Dom Śnienia Kamelii

151
POST POSTACI
Paria
Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem wzroku wysokiego elfa, Paria odrzuciła przybraną chwilowo manierę i wróciła do zachowywania się normalnie, pozbywając się metaforycznego kija z wiadomej części ciała. Przychodziło jej podobne zachowanie z łatwością, ale to nie znaczyło, że było dla niej naturalne.
Widząc, że Kamelio jak zwykle usiłuje robić dobrą minę do złej gry, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu ani racji bytu, Libeth zmarszczyła brwi i rozmasowała lekko nadgarstek, który dotąd ściśnięty był w jego kleszczowym uścisku. I znów nie rozumiała tego zachowania, ale chyba powinna się już zacząć do tego przyzwyczajać. Czy to przy niej zachowywał się tak absurdalnie, czy normalnie też to robił? Przede wszystkim, Paria nie zgodziłaby się na takie traktowanie, nieważne kim byłaby obrażająca ją tak bezczelnie i prosto w twarz osoba. Na miejscu Kamelio już dawno przestawiłaby Juliusowi szczękę. Nie to, żeby sama była skłonna do podobnych zachowań, rzadko czuła w sobie agresję która wymagała fizycznego ujścia, raczej ograniczała się do ostrych jak brzytwa słów, gdy znajdowała się w podobnej sytuacji, ale ze swojego doświadczenia wiedziała, że mężczyźni funkcjonują nieco inaczej. I Ferros zdecydowanie zasługiwał na to, żeby rozbić mu kufel na jego zadufanej gębie.
Przynajmniej plus był taki, że chodziło wyłącznie o bycie błaznem. Prawdopodobnie.
- Nie wiem. Podeszłam do was licząc na to, że się zamknie. Dlaczego pozwalasz mu się tak traktować? - spytała ostro, zupełnie nie kupując tej słabo udawanej beztroski swojego rozmówcy. - Przecież nie pracujesz dla niego, nie musisz mu się podkładać. Sądziłam, że ogranicza się do bardzo dojrzałych zachowań typu potrącenia w wąskich przejściach, ale po czymś takim ja... ja bym nie dała mu żyć.
Słysząc, że jednak nie będzie jej dane spędzić tego poranka w towarzystwie, w jakim chciała go spędzić, mina jej wyraźnie zrzedła. Może to przepełniająca ją złość na prostactwo Ferrosa sprawiła, że trudno jej było ukryć rozczarowanie. A może wystarczyło, że w ich dwójce to Kamelio postanawiał w nieskończoność udawać, że wszystko jest doskonale.
- Nie musisz tego robić - rzuciła cicho. - Nie wiem dlaczego to robisz, tak właściwie. Jeśli ze względu na mnie, to możesz przestać. Wbrew pozorom zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie czasem odczuwają negatywne emocje. Elfy też. Jak jesteś na niego wkurwiony, to bądź. Jeśli ja zrobiłam coś nie tak, to też mi powiedz.
Zacisnęła usta w wąską kreskę, orientując się, że może nie wyraziła się w szczególnie elegancki sposób. Mruknęła jakieś ciche "przepraszam" i westchnęła, unosząc wzrok w niebo. Naprawdę potrzebowała już stąd wyjść. Po raz kolejny docierało do niej, że nie wie nic, ani o stojącym przed nią mężczyźnie, ani o wszystkim, co ją tu otaczało. Była kimś z zewnątrz, komu wydawało się, że po tygodniu spędzonym w pokoju gościnnym może mieć jakiekolwiek pojęcie o tutejszych relacjach.
- Czy to, co się pokomplikowało, dotyczy jutrzejszego dnia i mnie? - spytała, zmieniając w końcu temat. I tak wątpiła, by Kamelio był zainteresowany kontynuowaniem poprzedniego. - Tak czy inaczej... rozumiem. W porządku, nie przejmuj się. Zorganizuję sobie czas. I tak rano nie... liczyłam na wiele. To znaczy... zakładałam, że będziesz zajęty. Dam sobie radę.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

152
POST BARDA
Nie spodziewając się strofowania i może myśląc, że zdoła mimo wszystko zrzucić temat Juliusa na dalszy plan, jeśli potraktuje go, jako nieistotny, Kamelio pozwolił swojemu uśmiechowi stopnieć. Z jedną ręką schowana za plecami, drugą wciąż zaciśniętą na ładnie pomiętym już zwoju, pozwolił swoim spiętym ramionom na nieco rozluźnienia.
- Jestem wdzięczny za to, co zrobiłaś - wyznał powoli, po uprzednim wysłuchaniu jej w kompletnej ciszy. - Za to, co usiłowałaś osiągnąć. Chcę jednak, żebyś zrozumiała, że jakkolwiek żałośnie mogło to z mojej strony wyglądać, obydwoje potrzebujemy Ferrosa w najbliższych dniach. I to w możliwie jak najlepszym stanie i nastroju. Poprzestawiane kości i urażona duma, z reguły skutkują w jego przypadku wyjazdem z miasta na długie tygodnie. Wierz mi, miałem okazję widzieć to więcej niż raz. Nasze sprzeczki rzadko kończą się... wyłącznie na słowach.
Osobowość Kamelio kazała z miejsca zaprzeczyć. Nic, co do tej pory widziała Paria, nie pozwalało dostrzec w nim typu awanturnika. Do wszystkiego podchodził spokojnie i z rozwagą, zaś to, co kłopotliwe lub bolesne, wolał raczej zamieść pod dywan i zignorować. Choć moment, w którym rzucił Juliusowi to jedno, wrogie spojrzenie-...
- Ferros jest obecne jedynym członkiem Domu, który osiągnął odpowiednio wysokie wyszkolenie w roli łapacza łez, aby wycisnąć z Cendan odpowiednie wspomnienia.
Ta część wyjaśniała już z pewnością znacznie więcej. Zgodnie z tym, co twierdził elf, obydwoje potrzebowali wspomnień Lady Cendan dla udowodnienia niewinności Libeth. Co z kolei, jak się okazywało, było równe z potrzebą utrzymania Juliusa Ferrosa, jakkolwiek wkurzającego, w na tyle dobrym nastroju, aby nie stroił on fochów i nie odraczał sprawy w czasie, o ile pewna szlachcianka nie chciała zacząć dostawać kota od czasu spędzonego w zamknięciu, z dala od estrady i tego, co kochała robić najbardziej.
- To ja... Przepraszam - zaczął nieco mniej pewnie, sięgając do swojego karku i rozcierając go.- Za niedotrzymanie słowa i za zepsucie dobrego nastroju... Sprawa, o której mowa, dotyczy jednak specyfików, których potrzeba mojej siostrze. Nie jest obecnie... W najlepszej kondycji. Nie mogę tego więc zostawić. Wszyscy potrzebujemy móc skupić się jutro na czekającym nas zadaniu. W tym i ja.
Chwile przestawał z nogi na nogę, zanim zdecydował się wychylić nieco w stronę Parii. Spojrzenie, jakie na niej zawiesił, było ostrożne i pytające.
- Zrewanżuję się? Słowo?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

153
POST POSTACI
Paria
Z ust Parii wyrwało się głębokie westchnięcie, gdy padła druga część wyjaśnienia. Potrzebowali Ferrosa. To tłumaczyło, dlaczego Steczko poprosił wcześniej, żeby nie rozmawiała z wysokim i dlaczego pozwalał mu na takie odzywki, bez wyciągania z nich żadnych konsekwencji. Całkiem rozsądne podejście, świadczące o niczym innym, jak o tym, że elf poznał już Libeth na tyle, by wiedzieć, czego się może po niej spodziewać i obawiać się, że jej kontakty z Juliusem nie będą owocne w skutkach - a przynajmniej nie w takich, jakie w tym momencie były im potrzebne.
- Teraz rozumiem - rzuciła cicho.
Nie chciała zobaczyć bójki między nimi, nie chciała widzieć Kamelio wściekłego, ale też nie chciała bezczynnie patrzeć i słuchać, jak Ferros traktuje go jako coś śmierdzącego, co przykleiło się mu do podeszwy buta. Chciałaby mieć możliwość stanięcia po stronie tego, którym wysoki elf tak gardził. Pokazania zaufania, które pokładała w Kamelio w taki sposób, żeby tamtemu poszło w pięty. Tylko niestety była tu póki co zbyt nieistotna, żeby jej słowo cokolwiek znaczyło, gdy nie podpierała go swoim nazwiskiem.
- Hm - wydęła usta z niezadowoleniem. - Tak czy inaczej, jest dupkiem. I jak już będzie po wszystkim... gdybyś chciał, żebym go publicznie skompromitowała, mogę nad tym popracować.
Mówiła całkowicie poważnie, choć uśmiechnęła się do Kamelio lekko. Tak czy inaczej, teraz nie mogła zrobić nic. Chyba że samodzielnie znajdzie tajny zielnik i podepcze mu jego krzaki, licząc na to, że nie zniszczy tych należących do kogoś innego.
Cóż, szczerze mówiąc nie miała pojęcia, jak mogła zorganizować sobie teraz czas. Miała nadzieję na towarzystwo elfa przez te kilka godzin, kiedy nie musieli jeszcze robić nic. Nie było im to dotąd dane, przez cały ostatni tydzień, i wyglądało na to, że nie było dane również teraz. Niecierpiąca zwłoki sprawa, która zmusiła go do opuszczenia Parii, okazała się jednak bardziej niż istotna. Pokręciła głową, chcąc powstrzymać go przed dalszymi wyjaśnieniami, o które akurat teraz nie prosiła. Nie planowała być aż tak wścibska; chciała tylko wiedzieć, czy posypało się nagle coś z tego całego, tak stresującego ją planu, jakiego była częścią.
- Nie musisz się tłumaczyć. Po prostu martwię się jutrem. Myślałam, że to może coś w związku z tym. Nie mam ci niczego za złe, naprawdę.
Przekrzywiła nieco głowę w bok, a kąciki jej ust uniosły się znów w lekkim uśmiechu. Zrezygnowała tym razem z dwuznaczności, na którą nie miała w tej chwili nastroju, a która zresztą do tej pory albo była żartem, albo i tak do niczego nie prowadziła. Całkiem możliwe, że jedno i drugie.
- Nie mogę się doczekać - odparła krótko i nie zagadywała już mężczyzny dłużej, pozwalając mu zająć się swoimi własnymi sprawami.

