Dom Śnienia Kamelii

16
POST BARDA
- I właśnie dlatego wzorowo odeśpisz, ile trzeba. Nie rozumiem, o co tyle krzyku - ton jej głosu nijako nie sugerował braku zrozumienia. Było dużo bardziej prawdopodobne, że najzwyczajniej nie chciało jej się nim przejmować.
Rozsmarowując pieczołowicie brunatną maź, która zaledwie kilka sekund po kontakcie ze skórą zmieniała kolor na ten sam, żółto-pomarańczowy odcień co wcześniej, kobitka zamruczała jeno przytakująco na kolejne pytanie. Żadnego pełnego zdania nie skonstruowała jednak, dopóki nie uznała, że nałożyła na ranną kończynę dostatecznie grubą warstwę.
- Problem ze szczurami polega na tym, że nigdy nie wiesz, co to małe draństwo może przenosić. Drobne ugryzienie łatwo zresztą przegapić, i tak, ja też je przegapiłam - przyznała wprost. - Miałaś sporo otarć, zadrapań i skaleczeń. Kąpiel w odpowiednich specyfikach zazwyczaj pomaga pozbyć się ich za jednym zamachem. Ugryzienie dało o sobie znać dopiero pod koniec dnia.
Skoro jedno ugryzienie mogło być aż tak problematyczne, aż strach pomyśleć, co by było, gdyby było ich kilka. Lub kilkanaście! Efekt kilkudziesięciu widziała już na własne oczy. Widziała i słyszała - w każdym razie, dopóki krzyki oraz cała reszta dźwięków, jakie wydawał wówczas dorwany przez kolonię gryzoni nieszczęśnik, nie skonał. Nie myliła się, jeśli sądziła, że to i wiele innych wspomnień będzie nawiedzać ją w snach przez kolejne tygodnie.
Odkładając po szmatkę i zgarniając świeże materiały na nowy opatrunek, staruszka zerknęła na nią przelotnie. W jej spojrzeniu rozpoznać mogła zrozumienie.
- Hoho? Panna Paria? Tak myślałam, że skądś kojarzę tę buźkę, choć ostatnim razem było na niej nieco więcej pudru i czernidła. Jestem Zaira.
Libeth była koniec końców dobrze znaną nie tylko na salonach artystką.
- Ano Zaćmienie. Taaak. Paskudna sprawa. Nie takie rzeczy chciałaby oglądać stara kobieta u schyłku życia. - podciągając ostrożnie nogę pacjentki, by ugięła ją lekko w kolanie, zaczęła owijać płótnami nogę. - Nie za bardzo wiem, co ci tak naprawdę powiedzieć, złociutka. Nie mamy zbyt wiele kontaktu ze światem na zewnątrz. Zabarykadowaliśmy się i odcięliśmy Dom najlepiej, jak tylko potrafiliśmy. Mieliście niebywałe szczęście, że Mija i Ursa wyszli wam naprzeciw, zanim jeszcze na dobrze się rozkręciło. Magowie i ci, którzy jakikolwiek jej zalążek posiadali, zaczęli słabnąć i chorować. Nie są w stanie dłużej kontrolować swoich talentów i zapewne tak będzie, dopóki księżyce nie wrócą na swoje miejsca. Jak długo to jednak potrwa, nie wiemy. Nikt nigdy wcześniej nie słyszał o podobnym zjawisku. Dzikie zwierzęta, bestie i potwory wszelkiej maści zaczęły wychodzić z lasu i atakować wszystko na swojej drodze. Włącznie z samymi sobą! Wariactwo. Dobrze. Skończyłam - ostatnie słowa skierowała raczej w stronę świeżo oporządzonej nogi, niż samej Parii i zaraz po nich zamilkła na dłuższy moment.
- Efema, to Efema. Dobre dziecko urodzone pod pechową gwiazdą. Mogę się założyć, że będzie pierwszą, która was odwiedzi, gdy tylko sama wydobrzeje.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

17
POST POSTACI
Paria
Wymruczała tylko jakieś ciche mhm, przyglądając się, jak breja zmienia kolor na żółty po wsmarowaniu w jej skórę. Starała się nie myśleć o człowieku, którego rozszarpało stado szczurów. Te zwierzęta były krwiożercze i Paria już nigdy nie spojrzy na nie tak samo. Nabawiła się ogromnej traumy i fobii, która na samą myśl o tych małych potworach przyprawiała bardkę o ciarki.
Uśmiechnęła się słabo, gdy okazało się, że nie jest kobiecie zupełnie obca.
- ...zapewne miałam też na sobie więcej ubrań i mniej śmierdziałam ściekami - dodała.
Później też w milczeniu wysłuchała opowieści o zaćmieniu, cały czas obserwując działania Zairy. Więc faktycznie, nawet gdyby Libeth chciała, to nie wypuszczą jej z Domu Śnienia, bo tworzyłoby to ryzyko wpuszczenia czegoś do środka. A w tej chwili wcale nie spieszyło się jej do wyjścia. Skoro i tak świat zwariował, mogła przesiedzieć tutaj jeszcze ten dzień czy dwa. W miejscu, które było bezpieczne i względnie spokojne. I jeśli uzdrowicielka tego od niej chciała, Paria mogła także spać, żaden problem. O ile w ogóle sen zechce do niej dziś przyjść.
- Dziękuję - rzuciła cicho, po raz kolejny odkąd się obudziła.
Przykryła nogi z powrotem i sięgnęła po kubek z naparem. Zacisnęła na nim dłonie, wpatrując się w powierzchnię płynu przez kilka chwil. Owa Efema miała być kolejną osobą, która nie mogła doczekać się spotkania z elfem. Jak wielu gości jeszcze miała przyjąć w imieniu pana Steczko? Zwykle była dużo bardziej towarzyska. Teraz miała wrażenie, że cała jej energia zniknęła w ścieku razem z lutnią.
W jej głowie kołatało się zbyt wiele pytań, na które potrzebowała odpowiedzi, by potrafiła zwerbalizować teraz którekolwiek z nich. Siedziała więc tak, zamyślona, z opuszczoną głową, cień samej siebie. Nie zagadywała już więcej Zairy, zakładając że ta teraz i tak musiała się zająć ranami i opatrunkami Kamelio, a jak nie nim, to innymi pacjentami.
Czarny krąg na niebie, jak wrota do piekieł.
- Wszystko będzie z nim w porządku, prawda? - usłyszała swój głos chwilę później, zanim się w ogóle zorientowała, że chce cokolwiek powiedzieć.- Z jego rękami. Wiem, że macie magów uzdrowicieli, ale czy one będą... sprawne, tak samo jak wcześniej? Czy będzie mógł grać? Rzucać zaklęcia? Wyglądały... wyglądały strasznie. A jego twarz? Już ma jedną bliznę...
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

