Jej mięśnie naciągnęły się nieprzyjemnie; była strasznie zastana, choć nie wiedziała, czy to tylko przez kilka dni bezruchu, czy jeszcze po tym nietypowym wysiłku fizycznym, do jakiego zmuszona była w kanałach. To drugie było bardziej prawdopodobne, nie była przyzwyczajona do targania takich ciężarów. Więcej robić i tak nie zamierzała, bo mimo żartów nie przyszła tu przed nikim występować, więc wyprostowała się i napiła ursowego alkoholu.
- Tęsknię za swoją lutnią - przyznała z żalem, zapominając o tym dosłownie kilka sekund później, gdy Kamelio ściągnął koszulę. Zatrzymała się w bezruchu, przyglądając mu się mało subtelnie.
- Wciąż nie powiedziałeś mi, do czego konkretnie jestem ci tu potrzebna - zauważyła, nie odrywając od niego spojrzenia. - Nadal nie wiem, jakie jest to paskudne drugie dno, o którym wspomniałeś. W czym konkretnie mam ci pomóc. Powiedz mi teraz. Wiem tylko, że trzeba skompromitować Ferrosa, bo to już ustaliliśmy. Napisałam o nim fraszkę, chcesz posłuchać? Był raz sobie elf,
Co ego wyżej miał niż łeb
I choć nim prawie dotykał chmur,
To zwykły był z niego prostak i gbur
.

Uśmiechnęła się, wyjątkowo z siebie dumna i w rozbawieniu odstawiła butelkę na podłogę, by po chwili namysłu sięgnąć w końcu do wiązania własnej bluzki.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

216
POST BARDA
W nowym ferworze wizji ciepłej kąpieli, dodatkowo zresztą zakropionym, Libeth musiała nabrać zbyt dużą garść perełek, ponieważ nie minęła chwila, gdy Kamelio ze śmiechem powstrzymał jej dłoń przed wrzuceniem do wody przesadnej ilości.
- Jakkolwiek kocham gotowane raki, proszę, nie zamieniaj nas w parę takich.
Dopiero po wybraniu dobrej połowy z tego, co planowała rozpuścić, bardziej przyzwalającym gestem wskazał na basen.
Masa agresywnie buzujących bąbelków zagrzała wodę, spieniając ją co nieco. Para buchnęła tym razem wyżej ponad powierzchnię, rozchodząc się na wszystkie strony i przyprawiając skórę o lekkie ciarki, gdy temperatura w pomieszczeniu również wyczuwalnie się zmieniła.
- Więc to dlatego to miejsce jest aż tak popularne - mruknę Kamelio, przesuwając ostrożnie jedną ze swoich bosych stóp centymetr lub dwa ponad wodą. - Hmm? Ah. Cóż. Nie tylko? Moja praca i obowiązki wymagają ode mnie czasem wystawienia nosa poza mury Domu. Wydaje mi się jednak, że potrafisz sobie wyobrazić, dlaczego ukrywająca twarz osoba nie wzbudza na dłuższy czas zachwytu w bardziej zatłoczonych miejscach.
Zanim zdążył jakkolwiek odpowiedzieć na któreś z pytań, Libeth usłyszała, jak wydaje z siebie zaskoczone westchnienie, kiedy sama postanowiła wykonać mały popis ze swojej strony. Zaraz po nim rozbrzmiał pełen podziwu śmiech i kilka energicznych klaśnięć.
- W porządku, w porządku~ Zrozumiałem przekaz. Pozwól, że następnym razem dwa razy sprawdzę najpierw objętość własnej sakwy, zanim podejmę ryzyko korzystania z usług prawdziwego profesjonalisty~ Chciałbym móc wypłacić się jeszcze w tym życiu, chociaż... - tu wykonał celową pauzę, obrzucając Parię przeciągłym spojrzeniem, zanim wrócił do swojej koszuli. - Jestem prawie pewny, że jakoś zdołałbym cię nakłonić do specjalnej zniżki.
Elf puścił do niej jeszcze zadziornie oczko, zanim wydał z siebie zwycięskie "ha!", kiedy sznurki wreszcie się poluzowały i tym razem zdolny był gładko przeciągnąć materiał przez głowę. Czy raczej, na tyle gładko, na ile pozwalały mu wciąż mniej zgrabne niż zazwyczaj ruchy. Kiedy jego głowa ponownie znalazła się na zewnątrz, przyozdabiał ją tym razem artystyczny nieład stworzony z mocno zmierzwionych włosów. Szczęściem dla niego, nie wyglądało to natomiast aż tak nieokiełznanie, jak w przypadku Parii.
Tatuaż, którego tak ciekawa dotąd była, okazał się większy, niż można by zakładać. Niczym winorośl, którą sam w sobie przypominał, rozciągał się wzdłuż całej, lewej strony ciała mężczyzny, zwężając się i znikając na linii bioder, zaraz za paskiem spodni. Mimo dość smukłej talii, Libeth miała również okazję przekonać się na własne oczy, jak dobrze zbudowany był w barkach i ramionach, gdzie budową bardziej zbliżony był do człowieka, aniżeli swoich spiczastouchych krewniaków. Swego czasu faktycznie uchodzić mógł za popularnego bawidamka.
- Lutnia... Chciałbym być bardziej pomocny, ale coś mi mówi, że zaproponowanie ci mojej starej szkapy sprzed lat, byłoby w tym wypadku obrazą - odparł z cichym westchnieniem, aczkolwiek poczucie winy, które w związku z utraconym instrumentem bardki wciąż w jakimś stopniu odczuwał, przeminęło w jakiejś mierze pod wpływem jakże trafnego utworu.
Parskając ze złośliwym zadowoleniem i satysfakcją, Kamelio odchrząknął, by oczyścić nieco gardło.
- Oh, Libeth. Nie jesteś jedyną osobą, dla której nasz wspaniały Ferros stanowi złoże inspiracji. Jak to szło...? Ulepił Sulon tego elfa ze złota,
a jednak wyszedł z niego kompletny idiota.

Uśmiechając się jeszcze parę sekund od ucha do ucha, elf zatrzymał wzrok na dłużej na zajętych rozsupływaniem bluzki palcach Parii, zanim powoli pokręcił głową.
- Obawiam się niestety, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i samolubna, niż zajście jednemu dupkowi za skórę, więc... Tym razem chciałbym zrobić to właściwie i, hm, być może nie psuć poważnymi i zawiłymi tematami całkiem dobrego nastroju, który teraz mamy? Jutro? Zanim wrócisz do domu? - zaproponował, czy może raczej poprosił, podchodząc do niej i oferując swoją dłoń. - Proszę?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

217
POST POSTACI
Paria
Podnosząca się nagle temperatura wody i powietrza wokół niej sprawiła, że Paria uśmiechnęła się, całkiem zadowolona z efektu. Nawet jeśli Kamelio nie pozwolił jej zrobić z basenu wrzącej zupy (co w ogólnym rozrachunku było bardzo dobrą decyzją), to wciąż jej ciepłolubne ciało pozytywnie reagowało na tę zmianę.
Równie pozytywnie reagowało też na widok, który ukazał się jej po tym, jak elf ściągnął z siebie koszulę. Była nieco zaskoczona, bo sądziła, że będzie mniej... atletyczny. Luźne ubrania, jakie nosił na co dzień, nie pozwalały jej spodziewać się tego, co zobaczyła, a że swoje już wypiła, to umiejętność udawania względnej obojętności kompletnie gdzieś zniknęła.
- Myślę... myślę, że byś zdołał - przesunęła spojrzeniem wzdłuż tatuażu. - Sądziłam, że zobaczę, gdzie się kończy.
Gdy zorientowała się, że wypowiedziała swoje myśli na głos, Paria uśmiechnęła się przepraszająco. Ursowy bimber ładnie pozbawił ją skrupułów. Tak jakby do tej pory niewystarczająco skutecznie wpędzała Kamelio w zakłopotanie. Spróbowała skupić się na tym, co mówił i odkleić wzrok od niknącego pod paskiem jego spodni tatuażu. Rymowanka o Ferrosie w tym pomogła. Libeth zaśmiała się.
- Widzisz? Razem moglibyśmy stworzyć arcydzieło. Potem napisze się do tego melodię i będę mogła wpleść to w program występu, jaki tu już obiecałam. Myślisz, że inni pracownicy Domu też to docenią, czy Ferros ma tu jakichś zagorzałych fanów?
Przerwała rozwiązywanie bluzki w połowie, przyjmując oferowaną przez elfa dłoń. Uniosła na niego spojrzenie, mrużąc lekko oczy w wyrazie nieufności. Kolejna rzecz, która miała zepsuć jej nastrój i prawdopodobnie także nastawienie względem Kamelio? Nie był on zbyt spójny w emocjach, jakie wywoływał u Parii. Najpierw zdejmował koszulę, potem mówił coś takiego. A może zrobił to specjalnie? Nie to, żeby narzekała... a przynajmniej nie dzisiaj.
- W porządku. Jutro - zgodziła się, prowadząc jego rękę na własną talię. - Co robisz? Próbujesz mnie powstrzymać przed rozbieraniem się, czy chcesz mi w tym pomóc?
W ciepłym świetle świec skóra Kamelio miała przyjemny odcień, jakiego sama Paria nie była w stanie osiągnąć u siebie - zresztą nawet nie próbowała, miała z reguły ciekawsze rzeczy do roboty, niż wylegiwanie się na słońcu, które swoją drogą było źle postrzegane wśród wyższych sfer. To była jedna z niewielu rzeczy, do których u Parii nie przyczepiała się matka; była wystarczająco blada, by nie przynosić wstydu rodzinie, jaka jednak pochodziła z Keronu i miała pewne wymagania pod tym względem - nawet jeśli na Archipelagu nikt się tym szczególnie nie przejmował. Libeth znów przesunęła palcami po roślinnym wzorze, jaki zdobił skórę elfa. Tym razem jednak opuszki jej palców nie zaczęły swojej wędrówki od linii żuchwy, a od jego obojczyka, powoli przesuwając się w dół, śladem jednej z liściastych gałązek.
- Dawno go zrobiłeś? - spytała. - Ile ty masz właściwie lat?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

