Dom Śnienia Kamelii

346
POST POSTACI
Paria
Uśmiechnęła się pod nosem. Wątpiła, by Rdza miała dla niej magiczny sposób na kolejny jej problem. Raczej połączone zdolności Parii i jej lisiej towarzyszki nie były w stanie zmaterializować nagle Kamelii na środku pokoju, nieważne jak bardzo bardka by tego nie chciała.
- Rozpieściłam cię za bardzo i teraz będziesz oczekiwał ode mnie kolejnych cudów - zażartowała cicho.
Skinęła głową i wysunęła się spod ramienia elfa, a potem bez zwracania na siebie większej uwagi wykradła się z pokoju. Nie to, że chciała uciekać bezgłośnie, po prostu jej osoba była mało istotna, gdy w centrum uwagi znajdowała się Shaoli. Libeth była zaskoczona tym, jak bardzo ją to irytowało, bo przecież było to całkowicie zrozumiałe, prawda? Ale jej życie też wisiało na włosku! Gdzie były zachwyty i gratulacje związane z tym, czego dokonała? Choćby namiastka jakiegoś podziwu, że uczyniła to, co wydawało się niemożliwe? Czy naprawdę tylko Kamelio widział, jak niesamowite było to, co zrobiła? Przydałoby się coś więcej, niż wdzięczność elfa, skoro w zamian za przebudzenie elfki zgodziła się na dzielenie ciała z fragmentem demona, czy czymkolwiek była istota z zaświatów.
Na narzekanie pozwalała sobie wyłącznie w myślach. W życiu nie przyznałaby się do tego, jak niechętnie dzieli się atencją, więc niczego z tych rozważań nie zamierzała wypowiadać na głos. Ot, wewnętrzne cierpienie ignorowanej artystki.
Spokojnym krokiem skierowała się w stronę schodów prowadzących do podziemnej części Domu Śnienia, a potem jeszcze niżej, do pokoju elfa. Schodzenie tam nie budziło już w niej negatywnych emocji, takich, jak kiedyś. Teraz była już przyzwyczajona do braku okien i panującego tam permanentnego półmroku. Lubiła mały, ale przytulny pokój Kamelia - choć był dużo bardziej przytulny, gdy on był tam razem z nią. Łóżko tylko mógłby mieć większe; zostawanie na noc wiązało się z pewną niewygodą. Z drugiej strony, czy rozmiar materaca cokolwiek by zmieniał? Miała wrażenie, że elf tak czy inaczej owijałby się wokół niej jak spragniony bliskości wąż. Uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła drzwi do jego pokoju.
Złapała lutnię i przewiesiła ją sobie przez plecy, o ile ta znajdowała się tam, gdzie miała się znajdować, a potem ruszyła z powrotem na górę, do sadu. Obiecała Shaoli, że pokaże jej ogród, więc teraz będą mieli ku temu dobrą okazję. Jedyne promienie słońca, które ostatnimi latami padały na młodą elfkę, to te wpadające do domku przez okno. Dobrze jej zrobi spacer po trawie i pod liściastymi koronami drzew.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

347
POST BARDA
Pokój Kamelio, choć z pozoru tak samo ciasnawy i przytulny jak zawsze, nosił na sobie wyraźne ślady dłuższej nieobecności właściciela. Poza lekkim zaduchem, kurz, o który z jakiegoś powodu było tutaj z reguły trudno, zalegał na biurku oraz reszcie skromnego wyposażenia. Nawet lutnia, która razem z należącym do elfa fletem stanowiły najcenniejszą część jego dobytku, zawsze czysta, zadbana i odpowiednio naoliwiona, teraz zalegała na łóżku lekko matowa od cienkiej warstwy pyłków na powierzchni drewna.

Elfie rodzeństwo odnalazła już przy pierwszych, pomarańczowych drzewach, a usłyszała niemal zaraz za progiem, choć wtedy jeszcze nie do końca była pewna, czy słyszy dobrze. Dziki, głośny i pełen nieokiełznanej radości śmiech młodszego z dwójki niósł się po okolicy niczym niezmącony.
W cieniu jednego z drzew, z ramionami odrobinie bezradnie zwieszonymi wzdłuż tułowia stał Kamelio. Bezsilność i rozbawienie usiłowały wywalczyć sobie miejsce na jego twarzy, gdy w skazany z miejsca na porażkę sposób usiłował uspokoić pląsającą dookoła na bosaka Shaoli.
- Shaoli! Shao... Proszę cię. Miałaś się nie przemęczać, pamiętasz? - usiłował powtórzyć prawdopodobnie nie po raz pierwszy, podczas gdy jego siostra wywijała cienkimi jak u sarenki nogami, skacząc, obracają się i wirując. Jej jasne oczy skierowane były ku ziemi, po której dreptała jak oszalała, czerwona na policzkach i coraz mocniej zdyszana.
Dostrzegając zbliżającą się Libeth, elf wykonał w jej stronę zachęcający gest ręką.
- Nigdy nie przypuszczałem, że zwykły kontakt z trawą może zrobić na kimś aż takie wrażenie - zwrócił się do niej, gdy była dostatecznie blisko.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

348
POST POSTACI
Paria
Wyglądało na to, że przez ostatnie kilka dni Kamelio w ogóle tu nie schodził. Nigdy nie widziała, by sprzątał, więc może załatwiał kwestię porządku jednym czarem? Odpowiednio popchnięte powietrze powinno skutecznie pozbyć się kurzu przynajmniej z tych łatwo dostępnych powierzchni. Nieważne, czym ona się w ogóle teraz przejmowała; odsunęła od siebie te kompletnie nieistotne rozważania, złapała dobrze znajomą lutnię i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Instrument nie należał do niej, więc rzadko na nim grywała, ale choć zwykle widywała go w rękach elfa, tak zdarzało się jej też trzymać go czasem w swoich własnych. Granie na nim nie powinno sprawić jej problemu, nie w przypadku utworu, który miała już tak wćwiczony w palce, że mogłaby zagrać go bezbłędnie obudzona w środku nocy, przytomna tylko w połowie. Lutnia Kamelia nie brzmiała tak dobrze, jak jej własna, ale przynajmniej była pod ręką. Nie potrzebowała teraz jakości, potrzebowała jakiegokolwiek akompaniamentu.