18
POST BARDA
Staruszka zaśmiała się ochryple, nie zamierzając pomagać Parii wyjść z jej własnej uwagi z twarzą.
- Zaiste! Jakbyś czytała w moich myślach. Swoją drogą, strasznie ciężko było waszą dwójkę doszorować. Gdyby z młodej Miji nie była taka rącza klaczka, zajęłoby to pewnie dobre pół dnia! Tyle razy wodę trzeba było wymieniać.
Ze słów Zairy wynikało, że zapach kanałów musiał solidnie do nich przylgnąć, skoro aż tyle ich szorowano. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby mieli pecha wylądować w którymś ze ścieków.
- Mah, dość już z tymi podziękowaniami - machnęła ręką uzdrowicielka, podchodząc do okrągłego stołu, stojącego w centrum pomieszczenia, by w stojącej na nim misce obmyć porządnie dłonie. - Jeszcze trochę i będę musiała zacząć prowadzić dziennik, w którym zacznę je wszystkie zapisywać! O ile uszy mi do tego czasu zupełnie nie zwiędną. Zaśpiewaj nam coś lepiej albo zagraj, gdy już jako tako dojdziesz do siebie. Będziemy kwita.
Forma podziękowania, czy może raczej swego rodzaju zapłaty za opiekę, byłaby zapewne dużo bardziej akceptowalna, gdyby nie przypominała Parii o utracie ulubionego instrumentu. Mimo iż nie miała wątpliwości co do słuszności swojego wyboru, był on wciąż w pewnym stopniu trudny do pełnego zaakceptowania.
Kończąc chwilowo z jedną pacjentką, Zaira rzeczywiście skierowała się do drugiego łóżka, choć jego okupanta tylko dokładnie obejrzała, zmierzyła puls na nadgarstku, a następnie mamrocząc coś cicho pod nosem, zmusiła nieprzytomnego do lekkiego uniesienia się na poduszkach w celu napojenia.
Uzdrowicielka była mniej więcej w połowie pakowania swojego medycznego dobytku, gdy Paria zaskoczyła ją nową lawiną pytań. Tym razem wyglądała niemalże na zaskoczoną, gdy kierowała na nią swoje spojrzenie.
- Nie sądziłam, że chłopak jest blisko z kimś spoza Domu - przyznała wreszcie, przywołując na spierzchniętych ustach zadziorny uśmieszek. Ten sam szybko jednak został zastąpiony poważną miną. - Wyjdzie z tego. Pod tym względem nie mam żadnych wątpliwości. Jak natomiast wygląda sytuacja z dłońmi? Szczerze? Nie potrafię powiedzieć. Użyłam lekkich szwów i starałam się nie zaciskać ich zbyt mocno, aby rany nie zasklepiły się zbyt szybko. Gdyby od razu zajął się nim ktoś z magicznymi umiejętnościami, jego palce wyglądałyby jak nowe w okamgnieniu. Czas działa jednak na niekorzyść. Z punktu widzenia wykwalifikowanego, ale niemagicznego medyka, nie dawałabym mu dużej szansy na powrót do instrumentu z pociachanymi ścięgnami. Jego magii przynajmniej nie powinno to w nijaki sposób upośledzić - po ostrożnym zabezpieczeniu ostatnich słoiczków, zamknęła saszetkę i przerzuciła sobie jej pas przez szyję. -Co do twarzy, zupełnie nie ma się czym martwić. Opuchlizna zeszła, a po tamtych kilku rozcięciach nie zostanie ślad. Zadbałam o to. Myślisz, że jak długo zajęło nam oduczanie go biegania po Domu w tych idiotycznych maskach, które jakimś cudem zawsze przywlekał nie wiadomo skąd? Nikomu nie uśmiecha się oglądanie tego po raz drugi!
Ostatnia część wypowiedzi była dość zaskakująca, o ile wcześniejsze martwiły. Zaira najwyraźniej założyła z jakiegoś powodu, że Kamelio i Paria znają się już na tyle, aby była jej wiadoma ta akurat część jego przeszłości, czy też złych nawyków. Owszem, blizna trefnisia nie była może piękna, ale również nie szpeciła go aż tak dokumentalnie. Mężczyźni z natury lubili chwalić się swoimi szramami, ale może kwestia dotyczyła tutaj bardziej kultury jego rasy bądź samego sposobu jej nabycia, skoro aż tak bardzo się jej wstydził?
- No dobrze, zobaczymy się rano - ziewnęła starsza kobieta. - Przyśle kogoś, żeby zebrał naczynia. Zobaczymy się rano.
Zdmuchując po kolei płomienie wszystkich świec w pomieszczeniu, Zaira pożegnała się ostatecznie i pozostawiła ich w niemalże zupełnie ciemnym pokoju, o ile nie liczyć wciąż przyjemnie kojąco błyszczących kwiatów nieznanej Parii rośliny. Choć miała wrażenie, że niespokojne myśli nie pozwolą jej szybko zasnąć, zarówno mentalne, jak i fizyczne zmęczenie w połączeniu z zaserwowanym jej winem zrobiło swoje. Zioła zagwarantowały jej kolejny sen pozbawiony snów - i tym samym zmartwień na resztę nocy oraz sporą część kolejnego dnia.

Następnego dnia obudziła się zlana potem i ponownie w gorączce. Nic jej nie bolało, lecz czuła się na tyle mizernie, by serwująca jej późne śniadanie Mija musiała jej pomagać z jedzeniem czegoś, co prawdopodobnie było miodową owsianką. Mimo wszelkich prób podjęcia rozmowy niespełna godzinę po przebudzeniu poddała się i ponownie zapadła w sen.
Ludzie oraz nieludzie inni niż Mija i Zaira zaglądali czasami do komnaty, by zmieniać im zimne okłady lub pomóc uzupełnić płyny, jednak Libeth nie była w stanie zapamiętać ani jednego z nich.

Gdy tym razem się przebudziła, jej umysł był wreszcie czysty. Po gorączce nie został nawet ślad, zaś jedno z okien komnaty zostało przez kogoś częściowo odsłonięte i uchylone - do środka wdzierały się jasne promienie słońca. Kamelio wciąż spał, lecz jego sen w końcu był spokojny i nieprzerywany płytkimi oddechami bądź majaczeniem. Dobry znak.
Było coś jeszcze, co z czasem mogło przyciągnąć uwagę powoli dochodzącej do siebie Parii - dźwięk skrobania i drapana. Wydawały go pazurki łap masywnego w kłębie, lecz szczupłego w talii psa. Przez wyjątkowo długie łapy, mógł on prawdopodobnie sięgać nieco ponad biodra dorosłego mężczyzny. Zwierze krążyło niespokojnie dookoła łóżka elfa, zamiatając powietrze dookoła zadka cienkim, wyjątkowo wypłoszowatym ogonem.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