218
POST BARDA
Brwi Kamelio wystrzeliły w górę, zaś on sam musiał mocno zacisnąć usta, aby nie wybuchnąć kolejną falą śmiechu. Jego ramiona lekko podrygiwały, a mięśnie brzucha kurczyły się i rozkurczały w trudnej walce w samym sobą.
Teraz gdy sytuacja między nimi była dużo bardziej klarowna, elf łatwiej podchodził do kwestii fizycznej intymności, co dało się zauważyć po mniej spiętych ruchach i weselszych iskierkach w jasnych oczach. Kto wie, być może ta sama w sobie była dla niego od początku rzeczą prostą, dopóki nie przychodziło mu łączyć jej z realną zażyłością, czy też bardziej skomplikowanymi emocjami i mającymi faktyczne znaczenie słowami. To by wyjaśniało łatwo przychodzącą pewność siebie oraz śmiałość, których na pewno nie brakowało mu przy ich pierwszym poznaniu oraz wspólnie spędzonych chwilach.
- Wszyscy wiedzą, że Ferros potrafi być straszną kanalią, nawet jeśli niewielu odważy się o tym powiedzieć głośno. Nie licząc Nuriel, nie stara się zresztą z nikim z Domu nawiązywać nadmiernych przyjaźni. Jak się pewnie domyślasz, jesteśmy poniżej jego standardów. Dlatego, jeśli pytasz, czy zrazi to kogokolwiek poza nim samym... - urwał i nie zamierzając kończyć myśli, uśmiechnął się jedynie w ten sam, promienny sposób, w jaki Celestio czasami uśmiechał się do niej, zanim z jego ust wypłynął potok ubarwionych w sztuczną grzeczność przytyków. W tym jednak wypadku, toksyczne myśli, które się za nim kryły, jakkolwiek niewypowiedziane, skierowane były w stronę kogoś innego.
Lądująca na talii Libeth dłoń o chłodnych palcach drgnęła, ale nie wycofała się. Zaległa na niej najpierw pewniej, wraz ze zgodą na przeniesienie mniej wygodnego tematu na dzień kolejny, a następnie zaczęła błądzić niespiesznie najpierw odrobinę w górę, a następnie w dół, zatrzymując się na biodrze.
- ... - uśmiechając się niewinnie, elf nachylił się do jej szyi, składając na jej boku zaskakująco gorący pocałunek. - Pomyślmy~ Chciałaś wiedzieć, gdzie kończy się mój tatuaż. Tak się składa, że ja również jestem ciekaw paru rzeczy. Dla przykładu-... Lepiej przytrzymaj mocno butelkę - poradził nieoczekiwanie i po sprzedaniu jeszcze jednego, drobniejszego pocałunku na ramieniu Parii, Kamelio gwałtownie przykucnął i zanim ta zorientowała się, w czym rzecz, jej nogi kompletnie straciły kontakt z ziemią.
Grawitacja pociągnęła ją w tył i do dołu, ale upadku nigdy nie zaliczyła, a to głównie dzięki asekuracji jednej ręki na plecach oraz drugiej zaraz pod kolanami.
- Oh? Jesteś lżejsza, niż sądziłem - zauważył, bardzo z siebie zadowolony, prostując się bez większego problemu i od razu kierując w stronę basenu długimi krokami. - Odpowiadając na twoje pytania - zatrzymał się na krawędzi zbiornika. - Tak, bardzo chętnie ci pomogę. Pierwszych kilka gałązek zrobiłem zaraz po odzyskaniu wolności, a co do wieku... Prawdopodobnie gdzieś między 35, a 37.
Kolejny krok zaskutkował rozpryskiem ciepłej wody, w której Libeth skończyła zanurzona aż po szyję.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

219
POST POSTACI
Vera Umberto
W oczach Parii błysnęły złośliwe iskierki. Czerpała wyjątkową przyjemność z pisania rzeczy, jakie mogły być upokarzające dla osób, których nie lubiła. Ferrosa bardzo nie lubiła, nawet jeśli miała okazję zamienić z nim zaledwie kilka słów. Ale te kilka słów wystarczyło, by zaprezentował się ze swojej najlepszej strony i by Libeth zyskała pewność, że nie ma absolutnej ochoty poznawać go lepiej. Nawet jeśli istniała jeszcze alternatywa w postaci rozkochania go w sobie do szaleństwa i zostawienia gołego na jakimś balkonie w centrum miasta. Zawsze chciała to zrobić.
Choć ten temat był bardzo interesujący i pomysł wspólnego stworzenia arcydzieła literackiego o pewnym wysokim elfie wydawał się świetną zabawą, tak uwaga Parii w jedną chwilę została ściągnięta w zupełnie innym kierunku, przez zupełnie innego elfa. Poczuła ciarki przechodzące wzdłuż jej kręgosłupa, a kolejne z niezliczonych pytań zamarło jej w krtani, kiedy ciepłe usta przesunęły się po jej szyi. Świadomość, że nikt im się tu za chwilę nie właduje i że mieli cały ten basen dla siebie, była przyjemną odmianą od braku prywatności pokoju gościnnego, jaki zajmowała przez ostatni tydzień.
Pewność siebie, którą wykazywał Kamelio na samym początku ich znajomości, zanim jeszcze ściągnęła mu maskę z twarzy, a która wróciła mu też teraz, skutecznie zawracała Parii w głowie. A może robił to bimber? Ciężko stwierdzić. Nie zmieniało to jednak faktu, że trudno jej było skupić się na czymkolwiek innym, niż dotyk elfa, jego bliskość, jego ciepły oddech na własnej skórze. Może dlatego też zupełnie nie spodziewała się, że poderwie ją z podłogi i zaniesie na brzeg basenu.
- Odstawiłam... - przypomniała mu, wskazując butelkę stojącą na podłodze, ale zanim się zorientowała, straciła kontakt z ziemią.
Dość szybko wywnioskowała, co zamierza zrobić dalej.
- Nie, nie, nie nie nie - zaprotestowała szybko, łapiąc się go kurczowo, żeby nie mógł wrzucić jej do wody. Niewiele to dało, bo wylądowała w niej razem z elfem, we wszystkich ubraniach, jakich nie zdążyła z siebie ściągnąć.
Dobrze przynajmniej, że wrzucone wcześniej kuleczki podgrzały basen, choć nie znaczyło to, że od razu zorientowała się w swoim nowym położeniu. W końcu zanurzyła się cała, razem z głową - skoro już wpadła w wodę, mogła przynajmniej zmoczyć te nieszczęsne włosy, żeby rozprostowały się trochę - a wynurzając się z powrotem, uderzyła dłońmi o powierzchnię, posyłając w kierunku Kamelio rozprysk wody.
- ...! No i co zrobiłeś - zaśmiała się i opuściła wzrok na oblepiające ją pod powierzchnią ubrania. Dobrze przynajmniej, że buty zdążyła zdjąć. - Dobrze, dobrze, rozumiem sugestię. Dalszą zabawę w trzysta pytań do Kamelio zostawię na inny raz.
Przysunęła się do elfa i zarzuciła mu ręce na szyję, uwieszając się na nim z pełną premedytacją. Nie to, żeby miał to szczególnie boleśnie odczuć; Paria nie była ciężka, a woda dodatkowo wypychała ją ku górze. Przynajmniej nie musiała ściągać go do siebie, w dół, kiedy chciała go pocałować, bo ich głowy znajdowały się na tej samej wysokości. Nie omieszkała natychmiast skorzystać z tej okazji. Jej ciało też lgnęło do niego, spragnione bliskości.
- Więc... czego takiego jesteś jeszcze ciekaw? - spytała, odsuwając się w końcu odrobinę, ale nie odrywając spojrzenia od miodowych oczu. - Wiesz... to jest zdecydowanie mój ulubiony wieczór, ze wszystkich spędzonych w Domu Śnienia. Kto by pomyślał, że do szczęścia potrzebowałam tylko jednego - znów pocałowała Kamelio, choć tym razem krótko, by zaraz po tym uśmiechnąć się do niego niewinnie i doprecyzować: - To znaczy bimbru Ursy, naturalnie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