Odprowadziła go spojrzeniem, a potem stała przez dłuższą chwilę w miejscu, nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić. Przesunęła wzrokiem po widocznych stąd częściach ogrodu, dochodząc do wniosku, że dopóki nie pada, może faktycznie posiedzieć na zewnątrz. Nie była w stanie zająć się niczym konstruktywnym, ani pracą nad nowymi utworami, w momencie, gdy targało nią tyle emocji na raz, nad którymi niestety górował stres. Postanowiła więc wrócić do pokoju po jedną z książek, jakie dostała kilka dni temu - prosta rozrywka zwykle skutecznie pomagała odwrócić uwagę od problemów i nie inaczej było tym razem. Wróciła do ogrodu, zajęła pierwszą lepszą skąpaną w promieniach ławkę i pogrążyła się w lekturze, na wszelki wypadek nie chcąc wracać do sali kominkowej, by nie spotkać tam Ferrosa, bowiem sam widok jego twarzy mógł ją sprowokować do czegoś, czego by potem żałowała.
W chwili, w której zauważyła większe poruszenie, a słońce znalazło się nieco wyżej na niebie, postanowiła zamknąć książkę i ruszyć w poszukiwaniu dwóch dziewcząt, które przez ostatnie dni zajmowały się ukrywaniem jej tożsamości pod dziwnymi fryzurami i tonami makijażu. Czy to był już ostatni raz? Libeth miała taką nadzieję. A co dalej? Czy ktoś po nią przyjdzie, jeśli będzie miała udać się na zajęcia Kamelii, czy powinna sama zejść do podziemi? Chyba nie miała jeszcze ku temu uprawnień, nawet zakładając, że Steczko zaprowadził ją tam wcześniej. Może wystarczy, jak będzie czekać w głównej sali. Założyła woalkę na dolną część swojej twarzy, zabrała ze sobą kilka czystych pergaminów i coś do pisania i przeszła do centralnego pomieszczenia Domu, mając nadzieję, że ktoś zgarnie ją po drodze - a nawet jeśli nie, to po prostu rozglądała się za Kamelią, chcąc zagadnąć ją o wspomniane trzy dni temu zajęcia.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

154
POST BARDA
Brwi elfa powędrowały wysoko w górę, podobnie zresztą, jak i kąciki ust w znajomym już Parii dobrze, prześmiewczym wyrazie. Być może przyjdzie jeszcze czas, że obydwoje dobiorą się Wysokiemu paniczykowi do dupy - przysłowiowo rzecz jasna. Jeśli nie dziś, to przynajmniej gdzieś w przyszłości, w której żadne z nich nie potrzebowało jego pomocy.
- Jest dupkiem - zgodził się lekko i z satysfakcją. - I gdy już będziemy w nieco lepszej pozycji, nie omieszkam zaproponować ci tej, wyraźnie oczekiwanej przyjemności.
A zatem mieli umowę. Umowę, o której przynajmniej jedna ze stron z całą pewnością będzie pamiętać.
- Zrewanżuję się - powtórzył raz jeszcze, tym razem dużo bardziej stanowczo i pewnie. - Niezależnie od okoliczności, wciąż zostawiam cię w przeddzień jutrzejszych szaleństwa, gdy zupełnie nie to miałem w planach. - przyznał z westchnieniem, wykonując długi i nieco ociężały krok w tył. - Dlatego właśnie zamierzam się zrewanżować i... Powodzenia na pierwszej lekcji magii.
Po tych słowach, Kamelio skłonił się jeszcze z przesadną głębokością oraz w towarzystwie zamaszystego ruchu ramienia, zanim na dobre zdecydował się ją opuścić.

Ulubione Śniące znalazły Parię w połowie jej drogi do sali kominkowej, gdy nastał jej czas na przeistoczenie się w członka gildii. Tanecznym krokiem zagarnęły ją pod ramiona z obu stron, a następnie poprowadziły do ulubionego pokoju, w którym odczyniały swoją własną magię. Obie, jak się szybko okazało, zostały poinformowane o lekcjach, w którym winna wziąć udział, a ponieważ starsza z dwójki miała dostęp do kluczy na niższe piętra, chętnie odprowadziły swoją podopieczną, otwierając dla niej przejście.

Gdy dotarła do korytarza wiodącego w stronę sali, w której rzekomo odbywać miały się zajęcia, drzwi stały otworem, zaś ze środka dochodziły przyciszone głosy oraz jasny blask światła, którego wcześniej brakowało.
Choć sala nie była pełna, zgodnie z przewidywaniami Steczka, Libeth wciąż udało znaleźć się pomiędzy czwórką, nie do końca obcych, ale też nie do końca dobrze jej znanych, początkujących zapewne Śniących. Był pomiędzy nimi tylko jeden chłopak, na oko w wieku zbliżonym do Tulia, więc wciąż sporo młodszym od samej Parii. Poza nim trójka kobiet, z czego dwie również młodsze, szeroko uśmiechające się do nowo przybyłej, trzecia zaś, prawdopodobnie zbliżająca się pod trzydziestkę, nieco nerwowo kręciła się z początku w miejscu, rozglądając dookoła.
Podczas gdy młode dziewczyny zajęły miejsca obok siebie na tyłach, pozostała dwójka wybrała osobne miejsca, bliżej przypominającego ołtarza stołu.

Na przybycie Kamelii nie musieli czekać długo. Pojawiając się praktycznie bezszelestnie chwilę po Parii w towarzystwie swojej pięknie rzeźbionej laski, pewnym krokiem skierowała się pod ołtarz na końcu sali.
- Wszyscy poza Luką obecni, jak rozumiem? - zwróciła się do towarzystwa, rozglądając niewidzącym wzrokiem, na co potwierdzająco odpowiedziały jej zgodnym pomrukiem młódki.
Kiwając głową, Kamelia wzięła głębszy wdech.
- Choć wiem, że niektórzy z was brali już udział w pierwszych wykładach, jestem wbrew pozorom całkiem świadoma, kto i na ile był na nich rzeczywiście obecny. Ciałem i myślami pospołu - zaczęła przywódczyni Domu z błąkającym się na ustach cieniem uśmiechu. Ze swoje miejsca Libeth mogła dostrzec, jak uczestniczący w spotkaniu młodzieniec zaczyna wiercić się niezręcznie. - Pozwolę więc sobie powtórzyć temat w jak najmniej zawiły i na tyle uproszczony sposób, na ile to tylko możliwe. Następnie, zgodnie z obietnicą, o której być może jeszcze pamiętacie, pozwolę wam na wizualizację żywiołów, z którymi macie najmocniejsze więzi magiczne.
I tu młode Śniące wydały z siebie zgodne westchnięcie zachwytu oraz podniecenia, kurczowo łapiąc się za ręce w iście dziecięcej ekscytacji. Nawet jeśli Paria nie do końca wiedziała, na czym cała wizualizacja miała polegać, temat wydawał się dostatecznie interesujący, aby nie musiała od początku zmuszać się do utrzymywania głowy w pionie.
Kamelia zaczęła swoje wykłady na spokojnie, wracając do zupełnych podstaw tego, skąd w ogóle biorą się osoby uzdolnione magiczne, na czym polega różnica między zaklęciami i rytuałami oraz czym jest Vitea, od której to wszystko w ogóle się zaczyna. Paria mogła zdziwić się, gdy usłyszała, że nie jest niczym niezwykłym zostać obdarzonym magią, lecz zupełnie nie być świadomym swoich predyspozycji. Że nie u wszystkich w ogóle objawiało się to za młodu. Podawała przy tym liczne przykłady z własnego życia, chętnie dzieląc się ciekawymi przeżyciami oraz spotkaniami z osobami, w przeciwieństwie do niej samej - dużo wybitniej uzdolnionymi.