19
POST POSTACI
Paria
Nie takiej odpowiedzi spodziewała się od Zairy. Uniosła tylko lekko brwi, z jednej strony nie rozumiejąc skąd założenie, że jej troska wynika z jakiegoś bycia blisko, które wywoływało na twarzy starowinki dwuznaczny uśmiech; z drugiej jednak czując pokusę, by spytać, czy Kamelio może w takim razie jest blisko z kimś z Domu. Powstrzymała się jednak i nic na ten temat nie powiedziała. Słowna wstrzemięźliwość, jaką tu prezentowała, była dla niej bardzo nietypowa.
- Po prostu się martwię. Utrata biegłości w palcach dla mnie byłaby ogromnym ciosem. Mówił też, że jego magia przejawia się przez muzykę, jak moja, stąd moje pytania.
Utrata lutni też była ciosem, choć nie tak silnym i nie tak bolesnym jak ten, o którym mówiła. Libeth uparcie starała się o tym nie myśleć. Znacząco pomagała w tym starowinka, która była bardziej otwarta na temat elfa, niż on sam, gdy mówił o sobie. Bardka żałowała, że nie ma siły wyciągnąć z niej więcej informacji, ale zaczynało jej już doskwierać zmęczenie. Spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę, oceniając tę część jego twarzy, którą widać było spod opatrunków. Nigdy nie wydawał się jej odrażający, a blizna, do której już się przyzwyczaiła, nie była niczym strasznym. Potrzeba ukrywania jej przed oczami postronnych musiała wynikać z czegoś innego, niż kwestie estetyczne.

Kiedy zapadła ciemność, a drzwi zamknęły się za Zairą, Paria jeszcze przez chwilę siedziała w bezruchu. Bardzo chciała nie zmarnować tej chwili odzyskanej świadomości, ale zarówno jej wycieńczone ciało, jak i otępiały umysł były zupełnie bezużyteczne. W końcu więc położyła się i przykryła po szyję, w ciepłej pościeli odnajdując odrobinę oszukanego spokoju, niemal natychmiast wchłonięta przez czarną, bezsenną otchłań.
Miała obudzić się już w świetle dnia, ale zaćmienie najwyraźniej nadal trwało, bo gdy jakimś cudem podniosła powieki następnym razem, nie była w stanie nawet usiąść, by się czegoś napić. Słowa mieszały się w jej głowie i nie chciały wyjść przez usta, a dłonie nie mogły utrzymać kubka. Gorączka i ból całego ciała, które mogły być wywołane zarówno rozprzestrzeniającym się zakażeniem, jak i nietypowym zjawiskiem astronomicznym, nie pomagały w dojściu do jakichkolwiek sensownych wniosków. Zrezygnowała więc z prób rozmawiania z kimkolwiek i po prostu posłusznie piła to, co jej przynieśli, ktokolwiek akurat był wyznaczony, by im pomagać.

Minęły dwa dni, czy tydzień? Upływ czasu miał miejsce gdzieś zupełnie poza nią, więc gdy obudziła się ponownie i ujrzała jasne, czyste promienie słońca, przez długą chwilę po prostu wpatrywała się w drobinki kurzu tańczące w słupie światła ponad nią. Uniosła dłoń, rozganiając tym samym kilka z nich i odetchnęła głęboko, w końcu nie czując ciężaru na klatce piersiowej. Zamknęła oczy jeszcze na długą chwilę, rozkoszując się wreszcie normalnym samopoczuciem.
Z tego zamyślenia właśnie - a może jeszcze z krótkiej, porannej drzemki - wyrwało ją też zniecierpliwione tupanie pazurów o podłogę. Podniosła się na łokciach, by sprawdzić skąd dobiegał ten dźwięk i wtedy spostrzegła psa. Początkowo przestraszona, dość szybko doszła do siebie, zdając sobie sprawę, że tutaj przecież nic jej nie groziło. Zwierzę, choć wyglądało dość groźnie, chyba podekscytowane było obecnością elfa i nie mogło się doczekać, aż ten się podniesie. Libeth przeniosła wzrok na dłonie Kamelio, sprawdzając, czy już zostały wyleczone, skoro skończyło się zaćmienie.
- Hej, piesku - rzuciła cicho, ostrożnie, nie spodziewając się tego, jak zachrypnięty będzie jej głos i nie wiedząc, jak zachować się może zwierzak. Odchrząknęła i podniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając się za czymś do picia. Włosy, które przez tak długi sen zaczęły już praktycznie żyć własnym życiem, przeczesała palcami i zgarnęła na jedno ramię. Odkryła się też, odsłaniając nogi, by sprawdzić jak tam wygląda jej łydka - czy nadal ma opatrunek, a jeśli już nie, to czy skóra nadal jest żółta.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

20
POST BARDA
Gdy Paria zajrzała pod kołdrę, jej nogę co prawda wciąż przyozdabiał opatrunek, jednak tym razem zajmował on dużo mniejszy obszar niż ostatnio. Po opuchliźnie nie było śladu, zaś przebarwienia skóry w tamtym obszarze znacząco zbladły. Podobnie - a przynajmniej po części - było w przypadku Kamelio, którego twarz wreszcie wróciła do swojego oryginalnego, pozbawionego okładów stanu. Dłonie niemniej wciąż pozostawały szczelnie zabandażowane aż po kostki, uniemożliwiając tym samym dokładniejsze ocenienie ich obecnego stanu.
Zaalarmowana za to głosem Parii psina zatrzymała się gwałtownie i nie mniej błyskawicznie przekręciła łeb w jej kierunku. Dopiero teraz dostrzec można było jeg nienaturalnie białe, pozbawione tęczówek oraz źrenic oczy.
Wbrew pierwszemu wrażeniu, które sugerowało ślepotę zwierzęcia, pies zdawał się przyglądać Libeth zaskakująco uważnie, kilkakrotnie przekręcając łeb to do prawej, to do lewej strony, zanim nie postanowił podejść bliżej jej łóżka. Cienki ogon momentalnie zaczął zamiatać wesoło powietrze.
- Dzień dobry! - odezwał się cienkim, dziewczęcym głosikiem dziecka zaraz po tym, jak jego przednie łapy wylądowały na krawędzi łóżka, na których podciągnął się wyżej. - Nie znam cię, ale jesteś bardzo ładna! Pobawimy się?
Sunia(???) wywaliła język z pyska, dysząc w bardzo typowym, psim podekscytowaniu.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

