Dom Śnienia Kamelii

196
POST BARDA
Kto by pomyślał, że ten sam dzień, którego Libeth von Darher niemal dokumentalnie zdoła uwolnić się od Lady Lory Cendan, będzie również tym, któremu zdoła przypiąć łatkę jednego z "najbardziej żenujących" w swojej karierze! Była to z pewnością chwila, której długo jeszcze nie zapomni z więcej niż jednego powodu.
Niektóre z gestów oraz drobnych, ledwie dostrzegalnych tików mogły sugerować, że elf przynajmniej kilka razy brał pod uwagę opcję wycofania się z konwersacji. Być może nawet ucieczkę z pomieszczenia pod byle głupim pretekstem, znając jego możliwości. Wbrew wszelkiej pokusie, postanowił pójść śladem Parii i po prostu dopełnić również i swój własny kielich, z którego później z zamkniętymi oczami pociągnął kilka większych łyków - krzywiąc się przy tym niemożebnie. Jedyne zatem, co początkowo zdolne było opuściło jego usta, gdy tylko rzecz jasna oderwał się wreszcie od naczynia, to głośno wypuszczony oddech oraz kaszel sygnalizujący ostrość palącą gardło.
Pomimo marszczonych brwi i naciągniętych mięśni żuchwy, tym razem Kamelio był w stanie nie tylko spojrzeć wprost na swoją towarzyszkę, ale nawet utrzymać na niej wzrok. Choć i to zapewne tylko dlatego, że ona sama nie patrzyła na niego.
- Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę potrafisz być przerażająco szczera... - wymamrotał miękko, wplatając w swój głos bardziej lub mniej celowo nutę podziwu.
Postawiony pod murem elf, kręcił się jeszcze chwilę w miejscu, zanim ostatecznie zrezygnował z ucieczki. Nie miał innego wyjścia, jeśli nie chciał, aby ich dziwna relacja, jakkolwiek stabilnie niestabilna, runęła tu i teraz. Niezależnie od zawartej między nimi - co prawda wyłącznie słownie - umowy, bardzo możliwe, że żadne nie czułoby się dłużej w towarzystwie drugiego dostatecznie swobodnie, aby sprostać wyzwaniu rutynowych spotkań. Nie bez pozostawiania po nich pewnej dozy niesmaku tudzież rosnącego rozczarowania.
- Nawet jeśli z twojej strony był to jedynie żart - tym razem to Kamelio bardzo powoli i ostrożnie ważył własne słowa. - Nigdy nie pociągnąłbym go, opowiadając tego typu gestem. Byłaby to zresztą wówczas tak niesubtelna i pokraczna próba wodzenia drugiej strony za nos, że prędzej spaliłbym się ze wstydu... Nie, żebym planował, nie zrozum mnie źle. Zazwyczaj... Po prostu jestem w tym wszystkim dużo lepszy. Bardziej opanowany. Jeśli wolno mi być odrobinę aroganckim i pewnym siebie, powiedziałbym, że potrafię wykazać się finezją. Przynajmniej dopóki nic mnie nie rozprasza, a należy zaznaczyć, że mało co jest mnie rozproszyć- spauzował i kliknął językiem o podniebienie. - ...Co TOBIE udaje się za każdym razem bez większego wysiłku.
Oczy Kamelio pojaśniały na moment, zanim spuścił je i ponownie zmarszczył brwi ponad nimi.
- Obawiam się natomiast, że nie jestem nawet w połowie tak szlachetny, jak ci się wydaje - przymykając do połowy powieki, twarz elfa nabrała większej dozy znajomej neutralności. - Po fiasku w kanałach, nie miałem dość odwagi, żeby właściwie przeprosić za lutnię. Za to... Co wtedy przeżyłaś. Za wszystkie złe wspomnienia. Tego typu rzeczy również nie powinny być nadmiernie skomplikowane, racja? Nigdy wcześniej nie były, bo widzisz, dobieranie odpowiednich słów i dopasowywanie do nich emocji, powinno być dla mnie tak samo naturalne, jak dla każdego innego oddychanie. Wychowano mnie w pewnym sensie na pochlebcę i obłudnika. Kogoś, kto zawsze zdoła odnaleźć się w sytuacji i powiedzieć dokładnie to, co druga strona pragnie usłyszeć. Bardzo praktyczne i korzystne, gdy w grę wchodzą interesy. Nieco mniej... Gdy nie o nie chodzi - ostatnie słowa wyrzucił z siebie z gorzkim grymasem, niepodobnym zupełnie do niczego, co dotąd skory był pokazać.
Paria znała spory repertuar uśmiechów oraz min Kamelio. Niewiele z nich prezentowało się choćby w niewielkiej części negatywnie. Być może powodem, dla którego w masce optymizmu pojawiły się wyraźniejsze wyrwy, był spożyty dotąd alkohol, a może był to efekty zmęczenia. Kamelio był wprawnym aktorem, jeśli tylko bardzo chciał nim być. Potrafił uśmiechać się i żartować, choćby wyjątkowo nie czuł ku temu pokusy w danym momencie, co czasami dało się rozpoznać po spojrzeniu lub napięciu mięśni ramion.
- Koniec końców, nigdy nie powiedziałem tego, co chciałem powiedzieć, ani tego, co powiedzieć powinienem. Ignorowałem pytania, na które odpowiedź miała szansę pozostawić po sobie niesmak, a zamiast tego zadowoliłem się upewnieniem się, że wbrew okolicznościom, w jakich tu trafiłaś i niezależnie od nich, zarówno Dom Kamelii, jak i jego mieszkańcy zrobią na tobie dostatecznie duże i dobre wrażenie, żebyś miała po wszystkim powód do odwiedzania go w przyszłości. Innymi słowy... Ponieważ w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem dobrą osobą i być może bliżej mi do intryganta bardziej niż komukolwiek w Gildii... Moje intencje od początku miały drugie dno. Dlatego... Oddanie ci ostatniej części, jaka pozostała po instrumencie... Nawet mnie wydawało się nie na miejscu.
Koncepcja Kamelio była zupełnie inna niż ta, którą w głowie miała przez cały ten czas Libeth. I kto niby powiedział, że to kobiety wszystko muszą komplikować?! Podczas gdy jej wystarczyłaby prośba i nieco szczerych słów, mężczyzna biegał dookoła, dwojąc się i trojąc, usiłując zbudować dostateczną ilość połączeń oraz powiązań, aby zawsze mogła znaleźć powód do powrotu. Mogło to uchodzić zarówno za ujmujące, jak i niepokojące w zależności od kąta, pod jakim spojrzeć.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

197
POST POSTACI
Paria
- Przepraszam - westchnęła, gdy Kamelio znów wytknął jej szczerość, jakby nie potrafił zdecydować się, czy to zaleta, czy wada. - Ktoś musi.
Nie przerywała mu potem, pozwalając do końca wyjaśnić, w czym tkwił jego problem, skoro już zebrał się do tak rzadko u niego spotykanej otwartości. Nawet jeśli nawet konkretna odpowiedź w jego przypadku była zawoalowana i ubrana w dziesiątki zbędnych słów. Nie nazywał się bardem, a wciąż czasem zachowywał się jak jeden z nich. Mimo to, Paria starała się go nie rozpraszać, nie podnosząc nawet wzroku znad swojego kielicha i nie robiąc nic, poza powolnym obracaniem go na długiej nóżce i przyglądaniem się powierzchni pozostałego w naczyniu bimbru. Może lepiej było nie poruszać tego tematu? Faktycznie udawać, że nic się nie dzieje, tak jak elf według swoich wyjaśnień udawał, że jest kimś innym, niż był w rzeczywistości.
Wspomnienie kanałów, które nauczyła się już wypychać ze swojej głowy, wróciło ze zdwojoną siłą, gdy Kamelio o nich mówił. Rzeczy, których tam doświadczyła, długo będą ją prześladować, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Widziała człowieka zjadanego żywcem, widziała hordy krwiożerczych szczurów, potwora, o jakiego istnieniu nie miała dotąd pojęcia i elfa pozostającego na granicy życia i śmierci, której przekroczenie lub też nie zależało wyłącznie od niej. Dobrze, że nie widziała własnej lutni, roztrzaskującej się o przeciwległą ścianę, bo po tym, jak monstrum zjadło pochodnię, wokół nich zapadła absolutna ciemność. W jej wspomnieniach utkwił tylko ten dźwięk, zrywanych strun i pękającego drewna. Fakt, Kamelio jej za to nie przeprosił, ale przecież już ustalili, że to nie była ani jego, ani jej wina. Nic z tego nie miałoby miejsca, gdyby nie trzydniowe zaćmienie, które postanowiło się zacząć właśnie wtedy.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy faktycznie była oszukiwana przez cały ten czas. Czy elf naprawdę był pochlebcą i obłudnikiem, który udawał kogoś, kim nie był? Dostosowywał się do tego, co ona chciała zobaczyć i usłyszeć, tylko po to, żeby owinąć ją sobie wokół palca, nawet jeśli ze względu na jej rozpraszające właściwości nie wychodziło mu to do końca tak, jak planował? Zacisnęła usta w wąską kreskę. Twierdził, że było mu bliżej do intryganta, niż komukolwiek innemu w Domu. Może do szlachcica również, wbrew pozorom, nawet jeśli Ferros twierdził, że brudu ulicy szanowny Stjepan nigdy z siebie nie zmyje. Teoretycznie powinna zdać sobie teraz z tego sprawę i wycofać się, skończyć tę rozmowę, bo do niczego dobrego nie prowadziła. W praktyce... była zbyt uparta.
Uniosła w końcu na elfa swoje jasne spojrzenie.
- Nie oczekuję szlachetności. Nie oczekuję też przeprosin. Ile razy mam ci to powtarzać? To była tylko rzecz. Zresztą jakkolwiek nie bolałaby mnie jej utrata, sama wtedy podjęłam tę decyzję. Ty sobie beztrosko leżałeś nieprzytomny w ściekach. Nie miałeś nic do gadania - rzuciła z frustracją, której nie planowała.
Podniosła się od stołu i krzyżując ręce na klatce piersiowej, zrobiła te kilkanaście kroków, by zatrzymać się przy oknie, za którym rozkręciła się już całkiem porządna ulewa. Kilka dni temu, gdy nie podnosząc się z łóżka pociągnęła za zasłonę, ujrzała za szybą łunę pożaru i ciemne, krwawe niebo. Teraz widziała po prostu strugi wody. Ciekawe przez jakie okno będzie wyglądać jutro o tej porze.
- Lubię spędzać z tobą czas. Lubię twój uśmiech, twoje reakcje na moje słabe żarty, to ile masz w sobie pasji względem niektórych rzeczy. Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko było tylko maską? Fałszywym, stworzonym na potrzeby chwili obrazem Kamelio, do którego głupia Libeth zapałałaby sympatią? - spytała w końcu. Zamilkła na moment, przypominając sobie ostatnie słowa Kamelii, jakie ta rzuciła Parii na pożegnanie, tuż po swoim wykładzie. A potem też kilka innych komentarzy, padających z ust innych osób, z ostatnich kilku dni. Kąciki jej ust uniosły się lekko. - Wciągnąłeś w to też wszystkich pozostałych, poza Ferrosem, oczywiście? Bo oni też mieli co nieco do powiedzenia na twój temat. Nikt mnie nie ostrzegał przed twoimi przebiegłymi planami. Prawdę mówiąc, zbyt wielu pochlebstw od ciebie też nie usłyszałam. Praktycznie żadnego. Może jednak tylko tobie wydaje się, że jesteś taki podły?
Po chwili wahania ruszyła w stronę elfa, by zatrzymać się tuż za nim i oprzeć dłonie na jego ramionach.
- Jakąkolwiek wizję mnie masz w swojej głupiej głowie, też pewnie nie jest szczególnie spójna z rzeczywistością - odezwała się cicho. - Nie mam nic przeciwko temu drugiemu dnu. Ćwiartka szlachetności, jaka mi się wydaje, też będzie wystarczająca. Ale cenię sobie szczerość. Nawet tę niewygodną - pochyliła się i skrzyżowała ręce tym razem na jego klatce piersiowej, obejmując go lekko. Jej twarz znalazła się tuż obok jego własnej. - Przestań mnie traktować jak jajko. I mógłbyś nadrobić to, co wyszło... niesubtelnie i pokracznie. Pochwalić się całą tą finezją. Póki co jesteś mało wiarygodny.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