Wykłady trwały nieco ponad godzinę, zanim Kamelia ogłosiła czas na przerwę oraz drobną przekąskę, która, jak się okazało, czekała na nich na przykrych szerokimi misami tackach - na stolikach umieszczonych przy każdej z ław. Na podwieczorek, czy jakkolwiek to nazwać, były świeże krewetki, trochę owoców oraz puchar ciemnego soku. Prawdopodobnie z granatów. Jeśli ktokolwiek miał pytania, mógł je śmiało zadawać.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

155
POST POSTACI
Paria
Paria czuła się już bardzo swobodnie z kobietami, które pomagały jej w chowaniu się pod maską, o ile tak można było nazwać ukrywanie cech charakterystycznych jej twarzy i nadawanie zupełnie nowych. Godzinę czasu - tak na oko, może mniej, może więcej - spędzoną na byciu czesaną i malowaną, Libeth wykorzystała też do beztroskiej pogawędki, podczas której nie musiała przejmować się niczym istotnym. Lubiła zarówno Arillę, jak i Enid, a w międzyczasie doszła do wniosku, że będzie musiała jakoś im się odwdzięczyć za pomoc w pozostawaniu niezauważoną przez tak długi czas. Może przyjdą jej do głowy jakieś niewielkie podarunki, jakie mogłaby im sprezentować, jak już stąd wyjdzie, wolna. Tak samo, jak Ursie, Miji... nie wspominając o Kamelio. Owszem, baronowa Bourbon im wszystkim płaciła, bo jeśli Libeth dobrze zrozumiała, to Diane sfinansowała wszelkie związane z Parią wydatki, ale bardka mimo tej świadomości czuła się ciężarem. Czekała na moment, w którym znów będzie przydatna i w którym to uczucie bezczynności zniknie, póki co bowiem było szalenie frustrujące.

Zaprowadzona na dół, podziękowała i zajęła jedną z wolnych ławek. Zebrani tutaj uczniowie nie wyglądali jak... profesjonaliści. Jak ktoś, kto miałby choć trochę większe doświadczenie, niż Libeth. Z drugiej strony, kto wyglądał? Opanowane umiejętności magiczne nie były czymś, co miało się wypisane na twarzy. Uśmiechnęła się krótko do pozostałych, stawiając sobie jednak za punkt honoru, by zachować podczas wykładu pełne skupienie. I gdy w sali pojawiła się Kamelia i rozpoczęła swoje nauki, Paria zabrała się za notowanie.
Byłoby prościej, gdyby już przedtem miała jakieś pojęcie na ten temat, tymczasem wszystko, co słyszała, było dla niej nowością. Zapisywała tyle, ile była w stanie, by ostatecznie zapełnić obie kartki, które ze sobą zabrała. Po chwili wahania odłożyła pióro i swoje notatki, by zająć się samym słuchaniem i w miarę możliwości zapamiętywaniem. Nie nudziła się, nie w momencie, w którym otwierał się przed nią zupełnie nowy horyzont, o którego istnieniu nie miała przedtem pojęcia - choć może z jego istnienia zdawała sobie sprawę, ale nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej mieć go w swoim zasięgu.
Gdy przyszedł czas na przerwę, Libeth nie była jeszcze głodna. Może przez ogromne śniadanie, którym nakarmiła ją o świcie Mija. Napiła się tylko soku i sięgnęła po swoje notatki, by przejrzeć je niedbale i szybko rozważyć pobiegnięcie na górę po więcej pergaminów. Pomysł okazał się mało kuszący i odrzuciła go tak szybko, jak się pojawił. Uniosła wzrok znad kubka na Kamelię, przez chwilę mieląc w ustach pytania, jakie chciała zadać. Prawdopodobnie były głupie, a odpowiedzi oczywiste. Może lepiej by było, gdyby zadała te pytania Steczkowi, w odosobnieniu? Skompromitowałaby się wtedy wyłącznie przed nim.
Z drugiej strony, nie po to tutaj przyszła.
- Na jakiej podstawie rozpoznaje się, z którymi żywiołami mamy więzy magiczne? - spytała w końcu cicho, choć zakładała, że i tak zwróci na siebie uwagę pozostałych. Cóż, trudno. Najwyżej wyjdzie na idiotkę. - Na podstawie twoich opisów żywiołów, Kamelio, mogę się spodziewać, które z nich są odpowiedzialne za moje... hm... podrygi magiczne, jak to nazwał ktoś inny. Ale to tylko domysły. Od czego to zależy?
Poprawiła się w miejscu, zakładając nogę na nogę.
- I na czym polega ta... wizualizacja?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

156
POST BARDA
Najstarsza spośród obecnych na zajęciach uczennic uniosła głowę nieco wyżej, wsłuchują się w głos Parii. Akustyka komnaty była na tyle dobra, zaś ilość osób oraz wypełniających ją przedmiotów tak niewielka, że bez problemu rozniósł się on dookoła, docierając do każdego z nielicznych obecnych.
Własny kącik ust uniosła z kolei Kamelia w bardzo subtelnym, bardziej wyczuwalnym niż rzeczywiście widocznym cieniu uśmiechu.
- W końcu ktoś, nie boi się zadawać pytań. Co za miła odmiana - pochwaliła, niespiesznym krokiem przemierzając korytarz tworzący się pomiędzy ławkami, aby zatrzymać rząd przed tym, w któym zasiadła Libeth. - Nasze więzi z żywiołami, rozpoznać możemy zarówno w tych bardziej, jak i mniej subtelnych przejawach magii. Dla przykładu-... - tu zamilkła gwałtownie, przekręcając się w miejscu i kierując znowuż w stronę najbliższej ściany oraz zawieszonej na niej pochodni.
Wszyscy obecni, w tym również zajadająca się owocami dwójka najmłodszych kandydatek na Śniące, momentalnie zwróciła wzrok na przewodzącą Domowi Śnienia kobietę, która, jak gdyby nigdy nic, wyciągnęła rękę i wsunęła ją w jasne, wesoło podskakujące płomienie zawieszonej przed nią pochodni. Jedna z młódek aż zakrztusiła się na ten, jakże zaskakujący widok. Kamelia z kolei pozostała kompletnie niewzruszona. Wpatrzona w dotykany gołą dłonią ogień, na moment zmusiła go do buchnięcia jeszcze większym i szerszym płomieniem, zanim wrócił on do swojej oryginalnej postaci. Gdy ponownie cofnęła dłoń, na jej otwartym i skierowanym ku górze wnętrzu tańczył drobny płomyczek. Odwracając się, zaprezentowała go pozostałym.
- Nieświadomi swoich możliwości lub zwyczajnie niepotrafiący ich kontrolować magowie, będą wpływać na swoje otoczenie poprzez żywioły, które im patronują. Wściekły i niewyuczony mag ognia być może doprowadzi do zagotowania się najbliższego zbiornika wody, z kolei przestraszony czymś zaklinacz powietrza przyzwie niespokojną wichurę. W innych jednak okolicznościach? Zakochany powiernik magii ziemi być może zdoła sprawić, że kwiaty w jego najbliższym otoczeniu zakwitną, za to ten, któremu bliski jest żywioł wody, zdoła zupełnie przypadkiem uratować życie komuś, kto z wycieńczenia stracił przytomność, tchnąwszy w niego życiodajne płyny, pobrane kompletnie nieświadomie z otoczenia.
Przechadzając się po komnacie ze wciąż żywo podrygującym na jej dłoni płomykiem, dopóki nie zdecydowała się zgnieść i ugasić go w garści, stara nadzorczyni zatrzymała się wreszcie na powrót przy ołtarzu.
- Nie wszystkie znaki i przejawy magii będą oczywiste. Wszystkie natomiast wywodzić się będą z żywiołu bądź żywiołów, które zostały nam w nieznany sposób przypisane. Prawdziwie utalentowani czarodzieje, ci, którym dane jest szkolić się pod okiem prawdziwych profesjonalistów, opanować mogą do pewnego stopnia tak naprawdę każdy z nich. Od czego jednak zależy, który z nich upodoba nas sobie najbardziej w chwili, w której zyskujemy nasz dar? Tego nie zdołał zgłębić tak naprawdę żaden znany mi uczony. Być może odpowiadają na nasze potrzeby lub charaktery? Któż to może wiedzieć.
Spośród rozłożonych na kamiennym ołtarzu przedmiotów, Kamelia kolejno zaczęła unosić pojedyncze z nich, przedstawiając pozostałym i najwyraźniej na nowo skupionym na niej studentom. Był wśród nich sporej wielkości topaz oraz kilka mniejszych kamieni szlachetnych lub półszlachetnych, fiolka wypełniona ludzką krwią, kilka kawałków orkowych i goblinich kości oraz ususzone gałązki rośliny, której z jakiegoś powodu nazwa nie została im przekazana.
Katalizatory. Z całą pewnością były to całkiem realne przykłady katalizatorów, o których wcześniej zdążyła wspomnieć.
- Nawet jeśli nie wiecie, jak sięgać do mocy katalizatora, wciąż będziecie w stanie w pewnym stopniu wykorzystać go przez sam kontakt z nim. Z drobną pomocą, udało mi się zdobyć skromny artefakt, który pozwoli nam dzisiaj uzewnętrznić wasze predyspozycje, co do żywiołów, jakie wam przypisują. Na tym też polegać będzie ich wizualizacja. A zatem? Ktoś chętny?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

