Dzielnica Portowa

181
Moja uwaga mogłaby się skupić na Sehleanie, a dalej już prosto o oskarżenia. Z jednej strony to ma sens, ale z drugiej jego propozycja i wyznanie tamtej elfki doskonale się ze wszystkim pokrywa. Już nie wiem, co o tym myśleć — bardzo chciała po prostu zwalić winę na magnata i jego koleżankę, ale po ochłonięciu nie mogła tego po prostu, bez zastanowienia zrobić. Co prawda był to jedyny trop, ale być może ktoś jeszcze znał ją i nie pasowała mu jej narodowość. Cholera, przecież dostawała nawet listy miłosne od kompletnie przypadkowych ludzi.

Zatrzymała się lekko zdezorientowana, nie zauważając nawet, kiedy ten wstał. Jego żart o kontrkradzieży zbyła krótkim prychnięciem – nic teraz nie mogło jej zbyt pocieszyć, chyba, że powrót Jacoba z którymś z porywaczy. Do tego czasu będzie martwić się nie dość, że o swoją karierę, to jeszcze o życie ochroniarza. Na sekundę jej myśli umknęły gdzieś do tyłu, gdy Victor zaproponował coś oczywistego. — To chyba oczywiste, że zostaniesz u mnie. Przynajmniej będziesz miał kogoś, kto się tobą zaopiekuje.

Chociaż powietrze na zewnątrz było rześkie, a wokół nikt się nie kręcił i nawet ptactwo nie wrzeszczało, Agnes ciężko było się cieszyć wieczorem. Była zmęczona, opierał się o nią ciężki mężczyzna, a w głowie aktualnie miała mętlik. Nawet robactwo jej już nie przeszkadzało. I widząc po i tak wydłużonym czasie swój dom, przyspieszyła nieco kroku, chcąc już się tam w końcu znaleźć.

Sonia czatowała, czemu nie można się było dziwić, zważając na aktualną sytuację. Agnes zdała kobiecie relację, co z Rafaelem i żeby ktoś z samego rana po niego poszedł, a także, że Jacob został w tyle i jeśli wróci, to natychmiast ma ją powiadomić. Oczywiście nadmieniła także jej życzenie wybudzenia o świcie, nawet jeśli sama tego nie zrobi... o ile w ogóle zaśnie.

Sięgnęła po miskę, powoli zamaczając w niej dłonie, potem przemywając twarz. Ściągnęła płaszcz, buty, rozwiązała włosy i wszystko bezceremonialnie rzuciła na sukienkę, której też nie chciało jej się w ogóle podnosić. Zerknęła na Victora, który też w milczeniu siedział i przyglądał jej się z troską. Zmarszczyła brwi i ściągając koszulę, zapytała: — Nie powiedziałeś mi jeszcze, jak w ogóle doszło do twojego porwania. Jeśli czujesz się zbyt zmęczony na opowieść, zrozumiem. Rano możesz mi to opowiedzieć. — Stała tak przez chwilę naga, spocona, brudna ciągle z krwi, po czym usiadła na stołku, sięgnęła po jakąś gąbkę i zaczęła chociaż powierzchownie z siebie zmywać pot i brud. Nie zajęło jej to raczej minuty, po której narzuciła na siebie jakąś koszulę nocną. Z mocnym westchnieniem położyła się do łóżka, z przyjemnością kładąc głowę na poduszkę.

Jak tylko będę miała czas, przygotuję ci okłady ziołowe — mruknęła, zatapiając się w pościeli, de facto nadal brudna. Za chwilę odwróciła się z pleców na boczną pozycję, tyłem do Victora i przyjęła pozycję embrionalną.

Dzielnica Portowa

182
- Może i to on. Zobaczymy jutro - skończył temat, nie mając siły ciągnąć go dłużej. Zresztą nie mieli żadnych konkretów poza domysłami Agnes. Jeśli były trafne, będą musieli znaleźć sposób, żeby wyciągnąć konsekwencje z kogoś stojącego tak wysoko ponad nimi. Dowody, przede wszystkim. Jeśli jednak to nie była sprawka Sehleana, czekało ich śledztwo, przeprowadzone przy współpracy ze strażą miejską lub też nie. Tak czy inaczej jutro czekał ich ciężki dzień - choć oby mniej ciężki, niż ta noc.
Victor nie miał siły się przebierać, więc tylko jedną ręką ściągnął z siebie pokrwawione spodnie. Na jego lewym udzie widniał spory krwiak, ale na szczęście więcej obrażeń nie miał. Ze stęknięciem wsunął się pod pościel, pozostając jednak w pozycji siedzącej, opartym o zagłówek, dopóki nie dołączyła do niego rudowłosa.
- Włamali się przez frontowe drzwi. Nie słyszałem wytrychu, byłem skupiony na czymś innym. Zresztą kto się spodziewa czegoś takiego we własnym domu - skrzywił się. - Ale zbyt wielu ich było, a ja miałem pod ręką tylko pogrzebacz, potem jakiś pierdolony świecznik - warknął z niezadowoleniem. Musiał być zły na siebie za swoją nieuwagę. - Przynajmniej jednemu zdążyłem wetknąć ten pogrzebacz w oko. Potem... - machnął dłonią. - Oszczędzę ci szczegółów. Było ich zbyt wielu. Powalili mnie. Nie widziałem tego napisu na ścianie, o którym mówiłaś. Musieli zrobić go później.
Gdy położyła się obok niego, przesunął czule dłonią po jej policzku i ramieniu. Nie mógł przekręcić się na bok, bo uniemożliwiała mu to obolała klatka piersiowa, więc kiedy się odwróciła tyłem do Victora, on tylko westchnął i zsunął się w dół, kładąc głowę na poduszce. Przez chwilę w ciszy sypialni słyszała jedynie jego równy oddech.
- Dziękuję, Agnes - zabrzmiał jeszcze cicho jego niski głos, długą chwilę później. W tych dwóch słowach było więcej ciepła, niż we wszystkim, co powiedział odkąd go wyciągnęli z magazynu. - Za to, że mnie znalazłaś. Nie za okłady.
W końcu sen przyszedł po nich oboje. Byli zbyt wykończeni, by nawet stres i obawy o całą przyszłość były w stanie powstrzymać ich przed odcięciem się od rzeczywistości choćby na te kilka godzin. Nie mieli wiele czasu, zanim poranek miał wyciągnąć ich z łóżka, a razem z nim ciąg dalszy całego tego zamieszania.
Agnes została obudzona przez pukanie do drzwi. Sonia nie weszła do środka, ale kobieta usłyszała jej głos.
- Panienko, przepraszam, ale Jacob wrócił. Prosił panią zawołać. Strasznie przepraszam.
Przez okiennice wpadały pierwsze słabe promienie wschodzącego słońca, jeszcze niedające wystarczająco dużo jasności, by móc mówić o dniu. Reimann czuła się, jakby ktoś zdzielił ją wspomnianym przez LeGuinessa świecznikiem przez głowę. Mogli spać ze cztery godziny, maksymalnie. Gdy zerknęła na leżącego obok mężczyznę, ten miał uchylone oczy, też zapewne obudzony przez służącą.
Obrazek

Dzielnica Portowa

183
- Mhmm - tylko tyle zdołało wymsknąć się z ust zasypiającej już Agnes, która może zdołała zarejestrować wypowiedź Victora i ton jego głosu, ale była zbyt zmęczona, by wyciągnąć z tego większe wnioski. Zanurzyła się jeszcze głębiej w cienkiej pościeli, marząc o chociaż chwilowej amnezji, jaką dawał sen. Marzyła, by na chwilę zapomnieć o tragizmie dnia dzisiejszego - i obiecała sobie, że kiedy dorwie już sprawców całego zamieszania i odzyska dokumenty, tuż przed wyprawą na Kattok wykupi sobie cały dzień w prywatnej łaźni razem z Victorem, łącznie z jakimiś masażami i okładami na twarz. Desperacko potrzebowała czegoś takiego, a ekspedycja przysporzy jej raczej więcej stresu, niż odetchnięcia.

Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła - ale bardzo boleśnie odczuła przebudzenie, jakby faktycznie ktoś zdzielił ją po głowie pogrzebaczem. Przez krótką chwilę wierciła się, zasłaniając ucho ramieniem, poduszką, czymkolwiek... naprawdę chciała więcej snu. Potem zaś dotarły do niej słowa - te o Jacobie i to, że już wrócił. Uchyliła oczy i wysunęła twarz z kołdry, tak, że ledwo było widać jej czoło, rozglądając się półprzytomnie po pokoju.

Wpadały powoli pierwsze promienie wschodzącego słońca, co znaczyło, że pora na wstanie była idealna. Westchnęła cichutko, w duchu zganiając siebie za takie ociąganie się i najpierw na podłodze stanęły jej rozgrzane stopy, potem dopiero uniosła tułów, przecierając mocno oczy. Zerknęła na Victora, który chyba też został obudzony, leżąc w tej samej pozycji, co godziny wcześniej. - Śpij dalej. - Mruknęła, powoli wstając. Łóżko za nią skrzypnęło, podobnie do podłogi, gdy podchodziła do miski z wodą i oblewała sobie twarz, by chociaż odrobinę zmyć z siebie sen. Zaczęła się ubierać - nie patrzyła nawet, co na siebie zakłada, byle tylko nie iść na dół w koszuli nocnej. Zerknęła raz jeszcze na partnera w łóżku i powtórzyła, jeśli ten i tak kombinowałby, żeby się zwlec: - Masz odpoczywać, ja się wszystkim zajmę.

Z tymi słowami otworzyła drzwi do pokoju i wyszła stamtąd, zamykając je za sobą, by powoli iść dalej do Jacoba, teraz już z bijącym sercem. Czy mężczyźnie się udało? Czy złapał któregoś z włamywaczy i właśnie go do niej przyprowadził? Był tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć.

Dzielnica Portowa

184
- Oni mi to zrobili. Nie będę leżał bezczynnie - zaprotestował niewyraźnie Victor i podniósł się do pozycji siedzącej, rozpaczliwie usiłując nie pokazywać po sobie bólu wtedy, kiedy Agnes akurat na niego patrzyła. Ruszał się jednak wolniej niż zwykle i nie wciągnął jej z powrotem w pościel, jak lubił robić zazwyczaj. To samo w sobie świadczyło o tym, że coś z nim było nie tak. Przez to też nie zdążył się podnieść na tyle wcześnie, by wyjść z sypialni razem z nią. Zostawiła go samego, niechętnie przygotowującego się do kolejnego dnia.
Sonia stała za drzwiami, z opuchniętymi z niewyspania oczami. Owinięta w swoją ulubioną, pomarańczową chustę, na widok rudowłosej ukłoniła się lekko i ruszyła w stronę opustoszałego, okradzionego gabinetu. Czy to znaczyło, że Jacob kogoś znalazł i postanowił umieścić go w pomieszczeniu, w którym nie mógł wyrządzić więcej szkód?
Szybko dowiedziała się, że dokładnie tak było.
Gdy przekroczyła próg, jej oczom ukazał się stojący przy samych drzwiach Matthias, już na nogach. Skinął do niej głową na powitanie. Wyglądał całkiem dobrze, na tyle, na ile mógł wyglądać ktoś, kto wczoraj został pozbawiony przytomności. Może z tego powodu tylko pasywnie stał, robiąc za obstawę, w przeciwieństwie do Jacoba, który pochylał się nad nieznajomym jej elfem, związując mu właśnie nogi. Słysząc kroki Agnes, zerknął na nią tylko krótko, ale nic nie powiedział. Mogła się tylko domyślać, jak bardzo jest wykończony po całej nocy na nogach, i to w skupieniu, do którego musiał się zmuszać.
Elf był już zakneblowany, a węzły ze sznura unieruchamiały mu nadgarstki i kostki. Nie protestował, bo został przedtem ogłuszony. Spod jego półprzymkniętych powiek wyzierały białka oczu. Jacob wstał i czubkiem buta przekręcił mężczyznę na plecy. Obcy miał krótkie, ciemne włosy i rząd kolczyków na lewym, spiczastym uchu.
- Myślał, że jestem Victorem, podszedł blisko, idiota - wyjaśnił ochroniarz, mimo zmęczenia całkiem z siebie zadowolony. - Był sam. Pewnie chciał pozbyć się zwłok.
Powoli obszedł elfa dookoła, przyglądając się mu z pogardą ze wszystkich stron. Agnes, jeśli chciała, mogła również nad nim stać, ale gdyby potrzebowała usiąść, czekało na nią jej krzesło za biurkiem, albo niewielki szezlong przy ścianie. Była tutaj sama ze swoimi ochroniarzami, bo Sonia nie weszła do gabinetu za nią. Służąca spytała jeszcze tylko, czy Reimann czegoś nie potrzebuje, czy może chciałaby coś do jedzenia lub picia, a może jakiejś pomocy dla Victora, by natychmiast pójść wypełniać polecenia.
- Słyszałem, że Eduard i Sigismund wrócili - zagaił beztrosko Jacob, jakby nie stali właśnie nad pierwszym w życiu porwanym przez nią osobnikiem. - Sonia mówiła, że nawaleni w trzy dupy. Nie znaleźli wczoraj Victora, więc poszli sobie zorganizować czas po swojemu.
Obrazek

Dzielnica Portowa

185
Będziesz — odpowiedziała krótko jeszcze w drzwiach. — Twój stan jest zły, jakkolwiek próbujesz pokazywać, że cię to w ogóle nie rusza. Poradzę sobie, spokojnie.

Ruszyła za zaspaną Sonią, samej nie wyglądając lepiej. Ta poprowadziła ją do gabinetu, który właściwie mógł teraz robić za poligon, zważywszy na szkody tam zadane. W przejściu spotkała Matthiasa, który wyglądał całkiem dobrze, biorąc pod uwagę jego wczorajszy stan. Przy dwójce ochroniarzy czuła się znacznie bezpieczniej, bo chociaż i Jacob tutaj był, to podobnie jak na reszcie domu, tak i na nim odbiła się ta noc. Wyglądal jednak na bardzo zadowolonego z siebie – nie bez kozery, bowiem na podłodze leżał nieprzytomny elf, którego chociaż nie znała, to Blaise o nim wspominał.