Dobiegający z oddali śmiech Shaoli szybko pokierował jej kroki w odpowiednią stronę, a gdy jej wzrok padł na rozradowaną trawą, młodą elfkę, zwolniła i zatrzymała się w miejscu, przez chwilę po prostu obserwując ją z oddali. Czy jeśli wszystko się powiedzie i śpiew Libeth przywróci jej pamięć, nadal będzie tak szczęśliwa? Może Kamelio miał rację, chcąc pozwolić jej na odkrywanie świata na nowo? Ileż czekałoby ją zachwytów, takich, jak ten teraz... może niepotrzebnie chciała jej to odebrać? Z drugiej strony, jeśli ktoś w zaświatach kazał jej pamiętać o czymś istotnym, chyba należało chociaż spróbować. Mogło się jeszcze okazać, że nic z tego nie będzie i jedyne, co się zaraz wydarzy, to zachrypnięta po długim śnie Paria wystąpi przed dwuosobową publicznością w ogrodzie. Tego nikt jej nie zabraniał, nie będzie przecież czarowała.
W końcu ruszyła się z miejsca, podchodząc do rodzeństwa, kiedy została przywołana gestem ręki. Uśmiechnęła się, przez chwilę jeszcze nie przerywając dziewczynie zabawy.
- Shaoli? Przyniosłam lutnię - zagadnęła ją, licząc na to, że to przyciągnie jej uwagę na tyle, by choć trochę się uspokoiła. - Chcesz posłuchać, jak gram? I zaśpiewam ci.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

349
POST BARDA
Usłyszawszy głos inny od napominającego ją dotąd brata, dziewczyna przyhamowała swoje pląsy na tyle gwałtownie, że o mało nie zaliczyła przy tym upadku. Mimo dość komicznego poplątania własnych nóg, zdołała jednak utrzymać równowagę i tym samym ocalić Kamelia od niepotrzebnego zszargania nerwów.
- Potrafisz też grać? - spytała dostatecznie zaaferowana, by od razu podbiec do Parii i jej instrumentu, któremu natychmiast zaczęła przyglądać się ze wszystkich stron. - Mogę zobaczyć? Tylko na chwilę! Obiecuję niczego nie uszkodzić! - poprosiła i jeśli dostała instrument do rąk, chwilę obracała go w dłoniach. Na próbę szarpnęła też kilka razy za struny, wyraźnie ciekawa dźwięków, jakie wydadzą pod jej palcami. Dopiero wtedy usatysfakcjonowana, oddała lutnie i spojrzała na Libeth niczym wyczekujący przysmaku psiak.
- Jeśli Libeth ma dla ciebie grać, znajdźmy najpierw miejsce, w którym będzie to dla niej najwygodniejsze - wtrącił się Kamelio, ruchem głowy wskazując dobrze znany Parii kierunek.
Lekkie wzniesienie otoczone młodymi sadzonkami było już na ten moment ich stałym miejscem wylegiwania się w słońcu i spokojnego komponowania, jeśli akurat mieli ku temu okazję. Nie raz i nie dwa ćwiczyli tam także nowe zdolności bardki lub zwyczajnie obijali.
- Nie możemy po prostu usiąść tutaj? Na trawie? - zdziwiła się Shaoli, ale nie oponowała, jeśli pozostała dwójka zgodnie ruszyła w wyznaczonym kierunku. Chętnie kopała zresztą po drodze trawę, wyrzucając w powietrze pojedyncze, słabsze źdźbła.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