157
POST POSTACI
Paria
Zbyt przejęta tematem Paria nie zwróciła szczególnej uwagi na fakt, że była pierwszą, która zadawała tu pytania. Może nie pierwszą kiedykolwiek, ale najwyraźniej pierwszą od dawna, wnioskując z komentarza śniącej. Cóż, skoro miała możliwość korzystania z wiedzy Kamelii, zamierzała korzystać z niej w pełni, a jeśli to zakładało wtrącanie się w wykład i zaburzanie zaplanowanego monologu, trudno. Jak widać, nikt nie był też na tyle odważny, by zwrócić jej za to uwagę, zwłaszcza, że sama prowadząca popierała zachowanie bardki.
Słuchając odpowiedzi, zastanawiała się, które z wymienionych przedtem żywiołów mogłaby uznać za taki, z jakim jest połączona. Nie potrafiła imponująco włożyć dłoni w ogień, choć jak była młodsza, to czasem bawiła się w przesuwanie palca przez płomień świecy. Dopóki robiła to szybko, nie bolało. Wątpiła, by miało to cokolwiek wspólnego z magią. Gdy płomyk w dłoni Kamelii zgasł, Libeth ponownie uniosła swoje notatki i zanurzyła się w nich na moment, w skupieniu rozważając każdy kolejny z zapisanych żywiołów. Skoro ogień odpowiedzialny był za uczucia i namiętności... cóż, Paria zawsze sądziła, że emocje, które wywołuje w słuchaczach, wywołuje muzyką i wolała nie dowiadywać się teraz, że jest zupełnie inaczej. Z drugiej strony, zdawała sobie sprawę z faktu, że płomienie umieszczone dalej od sceny lubią przygasać, gdy grała, a te rozpalone blisko, paliły się z większą mocą. Czy w takim razie to było tym, co drzemało gdzieś w jej ciele?
A jeśli nie ogień, to może woda? Nigdy nikogo przypadkiem nie uzdrowiła. Jej postać też nie zmieniała się, choć teraz byłoby to całkiem przydatne - mogłaby ukryć się samodzielnie, bez woalek i kilograma czernidła na oczach, a przede wszystkim bez tkwienia przez tydzień w zamknięciu. Więc nie, woda na pewno nie.
Czy w takim razie powietrze? Kontrolowanie percepcji i tworzenie iluzji brzmiało jak coś, co Steczko nazwał u niej wcześniej magicznymi podrygami. Wiedziała, że potrafi przyciągnąć uwagę w sposób, któremu ciężko się było oprzeć. Widziała cień, który tańczył na ścianie niezależnie od niej. To się wydawało równie prawdopodobne, co żywioł ognia, jeśli nie bardziej.
Ziemia? Nie. Z pewnością nie. Nie była ani niezastąpionym spoiwem, ani fundamentem. Energia również wydawała się czymś zupełnie poza jej możliwościami. Kontrolowanie formy i rzeczywistości zupełnie nie wydawało się leżeć w jej zasięgu i wcale nie miała ku temu ambicji.
A Kamelio? Gdyby miała przyporządkować to, co miał okazję zrobić do tej pory w jej towarzystwie, prawdopodobnie wybrałaby powietrze. Ciekawa była, czy była choć trochę blisko prawdy w swoich milczących rozważaniach.
- Czyli jest możliwe, żeby zostać związanym z więcej, niż jednym żywiołem? - upewniła się, szybko potem skupiając się na przedmiotach, które starsza śniąca zaczęła podnosić z ołtarza. Pierwszą myślą, jaka pojawiła się w głowie bardki, była świadomość nieobecności wśród nich złotego dzwoneczka. Potem przypomniała sobie, że dzwoneczki na czapce trefnisia nie były katalizatorami, a rezerwuarami. Pokręciła głową do własnych myśli.
- Jeśli pracuje się z konkretnym nauczycielem... czy on również musi mieć pod kontrolą ten sam żywioł? Czy to nie ma znaczenia? - spytała za to.
Napiła się znów, tym razem opróżniając kubek do dna.
- Ja! - usłyszała swój głos, zanim jeszcze zdążyła się zastanowić, czy chce brać udział w tym eksperymencie. Wykład okazywał się po części składać z zadań praktycznych, a przynajmniej z jednego, więc jak mogłaby to odpuścić? - Ja jestem chętna.
Miała tylko nadzieję, że niechcący niczego nie spali, albo nie wypchnie sobie przypadkiem całego powietrza z płuc i się nie udusi, czy co tam jeszcze mogło się wydarzyć z nieokiełznaną magią, wzmocnioną katalizatorem. Postarała się nie myśleć o tym, co mogło pójść nie tak, zakładając, że Kamelia by na to nie pozwoliła. Wstała z miejsca i ruszyła w kierunku ołtarza, czując mieszaninę podekscytowania i obawy.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

158
POST BARDA
Stara Śniąca uniosła nieco jedną ze swoich eleganckich brwi, co, w nie do końca wytłumaczalny sposób, Paria potrafiła zinterpretować jako swego rodzaju rozbawienie, zanim wreszcie zgodnie przytaknęła głową. Tak, najwyraźniej nie było powodu, dla którego nawet przeciętny adept magii, nie miał zostać obdarzony przychylnością więcej, niż tylko jednego żywiołu.
- Z reguły mentor może, a nie musi posługiwać się tym samym żywiołem co ci, którzy pragną czerpać od niego wiedzę. Wiedzę, bez której, co niezwykle istotne, niestety ciężko byłoby nauczyć się kontroli nad własnymi umiejętnościami. Nie oznacza to natomiast, że dopasowanie swoich predyspozycji pod konkretnego speca sztuk magicznych znacznie nie ułatwia w takim wypadku zadania. Magowie poświęcają lata swojego życia tylko po to, by do perfekcji opanować tylko jeden typ zaklęcia. Te zaś, najłatwiej oczywiście jest szkolić pod okiem nauczyciela, który sam je wcześniej zgłębił bądź rozumie ich naturę na tyle, by odpowiednio pokierować lub poprawić błędy studenta.
Wszystkich obecnych zaskoczyć mogło i rzeczywiście zaskoczyło, sądząc po poruszeniu obecnych, że nawet prawdziwi magowie, nie ledwie mogący opanować minimum wróżbici ich pokroju, musieli latami ćwiczyć oraz wertować morza ksiąg, aby nauczyć się tych ledwie kilku zaklęć. Ile zatem spośród ich niezliczonej ilości mógł opanować przeciętny śmiertelnik? Sześć? Maksymalnie dziesięć, jeśli jego życie było dostatecznie długie? Bardziej długowieczne rasy, których obecnie nie było i tak wiele, wychodziły naturalnie poza ten okrojony margines. Na pewno istniały też oczywiście przypadki bardziej i mniej wybitne, jednak wciąż był to doprawdy ułamek, jeśli wierzyć, że możliwości magii nie sposób objąć umysłem.
Czy patrząc z tej perspektywy, Paria rzeczywiście miała więc szansę nauczyć się czegoś pożytecznego, jeśli nie planowała poświęcać temu życia, jak to robili prawdziwi mędrcy? Cóż, ta kwestia na pewno nie było teraz aż tak istotna, jak możliwość zakosztowania odrobinę praktycznych zabaw z magicznymi artefaktami, o których wspominała Kamelia!
Już nie zaledwie uniesieniem kącików, ale wyginając usta w subtelny, blady uśmiech, Kamelia zaprosiła Libeth gestem dłoni pod ołtarz. W drodze usłyszała żywe oklaski ze strony dwójki najgłośniejszych z towarzystwa dziewczyn oraz mamrotanie chłopaka, którego najwyraźniej uprzedziła.
- Stań przodem do reszty i wystaw przed siebie obie dłonie. Wnętrzem do góry, proszę - poinstruowała nadzorczyni.
Gdy tylko Paria wykonała polecenie, Kamelia umieściła na środku jednej z dłoni średniej wielkości akwamaryn, a następnie kazała zamknąć dookoła niego palce. W drugie natomiast wylądowała sporej ilości szklana kula, którą dotychczas Śniąca trzymała na miękkiej poduszeczce z boku ołtarza. Wydawała się ważyć niewiele więcej niż niewielki imbryk i choć na pierwszy rzut oka nie różniła się niczym od szklanych kul, którymi lubili posługiwać się niektórzy, tani, uliczni wróżbici i szarlatani, była ona zaskakująco ciepła w dotyku. Z kolejnymi sekundami zaczęła też lekko wibrować, a następnie mienić się licznymi kolorami, niczym najprawdziwsza zorza z dalekiej północy Herbii.
"Ochy" i "Achy" zaskoczenia rozbrzmiały wśród zebranych.
- Spójrz na kulę i postaraj się skoncentrować na niej swoją uwagę. Nie zastanawiaj się nad tym, jak przyzwać moc ani skąd. Oddychaj powoli i miarowo, zupełnie jakbyś chciała wyciszyć się przed ważnym koncertem - instruowała ją spokojnie i powoli Śniąca, układając jedną ze swoich drobnych, lekkich dłoni na lewym ramieniu Parii, a stojąc nieco za jej plecami.
Nic się nie działo przez pierwsze, długie sekundy. Była sala, na której zaległa głucha cisza równie skoncentrowanych współnowicjuszy, była kula oraz pięknie tańczące na jej powierzchni kolory. Wtem, fale kolorów zaczęły zbiegać się, zlewać i skupiać w środku szklanej bańki. Stopniowo zmieniły najpierw swoją formę, a następnie kolory. Wirując i przeistaczając się, wreszcie stworzyły małe, ogniste tornado, które wesoło hulało wewnątrz kuli.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