21
POST POSTACI
Paria
Stwierdzenie, że ten pies był niepokojący, to było spore niedopowiedzenie. Gdy na Parię padło jego pozbawione źrenic i tęczówek spojrzenie, kobieta struchlała, nieruchomiejąc w swoim łóżku, jakby miało to ją przed czymkolwiek uchronić. A kiedy na jej materacu oparły się przednie łapy zwierzaka, a z jego pyska dobiegł cienki, dziewczęcy głos, Libeth zbladła tak bardzo, że kolor jej skóry dopasował się do białej pościeli. Powoli z powrotem przykryła się kołdrą, bo stanowiła ona teraz bezpieczną barierę między nią, a tym dziwnym stworzeniem.
- Efema? - spytała cicho, przypominając sobie skomlenie, które dobiegało do niej, gdy przebudziła się dzień, czy dwa temu.
Co tu się wydarzyło? Psy nie powinny się tak zachowywać i z pewnością nie powinny mówić. A już na pewno nie wyglądać tak, jak wyglądał ten i brzmieć jednocześnie jak mała dziewczynka. I dlaczego Libeth ją rozumiała?!
- Dziękuję - odpowiedziała niepewnie. - Jestem Paria.
Wyciągnęła ostrożnie rękę w kierunku psiny, nie wiedząc, czy powinna ją pogłaskać, czy podać jej dłoń, czy w ogóle trzymać się z daleka. Ostatecznie zrezygnowała i położyła ją z powrotem na kołdrze.
- Pobawimy? Jak... jak chcesz się bawić?
Czy zabawa miała polegać na odgryzieniu Parii jakiejś kończyny? Jeśli tak, to bardka nie była szczególnie optymistycznie nastawiona. Jeśli nie, to co miała robić z mówiącym psem? Aportowanie wydawało się nie na miejscu. I gdzie, do cholery, był ktokolwiek normalny, kto zapewniłby ją, że nie ma się czym martwić, albo opanowałby podekscytowaną Efemę, zanim całkowicie wdrapie się na jej łóżko?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

22
POST BARDA
Niedostrzegające jej przestrachu zwierze radośnie ugniatało łapami pościel na brzegu łóżka.
- To ja! To ja! - krzyknęła nieco piskliwie, a następnie zawyła cienko, odchylając przy tym łeb na iście psią modłę. - Jestem Efema! - potwierdziła przypuszczenia Parii, odrobinę mocniej wyciągając łeb w kierunku jej dłoni, lecz i cofając go zaraz z niemal dostrzegalnym w mowie ciała żalu, gdy i ona została opuszczona.
- Paria? Śmieszne imię! - odezwało się psisko z zainteresowaniem, zanim zaczęło tuptać w miejscu z nową falą energii. - Efema była dobrą dziewczynką. Nikomu nie przeszkadzała. Mówili, że nie wolno, więc Efema słuchała - zaczęła tłumaczyć z dziecięcą pasją, w której zdecydowanie obecna była nuta rozczarowania. - Bo Efema jest dobrą dziewczynką! - - powtórzyła z naciskiem oraz jeszcze lepiej dostrzegalną pretensją. Bycie "dobrą dziewczynką" najwyraźniej miało tutaj spore znaczenie i fakt, że nie zostało to dostatecznie uszanowane, sprawiało jej przykrość. - Teraz wszyscy biegają i spieszą się albo sprzątają... Nikt nie ma czasu dla Efemy! Nikt nie chce się bawić. Przegonili Efemę z kuchni, więc Efema wkradła się odwiedzić przyjaciół!
Mimo całego żalu i wyraźnego naburmuszenia, które pokazywała całą sobą oraz tonem głosu z braku innych możliwości, Efema szybko odbiła się od łóżka i lądując z powrotem na podłodze, zaczęła rozglądać się oraz węszyć dookoła, dopóki wreszcie nie znalazła niewielkiej, okrągłej piłeczki w pobliżu posłania Kamelio. Piłka była najprawdopodobniej wystrugana z drewna i obleczona jedynie z wierzchu grubą, zabarwioną na żółto włóczką. Psiak chwycił ją między przednie zęby z niebywałą ostrożnością, zanim przyczłapał z powrotem do łóżka Parii i odłożył, popychając nosem w stronę jej najbliższej dłoni.
- Efema łapie wysokie rzuty! - zadeklarowała, podskakując lekko w miejscu kilkakrotnie, a następnie robiąc piękny młynek dookoła własnej osi. Pokój był przestronny, ale czy aby na pewno odpowiedni do tego typu zabaw? I czy to wszystko nie było przypadkiem zbyt... szalone? Przynajmniej pewien elf wydawał się coraz bardziej kręcić na swoim posłaniu dzięki głośnemu zachowaniu Efemy.
- Pobawmy się! Pobawmy!
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

23
POST POSTACI
Paria
Wbrew pozorom to, co mówiła Efema, było... niezaskakujące. Takie myśli mogły pojawiać się w głowie każdego przeciętnego psa i być może gdyby inne też potrafiły komunikować się z ludźmi, to tak właśnie by to brzmiało. Może więc w tym dziwnym, niepokojącym, wielkim psim cielsku krył się zwyczajny psi umysł z nietypowymi umiejętnościami? Paria z wahaniem ponownie wyciągnęła rękę w kierunku Efemy, tym razem nie cofając jej, gdy łeb znalazł się blisko, a decydując się pogłaskać zwierzaka po głowie i podrapać za uchem. Prawie przy tym nie oddychała, struchlała z przerażenia, ale o ile psina nie odgryzła jej dłoni, to w końcu kobiecie udało się w miarę uspokoić i nawet nerwowo uśmiechnąć.
Podniosła piłkę, którą przyniosła jej Efema i zważyła ją w dłoni. To nie była wełniana kuleczka, tylko ciężka, drewniana kula, która uderzając w podłogę mogła narobić hałasu. Libeth zerknęła na Kamelio, który wiercił się już, przebudzany przez nieprzyjemne dźwięki gadającego i tupiącego psa. Co było gorsze, powiedzenie "nie" i skazanie się na ciąg dalszych tych hałasów, czy zaryzykowanie stukotu kulki upadającej na ziemię w zamian za chwilowe milczenie Efemy?
- Dobrze, dobrze, ćśś - odpowiedziała cicho, usiłując uspokoić psa, gdy spostrzegła, że elf kręci się coraz bardziej. - Porzucam ci, jak nie będziesz hałasować. Kamelio musi spać.
Zamachnęła się i rzuciła piłkę, dość wysoko, ale tak, by zwierzak mógł ją z łatwością złapać. Wciąż wolała nie narobić dodatkowego zamieszania. Czuła się już dobrze i miała wreszcie kontrolę nad własnym ciałem, więc raczej nie musiała obawiać się, że nie dorzuci zabawki wystarczająco daleko, albo w ogóle nie trafi. Nadal nie docierało do niej, że to robiła, ale cóż, ostatnie dni pełne były absurdów. Jeden więcej nic nie zmieniał.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

