POST POSTACI
Paria
Upomniana przez elfa, Libeth zamilkła, choć jej myśli wciąż pędziły w niepowstrzymanym galopie. Może i Kamelio rozumiał zachowanie jej brata i nie miał mu niczego za złe, może cieszył się z obecności uzdrowiciela, a podbite oko było niewielką ceną, ale to nie znaczyło, że ona popierała takie działania. Nie godziła się na to, nie byli barbarzyńcami, którzy mieliby się tłuc po gębach, zamiast używać słów, jak cywilizowani ludzie. W życiu nie podejrzewałaby Willa o podobne reakcje, nawet z troski o siostrę. Wyrzuty sumienia względem brata, niezależnie od złości, którą do niego czuła, przyszły jednak niespodziewanie. Miał żonę, dzieci, wystarczająco dużo problemów w tym, czym się zajmował zawodowo, a Libeth dołożyła mu kolejny, choć przecież byli już dorośli i nie musiał wiecznie dbać o to, by żywiołowej dziewczynce, jaką była kiedyś jego siostra, nic się nie stało. Westchnęła ciężko.Paria
- Ja bym zachowała - zaprotestowała. - To znaczy... może nie. Na pewno nie. Ale nie uciekłabym się do rękoczynów i Wilfrid też nie powinien.
Głównie dlatego, że jej cios raczej nie zrobiłby na nikim wrażenia; nie była to zresztą pierwsza rzecz, jaka przychodziła jej do głowy. W emocjonujących sytuacjach pierwsze były słowa, często takie, jakich później żałowała.
Zamknęła oczy z powrotem, gdy Kamelio zaczął bawić się jej włosami. Lubiła, gdy to robił. Wiedziała wtedy, że choć ją doprowadzały czasem do szału, to elfowi się podobały. Może dlatego, że były jasne...? Nie było to często spotykane tu, na wyspach, gdzie wszyscy mieli ciemniejszą karnację od niej i włosy czarne, albo brązowe. Lubiła też uśmiech, w jakim rozciągały się jego usta, kiedy budziła się obok niego z absolutnym chaosem na głowie, przez który zwykle przeklinała poranki. Tak czy inaczej, dzięki niemu nienawidziła ich trochę mniej. Westchnęła bezgłośnie. Dobrze było być z powrotem.
- Kamelio... - sapnęła z irytacją, gdy znów usłyszała te same słowa co kiedyś, o jego domniemanym byciu złą osobą. Ale mówił dalej, więc nie przerywała mu więcej, bo przecież tego chciała, prawda? Odpowiedzi. To był już pewien sukces, sam fakt, że jakieś wyjaśnienie opuszczało jego usta, nieważne, jak pełno było w nim niedopowiedzeń.
Gdy jego palce znieruchomiały, wplątane gdzieś w jej włosy, znów uniosła na niego swój jasny wzrok. Nie popędzała go, choć nie spodziewała się, że w pewnym momencie faktycznie zacznie żałować zadanego pytania.
Zapomniała o driadzie. Zapomniała o tym, by spytać, czy wszystko z nią w porządku, tak samo jak o to, czy wszystko było w porządku z Efemą. Z jakiegoś powodu zakładała, że było, bo przecież w innym przypadku dowiedziałaby się o tym od razu, na pewno jeśli chodziło o dziewczynkę - chciała tak myśleć i miała nadzieję, że taka była prawda. Ale driada? Libeth nigdy nie była z nią szczególnie mocno związana. Poproszenie jej o pomoc w czymkolwiek Kamelio potrzebował wydawało się jednak rozsądnym działaniem. Poproszenie, nie zmuszenie. Ale skoro wydarzenia potoczyły się brutalnie...
W jej głowie zrodziło się wiele przypuszczeń. Może nawet zbyt wiele. Podejrzenia, jakich nigdy dotąd względem Kamelio nie miała, usprawiedliwienia, na jakie te podejrzenia nie zasługiwały, obawy, którym nie umiała zaradzić. Opuściła wzrok, orientując się, że zaciska dłonie na materiale koszuli, zmusiła się więc do rozluźnienia ich. Milczała, znowu. Długo.
- Czy ona... - zaczęła w końcu niepewnie. - Czy ty...
Może elf miał rację, może wcale nie chciała wiedzieć, co się właściwie stało. Był wtedy niesiony falą emocji, wściekłością, żałobą, nie wiedziała czym jeszcze, ale jeśli przez to skrzywdził driadę, która pomagała mu przez tyle lat... Zmarszczyła brwi. Może jednak nie znała go tak dobrze, jak sądziła, że go zna. Jej usta wykrzywiły się w grymasie irytacji, która przyszła nagle i bez uprzedzenia. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nauczył się wreszcie mówić otwarcie i bez zatrzymywania się co pięć swoich niepotrzebnie zawoalowanych zdań, żeby upewnić się, że Paria chce słuchać go dalej.
- Nie czujesz się z tym źle? - spytała. - To znaczy, że zadziałało? Ugh, Kamelio... - westchnęła ciężko i przetarła twarz dłońmi. - Rozmawiałam z istotą z innego wymiaru. Nie rozumiałam połowy tego, co do mnie mówiła i sporej części musiałam się domyślać, albo wyciągać wnioski z metaforycznych bzdur. Gdybyś mi nie wyrywał w tej chwili włosów, poważnie zastanawiałabym się, czy aby na pewno wróciłam i faktycznie rozmawiam z tobą, czy nadal z... tamtym, a to wszystko jest tylko jakimś okrutnym konstruktem wyciągniętym z moich wspomnień.
Nie zamierzała mówić mu o zawartym kontrakcie, ale nie było powodu, by samo to spotkanie trzymała przed elfem w tajemnicy.
- Ja nie byłam po prostu nieprzytomna przez dziesięć dni, Kamelio. Nie leżałam, pogrążona w niebycie. Nie wiem, gdzie byłam, ale wiem, że nie chcę tam wracać nigdy więcej. Nie chcę tego przeżyć nigdy więcej. Za każdym razem, gdy o tym myślę, czuję się, jakbym spadała - mimowolnie wcisnęła się mocniej w jego klatkę piersiową. - Nie mogę... nie mogę nawet patrzeć na ten dywan.
Nie sądziła, by miało to dla niego jakikolwiek sens. Podciągnęła nogi i skuliła się.
- Więc nie będę cię oceniać. Nie dziś, przynajmniej. Chcę tylko wiedzieć, co tu zaszło. Tylko wiedzieć. Przynajmniej tu nie czuć się zdezorientowana tak, jak czułam się tam. Więc po prostu mi powiedz. Potrafisz po prostu powiedzieć? Obiecuję cię nie pobić jeszcze bardziej - zmusiła się do słabego żartu, wbrew wszystkim emocjom, jakie w tej chwili czuła. - Możesz zwyczajnie podsumować, jak wygląda sytuacja teraz, jeśli z jakiegoś powodu nie chcesz, żebym wiedziała, jaki ty miałeś na to wpływ.