220
POST BARDA
Chłód pomieszczenia nie był aż tak wyczuwalny, dopóki ciało nie zetknęło się z ciepłem wody w basenie. Mięśnie, którym wcześniej pobocznie dokuczały przewiewy i lekkie przeciągi, wreszcie dostały możliwość rozluźnienia się i odprężenia.
Kamelio nie wypuścił jej z objęć, dopóki nie wyczuł, jak opuszcza ją pierwsze napięcie związane z niespodziewanym kontaktem z wodą. I rzecz jasna tylko po to, żeby zaraz bardzo nieprzekonująco zacząć osłaniać się ramionami przed posłaną ku niemu falą. Zadowolony z siebie wyraz ani na chwilę nie schodził mu tym razem z twarzy.
- Cieszę się, że się rozumiemy - odparł, obejmując ją oburącz w talii i po spleceniu za jej plecami palców obu dłoni na dobry początek, przyciągnął do siebie w miarę możliwości jeszcze bliżej, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca pomiędzy. Sam plecami oparł się o ścianę basenu.
Nie spuszczając z niej wzroku nawet na moment i nie pozwalając się odsunąć bardziej niż to było konieczne, Kamelio podobnie lgnął do każdej formy dotyku. Paria musiała przyznać, że całkiem zabawnie było patrzeć, jak z lekko przeszklonym i powoli rozgorączkowanym wzrokiem usiłował instynktownie ścigać jej usta. I gdy nie udało mu się ich dogonić, nim padły, jakże oburzające zresztą słowa, prychnął tym razem z niemal dziecięcym dąsem.
- ...Zaczyna się od bimbru, kończy na zamiłowaniu do majestatycznego owłosienia na twarzy- jęknął elf, zanurzając się o centymetr lub dwa głębiej w basenie. - Wiem coś o tym. Też przez to przechodziłem. Nie rób sobie tego, Libeth! Nie idź tą drogą! Dla zwykłych śmiertelników, takich, jak ja, czy ty, zostaje jedynie możliwość skosztowania jego bimbru, ale sam twórca... Pozostaje poza twoim czy moim zasięgiem - zakończył, dramatycznie usiłując odrzucić część mokrych kosmyków na bok, co jednak nie wyszło zbyt dobrze.
Rozplatając palce, pozwolił jednej z dłoniom rozejść się bardziej na bok, by móc chwycić za rogi na bokach mokry, przylegający do skóry materiał bluzki.
- Jeśli jednak pozwolisz i spróbujesz choć na chwilę zapomnieć, że nie jestem wybitnie przystojnym krasnoludem - kącik ust Kamelio zadrgał początkowo w rozbawieniu, ale uśmiech na jego ustach szybko przekształcił się w coś bardziej kuszącego i ponętnego niż to. - Mogę spróbować sprawić, że szybko zapomnisz o tym, jakże okrutnym zawodzie miłosnym.
Unosząc pytająco jedną brew, pewniej pochwycił materiał i podciągnął aż pod biust ku górze. Przez cały czas bacznie obserwował jej reakcje i nie ważąc się zrobić więcej, dopóki nie dostanie pozwolenia.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

221
POST POSTACI
Paria
Posądzona o żywienie głębokiego uczucia względem krasnoluda, Paria roześmiała się znów. Wyjątkowo łatwo było zapomnieć o wszystkim, co stanowiło jakikolwiek problem, gdy stali tak jak teraz, zanurzeni po szyję w ciepłej wodzie, a Kamelio przyciągał ją do siebie zachłannie. Odgarnęła mu z twarzy mokre włosy, przez chwilę przyglądając się z typowo alkoholowym roztargnieniem jednemu z jego okolczykowanych, spiczastych uszu.
- Wciąż mam ten afrodyzjak. Możemy popracować nad spełnieniem twoich brodatych fantazji – zaproponowała, zanim jeszcze dłonie Kamelio zaczęły wędrówkę po jej ciele, docierając w końcu do brzegu bluzki i zaczynając powoli ciągnąć ją ku górze. To było wystarczające, by spojrzenie Libeth skupiło się, a ona sama kompletnie zapomniała zarówno o Ursie, jak i o jego bimbrze. Uniosła ręce, by umożliwić elfowi ściągnięcie z niej materiału, który i tak w swojej mokrej formie zbyt wiele nie ukrywał. Było jej dziwnie gorąco i podejrzewała, że nie wynika to wcale z temperatury wody. Elf patrzył na nią w sposób, który wywoływałby rumieńce na jej twarzy, gdyby była nieco młodsza i bardziej niewinna. Zamiast tego odpowiedziała mu uśmiechem tak dalekim od niewinności, jak to tylko było możliwe i przesunęła palcami po jego klatce piersiowej w dół, przez brzuch, po pasek spodni, na którym na chwilę je zatrzymała.
- Możesz spróbować – zgodziła się cicho. I choć do tej pory dwuznaczne przekomarzanki były dość sporą częścią ich relacji, teraz już chyba ani Paria, ani Kamelio nie mieli do nich głowy. Nie przyszli tu przecież przerzucać się żartami, nie po to odgrodzili się zasuwami i zamkami od reszty Domu. Zdając sobie wreszcie sprawę z tego, że to pragnienie, które czuła, jest obustronne, widząc rozpalone miodowe spojrzenie, wygłodniałe wargi szukające jej ust i czując dotyk, który w końcu był pewny i zdecydowany, Libeth mogła w pełni oddać się chwili – nawet jeśli nie było to najrozsądniejsza decyzja dzisiejszego dnia. Chciała tylko jego; nie bimbru, nie wyjścia z Domu Śnienia, nie lutni, nie czegokolwiek innego, co jeszcze niedawno mogło mieć dla niej jakąś wartość. Pomogła mu pozbyć się pozostałych ubrań, zarówno jego jak i swoich, a potem pozwoliła sobie zatracić się już do reszty w wygłodniałym pocałunku i całej reszcie tego, do czego pomieszczenie z basenem w Domu Śnienia na pewno nie zostało stworzone. Ale przecież nikt nawet nie wiedział, że tam są, prawda? I nikt nie musiał się dowiedzieć.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

222
POST BARDA
*** Po upojnej nocy, której większą część spędzili w wyjątkowo rozgrzanych - z więcej niż jednego powodu - podziemiach Domu Śnienia, Libeth miała pełne prawo do cichego dziękowania w myślach latom, które Kamelio spędził, pracując dla domów publicznych. Jakkolwiek niechlubna była to profesja, zwłaszcza źle widziana w oczach potencjalnego partnera kogoś z tego typu przeszłością, trzeba przyznać, że nabyte w związku z nią doświadczenie potrafiło wzbogacać pożycie. Elf reagował praktycznie instynktownie na każdą reakcję, dopasowując się, spełniając nawet te niewypowiedziane z zachcianek i dbając o to, aby Paria na następny dzień nie opuściła ich gildii zbyt chętnie.
Z komnaty z basenem udało im się wyjść dopiero na dwie godziny przed świtem. Do pokoju musieli przemknąć minimalnie okryci, ponieważ obydwoje nie mieli siły ni chęci wciskać się z powrotem w i tak przemoczone w większości ubrania. I choć szanse na wpadnięcie na kogokolwiek o podobnej porze były minimalne, i tak przekradali się na palcach, walcząc po drodze z napływami głupiego rozbawienia, niczym para wymykających się z domu nastolatków.
Koniec końców, krótka wycieczka zaowocowała popadnięciem raz jeszcze w na tyle dobry nastrój, by nie pozwolili sobie wzajemnie zasnąć aż do momentu, gdy za oknem zrobiło się widno.

Tego dnia, wraz z Kamelio pozwolili sobie pospać dłużej, niż obydwoje mieli w zwyczaju. Nikt ich nie niepokoił aż do wczesnego popołudnia, gdy oto skrobanie o szczelnie tym razem zamknięte drzwi i idące wraz z nim, spokojne, ale naglące jednocześnie pukanie, zmusiło ich wreszcie do leniwego wyswobodzenia się spod pierzyny.
Tymi, na które spadł obowiązek wyciągnięcia ich z łóżka, były nie do końca nieoczekiwanie Mira i Efema z wiadomością od Kamelii, o przybyciu Lady Diane Bourbon.