24
POST BARDA
Zachwycona już samym faktem, że Paria zdecydowała się chwycić piłkę w dłoń, Efema tak zamaszyście merdała ogonem, że aż samoistnie okładała się nim przy okazji po bokach. Obniżając nieco tułów, lecz z zadkiem sterczącym wysoko, wpatrywała się w zabawkę niczym zahipnotyzowana, śledząc(?) białymi oczyma już tylko i wyłącznie ją.
- Tak! - pisnęła ciszej, niecierpliwie wyczekując, aż leżąca w łóżku kobieta dopełni obietnicy.
Gdy tylko zabawka wreszcie znalazła się w powietrzu, zwierzę podniosło się i czym prędzej przesunęło zgodnie z trajektorią lotu. Wbrew nieco pokracznemu wrażeniu, jakie sprawiało przez swoje długie, chude łapy, do celu doskoczyło z potężnego odbicia i wylądowało zaskakująco zgrabnie - bez zbędnego tąpnięcia.
Jeśli Paria nie zauważyła tego w trakcie samego manewru, na pewno mogła wyczuć przez dotyk powierzchni oddanej jej chwilę później piłki, dlaczego ta wykonana została z drewna. Wcześniej dużo gładsza pod palcami, teraz naznaczona była wyraźnie wgłębieniami po zębach. Nacisk szczęk Efemy musiał być spory, a ona sama być może nie za dobrze kontrolowała go w trakcie zabaw tego rodzaju.
- Złapałam! Efema złapała wysoką piłkę! Mówiłam, że potrafię! - pochwaliło się uradowane psisko, wycofując ponownie, zapewne licząc na kolejną okazję do popisania się swoimi umiejętnościami, gdy do komnaty wkroczyła Zaira.
Efema przekręciła łeb w kierunku nowej osoby w pomieszczeniu, zamarła, a następnie podkuliła pod siebie ogon i położyła uszy, zanim z piskiem i czymś podejrzanie przypominającym chichot rzuciła się do łóżka Kamelio, a następnie pod nie.
Uzdrowicielka trzymała w dłoni miotłę, na której właśnie zmieniała uchwyt - łapiąc ją, niczym wojownik pikę, z częścią zamiatającą ku przodowi.
- Ty mały, paskudny gałganie! - syknęła, choć w głosie brakowało nuty irytacji, którą Libeth już całkiem dobrze znała. Z dnia albo... dwóch dni temu? - Ile razy mogę powta... rzać...? - urwała w połowie wypowiedzi, podnosząc oczy na łóżko, pod którym ukryta była obecnie połowa psa. Niemieszący się pod niskim meblem zadek wciąż wystawał.
Półsiedzący, półleżący Kamelio, przyglądał się wszystkiemu ze swojego miejsca z nieukrywanym rozbawieniem.
- Mateczka powinna oszczędzać zdrowie i nie złościć się bez powodu. Dziewczęta sprawiały wrażenie, jakby zaczynały się dogadywać - odezwał się ochryple, machając do Parii jedną z zabandażowanych dłoni.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

25
POST POSTACI
Paria
- Ćśś! Miałaś być cicho! - upomniała psa, przyjmując przyniesioną przez niego piłkę. Mimo radosnego zachowania Efemy, Paria wciąż obawiała się, co mogłoby się wydarzyć, gdyby postanowiła odmówić jej zabawy. Ze zwykłym zwierzęciem nie miałaby tego problemu; tutaj ryzyko było spore, więc aportowanie było chyba przymusem, który bardka sama na siebie narzuciła, nieświadoma czego ma się spodziewać.
Podnosiła już rękę do kolejnego rzutu, chcąc tym razem zamachnąć się porządniej, ale w momencie, w którym do pomieszczenia wpadła Zaira, Libeth w ułamku sekundy opuściła rękę i ukryła zabawkę za plecami. Nie miała ochoty do tego wszystkiego jeszcze oberwać miotłą, choć czuła się już znacznie lepiej.
- Nic się nie stało - zapewniła uzdrowicielkę szybko. - Przepraszam. Będziemy już ciszej.
Jedyną osobą, po której nie spodziewała się zaangażowania w dyskusję, był trefniś. Słysząc jego głos, odwróciła do niego głowę, zaskoczona, a gdy do niej pomachał, wcisnęła żółtą kulkę pod poduszkę, by ukryć dowody zbrodni, którą popełniła razem z Efemą. Raczej nie było szans, by Zaira to zauważyła. Co innego elf.
- Kamelio! Nie chciałam cię obudzić, wybacz. Chociaż cieszę się, że już nie śpisz - uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Nie czekając na zgodę lub protest uzdrowicielki, Paria odkryła się i obróciła w miejscu, by usiąść na brzegu łóżka. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że znów jest w jakiejś nieszczęsnej podomce, do tego różowej, więc poprawiła ją, zakrywając się w miarę możliwości przed spojrzeniem trefnisia. Nie miała już jego fantastycznego kołnierza, pod którym mogłaby ukryć oburzający go dekolt, więc tylko przeciągnęła włosy na jedno ramię, choć trochę chowając się w ten sposób.
- Jak się czujesz? - spytała, choć nie było to najbardziej zaskakujące pytanie, jakie mogła zadać. Potem odwróciła głowę w kierunku Zairy. - Ja się już czuję świetnie, mogę wstać? Mogę się przebrać? Mogę poprosić o jakiekolwiek ubrania, które nie są podomką? Chociaż spodnie i koszulę, i jakieś buty? Nie chcę tu już dłużej leżeć. I nie przeżyję kolejnego dnia w podomce i w łóżku, naprawdę. Proszę, cokolwiek.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