Z zamyśleniem słuchała słów ochroniarza, obchodząc wokół pojmanego zbira. Na wieść o powrocie dwójki wysłanników, na dodatek tak ordynarnym, tylko prychnęła. — W stosownym czasie dostaną reprymendę. — Jeszcze Sonia stała w progu, pytając o ewentualne instrukcje. Agnes odwróciła się w jej stronę i po krótkim namyśle odpowiedziała: — Za jakiś czas wyślij Casimira po Rafaela. Obudź Flavię, bo może być mi potrzebna. Przypilnuj, by Victor został w sypialni, choćbyś miała ją zamknąć na klucz. Ma odpoczywać.

Po zaleceniach stanęła obok Jacoba nad elfem, spoglądając nań chłodnym, nienawistnym spojrzeniem. Mogła go teraz obudzić i zacząć przepytywać, ale tacy jak on raczej byli przygotowani na zewnętrzne bodźce, a bez nich raczej się nie obędzie. Przetarła oczy, zastanawiając się nad czymś i zaczynając przechadzać się po pomieszczeniu. Efektywnym sposobem byłby szantaż emocjonalny, ale w takim przypadku nie mogła go wykonać z wiadomych przyczyn... ale były inne sposoby. Bardziej przebiegłe, nie wymagające rozlewu krwi,a jednocześnie skuteczne. Tuż po tej myśli przełknęła ślinę, orientując się, co właśnie robi. Była prawą obywatelką służącą dobru ludzkości, a w swoim domu przetrzymywała właśnie wbrew czyjejś woli elfa i jakkolwiek przyczynił się on do jej nieszczęścia, to była to chyba najbardziej nielegalna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiła... a zamierzała go jeszcze zaraz torturować, aby wyciągnąć prawdziwe informacje. Zaraz jednak otrząsnęła się z dylematu moralnego – świadoma, jakie działania powzięłaby straż miejska i jak bardzo by wszystko spartaczyli.

Zakneblujcie go na razie, nie przepytujcie i nie ruszajcie. Niech siedzi związany, usadźcie go na jakimś krześle. Ja wrócę... za niedługo — odeszła od osobnika i jeszcze raz na odchodnym obejrzała się za siebie. — Macie go pilnować jak oka w głowie, ale na razie nie ma mu spaść włos z głowy. Jak wrócę, to go przepytamy.

Taka forma oczekiwania sama w sobie może wywrzeć jakiś wpływ na mężczyźnie, gdy ten nie będzie wiedział, dlaczego od razu nie przechodzą do pytań. Zaś Agnes ruszyła do osobnego pomieszczenia – pracowni, gdzie trzymała narzędzia, puste arkusze papieru i przyrządy alchemiczne.

Plan miał być prosty. Nie po to studiowała na Akademii Mniejszej alchemię, nie po to jest licencjonowaną alchemiczką, by teraz z tego nie skorzystać. Na bardziej skomplikowane mikstury nie miała czasu, ale powinna być w stanie przyrządzić prosty halucynogenny specyfik, który potęgowałby siłę sugestii wywieranej na czyimś umyśle. Powinna mieć parę składników, które mogłyby wywołać taki efekt.

Przetrząsnęła półki, skrzyneczki, szukając półproduktów, składników. Przesuwała gorączkowo na bok ususzone łodygi ziół leczniczych, kamienie o dziwnych kształtach, opisane jej pismem proszki, jakieś torbiele, przygotowane płyny. Każde z nich czytała, zastanawiając się, z jakiej opcji może skorzystać, by zrealizować jej plan. W końcu natrafiła na zamknięty szczelnie skrzek ropuchy koszmarnicy, spotykanej często na Archipelagu. Pamiętała jeszcze, że zwiedzając nieco okolice wyspy, zaopatrywała się na przyszłość w zapasy alchemiczne, o które ciężko było w Keronie, a na temat których uczyła się jedynie z ksiąg. Poświęciła sporo czasu na znalezienie siedlisk tych płazów, zabierając nieco ich jaj ze sobą. Odstawiła resztę składników z powrotem na swoje miejsce, zabierając się do pracy.

Skrzek koszmarnicy był znany w środowisku alchemicznym... i półświatkowym, ze względu na swoje halucynogenne właściwości, dzięki pozyskiwaniu emergentu, prawdopodobnie jednego z najsilniejszych halucynogenów na Herbii. Normalnie pozyskuje się go z dolnej części kleofonu, ale odmiana Archipelagu uwzględnia właśnie tę jadowitą ropuchę i jej skrzek, a także głowy węgorza zjadającego jaja. Roślina wywoływała raczej pozytywne doznania po zażyciu, ale zwierzęca część... już nie do końca. Dla słabszych efektów należałoby przygotować zupę z głowy ślizgacza, ale nie zależało jej na słabszych efektach. Zależało jej na wywołaniu halucynacji i złapaniu elfa w potrzask, wmawiając mu, że jego życie zależy od niej... a także to, jak długo będzie cierpiał w katuszach.

Zaraz zabrała się za przygotowywanie odpowiedniego wywaru. Z racji niezwykle silnego działania substancji nie użyła jej całej, a jedynie niewielką część, z której zamierzała przyrządzić wywar. Do tego zaczęła podgrzewać w garnuszku wodę, której nawet nie było pół litra (akurat na szklankę), cierpliwie czekając, aż zacznie powoli wrzeć. Dopiero wtedy dorzuciła odrobinę skrzeku, odmierzając bardzo dokładnie ilość potrzebną do wywołania wystarczająco silnych halucynacji bez kosztu stracenia poczucia świadomości. Z racji bycia silnym środkiem prawdopodobnie dorzuciła ilość mogącą zmieścić się na opuszku palca, może odrobinę więcej. Tuż po tym zaczęła mieszać substancję aż do całkowitego zaniknięcia wydzieliny. W międzyczasie zawołała Flavię, która powinna być już na nogach, by ta przyniosła jej z kuchni jakieś słodkie przyprawy. Substancja, chociaż na pewno nie smakowała tak tragicznie, jak zupa z węgorza, na pewno miała nieprzyjemny posmak, więc Agnes dla dramatyzmu i zabicia smaku w wypadku, gdyby zbir jakimś cudem znał ten smak, chciała nieco zamaskować to.

Dostawszy przyprawy – może jakąś wanilię, cukier trzcinowy, czy cynamon, cokolwiek mogło się nawinąć dziewczynie – zmniejszyła na chwilę ogień, pozwoliła nieco ostygnąć, po czym dosypała tego do wywaru. Ponownie zagotowała substancję, mieszając co jakiś czas, a w międzyczasie przygotowując składniki na kolejną miksturę.

Emergent odstawiła na bok, by ostygnął, natomiast w moździerzu zaczęła ścierać dokładnie ziarna maku. Dobrała odpowiednią ilość, by przygotować silny środek nasenny, który natychmiast pozwoli odlecieć elfowi w niebyt, a który będzie służył za domniemane antidotum. Poprosiła Flavię o mleko, które potem zagotowała i dodała sproszkowany mak, ponownie zagotowała i odstawiła do wystygnięcia.