198
POST BARDA
- Lubię tę część ciebie. Niezależnie od tego, jak zdarzało mi się na nią reagować - przyznał, postukując palcami o podstawkę pucharka, który wreszcie wypuścił spomiędzy dłoni. - I gdy teraz myślę o tym, dlaczego, chyba zaczynam rozumieć powód twojej frustracji, kiedy... Kiedy sam tego unikałem. Wybacz.

W dalszym ciągu obserwujący ją Kamelio mądrze nie odpowiedział i nijako nie usiłował się z nią kłócić. Nawet jeśli istotnie zgodził się z oczywistą oczywistością, jaką był wpływ Zaćmienia na wszystko to, co schrzaniło się tamtego pamiętnego dnia w kanałach, nie oznaczało to, że gdzieś w głębi nie czuł się również częściowo winny. Być może uważał, że gdyby wybrał inną drogę, koszta ich wycieczki nie byłyby aż tak srogie. Być może sądził, że jego siły i umiejętności okazały się zwyczajnie niewystarczające. Jego zadaniem było wszakże zapewnić Parii wsparcie i bezpieczeństwo.
Ich spojrzenia skrzyżowały się dopiero wtedy, gdy Libeth wreszcie skierowała się w jego stronę.
Kamelio nie był typem osoby, do którego przylepiałoby się łatkę powagi i wydawać się to mogło wręcz oczywiste już po kilku wymienionych z nim zdaniach. Do wszystkich spraw podchodził ze zdrową rezerwą oraz optymizmem, które nadawały im znacznie większej lekkości, ściągając nieco optycznego ciężaru niezależnie od rzeczywistej wagi problemu. Wiedział, jak nadać obranemu tematowi odpowiednie znaczenie bez potrzeby otaczania go woalką duszności. Prawdopodobnie właśnie dlatego, teraz gdy spoglądał na Libeth z intensywnością godną kupca rozpatrującego ofertę życia, spijającego po drodze każde słowo z ust potencjalnego kontrahenta, przeszły ją wręcz drobne ciarki. Nie kryła się w tym agresja ani wrogość podobna do tej, którą ten jeden raz okazał w jej obecności Juliusowi Ferrosowi, ale siła przekazu wciąż pozostawała podobna.
- Być może minęło zbyt wiele lat, żebym wciąż potrafił rozróżniać prawdziwego siebie od fałszywego.
Gdy elf ściągał usta w cienką linię, Paria mogła niemalże przyrzec, że widzi, jak jego myśli buzują. Być może winę za to ponosiły niespokojnie tańczące ogniki w jego jasnych oczach, które za sprawą płomieni świec wydawały się jeszcze bardziej burzliwe.
- To, czego jestem jednak pewien, to to, że gdybym naprawdę musiał bez przerwy przy tobie nosić maskę, nigdy nie doszłoby do konwersacji, którą teraz prowadzimy.
Kamelio śledził ją wzrokiem aż do chwili, w której zaszła go kompletnie od tyłu. Nie spróbował się przekręcić wbrew pokusie, o której świadczyły niespokojne ruchy jego bioder. Odsłonięty i dobrze widoczny z tej perspektywy kark elfa był mocno zadrapany, ale i mniej mimo to czerwony, niż jego spiczaste uszy.
- Jesteś... - ramiona mężczyzny lekko zadrżały pod dotykiem, zanim ponownie pozwoliły sobie na więcej relaksu. - Pierwszą osobą od bardzo, bardzo dawna... W towarzystwie której nie czuję, jakbym ciągle musiał uważać na to, co robię i mówię - zaczął z pewnymi trudnościami. - Nie twierdzę, że i tak wciąż nie staram się tego robić. Jestem pewien, że bardzo dobrze wiesz, jak działają ludzkie nawyki. Widziałem, jak wiele razy starałaś się w ostatnich dniach trzymać swoją ciekawość na wodzy, a język za zębami.
Zostawiając naczynie w spokoju, elf uniósł zdrową rękę, by z wahaniem postukać opuszkami palców po jednej z lekko przylegającej do nim dłoni Libeth. Gest był delikatny do stopnia, gdzie ledwie potrafiła wyczuć kontakt ze swoją skórą. Lekko łaskotał.
- Nie jestem pewien, jak nie traktować ostrożnie osób, których wyjątkowo nie chcę do siebie zrazić - w głosie mężczyzny wreszcie zmartwienie. - Większość plotek, które lubią pojawiać się w tym miejscu, nie dotarła do ciebie tylko i wyłącznie przez panujące tu zasady. Poza Ferrosem, który ma niemalże wszystko i wszystkich za nic, nikt nie odważy się oczerniać innych Śniących przed "klientem". Ta sytuacja zmieni się, kiedy mój kontrakt z baronową zostanie wypełniony, a ty zawitasz tu ponownie z zupełnie innym statusem niż dotychczas. Moja przeszłość nie jest zbyt chlubna, a drugie dno, do którego tak bardzo spieszy ci się zajrzeć, może być dużo paskudniejsze, niż ci się zdaje. Twoja wizja w mojej głupiej głowie może nigdy nie być aż tak zniekształcona, jak twoja o mnie. Jesteś pewna, że ci to pasuje?
Ni z tego ni z owego, zaskakująco odważnie chwycił dłoń, z którą dotychczas jedynie się drażnił, a następnie unosząc ją, zatrzymał wierzchem dopiero przy swoich ustach, zostawiając zaledwie milimetry przestrzeni między nimi.
- Tak jak mówiłem, jestem naprawdę dobry w ocenianiu ludzi. Szkolono mnie, by być w tym dobry. Dlatego właśnie wiem, jak dziwnie dobrej natury jesteś, nawet mimo swojego dziwnego, często, ah, niepoprawnego, jak to nazywają w wyższych kręgach, poczucia humoru, czy porywczości. Masz cięty język, ale nie starasz się nim nikogo niepotrzebnie zranić. Potrafisz stawać twarzą w twarz z konfliktami, ale nie lubisz ich wywoływać bez dobrego powodu. Jesteś kompletnym ewenementem. Przy okazji... Powiedz mi, proszę, kiedy przesadzę z nadrabianiem finezji i komplementów. Nie chciałbym, żebyś przypadkiem zemdlała w pozycji, w jakiej się znajdujesz~
Lepiej znana, zaczepna nuta pojawiła się na sekundę przed tym, jak usta elfa skubnęły skórę dłoni bardki. Nie było to to samo, leciutki muśnięcie, którym już raz ją potraktował. Tym razem mogła poczuć również dotyk języka i skubnięcie zębów, zanim się wycofał i spróbował przekręcić głowę na tyle, aby sprzedać jej przebiegły uśmieszek.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