Do spotkania doszło w jednym z pokoi Domu, gdzie okrągły stół został wcześniej odpowiednio przygotowany i zastawiony lekkimi potrawami. Elegancko, lecz nieprzesadzenie strojnie przybrana w suknię Diane, była w trakcie cichej wymiany zdań z Kamelią, kiedy do nich dołączyli. Skromna szkatułka, najpewniej zawierająca wynagrodzenie, leżała nieopodal Śniącej, podczas gdy pięknie zdobiony flakonik o tajemniczo srebrzystej zawartości, obracany był powoli pomiędzy zadbanymi palcami szlachcianki.
Przyjazny, ale i pewny siebie uśmiech zagościł na twarzy baronowej niemal od razu, gdy jej wzrok padł na osobę Parii, do której oczywiście pokwapiła się wstać i przywitać lekkim uściśnięciem za ramiona. Przez chwilę nawet oglądała ją z każdej strony, jakby chciała się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu.
- Cieszę się, że wreszcie możemy spotkać się w lepszych okolicznościach. Twój ojciec nie dawał mi żyć przez ostatni tydzień - wyjaśniła pobieżnie, ruchem ręki zapraszając ją do stołu, zupełnie, jakby to ona była tutaj gospodarzem. Może i coś w tym było, skoro wspomagała to miejsce finansowo? - Posunął się nawet do złożenia obietnicy, jakoby kompletnie miał mnie zniszczyć, gdybyś nie wróciła do niego cała i zdrowa.
Słysząc o deklaracji jej ojca, Kamelio uniósł wysoko brwi, a następnie przybrał bardzo zadumaną minę, która nie zniknęła, dopóki wszyscy nie usiedli i nie przeszli do interesów. Nie trwało to długo. Po upewnieniu się, że Libeth zdaje sobie sprawę z tego, z czego wniknęła cała sytuacja, Diane zarządziła, że jej ludzie zabiorą Lorę Cendan do jej rezydencji, a zaraz po obejrzeniu przez nią wspomnień, udadzą się prosto do straży miejskiej oraz trybunału, który będzie ją dalej sądził. Paria miała zostać odwieziona z kolei do domu rodzinnego, gdzie po dniu, a góra dwóch, oficjalnie powinna zostać oczyszczona ze wszelkich zarzutów i odzyska wreszcie swobodę.
Przez cały swój pobyt, który zakończył się wraz z oczyszczeniem większości talerzy, baronowa wyglądała na więcej niż tylko usatysfakcjonowaną. Za każdym razem, gdy jej wzrok padał na trzymany przez siebie flakonik, coś groźnego zdawało się odbijać w jej licu. Coś, co być może nigdy nie powinno zostać nazwane wprost.

Kamelio wręczył jej bliźniaczy flakonik ze wspomnieniami Cendan na moment przed dokumentalnym dopakowaniem kufra, który tu dla niej sprowadzili raptem parę dni temu.
- Postaraj się za bardzo nie cieszyć wolnością z dala od nas - przypomniał jej, niby mimochodem. - Poza lekcjami, obiecałaś w końcu zabrać mnie na kilka wycieczek poza miasto, z tego, co pamiętam?
Nie żegnali się w żaden, przesadnie sentymentalnie sposób. Nie miała to być wszakże długa rozłąka. Niemniej, po tym, jak pomógł załadować jej rzeczy wraz z jednym z gwardzistów Diane na powóz, elf pozwolił sobie przyciągnąć ją do siebie na chwilę i ucałować w szyję, zaraz pod lewym uchem. Był to błąd, ponieważ, jak się okazało, Mira i Efema zdążyły ich dogonić i zacząć piszczeć pospołu z oburzenia. Młodsza z sióstr poważyła się nawet o chwycenie spodni Kamelio w zęby i zaczęła odciągać. Zupełnie, jakby się bała, że ten niczym wampir zamierza opić ją z krwi ugryzieniem w szyję! Kto wie, może tak to dla nich wyglądało.
Poza siostrami, przed Dom wyszedł wkrótce mniejszy tłumek, by pożegnać ją, życzyć powodzenia lub, nieświadomi ugody między nią, a Kamelio, namawiać do odwiedzin od czasu do czasu. Mija'Zga wyglądała w tym wszystkim najkomiczniej, będąc przesadnie bliskiej płaczu. Dwie, ulubione specjalistki od fryzur i makijażu wyściskały ją obficie, a nieoczekiwanie pojawiający się w tym wszystkim Ursa (z podejrzanie podbitym lewym okiem i lekko utykający), wręczył obwiniętą w kawałek taniego materiału nie tak tani bimberek "z pozdrowieniami".
*** Dużo później tego samego dnia, gdy już udało jej się wyrwać spod pieczy ojca, który, jak nigdy wcześniej nie chciał odpuścić, starając się dowiedzieć, czy aby na pewno zapewniono jej bezpieczeństwo i czy traktowano ją godnie, w końcu mogła odetchnąć w przygotowanym dla niej pokoju.
Incydent dodał papie siwizny, co do tego nie mogła mieć wątpliwości. Co najdziwniejsze jednak i prawdopodobnie najbardziej zaskakujące, także macocha wydawała się bardziej przejęta, niż chciała to po sobie pokazać. Jej uszczypliwości przy kolacji, jakoby pakowała się intencjonalnie w kłopoty tylko po to, żeby ich zmartwić, wydawały się mieć tym razem drugie, nie tak znowuż nieprzyjemne dno. Zupełnie, jakby również o nią martwiła, jakkolwiek pokrętnie.

Gdy Paria zdecydowała się użyć wyciągniętych od Cendan wspomnień, nie do końca spodziewała się zobaczyć to, co rzeczywiście zobaczyła. Nie były to tylko i wyłącznie wspomnienia związane z nią oraz wydarzeniami z rezydencji Bourbon. Było tam również kilka urywków z czasów sprzed wrobienia ją w porwanie. Związanych z miejscami oraz okolicznościami, które nie były jej nijako znane.
Sam proces śnienia wspomnień był na swój własny sposób magiczny i ekscytujący. Po zastosowaniu się do wskazówek od Kamelio, znalazła samą siebie wciągniętą do świata z oglądanych zdarzeń. Nie miała w nim żadnej swobody. Wszystko, co widziała, widziała z perspektywy Lory Cendan - jej oczami. Czasami czuła zapachy lub odbierała mgliste bodźce z otoczenia, lecz każde z nich było przytłumione. Jedynie dźwięk oraz obraz pozostawały stuprocentowo czyste i klarowne.
Słyszała rozkazujący głos Lory i widziała twarze stojących przed nią ludzi, którzy kolejno w odpowiednich odstępach czasu stawali się jej własnymi oczami oraz uszami w domu baronowej LUB innych magnatów, oraz szlachciców, których poniektóre nazwiska była w stanie rozpoznać. Niektórzy mieli zostać przyjęci do służby, jako nowa pomoc domowa, innych udało jej się przekupić słodkimi obietnicami i złotem. Nie każdy z nich miał natomiast za zadanie jedynie obserwować i donosić. Jeden z parobków zgodził się otruć konia swego pana w dzień wyruszenia na polowanie, by doprowadzić do wypadku. Inna pokojówka przystała na kradzież ważnej dokumentacji. Jeszcze ktoś inny miał dodawać podejrzanych środków do wina, aby spędzić ciąże jednej z dam dworu. Paria nie znała powodów postępowania Lory. Zapewne chodzić musiało o inne, prywatne interesy.
W kilku ze wspomnień rozpoznała Obelusa, trzymającego się najczęściej w cieniu, chociaż w jednym z nich padł z ust starej raszpli stanowczy, acz nieco histeryczny rozkaz w kierunku najemnika, aby doprowadził do śmierci pewnego kupieckiego syna. W tym ze zdarzeń, Cendan brzmiała już nieco bardziej, jak wariatka, za którą miała prawo uchodzić.

Nie minęło wiele czasu, jak i wspomnienia z jej własnej sprawy ujrzały wreszcie światło dzienne.
- ...Jak się szanownej Pani podoba? - rozbrzmiał zachrypnięty głos osobnika, na którego Lora niestety nie patrzyła. Jej oczy skupione były w całości na liście, którego treść Paria aż nadto dobrze znała. Ten sam, który wpędził ją w tę całą aferę. Pomarszczonymi paluchami, muskała niemal pieszczotliwie róg pergaminu.
- Jak zawsze bezbłędnie - westchnęła rozmarzona.

- ...jestem przeciwny - rozbrzmiał poirytowany głos Obelusa, gdy tylko poprzednie wspomnienie się rozpłynęło.
Mężczyzna zaciskał mocno usta i marszczył brwi. Ramiona krzyżował na klatce piersiowej. Miał na sobie ten sam, lekki rynsztunek, który nosił we włościach baronowej.
Cendan jedynie zacmokała ze zniecierpliwieniem.
- Mój drogi, czyż nie PŁACE CI za to, żebyś się ze mną zgadzał? - zaświergotała szlachcianka.
Obelus skrzywił się, nie kryjąc niesmaku.
- Uprowadzenie człowieka, to jedno. Utrzymanie go przy życiu i w zdrowiu, to coś zupełnie innego. Niepotrzebne ryzyko - sarknął najemnik.
- Oh, nie bądź niemądry, chłopcze! - zaśmiała się Cendan. - Musi pozostać żywy jedynie na tyle długo, aby można go było odnaleźć wciąż oddychającego!

Następne wspomnienie było jeszcze jednym spośród tych, które Libeth rozpoznawała. Był to moment poprzedzający jej ucieczkę z rezydencji. Jakkolwiek dziwnie było patrzeć na siebie oczyma innej osoby, całkiem satysfakcjonującym było słyszeć, jak Lora przyznaje się do porwania i jak tłumaczy, dlaczego to zrobiła. Brzmiało to jeszcze bardziej niedorzecznie niż za pierwszym razem.

