Dom Śnienia Kamelii

91
POST POSTACI
Paria
Odpowiedź Kamelio podsumowała wyłącznie lekkim uśmiechem, ale mimo to nie zamieniła wyciągniętej z kufra długiej koszuli nocnej na nic innego. Mogła sobie beztrosko flirtować w swoim lekkim alkoholowym odurzeniu, lecz to nie znaczyło, że miałaby chodzić roznegliżowana po wspólnych częściach Domu Śnienia i ryzykować, że znów za moment ktoś wpadnie do ich pokoju. Zatrzasnęła swoją skrzynię, przez chwilę w milczeniu przyglądając się elfowi. Na usta cisnęły się jej kolejne pytania, jak zwykle, ale nie wiedziała na ile mądre było testowanie jego cierpliwości.
- Mhm - mruknęła bez przekonania, zwijając koszulę w rękach i mrużąc lekko oczy, na widok jego podejrzanego, szerokiego uśmiechu.
Ruszyła w stronę wyjścia z pokoju, ale zatrzymała się tuż obok Kamelio.
- Trafię, w jedną i drugą stronę, ale bardzo dziękuję, twoja nieopisana szarmanckość jest doceniona - oparła dłoń na jego ramieniu i przez chwilę spoglądała na niego, uśmiechając się, tym razem bez żadnych kryjących się za tym uśmiechem dodatkowych emocji. Żadnej złośliwości, żadnej dwuznaczności. - Lubię cię, Steczko. Cieszę się, że to ty wyprowadziłeś mnie z tej rezydencji. I że mogę się tu poczuć... normalnie. Chociaż dzisiaj, przez chwilę, zanim to wszystko... zacznie się na nowo.
Chciała dodać coś jeszcze, ale to by było już tylko przemawiające przez nią wino, więc zabrała rękę i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju. Nie potrzebowała wsparcia - jeśli nie musiała szybko wstawać, to jej krok nie był chybotliwy, a świat nie wirował jej przed oczami, także dotarcie do łaźni nie stanowiło problemu. O ile pomieszczenie nie było zajęte, Paria umyła się szybko i przebrała, a potem usiadła na stołku i zabrała za rozczesywanie długich włosów. Woda otrzeźwiła ją nieco. Przez chwilę zastanawiała się co zrobić z ubraniami, które z siebie zdjęła, dochodząc ostatecznie do wniosku, że po prostu zabierze je ze sobą i odda, gdy ktoś o nie spyta. Nastrój tego wieczoru sprawiał, że nie myślała o Lady Cendan, o ojcu i Tulio, o Celestio i wspomnieniach z kanałów. Przynajmniej dzisiaj mogła nie roztrząsać tego, w jak bardzo skomplikowanej sytuacji się obecnie znajdowała. W sumie ciekawa była, czy Nuriel udało się zmusić dziewczynki do kąpieli, a myśl o podekscytowanej jutrzejszą zabawą Efemie sprawiła, że usta Libeth znów rozciągnęły się w uśmiechu.
W końcu odłożyła szczotkę, zabrała swoje rzeczy i zostawiła łaźnię za plecami, wracając do zajmowanego przez siebie pokoju. Dzień niestety dobiegał końca i wcześniej czy później trzeba będzie się z tym pogodzić, nawet jeśli nie zamierzała od razu pakować się pod kołdrę i iść spać. Położyła stertę ubrań na wieku swojego kuferka i usiadła na brzegu łóżka, przesuwając spojrzeniem po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Chybotliwe płomienie świec nadawały wszystkiemu ciepłego odcienia - nie tak ciepłego, jak krwawe słońce, które widziała raz, po przebudzeniu podczas zaćmienia, a w zupełnie inny, pełen spokoju sposób.
- Rozumiem, że jutro zostanę przeniesiona w jakieś inne, bardziej... odludne miejsce? - spytała, jeśli Kamelio był też w pokoju, albo kiedy wrócił. - Z dala od oczu klientów?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

92
POST BARDA
Reakcja Parii, która niemalże dosłownie krzyczała o odczuwanej względem jego zapewnień nieufności, tylko bardziej rozbawiła obserwującego ją przez cały ten czas Kamelio. Na tyle, aby jeszcze bardziej na moment obnażył zęby, co w zestawie z mrużonymi pogodnie oczami sprawiało, że przywodził na myśl lisa, któremu wreszcie udało się nakłonić kruka do wypuszczenia z dzioba sera. Raz kolejny Libeth nie mogła być pewna, czy mężczyzna jest poważny, pół-poważny, czy może znowu sobie z nią żartował. Nie, żeby jej to jakoś szczególnie przeszkadzało, gdy nastrój był tak dobry i pozytywny. Nie dzisiaj.
Dopiero, gdy w grę ruszyła jej własna, niepodszyta niczym szczerość, uśmiech mężczyzny zatrząsł się w posadach.
- ... - przyglądając się Parii, jakby co najmniej wyrosła jej druga głowa, Kamelio chyba po raz pierwszy odkąd się poznali, kompletnie nie wiedział co odpowiedzieć.
- Cieszęsiężesięcieszysz - wyrzucił wreszcie na wydechu, a że zrobił to w tempie uniemożliwiającym rozdzielenie i rozróżnienie pojedynczych słów, na czym też sam od razy się złapał. Szybko odchrząkując, odwrócił spojrzenie. - Miałem na myśli... Do usług - podprawił się, zdradzany jednak przez czerwień występującą bezlitośnie na twarz.
Czyżby w końcu 1:0 dla Parii?

W drodze do łaźni, Libeth miała jeszcze okazję usłyszeć przygłuszone śmiechy dobiegające zza jednych z mijanych drzwi, jednak poza tym, jej wycieczka przebiegła bez zarzutów. Pomieszczenie było wciąż lekko zaparowane i wypachnione czymś przywodzącym na myśl wanilię, lecz poza tym puste. Nikt nie przerywał jej i nie przeszkadzał, gdy poświęcała cenne minuty na odpowiednie zadbanie o siebie. Wszystko było jeszcze lepsze, gdy już nie tylko czuła się najedzona oraz wesoło podpita, ale dodatkowo świeża i pachnąca!

Gdy wróciła do pokoju, Kamelio siedział na swoim łóżku przebrany i ze wciąż wyraźnie wilgotną od wody twarzą. Z głęboką zadumą wpatrywał się w widok za oknem, dopóki Paria nie postanowiła go z niej wyrwać.
- Słucham? Nie, nie, spokojnie. Prawdę powiedziawszy, jedynymi, innymi, mam na myśli, pomieszczeniami, których rutynowo nie udostępniamy na potrzeby klientów i przeprowadzanych z nimi seansów, są te w piwnicach - wydając z siebie pomruk zastanowienia, elf odchylił głowę, spoglądając tym razem w sufit. - Odpowiednie uczesanie, trochę makijażu albo... Być może ozdobna woalka na twarz? Co powiesz? Brzmi dużo lepiej niż bycie uwięzionym w czterech ścianach, od których w końcu zaczniesz chorować niczym na rozbujanej łodzi, nie sądzisz?
Propozycja... Zdecydowanie nie brzmiała głupio.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

93
POST POSTACI
Paria
Cóż, nie spodziewała się takiego zaskoczenia w reakcji na swoje szczere słowa. Polubiła elfa i w tej krótkiej chwili nie widziała niczego złego w poinformowaniu go o tym, choć najwyraźniej dla niego było to szokujące. Gdyby była trzeźwiejsza, pewnie zaczęłaby to rozważać i wyciągać z tego mniej lub bardziej trafione wnioski. Może uznałaby, że to był błąd i powiedziała coś absolutnie głupiego. Może przypomniałaby sobie, że jest tu głównie dlatego, że miała pomóc mu w badaniach, a nie czerpać przyjemność z towarzystwa. Trzeźwiejsza jednak nie była, więc teraz jedynie mentalnie wzruszyła ramionami i poszła w swoją stronę.
Po powrocie skupiła się już na rozważaniu swoich następnych kilku dni. Przypatrywała się Kamelio, w zamyśleniu zastanawiając się, co było gorsze - ukrywanie twarzy, czy pozostanie zamkniętą tutaj. Żeby chociaż wyglądała tak, jak wszyscy na Archipelagu. Jasne włosy i oczy nie pozwalały jej ukryć się w tłumie tak dobrze, jak mogłaby, gdyby miała ciemniejszą karnację.
- Nie wiem jaki makijaż miałby z tym pomóc - bliżej nieokreślonym ruchem ręki wskazała generalne okolice swojej twarzy. - Ale... może... masz chyba rację. Woalka brzmi sensownie. Nawet jeśli nie muszę się stąd wynosić, to wciąż szlag mnie trafi wcześniej czy później od siedzenia w jednym pokoju. Zwłaszcza, że z pewnością będziesz miał jutro ważniejsze rzeczy do roboty, niż dotrzymywanie mi towarzystwa w niedoli.
Uśmiechnęła się lekko i po chwili zastanowienia sięgnęła po list do ojca, który czekał złożony na jej szafce nocnej. Rozłożyła go i przesunęła wzrokiem po rozjeżdżającym się jej nieco przed oczami tekście. Nie była pewna, czy to wina półmroku panującego w pokoju, czy wypitego wina, ale wolała zrzucać odpowiedzialność na to pierwsze. Odłożyła list na bok, milknąc na dłuższą chwilę. Zwykle podobne wieczory kończyły się inaczej. Zazwyczaj lądowała sama w swoim pokoju, zwalając się wykończona na łóżko i zasypiając, zanim jej głowa dobrze dotknęła poduszki. Zerknęła na Kamelio, ale ten już najwyraźniej był tak zbity z tropu przez jej wcześniejszą otwartość, że chyba już mu na dzisiaj wystarczyło. Zdecydowanie wypiła za dużo wina. Przetarła twarz dłońmi i odgarnęła włosy za uszy.
- Przepraszam za wcześniej - westchnęła. - Mam wrażenie, że mówię same niewłaściwe rzeczy, tak jak o niewłaściwe rzeczy pytam. Co najmniej jakbyś to ty był szlachcianką w tym towarzystwie, a ja kimś, kogo nigdy nie uczono etykiety - parsknęła cicho śmiechem po zacytowaniu jego własnych słów. - Już nie będę. Od teraz jestem wzorowym gościem, zobacz. Jestem gotowa z respektem i pokorą zanurzać się w... mistycznym nastroju Domu Śnienia Kamelii... i nie niepokoić swoją wścibskością, ani co gorsza sympatią jego tajemniczych pracowników.
Wstała i dygnęła elegancko, choć nieco chybotliwie, by potem przejść do stołu i sprawdzić, czy w dzbanku jest coś bezalkoholowego do picia. Jeśli tak, napiła się, pamiętając, że pomoże jej to jutro poczuć się lepiej. A potem? Cóż, chyba przyszedł czas na to, by wpakować się pod kołdrę i spróbować zasnąć. Wcześniej czy później będzie musiała to zrobić, nawet jeśli dopiero co przespała dosłownie trzy dni.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