26
POST BARDA
Wydając z siebie przytakujący pomruk, Kamelio ukradkiem zerknął z ukosa na poduszkę, pod którą Paria ukryła psią zabawkę. Zważywszy na zdradziecko podrygujący kącik ust, istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że przebudził się gdzieś w trakcie całej zabawy z piłką, teraz z kolei starając się z całych sił nie zaśmiać lub nie zdradzić komentarzem.
- Gdy tak to ujmujesz, odnoszę wrażenie, że spałem aż nadto długo - odparł, próbując podnieść się na łokciach nieco wyżej i zaraz krzywiąc mimowolnie. - Ughh... Tak. Zdecydowanie za długo - stęknął, wyginając się i kręcąc. Zbyt długie przebywanie w jednej pozycji potrafiło dać mięśniom i kręgosłupowi w kość. Elfowi na pewno dało.
Zaira stała jeszcze chwilę w bezruchu tam, gdzie w nim zastygła, zanim dochodząc wreszcie do siebie, prychnęła ostentacyjnie, ostatecznie decydując się odłożyć niebezpieczną w jej drobnych dłoniach miotłę pod ścianę. Pierwszy wyraz zaskoczenia i być może czegoś na kształt ulgi został szybko wymazany z jej pomarszczonej twarzy. Zastąpiła je za to nowa porcja marszczonych brwi, bowiem orientująca się w sytuacji Efema, czym prędzej wypełzła ze swojej kryjówki i zaczęła wspinać na posłanie świeżo wybudzonego pacjenta.
- Braciszek Stjepan! - pisnęła radośnie i, okej, tej wersji Libeth jeszcze chyba nie słyszała? Kamelio? Steczek? Stjepan???
Podczas gdy psina usilnie starała się władować mężczyźnie na kolana, a Zaira rozpoczęła nową falę strofowania, na którą to z kolei Efema reagowała przede wszystkim mieszaniną zwierzęcych pisków i dziecięcych jęków, Kamelio przytknął dłoń do wyraźnie poczerwieniałej twarzy i przekręcił głowę w stronę przeciwną do Parii. Udając, że wcale nie jest mu z jakiegoś powodu wstyd, starał się obłaskawić zarówno jedną, jak i drugą stronę konfliktu. Ostatecznie, uzdrowicielka skapitulowała w towarzystwie wysoko wyrzucanych w górę rąk.
- Świetnie! Niech będzie! Kim niby jestem, żeby mieć coś do powiedzenia? Przecież tylko karmiłam was, obmywałam i przewijałam przez ostatnie trzy dni! - fuknęła Zaira, obracając się na pięcie, aby podejść do pobliskiego stołu i zacząć gmerać przy pozostawionych tam zapewne wcześniej specyfikach, buteleczkach i flakonikach.
Ostrożnie poklepując obandażowaną dłonią chowającą pod pościelą głowę Efemę, Kamelio westchnął, rzucił parę celowo przesłodzonych komplementów pod adresem ignorującej go twardo Zairy, a następnie wymownie wzruszył ramionami, uśmiechając podobnie do Parii.
- Poza mrowieniem w dłoniach i wrażeniem, że przespałem pół życia? Bardzo dobrze, dziękuję. Ty również wyglądasz zdecydowanie lepiej, niż gdy widziałem cię po raz ostatni. Choć widzę upodobania w pozostaniu przy jednym typie garderoby - ostatnie słowa brzmiały zbyt niewinnie, choć elf miał na tyle przyzwoitości, by nie błądzić wzrokiem tam, gdzie nie powinien. - Nie, żebym śmiał narzekać.
- Teraz kiedy wszyscy znowu są w stanie poruszać się o własnych siłach, wypadałoby pewnie i tak przenieść gdzieś młodą damę - zgodziła się Zaira, odwracając i podchodząc do Parii z kubkiem pełnym ciepłego płynu o miodowym zapachu. - Wypij to. Zaprowadzę cię do któregoś z pokoi dziewczyn. Od razu zaznaczam, że do tego typu komfortu trzeba się przyzwyczaić. Praktycznie nie mamy tutaj prywatnych izb. Znajdziemy ci coś do ubrania i zobaczymy, co zostało dla ciebie w kuchni ze śniadania.
Napój, który podała Libeth Zaira, smakował niczym ostrzejsza wersja miodu pitnego. Z dodatkiem przypraw i ziół, których niekoniecznie znała. Nie był jednak zły i łatwo przechodził przez gardło.
- Co do Parii-... - zaczął szybko Kamelio, powstrzymany jednak ruchem dłoni uzdrowicielki.
- Nie moja broszka. Nic mi nie wiadomo w temacie i nic mnie on nie obchodzi. Porozmawiacie sobie o tym z Kamelią. TY, młody panie, spędzisz dzisiejszy dzień jeszcze w łóżku. Zawołam, kogo trzeba, żeby do ciebie za chwilę zajrzał.
Kamelio otworzył usta, zamknął i wreszcie odpał z powrotem na poduszki, kiwając na zgodę głową.

Zaira czekała cierpliwie, aż Paria skończy trunek i wygramoli się z posłania. Noga nie bolała, choć skóra w okolicy opatrunku wciąż zabawnie mrowiła.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

27
POST POSTACI
Paria
- Za co jestem ogromnie wdzięczna! Chociaż o tym przewijaniu i obmywaniu wolałabym nie wspominać już nigdy - mruknęła, zeskakując z łóżka na chłodną podłogę. Przypomniały się jej buty, zniszczone prawdopodobnie bez najmniejszej szansy na odratowanie. Plus był taki, że mogła zamówić sobie drugie, identyczne. Znacznie gorzej wyglądała kwestia lutni. - Ale jestem przekonana, że teraz, jak czuję się już dobrze, mogę się odwdzięczyć znacznie lepiej, niż leżąc pod pierzyną przez kolejną dobę. I przede wszystkim nie trzeba będzie biegać wokół mnie. Sama się sobą zajmę.
Elfowi rzuciła tylko podejrzliwe spojrzenie, ale nie skomentowała kolejnego imienia, jakim został tu nazwany. Bardziej zaniepokoiło ją słowo "braciszek". Choć Efema mogła tylko tak mówić, to z drugiej strony kobieta nie miała pojęcia o co chodziło z tym psem i doszła do wniosku, że wszystko tu było możliwe. Po ostatnich dniach Paria była w stanie uwierzyć już chyba w każdą absurdalną rzecz. Trefniś wspominał o siostrze, gdy szli podziemiami, jeszcze przed ich cudownym noclegiem w kryjówce, ale nie sądziła, by mówił o Efemie. Potrząsnęła głową, dochodząc do wniosku, że łatwiej będzie się nad tym nie zastanawiać. Zbyt wielu rzeczy nie wiedziała, zbyt wielu nie rozumiała, a elf wyraźnie miał więcej tajemnic, niż mogła podejrzewać przez cały czas ich krótkiej znajomości.
- Naciesz się tym widokiem, póki możesz - odparła na jego przytyk cicho, tak, by starsza kobieta jej nie usłyszała i uśmiechnęła się słodko. - Żeby mnie zobaczyć w tej wersji jeszcze raz, będziesz musiał się znacznie bardziej postarać.
Odwróciła się tyłem do elfa i przyjęła kubek od Zairy, po chwili bez oporów wypijając zawartość. Była doskonałą pacjentką, czyż nie? Nie protestowała, przynajmniej jeśli chodziło o przyjmowanie specyfików.
- Nie potrzebuję prywatnej izby. Nie potrzebuję też, żeby mnie przenosić, po prostu chciałam już wstać - oddała kobiecie pusty kubek. - Wolę zostać z kimś, kogo znam, niż spędzać noc w pokoju dziewczyn. Chyba że Kamelio potrzebuje prywatności. Przepraszam, Steczko - rzuciła mu przez ramię krótkie spojrzenie. - Och. Przepraszam. Stjepan.
Cokolwiek elf miałby jej teraz do powiedzenia, priorytetem Libeth tak czy inaczej było znalezienie normalnego ubrania, więc od razu była gotowa do podążenia za Zairą. Poza tym, bardzo chciała dowiedzieć się, co znajdowało się za drzwiami, które dotąd pozostawały poza jej zasięgiem. I była przekonana, że jak w końcu ubierze się w coś sensownego, będzie w stanie też wreszcie logicznie myśleć. Minęło kilka dni, a jej problemy wciąż pozostawały bez rozwiązania.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