Gdy trucizna i antidotum osiągnęły temperaturę pokojową, przelała najpierw emergent, mętny płyn do niewielkiej buteleczki wystarczającej, by po jakiejś pół godzinie zacząć działać. Mleko makowe przelała do większej fiolki. Zakorkowała obydwie substancje i spojrzała raz jeszcze z zadumą na to, do czego ci ludzie ją zmusili. Wzdrygnęła się i z bijącym sercem, prawdopodobnie po godzinie, dwóch spędzonych nad aparaturą alchemiczną, wróciła na górę, do gabinetu, dla pewności biorąc jeszcze sole trzeźwiące. Poprawiła jeszcze włosy i ubranie po drodze – butelkę z makiem schowała do jakiejś kieszeni, zostawiając na widoku tylko emergent.

Przedstawienie czas zacząć.

Spoiler:

Dzielnica Portowa

186
Sonia skinęła głową i ruszyła z powrotem na dół, zostawiając sobie przypilnowanie Victora na później. Nie trzeba było się w jego przypadku martwić o to, że zdąży w międzyczasie wybiec z sypialni i załatwić sprawę po swojemu, bo przecież ledwo się ruszał. Dziś zresztą musiał odczuwać zdwojony ból, po nieszczególnie delikatnych zabiegach i ostatnich kilku godzinach, podczas których przeciwbólowy wywar lekarza przestał już działać. Agnes planowała mu coś przygotować, ale obecnie miała nieco inne priorytety.
Niedługo później Sonia znalazła ją w pracowni, przynosząc jej mimo wszystko kawałek mięsa z chlebem i owocami, a do tego niewielki dzbanek ze świeżą wodą. Obok posiłku leżała złożona na trzy części kartka, zapisana pismem Victora. Może i zgodził się pozostać w sypialni, ale nie zamierzał zrobić tego bez komentarza.

Spoiler:

Przygotowanie odpowiedniego specyfiku zajęło jej sporo czasu, ale gdy skończyła, wciąż był dość wczesny poranek. Dwie fiolki spoczywały w jej dłoniach, dwie mieszanki mające tak namieszać elfowi w głowie, że wyśpiewa im wszystko, co chcieli wiedzieć. Trzecia, na wszelki wypadek po to, gdyby musiała wybudzić jeńca z odrętwienia, choć nie aż tak istotna. Tortury nigdy nie leżały w zakresie jej kompetencji i trudno było sobie wyobrazić, że miałaby się zdecydować na tak drastyczne działania, ale ta kwestia stawała się znacznie mniej oburzająca, gdy nie miała tego elfa nawet dotknąć. A zresztą czy przypadkiem sam się nie skazał na ten los? Inne wybory życiowe nie doprowadziłyby go do miejsca, w którym się obecnie znajdował.

Gdy wróciła do gabinetu, siedział na krześle, porządnie do niego przywiązany i unieruchomiony. W ustach miał knebel, nadgarstki związane za plecami, nogi w kostkach przysznurowane do nóg mebla. Na jej widok szarpnął się i zmarszczył brwi w złości, ale nic nie mógł przecież powiedzieć. Jacob podniósł się z szezlonga, na którym siedział raczej nieelegancko rozwalony i zmierzył spojrzeniem buteleczkę, przyniesioną przez Reimann. Nie skomentował jej jednak.
- To jeden z tych, którzy włamali się wcześniej - powiedział tylko. - Adrien potwierdził, rozpoznał go. Będzie wiedział wszystko.
Elf wyglądał, jakby bardzo chciał splunąć Jacobowi w jego chłodną, obojętną i zmęczoną twarz. Na ochroniarzu nie robiło to wrażenia. Odwrócił się i ponownie podniósł ze stolika talerz z resztą śniadania, jakie powoli dojadał. Zapewne Sonia lub Flavia nakarmiły po prostu wszystkich. Odgryzł kawałek mięsa z kurzej nogi, wpatrując się beznamiętnie w jeńca.
- Chciałem zapytać, co mam zrobić, ale widzę, że ma pani już swój plan - stwierdził, siadając z powrotem i dając jej pole do popisu. Elf warknął coś niezrozumiałego, po raz kolejny szarpiąc krzesłem.
Obrazek

Dzielnica Portowa

187
Śniadania kobieta nawet nie dotknęła, gdy Sonia jej to przyniosła. Kto miałby czas na posiłek, gdy na głowie są ważniejsze rzeczy? Jedynie upiła nieco wody, gdy zaschło jej w gardle po pewnym czasie. Notkę przeczytała i odłożyła niedbale na tacę, nie przejmując się ani trochę jego pasywno-agresywną odpowiedzią. Nie chciała w tym momencie przejmować się zmęczonym, poobijanym mężczyzną, który próbowałby wyładować swoją frustrację na porwanym napastniku kosztem własnego zdrowia.

Przygotowawszy wywar i środek usypiający, do tego sole trzeźwiące, jakby zaczął mdleć w trakcie, Agnes ruszyła z duszą na ramieniu w stronę gabinetu. Nawet przez kilka sekund stała przed drzwiami. Nigdy w życiu nie musiała posuwać się do takich rzeczy, ale też nigdy nie miała takich problemów. To oni ją zmusili do tego, ale i tak czuła się dziwnie z wiedzą o nielegalności swoich działań. Odetchnęła kilka razy i przybrała obojętny wyraz twarzy, gdy wchodziła do środka.

Jacob siedział rozwalony, do tego dojadając powoli własne śniadanie. Agnes w tym momencie ucieszyła się, że nic nie zjadła, bo na pusty żołądek będzie jej zdecydowanie lepiej, jakby sprawy musiały przybrać nieco inny obrót. — Spokojnie, dostaniesz niedługo swoje instrukcje — odpowiedziała na jego pytanie wyjątkowo spokojnym, jak na sytuację głosem, wewnątrz jednak się skręcając. Usiadła do swojego biurka, przysunęła się porządnie i postawiła buteleczkę centralnie na środku, tak, by było ją widać. Dopiero wtedy spojrzała na elfa, przyglądając mu się chłodno, w środku kipiąc nienawiścią. Samemu zbirowi sytuacja oczywiście się nie podobała, a patrząc na wyraz twarzy i jego zachowanie, dobrze się zdecydowała na bardziej finezyjną metodę. Nie brzmiał on na chętnego na współpracę.

Z początku chciała najpierw mu pogrozić i zobaczyć jego reakcję, być może zachęcając go do współpracy samą wizją niewyobrażalnych katuszy. Potem jednak, widząc jego reakcję, zdecydowała się na inne kroki. — Odknebluj pana, Jacob. — Powiedziawszy to beznamiętnie, poczekała, aż ochroniarz to zrobi, po czym wstała, zabrała buteleczkę i podeszła do elfa. — Przytrzymaj mu szczękę, żeby nie mógł jej zamknąć i odchyl głowę do tyłu, tylko delikatnie, nie całkiem.