350
POST POSTACI
Paria
Zerknęła na Kamelio i dopiero gdy dostała od niego przyzwolenie, podała lutnię Shaoli. W końcu instrument nie należał do niej, to nie była jej decyzja.
- To lutnia twojego brata. Mojej tutaj nie ma - doprecyzowała i zaśmiała się. - I tak, potrafię grać. Potrafię bardzo dobrze. Jestem bardką, dość rozpoznawalną na Archipelagu. W ten sposób zarabiam na życie, graniem i śpiewem, czasem tańcem. Moimi zdolnościami zachwyca się wielu - odebrała instrument i uniosła brwi, spoglądając na elfa. - ...Tylko nie twój brat. On od początku traktuje mój głos jako narzędzie do swojej pracy. Zero komplementów, zero pochwał. Nie wyobrażasz sobie, jakie to frustrujące.
Wyminęła mężczyznę, nie odrywając od niego rozbawionego spojrzenia. Oczywiście, że go prowokowała, to było silniejsze od niej i niezmiennie ją bawiło. On zresztą też lubił to robić, choć w innych tematach. Taka ich mała gra, którą prowadzili sobie dla własnej rozrywki.
- Tam jest ładniej, chodź, nie pożałujesz - zachęciła elfkę i ruszyła w stronę wzniesienia.
Dobrze się składało, że przynajmniej pogoda była dziś ładna. Libeth westchnęła bezgłośnie, gdy po drodze zorientowała się, że przez jej niedyspozycyjność przepadł jej kolejny koncert. Znów była kilkaset koron do tyłu, bo ktoś tam w zaświatach postanowił, że przetrzyma ją w nich kilka dni, nie pytając jej o zdanie.
Gdy dotarli na miejsce, usiadła na trawie, krzyżując nogi i zabrała się za strojenie dawno nieruszanej lutni. Jednocześnie obserwowała Shaoli, jej niczym niezmąconą radość i zachwyt rzeczami tak zwyczajnymi, jakimi zachwycał się już mało kto. Paria zawsze widziała świat w bardziej intensywnych barwach, niż większość ludzi; doceniała drobniejsze rzeczy, w niewielkich urokliwościach znajdowała swoje inspiracje, ale ta dziewczyna to już był jakiś zupełnie inny poziom. Nic dziwnego, że uśmiech nie schodził z twarzy Kamelio. Nie widziała go jeszcze w takim stanie.
- Zaśpiewam ci najpierw coś zwykłego, chcesz? - zaproponowała, nie chcąc od razu zabierać się za ten utwór, który stanowił kotwicę dla śniących, którym usiłowali przytrzymać Shaoli w ciele, gdy chciała ją wyrwać z niego wroga magia. Przeciągnęła palcem po strunach, sprawdzając, czy lutnia jest gotowa. - O czym chciałabyś posłuchać?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

351
POST BARDA
Ani myśląc odmawiać siostrze, choćby i istniała szansa uszkodzenia wysłużonego, ale wciąż dostatecznie dobrze działającego instrumentu, Kamelio uśmiechnął się przyzwalająco. Zapewne w nadchodzących tygodniach, a może nawet i miesiącach bardzo trudno będzie mu odmówić jej, czegokolwiek tylko sobie zażyczy.
- Naprawdę? - zachwyciła się pierwszymi wyznaniami Libeth na tyle, żeby przestać brykać dookoła i zamiast tego zacząć przyglądać się jej osobie z nowo odkrytym entuzjazmem oraz fascynacją. Wraz z kolejnymi jednak słowy, pomiędzy jej jasnymi oczami zaczęła coraz wyraźniej odznaczać się i pogłębiać pojedyncza zmarszczka.
- Mówisz tak, jakby sowite wynagrodzenie za twoje usługi było niewystarczającym komplementem - odparł Kamelio, udając dotkniętego jej oskarżeniami, podczas gdy sugestia zawarta w jego słowach była aż nadto oczywista i zdecydowanie nie dotyczyła części, w której pomagał jej zgłębiać magiczne tajniki. Niestandardowego sortu w każdym razie.
- Nieakceptowalne - zadeklarowała Shaoli, zanim cokolwiek więcej zostało powiedziane, po czym doganiając Parię, uczepiła się jej lekko pod ramię. Była od niej dobre pół głowy niższa, co dopiero teraz dało się w pełni zauważyć. - Odwołuję, co wcześniej powiedziałam! - kontynuowała, rzucając bratu pełne dezaprobaty spojrzenie. - Masz zakaz oświadczania się komukolwiek.
Zostawiając Kamelia oszołomionego odrobinę w tyle, raźnym krokiem ruszyła razem z Libeth w stronę miejsca, w którym ta ją kierowała.
- Chwila... - sapnął, gdy tylko ocknął się na tyle, żeby pospiesznie ruszyć zaraz za nimi. - Shaoli. Shao...? Nie mówiłem poważnie. To nic więcej, jak drobne przekomarzanie się - zaczął tłumaczyć z całkiem wyraźnym, nerwowym przejęciem, którego nie dało się w pełni ukryć pod żadnym śmiechem ni przymilnym tonem. - Libeth? Wesprzyj mnie, proszę?
- Brrr! Zła odpowiedź! Nie słyszę komplementów!
Mając całkiem dobry widok na twarz młodszej z dwójki rodzeństwa, Paria nie mogła mieć wątpliwości, że dziewczyna wcale nie jest aż taka obruszona, na jaką zamierzała wyjść. Tak czy inaczej, reszta krótkiej trasy przebiegła z Kamelio na ich ogonie, który jeśli nie otrzymał wcześniej słów ułaskawiających, wybraniających go z sytuacji, zaczął wypluwać z siebie nie tylko najbardziej wymyślne komplementy, ale również takie, które z racji nadmiaru poetyzmu brzmiały wręcz zawstydzająco - "Ah, ten głos! Czy powiedziałem Ci kiedyś, że słyszeć twój głos, to jak pływać w roztopionym miodzie? Mógłbym w nim utonąć i umierałbym szczęśliwy." Co musiało być również jego niegroźnym sposobem na małą zemstę wobec obu pań.
Dotarłszy do celu, po uprzednim uderzeniu brata otwartą dłonią w ramię, Shaoli wreszcie usiadła naprzeciwko Parii. Dłońmi wciąż przejeżdżała raz po raz po źdźbłach dookoła. Kamelio usiadł odrobinę bardziej z boku tak, aby mieć obie panie na oku.
- Mogę tak po prostu wybrać? - zdziwiła się co prawda, ale też zaraz zaczęła rozglądać niczym w poszukiwaniu inspiracji. - W takim razie... O czymś, o czym najbardziej chciałabyś mi opowiedzieć - odpowiedziała, obejmując kolana ramionami i przyciskając do klatki piersiowej na tyle, żeby móc na nich w miarę wygodnie wesprzeć głowę.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