94
POST BARDA
- Mamy co najmniej kilka dziewcząt znających się na rzeczy. Jutro poproszę, żeby coś dla ciebie przygotowały. Sama będziesz mogła zdecydować, która wersja bardziej ci odpowiada.
Pomysł wiele ułatwiał, a co najważniejsze - zmieniła nieco wizję jej tymczasowego aresztu domowego. Nawet jeśli wszystko wciąż wiązało się z zakazem opuszczania terenów Domu, na pewno dużo łatwiej żyło się ze świadomością, że nie będzie się tym samym zamkniętym w jednym tylko pomieszczeniu niczym w klatce. Jej wybawcy z całą pewnością byli dużo bardziej hojni i wyrozumiali, niż spodziewałoby się tego po osobach uwikłanych w nieswoje problemy.
Roztrzepując włosy ostrożnymi ruchami zabandażowanej dłoni, Kamelio zaśmiał się cicho pod nosem.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co - elf wyprostował się, a następnie podniósł z posłania, niespokojnie rozcierając ramiona. Chwilę przechadzał się w te i z powrotem, po drodze łapiąc nawet stojący na niewielkiej szafeczce, bliżej jego własnego łóżka dzban, by podejść z nim do Parii i nalać jej zmieszanego z wodą, słodko-kwaśnego soku. Prawdopodobnie jabłkowego. Dzbanek na stole, niestety stał już pusty.
- ... - lekko ujmując dłoń Parii, gdy tylko opróżniła i odstawiła naczynie, ledwie zahaczając palcami o czubki jej własnych opuszków, poprowadził ją do łóżka. - Minęło sporo czasu, odkąd ktokolwiek zachowywał się przy mnie tak... Bezpośrednio. Bez zahamowań, czy potrzeby schlebiania mi i gloryfikowania śmiesznie drobnych zasług. Nie licząc Ursy i Kamelii w każdym razie.
Przykładając wolną dłoń do klatki piersiowej, sam skłonił się tym razem, by następnie zamaszystym ruchem zaprosić ją do posłania. Gdyby kiedyś znudziło mu się błaznowanie, mógłby robić za niezłego lokaja. O ile tylko zapuściłby wąsa. ... Tak, zdecydowanie lepiej, aby nigdy tego nie robił.
- Nie próbuj być kimś, kim nie jesteś, Pario - zwrócił się do niej, lekko przejeżdżając jeszcze kciukiem po zgięciach jej palców, zanim zupełnie wypuścił jej dłoń, prostując się.- Z doświadczenia wiem, że nie przynosi to zbyt wiele radości, o ile aktorstwo nie jest twoim podstawowym powołaniem. Poza tym, pozwalając sobie zacytować naszą wszechwiedzącą Kamelię - odchrząknął i wzniósł w górę dłoń, przybierając beznamiętny wyraz twarzy - "Nie istnieją niewłaściwe pytania. Są tylko niewłaściwe odpowiedzi". Dopóki wszystko, co tu zobaczysz i czego się dowiesz, pozostanie wyłącznie dla twoich wiadomości, nikt nie będzie miał ci niczego za złe. Nie jesteśmy sektą, wymagających odpowiednich zachowań. Jedynie dyskrecji, która powinna zostać zachowana pomiędzy nami a Domem.
Kamelio uśmiechnął się jeszcze krótko, zanim zaczął podchodzić do każdej ze świec w pomieszczeniu i zdmuchiwać je.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

95
POST POSTACI
Paria
Tym razem to ona spojrzała na elfa skonsternowana, gdy postanowił chwycić jej dłoń. Może nie oblała się rumieńcem, ale przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego w lekkiej dezorientacji, usiłując skupić swoje rozbiegane myśli w jednym punkcie. Nie do końca zgadzały się jej jego słowa z tym, co mówił przedtem, kiedy szli podziemiami rezydencji. Zanim jednak zebrała się w sobie na tyle, żeby to powiedzieć, musiała przywrócić swoją uwagę z kostek własnej dłoni z powrotem na całą rzeczywistość, co okazało się dość trudnym zadaniem. Czy przeszło jej już przedtem przez myśl, że wypiła za dużo wina...?
Usiadła z powrotem na brzegu swojego łóżka, podążając spojrzeniem za gaszącym kolejne świece Kamelio.
- Może byłoby inaczej, gdybym poznała cię w innych okolicznościach - uznała.
Trudno było jej widzieć w elfie ważną postać Domu Śnienia, zamiast trefnisia, którego spotkała na bankiecie. Zapewne jeśli pojawiłaby się tutaj i zostałby jej on przedstawiony tak, jak chociażby dziś Kamelia, odnosiłaby się wobec niego z większym respektem. Noc w gnieździe i przeczołganie się kanałami pod miastem trochę jednak wyrównywały poziom tej relacji. Podczas uciekania przed szczurami i wielkimi, zębatymi paszczami ściekowych monstrów, nie było tam ani sławnej bardki ze szlacheckimi korzeniami, ani wysoko postawionego w gildii śniących maga, jak sam nazwał się kilka dni temu.
- Hmm... Kiedy szliśmy podziemiami, mówiłeś, że nie jesteś przyzwyczajony do bycia szanowanym i nie potrafisz sobie tego wyobrazić - przypomniała mu w końcu, obracając się w miejscu i wsuwając w końcu nogi pod kołdrę. Nie to, że coś mu zarzucała. Nie wymagała wyjaśnienia. Po prostu zeznania się nie zgadzały i Paria postanowiła o tym przypomnieć, tak dla zasady.
- Potrafię zachować dyskrecję. Nie martw się o to. Moje usta są zamknięte na kłódkę - oparła się wygodnie plecami o zagłówek łóżka. Uśmiechnęła się, choć w coraz większej ciemności Kamelio i tak tego pewnie nie widział. - Wiem, że może teraz, dzisiaj, jestem mało wiarygodna, ale mówię prawdę. Naprawdę mówię prawdę. Nie przekażę dalej niczego, czego będę miała nie przekazywać. Chyba że zajdziesz mi za skórę. Wtedy zobaczę.
Może i nie mógł widzieć wyraźnie jej uśmiechu, ale z łatwością dało się go wysłyszeć w jej głosie. Oczywiście, że nie zamierzała wydawać sekretów Domu Śnienia - nie była idiotką, żeby zaraz lecieć pisać ballady o ich największych tajemnicach, których zresztą sama wcale dobrze nie znała.
- I możesz mi mówić po imieniu... jeśli chcesz. Paria to tylko pseudonim. Łatwiejszy, niż imię, nazwisko i tytuł, ale nadal tylko pseudonim - zsunęła się niżej, tak, by położyć się już normalnie. Miękka pościel to jednak było coś, co otulało lepiej, niż niejedne ramiona. Westchnęła cicho. - Dobranoc.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

