POST POSTACI
Paria
W jej głowie walczyły dwie myśli. Pierwsza była marzeniem o zamknięciu się gdzieś z Kamelio sam na sam i pozwoleniu mu zadbać o nią tak, jak robił to teraz... tylko bardziej. Druga natomiast przypominała Parii o tym, że cały czas jest obserwowana i wszystko, co robiła ona i co robił przytulający ją elf, było zapamiętywane i oceniane. Długo chyba będzie się do tego przyzwyczajać, chociaż nie będąc z natury osobą szczególnie wstydliwą, raczej nie będzie czekała na to wiecznie. Wcześniej czy później będzie musiała nauczyć się z tym jakoś żyć, prawda? Z trudem odkleiła się od Kamelio i poszła doprowadzić się do stanu nieco zwiększonej użyteczności społecznej.Paria
A społeczność, jak się okazało, szybko dowiedziała się, co stało się w nocy. Radość, jaką okazywali na jej widok, zdecydowanie jej schlebiała; wiedziała, że jest tu lubiana, ale z jakiegoś powodu nie sądziła, że aż tak. Że będą przybiegać i zalewać się łzami szczęścia, wyduszając z niej resztki powietrza. Jakakolwiek niepewność, stres, czy złe samopoczucie zniknęło bezpowrotnie chyba w momencie, w którym zobaczyła czerwoną jak burak twarz młodego Tulio - bo gdy wcześniej do sali kominkowej wpadły dwie wyjące śniące, Libeth była zbyt skupiona na próbach uciszenia ich, niż na cieszeniu się wraz z nimi.
Głównie jednak obserwowała reakcje pracowników na Shaoli, która po dość fascynującym dla niej śniadaniu mogła teraz na nowo wszystkich poznać. Libeth czerpała nieopisaną radość z tego, jak na jej przebudzenie reagowali pozostali... i z zupełnie nowego ciepła, jakie pojawiło się nagle w spojrzeniu elfa i nie chciało go już opuścić. Wciąż czekała na moment, w którym będzie miała okazję zaśpiewać dla jego siostry i sprawdzić, czy przywróci jej to wspomnienia, ale panujące od rana zamieszanie absolutnie jej tego nie umożliwiało.
- Efema jeszcze śpi? - zagadnęła w którymś momencie kogoś, kto akurat napatoczył się jej pod rękę.
Dziewczynka przybiegła po nią na drugą stronę miasta i przyprowadziła ją tutaj, w gruncie rzeczy pośrednio doprowadzając do tego, że Shaoli teraz z nimi rozmawiała. Na pewno nie zdawała sobie nawet z tego sprawy. Uśmiech Parii trochę zgasł w chwili, w której zorientowała się, że psina na pewno doświadczyła tego, o czym mówił jej w nocy Kamelio. Jak to zniosła? Była dzieckiem, może... może tego nawet do końca nie zrozumiała? Zerknęła na elfa, a potem opuściła wzrok na resztki słodkich ziemniaczków, jakie dojadała jeszcze po śniadaniu, udając, że jest w pełni zaangażowana w spożywanie ich.
W końcu jednak pojawił się i on. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie spodziewała się zobaczyć w Domu Śnienia swojego ojca. To był jej świat, z którym jej rodzina miała nie mieć nic wspólnego, i co? Tak się właśnie kończyło mówienie im o czymkolwiek. Powinna była trzymać swoje życie dla siebie, po co dzieliła się nim z bratem? Co to zmieniało? I tak mało kto popierał jej życiowe decyzje, a teraz tylko dołożyła im ku temu kolejnych powodów.
Poderwała się z krzesła, widząc, jak ojciec sunie, rozpędzony, w jej stronę, i odstawiła talerzyk na stolik obok. Nie wiedząc, czy zamierza od razu sypnąć w nią kazaniem na temat nieodpowiedzialności, czy może jednak najpierw ją przytulić, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i sama zrobiła szybkie kilka kroków przed siebie, wtulając się w niego mocno.
- Nic mi nie jest! - uniosła głowę i wbiła w niego swoje jasne spojrzenie. - Nic mi nie jest, naprawdę! Zobacz. Cała i zdrowa.
Od momentu jego pojawienia się w pomieszczeniu, nawet nie patrzyła na Kamelio, żeby uniknąć pytań, na które odpowiadać nie chciała. Tobias mógł być bardziej tolerancyjny, niż jego żona, ale wszystko miało swoje granice. Elf daleki był od akceptowalnego partnera dla Libeth von Darher i chyba oboje zdawali sobie z tego sprawę. Miała tylko nadzieję, że podbite oko nie wynikało z faktu, że wszystko wyszło na jaw, kiedy spała.
- Przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Nie chciałam napędzić ci strachu.