Ostatnia rzecz, jaką przyszło jej zobaczyć i usłyszeć, to zdarzenia mające miejsce w pomieszczeniu przywodzącym na myśl celę. Na niewielkiej, kamiennej ławie siedział nie kto inny, jak Celestio!
Twarz barda naznaczona była zadrapaniami i kilkoma siniakami. Opuchlizna, która musiała im towarzyszyć, zdążyła najpewniej zelżeć, lecz też nie do końca zniknąć. Jego ubrania były w nieładzie, w kilku miejscach dało się dostrzec rozdarcia. Miał skrępowane za plecami dłonie, acz wbrew całej otoczce, jego lico wciąż rozjaśniał sztuczny i jak najbardziej otwarcie wredny uśmiech.
Przez jakiś czas, trwała niemal kompletna cisza, jeśli nie liczyć świszczącego przeciągu, który zmuszał Celestrio do wzdrygania się co rusz. Koniec końców jednak zaśmiał się i zaczął dziwnie zdartym głosem obrzucać Cendan kolorowymi, zmyślnymi i często nawet rymowanymi wiązankami. Mężczyzna był, jaki był, ale nigdy nie ubliżał kobietom wprost, a tym bardziej wulgarnie. Chamstwo nie zwykło wychodzić mu butami niczym słoma chłopu pańszczyźnianemu.
- ...rozumiesz w ogóle, co robisz, ty stara wariatko??? - wydyszał po długiej pauzie łamiącym się, zdesperowanym głosem wbrew całej brawury.
- Tch, tch - kinęła językiem o podniebienie zniesmaczona Lora, odwracając się na pięcie. - Właśnie dlatego nie powinniście stać na jednej scenie. Hmpf, zawsze wiedziałam, że w rzeczywistości jesteś tylko kolejnym, ordynarnym samcem. Koń rozpłodowy, udający muzyka. Obrzydliwe!
*** Celestio został znaleziony kolejnego dnia - w lochach pod rezydencją Lory Cendan. Wieści o odnalezieniu muzyka oraz jego marnym stanie, szybko rozeszły się po całym Taj'cah i jeszcze najpewniej dalej. Sprawa zrobiła się na tyle głośna, iż ponoć dotarła do uszu samego króla! Ciężko było co prawda znaleźć potwierdzenie w tych plotkach, aczkolwiek inne, mówiące o tym, jakoby baronowa Bourbon nagle wzbiła się w hierarchii możnych, a jej majątek oraz ziemię zostały podwojone, z całą pewnością była bliska prawdy. Jej wcześniejsza popularność również weszła na wyższy szczebel. Nic dziwnego, skoro postawieniem zarzutów Lorze, rozwiązała co najmniej kilka problemów oraz niewyjaśnionych wcześniej tajemnic paru innych domów szlacheckich. Tobias von Darher był obecnie tylko jednym z licznych, którzy nagle znaleźli powód, aby zawiązać z Diane dobre stosunku partnerskie w interesach.
Przez dobry miesiąc, o samym Celestio nie słyszało się wiele. Jedynie tyle, że odchorowywał we własnym domu pobyt w lochach pewnej, zepsutej do cna szlachcianki. Powstało nawet kilka plotek podobnym powoli do legend, jakoby była to zakochana w nim obsesyjnie po uszy kobieta, która chciała zachować go tylko i wyłącznie za siebie, a zazdrosna była nigdy niepotwierdzoną zażyłością z również jeszcze bardziej teraz osławioną Parią. Co zaś Parii się tyczy... Cóż. Cała afera osławiła ją rzeczywiście jeszcze bardziej! Taj'cah kochało wszakże dramaty i tragedie we wszelkiej postaci! Wszyscy ze niecierpliwieniem wyczekiwali pieśni, które opowiedziałyby o tym, co naprawdę zaszło w sprawie z Celestio oraz tajemniczą (dla większości pospólstwa) arystokratką.

W połowie drugiego miesiąca, Libeth dostała niespodziewanie zaproszenie od Celstio. Nic z pozoru wielkiego. Mężczyzna, jak nigdy, bo i bez złośliwości czy aluzji, napisał jedynie tyle, że zależy mu na spotkaniu w cztery oczy. Było to dostatecznie dziwaczne, aby ją skusić.
Celestio wyglądał tamtego dnia, niczym cień człowieka, którym był. Cień osoby, którą dobrze znała od lat. Mimo zapewnień, że nie trapi go już żadna choroba, zdecydowanie stracił na wadze. Jego cera nabrała bladego, ziemistego odcienia, zaś każdy ruch wydawał się sztywny i wymuszony, zupełnie jak jego słaby uśmiech. Tym jednak, co najbardziej dawało się we znaki, zwłaszcza ludziom ich profesji, był kompletnie nie do poznania głos. Ochrypły i nieczysty.
- Gruźlica - wzruszył ramionami i uśmiechnął się kwaśno, zapraszając ją na fotel naprzeciwko siebie. - Wyleczyli ją, ale głosu podobno już nie odzyskam. Bajeczna ironia, nie sądzisz? - roześmiał się wówczas śmiechem pozbawionym wesołości.
Długo naśmiewał się podczas ich krótkiego spotkania z całej sytuacji z Lorą Cendan. Nie mógł uwierzyć, że starą prukwę pociągała raczej Paria, aniżeli on sam. Przeprosił również żartobliwie, że nie będzie mógł więcej zachodzić jej za skórę na scenie, choć dodał także, że jeśli ładnie poprosi, a on sam przestanie na którymś etapie skrzeczeć, niczym przydeptywana ropucha, podrażni ją jeszcze z widowni tu, czy tam.
Wizyta zakończyła się gorzkim posmakiem oraz dziwacznym podarkiem. Camelio wręczył jej bowiem na pożegnanie niezwykle pokraczną lutnię!
Spoiler:
*** Czas płynął, a wraz z nim nowe wyzwania i możliwości. Dom Śnienia stanął przed nią otworem od momentu, w którym postanowiła wrócić w jego progi.
Kamelio zgodnie z obietnicą zamierzał dotrzymać słowa i uczyć ją w miarę własnych możliwości. Jak się wkrótce okazało, posiadał dwie pracownie - jedną, jeszcze niżej pod pracownią alchemiczną i w większej mierze zawaloną niezliczoną papierologią, oraz drugą, mieszczącą się w niewielkim budynku nieco za drugą linią owocowych drzew, a nieopodal sławnego zielnika Ferrosa, w większej mierze zawaloną zwojami, księgami magicznymi oraz najdziwniejszymi przyrządami.
Elf był cierpliwym nauczycielem, lubiącym eksperymentować z magią w warunkach naturalnych. Swoją wiedzę starał się przedstawiać na przykładach, a i ćwiczenia organizować w możliwie jak najbardziej zajmujący, interesujący bądź zwyczajnie zabawny sposób.
Pierwszy miesiąc współpracy, był szczególnie zajmujący i przyjemny, ponieważ poświęcał jej pełnię skupienia i uwagi za każdym razem, gdy tylko pojawiała się w Domu Śnienia. Nawet jeśli w bardziej prywatnych i intymnych chwilach wciąż dało się u niego dostrzegać wahania oraz niepewności związane ściśle z jego własnymi kompleksami, starał się usilnie nie wywlekać ich na wierzch.

Podczas jednego z ponownie ciepłych i słonecznych dni, Steczko zabrał Parię do pomieszczenia, które pozostawało wiecznie zamknięte, a mieściło się w jego cichej pracowni na uboczu. Tam też wreszcie przedstawił jej swoją siostrę - Shaoli. Dziewczyna był chuda, mimo iż w ogólnym rozumowaniu zadbana. Jej puste spojrzenie utkwione było w jednym w licznie porastających pomieszczenie kwiatów. Towarzyszyła jej kobieta, której ciało częściowo pokryte było mchem i roślinnością, a która okazała się być nikim innym, jak najprawdziwszą driadą! Pilnowała, aby młoda, wschodnia elfka nie zrobiła sobie krzywdy w trakcie swoich rzadkich zrywów świadomości, oraz aby pomagać jej w utrzymaniu higieny oraz posiłkach. Co zaskakujące, wydawała się obawiać Kamelio, mimo iż ten zwracał się w jej stronę grzecznie i łagodnie.
Shaoli, mimo ogromnego potencjału wróżbiarskiego, w młodym wieku dała się ponieść jednej z wizji, by utknąć w świecie "pomiędzy" innymi płaszczyznami, a rzeczywistością. Przez większość czasu nie reagowała na bodźce zewnętrzne, choć częściej niż rzadziej reagowała na piosenki oraz muzykę.
Kamelio nigdy wprost nie odpowiedział, w jakich dokładnie okolicznościach jego siostra wpadła w tę paskudną pułapkę. Jasnym jest natomiast, że obwinia się o całe zajście.
Głównym powodem, dla którego przez ostatnie lata szukał odpowiedniego adepta magii powietrza, jest jego zainteresowanie stworzenia nowej formy wprowadzania Śniących w trans oraz stabilizowania przebiegu takiego seansu przy pomocy muzyki, rytmu oraz odpowiednich dźwięków. Wygląda na to, że święcie wierzy, że pomoże to jego siostrze wrócić do swojego ciała w pełni.
*** Trzy miesiące po zdobyciu wspomnień Lory Cendan, a z nastaniem roku 92, nadszedł wreszcie wyrok i szlachcianka została publicznie powieszona. Niedługo później, świat dowiedział się również o samobójczej śmierci Celestio, któremu nie udało się przetrawić utraty głosu, a wraz z nim zakończenia kariery. Mężczyzna zażył śmiertelną dawkę naparu z bielunia.
Mniej więcej w tym samym czasie, dochodzić zaczęło do nadnaturalnej ilości ataków oraz omdleń u Śniących oraz wróżbitów na całym Archipelagu. Jakby tego było mało, masowo dochodziło do równie tajemniczych zaginięć! Królestwo zaczął toczyć niepokój, podobnie zresztą, jak toczył on ostatnie dwa tygodnie Dom Śnienia, gdzie też zdążyło dojść do mnogich ataków w trakcie seansów. Jedna ze Śniących zmarła, druga zapadła w śpiączkę, z kolei młoda Mira... Pewnego dnia zaginęła i ślad po niej zupełnie zaginął. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Napór obowiązków oraz stresu coraz bardziej przytłaczał Kamelię, Kamelio oraz tych, spośród bardziej naznaczonych obowiązkami członków gildii.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