Jeśli Jacob wykonał polecenie, a mężczyzna był unieruchomiony, odkorkowała fiolkę i wlała całą substancję do jego gardła, na tyle szybko, żeby nie mógł jej wypluć, ale też żeby nie zaczął się dławić. Jeśli sprawiał problemy, a zapewne to robił, instruowała Jacoba, aby ten zamykał mu usta, aby nie mógł wypluć wywaru. Mogła też nieco przycisnąć mu gardło, aby połknął wszystko, a jeśli coś zostało, powtórzyła procedurę, dopóki buteleczka nie była pusta. Upewniwszy się, że wszystko trafiło do jego żołądka i tam zacznie się trawić, usiadła z powrotem na miejscu z dosyć ciężkim westchnięciem i powiedziała: — Przysuń pana do biurka, porozmawiamy sobie.

Pustą butelkę odstawiłaby na miejsce, lustrując elfa lodowatym wzrokiem.

Dzielnica Portowa

188
Zdjęty przez Jacoba knebel poskutkował początkowo jedynie splunięciem w stronę rudowłosej. Elfowi nie podobała się sytuacja, w jakiej się znalazł i właśnie to okazał w dość wulgarny sposób. Nie tak wulgarny jednak, jak napis na ścianie domu Victora. Ochroniarz pokręcił głową i złapał mężczyznę za brodę, ściskając mocno jego policzki i odwracając go w swoim kierunku.
- Na twoim miejscu bym się powstrzymał od takich zachowań - powiedział spokojnie.
Gdy Agnes z buteleczką podeszła bliżej, w oczach nieznajomego błysnął strach, choć starał się tego po sobie nie pokazywać. Szarpnął się i próbował odwrócić głowę, ale kleszczowy uchwyt Jacoba uniemożliwiał mu jakiekolwiek manewrowanie głową. Rozpaczliwie zaciskał zęby, nie chcąc poddać się temu, co mieli dla niego zaplanowane, ale on był jeden, związany i bezradny, a ich było dwoje. W końcu udało się wcisnąć szyjkę buteleczki między jego zęby i odwrócić ją tak, by zawartość wpłynęła mu do ust. Trzymający jego głowę ochroniarz wyglądał, jakby miał więcej pytań, niż sam elf, ale nic nie mówił, obserwował tylko jak ich zakładnik krztusi się, robiąc wszystko, by nie przełknąć podanego płynu. Westchnął cicho i zacisnął dłoń na nosie i ustach związanego, co po kilkunastu sekundach jego wybałuszania oczu i prób wyrwania się, wreszcie zadziałało. Połknięcie specyfiku pierwszy raz, a potem w ten sam sposób drugi, sprawiło, że elf znieruchomiał, jak zapędzony w róg drapieżnik, ze strachem i wściekłością wpatrując się w rudowłosą kobietę.
Jacob puścił go i obrócił w miejscu, by potem przysunąć krzesło do biurka. Gdyby nie fakt, że krępowały go więzy, nieznajomy mógłby uchodzić za jednego z wielu interesantów, jacy odwiedzali ją tu czasem. Ochroniarz wycofał się, siadając z powrotem na szezlongu i wycierając dłonie o spodnie. Nie wrócił już do swojego śniadania - jak widać to wystarczyło, by odebrać mu resztki apetytu.
- Co... Co to było - wydusił z siebie elf, nie spuszczając rozsierdzonego spojrzenia z twarzy Agnes. Udawany przez nią spokój musiał doprowadzać go do szaleństwa. - Wypuść mnie. Co to było? Co to było?!
Ostatnie słowa prawie wykrzyczał. Mógł być zły, ale Reimann widziała panikę narastającą w jego spojrzeniu. Zapewne wolałby tradycyjne kilka ciosów w twarz, skopanie go na leżąco, coś, co byłoby mu znajome. Tutaj nie miał pojęcia czego się spodziewać.
- Nie będę z tobą rozmawiać, ruda dziwko - splunął znów. Ślina poleciała w jej stronę i wylądowała na blacie biurka, tuż przed jej splecionymi dłońmi. - Jeszcze będziesz gnić na dnie morza, które tak ochoczo przepłynęłaś z tej swojej północnej dziury.
Zerknął na Jacoba przez ramię, potem na Matthiasa, wciąż stojącego nieruchomo jak posąg przy drzwiach. Żaden z ochroniarzy nie zamierzał ingerować w to, co się tu działo, dopóki nie było takiej konieczności.
Obrazek

Dzielnica Portowa

189
Agnes odsunęła się, gdy tylko elf po odkneblowaniu splunął w jej stronę. Na jej twarzy pojawił się grymas złości, by po chwili stamtąd zniknąć. Jacob posłusznie przytrzymał jego twarz i wedle jej przewidywań, jeniec zaczął się wierzgać. Gdy podchodziła z fiolką, ujrzała na jego licu strach przed nieznanym. W pewnym sensie sprawiło jej to satysfakcję – znaczyło to tyle, że elf nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, sądząc raczej, że zostanie dotkliwie pobity. Wszyscy bali się tego, czego nie znają, szczególnie jeśli jest się związanym i gotowym na tortury... więc pierwszy krok ku zeznaniom został powzięty.

Po lekkiej szarpaninie i usilnych próbach wciśnięcia do jego gardła wywaru, w końcu im się to udało. Agnes odeszła od elfa, odstawiając pusty flakonik na stół i siadając za nim. Obserwowała, jak Jacob, który chyba też nie był pewny, co się będzie działo, przesuwał elfa do niej, stawiając go w takiej pozycji, jakby nic się nie działo, a on nie był przywiązany do krzesła. Skrzywiła się nieznacznie, obserwując ślinę lecącą w jego stronę i wyzwiska. Poczekała, aż skończy się drzeć, po czym pilnując, by jej dłonie nie zaczęły drżeć, zaczęła mówić. Tylko dzięki silnej woli zdołała utrzymać spokój na zewnątrz.

Trucizna. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, nie będziemy bawić się w niepotrzebny rozlew krwi, szczególnie, że ciężko jest ją potem zetrzeć z podłogi. Zostają nieprzyjemne plamy — powiedziała, spoglądając mu prosto w oczy. Zaczęła zaraz opowiadać o efektach, powoli siejąc w jego umyśle wizje, które potem miały przerodzić się w koszmarne wizje podsycane środkiem halucynogennym. — Nie wiem, ile o mnie wiecie, ale dla pewności to powiem. Jestem dyplomowaną alchemiczką, chociaż z zamiłowania tworzę budowle, które będą pomagać w przyszłości wszystkim ludziom. Na studiach nauczyłam się tego i owego o paru substancjach, szczególnie takich, które w nieodpowiedniej dawce mogą poważnie zaszkodzić organizmowi. Nie są trudne do zrobienia, a mają bardzo efektywne działanie. Kiedy tylko trucizna dotrze do pana żołądka, który zacznie ją trawić, substancja zacznie rozprowadzać się po całym ciele. Z początku zacznie się małym dyskomfortem, uczuciem swędzenia w środku. Potem wszystko zacznie pana powoli palić, początkowo jakby zjadł pan ostrą papryczkę, potem zaś jakby wypił pan płynny ogień. Trucizna będzie spokojnie przeżerać się przez pana organy, żyły, wchłonie się w mięśnie. Będzie pana w najbliższych godzinach wyniszczać od środka, powodując ból, jakiego nie serwowano panu na żadnych torturach, nieporównywalny do złamania, pobicia, czy nawet obdzierania ze skóry.