28
POST BARDA
- Mmhm - Zaira mruknęła bez przekonania, obrzucając Parię wyjątkowo krytycznym spojrzeniem, pod którym nawet potężne postaci pokroju Mija'Zgi miały pełne prawo poczuć się niepewnie. - Umiesz gotować? Sprzątać? Po tym całym zamieszaniu z zaćmieniem mamy wszędzie straszny bajzel.
- Chwila, chwila, chwila...! - wtrącił się pospiesznie Kamelio, podnosząc w górę jedną rękę. - Paria jest klientką Domu - zaznaczył z uśmiechem, ale i naciskiem w głosie.
- I? - pytająco uniosła pojedynczą brew Zaira.
- Jest klientką - powtórzył dobitnie elf, poszerzając swój uśmiech.
- A co to niby za klient, który nie płaci za świadczone mu usługi? - zapytała chytrze tamta, zakładając ramiona uparcie na klatce piersiowej.
- Matulka naprawdę zamierza ściągać pieniądze z obłożnie chorych...? - obruszył się komicznie Stje- Kamelio, przykładając wcześniej uniesioną dłoń do klatki piersiowej z niezwykle urażoną miną. - I pomyśleć, że całe życie miałem cię za matkę, której nie znałem...! - wygiął się w łóżku, ale zaraz tego pożałował, krzywiąc się i ponownie prostując, gdy obolałe mięśnie lub kręgosłup dały się we znaki.
- Hmpf - prychnęła Zaira, z trudem powstrzymując pełen satysfakcji uśmieszek. - Kto niby chciałby mieć takie dziecko?
- Czuje się urażony... Tak czy inaczej, wszystko opłacone zostało z góry. Dom Kamelii ma obowiązek zapewnić Lady Parii opiekę do czasu wypełnienia kontraktu. Proszę, nie każ jej biegać od kąta w kąt z miotłą.
Obydwoje przez dobrą chwilę mierzyli się spojrzeniami, dopóki uzdrowicielka na głos nie stwierdziła, że decyzję pozostawi ostatecznie Libeth. Dodała jednak, że jeśli ma zostać pod ich pieczą na dłużej, powinna przynajmniej w minimalnej części uczestniczyć w życiu Domu, co z kolei wiązało się z dzieleniem pewnych obowiązków oraz pomaganiu reszcie.
Kamelio nie kontynuował dalszej wymiany zdań, czy to z powodu cichej akceptacji, czy skierowanego do niego komentarza ze strony samej Parii, na który już z kolei zamrugał szybko, a następnie odchrząknął dyskretnie w zabandażowaną dłoń. Uwadze młodej kobiety nie uszło niby-ukradkowe spojrzenie oraz zawadiacki uśmiech, które doprawdy połowicznie starał się ukryć. A przynajmniej do czasu, gdy nie przyszpiliła go swoją wiedzą odnośnie trzech różnych zwrotów, należących jak najbardziej do niego. Ba! Miał przynajmniej na tyle wstydu, aby poczerwienieć w uszach i na karku, zanim na dobre odwrócił zakłopotany wzrok.
- Czyżby...? - odezwała się Zaira, tym razem bardzo znacząco przeskakując z jednej młodej twarzy do drugiej. - Rób ta, co chce ta - oznajmiła po celowo długiej pauzie. - Byle beż ŻADNYCH aktywności fizycznych dla młodego pana przez kolejne trzy dni. Zrozumiano?
- Ah, ah! Efema też! Efema też chce spać z siostrzyczką i braciszkiem! - odezwała się psina, podrywając łeb znad pościeli.
- Efema ma własne łóżko! Żadnych dyskusji! - fuknęła Zaira, zanim odebrała od Parii kubek i skierowała się do drzwi prowadzących na korytarz, głową dając swojej niedoszłej pacjentce znać, aby podążała za nią.

Korytarz, na który wyszły wraz ze starą uzdrowicielką, ku wielkiej uciesze Parii został wyłożony miękkim, fioletowym dywanem. Nie musiała się więc nadmiernie martwić o chwilowy brak obuwia.
- Na końcu korytarza znajdziesz łaźnie - wskazała palcem Zaira. - Możesz korzystać ze wszystkiego, co tam mamy, jeśli chcesz się nieco odświeżyć. Znajdę ci zaraz coś do ubrania.
Pogoniwszy młódkę, sama zniknęła za jedną z dwóch innych par drzwi, które Paria mogła zobaczy po swojej lewej stronie. Po prawej natomiast, w miarę przemierzania kolejnych metrów, mogła wyjrzeć przez kolejne okna prowadzące na ogrody oraz odległe, skromne ulice lub podziwiać oszałamiające, kolorowe gobeliny, które zdobiły ściany.

Łaźnia, jak to łaźnia. Z pozoru skromna, lecz gdy się przyjrzeć, niesamowicie bogato zawalona po kątach pachnidłami oraz flakonikami z olejkami wszelkiej maści. W szufladach pojedynczej szafki znaleźć mogła świeże ręczniki, szczotki, grzebienie oraz ozdoby do włosów. Woda w długiej, wąskiej balii wciąż była ciepła i najwyraźniej świeża. Libeth miała możliwość wykąpać się, choć nie czuła na sobie brudu ni potu.
Niezależnie od wyboru, Zaira niedługo później zapukała do drzwi, przynosząc jej czystą bieliznę, białą koszulę z nieprzesadnie głębokim dekoltem oraz luźne spodnie rozszerzające się mocno w łydkach oraz znowu zwężające w kostkach - szczelnie je w praktyce obejmując. Dodatkiem, który z pewnością warto docenić w jej sytuacji, były leciutkie butki w podobnym do spodni kolorze. Płaskie, bez obcasów.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

29
POST POSTACI
Paria
- Yymm... - odparła elokwentnie, gdy padło pytanie o gotowanie i sprzątanie. No nie, w tym Libeth nie była najlepsza. W żadnej z tych rzeczy się nie specjalizowała i żadną nie zajmowała się na co dzień. Jedzenie zamawiała, a sprzątanie... cóż, w karczmach, zajazdach, czy będąc w gościach nie musiała się tym przejmować, a w domu rodzinnym miała od tego służbę. Zerknęła na miotłę, którą Zaira przyniosła w celu przepędzenia psa i przeszło jej przez myśl, że takie zamiatanie nie mogło być przecież trudne, skoro każdy głupi sobie z tym radził; z drugiej strony jednak byłoby to nieco upokarzające. Już wystarczająco uwłaczające Parii było ostatnie kilka dni, a skoro Kamelio twierdził, że wszystko zostało opłacone, kobieta nie zamierzała pchać się do roboty.
- Pomogę - obiecała za to. - I będę uczestniczyć, na tyle, na ile będę mogła.
Nie sądziła, by w miejscu takim jak to jej umiejętności do czegokolwiek się miały przydać. Nie miała na czym zagrać, nie widziała sensu w śpiewaniu, a taniec w ogóle wydawał się absurdalnym pomysłem. A talenty magiczne? Gdyby zaczęła się nimi chwalić w Domu Śnienia, wyglądałaby jak dziecko, które chwali się dorosłym jak świetnie stawia pierwsze kroki.