199
POST POSTACI
Paria
Intensywne spojrzenie elfa nie zawstydziło jej, bo nie było dla niej niczym obcym. Nowym u niego, owszem, ale nie ogólnie. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie wynika ono tylko z ilości alkoholu, jaką wypił duszkiem odkąd niechcący zaczęła ten temat, ale przecież nikt nie upijał się tak szybko, prawda? Nawet ona czuła dopiero lekkie rozluźnienie, a mocnej głowy nigdy nie miała. Gdy oparła dłonie na ramionach mężczyzny, a potem pochyliła się do niego, do końca nie wiedziała, czy nie zerwie się zaraz i nie zostawi jej tu samej, informując Libeth, że przesadza i ma się ogarnąć. Że nie na tym ten układ miał polegać. Ale czy na pewno nie na tym? Jedno z drugim wcale się nie wykluczało.
- Moje nawyki bynajmniej nie wiążą się z trzymaniem języka za zębami - zaśmiała się cicho. - Powstrzymywałam się przed zadawaniem pytań wyłącznie tobie, i to tylko dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, jak nikłe szanse mam na konkretną odpowiedź, a żadna to przyjemność wiecznie słuchać wykrętów i niedopowiedzeń. Inni nie mieli z tym takiego problemu, jak ty. Mija na przykład - zamilkła na moment, by po chwili dodać jeszcze. - Nie wypytywałam jej o ciebie, jeśli się nad tym zastanawiasz. Ani Kamelii. Z jakiegoś powodu jednak obie uznały za stosowne dać mi do zrozumienia, że wydaje ci się, że jesteś gorszą osobą, niż jesteś w rzeczywistości.
Początkowo nie odpowiedziała na pytanie, czy jej to pasuje. Jakie trupy mógł mieć ukryte w szafie Kamelio? Nie odsunęła się jednak, zakładając, że elf potraktuje to jako odpowiedź. Podejrzewała, że wielu z tych, z jakimi miała dotąd bliżej do czynienia, miało sobie dużo do zarzucenia, ale żaden nie czuł się zobowiązany do tego, by ją o tym uprzedzić i upewnić się, że nie ma nic przeciwko. Czy to samo w sobie nie świadczyło o tym, że nawet jeśli Kamelio z przeszłości miał sporo na sumieniu, to obecnie może wcale nie był takim potworem, za jakiego się podawał?
Nie zdążyła tego skomentować, zanim z jego ust wypłynęła rzeka komplementów. Wciąż nie takich, do jakich była przyzwyczajona, bo nikt dotąd chyba nie chwalił jej charakteru. Gdzie były standardowe teksty, których nasłuchała się już w opór? Gdzie komentarze o włosach jak złoto, smukłym ciele, gdzie zachwyt nad różnicą koloru między męską dłonią, a jej delikatną, alabastrową skórą? Gdzie coś na temat wielkich, błękitnych oczu i nadzwyczaj zaskakujące i poetyckie przyrównywanie ich do wszystkich niebieskich rzeczy, jakie natura dała? Zrobiło się jej cieplej, gdy elf pozwolił sobie na większą śmiałość, niż do tej pory. No, może nie wliczając wspólnej nocy w ciasnych objęciach, w zwiniętym z koców gnieździe, w podziemnym grobowcu pod miastem.
- Zapomniałeś z kim rozmawiasz - zaśmiała się. - Jestem artystką, żyję dla komplementów. Po ostatnim koncercie nie było mi dane usłyszeć choćby jednego. Karmisz moją wygłodniałą, narcystyczną duszę. Nie będę mdleć.
Wyprostowała się i obeszła mężczyznę dookoła, nie zabierając mu własnej dłoni, ale przysiadając na brzegu stołu, tuż obok niego. Doskonale wiedziała, co robi, tak jak doskonale zdawała sobie sprawę, dokąd prawdopodobnie podąży jego wzrok, gdy odchyli się na chwilę do tyłu, by wolną ręką sięgnąć po stojący po drugiej stronie blatu własny kielich. Jej ubiór może nie był dziś najbardziej wyzywający, ale krótka, wiązana bluzka odsłaniała wystarczająco wiele, żeby z premedytacją rozproszyć, jeśli Libeth akurat tego chciała.
- Więc... jeśli nie chcesz, żeby następnym razem ktoś zdołał mnie do ciebie zrazić, to sam powiedz mi to, czego mogę się dowiedzieć od nich, zanim zrobią to w sposób, którego oboje będziemy żałować. Masz ku temu okazję, jaka się już nie powtórzy- zaproponowała, gdy już się wyprostowała i upiła łyka ursowego bimbru. Zmarszczyła brwi, spoglądając na elfa z góry. - Póki co brzmisz, jakbym miała się obawiać, że możesz mnie z przyzwyczajenia zamordować we śnie. A zakładam, że nie o to chodzi... prawda?
Przekrzywiła nieco głowę, przyglądając się jego rozbitej brwi i milcząc przez chwilę.
- Nazywałeś się przedtem wyszkolonym magiem, a teraz mówisz o tym, że nauczony jesteś manipulowania ludźmi. Trochę nie wiem, jak połączyć jedno z drugim. Skąd się wziąłeś? - nie uśmiechała się już, ale wciąż nie widziała powodu, dla którego miałaby wrócić na swoje krzesło, z dala od niego. - I jakie jest to paskudne drugie dno, dla którego mnie tutaj przyprowadziłeś? Dotyczy mojej magii, czy czegoś jeszcze innego? Powiedz mi w końcu całą prawdę.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

200
POST BARDA
Kamelio nie wydawał się zaskoczony ni zmartwiony, kiedy Libeth wspomniała o Kamelii oraz Miji, mających rzekomo wyrazić swoje własne zdanie na jego temat. Być może również je znał, zważywszy na krótkie parsknięcie, na jakie zaraz potem sobie pozwolił.
- Jeśli chcą ubarwiać swoje mniemanie o mojej osobie, nie mam żadnego powodu, żeby im to utrudniać - odparł, mrużąc oczy na iście lisią modłę. - Szanuję je tak, jak szanuję wiele innych osób w tych murach. Dla dobra Domu lepiej jest unikać pogarszania zdania, jakie wciąż ma o mnie większość jego członków.
Niezależnie od tego, jakie zdanie miała o nim sama Nadzorczyni przybytku, czy też inne, istotne tu osoby, elf nie wyglądał, jakby planował przyjmować do wiadomości coś, co nie było w jego oczach prawdą. Akceptował to, jak na niego patrzono, niezależnie od tego, czy były to spojrzenia przychylne, czy wręcz przeciwnie. Akceptował i nie zamierzał niczego z tego naprostowywać. Nie gnębił się i nie umartwiał z tego powodu, co nie znaczyło również, że chciał, aby oglądano go takim, jakim on sam siebie widział. Dostatecznie wyraźnie dawał to do zrozumienia za każdym razem, gdy pytania o jego przeszłość padały wprost.
- Czyżby? Wybacz mi zatem moją okrutną niekompetencję. Na przyszłość postaram się zrobić, co tylko w mojej mocy, abyś nigdy więcej nie musiała głodować do tego stopnia - pewny siebie uśmieszek co prawda nieco zelżał, kiedy Paria postanowiła opuścić swoje miejsce za jego plecami, aczkolwiek śmiałe posunięcie zaowocowało chwilę później w pełni oczekiwaną reakcją.
Jakkolwiek lubił zgrywać dobrze wychowanego i nieprostackiego w towarzystwie, Kamelio wciąż był tylko mężczyzną. Oczywiście, że jego oczy wręcz machinalnie podążyły wraz z ruchem materiału do miejsc, w których odsłaniał on skórę oraz kształty ciała w bardziej ponętny sposób.
Prostując się, Libeth mogła jeszcze wyłapać, jak jej partner czym prędzej przekierowuje wzrok na jej twarz, udając tak niewinnego i nieporuszonego jej zagraniem, jak to tylko możliwe. Przynajmniej do czasu, aż ponownie nie poruszyła tematu, który wciąż bardzo ją interesował - dotyczący przeszłości niechętnego do dzielenia się nią Kamelio.
Opuszczając ramiona z pewnym zrezygnowaniem, Kamelio chwilę szurał w miejscu nogami, bawiąc się przy okazji dłonią Parii, badawczo przebiegając po znacznie drobniejszych i szczuplejszych palcach własnymi. Dopiero gdy ta zahaczyła o mającą zapewne brzmieć niedorzecznie część o mordowaniu we śnie, elf posłał jej dziwny, niemalże zakłopotany uśmiech, zanim odłożył jej dłoń na jej własnym udzie i samemu postanowił dolać sobie do pełna raz jeszcze. Nie zaprzeczył ani nie potwierdził.
Kilka dłuższych sekund minęło w milczeniu, w których trakcie mężczyzna w skupieniu obserwował płyn wypełniający czarkę.
- ...Imię "Stjepan", nadał mi po swoim świeżo padłym psie pewien obrzydliwie bogaty kupiec, który nabył mnie w bardzo młodym wieku na swojego czeladnika - zaczął w końcu, uśmiechając się z niesmakiem i przerywając niemal zaraz po tym, aby upić w pośpiechu kilka większych łyków. - Poważnie... Po raz pierwszy cieszę się, że nie mam mocnej głowy - burknął jeszcze do siebie pomiędzy krótkimi kaszlnięciami, zanim gotów był kontynuować. - W każdym razie, tak oficjalnie brzmi niemal każda wersja, która w przypadku takim, jak mój, ma ładnie zastępować słowo "niewolnik". Niewolnictwo może być w Królestwie nielegalne, ale dopóki nie zamykają cię w kajdany i nie uwiązują na łańcuchu, łatwo przymknąć oko na pozostałe detale. Odwalałem więc masę robót, począwszy od sprzątania, oporządzania zwierząt, nieco później, po śmierci jego żony czy też konkubiny, także pozostałe prace domowe. Nie otrzymywałem oczywiście żadnej zapłaty. Miałem być wdzięczny za stołowe resztki do jedzenia, kawałek szmaty do spania, czy po prostu dach nad głową, a i to wyłącznie pod warunkiem, że wszystko zrobione było porządnie i na czas. Nie było to najlepsze, ale i nie najgorsze życie w tamtym momencie. Z czasem jednak, ponieważ w końcu zorientował się, że poza robieniem za gosposię i psa do kopania w gorsze dni, mam w głowie nieco oleju, zaczął mnie faktycznie przyuczać. Pisanie, czytanie, matematyka, ekonomia, handel... Coraz częściej zabierał mnie do ludzi, pozwalał słuchać i obserwować, później wypytał, a jeśli nie udzieliłem dobrej odpowiedzi - karał. Kupiec, o którym mówię, był bardzo przebiegłym człowiekiem. Miał nie tylko głowę do interesów, ale również potrafił wykorzystywać słabości innych przeciwko nim. Nigdy nie grał czysto i jeśli musiał zatruć zboże potencjalnie niebezpiecznego konkurenta na rynku, zrobił to bez cienia skruchy, nie zważając na to, ile osób i zwierząt po drodze skończy z nogami w górze. Uczył mnie oszukiwać na wiele sposobów. Kłamać tak, aby nikt nie dostrzegł moich kłamstw. Wyczuwać ludzi, wyłapywać ich najdrobniejsze nawyki i ich własne oszustwa. Uczył też... Oczarowywać. Słowa czy gesty dziecka, zwłaszcza umiejącego się ładnie wysłowić i zachowywać, zawsze będą mniej podejrzane niż te u w pełni dorosłego. Czasami wykorzystywał to na inne... Sposoby. Czasami, by wkupić się w pewne kręgi. Czasami, by dobić lepszej transakcji lub nabyć nowego klienta. Nie przebierał w środkach, gdy w grę wchodziły pieniądze, a ja... Cóż, po drugiej próbie ucieczki, która zamiast kilkoma sińcami, skończyła się tym razem połamanymi nogami, nie odważyłem się myśleć o równie głupim rozwiązaniu raz kolejny. W każdym razie do czasu, aż nie kupił kolejnego dziecka.
Kamelio pozwalał pewnym kwestiom pozostawać niewyjaśnionym do końca czy bez wdawania się w szczegóły. Nawet jeśli starał się opowiadać wszystko z maksymalnym dystansem, wciąż nie chciał kompletnie tracić twarzy.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