96
POST BARDA
Chwytając za kaganek ostatniej, ostałej świecy, Kamelio wrócił do własnego łóżka, na którego brzegu przysiadł.
- Dobrze pamiętasz - zgodził się bez cienia wahania. - Sęk w tym, że szacunek, a puste pochlebstwa i sztuczna grzeczność, to dwie, zupełnie różne pary mokasynów. Nie odbierz mnie źle. Znaczna większość członków Domu urabia sobie ręce po łokcie, żeby to miejsce funkcjonowało tak, jak powinno, jednocześnie przypominając jego mieszkańcom faktyczny dom. O niewielu mogę powiedzieć złe słowo. W przeciwieństwie jednak do samej Kamelii i kilku pojedynczych jednostek, mało kto chce mnie w rzeczywistości widzieć na jej miejscu, czy w ogóle zajmującego się tutaj jakimikolwiek ważniejszymi funkcjami. Ironicznie, nikt inny nie pali się do ich wykonywania.
Wciągając nogi na łóżko, elf zgasił wreszcie ich ostatnie, sztuczne źródło światła. Jedynie wyjątkowo słaby tej nocy blask księżyca, którego pełny krąg dopiero zaczynał się zmniejszać, wpadał od czasu do czasu przez okna podczas sporadycznych momentów, w których wyglądał on zza chmur. Okres deszczowy zbliżał się najwyraźniej wielkimi krokami.
- I ponieważ wiem, że ciekawość będzie cię zżerać, żeby o zapytać - kontynuował z nieukrywaną nutą rozbawienia w głosie. - Tak, mają ku temu dobry powód. Nie jeden zresztą. Począwszy od bycia wykwalifikowanym magiem, co wielu tutaj wciska szpile w boki, przez kłopoty, jakie sprawiłem w przeszłości oraz nieciekawe plotki związane z tym, kim byłem i co robiłem, zanim tu trafiłem. Ufają moim umiejętnością, ale już nie mnie samemu - ostatnie słowa zabrzmiały nieco niewyraźnie, gdy wkradło się w nie długie, przeciągłe ziewnięcie. Księżyc zupełnie zaszedł akurat za chmury, lecz Paria nie potrzebowała widzieć, aby usłyszeć, jak elf zagrzebuje się głębiej w posłaniu
- To długa historia, a ja jestem na nią zdecydowanie zbyt trzeźwy. Tak czy inaczej, skora sama dałaś mi pewną nadzieję na możliwość nawiązania współpracy w naszym wspólnym interesie, uważam, że powinnaś poznać ludzi i system działania Domu Kamelii. Ze swojej strony postaram się za bardzo nie prowokować cię do umyślnej niedyskrecji~
Jeśli Kamelio uznał za stosowne zmienić nieco swoje nastawienie i dać jej więcej swobody niż oryginalnie planował, kim była Paria, żeby się spierać? Kamelia zresztą z całą pewnością musiała tę kwestię osobiście zaakceptować, co do tego nie było żadnej wątpliwości. W grę w końcu wchodziło ryzyko ujawnienia przed obcą osobą sekretów, których normalnie instytucja Śniących zapewne bronić musiała, niczym handlarze swoich kontraktów, a lichwiarze złota. Całkiem więc prawdopodobne, że jej poczynania będą od tej pory uważnie obserwowane, zaś sami Śniący bardziej skryci z niektórymi tematami - choć na ten moment nie odczuła tego w sposób doskwierający i jeśli tak miałoby zostać, na pewno nie będzie to dla niej kłopotem.
Moc wrażeń, syty posiłek, dobry alkohol i koniec końców ciepłe, wygodne łóżko wystarczyły, aby senność zaatakowała nagle i gwałtownie, z pełną mocą usiłując wciągnąć ją głębiej w odmęty pełni komfortu oraz niemalże wyczuwalnego zwiotczenia umysłu. Powieki coraz ciężej opadały na oczy, aż wreszcie Libeth straciła silę woli, aby dalej zmuszać je do unoszenia. Zanim jednak pozwoliła sobie zupełnie odpłynąć, usłyszała jeszcze łagodną i niemal melodyjną (być może z winy waty, w jaką na tym etapie była jej przytomność) odpowiedź Kamelio:
- Dobranoc, Libeth.
***
Zmęczenie dniem sprawiło, że kolejna noc minęła Parii bez jakichkolwiek snów, a ponieważ nikt nie próbował jej ściągać z łóżka wraz z nastaniem nowego, spała smacznie wyjątkowo mocno i długo. Słońce stało już od jakiegoś czasu wysoko na niebie, gdy wreszcie zaczęła się samoistnie budzić.
W pokoju, jak zauważyła, gdy już w ostateczności zdecydowała się wstać, była tym razem sama. Na stole czekała na nią jedynie krotka notatka, spisana okrutnie, a jednocześnie zabawnie koślawym pismem:

"Efema i Mira będą na ciebie czekały w ogrodzie. Mija przygotowała dla was śniadanie na ogrodzie.
Powodzenia.

Ps. Zabrałem twoje listy. Zajmiemy się ich dostarczeniem.
Kamelio.
"

Pomimo sporych zachmurzeń poprzedniego wieczoru, dzień był ponownie piękny, ciepły i słoneczny, choć w powietrzu czuć było burzę, która z całą pewnością miała nawiedzić region jeszcze dzisiaj. Nie było to natomiast coś, co na dłużej zaprzątałoby głowę Parii. Zwłaszcza, gdy zaraz po odświeżeniu się i ubraniu, dopadły ją dwie w połowie drogi z łaźni, znane już z twarzy po poprzednim wieczorze Śniące. Obie szeroko się do niej uśmiechały, kiedy chwytając ją pod boki, zaciągnęły do jednego z pokoi, którego ta jeszcze nie miała okazji zwiedzić. W tym, zdecydowanie dominowała żółć, pomarańcz i nieco przebijające je fioletu. Stały tu trzy, szerokie, dwuosobowe łóżka, kilka skromnych mebli oraz pięknie zdobiona, bogata w mnogie ornamenty toaletka, przy której to też została niemal od razu usadzona.
Śniące w dużym skrócie uświadomiły Parię, że to im polecono przeobrazić ją na potrzeby uzyskania możliwości do swobodnego poruszania się po Domu. Klienci nie mieli co prawda zacząć napływać przed południem, jak się dowiedziała, lecz już teraz kobiety wolały wiedzieć, jak będą wyglądały preferencje ich gościa. Oferując więc drobne, chrupiące przekąski w postaci mini-placuszków z owczym serem, przez ponad godzinę prezentowały przykłady rozmaitych sztuczek, jakie uzyskać można było zarówno przy użyciu samego make-upu, jak i jego lżejszych wersjach w połączeniu z woalkami zakrywającymi twarz w mniejszym tudzież większym stopniu, w zależności od materiał oraz długości. Woalki były... Naprawdę bajeczne! Zaczepiane na uszach, leciutkie i w najrozmaitszych kolorach, z czego te o głębokim, królewskim błękicie, purpurze oraz w fioletowych odcieniach robiły największe wrażenie w połączeniu ze złotymi zdobieniami i haftami, jakie zwykły je urozmaicać.
Samym makijażem oraz fryzurą, Śniące również wyraźnie potrafiły zdziałać cuda. Paria miała okazję zobaczyć się w trzech różnych wariancjach, nadających jej twarzy iluzję kompletnie odmiennych rysów od tych, które na co dzień zwykła oglądać w lustrze. W jednej wydawała się pulchniejsza w policzkach, bardziej pyzata; w drugiej jej rysy stawały się ostrzejsze i bardziej wyraziste, tworząc z niej srogo prezentującą się damę; trzecia natomiast nadawała ogromnej skromności i delikatności, znacząco odmładzając - głównie dzięki optycznym powiększeniu jej oczu.
Podczas gdy jedna malowała Parię, druga układała jej włosy, jeszcze nie w pełni profesjonalnie, bo i wyłącznie przykładowo dla oszczędzenia czasu, prezentując i tutaj kilka ciekawych wariancji. Zaproponowano jej więc wysokie upięcie, splecione z dwóch stron kilkoma przeplecionymi przez siebie wzajemnie warkoczykami oraz dopięte zdobionym grzebieniem. Dostała opcję splecenia całości włosów w drobne warkoczyki, które mogła nosić zarówno luzem, jak i w upięciu. Było też kilka wersji koków, z czego każda zawierała kilka drobnych ozdób, wpasowujących się w klimaty mody panującej w Domu. Na pewnym etapie rzucono też możliwością tymczasowego przefarbowania jej włosów z użyciem soków z owoców, jeśli takie było jej życzenie.
Spoiler:
Gdy już dotarli do jakiego takiego konsensusu, po zmyciu wszystkiego z jej twarzy oraz ponownym rozczesaniu włosów, Libeth wreszcie mogła udać się na ogrody, gdzie czekać na nią miały dwie dziewczynki oraz upragnione śniadanie.