223
POST POSTACI
Paria
Nawet jeśli Paria miała jeszcze początkowo jakieś wątpliwości, gdzieś daleko z tyłu głowy, Kamelio skutecznie je z niej wybił. Ciężko było jej oderwać się od elfa, zarówno w komnacie z basenem, jak i później, w pokoju, który jeszcze przez jedną noc należał do nich - choć zupełnie się nie spodziewała, że będzie miała z tym taką trudność. I coś podejrzewała, że pierwsze lekcje praktycznej magii, jakie jej obiecał, będą wyjątkowo mało efektywne.
Poranek - chociaż to było dużo powiedziane, biorąc pod uwagę, że było popołudnie - w jego objęciach był dużo przyjemniejszy, niż którykolwiek z poprzednich, gdy budziła się sama w łóżku obok. Nie było jej dane nacieszyć się nim szczególnie długo, bo przecież trzeba było dokończyć to, co rozpoczęli tydzień temu. Paria wreszcie mogła ubrać się w swoje zwiewne, kolorowe szaty i brzęczącą biżuterię, a twarzy nie ukrywać pod ciężkim makijażem. Wróciła wolność, nawet jeśli wtedy jeszcze Libeth nie zdawała sobie sprawy z tego, jak dużym kosztem miała być ona okraszona. Nie omieszkała poinformować baronowej, na jaki układ poszła z ochroniarzem Lady Cendan w jej imieniu, by uniknąć kolejnych ofiar, przyjęła od Kamelio flakonik ze wspomnieniami starej purchawy, ale nie znalazła w sobie tyle uprzejmości, żeby chociaż raz powiedzieć "dziękuję" - nie w kierunku baronowej. Przez ostatnie dni często dochodziła do wniosku, że jest to tak samo jej wina, jak i wina Lory; były siebie warte. Jedyne podziękowania, na jakie ktoś tu zasługiwał, należały się Domowi Śnienia Kamelii i jego pracownikom. Im była bardzo wdzięczna i zdążyła obdarzyć ich szczerą sympatią, nie tylko przez to, jak skończył się dla niej wczorajszy wieczór, ale przez wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni.
Nie żegnali się na długo, nawet jeśli nikt poza Kamelio o tym nie wiedział. Ze śmiechem zareagowała na protesty dziewczynek, a potem obiecała pozostałym, że będzie tu wracać częściej, niż się spodziewają. Ze względu na dość dużą widownię powstrzymała się jednak przed długim pocałunkiem, jakim chciała pożegnać elfa, zamieniając go tylko na rzucone z wozu, przeciągłe spojrzenie.

Czas spędzony w domu rodzinnym był mimo wszystko przyjemną odmianą. Nie musiała martwić się niczym, odpoczywała, rozpieszczana przez służbę i spędzała czas głównie na przekonywaniu rodziców, że nic jej nie jest. Ojcu opowiedziała po części wydarzenia poprzednich dni, omijając te bardziej niepokojące lub wyjątkowo intymne; przyznała się też do straty lutni. I nawet jeśli chciał kupić jej kolejną - a pewnie chciał - Libeth uparcie odmawiała jakiekolwiek wsparcia finansowego, tak jak przez ostatnie kilka lat. Mogła spędzić tam czas, dojść do siebie, ale nie zamierzała wracać do bycia w jakikolwiek sposób zależną od rodziny. Zaczęła ćwiczyć taniec. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo była teraz rozchwytywana, nie miało znaczenia, co będzie robić na scenie - i na tym też opierały się jej pierwsze występy po powrocie do życia publicznego.
List od Celestio, dla odmiany pozbawiony złośliwości i przytyków, bardzo ją zaskoczył, więc udała się do niego w odwiedziny. Stan muzyka był straszny. I choć oboje powstrzymali się tym razem od wzajemnego obrzucania się błotem - może ze względu na brak publiczności - tak Libeth dobrze wiedziała, że coś jest nie tak. Próbowała przekonać barda, że nie musi śpiewać, wciąż przecież może grać, a zachrypnięty głos ma swój urok, ale widziała, że jej słowa do niego nie docierają. Być może gdyby poznali się lepiej wcześniej, ich relacja mogłaby być nawet przyjacielska, kto wie? Tak czy inaczej, wkrótce okazało się, że nie będzie im dane się tego dowiedzieć. Paria przyjęła lutnię, zaskoczona podarunkiem, ale mimo że po czasie zorientowała się, jaką wartość stanowi, tak nie było jej już dane podziękować Celestio ponownie.

Śmierć Lady Cendan oglądała z wysoko podniesioną głową, stojąc w miejscu, z którego stara szlachcianka mogła ją dobrze widzieć przed zawiśnięciem. I choć w kluczowym momencie Paria odwróciła wzrok, zbyt wrażliwa na takie przeżycia, tak odczuwała ogromną satysfakcję, zdając sobie sprawę z tego, że machinacje starej szlachcianki dobiegły końca. Po zapoznaniu się z jej wspomnieniami, utrwalonymi we flakoniku, szczerze życzyła jej wszystkiego, co najgorsze, a do tych najgorszych rzeczy zdecydowanie można było zaliczyć także szubienicę.
Śmierć Celestio, jaka nadeszła zupełnie nieoczekiwanie, miała na Libeth zgoła inny wpływ.
Obwiniając się częściowo o jego samobójstwo, bardka na kolejne dwa tygodnie zniknęła z powierzchni ziemi, tym razem też ukrywając się w Domu Śnienia, jeśli wyrażono na to zgodę, bo znajdowała tam jakieś nieokreślone ukojenie. Na lisiej lutni, jaką otrzymała od Celestio, zagrała na jego pogrzebie, choć nikt tego od niej przecież nie oczekiwał, a potem zamknęła się z dala od świata, pogrążona w smutku, żałobie i poczuciu winy. Gdyby nie ona, muzyk by żył i żadne argumenty, ani ze strony Kamelio, ani nikogo innego, nie były w stanie zmienić jej przekonania. Była winna jego śmierci, bo to przez nią Lady Cendan schwytała Celestio. Przesiadywała godzinami na ławce gdzieś na końcu ogrodu, pozwalając cichym, smutnym dźwiękom lutni niknąć pomiędzy liśćmi i stanowiąc milczącą, nienaturalnie ponurą obecność w każdych innych okolicznościach.
W końcu jednak doszła do siebie i mogła wrócić zarówno do występów, jak i do lekcji magii, jakie rozpoczęła z elfem zgodnie z ustaleniami. Tak jak podejrzewała, od samego początku nadzwyczaj ciężko było im się skupić na tym, na czym powinni, przez co połowę czasu przeznaczonego na naukę marnotrawili na inne, równie interesujące zajęcia. Libeth nie okazywała Kamelio czułości otwarcie, przy innych, jeśli tego nie chciał, choć gdyby uznał, że nie muszą się z niczym ukrywać, ona jak najbardziej zamierzała się dostosować. To był jego świat, nie chciała robić mu w Domu Śnienia problemów. Grunt, że kiedy byli sami, nie było już między nimi żadnych niezręczności... Albo było ich bardzo niewiele. Z dnia na dzień lubiła go coraz bardziej, a poznanie jego siostry (i opiekującej się nią… driady?!) sprawiło jedynie, że Paria z większym zaangażowaniem zabrała się za naukę i ćwiczenia. Jeśli istniała choćby nikła szansa, że jej umiejętności przywrócą młodej elfce dawne siły, zamierzała dać z siebie wszystko.
Kontrola nad magią przychodziła jej powoli, ale skutecznie. Pierwszą umiejętność odkryła, gdy jeden z jej cieni zrzucił świecznik ze stołu, podpalając jakiś strasznie nudny, zapisany cyferkami pergamin, nad którym Kamelio pracował wcześniej pół dnia; druga przyszła później, zwiększając wpływ, jaki bardka miała na innych, być może właśnie ze względu na to, jak bardzo Libeth chciała pomóc elfowi w jego wieloletnich badaniach. Dziwnie czuła się, kontrolując to, co dotąd pozostawało gdzieś poza zasięgiem jej percepcji, ale z całą pewnością było to satysfakcjonujące. Z miesiąca na miesiąc była coraz pewniejsza swoich umiejętności. Systematyczne odwiedzanie Domu Śnienia, zwykle dwa razy w tygodniu, i ćwiczenia ze świetnym, choć wyjątkowo utrudniającym jej skupienie się nauczycielem, przynosiły widoczne rezultaty. Czasem zostawała w Domu dłużej, niż powinna, tylko po to, by spędzić czas z którymś z pracowników (nie tylko Kamelio tam lubiła przecież) - odwiedzała Ursę, by z nim pić i grać w karty, Miję dla pysznego jedzenia i jej otwartości, tak nietypowej przecież dla orczycy, bawiła się czasem z siostrami, a nawet dała ze trzy lekcje gry na lutni Tuliowi, choć towarzyszące jej przy tym nieustannie wrażenie, że chłopak zaraz zemdleje albo zwymiotuje, nie ułatwiało sprawy.