Wzięła głębszy wdech. — Normalnie działa ona dosyć szybko, ale z wyjątkowych względów postanowiłam przedłużyć pana katusze i zrobię to ponownie, jeśli będzie pan odmawiał współpracy. Tylko w mojej woli leży, czy będzie pan cierpiał minuty, godziny czy dni. W końcu ból będzie tak niewyobrażalny, że nie będzie pan myślał już nawet o omdleniu, któremu też będę zapobiegać, a o śmierci. Ale to ja w tym momencie jestem panią życia i śmierci i to ja będę decydować, kiedy pozwolę panu przestać cierpieć.

Oczywiście przedstawiam najgorszy scenariusz w przypadku odmówienia współpracy, ale tak przecież nie musi być. Jeśli wykaże się pan kooperacją, w zanadrzu mam odtrutkę, która podana szybko zniweluje działanie trucizny, a na późniejszym etapie zatrzyma jej rozwój i pozwoli panu zatrzymać swoje życie. Ba, może będę nawet na tyle dobroduszna, że przygotuję coś, co pozwoli się panu nieco podleczyć... ale to zależy od danych mi informacji.

Łgała jak z nut, ale o to tutaj chodziło... o zasianie ziarna niepewności, o podstawienie wizji, którą potem narkotyk się posili i spotęguje dziesięciokrotnie. — Także proszę mi powiedzieć, czy pana życie i zdrowie, pieniądze za zlecenie naprawdę jest warte takiego cierpienia? Błagania o śmierć? Jak mówiłam, nie jesteśmy brutalami, nie rozmawiam z panem tylko po to, by potem pana zabić. To byłoby w końcu nielegalne. Decyzja należy do pana — zakończyła swój wywód i bardzo uważnie obserwowała reakcję elfa, czy może zacznie kłamać, czy faktycznie ceni się bardziej na tyle, że będzie szczerze współpracował.

Dzielnica Portowa

190
W przeciwieństwie do niej, elf nie miał twarzy, która potrafiłaby ukryć myśli. Każde jej słowo odbijało się w jego spojrzeniu, wywołując coraz to i nowe emocje. Przetaczały się wszystkie - od niedowierzania, przez przerażenie, wściekłość i pogardę, po desperację. Ale bardzo się starał zachowywać spokój, tak jak robiła to ona. Tylko zwyczajnie nie był w tym najlepszy.
- Jasne. Ja też jestem dyplomowanym alchemikiem - parsknął nerwowym śmiechem. - Też umiem zmieszać cynamon z wanilią.
Znacznie łatwiej było jej nie wierzyć, niż pogodzić się z sytuacją, w jakiej się znalazł. Wolał zakładać, że kobieta kłamie - co w sumie było zgodne z prawdą, tylko nie w sposób, jaki wyobraził sobie on - niż czekać na skutki spożycia przyrządzonej przez nią trucizny. Siedzący za nim Jacob przyglądał się swojej przełożonej z zagadkową miną. On przecież też nie wiedział, jaka była prawda. Może właśnie zaczynał się zastanawiać, czy faktycznie była taka niewinna i bezbronna, na jaką się kreowała przez ostatnie miesiące.
Elf szarpnął się ponownie, choć tym razem z mniejszym przekonaniem i zwiesił głowę, początkowo nie odpowiadając na propozycje Agnes. Poranne słońce wpadało zza jej pleców przez zamknięte okiennice, kładąc długie, wąskie pasy światła na podłodze i sylwetce zakładnika. Szereg kolczyków wpiętych w jego ucho błyszczał teraz, odbijając to światło w oczy Agnes. W końcu mężczyzna potrząsnął głową i roześmiał się słabo, cicho, bez przekonania.
- Arystokracja i wasze pomysły - mruknął. - Zbyt dumni, żeby po prostu dać w mordę, zbyt bojaźliwi, żeby faktycznie zrobić krzywdę. Naprawdę myślałaś, że to zadziała? Napojenie mnie jakimś gównem i próby wmówienia, że zaraz zacznę gnić od środka? Może gdybym był ze trzydzieści lat młodszy, to bym się na to nabrał. Chociaż nie. Myślę, że nawet wtedy nie.
Podniósł głowę i przeciągnął się, na tyle, na ile mógł, przywiązany za ręce i nogi do krzesła.
- Co zrobisz za piętnaście minut, pół godziny, hm? - spytał, uśmiechając się do niej krzywo. - Jak twój blef nie zadziała, a ja nie zacznę umierać w męczarniach, o pani życia i śmierci, co?
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Opustoszałe regały, porozrzucane resztki dokumentów, których nie zabrali ostatnio. Przesunął spojrzeniem po suficie, nagle nader interesującym i szafie, w której przedtem schował się Adrien.
- A właśnie, odnośnie umierania w męczarniach... co u LeGuinessa? Szkoda, że się nie zobaczyliśmy. Mieliśmy dla niego przyszykowane piękne miejsce na dnie zatoki. Jeśli nie chce wam się go chować, mogę przejąć zwłoki i was w tym wyręczyć - wyszczerzył się paskudnie. - Gdybyś potrzebowała pocieszenia po jego utracie, myślę, że znalazłbym kilku chętnych. Skutecznie pokazaliby ci, na czym polega prawdziwa gościn...
Szybki cios, wyprowadzony przez Jacoba, który w ułamku sekundy znalazł się z powrotem obok niego, przerwał tę trudną do odrzucenia propozycję. Elf stęknął i potrząsnął głową, odrobinę zamroczony.
- Odrobinę szacunku - upomniał go ochroniarz, krzyżując ręce na klatce piersiowej i cofając się pod ścianę.
Obrazek

Dzielnica Portowa

191
Kobieta przymrużyła oczy, przyglądając się elfowi, który zaczynał powoli drwić z niej... i niedowierzać? Ciężko było jej stwierdzić faktycznie, czy najemnik próbował z nią pogrywać w taki sam sposób, jak ona z nim, ale nie podobało jej się to. Oczywiście nie ukrywał dobrze emocji i widziała, że mimo wszystko nie był pewny swego. Jego zachowanie tłumaczyła sobie strachem o własne życie i wyparciem czegoś, co w głębi duszy wiedział. Na dobrą sprawę do zaczęcia działania halucynogenu wystarczyła ta niepewność, czy aby jednak nie mówi prawdy, ale niestety na działanie trzeba było poczekać.

- Ja nie muszę myśleć, czy to zadziała, ani nawet nic wmawiać. Przekona się pan na własnej skórze - odparła krótko, zaczynając się irytować całą tą szaradą. Ale nie chciała żadnego rozlewu krwi, nie w swoim domu. Po prostu trzeba było chwilę poczekać.