159
POST POSTACI
Paria
Kimkolwiek był chłopak, rozczarowany tym, że nie zdążył zgłosić się przed Parią, z pewnością jeszcze będzie miał okazję spróbować swoich sił w podobnym eksperymencie. Mieli tu Kamelię cały czas, prawda? A Libeth zaraz nie będzie miała tej niewątpliwej wygody. Do tego był od niej znacznie młodszy. Miał jeszcze przed sobą lata możliwości, które bardka straciła bezpowrotnie. To znaczy, nie to, że żałowała tego, jak je spędziła, ale pod względem magicznym była bardzo do tyłu.
Czasem zastanawiała się, czy matka w ogóle zdawała sobie sprawę z jej umiejętności, czy na jej koncertach słuchała jednym uchem i wypuszczała drugim, nie zwracając na szczegóły swojej cennej uwagi. Czy gdyby Paria była jej córką, uparłaby się, żeby zapewnić jej odpowiednie wykształcenie magiczne. Pozostawało to i prawdopodobnie pozostanie już na zawsze w sferze domysłów. Trudno.
Uważnie przyjrzała się przedmiotom, które Kamelia umieściła w jej dłoniach. Nie poczuła żadnego ukłucia gorąca, ani nagłego uderzenia świadomości. Z jakiegoś powodu sądziła, że to będzie bardziej efektowne, najlepiej tak od razu, natychmiast - nie należała do najbardziej cierpliwych osób. Gdy jednak padły instrukcje starszej śniącej, Libeth zamknęła na moment oczy i odepchnęła od siebie wszystkie myśli, które mogły ją rozpraszać. Chwilę jej to zajęło, ale w końcu oczami wyobraźni znalazła się na scenie, na którą padało ciepłe światło świec, w rzeczywistości rozstawionych wokół ołtarza. Atmosfera wyczekiwania, jaką odczuwała ze strony pozostałych tu obecnych, była jej dobrze znajoma. Wszyscy chcieli zobaczyć, co zrobi, tak jak przed rozpoczęciem występów wszyscy chcieli ją usłyszeć. Główną różnicę tutaj stanowił brak pewności, że ma wszystko pod kontrolą i jest w stanie w pełni przewidzieć każdą kolejną sekundę, każdą minutę. Czuła się jak świeżak, wychodzący na scenę po raz pierwszy.
Podniosła powieki i skupiła się na kuli, koncentrując się na wirujących w niej kolorach. Prawie słyszała bicie swojego własnego serca... a może tylko je czuła, gdy tłukło się, tak podekscytowane? Gdy coś w szkle zaczęło się zmieniać, z trudem zachowała kontrolę nad oddechem. Chwila, dwie, kilka sekund, aż w końcu pojawił się w nim niewielki, choć całkiem imponujący, wirujący płomień.
Z ust Libeth wyrwał się cichy, pełen niedowierzania śmiech, a w jej oczach błysnęły iskierki zachwytu. Ona to zrobiła! Ona, sama! Z pomocą katalizatora, ale nadal sama! Och, jak żałowała, że Kamelio tego nie widzi! Uniosła kulę wyżej, nieco bliżej swojej twarzy, przyglądając się jej z zafascynowanym uśmiechem.
- To ogień - szepnęła cicho. - W kuli jest ogień.
Zaśmiała się znowu, tym razem trochę pewniej.
- Och, gdybym miała nad tym kontrolę kilka dni temu, znacznie łatwiej byłoby przetrwać tamtą noc - rzuciła, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że nikt z tu obecnych nie ma pojęcia, o czym bardka mówi. - Ogień...
Jej uśmiech nieco stopniał i choć chciała spojrzeć na Kamelię, bała się oderwać wzrok od magicznego płomienia, obawiając się, że zgaśnie.
- Szczerze mówiąc, spodziewałam się powietrza. Wydawało mi się, że wszystko, co dzieje się, gdy gram, pasuje do opisu tego żywiołu, według tego, co było mówione wcześniej.
Zamilkła na moment, przygryzając w zamyśleniu policzek od środka. Czy to przez to, że była tak niecierpliwa? Czy gdyby podchodziła do tego spokojniej, pojawiłby się wewnątrz mały wir powietrza? Ale jeśli gdzieś tam w niej tkwił potencjał do czerpania z więcej, niż jednego żywiołu, czy to znaczyło, że ma większe możliwości? Mało istotne w tym momencie. I tak nigdy nie nauczy się więcej, niż kilku zaklęć. Ha, jak nauczy się jednego, to będzie sukces.
- Możliwe, że są dwa? - spytała w końcu. - Mogę... spróbować to zmienić? To, co jest w kuli?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

160
POST BARDA
Podekscytowane widowiskiem dziewczęta, zarówno trzymająca się siebie przez cały ten czas dwójka, jak i ich starsza koleżanka, wstały ze swoich miejsc, by móc podejść bliżej ołtarza i lepiej przyjrzeć się temu, co obecnie wesoło wirowało we wnętrzu artefaktu. Paria otrzymała od jednej z nich nawet krótki aplauz. Co prawda było temu daleko do wiwatów i oklasków, jakie zwykły kończyć jej występy, ale wciąż napawało pewną dumą oraz samozadowoleniem.