Mira wciąż była ostrożna w kontakcie. Wciąż nie mówiła wiele i tak, w dalszym ciągu nosiła ciasno opleciony wokół twarzy szal. Przez większość czasu wolała obserwować zabawę pomiędzy bardką, a energiczną Efemą, która okazała się skakać po swoją piłkę... Cóż... Wysoko. Dużo wyżej niż w zamkniętym pomieszczeniu dnia poprzedniego. Na oko - pięciokrotność jej własnej wysokości?
Paria była już nieźle zgrzana, gdy burza wreszcie nadciągnęła, uderzając z całą mocą. Zmiana w pogodzie uderzyła tak nagle i niezapowiedzianie, że nikt nie spostrzegł, o co chodzi, dopóki na głowy znajdujących się na zewnątrz, nie zwaliły się kaskady wody.
Przemoknięte do suchej nitki siostry, Paria oraz parę innych osób, które w tym czasie pracowały w ogrodach bądź sadzie, zostali pogonieni do siebie w celu osuszenia się i przebrania. Większość Śniących zajęta była na ten moment przygotowaniami własnymi oraz pokoju kominkowego, w który okna szczelnie zasłaniano ciemnymi, krwistoczerwonymi kotarami. Zapalano natomiast licznie świece w kandelabrach, żyrandolu oraz te porozstawiane pojedynczo, zdawać by się mogło, przypadkiem. Nic jednak tak naprawdę nie było pozostawione przypadkowi, jeśli zwrócić uwagę na pieczołowitość, jaką wkładano w ich ustawianie.
Dom Śnienia Kamelii przygotowywał się na ponowne przyjmowanie klientów w swoich skromnych progach i podchodził do tego poważnie. Wraz z zaciemnieniem pomieszczenia oraz zapachem oczyszczających kadzideł, powróciła atmosfera tajemniczości, przyprawiającej o dreszczyk emocji. Jak dało się spostrzec, wielu Śniących przysłaniało doły swoich twarzy szalami, chustami bądź woalkami, niezależnie od płci i pochodzenia. Wbrew ewentualnym obawom Parii, dopóki nie stanęłaby pomiędzy resztą w pełnym świetle dnia, istniało niezwykle małe prawdopodobieństwo, aby ktokolwiek ją tutaj rozpoznał. Nie, gdy przemknąć mogła pomiędzy tańczącymi po ścianach i podłodze cieniami.
Przelotem dostrzegła nawet raz Kamelię, za to po samym Kamelio nie było nawet śladu. Jeśli wpadło jej na myśl, aby o niego kogokolwiek zapytać, dowiedziała się jedynie tyle, że od rana rozdawał pozostałym polecenia, zanim udał się w towarzystwie Ursy na miasto.
Dwie Śniące ponownie nawiedziły ją przed samym południem, zaciągając do tej samej komnaty, co poprzednio. Po drodze wyjaśniły, że przez kolejne trzy dni, od południa do północy, tylko i wyłącznie z niego będzie można korzystać przejściowo, o ile niemożliwe lub niekomfortowe będzie używanie przejścia przez ogrody w drodze do kuchni lub pokoju wspólnego. Pozostałe oddane będą na czas przyjmowania klientów do bardziej prywatnych sesji.
Później przyszła oczywiście kolej na jej tymczasową metamorfozę, w której trakcie Śniące ewidentnie świetnie się bawiły. Ich umiejętności były doprawdy oszałamiające w końcowym efekcie. Od tego momentu do zamknięcia przybytku na obcych, Paria mogła poruszać się swobodnie, lecz nie nawiązywać niepotrzebnie kontaktu z nikim niebędącym członkami Domu. Mogła zatem rozmawiać z tymi, którzy nie byli zajęci lub przesiadywać przy barze obsługiwanym przez Miję (od czasu do czasu doskakującą do kuchni i gotową przygotować coś do jedzenia). Przysłuchiwać się mniej prywatnym rozmowom lub wróżeniom z kart, dłoni, zwierzęcych kości i innym, przeprowadzanym w sali kominkowej - pod warunkiem, że zachowała dyskrecję, trzymała się cienia i lub udawała, że jest zajęta czymś zupełnie innym.

Dom nie był tego dnia przesadnie zapracowany. Większość ludności Archipelagu wciąż żyła wydarzeniami związanymi z Zaćmieniem, czego również dowiedziała się po drodze z plotek oraz pogawędek innych pracowników z odwiedzającymi. Najgorzej ponoć było poza murami miast. Ataki bestii oraz dzikich zwierząt nie ustępowały przez całe trzy dni niefortunnej anomalii.
I tak mijał jej czas, a później minęła i reszta deszczowego dnia. Nie inaczej było także kolejnego. Przez cały ten czas, przez dwa dni i jedną noc, nie dostrzegła nawet cienia elfa, który powinien dzielić z nią komnatę. Kamelia i Zaira natomiast dla odmiany złożyły jej krótką wizytę - pierwsza, aby poinformować, że jeśli sprawy nie ulegną zmianie, będzie mogła w przeciągu kolejnych trzech dni zacząć uczestniczyć w lekcjach, druga oczywiście w celu sprawdza jej kondycji (kolor skóry nogi wrócił w tym czasie do normy!) i wypytania o samopoczucie. Sporo kręciły się też przy niej Efema i Mira, chętnie dotrzymując towarzystwa, o ile ta nie życzyła sobie, aby było inaczej. Mira wciąż w większej części milczała lub przeglądała akurat jakąś książkę z baśniami, lecz dużo rzadziej rzucała jej swoje uważne, oceniające spojrzenia. Efema za to była wielce niepocieszona ze zmiany pogody, uniemożliwiającej im zabawę na zewnątrz.

Dopiero po pożegnaniu ostatniego klienta pod koniec drugiego dnia, Kamelio wrócił wraz z Ursą do Domu Śnienia. Z Ursą, oraz, co za niespodzianka, lekko uśmiechniętym mimo sporych sińców po prawej stronie twarzy - młodym Tuliem. Paria była wciąż w pokoju kominkowym i na nogach tylko dlatego, że Mija i Gabin (w końcu dowiedziała się, jak nazywał się alchemik!) postanowili namówić ją na partyjkę kart.
- Tulio, ty durny dzieciaku! - zerwał się stary gnom, który podbiegając do swojego czeladnika tylko po to, żeby zaraz zacząć go okładać po ramieniu, do którego z uwagi na swój niski wzrost ledwie sięgał. Chłopak
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

97
POST POSTACI
Paria
Oczywiście, że chciała natychmiast poznać całą tę historię, wszystko, co związane z niechlubną przeszłością elfa i powodami, dla których niektórym nie podobała się jego obecność w tym Domu. To jednak musiało poczekać, o ile w ogóle kiedykolwiek Paria miała się doczekać tych szczegółów. Gdy zgasł ostatni płomień świecy, bardka zamknęła oczy, powoli zapadając w głęboką, czekającą na nią z wyciągniętymi rękami otchłań snu.
- Jeszcze niczego nie postanowiłam - wymamrotała niewyraźnie, choć w rzeczywistości chyba podjęła już tę decyzję. Musiała tylko przekonać samą siebie, że dostosowanie się do wymagań i oczekiwań Kamelio w żaden sposób nie ograniczy jej swobody. Przeciągnęła się i owinęła mocniej w kołdrę. - W prowokowaniu akurat jesteś rewelacyjny.
Potem już zasnęła, całe szczęście zapadając w bezsenną dziurę, bez wspomnień o kanałach i przeżytych tam horrorach uniemożliwiających jej odpoczynek. Czy to wino w tym pomogło? Być może, choć nie mogła przecież pijana kłaść się spać przez wszystkie kolejne dni.

Następny dzień przyniósł trzeźwą głowę i powrót obaw. Miała ich zbyt wiele, by tak po prostu trzymać je z dala od siebie przez cały kolejny dzień. Przeczytała list od Kamelio i westchnęła, wyglądając przez okno. No tak. Obiecała Efemie i Mirze, że spędzi z nimi czas, ale nie miała przecież nic lepszego do roboty, prawda? Założyła na siebie szerokie, jasnofioletowe spodnie i tę krótką, żółtą bluzkę, która już wczoraj leżała na wierzchu jej skrzyni. Powstrzymała się od obwieszenia się brzęczącą biżuterią, wrzuciła liścik od elfa do kuferka i zatrzasnęła go, ruszając w kierunku czekającego na nią śniadania.
Jedzenie nie było jej jednak dane od razu - wciągnięta do sąsiedniego pokoju przez dwie śniące uprzejmie dostosowała się do ich działań. Najwyraźniej wiedziały już co robić i miały pewien plan, Paria nie widziała więc przeszkód, by go realizowały. Szczerze mówiąc, gdyby nie powód, dla którego musiała się ukrywać, czerpałaby z tego zapewne taką samą, jak nie większą przyjemność, niż one same. Teraz jedynie obserwowała ich działania i własną zmieniającą się twarz, będąc pod wrażeniem ich umiejętności. Ona ograniczała się do podstawowych sposobów podkreślania istniejących już krzywizn swojej twarzy, nie tworzyła nowych. Z niemałym podziwem przyglądała się każdej kolejnej wersji siebie, włosom układanych w fantazyjne kształty i uroczym woalkom. Ostatecznie wybrała kilka z nich, a włosy pozwoliła sobie zapleść w wysoki kucyk z przeplatających się warkoczy. Nie chciała ich farbować; nawet jeśli było to tylko tymczasowe, Libeth miała zbyt duże obawy względem aż takich zmian. Pozostało mieć nadzieję, że to, co śniące zaplanowały, wystarczy, by ukryć ją przed wścibskim spojrzeniem klientów. Zresztą, biorąc pod uwagę, że popołudnie spędziła przemykając w milczeniu między cieniem a cieniem, raczej nie przyciągała uwagi. Była jedną z wielu, taką jak wszyscy. Trochę przykre, ale dało się do tego na jakiś czas przyzwyczaić.