201
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć kiepsko ukryta reakcja Kamelio usatysfakcjonowała ją - niezależnie od tego, czy opóźnienie w powrocie spojrzeniem do jej twarzy było celowe, czy też nie - to szybko zmienili temat na poważniejszy, więc i ta gra odeszła na drugi plan. Być może na później, choć patrząc na to, w jaki nastrój wprowadzało to elfa, Paria nie wiedziała zupełnie czego się spodziewać. Nie ruszając się z miejsca, ani nie przeszkadzając mu choćby jednym słowem, sama też wpatrywała się w poznaczoną jasnymi bliznami dłoń, która bawiła się jej palcami. Gdy elf zaczął mówić, wzrok Libeth uniósł się na twarz mężczyzny i na niej skupiony już pozostał. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, opierając swój kielich w zgięciu łokcia i po prostu słuchała opowieści, choć nie spodziewała się, że okaże się ona tak trudna do przetrawienia.
Nic dziwnego, że nie lubił imienia, jakie mu nadano. Nic dziwnego też, że tak bardzo nie chciał o tym mówić. Choć jego głos brzmiał spokojnie, to Libeth wyobrażała sobie, jak silne emocje musiały w nim wywoływać te wspomnienia. Nie sądziła, że był kiedyś niewolnikiem, bo też nigdy dotąd nikogo takiego nie spotkała, a przynajmniej nie świadomie. Cały precedens kupowania kogoś był dla niej tak obcy, jak tylko mógł być. Do niego też nie do końca pasował; charakter Kamelio wydawał się nie wpasowywać w te przeżycia, jakby tak traumatyczne dzieciństwo mogło zostawić co najwyżej pustą skorupę, pozbawioną wszystkiego poza bólem, a nie kogoś takiego jak on. Historia, jaką opowiadał, nie miała w sobie choćby promyka światła i zdawała się wciągać Parię w czarną dziurę współczucia i naiwnego oburzenia niesprawiedliwością świata.
Nie istniały chyba słowa, jakimi mogłaby skomentować to, co mówił, choć zwykle słów jej nie brakowało. Trudno było jej uwierzyć w to, że tacy ludzie, jak ten kupiec, w ogóle istnieli. Jak można było być tak okrutnym, tak wyzyskiwać dziecko, które nie jest w stanie się przed tym bronić. Sądziła, że Obelus jest psychopatą, skoro wszedł do jej pokoju w Czerwonym Stawie, trzymając ostrze sztyletu oparte o policzek chłopca. Jak w takim razie można było nazwać kogoś takiego, jak człowiek, który zmienił dzieciństwo Kamelio w piekło?
Nie dopytywała o nic więcej, bo już teraz historia była bardziej szczegółowa, niż kiedykolwiek mogłaby się po elfie spodziewać. Gdzieś jednak ta niesprawiedliwość musiała się odwrócić. Gdzieś los musiał przestać karać go za grzechy, jakich nie popełnił, skoro wylądował w końcu tutaj, na wysokim stanowisku Domu Śnienia - chyba, że tę posadę też sobie wyłgał i wypracował, okręcając sobie wokół palca odpowiednie osoby. Ale nie sądziła, by tak było. Kamelia doskonale widziała, kiedy mówił rzeczy, które chociażby Paria chciała usłyszeć i pewnie nie inaczej było też wcześniej. Skąd jednak pracownicy Domu Śnienia o tym wszystkim wiedzieli? Skąd wiedział o tym Ferros?
Patrzyła na elfa, zapominając o jedzeniu, o alkoholu, o dwuznacznych przekomarzankach sprzed chwili. Mało to było istotne w świetle tego, o czym mówił. Tego, że mówił.
- Twojej siostry - domyśliła się, choć nie wiedziała, czy słusznie. Zmarszczyła lekko brwi, usiłując przypomnieć sobie jej imię, którego Kamelio na pewno już użył. Nie była w stanie. Zrobiło się jej głupio. Powinna pamiętać. - Ona zmotywowała cię do tego, żeby spróbować uciec jeszcze raz?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

202
POST BARDA
Świat, w którym żyła Libeth, oraz ten, w którym żył Kamelio, były od siebie dużo bardziej oddalone, niż się z początku mogło wydawać. Patrząc na tego, lekko stąpającego, umiejącego żartować sobie niemalże ze wszystkiego i lubiącego przygrywać innym na nerwach elfa, który, póki co raczej stronił od przemocy czy ostrego języka, ciężko było uwierzyć, że wychował się w podobnych warunkach.
- Nie od razu - odparł, opierając głowę policzkiem na zaciśniętej w pięść dłoni, podczas gdy druga wróciła do rytmicznego postukiwania o nóżkę pucharka. - W tamtym okresie, nauczyłem się już akceptować rzeczy takimi, jakie były. Miałem za sobą prawie dziesięć lat służby i nawet jeśli musiałem harować przez dzień lub dwa bez snu, nie wpędzało mnie to dłużej w choroby. Osiem lat, odkąd moje magiczne zdolności zaczęły się uzewnętrzniać i siedem, odkąd za uprzednią zgodą trenowałem je w wolnych chwilach pod okiem pewnego, bardzo ekscentrycznego mistrza.
Na wspomnienie o nauczycielu, rysy twarzy elfa złagodniały - zwłaszcza w okolicach kącików ust i żuchwy. Kimkolwiek był, zapisał się w jego pamięci w znacznie pozytywniejszym aspekcie.
- Myślę... Że nie miała wtedy więcej, jak 4 lata. Była jeszcze młodsza niż ja, gdy mnie sprowadzono i jako wątła dziewczynka, naturalną koleją rzeczy nie mogła zostać obciążona taką samą ilością zadań i obowiązków. Nie zazdrościłem jej, mimo mniej parszywego startu niż mój. Nawet jeśli jej głównymi zajęciami było przyjmowanie lekcji od gosposi i podkuchennej, za dobrze już znałem naszego drogiego pana, żeby wiedzieć, że czeka ją jeszcze mniej świetlana przyszłość od mojej. Prawdopodobnie było mi jej do pewnego stopnia żal, dlatego nie próbowałem się nadmiernie sprzeczać, gdy część opieki nad nią spadała także na mnie.
Kamelio musiał być najprawdopodobniej młodym dorosłym lub też młodzieńcem dopiero wstępującym w dorosłość, gdy dziewczynka pojawiła się w jego życiu. Idąc tym torem myślenia, mogło zastanawiać, ile dokładnie lat miał obecnie. Nie wyglądał na wiele starszego od Parii, ale przecież spędził też już trochę czasu, pracując dla Domu Śnienia. Z drugiej strony, choć jego rasa nie była tak samo długowieczna, jak jego Leśni i Wysocy pobratymcy, wciąż był w stanie zachować młodość dłużej od przeciętnego człowieka.
- Shaoli była wesołym i żywiołowym dzieckiem, ale też okropnie niezdarnym przy swojej wątłej budowie. Słowem - rzeczy łatwo wypadały jej z rąk i choć kupiec miał do niej więcej cierpliwości niż do mnie kiedykolwiek, pewnego dnia w końcu i tak podniósł na nią rękę. ...Nie umiem dobrze opisać tego, co wtedy poczułem. Nie była to nawet w połowie taka kara, do jakich od początku mnie samego przyzwyczajano. Być może dlatego, że wciąż była dziewczyną i nie w smak było mu patrzeć na opuchniętą, dziewczęcą buźkę, ale... Sam nie wiem. Z jakiegoś powodu, nie mogłem dopuścić do powtórzenia się tego typu incydentu. To zabawne, że stała się dla mnie siostrą jeszcze zanim dowiedziałem się, że naprawdę pochodzimy od tej samej matki. W każdym razie, życie płynęło dla nas dalej, a Shaoli mogła rosnąc z mniejszym bagażem przykrych doświadczeń, dopóki wszystkie winy za jej drobne błędy spadały na mnie. Wczesnej jesieni trzy lata później... Wróciłem ze skradzionymi konkurencji mapami szlaków handlowych, którymi poruszały się ich statki. Zastałem ją płaczącą i przestraszoną, razem z kupcem oraz jednym z jego bardziej dochodowych partnerów biznesowych. Z własnego doświadczenia wiedziałem, że była to szuja gorsza nawet od tego, którego byliśmy własnością. Jako część ceny nowego kontaktu - palce elfa zacisnęły się wokół szyjki pucharka z dostateczną siłą, by jego jasnobrązowa skóra zbledła na knykciach. - Chciał sprzedać Shaoli na noc.
Nieprzyjemna cisza zaległa w pomieszczaniu na co najmniej kilkanaście uderzeń serca, których elf potrzebował, by ponieść wzrok na twarz Libeth. Jego oczy, pozbawione typowego dla niego blasku, wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj.
- Zabiłem obu.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