Na dalsze zaczepki po prostu nie odpowiadała, spoglądając nań z obojętnością, w środku skręcając się z targających nią emocji. Dopiero, gdy śmiał wspomnieć o Victorze, przez jej twarz przeleciał grymas złości, akurat ciężki do ukrycia. Zaczynając mówić o dnie morza, a zaraz o tak perfidnej propozycji, wręcz zaczepce, sama chciała go uderzyć z otwartej dłoni. Ku jej uldze, dywagacje na temat pocieszania jej po stracie Victora przerwał Jacob jednym mocnym uderzeniem. Wzdrygnęła się delikatnie, wszakże nie lubiła przemocy.

- Podziękuję za propozycję - odparła, tym razem bez krztyny uprzejmości, za to z chłodem w głosie. - Podobno niektórzy na skraju śmierci zaczynają widzieć drugą stronę. Myślę, że niedługo przekona się pan sam, co u Victora.

Nie powiedziała ani słowa o tym, że udało im się uratować jej kochanka, głównie dlatego, że później mogłaby to wykorzystać, gdy specyfik zacznie działać. A mówiąc o działaniu, zamierzała czekać, aż emergent się uaktywni. Choćby na początku było to delikatne, niedługo zacznie odczuwać skutki zażycia wywaru, możliwie z pięknymi wizjami sprzedanymi przez Agnes. A potem, jeśli nadal nie będzie chciał współpracować... może i przyjdzie Victor zza grobu, żeby rozliczyć się z elfem.

W jej środku szalała burza, której nie potrafiła uspokoić. Głównie strach o to, czy jej plan się uda, czy zdąży na czas, czy wybrała dobrą metodę. Mimo wszystko nie obracała się w półświatku, by mieć doświadczenie z takimi przesłuchaniami, ani groźbami, więc ludzką reakcją był niepokój o powodzenie misji oraz dyskomfort z samego faktu robienia czegoś takiego.

Dzielnica Portowa

192
- Nie mogę się doczekać - mruknął elf, gdy wspomniała o spotkaniu Victora. Potrząsnął głową, dochodząc do siebie po ciosie zafundowanym przez Jacoba i zerknął na niego z niechęcią. Ale ich znajomość od samego początku nie zapowiadała się dobrze, więc jeden cios mniej czy więcej niewiele zmieniał.
Początkowo skoro Agnes się nie odzywała, on milczał też, ale z każdą kolejną minutą widziała coraz większe zniecierpliwienie, zarówno w jego spojrzeniu, jak i coraz częstszym bezskutecznym próbom wyszarpania się z więzów. Czasem przyglądał się jej, czasem rozglądał dookoła, ale coraz częściej jego wzrok spoczywał na stojącej przed nią pustej buteleczce, której zawartość stopniowo zaczynała się trawić w jego żołądku. W końcu nie wytrzymał i odezwał się pierwszy, zmuszając się do wyniosłego uśmieszku, albo raczej grymasu, który miał nim być.
- No i co tak siedzisz, co? Tyle pytań miałaś do zadania - rzucił zaczepnie. - Opowiedz mi jeszcze o swoich studiach alchemicznych. To było całkiem ciekawe. Albo o LeGuinessie, to też jest interesujący temat. Świeża strata, takie jak ty zawsze muszą opłakać utraconego ukochanego. Oferuję swoje ramię. Jestem świetnym słuchaczem i nie tylko, inne rzeczy też świetnie robię. Szybko byś o nim zapomniała, gdybym się postarał.
Ewidentnie starał się ją sprowokować. Jacob obserwował ją uważnie, ale tym razem nie reagował, czekając razem z nią, skoro postanowiła, że teraz wystarczy upływ czasu. Zapewne sam też wierzył w bajkę o truciźnie.
- A co z tą twoją wyprawą, co? Co ty kurwa możesz wiedzieć o wyspach. Nie wiem po co się wysilasz. Twoje bazgroły już poszły w świat. Zatonęły, tam gdzie miał zatonąć potem LeGuiness. Ładnie by to wyglądało w komplecie, co? Martwy najemnik i to, co go zabiło - wyszczerzył zęby. - Nie masz wyrzutów sumienia? Gdybym ja był rudą dziwką, która przypłynęła na wyspy, dostając pracę w tym, czym wyspiarze zajmować się powinni, dała się przeruchać byle komu i sprowadziła na niego śmierć, to trochę bym tych wyrzutów...
Zamilkł nagle, a jego oczy rozszerzyły się w panice. Nie tylko oczy zresztą, źrenice także - Agnes widziała to doskonale z miejsca, w którym siedziała. Niemal czuła, jak elf zaczyna wsłuchiwać się we własne ciało, które nagle zaczęło go niepokoić. Coś było nie tak, a skoro było nie tak, to groźby rudowłosej stały się pierwszym podejrzeniem. Powoli przekręcił głowę w jej stronę.
- Ty kurwo niedojebana - warknął. - Coś ty zrobiła. Jesteś nienormalna.
Szarpnął krzesłem, prawie je przewracając i odwrócił się do Jacoba.
- Otruła mnie! Ta ruda dziwka mnie otruła, słyszysz? Czy ty kurwa wiesz dla kogo pracujesz?
Ochroniarz uśmiechnął się krzywo i wzruszył obojętnie ramionami, ale Reimann znała go już na tyle, by zauważyć cień niepokoju w jego oczach. Nic jednak nie zrobił z tą rewelacją. Jeniec stęknął z wyimaginowanego bólu i skrzywił się.
- Daj mi to antidotum. Zabijasz pierdolonego elfa, co jest z tobą nie tak? Daj mi antidotum!
Obrazek

Dzielnica Portowa

193
Ależ jego paplanina ją irytowała. Jego zaczepki, jego głupie odzywki, wszystko sprawiało, że Agnes miała ochotę wstać i samej zacząć go okładać. Z każdym jego słowem znikały wyrzuty sumienia i dylematy moralne dotyczące całego przedsięwzięcia, a pojawiała się czysta nienawiść i złość. Ileż prościej byłoby kazać Jacobowi sprać elfa na kwaśne jabłko, a jakie byłoby to satysfakcjonujące... lecz jej plan, jak już zacznie działać, będzie bardziej ją spełniał.

Nie odezwała się ani słowem, usta zaciskając w wąską kreskę. Prawdopodobnie gdzieś na skroni zaczęła pulsować jej żyłka, a palce mimowolnie pobielały od nacisku na blat. Miała na końcu języka parę ripost, ale zdawała sobie sprawę, że to tylko zaczepka, którą elf miałby się posilić, by dalej paplać bez ładu i składu. Ale miała ochotę mu wygarnąć, oj miała. Oczywiście głęboko w serce zapiekły ją słowa o tym, że jej dokumenty poleciały na dno morza... ale mało w to wierzyła. Zresztą, z dwojga złego wolała wszystko oddać morskim odmętom, niż żeby miały być sprzedane jakiemuś szemranemu inżynierowi, który nie potrafi pracować na własną rękę.

Wtedy też nastał cud. Elf zamilkł, jakby ktoś mu zatkał jego niewyparzoną twarz na kłódkę, wpadając nagle w panikę. Oczywiście poleciały w jej stronę kolejne wyzwiska, w akcie desperacji zwrócił się też do Jacoba... patrząc na niego, Agnes widziała niepokój w jego oczach. Nie dziwiła się poniekąd, bowiem nigdy w życiu nikt nie widział jej robiącej takie rzeczy. Oczywiście to wszystko to była ułuda, ale lepiej, żeby nikt oprócz niej tego nie wiedział, bo wtedy wszystko będzie bardziej wiarygodne. Później sprostuje.