Podczas gdy połowa obecnego w komnacie towarzystwa wciąż niepohamowanie okazywała swój entuzjazm, Kamelia odpowiedziała na niepewność Libeth pomrukiem zainteresowania. Ledwie wyczuwalny wcześniej ciężar jej dłoni na ramieniu zniknął, a sama Śniąca przesunęła się, by móc stanąć bardziej z boku. Jej białe oczy bardzo powoli przesuwały się w obrębie kuli, czasami wychodzić również poza jej obręb.
- Zmienić? - zapytała w końcu z cieniem rozbawienia wyczuwalnym w głosie. - Obawiam się, że artefakt nie został zaprojektowany w sposób, jakiego oczekujesz. To proste, magiczne urządzenie, którego zadaniem jest w równie prosty sposób objawić skłonności adeptów sztuk magicznych, jeśli ci jakiekolwiek posiadają. Czy to, co widzisz, rzeczywiście aż tak odbiega od twoich oczekiwań?
Ostatnie pytanie Kamelia zadała niemalże... Zaczepnie? Czyżby było coś, czego Paria nie zauważyła?
- ...Oczywiście, że odbiega - szepnęła za to do swojej koleżanki jedna z młódek. - Gdzie ogień, a gdzie powietrze? Czy to raczej nie dość kolosalna różnica?
- Baby... - burknął za to pod nosem ni z tego, ni z owego siedzący w pierwszej ławie chłopak, zwracając tym na siebie uwagę zebranej najbliżej Parii dwójki gaduł.
Jedna z nich od razu rzuciła mu poirytowane, acz wyzywające spojrzenie, na co chłystek wywrócił oczami i ziewnął ostentacyjnie, odwracając wzrok w ramach ignorowania niewidzialnych noży, ciskanych przez koleżankę. Ktoś tu miał zdecydowanie w nosie dobre maniery.
Druga jednak, mimo iż nieco czerwona na twarzy od nieoczekiwanego komentarza, zmarszczyła brwi i starając się przybrać spokojniejszą postawę, otworzyła od razu usta do podejścia dyskusji:
- Co to miało niby znaczyć? - zapytała, wypinając pierś, co też zaraz spotkało się z kolejnym, pokazowym wywracaniem gał.
- Mam na myśli - zaczął niemalże znudzonym tonem, wyrzucając w górę jedną rękę. - Pomijając, że z jakiegoś powodu żadna kobieta nie wydaje nigdy się zadowolona tym, co dostaje - zaczął zgryźliwie, wysuwając nieco podbródek i kiwając głową w stronę kuli. - Pani Kamelia jest jedyną niewidomą, a wydaje się mimo to widzieć więcej od was? To śmieszne.
Kamelia nie skomentowała zuchwałej uwagi i właściwie nie wydawała się nawet specjalnie przejęta z faktu, że pod jej nosem dochodziło powoli do sprzeczki. Słuchała zamiast tego spokojnie, jak jedna z dziewczyn oburza się i wyzywa swojego kolegę od "przemądrzałych chłopców z dobrego domu, ale niedostatecznie dobrego, żeby chciano go w nim zatrzymać, i na co mu w ogóle przyszły te wszystkie mądrości i wywyższanie się, ah?".
Chłopak wstał ze swojego miejsca, sam tym razem czerwony na licu, by ze złością wskazując już otwarcie wycelowanym palcem dłoni na kulę i ze wzrokiem skupionym na wyrzucającej mu koleżance.
- Przynajmniej mam dość oleju w głowie, żeby wiedzieć, że żadna trąba powietrzna nie powstaje bez POWIETRZA!
- Uuu~ Jaki straszny~ Trzęsę się, trzęsę~ - nieprzejęta wyjątkowo trafną uwagą, dziewczyna w udawanym przestrachu wskoczyła za swoją koleżankę.
- Ty...!
Dzieciaki na dobre zaczęły obrzucać się mięsem w słownej formie, nie zwracając dłużej uwagi na swoje otoczenie. Przynajmniej Paria w tym wszystkim dostała odpowiedź na swoje wątpliwości.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

161
POST POSTACI
Paria
Początkowo zerknęła tylko na chłopaka, który czuł ogromną potrzebę wykazania, że jest mądrzejszy, niż one wszystkie tu zebrane. Wydęła usta we frustracji, ale nic nie powiedziała, nie zamierzając wdawać się w dyskusję na podobnym poziomie. Jeśli zechciałby łaskawie zachowywać się normalnie i nie odzywać do niej w podobny sposób, Libeth z pewnością podeszłaby do tego komentarza inaczej. Tymczasem miała do czynienia z kolejnym wrażliwym samcem, który musiał dowartościować się przez podobne generalizowanie. Ostatkiem siły woli powstrzymała się od stwierdzenia, że nic dziwnego, iż kobiety, z którymi miał dotąd do czynienia, są niezadowolone, skoro dostają od życia właśnie jego i podobne komentarze. Paria na ich miejscu też by taka była. Z trudem ignorując przepychanki słowne pozostałej trójki, przeniosła wzrok z powrotem na śniącą.
- Jeśli dobrze pamiętam, Kamelio też mówił o magii powietrza, którą intuicyjnie zgrywam z tym, co robię na scenie. Nie było mowy o ogniu - odezwała się cicho, mimo to, wciąż nie odkładając ani nie oddając kobiecie szklanej kuli. - I powietrze pasowało też do opisów żywiołów, jakie zanotowałam godzinę temu. Ogień wpływać ma na emocje. Jeśli to on kontroluje namiętności i odczucia, jakie budzę w innych, jak bardzo umniejsza to moim umiejętnościom jako artystki? Jak umniejsza relacjom, jakie są obecne w moim życiu i wszystkiemu, co osiągnęłam za pomocą sztuki? Przepraszam, nie chcę tutaj powiedzieć niczego niewłaściwego, bo zdaję sobie sprawę z tego, że jest to też twój żywioł, Kamelio. Ale jeśli naprawdę to jest przyczyną...
Zirytowana przez kłótnie w tle, przerwała i odwróciła się do chłopaka, który ewidentnie zeżarł wszystkie rozumy, a teraz nie pozwalał jej nawet w spokoju porozmawiać.
- Ej, ty, mądry i wyedukowany mężczyzno - rzuciła do niego. - Zanim będziesz się w tak uprzejmy sposób dzielił z nami, miernymi kobietami, swoją wiedzą dotyczącą otaczającego cię świata, spróbuj zapalić świecę i zamknąć ją w szczelnej szkatułce na godzinę. Jak to zrobisz, to wróć i koniecznie zrób nam wykład odnośnie tego, jak w podobnych warunkach zachowuje się ogień.
Nawet jeśli miał trochę racji, Libeth nie zamierzała mu jej przyznawać. Nie komuś, kto był od niej tyle młodszy i już w tym wieku zapowiadał się na bycie bucem. Ona miała za sobą już lata edukacji, w tym podobnych eksperymentów, po części wywołanych dziecięcą ciekawością, a po części ojcem, który lubił rozbudzać w niej fascynację światem, kiedy spędzali razem czas. Westchnęła i wyciągnęła dłoń z kulą w kierunku Kamelii, rzucając jej ciche dziękuję.
- Ogień jest też najbardziej destrukcyjnym z żywiołów. Jakie jest ryzyko, że ćwicząc i próbując osiągnąć jakąś biegłość, zrobię komuś krzywdę, albo coś podpalę? Żywioł, którego się w pełni nie kontroluje, jest groźny, czy po prostu słabszy?
Szczerze się tego obawiała. Bo co złego mogło uczynić powietrze? Wiatr musiał być przerażająco silny, by zerwać dach, czy złamać drzewo. Z ogniem było inaczej. Jego zgubne działanie nie wymagało go wiele; wystarczyła iskra, by zaprószyć pożar.
- Tak czy inaczej, mam nadzieję, że praktyka i próby pod okiem kogoś, kto ma pojęcie, jak się za to zabierać, przyniesie po jakimś czasie wymierne skutki. Tak samo jak wiedza teoretyczna - skinęła lekko głową, zapominając, że Kamelia jej nie widzi. - Dziękuję za tę możliwość. Mam nadzieję, że jutro wszystko dobrze pójdzie i będę mogła to kontynuować.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