Śniadanie było znacznie przyjemniejszą formą spędzenia czasu, niż siedzenie przed lustrem i zastanawianie się, jak ukryć własną twarz. Zjadła je dość szybko, a potem skupiła się na zabawie z dziewczynkami, którym bardzo dobrze wychodziło odwracanie jej uwagi od myśli pełnych frustracji wywołanej tymczasową bezradnością. I choć to Efema przodowała w rozrywkach, skacząc po piłkę pod niebo na niewiarygodne wysokości, tak Libeth próbowała też zagadywać raz po raz Mirę i znaleźć też coś, co zainteresowałoby i ją. Nauczyła siostry prostej piosenki z układem choreograficznym, który stawał się trudniejszy przy każdej kolejnej zwrotce - znała ją z dzieciństwa i do tej pory widziała dzieci bawiące się w to na ulicach. Potem tworzyła z nimi rysunki patykiem na kawałku piasku, jaki nie był porośnięty roślinnością, a choć Efema musiała trzymać patyk w pysku, to szło jej całkiem nieźle. Szkoda tylko, że nagła burza zepsuła zarówno ich rysunki, jak i szanse na dalszą zabawę w ogrodach.
Później faktycznie trzymała się cienia, przez kolejne irytująco długie dni. Przeszła się w poszukiwaniu choćby jednej książki, którą mogłaby sobie poczytać w oczekiwaniu na odpowiedź Lady Cendan, lub powrót Kamelio, a jeśli żadnej nie znalazła, spytała o taką przydzielonych jej dwóch śniących. Sporą część wolnego czasu spędziła też - poza zabawą z dziewczynkami, jeśli chciały przez następne dwa dni - z pergaminami i piórem, które zostały jej jeszcze po listach. Napisała dość mroczną kołysankę o zaćmieniu, jakie miało miejsce niedawno, a potem zabrała się za tęskną balladę, na którą dostała zamówienie, a którą odkładała tygodniami. Cóż, teraz nie miała wymówki, by zajmować się czymś innym niż zlecenie. Przynajmniej mimo braku lutni była w miarę produktywna. Brzmienie muzyki potrafiła wyobrazić sobie w głowie, a na testowanie go w praktyce miał jeszcze przyjść czas. Z godziny na godzinę jej frustracja rosła, ale we wdzięczności za udzielony azyl starała się niczego po sobie nie pokazywać. Nosiła woalki i wysoko upięte włosy - co swoją drogą było całkiem imponujące, śniące potrafiły zapleść je tak, że pojedyncze kosmyki nie wychodziły z fryzury, Paria nie sądziła, że jest to możliwe - unikała tak lubianej przez siebie biżuterii i nie zaczepiała nikogo, stając się wyłącznie tłem do wszystkiego co działo się wokół. Bardzo podziękowała Kamelii za możliwość rozpoczęcia lekcji, a Zairze zgodnie z prawdą powiedziała, że czuje się świetnie i nic jej nie jest. Mimo to czuła, jak coś w niej buzuje i narasta, głównie irytacja bezradnością i to oczekiwanie, na którego czas trwania nie miała wpływu. Dopiero gdy zostawała sama w komnacie, w jakiej powinien być z nią Kamelio, o którego też z jakiegoś powodu się niepokoiła, pozwalała sobie na nerwowe chodzenie w tę i z powrotem i mamrotanie pod nosem przekleństw, które z pewnością jej nie przystały. Bała się, że Lady Cendan nie da się złapać, że coś poszło nie tak, że ojciec nie otrzymał listu, że plan runął zanim na dobre wystartował. Bała się wielu rzeczy, ale nie mogła z tym strachem zrobić absolutnie nic.

Może dlatego trzeciego wieczoru na widok znajomego elfa i krasnoluda odetchnęła wreszcie z ulgą - choć nie było to tak zaskakujące, jak obecność Tulio w ich towarzystwie. Paria poderwała się z krzesła, zostawiając wszystkie swoje karty w kącie, przy którym siedziała i przez chwilę wyglądała, jakby chciała podbiec do chłopaka i objąć go z radości, tak zatrzymała się w miejscu, zaledwie kilka kroków od stolika, ściskając w rękach dopiero co zdjętą z twarzy woalkę. Tulio nie wyglądał dobrze i Libeth boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że jego stan jest jej winą, jak wiele rzeczy przez ostatni tydzień. W końcu bez przekonania podeszła bliżej.
- Dobrze cię widzieć - odezwała się i uśmiechnęła lekko, gdy młodzik przestał być poklepywany przez gnoma. Potem jednak na dłuższą chwilę zamilkła. Rzadko kiedy brakowało jej słów, ale teraz wyjątkowo mocno nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Otworzyła usta i zamknęła, przez moment w ciszy wpatrując się w chłopaka. - Nie wiem, co przeszedłeś przez ostatnie dni, ale... większość z tego to prawdopodobnie moja wina. Obiecuję zrobić co w mojej mocy, żeby ci to zrekompensować. Przepraszam. Ostatnie, czego chciałam, to...
Zerknęła na Kamelio, a potem na Ursę. Zacisnęła usta w wąską linię i westchnęła ciężko.
- Dobrze cię widzieć, Tulio. Mam nadzieję, że nic ci nie jest.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

98
POST BARDA
Choć Mira okazała się wymagającym dzieckiem, gdy mowa była o komunikacji z kimś innym niż własną siostrą, Parii nie szło zupełnie tragicznie. Zdarzało się nawet, że wyrzuciła z siebie od czasu do czasu coś więcej niż tylko przytakujący pomruk lub wzruszyła ramionami. Jej ulubionym zajęciem było z pewnością spędzanie czasu z Efemą, którą wskazała palcem praktycznie od razu. Tym, czego nie lubiła, było natomiast spędzanie go z Nuriel, jeśli marszczenie brwi i wyburczenie jej imienia mogło o czymś świadczyć. Poza tym przepadała za... książkami...? I ptakami? Mogło chodzić o śpiew ptaków? Paria nie była pewna, gdyż nie zrozumiała zbyt cichego mamrotania w tamtym momencie, a nawet jeśli poprosiła o powtórzenie, tamta tylko gwałtownie kręciła głową, czerwona nieco na twarzy. Efema często wtrącała własne uwagi, których było wiele, a które zachęcały Mirę, choć nie zawsze i to dawało odpowiedni rezultat. Powodem kiepskiej komunikacji ze starszą siostrą mogło być to, iż wyraźnie nie czuła się komfortowo ze swoim własnym seplenieniem (co Paria zauważyła, gdy dziewczynka wysilała się na swoje odpowiedzi w możliwie jak najkrótszych formach, a i te stopowała, jeśli wydawały jej się zbyt niezrozumiałe).
Efema dla odmiany wydawała się lubić wszystko i wszystkich - co najwyżej w mniejszym lub większym stopniu. Tu sprawa była prosta. Nawet w trakcie piosenki, gdy w podekscytowaniu lub nadmiernym zaangażowaniu wydawała z siebie więcej niż zwykle szczeków, lub też zdarzyło jej się zawyć tu i tam, starała się, jak mogła. Jej głos nie był natomiast odpowiedni do śpiewu - zbyt cieniutki, gry w grę wchodziły wyższe tony, a i ona sama łatwo wypadała z rytmu, nie potrafiąc kontrolować swojego tempa. Mira miała dużo lepsze ucho, jednak jej głos brzmiał zbyt cicho, żeby przebić się przez siostrę także wtedy, gdy tamta starała się robić to ciszej. Zdawała się zresztą i tak okazywać więcej animuszu, im mocniej była zagłuszana.
Z książkami całe szczęście nie było większego problemu, gdyż większość osób w Domu Śnienia znała co najmniej podstawy czytania i pisania. Podobno nico większy zbiór mieli do dyspozycji w piwnicach, jednak z uwagi, że Paria nie miała tam na razie dostępu, musiała zadowolić się tym, co zaoferować mogli inni Śniący. Pomagające jej kobiety przyniosły więc kilka tomików, z czego większość oczywiście była romantycznymi nowelami tudzież zbiorami poezji o podobnej, choć często tragiczniejszej tematyce.

***

Alchemik wciąż okładał krzywiącego się już powoli i usiłującego uciekać przed niezbyt silnymi, ale wciąż przyprawiającymi po dłuższym czasie o ból mięśni ciosami otwartej dłoni ucznia, gdy Ursa jako pierwszy opuścił grono, głośno komunikując Mija'Zdze, że potrzebuje piwa, a najlepiej całej beczki. Po drodze do szynkwasu i między narzekaniem o zmęczeniu, pozdrowił Parię. Kamelio natomiast, z żywym rozbawieniem przyglądał się perypetiom gnoma i Tulio, dopóki ten pierwszy z głośnym prychnięciem nie zakończył wyładowywania swojej złości i nie powiadomił otoczenia, że idzie spać, skoro wreszcie nie musi zarywać nocy, martwiąc się o swojego "niewdzięcznego, niebywale tępego i problematycznego studenta".
Odprowadzając swojego mistrza wzrokiem, Tulio przybrał już nieco bardziej przybity i markotny wyraz twarzy, przywodzący na myśl kopniętego szczeniaka.
- Przejdzie mu - pocieszył go raźnie Kamelio, ostrożnie kładąc dużo lżej niż poprzednio zabandażowaną dłoń na ramieniu podrostka.
- M-Mm... - mruknął bez przekonania, zanim podniósł okrutnie zakłopotane spojrzenie na witającą go Parię. - Ci-ciebie również, Lady - odparł nieśmiało, nerwowo kręcąc się w miejscu, gdy wyczekiwał od niej dalszych słów. Nie wiedząc, co począć chwilowo z dłońmi, zaczął miętolić nimi materiał własnej koszuli, a im dłużej Libeth się w niej wpatrywała, tym częściej uciekał własnym wzrokiem.
Kamelio nie wtrącał się, a jedynie ścisnął mocniej ramię Tulia, nim zupełnie cofnął rękę. Nie wycofał się też natomiast, jak pewnie wypadałaby grzeczność. Być może przez napięcie, jakie nagle zaległo między pozostałą dwójką. Parię również wydawał się po cichu zagrzewać, uśmiechając zza pleców chłopca.
- Zrekompensować? - wypalił głupio, prostując się wreszcie i ponownie spoglądając na nią wielkimi oczami. - Nie, nie, nie, nie! - zaczął gwałtownie kręcić głową, wyraźnie spanikowany. - Nie ma potrzeby! Nie śmiałbym-...! Mam na myśli...! Ja sam... Ja sam się zgłosiłem... Mimo ostrzeżeń i wszystkiego! - wyrzucał z siebie chaotycznie, by wreszcie zapracować na lekkiego kuksańca łokciem od Kamelio. Ot, dla opamiętania.
- Ja... - zatrzymał się na moment, złapał głęboki wdech i przytknął nerwowo jedną dłoń do szybko unoszącej się i opadającej klatki piersiowej. - Czuje się dobrze. Czuje się dobrze i... Mam nadzieję, że Lady również?
- Paria - poprawił go elf.
- L-Lady Paria!
- Paria - powtórzył z naciskiem ale cierpliwie.
- L-... Um. P-Paria - zgodził się Tulio słabo i koszmarnie niezręcznie.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