203
POST POSTACI
Paria
Shaoli! Tak, słyszała już to imię. Na szczęście dziewczynka w przeciwieństwie do Kamelio nie otrzymała go po padłym psie, czy czymś równie upokarzającym. Przez chwilę sądziła, że elf traktował ją jako przybraną siostrę, skoro została ona kupiona przez tego samego mężczyznę i przyszło im wychować się razem, ale wkrótce i ta kwestia została doprecyzowana. Co się stało z ich matką? Była zmuszona do sprzedania dzieci, czy to był jej własny wybór? Tego chyba nie było jej dane się dowiedzieć, ale i tak poznawała już wystarczająco dużą część historii.
Wciąż stała obok elfa, oparta o stół. Z jednej strony by usiadła, z drugiej jednak nie chciała, by poczuł się, jakby jego słowa ją do niego zniechęcały. W przeciwieństwie do niego nie miała tylko ochoty na dalsze picie, przynajmniej nie w tym momencie. Odstawiła kielich z zawartością gdzieś za sobą, starając się tym razem być możliwie najmniej absorbującą, jak to tylko możliwe, jakby każdy, nawet najmniejszy ruch miał zatrzymać wylewającą się z elfa historię swojego życia. A ta, niestety, była bardziej mroczna i depresyjna, niż Libeth mogła się spodziewać, choć przecież wiedziała, że nie miał lekko.
Gdzieś w międzyczasie zdała sobie sprawę, jak bardzo nie jest w stanie choćby wyobrazić sobie tego, co przeżywali z Shaoli oboje. Jej życie w porównaniu do tego - a nawet bez porównania, tak po prostu - było usłane różami. Miał rację, kiedy twierdził, że posiadała luksus upadnięcia na miękkie poduszki, gdyby powinęła się jej noga. Nie zrobiła tego dotąd, nawet gdy było jej naprawdę trudno samodzielnie się utrzymać i uciekała się do dość upokarzających działań - to jednak wciąż nie było nawet blisko tego, o czym słuchała w tej chwili. Nie nienawidziła nikogo do tego stopnia. Nie musiała nigdy nikogo zabić.
Nie opuściła wzroku, gdy napotkała ciemne spojrzenie Kamelio. Nie mogła powiedzieć, że się tego nie spodziewała. Nie wiedziała tylko ile czasu minie, zanim kupiec z historii zginie. Mimo to, każda reakcja, jaka przychodziła jej do głowy, wydawała się nieodpowiednia. Każdy komentarz, jakim mogłaby to podsumować. Skinęła więc jedynie głową, w milczeniu przyjmując to do wiadomości. Cisza trwała dość długo.
- Po tym pewnie musieliście uciekać - odezwała się w końcu, zachęcając go do mówienia dalej.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

204
Taksował ją przez chwilę wzrokiem, zanim ze stłumionym westchnieniem uniósł puchar do ust. Alkohol, do którego nie sięgał często, pomagał zapewne zdobyć się na mówienie o rzeczach, których tak skrupulatnie starał się dotychczas unikać.
- Mm - zgodził się powoli. - I była to chyba najłatwiejsza część. Sposób, w jaki tamtego dnia zrobiłem, co zrobiłem... Nikt poza kupcem oraz moim mistrzem nie wiedział, że mam jakiekolwiek zdolności. Straż nie kwapiła się więc, aby próbować nas szukać.
Jeśli Paria sądziła, że od tego momentu życie rodzeństwa zmieniło się na lepsze, mogła jedynie bardziej się zawieść.
- Będąc szczerym, nawet jeśli tamten człowiek zasługiwał na śmierć, nigdy nie zdecydowałbym się na tak gwałtowny i nieprzemyślany krok, gdybym kompletnie nie stracił panowania nad sobą i moją magią. Zabicie kupca oznaczało utratę dachu nad głową. Utratę jedyne źródła zapewniającego pożywienie i schronienie, jakie znałem. Mogłem posiadać kunszt w dłoniach. Mogłem być dobry w liczbach, oporządzaniu zwierząt czy obowiązkach domowych, ale kto przyjąłby do siebie dwie sieroty, z czego tylko jedna nadawała się do ciężkiej pracy? Nie mogłem też zostawić Shaoli zupełnie samej w jakiejś brudnej uliczce na cały dzień. Czasami udawało mi się zaczepić w miejscach, gdzie mogła bezpiecznie kręcić się w pobliżu, a gdy nic na dłużej nie pojawiało się na horyzoncie, błaznowałem na placach i ryneczkach ku uciesze gawiedzi. Było ciężko, ale nie zupełnie beznadziejnie. W każdym razie do momentu, gdy podczas następnej pory deszczowej, Shaoli zachorowała. Sprawy przybrały zły obrót, a mnie nie było stać nawet na usługi byle zielarki - co tu dopiero mówić o medykach. Z pomocą, przyszła nam bardzo nieoczekiwanie pracownica jednego z domu uciech, po tym, jak wkradłem się do ich piwnic. Chciałem jednie przeczekać z małą najgorszy deszcz. Uznała, że mam dobre "proporcje" i "twarz, na której można zarobić" - Kamelio zaśmiał się pusto, kręcąc głową. - To część, o której Ferros przede wszystkim wciąż kocha rozpowiadać.
Odstawiając kielich, elf oklapł ciężko w siedzeniu i odchylił się nieco na przednich nogach krzesła i wlepił zmęczone oczy w sufit. Na tym etapie, omijał zagłębianie się w szczegóły. Było to zresztą bardziej niż zrozumiałe.
- Nieważne, co o tym wszystkim myślałem, praca była łatwa i dochodowa. Mogłem w końcu wynająć dla nas pokój w taniej oberży i zapewnić Shaoli niezbędne minimum edukacji po tym, jak w końcu wyzdrowiała. Na pewnym etapie, zacząłem nawet być popularny wśród szlachcianek... Pewnie możesz się już domyślić, ale Diane była jedną z nich. W przeciwieństwie do pozostałych dam dworu, z jakimi miałem ciągle do czynienia, nie oczekiwała ode mnie pustych komplementów ani tego, że bez przerwy będę wysłuchiwać jej zmartwień, przytakując zgodnie. Cóż, z pewnością kochała przeklinać barona. Dużo bardziej jednak wolała rozmawiać o książkach, które mi pożyczała, o muzyce, która i mnie pasjonowała, czy o sztuce, którą razem z małostkowymi problemami arystokratek mogliśmy wspólnie krytykować. Wiedziałem, że nie jest święta. Że jest dużo bardziej podstępną osobą,, niż ja sam, ale i tak gdzieś po drodze opuściłem gardę. Dzięki temu moja twarz wygląda zresztą teraz, jak wygląda. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale jestem pewien, że celowo zorganizowała wszystko w taki sposób, aby baron mógł nas zastać tamtej jednej, felernej nocy. Nie podejrzewała chyba jednak, że nawet jeśli jako jej własny mąż nie dbał o to, ilu mężczyzn brała sobie za jego plecami do łóżka, wciąż nie zamierzał tolerować czegoś takiego na jego własnych oczach. Nie byłem wtedy do końca trzeźwy i moje reakcje były zbyt opóźnione. Zanim się zorientowaliśmy, przyciskał mnie kolanem do łóżka, ze sztyletem w ręku, który później znalazł się mojej twarzy. Gdzieś w połowie, gdy ból stał się zbyt silny, musiałem wykrzyczeć zaklęcie w próbie obrony.
Sądząc po tej nowej, dobitnej pauzie, Libeth mogła się domyślić, że zaklęcie nie zadziałało zgodnie z oczekiwaniami lub może zadziałało aż nadto dobrze. Diane była na ten moment wieloletnią wdową. Czyżby owdowiała właśnie dzięki temu, co wtedy zaszło? Dzięki przerażonemu Kamelio, który usiłował obronić się przed gniewem jej męża?
- Diane pomogła mi opuścić rezydencje tymi samymi podziemiami, które już zdążyłaś poznać. Cała sprawa była głośna i nieprzyjemna. Byłem poszukiwany, uchodziłem właściwie za kryminalistę, a moje rany nie miały się zbyt dobrze. Po kilku dniach, Diane dała mi namiary na Dom Śnienia Kamelii, gdzie już wcześniej udało jej się odesłać Shaoli. Nie od razu byłem dobrze nastawiony do organizacji, nieważne jak dużo dla nas robili. Przysporzyłem im problemów na wiele różnych sposobów, o których nie chcę mówić. Byłem bardzo nadwrażliwy na punkcie Shao i koniec końców... Doprowadziłem do czegoś, czego nie potrafię teraz odkręcić, nieważne ile razy nie uciekałbym się do najbrudniejszych sztuczek, których nauczył mnie ten sam kupiec, którego przez lata nienawidziłem. Zgodziłem się pomóc w twojej sprawie nie tylko przez wzgląd na moje dobre kontakty z Diane Bourbon. Zgodziłem się, ponieważ niezależnie od tego, kim byś się nie okazała być, od początku zamierzałem cię wykorzystać, jeśli tylko twoja magia spełniałaby moje oczekiwania.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