352
POST POSTACI
Paria
- Mówisz tak, jakbyś uważał to wynagrodzenie za lepsze, niż co najwyżej rozczarowująco przeciętne - odpowiedziała elfowi, siląc się na powagę. To, co decydowali się zgłębiać w wolnym czasie, dalekie było od rozczarowującego, przynajmniej dla Parii, ale Kamelio sam się prosił! Zwłaszcza, że nie mógł zrobić ani powiedzieć zbyt wiele, gdy obok szla jego nastoletnia siostra. Dopiero gdy ta uznała, że jest to absolutnie nieakceptowalne, Libeth uśmiechnęła się do elfa najsłodszym ze swoich uśmiechów i pozwoliła dziewczynie chwycić swoje ramię.
Słowa o oświadczynach nieco wybiły ją z rytmu. Jej uśmiech zrzedł, zastąpiony przez dezorientację, gdy spojrzała najpierw na nią, potem na niego, aż w końcu z głębokim westchnieniem potrząsnęła głową, postanawiając zignorować ten komentarz całkowicie. Tak było bezpieczniej, niż zastanawiać się, czy przypadkiem Kamelio nie uznał, że musi teraz paść przed nią na kolana, żeby nie zostawiła go dla jakiegoś nadętego, szlacheckiego dupka. Pf, jeśli kiedykolwiek przyszłoby jej do głowy, że powinni rozstać się i pójść w swoje strony, to nie ten dupek byłby głównym tego powodem. Tak przynajmniej się jej wydawało.
- Ja też ich nie słyszę - odparła tylko na błagania elfa, unosząc brwi i nie poddając się jego prośbom. Potem jednak komplementy okazały się zbyt bolesne dla jej wrażliwej, artystycznej duszy... i nie udało się jej już zachować powagi. Roześmiała się perliście, słysząc o śmierci w roztopionym modzie.
- Bogowie... Dobrze, przestań już! Wygrałeś tym razem - przyznała z rozbawieniem, dramatycznie wyrzucając w górę wolną rękę. - To prawda, Shaoli. Nie mówiłam poważnie. Kamelio też nie. Lubimy sobie czasem podogryzać. Dostaję od niego dokładnie tyle komplementów, ile potrzebuję i żaden z nich normalnie nie sprawia, że skóra cierpnie, jak ten z miodem.
Usiadła sobie potem wygodnie na trawie, liczac tylko na to, że jej białe spodnie mocno na tym nie ucierpią i sprawdziła kilka akordów na lutni, przyglądając się elfiej dziewczynie, gdy ta się zastanawiała. Skinęła głową, kiedy ta wyraziła swoje oczekiwania. Czyli w gruncie rzeczy sama miała wybrać? Milczała przez chwilę, zamyślonym i trochę nieobecnym spojrzeniem wpatrując się w Shaoli, gdy szukała w głowie odpowiedniego utworu. Wszystkie zbereźne i prześmiewcze odpadały, prawda? Nie chciała zasmucać jej też niczym zbyt ponurym.
W końcu poruszyła palcami i z lutni popłynęły pierwsze dźwięki jednej z jej starszych pieśni, opowiadającej o zaczarowanym ogrodzie, do którego wstęp mieli wyłącznie wybrańcy. Czy chciała jej o tym opowiedzieć jakoś szczególnie? Ciężko stwierdzić. Napisała ją, zainspirowana ogrodem jednego z pałaców, w którym kiedyś grała, więc samo to nie miało w sobie niczego wartego zapamiętania i powtórzenia, ale urok i dziwnie mistyczny nastrój tamtego miejsca przekazany za pomocą muzyki mógł spodobać się dziewczynie... a i Kamelio jeszcze tego raczej nie słyszał. Pieśń była urocza i nostalgiczna, a delikatny, świetlisty głos Libeth sprawiał, że wyjątkowo łatwo było wyobrazić sobie to, o czym śpiewała - świergoczące ptaki i drobinki tańczące w smugach światła, zapach kwiatów i chłodną rosę pod bosymi stopami.
Zagrała, spoglądając na elfkę raz po raz, nie wiedząc, czy wystarczy głos Parii, czy potrzebna była konkretna pieśń, by przywrócić jej pamięć. Nie brzmiała tak dobrze, jak przedtem - przeszkadzało jej nieco zachrypnięte gardło i zbyt sztywne pk długim bezruchu palce. Żałowała też, że nie może włączyć w ten utwór tańczących cieni... Ale dziewczyna nie wiedziała, że taka możliwość istnieje, więc nie zdawała sobie sprawy z tego, że coś traci. Zresztą, nadrobią w przyszłości! Na pewno jeszcze nadrobią w przyszłości.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