Przy tym wszystkim nie rezygnowała z koncertowania. Uparcie odmawiała występowania dla szlachty, zbyt straumatyzowana wszystkim, co się stało, by ponownie zagłębiać się w ten świat, nawet jeśli płacili lepiej, niż mogła zarobić gdziekolwiek indziej. I być może zarabiałaby dwukrotność tego, co obecnie, gdyby się zdecydowała zgodzić na zasypujące ją ze wszystkich stron propozycje, ale dobrze się czuła występując dla tłumów w karczmach, w ogrodach i mniejszych salach koncertowych. Do tego wciąż finansowo stała lepiej, niż kiedykolwiek do tej pory, nawet jeśli niezmiennie zajmowała na co dzień pokój w Czerwonym Stawie i żyła dość rozrzutnie. Wystąpiła parę razy w Domu Śnienia Kamelii, tak jak obiecała, przede wszystkim dając Kamelio możliwość posłuchania jej na żywo w więcej, niż jednym utworze; zorganizowała sobie też trasę koncertową przez Taj'cah, Dekha Chandi i Port Erola, przez co zniknęła ze stolicy na trzy długie tygodnie. Zaproponowała elfowi, by popłynął razem z nią, w końcu wyrwał się z tego miasta i zobaczył chociażby sąsiednie wyspy. Jeśli się zgodził, była to dużo przyjemniejsza podróż niż zazwyczaj, zwiedzali, jedli, pili i bardzo nieodpowiedzialnie marnowali czas; jeśli jednak Kamelio nie chciał na tak długo zostawiać swojej siostry i obowiązków, Paria wróciła bardziej stęskniona, niż zakładała, że będzie. Tak czy inaczej jej pragnienie zobaczenia, jak Steczko nieporadnie wspina się na siodło, zostało zaspokojone, bo i w ciągu tych kilku miesięcy wyciągnęła go nieraz poza miasto. Tak samo zaspokojone zresztą, jak ujrzenie na własne oczy bójki między nim, a pewnym wysokim elfem, który ostatecznie podmuchem powietrza został posłany na przeciwległą ścianę. Nie wiedziała o co poszło i nikt nie zamierzał jej tego powiedzieć, ale dezaprobata, z jaką przykładała chłodne okłady do nowych obrażeń na twarzy Kamelio szybko przeszła w rozbawienie, gdy przypominała sobie długie ciało Ferrosa, z trudem zbierające się spod ściany, jak koślawa, połamana marionetka.

Łączenie dwóch sposobów na życie nie było proste. Pierwszy raz miała tak mało czasu dla siebie. Nie zamierzała jednak z niczego rezygnować, zaangażowana zarówno w obiecująco rozwijającą się swoją karierę, jak i pomoc w badaniach Kamelio. Te stały się dużo bardziej absorbujące, gdy niewyjaśnione rzeczy zaczęły dziać się podczas seansów ze śniącymi, a Paria tym samym stała się tam bardziej potrzebna, stanowiąc niejaką kotwicę do rzeczywistości - choć przerażeniem napełniało ją, gdy i to nie pomagało. Zaginięcie Miry stało się punktem przełomowym, w którym Libeth zaczęła bywać w Domu Śnienia dwa razy częściej. Dziewczynki były… nietypowym rodzeństwem, ale przyzwyczaiła się do nich, może nawet wręcz przywiązała. Tym większy ból wywoływał w niej widok osowiałej Efemy, pozbawionej siostry, która była z nią od zawsze. Nie była w stanie jej pomóc; miała tylko lalkę z korzonka, teraz już uschniętą, ale i tak zaproponowała ją młodszej dziewczynce, gdyby potrzebowała posiadać coś więcej, co będzie jej przypominać Mirę.
Właściwie to nie wiedziała, do jakiego stopnia rodzina potępia jej współpracę z Domem Śnienia - bo zakładała, może niesłusznie, że potępia. Nie było to coś, czym powinna zajmować się kobieta z dobrego, arystokratycznego domu, ale z drugiej strony czy Libeth kiedykolwiek według nich zajmowała się tym, co wypada? Dobrze przynajmniej, że o Kamelio nie mieli pojęcia. Tak czy inaczej ta współpraca wnosiła w życie bardki bardzo dużo, ucząc ją odpowiedzialności lepiej, niż cokolwiek przedtem. W domu bywała też częściej niż zwykle, skoro i tak siedziała w Taj'cah, co radowało ojca i pozwalało jej częściej widywać się z odwiedzającym go też czasem rodzeństwem. Lubiła to, w którą stronę szło jej życie, po raz pierwszy posiadając w nim jakiś większy, długoterminowy cel.

Spoiler:
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

224
POST BARDA
Kamelio nie krytykował jej zachowania. Nie namawiał do powrotu do koncertów ani rodziny. Nie starał się sypać pustymi słowami pocieszenia, czy też nakłaniać ją do wyrzucenia z siebie swojego żalu. Tylko raz, stanowczo i dobitnie, co wtedy być może brzmiało również zbyt sucho i ozięble, oświadczył, że w śmierci barda nie było ani cienia jej winy, a nawet gdyby była, życie jest zbyt krótkie, aby tracić je na roztrząsanie czegoś, czego nie dało się przewidzieć.
Przez całe dwa tygodnie smęcenia się i dumania, elf starał się mieć ją stale, acz dyskretnie na oku. Nawet swoją własną pracę w miarę możliwości przenosił tam, gdzie choćby z okna mógł ją doglądać. Dawał jej tyle dystansu, ile potrzebowała i pilnował, aby nikt inny w Domu również go nie przekraczał nieproszony. Jedyne, czego nie odpuścił, to pilnowanie, aby wciąż jadała pełne posiłki.
Kiedy jednak wszystko nieco przycichło i rzeczy wróciły - przynajmniej na jakiś czas - do normalności, elf ponownie wrócił do obdarzania jej w miarę możliwości pełnią swojego zainteresowania. Okazywanie go publicznie nie było dla niego nadmiernym problemem, choć szybko dał też swojemu otoczeniu do zrozumienia, że jego tolerancja wobec wtrącających się w jego życie prywatne osób trzecich jest bardzo skromna. I choć Paria nie była tego świadkiem, dotarły do niej ciche plotki, jakoby nawet pomiędzy nim, a Nuriel doszło do poważnej wymiany zdań, po której Śniąca wybyła z Domu Śnienia na tydzień. Nic dziwnego, że od tamtego czasu rzucała bardce oskarżycielskie spojrzenia i w miarę możliwości unikała, niczym żywego ognia.

Pomiędzy treningami magicznymi i miłym spędzaniem ze sobą czasu, elf wciąż pracował nad mnogą papirologią, czasami załatwiał sprawy Domu poza jego murami, a jeszcze w innych chwilach prowadził własne badania bądź biegał po mieście za kupcami posiadającymi odpowiednie składniki, których driada potrzebowała do utrzymywania stanu jego siostry w przyzwoitej kondycji. Dzięki temu zdarzały się dni, gdy mężczyzna po prostu układał się z głową na nogach Parii i tłumacząc dane ćwiczenie, kazał jej praktykować w tej wyjątkowo rozpraszającej pozycji, przyglądając jej się ze zmęczonym, ale zadowolonym uśmieszkiem. Czasami warto jednak było przemęczyć się, by później oglądać nie tylko efekty własnej pracy, ale również satysfakcję i dumę bijące od samego nauczyciela. Nawet wtedy, gdy przez przypadek doprowadzili po drodze do wypadku bądź dwóch.
Podczas gdy powoli wykreowane pod naturalne predyspozycji Libeth zaklęcie oczarowujące okazało się dość łatwe w kierowaniu melodią, gestami oraz samą siłą przekazu, o tyle kontrola nad własnym cieniem bywała momentami zbyt kapryśna. Kamelio zaczął więc namawiać ją, by stworzyła dla niego drobną inkantację lub przynajmniej nadała zaklęciu nazwę, którego wezwanie mocniej zwiąże je magicznie. Po drodze pomógł odnaleźć odpowiednie księgi oraz zwoje, aby lepiej zrozumiała, w jaki sposób najlepiej ukształtować formę oraz zastosowanie tego typu zaklęć.
Ćwiczenia nie tylko nareszcie zaczęły nadawać jej talentowi wyrazu, ale również uwrażliwiać ją samą na punkcie magii. Czasami potrafiła wyczuć energię bijącą od osoby lub przedmiotu, acz tylko i wyłącznie, gdy nie była to subtelna nadmiernie magia.