99
POST POSTACI
Paria
Lady, no tak. Przez ostatnie dwa dni zdążyła o tym zapomnieć. Tulio ostatnio widział ją w efektownej sukni, wśród złotych kandelabrów i nadal tak ją postrzegał, mimo, że teraz wyglądała zupełnie zwyczajnie. Może miała w sobie jakąś manierę, której nie kontrolowała, a którą wyniosła z domu, przez jaką ludziom tak trudno było się przestawić i zrezygnować z tytułowania jej? A może to była tylko kwestia tego, gdzie się z chłopakiem poznała, tak samo jak pierwsze godziny spędzone z Kamelio wpłynęły na jej postrzeganie elfa? Rozważanie zawiłości relacji i fascynujących zależności musiała jednak zostawić sobie na inną okoliczność.
Odetchnęła z ulgą, słysząc protesty Tulio, nawet jeśli wynikały one tylko z grzeczności.
- Co nie zmienia faktu, że czuję wyrzuty sumienia... z wielu powodów - zerknęła na Kamelio. - Ale skoro Kamelio jakimś cudem doprowadził cię tu z powrotem, przynajmniej nie muszę się o ciebie martwić.
Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Jak widzę, wszyscy tutaj cechują się odwagą, jakiej wielu innym brakuje. Mimo to, jeśli jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić, nie krępuj się. Nawet jeśli nie teraz, to w najbliższej przyszłości, jak już wszystko się rozwiąże... jestem do twojej dyspozycji.
Jej uśmiech poszerzył się znacznie, gdy Kamelio poprawił chłopaka kilka razy, aż ten nazwał ją po prostu Parią. Nie sądziła, by udało mu się przestawić tak łatwo. Sama ta wymiana zdań była dla niego koszmarnie stresująca, choć Libeth naprawdę nie wiedziała dlaczego. Domyślała się, naturalnie, ale tego nie rozumiała. Chciała mu jakoś pomóc, tylko że nie była w stanie praktycznie niczego z tym zrobić, poza próbami udowodnienia mu, że nie ma się czego bać.
- Naprawdę nie musisz mnie tytułować - potwierdziła z rozbawieniem. - Mów mi Paria. Czuję się dobrze. Bardzo dobrze. Nie mogłam trafić chyba w miejsce, gdzie zaopiekowanoby się mną lepiej. A teraz... zakładam, że jesteś okrutnie wykończony i marzysz o tym, żeby położyć się spać... - spoważniała nieco. - ...Ale zostałeś w rezydencji, kiedy Kamelio pomógł mi stamtąd uciec. Siedzę tu w bezczynności prawie od tygodnia, nie mam pojęcia co się dzieje, zechciałbyś mi może w skrócie powiedzieć, co się tam wydarzyło, kiedy zniknęliśmy?
Poprowadziła go do pierwszego lepszego stolika, podsuwając mu najbliższe krzesło.
- Nie chcę ci zajmować czasu. Pięć minut, proszę. Czy baronowa kazała cię zamknąć? Miałeś styczność z Lady Cendan? Widziałeś mojego ojca? Czy w ogóle do tej pory, do dzisiaj byłeś w rezydencji? Kamelio cię stamtąd wyprowadził? - uniosła wzrok na elfa. - Wracałeś do posiadłości przez te nieszczęsne kanały znowu?
Zamilkła na moment, orientując się, że właśnie wyrzuciła z siebie koszmarnie dużo pytań. Splotła dłonie za plecami, rzucając im przepraszające spojrzenie.
- Oczywiście... jeśli nie masz teraz siły, to... jutro też będzie w porządku. Nie to, żeby ta wiedza miała cokolwiek w moim życiu zmienić. I tak muszę... muszę czekać.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

100
POST BARDA
Rzucając Libeth ukradkowe spojrzenie, Kamelio odpowiedział uśmiechem na uśmiech. Znaczącym ruchem głowy w kierunku Tulia, zdawał się też dalej zachęcać do rozmowy.
Wizja mogącej się o niego martwić Parii niekłamanie zaskoczyła chłopaka jeszcze bardziej, jednocześnie dodatkowo go przy tym zawstydzając. Mniej więcej w połowie komplementowania rzekomej odwagi, jaką miał się wykazać, jego twarz przypominała już pięknie dojrzały owoc granatu. Gdyby było to fizycznie możliwe, bardka musiałaby się zacząć martwić, czy głowa, aby przypadkiem zaraz mu nie eksploduje z przegrzania lub, czy nie zacznie puszczać pary uszami.
- Racja? - podłapał radośnie Kamelio, ponownie szturchając bardzo sztywnego, a mimo to odrobinę przygarbionego w ramionach Tulia, gdy tamtemu wyraźnie zabrakło słów, by cokolwiek odpowiedzieć. - Nawet jeśli oryginalnie zrobił to tylko dlatego, że obiecałem mu możliwość wystąpienia na tej samej scenie, co najlepsi grajkowie w Królestwie, wciąż wykonał kawał dobrej roboty, przyciągając do siebie część podejrzeń. I choć zaszło to nieco dalej, niż byśmy sobie życzyli... - tu zerknął nieprzychylnie na posiniaczoną część twarzy. - Baronowa zadbała, żeby oddano nam go w jednym kawałku. Być może będziesz w stanie dać mu kiedyś kilka przydatnych lekcji, o ile mistrz Gabin raczy wypuścić go jeszcze kiedyś z pracowni~ - zasugerował pomocniczo, zanim popychając go bardziej w jej stronę, pomógł w pochwyceniu.
Tak, jak wcześniej był już nieźle sztywny, tak teraz ruszył w towarzystwie Libeth jeszcze sztywniejszy. Aż ciężko było powiedzieć, czy człowiekowi (bądź nieczłowiekowi) wypadało w takiej sytuacji się zaśmiać, czy raczej zapłakać.
- Jeśli tylko jest coś, na co mogę odpowiedzieć... - mruknął w trakcie tego krótkiego przemarszu.
Tulio usiadł przy wskazanym stole tak samo sztywno, jak wcześniej się do niego zbliżył, choć robił to bez zbędnego ociągania.
- Złapię coś z kuchni. Nie przeszkadzajcie sobie, zaraz wracam- zakomunikował elf, gdy sytuacja wyglądała na opanowaną, choć widząc przerażone, niemalże błagające, by go nie zostawiać spojrzenie przyszłego alchemika, kliknął językiem o podniebienie z rzadko słyszalną u niego dezaprobatą. - Nie jesteś dzieckiem, a Paria nie zje cię tylko przez siedzenie z tobą przy jednym stole. Wiedziałbym, gdyby miała podobne zapędy - ostatnie słowa dodał z pełnym zadowolenia, rzucając rzeczonej kobiecie zaczepny uśmieszek.
Speszony, błyskawicznie czerwieniejący na twarzy Tulio spuścił wzrok, na stół, na zmianę spinając i rozluźniając ramiona, jakby sam już nie wiedział, czy powinien, czy nie powinien się denerwować.
- W przeciwieństwie do nas, Tulio miał możliwość zostania oswobodzonym zaraz po oficjalnym zwolnieniu z zarzutów. Baronowa zajęła się szczegółami, w które nie planuję wnikać. Udało nam się nawet nakarmić go po drodze, ale mimo wszystko bądź wyrozumiała - pomachał Libeth, oddalając się. - Słabo radzi sobie w towarzystwie kobiet.
Czy to był żart? Żart, nie żart? Ale, tak na poważnie, jeśli Tulio miałby nie radzić sobie z kobietami, to niby jak radził sobie w Domu Śnienia, gdzie było ich bądź co bądź więcej niż mężczyzn. Ile mogły stanowić procent Śniących? 70%? 65% co najmniej! I czy to była nieśmiałość, czy już fobia? Chłopak jak nic łatwo pocił się i stresował, a i jeszcze w rezydencji baronowej unikał jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Czy jednak tylko i wyłącznie w styczności z kobietami? Paria musiała sobie na to odpowiedzieć z użyciem własnej pamięci, jeśli jej na tym zależało.
Złapawszy znowu głębszy wdech, Tulio wreszcie skinął jej głową i otworzył usta do składania oczekiwanych od niego wyjaśnień:
- Mogę... Mogę mówić. Nie jestem pewien, od czego zacząć - przyznał nerwowo. - Na początku, zamknięto mnie po prostu w jednej z komnat, przepytano. Dopiero późną nocą wywleczono i... Przeniesiono do celi. Wszystko działo się chaotycznie i wyglądało na niemałe zamieszanie, więc domyśliłem się, że musi chodzić o ucieczkę. Z tym że, uh, najwyraźniej nie tylko o to. Mam na myśli... Zaćmienie? - na moment podniósł wzrok na Parię, żeby zaraz znowu zacząć przyglądać się swoim, splatanymi i rozplatanym na stole palcom. - Ojciec Lej-... Um, t-twój ociec i baronowa... Przyszli mnie odwiedzić. Jeszcze raz porozmawiać. Cała rezydencja została wtedy odcięta. Podobno... Jeden ze strażników okazał się wilkołakiem? Nie znam szczegółów, ale Baronowa zdawała się mieć sprawę pod kontrolą. Dwa dni temu i wczoraj z rana, przyprowadzono wreszcie straż miejską. Przepytywano mnie więc od nowa. Przez cały ten czas ani razu nie widziałem jednak żądnej innej damy poza baronową.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