353
POST BARDA
Lutnia Kamelio, choć toporniejsza od jej własnej i nieleżąca w dłoniach tak wygodnie, jak zwykła jej własna, wciąż była w stanie wyciągnąć z siebie upragnione brzmienia. Dźwięki wydobywające się spod jej strun, a niedługo później również towarzyszący im głos Libeth, szybko uciszył świergoczące pośród najbliższych drzew ptaki. Czy to z przyzwyczajenia, czy to przez zaintrygowanie, czy może, podobnie jak pozostała dwójka ludzkich słuchaczy - najzwyczajniej w świecie urzeczone.
Słuchająca jej w ciszy Shaoli, lekko bujała bosymi stopami na boki z półprzymkniętymi oczyma, podczas gdy jej brat, nie wiedzieć do końca kiedy, zupełnie zamknął własne. Pokryte bliznami palce, mniej lub bardziej bezwiednie wybijały bezdźwięcznie rytm na udzie. Obydwoje wyglądali na zrelaksowanych i wyjątkowo ukontentowanych. Odprężonych do stopnia mogącego nawet grozić zapadnięciem w nieplanowaną drzemkę, gdyby nie jedna, wytrącająca z tej perfekcyjnej otoczki zmiana.
- Huh? - wydała z siebie cicho Shaoli, szerzej otwierając rozmarzone jeszcze przez krótki moment oczy. Rozmarzone i pełne łez, które ni z tego, ni z owego zaczęły gęsto spływać jej po policzkach.
Z początku zaskoczona, zaczęła instynktownie osuszać mokre policzki własnymi dłońmi. Im bardziej jednak tarła, tym więcej słonej wody wypływało z jej oczy.
- H-Huhh?? - wyrzuciła z siebie ponownie, tym razem z wyczuwaną w głosie nutą stresu.
Tym razem swoje oczy otworzył zaalarmowany Kamelio, który w okamgnieniu znalazł się w kuckach obok siostry.
- Shao? Hej. Wszystko w porządku. Co się dzieje? - pytał, przechodząc na ten łagodny, kojący ton, którym tak łatwo potrafił zmiękczać serca, jeśli tylko chciał.
Dziewczyna pokręciła szybko głową, w frustracji wciskając piąstki w oczy.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

354
POST POSTACI
Paria
Paria skupiała się na muzyce, na poruszaniu zbyt sztywnymi palcami, na walce z chrypką, która nie chciała dać się przegonić, początkowo więc zupełnie nie zauważyła, że cokolwiek jest nie tak. To znaczy, obserwowała Shaoli kątem oka, widziała też łzy napływające jej do oczu, ale sądziła, że może dziewczyna się zwyczajnie wzruszyła. Pieśń była ładna, może nie smutna, ale przecież sztuka różnie wpływała na odbiorców. Ją samą na przykład, bardziej od żałobnych pieśni, wzruszały te monumentalne i epickie, śpiewane przez wiele głosów. Słyszała kiedyś marynarzy, wykonujących coś takiego w Czerwonym Stawie i na samo wspomnienie znów miała ciarki na plecach. Ale teraz? Nie sądziła, że poza pojedynczymi łzami, spływającymi po policzkach elfki, wydarzy się coś więcej.
Dlatego dopiero po dłuższej chwili przestała grać, przerywając gdzieś w połowie kolejnej zwrotki, gdy Shaoli wcisnęła zaciśnięte dłonie w oczy i dopadł do niej Kamelio.
- Co zrobiłam? - spytała, przestraszona. - Przepraszam! Nie chciałam... sądziłam, że to będzie dobry wybór!
Odłożyła lutnię na trawę obok i wstała, by przykucnąć przed płaczącym dziewczęciem i ostrożnie oprzeć dłoń na jej kolanie. Ostatnim, czego chciała, to doprowadzić ją do łez. A może sprawiła właśnie, że przypomniała sobie ona wszystko to, czego nie pamiętała? Czy to były bolesne wspomnienia?
- Co się stało? To tylko piosenka - powiedziała cicho, miękko, próbując ją uspokoić. - Mogę jej nie grać. Mogę zagrać coś innego, albo nie robić tego wcale i od razu... od razu przejść do tego, co planowaliśmy. Przepraszam, Shaoli.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

355
POST BARDA
Kamelio rzucił jej szybkie, zaniepokojone spojrzenie, ale podobnie jak przed momentem Shaoli, mógł jedynie pokręcić głową. Z zaistniałej sytuacji rozumiał dokładnie tyle samo, co Libeth.
- Nie wiem... Nie rozumiem - odpowiedziała zdezorientowana, powoli odciągając dłonie od lekko zaczerwienionych z kącikach oczu.
Wybuch był intensywny, ale również niecodziennie krótki, ponieważ mimo przeszklonego wzroku, łzy ze strumieni zmieniły się już w pojedyncze krople.
- Po prostu... Po prostu zrobiło mi się tak-... - usiłowała z determinacją tłumaczyć, mimo że właściwe słowa nie od razu znalazły drogę.
Chwytając spoczywającą na jej nodze dłoń Libeth, zupełnie niczym ostatnią deskę ratunkową, mocno zacisnęła na moment powieki, łapiąc nosem kilka wdechów. Gdy ponownie je otworzyła, z nieoczekiwanym przestrachem i czymś trudnym do określenia, zakrawającym niemalże o panikę, rozejrzała się dookoła. Zupełnie, jakby to, co wcześniej ją zachwycało, zmieniło się w coś zupełnie przeciwnego. Dopiero kiedy jej wzrok padł z powrotem na ich dwójkę, niczym za dotknięciem magicznej różdżki, dziewczyna zamrugała i ponownie wróciła do siebie. Wciąż nieco spiętej siebie, ale zdecydowanie obecnej siebie.
- Smutno - odpowiedziała wreszcie, marszcząc brwi. - Zrobiło mi się... Tak okropnie, okropnie smutno. Nawet jeśli piosenka wcale nie była smutna. Czy coś nadal jest ze mną nie tak? - dopytywał się zmartwiona. - Nie chcę nikogo denerwować. I chciałabym wciąż posłuchać więcej... - dodała, spuszczając wzrok w poczuciu winy.
- Nic nie jest z tobą nie tak - odpowiedział spokojnie, ale twardo i stanowczo Kamelio.
Odgarniając odrobinę niepewnie rozlatane kosmyki w twarzy siostry, to na Libeth spojrzał ze wzmożoną uwagą.
- Myślę jednak, że nie powinniśmy już dzisiaj kontyuo-
- Nie będę więcej płakać! - niemal krzyknęła Shaoli, drugą ręką chwytając Kamelio za materiał koszuli na ramieniu. Obydwoje byli dość niepewni interakcji fizycznej między sobą nawzajem, co dało się zauważyć niemal od początku. Teraz jednak elfka trzymała się go kurczowo i co mógł zrobić biedny Kamelio? - Obiecuję, że nie będę!
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