Mówiąc o pozostaniu tutaj, Paria naprawdę miała na myśli tylko tyle, że towarzystwo elfa, którego zna i lubi jest dla niej lepsze, niż towarzystwo obcych dziewczyn, z którymi miałaby nocować tylko dlatego, że są tej samej płci. Nawet fakt, że nie miała pojęcia, jak trefniś naprawdę miał na imię, nie przeszkadzał jej szczególnie. Jednoznaczne spojrzenie Zairy sprawiło jednak, że nawet Paria zarumieniła się w szczerym oburzeniu. Aktywności fizyczne, dobre sobie! Aż tak zdesperowana nie była, żeby uskuteczniać tę aktywność, o której myślała uzdrowicielka, z kimś, czyjego imienia nawet nie znała. I kto przeciągnął ją przez kanały pod miastem. I kogo nieprzytomnego musiała wyciągać ze ścieków! I kto... kto...
Zanim zdążyła zebrać się na jakąkolwiek odpowiedź, Efema zaczęła się miotać po łóżku, na którym leżał elf, więc Libeth wykorzystała fakt, że uwaga wszystkich przeniosła się na psa i szybko odwróciła się, z przekonaniem ruszając w stronę drzwi. No tak, Kamelio też pewnie już sobie wywnioskował swoje.
Aktywność fizyczna, na bogów, co za pomysł! Jeszcze w pokoju, do którego w każdym momencie mogła się wpakować Zaira i przerażający, gadający pies. Już ta podziemna kryjówka z gniazdem byłaby lepsza, gdyby Parii w ogóle kiedykolwiek z jakiegoś powodu przyszło do głowy, żeby...

Podziękowała uzdrowicielce i zniknęła w łaźni, z ulgą przyjmując chwilę samotności. Pogrzebała w szafce, wybrała sobie olejek o zapachu magnolii i dolała go do wody, w której zanurzyła się cała chwilę później. Błogie ciepło i znajomy zapach momentalnie poprawił jej nastrój, na dno umysłu spychając zażenowanie i wszelkie obawy. I w tej chwili, po raz pierwszy od wielu godzin, a właściwie nawet dni, poczuła się względnie normalnie. Nikt jej nigdzie nie prowadził, nie walczyła o życie, nie miała na sobie tej pieprzonej podomki, którą teraz miała ochotę spalić. Krótka kąpiel, doprowadzenie się do porządku, ubranie się w cokolwiek, co dostanie i może wreszcie decydowanie o sobie, tak dla odmiany, brzmiało jak wspaniały plan.
Po wyjściu z kąpieli, z włosami nareszcie pachnącymi nie jak ścieki, a jak różowo okwiecone drzewa - kontrast równie cudowny, co przerażający - powycierała się do sucha i założyła przyniesione przez Zairę ubrania. Gdyby ktoś kiedyś jej powiedział, że założenie spodni, koszuli i butów przyniesie jej tyle radości, to w życiu by mu nie uwierzyła. Mokre włosy wycisnęła w ręcznik i rozczesała, zostawiając je luźno rozpuszczone do wyschnięcia. Gdy skończyła, poinformowała o tym starszą kobietę, gotowa do ruszenia dalej, do kuchni, po śniadanie, którego już domagał się jej żołądek.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

30
POST BARDA
Gdy tylko Paria była ponownie gotowa do drogi, Zaira bez zbędnego zwlekania poprowadziła ją kilka metrów z powrotem wzdłuż tego samego korytarza. Jej celem były drugie w kolejności, jeśli liczyć od pokoju, w którym wcześniej była ulokowana Libeth drzwi. Pchnęła je oczywiście bez wcześniejszego pukania, czy jakiegokolwiek zawiadomienia o swojej obecności, wywołując tym krótki okrzyk jednej z trzech kobiet, które w pośpiechu zerwały się ze sporego, dwuosobowego łoża, ulokowanego w prawym rogu pokoju. Nieco mniejsze łóżko stojące obok, zajmował niewysoki młodzi, który jedynie nieco nerwowo przekręcił głowę w stronę niespodziewanych gości. Cała czwórka ubrana była luźno, a jednocześnie szykownie. Elegancko i egzotycznie w całej swojej prostocie. Lekkie, zwiewne szale opasały czy to kibić, czy przerzucone były przez kark, długie kolczyki przyozdabiały uszy, bransolety dzwoniły na nadgarstkach tudzież kostkach. Dwie z trzech kobiet były prawdopodobnie nieco młodsze od Parii, podczas gdy trzecia zdecydowanie przekroczyła już jakiś czas temu trzydziestkę. Chłopak nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat - jego twarz wciąż miała w sobie sporo typowej, dziecięcej pucułkowatości.
Zaira nie zaszczyciła zebranych więcej niż pojedynczym, przeciągłym spojrzeniem, kierując się dalej prosto w stronę na drugim końcu pokoju
- A niech mnie tylko Kamelia zapyta, kto się dzisiaj obijał - rzuciła zamiast tego w eter, wywołując wśród skromnego grona na tyle sporą panikę, by zaraz powyciągali spod posłań miotły i miotełki, którymi najprawdopodobniej powinni właśnie wymachiwać po kątach.

Z sypialni wyszli bezpośrednio do owalnej wnęki ze stolikiem i masą krzeseł dookoła, połączonej z kolei, jak się zaraz okazało, z ogromną przestrzenią przypominającą... bardzo tajemniczo i egzotycznie przystrojoną gospodę? Paria nie do końca wiedziała, jak powinna to wszystko określić. Na samym środku w większości owalnego pomieszczenia stał szynkwas. Tak, to z pewnością przypominało szynkwas, choć chyba żadnego z szynkwasów, jaki dotychczas wdziała, nie porastał błękitnawy bluszcz (o ile był to bluszcz?). Mieli tam w każdym razie spore beczki pełne prawdopodobnego trunku! Dookoła na podłodze porozkładano dywany, na nich zaś drobne stoliki i sprawiające wrażenie bardzo wygodnych pufki. Dominowały tu przede wszystkim kolory żywej purpury, fioletu, żółci oraz pomarańczy.
Przy niektórych stolikach siedzieli ludzie, pół ludzie oraz nieludzie. Większość poubierana w podobnym stylu do grona, które wraz z Zairą spotkały chwilę wcześniej. Nie było ich też w gruncie rzeczy wielu. Niektórzy siedzieli pojedynczo, inni w mniejszych gronach, szepcząc bądź śmiejąc się do siebie. Paria mogła dostrzec oznaki zmęczenia na twarzy co poniektórych. Miała prawo przypuszczać, że byli najpewniej Śniący oraz pracownicy Domu Kamelii.
Przy szynkwasie uwijała się pucująca blaty Mija'Zga, którą trudno było nie dostrzec. Gdzieś po drodze udało jej się wreszcie pozbyć zbroi, aczkolwiek wielu sprzeczałoby się, czy ubrana w kaftan z grubych pasów skóry wygląda mniej bojowo. Nadal miała na sobie swój wesoły fartuszek - tym razem nieco bardziej przybrudzony.
- Paria! - zagrzmiała wesoło orkowa kobieta, zwracając na siebie uwage jedynie skromnej części otoczenia. - Wszystko już dobrze? Noga lepij?
Foighidneach

Wróć do „Stolica”