Och, nagle mi pan wierzy? Ciekawe, co do tego doprowadziło — powiedziała z przekąsem, delikatnie przekręcając na bok głowę i lustrując go spojrzeniem. Gdy zaczął krzyczeć o antidotum, wyprostowała się na krześle i poważniejszym już głosem odpowiedziała na jego żądania. — Antidotum dostanie pan, gdy dostanę odpowiedzi na moje pytania. Szczere, wyczerpujące. Przypominam, że im szybciej się z nimi uwiniemy, tym prędzej otrzyma pan odtrutkę. Także, może zaczniemy? I ja, i pan nie chcemy raczej przedłużać tej sytuacji.

Przede wszystkim, gdzie aktualnie znajdują się moje dokumenty i gdzie w najbliższym czasie zamierzacie je przenieść? Dla kogo pracujecie, kto wam zlecił napad na mój dom? Komu zamierzacie sprzedać moją pracę? — przerwała na chwilę i wbijając ostre spojrzenie w elfa, dodała: — Kłamstwo ma krótkie nogi, proszę pamiętać o tym.

Obserwowała jeńca, zamierzając wychwycić, czy kłamie. Czy będzie odwracał spojrzenie, jak zmieni się jego mimika, czy będzie bardziej nerwowy podczas odpowiadania na pytania, wszystko, co pozwoli jej poznać, czy to, co jej sprzedaje, jest prawdą czy nie.

Dzielnica Portowa

194
- Nie wiem kto to jest, nie znam jego imienia - odpowiedział szybko elf, wciąż krzywiąc się z bólu przez palenie, które czuł w żołądku. - Dostaliśmy tylko informacje o tobie i polecenia co mamy zrobić, nie przedstawił się, a ja nie pytałem.
Czy to była prawda, czy nie, Agnes mogła póki co tylko zgadywać. Nie wiedziała, czy strach przed tak okrutną śmiercią wystarczył, by więzień zaczął mówić wszystko, co wcześniej chciał zachować w tajemnicy, czy wciąż ją oszukiwał. Nie miała doświadczenia w torturach i przesłuchaniach, więc wszystko robiła trochę po omacku. Zawsze mogła poczekać, aż narkotyk zacznie działać mocniej, sprawdzając, czy wtedy wersja zeznań się zmieni.
- A twoje dokumenty zatonęły, mówiłem ci! Ach - zbladł i zjechał odrobinę z krzesła. Na jego twarzy pojawił się zimny pot, choć nie wiadomo, czy wywołał go wpływ wypitego specyfiku, czy przerażenie. - Chcesz, to sobie je wyławiaj!
Nawet jeśli brzmiało to w miarę wiarygodnie, Jacob poprawił się w miejscu i rozsiadł wygodniej, opierając kostkę jednej nogi na kolanie drugiej. Palcami zastukał w podłokietnik szezlonga, przekręcając lekko głowę i obserwując związanego mężczyznę.
- On kłamie - stwierdził kategorycznie.
Jego głos był cichy i spokojny, tworząc absolutny kontrast do zachowania elfa, który zacisnął wściekle zęby i odwrócił się do niego, a gdyby spojrzenie mogło zabijać, ochroniarz w tym momencie padłby martwy. Matthias, znudzony niepotrzebnym staniem przy drzwiach i za plecami ich chwilowego zakładnika, obszedł pomieszczenie i stanął w przeciwnym kącie, za prawym ramieniem swojej przełożonej, tak, by widzieć co się dzieje i samemu też móc ocenić prawdomówność elfa.
- Pierdolcie się wszyscy - wysyczał jeniec. - A ty się pierdol pierwsza. To nie o zlecenie chodzi i sprzedaż czegokolwiek. Kattok miało być nasze.
Jego oczy znów rozszerzyły się w panice, gdy narkotyk wywołał kolejne wrażenia. Przez długą chwilę wpatrywał się w Agnes dla odmiany bez nienawiści, za to ze szczerą obawą o własne życie. Wyglądało na to, że była tą licencjonowaną alchemiczką i teraz zabijała jego wnętrzności, jedna po drugiej.
- Proszę - jęknął, nagle zmieniając ton. - Nie chcę... nie... nie utopiliśmy dokumentów. Mogę ci je oddać, w zamian za to antidotum. Możecie pójść ze mną i oddam wam wszystkie te rysunki. Jeszcze nic z nimi... jeszcze nic nie zrobiliśmy.
Obrazek

Dzielnica Portowa

195
- Jak wyglądał? Jakiej był rasy, miał jakieś charakterystyczne cechy? - natychmiast zapytała, biorąc pióro w lewą dłoń i zaczynając zapisywać jego odpowiedzi. Gdy powiedział jej o zatoniętych dokumentach, skrzywiła się gniewnie, wpatrując intensywnie w elfa i zaczynając zastanawiać poważnie, czy nie mówi prawdy. Szybko wyręczył ją w tym jednak Jacob, który troszeczkę dał jej nadziei na to, że nie wszystko jest stracone. - Dokumenty, za które ktoś dałby małą fortunę? Naprawdę myślisz, że w to uwierzę? - wysyczała, zatrzymując dłoń z piórem. Matthias w międzyczasie przeniósł się za jej prawą stronę, trochę dodając powagi sytuacji.

- Czy wy jesteście tak głupi, że myślicie, że sprowadzę pół Keronu na Kattok? Pracuję dla Syndykatu, nie dla króla Keronu - odpowiedziała na jego zarzuty, kręcąc z niedowierzaniem głową. Była pomysłodawcą, której idee miały zostać zrealizowane dla wyspiarzy, nie dla zacofanego państwa na kontynencie, które ciągle targane było wojnami.

Potem zaobserwowała kolejną zmianę... kolejny etap, który miał doprowadzić do kolejnego cierpienia elfa. Natychmiast zmienił swoje nastawienie. Nie wiedziała, co teraz czuł, ale też jej to nie interesowało tak bardzo. Ważne, że działało i nic nie stało już na przeszkodzie ku pełnym zeznaniom. Uniosła głowę, słysząc jego chęci na zaprowadzenie ich do miejsca przebywania dokumentów.

- Nie. Powie nam pan dokładnie, gdzie teraz się znajdują i jak tam dotrzeć. Nie zamierzamy ciągnąć przez miasto wyczerpanego elfa, poza tym pan też wolałby raczej odpoczywać i regenerować się. Sami się po nie wybierzemy - odpowiedziała wyjątkowo ostro, tonem, który sugerował brak dyskusji. Za chwilę też zadała kolejne pytanie. - Kiedy mieliście spotkać się z waszym pracodawcą, żeby przekazać moje dokumenty? Gdzie to miało nastąpić?

Po krótkiej chwili dodała jeszcze milszym tonem: - Za chwilę dostanie pan antidotum. To nie potrwa długo, obiecuję.

Wróć do „Stolica”