356
POST POSTACI
Paria
Libeth kucała przed dziewczyną, pozwalając jej trzymać się za rękę tak długo, jak tego potrzebowała. Żałowała, że nie jest w stanie bardziej jej pomóc, ale do końca nie wiedziała, jak do całego tego zamieszania w ogóle doszło. Przecież wybrała utwór, który nie powinien mieć na nią takiego wpływu. Może pozostając w swoim wieloletnim śnie, elfka w takim właśnie świecie funkcjonowała? W nierealnym ogrodzie, do którego wstęp miała tylko ona i ten, który ją w nim więził? Ostatnim, czego Paria chciała, to spowodować jakikolwiek dyskomfort, bo przecież jej sztuka miała działać na słuchaczy zupełnie odwrotnie... w większości przypadków.
- Nikogo nie denerwujesz - uspokoiła Shaoli. - Muzyka różnie wpływa na słuchaczy. Nic się nie dzieje. Jeśli potrzebujesz płakać, to płacz. Czasem trzeba pozwolić emocjom na ujście. Inaczej kumulują się z czasem i kiedy wybuchną, nie ma już co zbierać.
Możliwe, że w jej słowach była nie tak znowu delikatna sugestia w stronę Kamelio, ale nawet na niego w tej chwili nie spojrzała, poświęcając całą swoją uwagę dziewczynie. Kwestia driady i jej smutnego końca wciąż wisiała nad Parią jak ciemna chmura, której nie potrafiła zupełnie przegonić - mogła ją co najwyżej zepchnąć gdzieś na granicę horyzontu myśli.
Zerknęła na elfa dopiero, gdy uznał, że powinni dziś już odpuścić. A potem jej spojrzenie przeskakiwało niepewnie z jednego na drugie, z poważnego Kamelio na jego zdeterminowaną siostrę. Chciała jej słuchać, bo się jej podobało, czy ze względu na to, o czym rozmawiały w nocy? Nie wiedziała, co robić. Nie chciała sprzeciwiać się życzeniom mężczyzny, ale z drugiej strony jeśli mogła pomóc Shaoli, czy naprawdę miała jej tego odmawiać wyłącznie przez jego obawy?
- Mogę... mogę zaśpiewać to, co śpiewałam ci, kiedy spałaś. Tak, jak mówiłam, może ta melodia przypomni ci to, czego nie pamiętasz, chociaż nie mam pojęcia, czy w ogóle zadziała - zaproponowała, z powrotem chwytając lutnię i siadając, tym razem bliżej, przed samą elfką. - Ale nie zrobię tego, jeśli nie chcesz. Kamelio się o ciebie martwi i ja też nie chcę sprawiać, że czujesz się gorzej. Jeśli wolisz, mogę dla ciebie zagrać coś innego. O szlachcicu, który przegrał w kości wszystko, co miał przy sobie, łącznie z ubraniem, to jest całkiem zabawne. I oparte na prawdziwej historii! Gdybyś kojarzyła tutejszych bogaczy, mogłabym ci nawet w tajemnicy powiedzieć, o którym mowa - przekrzywiła głowę zadziornie i uśmiechnęła się, a potem szarpnęła za struny, wydobywając z nich cichy akord. - Mogę też zagrać najpierw jedno, potem drugie. Wybór należy do ciebie, Shaoli.
Poczekała na decyzję i zgodnie z nią zaczęła grać to, co elfka wybrała - utwór służący do wspomagania śniących w ich seansach, w którym teraz pokładała ogromną nadzieję, albo bzdurną pioseneczkę o szlachcicu skradającym się przez miasto w samych gaciach.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