101
POST POSTACI
Paria
Czy Tulio faktycznie miał problemy z kobietami, czy jego stres wynikał z czegoś innego? Z tego, że Paria była względnie sławna? A może z jej szlacheckich korzeni? A może po prostu do tej pory nie mógł się pozbierać po mało subtelnym przekomarzaniu się między nią i Celestio? Jej pamięć zawodziła i nie była w stanie teraz dojść do tego, co było przyczyną zachowania chłopaka. Starała się jednak robić co w jej mocy, żeby nie stresować go teraz dodatkowo, wręcz przeciwnie.
- To prawda. Jeśli będziesz tylko chciał, mogę udzielić ci kilku lekcji. Masz ogromny potencjał. Jesteś świetny technicznie, to się chwali - przeniosła wzrok na Kamelio, mrużąc lekko oczy. - Chociaż jeśli Kamelio jeszcze raz nazwie mnie grajkiem, to możesz nie mieć czasu na lekcje ze mną. Ktoś będzie musiał mu grób wykopać.
Usiadła potem przy stole naprzeciwko Tulio, żegnając elfa krótkim machnięciem ręki.
- Pięć minut, obiecuję, nie więcej - uśmiechnęła się do niego uspokajająco. Przez chwilę chciała potwierdzić, że go nie zje, ale nie wiedziała, czy jej uwierzy. Widziała, jak unikał jej spojrzenia, skacząc wzrokiem dookoła po wszystkim, co nie było jej twarzą.
Potem zaczął mówić i to chyba wystarczyło, żeby powoli zaczął oswajać się z jej obecnością. Skupiła się, usiłując wywnioskować z tego cokolwiek, co podsumowałoby w jakiś sposób wydarzenia w rezydencji, jaką opuściła nocą z Kamelio. Przypomniało się jej, że w końcu ojcu też wspominała o domniemanej winie Tulio i zmarszczyła brwi, zła na samą siebie. Mogła pomyśleć, zanim zaczęła rzucać oskarżenia, ale przecież tego od niej oczekiwali, prawda? Że powie im kogo podejrzewa. A trudno było nie podejrzewać chłopaka, skoro przed występem został w ich komnacie sam. Miała tylko nadzieję, że Tobias zachował obiektywność, przynajmniej częściową, nie poddając się w stu procentach sugestii swojej córki.
- Przepraszam cię, Tulio, naprawdę - odezwała się i tym razem to ona opuściła wzrok. - Kiedy baronowa mnie przesłuchiwała, po ujawnieniu tego pierwszego listu, a potem też kolejnych, jakie znaleziono w rzeczach Celestio, pytała czy kogoś podejrzewam. Nie znałam cię zupełnie i byłeś jedyną osobą, która została sama w naszej garderobie przed koncertem. Gdybym wtedy wiedziała to, co wiem teraz, w życiu bym tego nawet nie zasugerowała. Musiałeś dużo wycierpieć przez moje desperackie, błędne domysły. I nieważne jak odważnie i pewnie w to poszedłeś, ja... nigdy w życiu nie chciałam doprowadzić do czegoś takiego. Dlatego mówiłam poważnie. Jeśli mogę zrobić cokolwiek, jeśli będę mogła w przyszłości...
Skinęła głową, pozwalając mu domyślić się reszty. Według niej danie mu kilku lekcji w żaden sposób niczego nie rekompensowało, a już na pewno jeśli Tulio nie zamierzał w ogóle na nią patrzeć i nie będzie mogła nawet dotknąć jego ramienia, żeby nie spanikował. Westchnęła cicho.
- O Celestio pewnie niczego nie słyszałeś? - upewniła się. - Nadal go nie znaleźli?
Nie pierwszy raz przeszło jej przez myśl, że muzyk mógł być umówiony z Lady Cendan na cały ten układ. Beztrosko zgodzić się na tak poważny zakład, a potem dać się porwać, tylko po to, żeby pogrążyć Parię. Bo przecież czyż nie byłoby to dla niego idealnym rozwiązaniem? Zamknięcie rywalki na pięć lat w jednym pałacu, podczas gdy on mógłby koncertować po wyspach? Nikomu jednak niczego o tym nie mówiła, bo nie sądziła, by mógł faktycznie okazać się tak podły.
A jeśli Lady Cendan nie przesłuchiwała Tulio, to znaczyło, że poszła w swoją stronę i nie było jej już w rezydencji. Inaczej nie odpuściłaby tego, znając jej potrzebę do pakowania swoich łapsk tam, gdzie nikt jej nie chciał.
- Myślę, że Kamelio się postara, żeby Gabin nie zamęczył cię teraz w pracowni - uśmiechnęła się do niego. - Powinieneś przede wszystkim odpocząć. Twój... nauczyciel... nie jest na ciebie zły. Na pewno się martwił, zwyczajnie, a w ten dziwny sposób wyraża troskę - podparła brodę na dłoni. - W razie czego daj mi znać, pogadam z nim. Jestem całkiem przekonująca.
Poprawiła się w miejscu.
- Pytali cię tylko o Celestio i o moje zniknięcie, czy o coś jeszcze?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

102
POST BARDA
Energicznie kręcąc głową, Tulio zmusił się do niespokojnego półuśmiechu.
Przez dłuższą chwilę zabierał się do udzielenie odpowiedzi, aż w końcu, być może mając dość własnego niezdecydowania i braku zorganizowania, mocno uderzył się otwartymi dłońmi w policzki. Uderzenie było na tyle silne, aby zostawić po sobie wyraźnie zaognione ślady, gdy tylko cofnął ręce od twarzy.
- Każdy niesłusznie oskarżony szukałby sposobu na udowodnienie swojej niewinności - odezwał się wreszcie, co jednak brzmiało bardziej, jakby recytował dobrze wyuczony cytat. - Wskazanie pierwszych osób, które wydawały się podejrzane, było naturalne. Tak... Tak powiedział Kamelio - zakończył, przez chwilę utrzymując wzrok na twarzy Parii, zanim, na nowo pąsowiejąc, opuścił go na ułożone na powrót na stole dłonie. - Gdybyś więc nie oskarżyła nas ty, zrobiłby to prawdopodobnie kto inny. T-To co próbuje powiedzieć, to... - zawahał się. - Wszystko... Wszystko poszło tak, jak powinno. I, um, sami do tego doprowadziliśmy. Dlatego... Nie ma powodu, dla którego powinnaś się czuć źle. Niczemu nie zawiniłaś. Mieliśmy z tym wszystkim o wiele więcej wspólnego niż ty sama. Jeśli ktoś miałby przepraszać-... - uciął gwałtownie i z lekkim przestrachem zacisnął usta w ciup, jakby właśnie powiedział coś, czego zdecydowanie mówić nie powinien. I być może tak właśnie było.
Tak. Tulio nawet nie zasugerował, ale praktycznie wyjaśnił Libeth, że razem z Kamelio sami podawali się w rezydencji Diane Bourbon na przysłowiowej, srebrnej tacy. Do ostrzału. Jako kolejne osoby łatwe do oskarżenia.
Gdy zapytała natomiast o Celestrio, tamten jedynie ponownie pokręcił głową. A zatem żadnych nowych wieści, na to wyglądało. Cóż, czasami brak wieści był lepszy od faktycznych informacji. Paria mogła mieć jedynie nadzieję, że był to jeden z takich momentów.
- Mistrz nie wypuści mnie przez tydzień. Po tym czasie na pewno mu przejdzie. Zawsze przechodzi - mruknął, lekko i tym razem o wiele naturalniej unosząc kąciki ust ku górze. - Dzi-Dziękuję. I przepraszam. Za zmartwienia i... Wszystko.
Młodzik wciąż kręcił się nieznośnie w miejscu, ale przynajmniej uspokoił na tyle, aby nie wyglądać, jakby w każdej chwili miał wyfrunąć, przebijając głową sufit.
- Pytali o pana Celestrio, o ciebie, o to, skąd jestem, co robię i skąd wziąłem się na konkursie. B-Baronowa przygotowała dla mnie wcześniej odpowiedzi! Nie miałem więc z nimi problemu...