162
POST BARDA
Zaskoczony nagłym wtrąceniem się Libeth w dyskusję, chłopak zmarszczył brwi i zrobił minę, jakby bardzo chciał się jej odgryźć. W miarę jednak kolejno padających z jej strony słów tylko robił się bardziej czerwony na przemian, to otwierając usta z pretensją, to znowu przygryzając od środka któryś policzek. Jego koleżanki dla odmiany, których oczy wręcz płonęły rozbawieniem, szerokimi uśmiechami obdarowywały bardkę, potakująco kiwając głowami.
Koniec końców, młodzik nie odpowiedział w żaden konkretny sposób. Odwrócił się za to na pięcie i z furią zmieszaną z zażenowaniem tryskającymi z jego osoby, szybkim marszem opuścił komnatę, zaskarbiając tym sobie kręcenie głowy Kamelii, która nadal nie wtrąciła się w żaden sposób.
W normalnej organizacji osoba jej pokroju powinna zapewne strofować krnąbrność, przyjmować postawę mediatora w przypadku konfliktów lub zwyczajnie pacyfikować wszystko i wszystkich jednym poleceniem. Domy Śnienia zaprawdę były dziwnym miejscem, w którym rzeczywiście każdy mógł czuć się swobodnie tak długo, jak długo trzymał się kilku podstawowych, odgórnie narzuconym wszystkim zasad.
- Nie podchodź do magii przesadnie książkowo - kiedy wreszcie się odezwała, jak gdyby nigdy nic kontynuowała poruszony przez Parię temat. - Ogień płonąć może w każdej osobie, bez względu na jej własną naturę oraz skłonności. To, co kieruje żywiołami, niekoniecznie musi pasować do osób wybranych na ich powierników. Tylko z tej zresztą przyczyny, wielu nigdy nie odkrywa swoich talentów. Zarówno magia, jak i żywioły, niekoniecznie muszą z nami współgrać. To od nas zależy, czy zechcemy współgrać z NIMI. Dają nam szansę, aby je poznać, ale równie dobrze mogą tkwić w uśpieniu i nigdy nie ujrzeć światła dziennego, jeśli nie zechcemy im na to pozwolić. Powietrze JEST istotnie twoim przewodnim żywiołem - potwierdziła w końcu. - Kamelio nigdy nie popełniłby błędu w ocenie. To, czy zechcesz wziąć odpowiedzialność i nauczyć się kontrolować lub tylko nauczyć się przywoływać oba żywioły, zależy wyłącznie od ciebie. Wiedz jednak, że każdy z nich może być przyczyną cudów, jak i nieszczęść. Nie powstał jeszcze na tym świecie rodzaj magii, który byłby całkowicie niegroźny, jeśli nie wiemy, jak się z nim obchodzić.
Nadzorczyni przesunęła niewidzącym wzrokiem po wciąż pozostających w pomieszczeniu kobietach, które wróciły do uważnego wsłuchiwania się w jej wykład.
- Ogień, być może i istotnie jest spośród wszystkich tym, który wymaga największej uwagi oraz dyscypliny ze strony tych, którzy pragną go zaklinać. Co nie znaczy, że nawet coś tak pozornie niegroźnego, jak powietrze czy woda nie mogą doprowadzić do tragedii. KAŻDY żywioł, nad którym nie potrafimy panować, zdolny jest do wyrządzenia krzywdy. I choć należy mieć to na uwadze - tu skierowała twarz ponownie ku Parii. - Strach przed tym, co usiłujemy kontrolować oraz brak pewności siebie, są najgorszymi wrogami ku osiągnięciu tego celu. Zwłaszcza, iż umiejętność kontroli nad żywiołem oraz jego siła, niekoniecznie muszą iść ze sobą w parze.
Odebrawszy kulę, która w tym samym momencie wygasła i stała się równie niepozorna, co poprzednio, odstawiła ją na poduszeczkę leżącą na ołtarzu. W pomieszczeniu zaległa cisza, podczas której zaniepokojone studentki zaczęły nerwowo przestępować z nogi na nogę.
- Całe szczęście dla nas wszystkich - kąciki ust Kamelii drgnęły ledwie zauważalnie ku górze. - Żadne z tu obecnych nie zostało obdarzone na tyle silnym wpływem żywiołów, aby w trakcie ćwiczeń nad nimi, być zdolnym do wyrządzenia większych szkód. Bądź co bądź, Domy Śnienia, to nie magiczne gildie. Mielibyśmy spore kłopoty, gdyby trafiały tu osoby zdolne do ciągłego stawiania czegoś w ogniu.
Westchnienia ulgi oraz krótkie śmiechy rozrzedziły wreszcie powietrze. Krótkim klaśnięciem w dłonie, starsza Śniąca zakończyła wykład, a następnie pospieszyła wszystkich do wyjścia. Wszystkich, poza Libeth, o której ramię jeszcze na moment lekko zahaczyła palce.
- To ja dziękuję. Zawsze miło jest otrzymać tyle żywego zainteresowania w trakcie zajęć. Jeśli cokolwiek poszłoby nie tak - kobieta ściszyła głos, rezerwując go już wyłącznie dla słuchu bardki. - Nie stawiajcie miasta do góry nogami i natychmiast wracajcie do Domu. Kamelio, to uparty dzieciak, a Ursa wcale mu w tym nie ustępuje. Liczę więc, że przynajmniej twoja głowa będzie w stanie w porę rozpoznać, kiedy należy się wycofać.
Pomimo miękkiego tonu Śniącej, coś kazało jej sugerować, że było w tym więcej rozkazu, aniżeli faktycznej prośby.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

163
POST POSTACI
Paria
Nie wydawało się jej, by była dla chłopaka przesadnie niemiła. Sam zasłużył sobie na to, a może nawet i na jeszcze więcej, przez swoje irytujące komentarze. Mimo to, odprowadziła go spojrzeniem, w niepewności oczekując na strofowanie ze strony Kamelii. Ta jednak najwyraźniej postanowiła się nie wtrącać, więc i jej obawy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. I tak była dla niego delikatna, choć jeśli naprawdę pochodził ze szlacheckiego domu, mógł być nieprzyzwyczajony do podobnych sytuacji. Cóż, Libeth nie pozwalała traktować się z taką niewyjaśnioną wyższością... jeśli nie wymagały tego okoliczności.
Odpowiedź śniącej była dla Parii całkiem satysfakcjonująca. Czyli to nie żywioł kontrolował przekaz jej muzyki, nie groził on też niczemu i nikomu wokół. Owszem, przyjemnie byłoby usłyszeć, że tkwi w niej nieokiełznana moc o sile i potędze, jakiej nikt się nie spodziewał, ale bardka nie była naiwna i wiedziała, że takie rzeczy działy się tylko w baśniach i legendach. Tymczasem ona, przeżywając nawet najsilniejsze emocje na scenie, nigdy nie zrobiła niczego niepokojącego. Szanse, że zrobi to próbując uzyskać kontrolę, były niewielkie, o ile nie zerowe. Uśmiechnęła się też, czując tę samą ulgę, z jaką odetchnęły pozostałe dwie dziewczyny. Miała wiele nowych informacji do przetrawienia, ogromny zasób wiedzy, jaki nie zmieścił się jej na zabranych ze sobą pergaminach. Wiedzy, która mogła nadać jej życiu zupełnie nowych, fascynujących barw. Musiała tylko najpierw dowiedzieć się, jak złapać za pędzel.
Zatrzymana przez Kamelię, odwróciła się do niej jeszcze na chwilę, a słysząc poradę, powoli skinęła głową. Trudno jej było wyobrazić sobie, jak mieliby postawić miasto do góry nogami, choć jej głowa z łatwością tworzyła scenariusze potencjalnych niepowodzeń.
- Obawiam się, że mogę mieć za małą siłę przebicia, żeby w takim wypadku posłuchali mnie obaj - odparła. - Ale daleka jestem od podejmowania niepotrzebnego ryzyka. Postaram się powstrzymać ich od głupich pomysłów.
Odwróciła się i zeszła z podwyższenia, by zgarnąć swoje zapiski. Atrament już wysechł, mogła więc zwinąć pergaminy w rulon.
- Chociaż byłoby to znacznie łatwiejsze, gdybym chociaż raz na jakiś czas wiedziała, co siedzi Kamelio w głowie - dodała cicho, właściwie sama do siebie, nawet jeśli śniąca i tak była w stanie usłyszeć każde jej słowo. Westchnęła bezgłośnie, po czym obróciła się do niej ponownie i uśmiechnęła lekko. - Jeszcze raz dziękuję za ostatnie godziny.
Przez chwilę kusiło ją, by wypytać kobietę o elfa, dowiedzieć się rzeczy, którymi on nie chciał się z nią dzielić, ale utrzymała swoją ciekawskość w ryzach - ukłoniła się tylko krótko i opuściła pomieszczenie, zakładając po drodze woalkę na twarz. Żeby dotrzeć do swojej komnaty, musiała przejść przez salę kominkową, w której od rana mogło już zebrać się trochę klientów. Nie wiedziała, ile dokładnie czasu minęło, odkąd zeszła do podziemi, ale czuła, że na zewnątrz zdążyło się już zrobić znacznie cieplej. Ściągnęła z ramion szal, jaki zabrała ze sobą na dół i zdecydowanym krokiem ruszyła do pokoju, jaki tymczasowo zajmowała wraz z Kamelio.