357
POST BARDA
- Płacz nie jest tu największym problemem. Jest nim to, że nie mamy żadnego pojęcia, uwolnieniem jakiej ilości emocji najróżniejszej maści ryzykujemy. Zwłaszcza jeśli nie będą towarzyszyć im konkretne wspomnienia. Emocje pozbawione kontekstu mogą być dezorientujące i przerażające - zauważył wciąż sceptyczny Kamelio. - Dopiero co dostałaś tego niewielką dawkę, Shao. Na dodatek jest to zaledwie twój pierwszy dzień po odzyskaniu świadomości. Nie ma potrzeby, żeby się z tym wszystkim spieszyć - starał się wciąż przeforsować pomysł w jak najbardziej racjonalny sposób.
Kokosząc się niespokojnie w miejscu, dziewczyna milczała przez chwilę i w końcu pokręciła buntowniczo głową.
- Chcę posłuchać - uparła się, zmuszając swojego brata do głębokiego westchnięcia. - Poradzę sobie! Nie jestem małą dziewczynką. Powiem coś, jeśli poczuje się źle - zapewniła z nową energią, uśmiechając się do Parii i po ostatnim uściśnięciu jej dłoni, wypuściła ją zupełnie. Podobnie zresztą, jak i poły materiału koszuli Kamelio. Zaraz po tym jednak, niemalże nieśmiało szturchnęła go palcem wskazującym w ramię. - ...Nie musisz obchodzić się ze mną, jak z jajkiem, wiesz? Moja głowa nie pęknie z nadmiaru wrażeń, czy coś takiego.
I na to, nawet jeśli bardzo chciał, nie mógł powiedzieć wiele, jeśli nie planował jej urazić lub do siebie zniechęcić. Byli co prawda rodziną, ale na ten moment wciąż zbyt obcą i byt świeżą sobie nawzajem. Gdyby elf usiłował podejść do tej relacji na zbyt surowych tonach już na samym jej początku, ryzykował co najmniej narodzinami antypatii.
- Chcę posłuchać - powtórzyła i uśmiechnęła się. - Chcę posłuchać obu, jeśli to w porządku. Może kiedyś nawet pokażesz mi tego szlachcica! - zaśmiała się i jeszcze raz usadowiła wygodnie.
Co być może jednych ucieszyło, a innych odrobinę rozczarowało, tym razem nie doszło do żadnego więcej incydentu. Ani przy pierwszym, ani tym bardziej przy drugim utworze, Shaoli nie wykazała żadnych niepokojących objawów. Uśmiechała się, czasami kiwała w rytm bądź wystukiwała go palcami o własne nogi, ale poza zwyczajnym śmiechem rozbawienia przy drugiej z piosenek, nie stało się nic więcej.
- To nie ta - przyznała również pomiędzy piosenkami, pod koniec utworu, w którym Libeth pokładała wcześniej nadzieje. W jej głosie nie było znać zawodu. - Nie tę słyszałam, tak sądzę. Chociaż poczułam takie śmieszne mrowienie w skroniach! To normalne?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

358
POST POSTACI
Paria
Argumenty Kamelio jak najbardziej do niej przemawiały, ale z drugiej strony powiedziała już Shaoli, że spróbują. Nie chciała się teraz wycofywać. Była dobrej myśli - powrót wspomnień powinien ułatwić dziewczynie funkcjonowanie w Domu Śnienia i w towarzystwie zapomnianego brata, a do tego przywrócić pamięć o tej informacji, która miała być tak istotna. Paria może nie przejmowałaby się tym tak bardzo, gdyby nie jej ostatnie doświadczenia w zaświatach. Teraz już wiedziała, że istoty je zamieszkujące mogły posiadać wiedzę i umiejętności mocno wpływające na znaną im rzeczywistość i z jakiegoś powodu Libeth sądziła, iż ta wiedza mogłaby poniekąd dotyczyć problemów, z jakimi borykał się Dom Śnienia.
Utkwiła wzrok w elfie, wahając się przez chwilę. Przeszło jej przez myśl, że jego obita twarz wyglądała strasznie, postanowiła więc porozmawiać z Rash'putinem, albo jakimkolwiek magiem-uzdrowicielem, gdy tylko będzie miała taką okazję. Poprosi o to, by ktoś pomógł mu z tymi sińcami, bo przecież on sam nigdy o siebie nie zadba.
A potem zaczęła grać.

Paria pokładała duże nadzieje w tym, co właśnie robiła, więc brak natychmiastowego sukcesu był dla niej mocno rozczarowujący. Gdy skończyła drugi utwór, westchnęła i przełożyła pasek od lutni przez głowę, by odłożyć instrument obok, na trawę. Starała się nie pokazywać po sobie rezygnacji, która wypełniła ją, gdy przeszło jej przez myśl, że może to wcale nie jej głos Shaoli pamiętała. Może ten, który mógł przywrócić jej wspomnienia, należał do driady, którą Kamelio w ślepej furii pozbawił życia. Jakże ironiczny byłby to splot wydarzeń, zabiłby jedyną istotę, jaka mogła w pełni przywrócić mu siostrę. Czy driada śpiewała? Libeth chyba nigdy tego nie słyszała, ale dlaczego miałaby tego nie robić? Z drugiej strony, wyczerpanie magiczne bardki też mogło mieć pewien wpływ na jej nieskuteczność. Tak czy inaczej, trochę podupadła na duchu, bo nie tak wyobrażała sobie to wszystko.
- Nie wiem, szczerze mówiąc - przyznała, uśmiechając się do dziewczyny lekko. - Nikt mi nigdy nie mówił, że czuje mrowienie w skroniach, kiedy śpiewam.
A może chodziło o jakąś inną piosenkę? Przez ostatnie miesiące Paria śpiewała i grała różne rzeczy w okolicy pogrążonej w śnie elfki, ale skąd miała wiedzieć, która z nich mogła być tą właściwą? Nie mogła teraz testować jednej za drugą, to mijało się z celem, nie miała też zresztą siły na dwugodzinne występy. Choć starała się robić dobrą minę do złej gry, zawód wyraźnie odmalował się w jej jasnym spojrzeniu. Nie była psychicznie gotowa na to, że nie uda się jej doprowadzić do przełomowych zmian natychmiast, podczas pierwszej próby. Miało wyjść inaczej. Nie mogła pomóc ani w znalezieniu Kamelii i Miry, ani w przywróceniu pamięci Shaoli, więc jednak była bezużyteczna. Gdyby przynajmniej jej umiejętności walki bronią białą przekraczały poziom absolutnie podstawowy, albo gdyby umiała tropić, mogłaby lepiej pomóc. Jej talenty, zarówno artystyczne, jak i magiczne, wydawały się w tej chwili totalnie bezwartościowe.
- Pogram ci więcej później, jeśli będziesz chciała - zaproponowała, już ze znacznie mniejszym entuzjazmem. - Jak pojadę po swoją lutnię. Może zabiorę cię ze sobą, przejedziemy się po mieście. Pokażę ci port i statki.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