Wtem do stołu wrócił i Kamelio, przynosząc z sobą tacę pełną przekąsek - zapewne resztek z kolacji, jeśli Paria nieco się temu przyjrzała.
-Nie przerywam w niczym, mam nadzieję?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

103
POST POSTACI
Paria
Paria drgnęła i otworzyła oczy nieco szerzej, gdy Tulio postanowił spoliczkować siebie samego, by zmusić się do mówienia, ale w żaden sposób tego nie skomentowała. No nie, nie widziała tych potencjalnych lekcji. Nie chciała, żeby chłopak tłukł się po twarzy za każdym razem, gdy będzie chciał - bądź musiał - się do niej odezwać. Naprawdę chciałaby wiedzieć w czym tkwił problem, a jeśli w niej, to jak mogła to naprawić. Obawiała się jednak, że jednoznacznej odpowiedzi wcale nie było i po prostu im szybciej Tulio zamknie się z Gabinem w podziemiach, tym lepiej będzie dla niego - w końcu znajdzie trochę spokoju.
Gdy tłumaczył, Libeth starała się nie pokazywać po sobie żadnych emocji, choć jego słowa przypomniały jej, że Kamelio wiedział o wszystkim dużo wcześniej. I może gdyby inaczej zaplanował całą tę akcję, to ani Celestio nie zostałby porwany, ani oni nie musieliby przeczołgać się kanałami. Ręce elfa byłyby całe, a ona nie miałaby traumatycznych wspomnień, jakich ludzie tacy, jak ona, nie powinni w ogóle mieć. Problem był tylko w tym, że Paria nie miała pojęcia, jak inaczej można to było zorganizować. Nie miała głowy do takich rzeczy, nigdy się tym nie zajmowała, a tego rodzaju spiski w realnym życiu działały zupełnie inaczej, niż w książkach i pieśniach. Były znacznie mniej efektowne z punktu widzenia kogoś, kto brał w nich udział jako mimowolny uczestnik. Nie miała też prawa mieć tu do nikogo pretensji, bo robili wszystko, co w ich mocy, żeby rozwiązać ten problem, a wedle tego, co powiedział jej wcześniej Steczko, wcale nie musiał zabierać jej tu ze sobą. Gdyby była kimkolwiek innym, o mniej ciekawej osobowości i bez umiejętności potencjalnie dla niego przydatnych, pewnie gniłaby w lochu u Lady Cendan, czekając, aż sprawa rozwiąże się sama. Albo, co gorsza, ostatecznie zgodziłaby się na jej oczekiwania. Nie sądziła, by mimo swojej butności i najszczerszych chęci, była w stanie długo wytrzymać takie okropne warunki.
Na podziękowanie i przeprosiny Paria odpowiedziała tylko lekkim uśmiechem, wpatrując się w chłopaka nieobecnym spojrzeniem. Doprawdy, nie wiedziała już kto tu kogo powinien przepraszać i za co dziękować. Była zmęczona tym wszystkim, niewiedzą i oczekiwaniem. Znów miała ochotę wrócić do pokoju, zatrzasnąć za sobą drzwi i rwać włosy z głowy gdy nikt nie patrzył, jak robiła przez ostatnie dwa dni. Nieobecność Kamelio - który, co by nie mówić, świetnie potrafił odwrócić jej uwagę od nieprzyjemnych myśli - zwłaszcza gdy nie wiedziała co się z nim dzieje, czy i kiedy wróci, nie wpływała na nią najlepiej.
Wybudziła się odrętwienia dopiero w momencie, w którym elf pojawił się z powrotem przy ich stole.
- Raczej nie - odparła, mimowolnie przesuwając spojrzeniem po jego kolacji. Ona była już najedzona, Mija zdążyła o to zadbać. - Długo cię nie było. Wiesz może coś więcej? Coś... w związku z listami? Którymkolwiek z nich? Przez ostatnie dwa dni nic do mnie nie przyszło.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

104
POST BARDA
Cokolwiek było nie tak z chłopakiem, istniało małe prawdopodobieństwo, aby Paria dowiedziała się tego od niego samego. Na razie zresztą miała dużo ważniejsze zmartwienia na głowie. Zmartwienia, które ponownie wróciły do niej rykoszetem, przyprawiając o wewnętrzny dyskomfort. Zwątpienia i niepewności związane z jej pozycją, z wydarzeniami oraz zamieszanymi w to wszystko osobami, z czego część stanowiła również jej potencjalnych sojuszników.
Nie było wątpliwości, że zarówno baronowa, jak i Kamelio poświęcili jej swój czas, energię oraz zasoby, gdyż zwyczajnie mieli w tym własne korzyści, własny interes. Czy nie na tym jednak polegało życie? Czy nie w ten sposób zawsze funkcjonował świat? Libeth mogła tego wcześniej rzeczywiście nie doświadczyć osobiście, nie w podobnym stopniu i intensywności, ale gdy się zastanowić, nie było w tym nic nadmiernie zaskakującego. Ludzie, elfy, orkowie oraz inne, wysoce rozwinięte rasy były przede wszystkim istotami interesowanymi i egoistycznymi. Dbającymi przede wszystkim o dobro swoje, jak i najbliższego otoczenia. Niewielu istniało już niestety wielu błędnych rycerzy, którzy z pieśnią na ustach i czystymi serca ruszali do boju, aby karać zło i występek tylko dlatego, że tak wypadało.

Przesuwając tacę w stronę wyraźnie uspokojonego jego powrotem Tulia, Kamelio ostrożnie ale uważnie przyjrzał się każdemu z zasiadających przy stole osobna. Sam nie poczynił żadnego kroku, aby do nich dołączyć.
- Mówisz o tym? - zapytał elf, wyciągając zza pazuchy dwie koperty. Jedną idealnie czystą, drugą lekko pomiętą, z wyraźnymi śladami brudnych paluchów. - Wybacz za zwłokę. Stolica wciąż jest w lekkiej rozsypce po całej aferze z Zaćmieniem.
Wyciągając w jej stronę dwie, porządnie zapieczętowane koperty, Libeth mogła się na chwilę obecną tylko zastanawiać, dlaczego list pod pieczęcią Lady Cendan był w aż tak kiepskim stanie, w przeciwieństwie do drugiego, którego rodzinny herb na pieczęci był jej aż nadto dobrze znany.
- O szczegółach proponuję jednak porozmawiać na osobności - tu spojrzał ponownie w stronę Tulio, który momentalnie zatrzymał się w połowie sięgania po kawałek pieczonej flądry. - Możesz zabrać to ze sobą.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

105
POST POSTACI
Paria
Oczy się jej zaświeciły, gdy Kamelio wyjął listy zza pazuchy. Momentalnie wyciągnęła po nie rękę i przejęła je od elfa, przyglądając się pieczęciom. Fakt, że nie były złamane, był całkiem miłą informacją, choć Paria w sumie się tego nie spodziewała. Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś - na przykład sam Kamelio - wolał sprawdzić, co znajdowało się w środku, zanim przekazał korespondencję jej. Co oczywiście nie znaczyło, że to popierała. Przesunęła palcem po znajomym koziołku na pieczęci von Darherów, przypominając sobie, że swój rodzinny pierścień zostawiła w rezydencji, razem z resztą rzeczy, które zdjęła z siebie, gdy szła spać. Może to i lepiej. Jeśli się nie zgubi albo ktoś go sobie nie przywłaszczy, to przynajmniej nie zwracał teraz na nią uwagi postronnych. Liczyła jednak na to, że wszystko, co zabrała ze sobą do posiadłości Bourbon, dostał jej ojciec. Gdyby zostawiła lutnię, może również by ona do niej wróciła. Inna sprawa, że prawdopodobnie Kamelio by nie żył. Coś za coś.
- Nic nie szkodzi - odparła, choć nie była to prawda. Każdy kolejny dzień oczekiwania w niewiedzy skracał jej życie co najmniej o rok. Za dużo stresu. Nie była to jednak wina elfa, prawda? Nie tym razem. Niechętnym spojrzeniem przesunęła po kopercie od Lady Cendan, choć jednocześnie umierała z ciekawości odnośnie tego, co mogło znajdować się w środku.
Zerknęła przez ramię na grę, którą przerwała, podrywając się od stołu, gdy w Domu Śnienia pojawił się Tulio. Na blacie wciąż leżały jej karty, zakryte, ale zdążyła na dobre zapomnieć, jaką miała rękę. Na swoim miejscu została już jedynie Mija, bo Gabin, oburzony zniknięciem i powrotem swojego ucznia, poszedł w swoją stronę. Nie musiała więc mieć skrupułów i mogła iść z listami do pokoju, by tam w ciszy i odosobnieniu zapoznać się z ich treścią.
- Dziękuję - uniosła wzrok na Kamelio, by zaraz potem przenieść go na chłopaka i unieść dłoń w uspokajającym geście. - Nie musisz, Tulio. Możesz jeść tutaj. Ja i tak chętnie wrócę już do pokoju. Przeczytać je też chciałabym na osobności.
Zgarnęła listy i odsunęła krzesło, by podnieść się od stołu.
- Jeszcze raz, cieszę się, że nic ci nie jest. I dziękuję za rozmowę. Jeśli coś jeszcze ci się przypomni, albo będziesz czegoś potrzebował, myślę, że wiesz, gdzie mnie znaleźć. Dobrej nocy - uśmiechnęła się lekko i skłoniła uprzejmie głowę. Potem odwróciła się do Miji. - Dokończymy innym razem, dobrze? I tak bez Gabina nie dogramy poprzedniej rozgrywki.
Opuściła wzrok na listy.
- Będę u siebie, Kamelio - poinformowała go i ruszyła w stronę zajmowanego przez siebie pokoju. Kusiło ją, by już po drodze złamać pieczęć wiadomości od ojca i natychmiast ją przeczytać, ale świece poustawiane zbyt rzadko na korytarzach uniemożliwiały jej to zadanie. Gdy tylko wróciła do siebie, od razu usiadła przy zarzuconym jej papierami, notatkami i książkami stole i przysunęła do siebie źródło światła, by zabrać się za list z pieczęcią koziołka jako pierwszy.
Obrazek

Wróć do „Stolica”