Tam usiadła na jednym z krzeseł i rozprostowała swoje notatki na blacie stołu, by na szybko przesunąć po nich spojrzeniem. Kusiło ją, by spróbować teraz własnych sił w kontroli któregoś z żywiołów, ale nie wiedziała, czy to były odpowiednie ku temu okoliczności. Postukała paznokciem w papier, pogrążając się w zamyśleniu. Skoro robiła to nieświadomie, to znaczyło, że świadomie też będzie potrafiła, prawda? Przeniosła wzrok na rozsunięte zasłony, poruszające się leniwie w wietrze, wpadającym przez otwarte okna, by po chwili dojść do wniosku, że miała teraz za dużo na głowie, by to się tak po prostu udało po jednym wykładzie.
Postanowiła wstać i podejść do swojej skrzyni, w której leżała darowana jej przez alchemika luneta, zamknięta w skórzanej torbie. Po chwili namysłu usiadła na brzegu łóżka i sięgnęła po nią. Przetestowanie jej działania było czymś, co lepiej było zrobić dziś, niż jutro. Włożyła pomarańczową soczewkę we właściwe miejsce i z lekkim wahaniem uniosła lunetę do oka, kierując ją w stronę jednej ze ścian, za którymi znajdować miał się ogród. Nigdy dotąd nie miała do czynienia z przedmiotami w jakiś sposób naładowanymi magicznie, nie wiedziała więc, czego się spodziewać, ale skoro Gabin twierdził, że to działa, to nie miał chyba powodu, by ją okłamywać, prawda?
Potem, naturalnie, Libeth zmieniła soczewkę na błękitną, by dowiedzieć się, jakie ta ma działanie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

164
POST BARDA
Kręcąc lekko głową, Kamelia cofnęła dłoń.
- Nie proszę, abyś nadstawiała za nich głową. Nie proszę również, abyś próbowała do nich dotrzeć, zwłaszcza, jeśli istnieje spora szansa, że będziecie pracować z osobna. Proszę jedynie, abyś nie szła za ich śladem i wróciła, jeśli uznasz, że sprawy wymykają się spod kontroli. Wydajesz się rozsądną, młodą kobietą. Dostatecznie, aby potrafić to rozpoznać. Nawet jeśli nie wątpię, że ich plan zakłada przede wszystkim zapewnienie ci maksymalnego bezpieczeństwa, chcę, żebyś sama również miała na wszystko baczenie.
Kamelia nie znała Parii. Nie bardziej, niż ktokolwiek, kto od czasu do czasu miał okazję usłyszeć o niej w przydrożnej karczmie lub usłyszeć JĄ w równie przydrożnej karczmie. Mimo to troszczyła się na tyle, by głośno wyrazić swoje życzenie utrzymania jej w dobrym zdrowiu więcej niż raz, odkąd ta znalazła się pod dachem patronowanego przez nią Domu Śnienia. Jeśli nie była z natury zwyczajnie dobrą kobietą, musiała mieć w tym zdecydowanie dużo własnego interesu, skoro zawracała sobie nią głowę.
- ...Kamelio, to dobry chłopak - odezwała się jeszcze raz, gdy Libeth była już u progu wyjścia z komnaty. - Nawet jeśli sam tego zbyt często nie dostrzega. Byłoby by miło, gdyby ktoś inny spróbował mu to w końcu wtłuc do głowy. Zwłaszcza jeśli i tak planowałby do niej po drodze zaglądnąć. Miłego dnia, Pario.

Dom Śnienia, jak każdego popołudnia, stawała się gwarny i zabiegany, tonąc w pieczołowitych przygotowywaniach na kolejne otwarcie swych drzwi dla ludzi z zewnątrz. Biznes stawał powoli na równe nogi i wszystko wreszcie wracało do normy dla małej, ale żwawe społeczności śniących. Znane już powoli Parii zapachy oraz kolory zaczynały dominować konkretne pomieszczenia, gdy kolejno mijała je w drodze powrotnej do swojego, chwilowego zakwaterowania.

Zagadkowa luneta nie wydawała się obecnie Libeth bardziej magiczna niż uprzednio. Była twarda i absolutnie materialna. W jaki właściwie sposób "wyczuwało" się magię? Racja. Kamelia wspominała, że im dalej zagłębiało się w sfery magiczne, im więcej się je studiowało oraz z nimi obcowało, tym łatwiej dało wyczuć się jej oddziaływanie - zarówno w otoczeniu, jak i przedmiotach, czy nawet osobach. Ponieważ było to jednak, jak twierdziła, bardzo subtelne uczucie, o ile rzecz jasna nie było się na nie wyjątkowo wrażliwym, trudno było oczekiwać, aby absolutnie nieświadoma dotąd tego typu rzeczy Paria mogła nagle zacząć je dostrzegać. Całe szczęście, nie trzeba było wcale maga, wiedzy ni żadnych szczególnych umiejętności, aby móc skorzystać ze sporej części umagicznionych przedmiotów! Dopilnowywali tego najczęściej wyspecjalizowani w tej branży zaklinacze.
Zmiana soczewki nie wywołała żadnego zgrzytu ani reakcji w samej lunecie. Gdy natomiast trzymająca ją kobieta spróbowała przez nią zerknąć, o mało nie wypuściła przedmiotu z rąk. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, na środku pokoju, w którym była wszakże sama, zobaczyła ni z tego ni z owego stojącą i rozglądającą się dookoła Efemę.
Wielkie psisko zobaczyć tam mogła wyłącznie za pośrednictwem lunety, jak szybko zdołała się zorientować. Za każdym bowiem razem, kiedy spróbowała wyjrzeć poza nią, pokój był tam samo pusty, jak być powinien. Tymczasem, Efema po drugiej stronie szkiełka pozostawała w ciągłym ruchu.
Paria nie słyszała żadnych dodatkowych dźwięków. Dostawała jeno sam obraz i jeśli obserwowała dłużej, rozglądając się za pośrednictwem lunety, dostrzegła, że do pokoju weszła w ślad za siostrą również Mira. W dłoniach trzymała zawiniątko, z którym uklęknęła przy łóżku należącym do bardki i wepchnęła je pod nie tak głęboko, jak głęboko sięgała ręką. Po wszystkim od razu podniosła się, poklepała merdającą wesoło ogonem siostrę bo po boku i przykładając palec do ust ukrytych za okalającą jej twarz chustą, wskazała głową drzwi, do których też obie skierowały się zaraz potem.
Żadnej z dziewczynek nie było w pomieszczeniu poza światem przedstawianym przez lunetę. Czym zatem był obraz, który widziała Paria?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

165
POST POSTACI
Paria
Cokolwiek Kamelia miała na myśli mówiąc o elfie, Libeth starała się nie zrozumieć tego opacznie. Nawet jeśli kobieta wypatrzyła już w Parii jakieś bliżej nieokreślone oznaki zainteresowania swoim współpracownikiem i teraz właśnie o nie jej chodziło, najlepiej było to zignorować, zwłaszcza, że sam Steczko te oznaki ignorował - a wręcz reagował na nie kompletnie inaczej, niż Paria oczekiwała. Wypadało więc wycofać się z tych prób, które w przypadku tego konkretnego mężczyzny okazywały się zaskakująco niezdarne i bezskuteczne, a ona nie chciała znosić dłużej podobnego upokorzenia. Jeśli jednak Kamelii chodziło wyłącznie o zaglądanie do głowy elfa w celu podniesienia jego stojącej dość nisko samooceny, cóż... to wypracuje się z czasem. Być może. Jak dobrze pójdzie. Kamelio wiedział już, że Libeth jest wobec niego otwarta i szczera, więc może jej słowa i opinie będą warte dla niego więcej, niż irytujące go pochlebstwa innych pracowników Domu. Jednego była pewna, nawet jeśli wciąż wiedziała o nim tyle, co nic - zasługiwał na więcej, niż Ferros plujący na niego jadem z góry.

Dobrze już znała kolory i zapachy, jakie przyjmował Dom Śnienia, gdy otwierany był dla gości. Lubiła je; tworzyły pewien nierealny nastrój, który przyciągał klientów i Libeth wcale to nie dziwiło. Mogłaby siedzieć godzinami w sali kominkowej, chłonąc go, gdyby nie było to takie marnowanie czasu - choć pewnie jeśli okoliczności nie trzymałyby jej tu wbrew jej woli, pewnie korzystałaby z tej możliwości z przyjemnością. Teraz nosiło ją już za bardzo, by była w stanie spędzać czas na bezczynnym zatapianiu się w mistycznej atmosferze.

W przeciwieństwie do tej potencjalnej bezczynności, testowanie lunety było już konkretnym zajęciem, a efekty tych testów okazały się niezwykle zaskakujące. Widząc Efemę przez pomarańczową soczewkę, Paria drgnęła, zaskoczona, ale wystarczyło odsunąć urządzenie od oka i pies znikał. Co to oznaczało? Jakąś astralną obecność? Nie, bez sensu... kilkakrotnie podnosiła i opuszczała lunetę, by upewnić się, że Efemy tu rzeczywiście nie ma, by potem z zainteresowaniem skupić się już na tym, co działo się w pokoju według tego jasnego szkiełka.
Kiedy dziewczynki wyszły, a pokój opustoszał zarówno naprawdę, jak i w tej dziwnej wizji, Libeth odłożyła lunetę na bok i wstała, by zrobić kilka kroków w tę i z powrotem po pokoju. Czym było to, co widziała? Alternatywnymi wydarzeniami? Wspomnieniem? Zatrzymała się w miejscu i po krótkiej chwili namysłu odwróciła w stronę swojego łóżka. Dało się to łatwo sprawdzić. Szybko znalazła się przy meblu i uklęknęła przy nim, chcąc zajrzeć pod spód. Jeśli Mira faktycznie coś tam schowała, to zapewne Libeth zaraz to znajdzie. Jeśli nie, będzie musiała zastanawiać się dalej... zrobić więcej testów, albo poszukać Gabina.
Obrazek

Wróć do „Stolica”