359
POST BARDA
Niedobory magicznej i łatwo nachodzące ją zmęczenie, mogły być tym, co znacznie utrudniało uzyskanie pozytywnych rezultatów. Bardzo ciężko było to stwierdzić, ponieważ nijako nie mogła zmusić się do wyduszenia z siebie więcej, jeśli nie chciała ryzykować nie tylko powtórką z nieprzyjemnych wrażeń, ale również ochrzanem ze strony Kamelio oraz Zairy.
Z lekko zmarszczonymi w wyrazie skupienia brwiami, Shaoli pokiwała głową.
- Na pewno czułam mrowienie - przekonywała, unosząc dłonie i rozmasowując palcami wymienione okolice.
- Coś bolesnego? - spytał szybko Kamelio, wychylając się w jej stronę i skanując wzrokiem w taki sposób, jakby planował odczytać z jej twarzy wszystkie, niewypowiedziane myśli.
Dziewczyna nadęła policzki i spojrzała na niego wymownie.
- Przecież obiecałam, że powiem, jeśli coś będzie nie tak - ofukała go lekko, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
Dostrzegając jednak, a może i wcześniej wyczuwając zawód Libeth, już kilka sekund później rodzeństwo zadziałało w zaskakującej synchronizacji. Kamelio sięgnął po lutnię i zaczął ją stroić na nowo, podczas gdy Shaoli przesunęła się tak, aby siedzieć z nią ramię w ramię i móc lekko szturchnąć własnym.
- Wiesz, nie szkodzi, jeśli nie przypomnę sobie od razu - powiedziała. - Cieszę się, że mogłam cię posłuchać. I że nie przerwałam tego znowu jakimś głupim, dziwacznym wybuchem! Masz niesamowity głos!
- Prawda? - zgodził się Kamelio.
- Jeśli miałoby się okazać, że po powrocie wspomnień będę jaką koszmarną nudziarą, to i nawet lepiej, jeśli przypomnę sobie później! Kiedy już pokażesz mi miasto! I port! I statki! Zdecydowanie statki! I kiedy już wyśpiewasz swój najlepszy repertuar!
- Żadnego miasta ani portów, ani statków, dopóki mateczka Zaira nie zarządzi inaczej - ostrzegł starszy z dwójki.
- ...nudziarz - mruknęła do Libeth Shao. - Też będziesz grać? Potrafisz w ogóle? - podpytywała.
- Mm. Odrobinę. Choć nawet w połowie nie tak dobrze, jak Libeth. Ostrzegam też, że mogę nieco fałszować w trakcie gry. Mimo to... Jakieś życzenia? - spytał, zerkając na obie panie z ukosa.
Od czasu wypadku w kanałach, Kamelio raczej unikał publicznej gry na lutni. Ćwiczył uparcie swoje sztywne palce w samotności i ukryciu, choć Paria miała okazję go na tym przyłapać nie raz i nie dwa.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

360
POST POSTACI
Paria
Nie potrzebowała długiego pocieszania, by na jej twarz wrócił znajomy uśmiech. Nie była pewna, co pomogło jej w tym bardziej, Kamelio z lutnią w dłoniach, będący widokiem ostatnio dość rzadko spotykanym, czy komplementy. Poprawiła się w miejscu i skrzyżowała nogi, spoglądając na elfa z ukosa. Takiego poznała go najpierw. No, może nie do końca takiego, bo ukrywał wtedy twarz za maską, ale instrument w rękach się zgadzał.
- Nie wydaje mi się, żebyś miała być nudziarą, Shaoli - zaśmiała się. - Cóż, skoro nie wolno nam do portu, to znajdziemy sobie inną rozrywkę. O, wiem, zaśpiewam ci wszystkie te zabawne piosenki, które napisałam o Kamelio. O tym, jak szanowana dama musiała go patelnią ratować przed niechybną śmiercią - zaproponowała zaczepnie, choć żadnej takiej piosenki nie stworzyła, a wątpiła, by Shaoli miała ochotę słuchać miłosnych ballad, nawet jeśli tych powstało trochę. Trzeba było przyznać, że Libeth miała ich sporo w repertuarze. Bywała w ciągu swojego życia zauroczona wystarczająco wiele razy, by doskonale odnajdować się w takiej stylistyce.
- Potrafi też grać na flecie - zareklamowała go, odchylając się do tyłu i opierając się rękami za plecami.
Czy miała jakieś życzenia? Wpatrywała się w elfa w zamyśleniu. Po tym wszystkim, do czego doszło przez ostatnie dziesięć dni, w normalnych okolicznościach byłby zdruzgotany i na pewno nie miałby nastroju na wspólne spacery po ogrodzie, a już na pewno nie na sięganie po lutnię. Przebudzenie Shaoli musiało być dla niego czymś absolutnie przełomowym, co wszystkie inne rzeczy spychało na drugi, jak nie trzeci plan. Do Parii do tej pory mogło trochę nie docierać to, jak wiele to dla niego znaczyło, bo gdy go poznała, jego siostra już od dawna była tajemniczą, śpiącą królewną, zamkniętą w domku na skraju ogrodu. Świadomość, że nie zawsze przecież tak było, uderzyła w bardkę z zaskakującą siłą.
- Mógłbyś... - zaczęła i zawahała się na moment. - Mógłbyś zagrać to, co grałeś, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Nie musisz całego. Może być chociaż fragment.
Obrazek

Wróć do „Stolica”