205
POST POSTACI
Paria
Stwierdzenie, że Libeth była zdruzgotana, byłoby dużym niedopowiedzeniem. W pewnym momencie nie była już w stanie utrzymać spojrzenia skupionego na elfie, zbyt załamana tym, co usłyszała, by widzieć w nim tę samą osobę, co jeszcze kwadrans temu. Wizja Kamelio, jaką miała w swojej wypełnionej romantycznymi bredniami głowie, w niczym nie zgadzała się z rzeczywistością. Słuchała słów, które wypowiadał ten sam melodyjny głos, co przedtem, a miała wrażenie, że słyszy go jakby przez wodę. Widziała te same usta, poruszające się w rytm opowiadanej historii, te same miodowe oczy i palce zaciśnięte na kielichu, co przed chwilą, ale... wszystko się zmieniło.
Kamelio miał rację. Była zbyt dobra i zbyt naiwna. Utkwiła puste spojrzenie w ścianie naprzeciwko, przez moment czując się jak zepsuta marionetka, którą ktoś zostawił, bezradną i pozbawioną władzy nad własnym ciałem. W jej głowie elf był kimś, kto okłamuje sam siebie, uparcie przekonując też wszystkich wokół, że należy go nienawidzić, choć tak naprawdę czekał na ratunek od kogoś takiego, jak ona. W rzeczywistości od początku miał plan, chcąc odkręcić nie wiadomo już co z jej pomocą - ale przestało ją to już interesować - a ona była tylko jedną z wielu szlachcianek, wśród których elf był popularny, bo miał dobrą twarz i właściwe proporcje. Robił to, co robił w tym momencie ze względu na swoją relację z baronową, w którą to relację Paria chciała się tak bezceremonialnie wpakować, jak zwykle nie zdając sobie sprawy z niczego, co się działo wokół niej. Powinna była się domyślić. Tylko jak? Jak, do cholery, miała się tego wszystkiego domyślić wcześniej?
W końcu wybudziła się z odrętwienia i odepchnęła się od stołu, łapiąc gdzieś po drodze swój kielich i wracając na własne miejsce, po drugiej stronie mebla. Duszkiem wypiła zawartość naczynia, a pieczenie w klatce piersiowej i ogarniający ją gorąc mogły z łatwością wytłumaczyć zaszklone nagle spojrzenie. Ponownie sięgnęła po butelkę, ale tym razem zaborczo zacisnęła dłoń na jej szyjce i nie zamierzała ani jej oddawać, ani przejmować się konwenansami i tym, że nie wypada pić z gwinta.
Milczała bardzo długo, ale była zbyt zniszczona emocjonalnie, by przejmować się tym, jak tę ciszę może odebrać jej rozmówca. Miała wrażenie, że cała w środku się trzęsie i liczyła na to, że nie widać tego na zewnątrz. Rozumiała już wiele, może nawet zbyt wiele, a jednocześnie nie rozumiała niczego. Zachowania elfa względem niej przede wszystkim. Tej absurdalnej nieśmiałości, którą gdyby tylko chciała, mogłaby wytłumaczyć faktem, że nie widzi w niej kolejnej z dziesiątek, które już miał. Z drugiej strony... Bogowie! Libeth była hedonistką, ale nie do tego stopnia, nie na tyle, by pakować się w tę dziwną relację, jaką Kamelio miał z baronową! Sądziła, że kiedy skończy mówić, Paria dowie się o życiu na ulicy i kilkunastu morderstwach, będzie mogła powiedzieć mu, że nic jej to nie obchodzi i władować mu się w ramiona, tymczasem czuła się jak głupie, naiwne dziewczę, które pozwoliło sobie na infantylne przywiązanie do kogoś takiego. Jednocześnie w jej głowie wciąż kołatały się słowa Kamelii, wyjątkowo mocno oderwane od rzeczywistości. Jakoś nie potrafiła w tym momencie wbić elfowi do łba niczego, nieważne jak starszej śniącej by na tym nie zależało.
Napiła się z butelki i odstawiła ją bezpośrednio przed sobą, by zabrać się za wyciąganie szpilek i wsuwek, które nagle boleśnie zaczęły ją ciągnąć za nieprzyzwyczajone do upinania włosy. Wyrzucała je na talerz, z pustym wzrokiem wbitym gdzieś w stół.
- Jak... Jak dawno to było? - spytała w końcu. Słowa zdawały się nie układać w jej ustach właściwie. Może zapomniała jak mówić. - Baron i pierwsze... i Dom Śnienia?
Włosy, po wyzwoleniu z finezyjnej fryzury, jeszcze bardziej finezyjnie układały się teraz we wszystkie możliwe strony, więc Libeth chętnie schowała w nich twarz, pochylając głowę i skupiając się na stercie spinek przed sobą, którą zaczęła się bawić, żeby zrobić coś z rękami.
- Mogłeś mi powiedzieć od razu. Mogłeś... Że ty i baronowa... Diane... Kiedy spytałam, mogłeś od razu powiedzieć, że łączy was... Zażyłość. Nie chcę być... O-odskocznią od niej, nie wiem, nie chcę... Kolejną... Nie chciałeś robić ze mnie idiotki - powtórzyła jego słowa z wcześniej i parsknęła suchym, rozpaczliwym śmiechem. - Może faktycznie jestem głupiutką szlachcianką i wcale... Wcale nie musiałeś robić.
Postukała palcami w butelkę, zanim napiła się ponownie. Czuła już, jak bimber szumi jej w głowie.
- Mam nadzieję w takim razie, że moja magia będzie spełniać twoje oczekiwania - dodała głucho. - Powiedziałam, że ci pomogę, z czymkolwiek tam tej pomocy chcesz. Dotrzymam słowa. Możesz powiedzieć mi, o co z tym dokładnie chodzi.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

206
POST BARDA
Zajęta własnymi myślami Paria nie miała szansy dostrzec, jak Kamelio bezgłośnie bierze głębszy wdech, mocno zaciskając na moment oczy oraz dłonie w pięści, gdy tylko posłyszał, jak ta postanowiła przykrócić dystans między nimi. Przedłużające się milczenie również nie działało na żadne z dwojga dobrze. Zanim kobieta doszła do siebie, elf siedział ponownie w pełni wyprostowany. Podobnie, jak i ona, nie próbował patrzeć w jej stronę.
- Jak dawno...? - powtórzył po niej cicho, chwilę kalkulując w głowie. Alkohol zapewne zaczął już wpływać na tempo procesów myśliwych. - Dziesięć... Prawie jedenaście lat temu?
Podnosząc się z miejsca, zmarszczył brwi i lekko zachwiał, zanim ponownie odnalazł równowagę, osuszając swoje naczynia do czysta.
-Mogłem powiedzieć, że kurwiłem się z nią i wieloma innymi dla pieniędzy? - podpowiedział z gorzkim rozbawieniem, uśmiechając się do siebie pod nosem. - Nawet tacy jak ja, chcą czasami, chociaż na moment, zapomnieć o błędach własnej przeszłości oraz smrodzie, jaki już zawsze będzie się po tym ciągnął. Diane była dobrą przyjaciółką. Teraz? Pozostaliśmy przez te wszystkie lata w kontakcie dla wspólnych korzyści. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że jesteśmy czymś pomiędzy starymi przyjaciółmi, a bardzo nieufnymi w stosunku do siebie partnerami w zbrodni. Nie mam powodu, żeby traktować tę znajomość inaczej. Nie jestem-... Nie param się dłużej TAMTYM zawodem. Nawet jeśli mnie to nie wybiela i nie sprawi, że twój niesmak w stosunku do mnie zniknie-...
Kamelio urwał, zaśmiał się słabo i przetarł twarz dłonią, zanim potrząsnął głową zdecydowanym ruchem.
- Nie. W porządku. Przepraszam za to i za... Za wszystko. Naprawdę przepraszam. Możesz odwiedzać nas, ile tylko chcesz. Umiem być niewidoczny. Mogę ci obiecać, że jeśli sobie tego zażyczysz, nigdy więcej nie będziesz musiała oglądać mojej twarzy. Co do rozwoju twoich zdolności magicznych, jestem pewien, że i tutaj uda mi się znaleźć dla ciebie kogoś bardziej odpowiedniego.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