Tak, jak niezbyt długie wycieczki poza tereny stolicy nie były problemem, tak niestety, mimo najszczerszych zresztą chęci, Steczko nie odważył się zostawić swojej siostry wyłącznie pod opieką driady. Zgotował jej za to bardzo ciekawą wycieczkę we własnym zakresie, gdy tylko wróciła ponownie do stolicy. Wycieczkę z jedzeniem, piciem i… Małym włamaniem się do ogrodów pewnej gildii magicznej, w których hodowano przedziwne, wielkie, mięsożerne kwiaty. Ich krwistoczerwone liście i białe płatki były piękne, lecz zabójcze - co Kamelio demonstrował, rzucając im martwe myszy. Część z martwymi myszami była trochę obrzydliwa. Skąd w ogóle wziął ich cały worek? Kwiaty były w każdym razie wrażliwe na dźwięk i bujały się w rytm, stając przy tym łagodniejsze, gdy elf nakłonił Libeth do zanucenia z nim w duecie. W końcu miał przecież dotąd sporo okazji, by znacznie lepiej poznać jej własny repertuar. Dziwaczne pomysły na schadzki na pewno były specjalnością tego konkretnie Wschodniego Elfa.

Nawet rosnący kryzys i rozprzestrzeniający się po Królestwie, lęk nie zdołały negatywnie wpłynąć na pracę oraz popularność Parii. Ba! Ludzie coraz chętniej lądowali w karczmach i zamtuzach, usiłując nie tylko przy pomocy trunku, ale i pieśni oraz tańców zapomnieć o tym nowym, złym omenie, który obecnie rozciągał się ponoć aż z kontynentu. Nikt nie potrafił wyjaśnić, jak ani dlaczego znikało coraz więcej osób. Podobnie, jak nikt i nie potrafił pojąć, dlaczego nagle wszyscy obdarzeni darem wieszczenia, dręczeni byli ciągłymi koszmarami bądź kompletnie chaotycznymi i niezrozumiałymi dla nich wizjami.
Domy Śnienia przeżywały tymczasem swój własny kryzys. Coraz większa liczba Śniących zaczynała obawiać się swojej własnej profesji. Pierwsza, masowa rezygnacja z pełnienia obowiązków zakończyła się tak szybko, jak się zaczęła, gdy tylko okazało się, że niezależnie od tego, czy prowadzą, czy też nie prowadzą oni sesji śnienia, wciąż podatni są na nieoczekiwane ataki wizji. Z tego też powodu, za dużo bezpieczniejsze uznano przebywanie pośród innych członków gildii, którzy wciąż mieli szansę zareagować na czas, na wypadek, gdyby któreś z nich weszło w tego typu, niekontrolowany trans.
Nie inaczej było w przypadku Domu Kamelii - wyjątkowo zatłoczonego przez jego pracowników, i to zarówno tych z wewnątrz, jak i tych, na co dzień przebywających na zewnątrz. Tylko co poniektórzy jednakowoż wciąż pełnili swoje usługi. Na tych też, już nie tylko za oficjalną zgodą Kamelii, ale także pozostałych Nadzorców z pozostałych Domów gildii, Kamelio wdrążył eksperymentalne śnienie pod ciągłym nadzorem oraz z pomocą nowo nabytych przez Parię umiejętności. Każda kolejna próba wydawała się coraz bardziej owocna w miarę nabieranego przez dwójkę, a zwłaszcza bardkę doświadczenia. Niestety, nie w każdym przypadku było to tak samo skuteczne.

- POMÓŻCIE JEJ, NA SULONA! - wrzasnął w panice młody Śniący, z przerażoną i okropnie bladą twarzą trzymając i przyciskając do posłania za ramiona jedną ze starszych kobiet w Domu.
Spomiędzy otwartych ust kobiety wydobywały się słowa, wyrzucane raz pojedynczo, spazmatycznie i na wydechu, a raz długim, nieprzerwanym ciągiem. Niczego z tego, co z siebie wypluwała, nie dało się zrozumieć. Nie dało się nijako określić, czy był to nieznany ich światu język, czy po prostu bełkot. Wszystko tworzyło natomiast jedną, wielką kakofonię, pomiędzy którą wkradały się krzyki i wrzaski.
Tego dnia, do ataku wizji doszło w porze posiłku. Całe szczęście, Zaira obecnie niemalże znowu mieszkała w ich progach, dzięki czemu zawsze była pod ręką, gdy tego potrzebowali. Starsza zielarka oraz kilka innych osób pozostało do pomocy, podczas gdy reszta nawzajem wyganiała się z pomieszczenia, nie chcąc patrzeć lub zawadzać.
Dłoń zaciśnięta słabo na jej własnej, pociągnęła ją bardziej natrętnie w stronę kuchni i dalej do wyjścia na ogrody, w ślad za przygarbioną w sobie Mija'Zgą.
- Chodź... - mruknął Kamelio. Jego druga dłoń w podobnej manierze zamknięta była na dwóch, dużych palcach Mija'Zgi. - Nie powinnaś na to patrzeć.
Przez ostatni tydzień, mężczyzna z dnia na dzień zdawał się nabawiać coraz ciemniejszych cieni pod oczami.

Strasznie było nagle znaleźć się w tego typu sytuacji, w której nijako nie potrafiło się pomóc. I pomyśleć, że jeszcze tego ranka, Libeth otrzymała z domu list. Zaproszenie na obiad dla rodziny oraz najbliższych znajomych. Mały bankiecik na cześć zaakceptowania prośby wystosowanej przez Lorda Damona La'Rosh o rękę Sary. Ojciec najwyraźniej wreszcie ugiął się pod naciskiem żony i córki.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

225
POST POSTACI
Paria
W kwestii Nuriel nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Śniąca nie była w stanie zebrać się w sobie i zawalczyć o uwagę elfa przez długi czas, jeszcze zanim w Domu pojawiła się Paria, więc co ona miała z tym teraz zrobić? Bardka nie czuła się przez nią ani zagrożona, ani winna; jeśli ktoś miał sobie radzić z problemem nastawienia ciemnoskórej kobiety, był to sam zainteresowany, czyli Kamelio. Libeth starała się być dla niej w pełni uprzejma, równie ciepła jak wobec wszystkich i celowo obojętna względem lodowatych spojrzeń, rzucanych jej przez kobietę raz po raz. Nie zrobiła przecież niczego jej na złość.
Odwiedziny w Domu Śnienia przestały być tak beztroskim czasem, jak dotąd, od kiedy wieszczom zaczęły przytrafiać się... wypadki. W każdej chwili można było się spodziewać ataku, takiego, jak choćby dzisiaj. I nawet jeśli podczas seansów śnienia Libeth mogła stanowić wsparcie i wykorzystywać swoje umiejętności do zachowania uczestników rytuału w bezpieczeństwie, tak przy czymś takim pozostawała bezradna. Podążyła za elfem, gdy wyciągnął ją z sali, ale nie mogła się powstrzymać przed rzucaniem przez ramię zaniepokojonych spojrzeń. Widziała, jaki wpływ ma to na niego, więc nie protestowała. Może bardziej sam potrzebował się od tego zdystansować, niż uchronić przed tym widokiem Parię.
- Nie rozumiem - powiedziała cicho, gdy już wyszli na zewnątrz, ale nie rozwinęła tego stwierdzenia. Nie był to też pierwszy raz, kiedy to mówiła w ciągu ostatnich kilku dni i podejrzewała, że nie ostatni. Początkowo sądziła, że zaćmienie może mieć jakiś wpływ na te ataki, ale przecież zaćmienie minęło wiele tygodni temu. Nie była w stanie pojąć, co innego mogłoby działać tak destruktywnie na wszystko, co działo się w Domu Śnienia. Ani jej wiedza, ani doświadczenia nie pozwalały wyciągnąć żadnych sensownych wniosków, więc nawet nie próbowała. Chciałaby umieć pomóc i Kamelio dobrze o tym wiedział, on sam pewnie czuł to samo, ale prawda była taka, że niestety oboje pozostawali bezradni.
- Planowałam dziś wyjść wcześniej, niż zwykle, ale jeśli mnie potrzebujecie, mogę zostać - zaoferowała. Choć odrobinę nawet cieszyła się szczęściem Sary, wcale nie uśmiechało się jej uczestniczenie w bankiecie na cześć jej zaręczyn. Głównie przez fakt, że wciąż była starszą siostrą, która od lat pozostawała bez męża i już teraz wiedziała, że się dzisiaj na ten temat nasłucha. Nie miała też nastroju na radosne świętowanie, gdy widziała, co dzieje się w Domu Śnienia i jaki wpływ to ma na bliskiego jej elfa. Jedynym plusem było to, że być może zobaczy się z Wilfridem, jeśli ten też zamierzał się pojawić. Nie widziała go od bardzo dawna, a nie ukrywała, że był jej ulubionym bratem, z całego rodzeństwa i kuzynostwa, jakie posiadała.
- Mam tylko jakiś bankiet, który sobie wymyślili w domu z okazji zaręczyn - wyjaśniła. - Mogę nie iść.
Obrazek

Wróć do „Stolica”