207
POST POSTACI
Paria
Libeth zmarszczyła brwi, dokonując w głowie szybkich obliczeń. Zakładając, że służył kupcowi do piętnastego, może osiemnastego roku życia, ileś tam lat spędził w domu publicznym, a kolejne jedenaście w Domu Śnienia, musiał być od niej starszy, co wcale jej nie zaskakiwało. Pytanie tylko o ile - ciężko to było ocenić, bo u elfów lata życia płynęły nieco inaczej.
Zanim zadała to pytanie, Kamelio wyrzucił z siebie słowa, które wgniotły ją w krzesło i zmusiły do uniesienia na niego przerażonego spojrzenia.
- Nie! Powiedzieć o baronowej! - zaprotestowała, ale było już za późno. Gorycz w głosie elfa świadczyła o frustracji i rezygnacji, wynikającej z faktu, że jak zwykle się nie zrozumieli. Słuchała wyjaśnienia dotyczącego tej kobiety i choć wciąż czuła się niepewnie, gdy o niej myślała, tak stopniowo nabierała do tego dystansu. W jego słowach było dużo racji; każdemu należała się druga szansa, a tacy jak Ferros, czy ktokolwiek tutaj lubił wypominać mu upokarzającą przeszłość, nie widzieli powodu, by mu ją dawać. Nie widzieli tego, że wszystko, co robił, robił dla siostry. Wszystkie decyzje, jakie podejmował, podejmował ze względu na nią. Jedenaście lat to było dużo czasu, a czas wymazywał wiele; Paria te jedenaście lat temu umiała zagrać trzy piosenki na lutni i marnowała czas na kompletne pierdoły, żyjąc w beztrosce i luksusach, o jakich on i Shaoli mogli co najwyżej pomarzyć.
- Więc... wy już nie... ugh, jak miałam to inaczej zrozumieć, Kamelio? Rozpływasz się przez pięć minut nad tym, jak dobrze ci się z nią spędzało czas dopóki wszystko się nie posypało i mówisz potem o dobrych kontaktach do tej pory, jak miałam to odebrać inaczej, niż tak, że nadal łączy was coś więcej? Jak mam równać się z kimś takim, jak ona? Wiem, że nie parasz się już, ja...
Wszystko poszło nie tak, jak powinno. To, co mówił dalej, brzmiało jak pożegnanie. Nie chciała, żeby wychodził. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić i podjąć jakąś logiczną decyzję, zerwała się z krzesła i stanęła naprzeciwko Kamelio, opierając dłoń o jego klatkę piersiową i rzucając tylko krótkie "nie". Pewnie gdyby chciał, mógłby ją zwyczajnie od siebie odsunąć i zostawić ją samą, znikając gdzieś w czeluściach Domu Śnienia, gdzie mimo najszczerszych chęci nie byłaby w stanie go znaleźć.
- Przestań. Nie chcę nikogo bardziej odpowiedniego - żachnęła się, zaciskając dłoń na jego koszuli. - Poczekaj. Nie umiem mówić. Wypiłam... już za dużo. Poczekaj.
Musiała zebrać myśli i ubrać je w słowa, które jasno wytłumaczyłyby mężczyźnie to, co działo się w jej głowie, w sposób, który nie wywołałby kolejnego gorzkiego pożegnania. Nie było to proste. Przez kilkanaście długich sekund wpatrywała się w niego intensywnie, zła na siebie, że nie potrafi zwerbalizować emocji tak dobrze, jak zazwyczaj. Pieprzony bimber. Jej uniesione spojrzenie błądziło po elfiej twarzy, jakby szukało na niej słów, które gdzieś w międzyczasie pogubiła. W końcu zrezygnowała i po prostu przyciągnęła Kamelio do siebie, niezależnie od wszystkiego, czego właśnie się dowiedziała, pozwalając sobie na kompletnie nierozsądny, za to długi, stęskniony i smakujący cytrusowym bimbrem pocałunek, na który czekała już chyba wieczność. Nie czuła żadnego niesmaku, żadnej niechęci, choć być może powinna. Czym różniło się to, co robił te dziesięć lat temu chociażby od tego, kiedy ona sama w tym najtrudniejszym etapie swojego życia celowo lądowała z kimś w łóżku tylko po to, żeby nie musieć płacić za nocleg przez kilka dni? Było formalne i przypinało mu paskudną łatkę. Było też skandaliczne w potencjalnych okolicznościach, gdyby jej relacja z nim stała się oficjalna i ktoś postanowiłby zrobić z tego aferę. No i stawiało Parię w nieprzyjemnej sytuacji, w której mimowolnie porównywała się ze wszystkimi szanowanymi damami, które korzystały z usług domu uciech. Mogła mieć o sobie dość wysokie mniemanie i bardzo mgliste pojęcie o istnieniu czegoś takiego, jak skromność, ale w tej chwili czuła się ze sobą bardzo niepewnie, ze swoimi poplątanymi włosami, ubraniami ze stosunkowo tanich tkanin i prostackim czasem poczuciem humoru. Odsunęła się od elfa o te kilka centymetrów, ale wciąż go nie puściła.
- Posłuchaj - poprosiła cicho, usiłując skupić się jeszcze chociaż na chwilę. - Po prostu... posłuchaj mnie teraz. Nie ma żadnego niesmaku. Myślałam, że baronowa to sprawa... aktualna. Jeśli nie, jeśli to jest przeszłość, to nie ma ona dla mnie znaczenia, bo jesteś teraz, i jesteś ze mną. To wszystko, co mi powiedziałeś, jest... ciężkie. Nie potrafię sobie wyobrazić wszystkiego, co przeszliście, ale widzę, jak dużo poświęciłeś dla Shaoli, nawet jeśli nie jestem w stanie tego pojąć. Dziękuję za tę szczerość, bo widzę, ile cię kosztowała. Ale wolałam usłyszeć to od ciebie, niż od kogokolwiek innego.
Rozluźniła w końcu palce bezwiednie mnące materiał jego koszuli i przeczesała swoje włosy palcami, odgarniając je z twarzy.
- Zwykle... robi się odwrotnie. Najpierw mówisz to, co boli, a potem dopiero "ale". Wróćmy do tego "ale", o którym rozmawialiśmy przedtem - poprosiła. - Teraz wiem, czego się spodziewać. Ja też mam w życiu rzeczy, którymi nie chciałabym się chwalić. Mniej na pewno i skala jest nieco inna, więc nawet nie będę o nich wspominać, chyba że chcesz, są zresztą już... zupełnie nieistotne. A ty teraz jesteś tutaj, tak? Od jedenastu lat w Domu Śnienia. Od kilku dni ze mną. Przeszłość może nas kształtować, ale nie musi decydować o chwili obecnej, ani tym bardziej o przyszłości. Zostań ze mną. Nie wychodź.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

208
POST BARDA
Widoczne jak na dłoni zrezygnowanie, nie tak znowu szybko, jak normalnie, ustąpiło miejsca zaskoczeniu, czy może raczej oszołomieniu przez intensywność jej odpowiedzi. Reakcje samego elfa były już na tym poziomie nieco opóźnione przez alkohol, którego spożył aż nadto w zbyt krótkim czasie. Unoszą wysoko brwi, po raz pierwszy od dłuższego czasu skierował na nią szeroko otwarte, nie mniej przeszklone dzięki trunkowi i nieco przekrwione w kącikach oczy.
- To... Była pierwsza osoba, z którą dobrze spędzałem czas, to prawda, ale my nigdy nie-... - zaprotestował słabo, kręcąc powoli głową. - Nigdy nie byliśmy, znaczy się, razem? Czemu bym miał...? Pomogła mi, to prawda, ale i ja odpłacałem się, aby nie pozostać niczemu dłużny. Wykorzystywaliśmy się wzajemnie i nadal to robimy, ponieważ się rozumiemy i wiemy, na ile możemy sobie pozwolić przy drugiej ze stron. Wiem jednak także, że jeśli stanąłbym jej na drodze, pozbyłaby się mnie tak samo łatwo, jak i ja pozbyłbym się jej, gdybym zawczasu wyczuł zagrożenie. Równać się "z kimś takim jak ona"? Czemu byś miała?
Trudno było powiedzieć, czy to Paria nadinterpretowała przywiązanie elfa do baronowej, czy to raczej on sam nie umiał wyczuć ilości nostalgii, jaka pobrzmiewała w jego głosie. Był za to bezwarunkowo szczerze zdumiony zaistnieniem wizji, w której rzekomo miałby dzielić z Diane Bourbon coś więcej.
Kamelio instynktownie cofnął się o krok, kiedy do niego dopadała. Nijak jednak nie próbował się bronić i praktycznie momentalnie zastygł w bezruchu, kiedy ponownie zaczęła mówić.
- Uh-huh - zgodził się tylko w bardzo, bardzo głupio brzmiący i niemal dziecinny sposób, spoglądając w dół, prosto na uczepione jego koszuli dłonie. Coś w tym spojrzeniu podpowiadało jej, że nie miał nic przeciwko, aby tam pozostały i była to dostatecznie pozytywna, co i zagrzewająca do boju odpowiedzieć. Nie popędzał jej, aczkolwiek na zmianę spinał i rozluźniając mięśnie ramion w oznace jak najbardziej obecnej niepewności.
Tak, jak Paria potrzebowała wykorzystać ostatki skupienia dla zebrania myśli oraz ubraniu ich w słowa, tak i on potrzebował ich do skoncentrowaniu się na tychże słowach, by móc w pełni pojąć ich znaczenie. Trwałoby to zapewne dłużej, niż normalnie, gdyby nie otrzeźwiający nieco pocałunek, na który wręcz mechanicznie i niemal wyczuwalnie zaborczo odpowiedział objęciem jej wąskiej talii ramieniem. Nie rozluźnił go do końca nawet wówczas, gdy już zdołała zdobyć się na własne wyjaśnienia, spojrzenie na sytuację oraz ostateczną odpowiedź.
- Łał. Nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek jest w stanie wyrzucić z siebie tyle zawstydzających rzeczy na raz i nadal stać twardo twarzą w twarz ze swoim rozmówcą- rozbrzmiała zaczepna, acz zdradziecko ochrypła, pełna nadmiaru emocji i rzucona na wydechu odpowiedzieć, której towarzyszył gwałtownie rozrastający się na ustach uśmiech. Był dobrze znany, a jednocześnie zupełnie niepodobny do żadnego, który dotychczas prezentował w jej obecności. - Miałaś swoją szansę, żeby odpuścić. Nie wykorzystałaś jej. Zapamiętaj to dobrze, bo nie będziesz mogła mnie od tego momentu winić, jeśli będę próbował przywłaszczyć sobie więcej, niż tylko czas spędzony na zgłębianiu niesamowicie intrygujących tajników magicznych~
Pochylając się głębiej, elf oparł czoło o czubek głowy Libeth, wydając przy tym pełen głębokiej satysfakcji pomruk.
- Myślę, że jestem nieco pijany - dodał ni z tego ni z owego, tym razem weselej i bardziej nerwowo, choć Parię przycisnął jedynie mocniej. - Minęły wieki, odkąd byłem po raz ostatni. Poczekaj. ...Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę byłaś, i to dosłownie przed momentem, zazdrosna o Diane?

Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

209
POST POSTACI
Paria
Odpowiedź Kamelio na jej szczere słowa była trochę inna, niż się spodziewała. Całe szczęście, że ją obejmował, bo gdyby nie to, pewnie od razu wróciłaby na swoje krzesło, za bezpieczną barierę stołu. Poczuła, jak jej twarz zalewa się gorącem, więc pewnie i oblała się rumieńcem, drugi już raz przy nim, choć normalnie jej się to nie zdarzało. Wiedziała, że żartował, ale nie zmieniało to faktu, że poczuła się zażenowana, bo po takim obnażeniu emocjonalnym nie potrafiła zdobyć się na równie uszczypliwy komentarz.
- Naprawdę chcesz, żebym całkowicie przestała ci mówić miłe rzeczy - wymamrotała w jego klatkę piersiową, a potem uśmiechnęła się pod nosem, słysząc dwuznaczną obietnicę. Szybko przeszedł od absolutnej rezygnacji do zupełnej jej odwrotności. Wyglądało na to, że albo słowa Parii, albo jej pocałunek były całkiem przekonujące. A może jedno i drugie?
- Co? Nie byłam! - zaprotestowała, choć dotarło do niej, że kłamie. Diane była baronową, bogatą wdową, kimś znacznie więcej, niż przeciętna szlachcianka, a już na pewno kimś więcej, niż Libeth. I trzeba było przyznać, że była przy tym piękną kobietą. Nie zdziwiłaby się, gdyby po przeniesieniu się do Domu Śnienia te jedenaście lat temu Kamelio nadal chciał utrzymywać z nią... tego samego rodzaju kontakt. Ale nie chciał. Potrzebowała tego potwierdzenia i kiedy je dostała, te wątpliwości mogły już odejść w niepamięć... choć wiadomo, że nie odeszły od razu, zostały tylko zepchnięte gdzieś na dno umysłu.
- Za to z całą pewnością mogę się zgodzić z tym, że jesteś pijany i bredzisz od rzeczy - przekrzywiła lekko głowę, swoim jasnym spojrzeniem dużo spokojniej teraz badając jego uśmiechniętą twarz. Uniosła dłoń i przesunęła palcami po policzku i linii żuchwy elfa, a potem opuszkami wzdłuż wytatuowanego roślinnego wzoru, w dół jego szyi, tak jak chciała zrobić już od dawna. Brzeg koszuli powstrzymał ten dotyk przed powędrowaniem dalej.
Jakoś nieistotna stała się w tym momencie reszta opowiadanej przez niego historii. Paria wciąż nie wiedziała, do czego chciał wykorzystać jej magię i co odkręcić z jej pomocą, ale zupełnie o tym zapomniała. Ostatnie jedenaście lat życia Kamelio będzie mogła poznać innym razem, prawda? Ona też wypiła dziś dużo, popędzana przez nerwowy nastrój ostatniej godziny, więc teraz nie przychodziło jej do głowy, że być może jutro będzie żałować swoich dzisiejszych decyzji. Za to bardzo dokładnie czuła dotyk obejmujących ją dłoni i bliskość ciała elfa i strasznie trudno było jej skupić się na czymkolwiek innym. Nie to, żeby szczególnie mocno próbowała.
- Jeśli o przywłaszczanie sobie więcej chodzi... - rzuciła mu spod rzęs znaczące spojrzenie, by potem nieznacznie skinąć głową w stronę wyjścia z pokoju. - Czy istnieje klucz do tych drzwi? Albo sposób na zablokowanie ich tak, żeby nikt znów nie wpakował się tu nieproszony?
Wsunęła dłonie pod koszulę Kamelio, nie odrywając intensywnego spojrzenia od jego jakoś inaczej uśmiechniętej twarzy. No dobrze, wypiła sporo, więc może dawało jej to więcej odwagi, ale przecież nie inicjowała teraz niczego, czego wcześniej czy później i tak by nie zrobili. Zresztą miała dość chodzenia wokół siebie nawzajem na rzęsach, ostrożnie i niepewnie, kiedy w rzeczywistości oboje chcieli tego samego. Powoli przesunęła opuszkami palców w górę, po jego plecach, wbijając wyczekująco wzrok w przecięte blizną usta.
- W łaźni jest skobel - przypomniała cicho, by zaraz potem uśmiechnąć się szeroko, z trudem powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Na dworze lało, więc nie była to poważna propozycja, co nie zmieniało faktu, że kolejny pomysł rozbawił ją na tyle, by radośnie podzielić się nim z Kamelio. - Jest też zielnik ciężko pracującego obecnie Ferrosa.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

210
POST BARDA
Choć łatwym było dla Kamelio przejść z negatywnych emocji do pozytywnych, a być może jeszcze łatwiej dzięki pewnej dawce procentów szumiącej w głowie, wcale nie znaczyło to, że wszystkie jego obawy, wątpliwości oraz niepewność zniknęły bez powrotu. Dostatecznie mocno zdradzało go łomotanie w klatce piersiowej, dobrze słyszane i wręcz wyczuwalne, kiedy Paria znalazła się z nią w bliższym kontakcie. Przywodziło na myśl bicie serca dopiero co pochwyconego królika, bliskiego przekręceniu się ze stresu.
Nerwowy śmiech elfa rozbrzmiał w pomieszczeniu.
- ...Właśnie opowiedziałem ci całkiem spory kawałek mojej, najbardziej żenującej i upokarzającej mnie na wiele sposobów historii - przypomniał jej cicho. - Nie zamierzam być jedynym, beznadziejnie zawstydzonym w komnacie.
Kamelio wzdrygnął się nieco pod dotykiem w okolicach twarzy, ale mimo nowej porcji nerwowości, objawiającej się przede wszystkim uciekającymi czasami oczami, czy nerwowymi przełknięciami śliny, nie próbował się wycofać. Akceptacja z jej strony może i do niego wreszcie dotarła, ale to nie znaczyło, że mężczyzna nagle zyska ogrom pewności siebie tam, gdzie dotąd jej nie posiadał.
Stopniowo przyzwyczajając się do tej porcji bliskości, elf pozwolił sobie przymknąć oczy, dopóki nie padło bardzo intrygujące pytanie. Rozluźniając ramiona, powoli uniósł tylko jedną, prawą powiekę, by spojrzeć na Libeth z zainteresowaniem.
- Jakkolwiek chętnie patrzyłbym w innych warunkach, jak usiłujesz zastawiać drzwi stołem albo jednym z łóżek-... - zaczął zaczepnie tylko po to, by z pełnym zadowolenia pomrukiem wyprężyć się pod palcami na plecach. - Wydaje mi się, że wiem, jak zaradzić tego typu komplikacjom~
Plecy elfa zaskakująco dobrze umięśnione tu i tam, co na pierwszy rzut oka trudno było dostrzec. Miało to jednak sens. Kamelio latami parał się sporą ilością prac fizycznych, a sądząc po jego ruchach, gibkości oraz łatwości, z jaką przychodziło mu pakowanie się w niebezpieczne sytuacje, także w Domu Śnienia nie ślęczał wyłącznie nad papierologią gildii.
- Ah- wydał z siebie niemalże zwycięsko, spoglądając na Parię z nową dozą łobuzerskiej energii. - Istnieje również bardzo, BARDZO skomplikowana porcja zasuw i rygli w komnacie z basenem, którą dzisiaj już widziałaś - zauważył. - Jest tam coś, czego zawsze chciałem spróbować, ale aż dotąd nie miałem ani jednej, dobrej okazji ani nawet czasu - ręką, którą nie podszczypywał Parii co rusz w okolicach talii, zaczął odgarniać niesforne kosymi z jej twarzy. Oba gesty tworzyły bardzo dziwny kontrast między złośliwością, a delikatnością. - Zainteresowana? - zapytał na ucho z nutą konspiracji.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”