Dzielnica Portowa

256
Agnes parsknęła pod nosem, patrząc ze swojej pozycji, jak Victor ogląda jej dłoń. — No słucham, co takiego robię jeszcze, czym nie wypada się chwalić? — drgnęła, czując, jak materiał koszuli nocnej opada z jej ramienia, ale poza tym nie ruszyła się w ogóle, pozwalając mu zrobić oględziny jej rany. Patrzyła, jak przysuwa stolik z owocami, biorąc odeń połówkę brzoskwini, zajadając się nią ostrożnie, aby soczysty miąższ nie ubrudził jej zbytnio. Przełykając kęs, odpowiedziała na jego narzekanie na własny styl. — Nie porównuj rysunku technicznego, który musi mieć idealne parametry, żeby dobrze oddać późniejszą konstrukcję, do artystycznych szkiców. Gdybym ja zabrała się za rysowanie twarzy, wyszłoby mi to na poziomie dziecięcych bazgrołów — uniosła się wyżej, dłonią, która nie jest upaskudzona sokiem z brzoskwini zaczynając pokazywać na jego twarzy swoją wizję. — Jakbym próbowała narysować ciebie, miałbyś taką bardzo długą, prostą twarz, jak jako, włosy byłyby jedną długą kreską, a twoja broda — tutaj przejechała po niej delikatnie, wplątując na chwilę w nią palce — wyglądałaby jak odwrócona góra. Twoje oczy byłyby pojedynczymi kreskami, a nos byłby dwa razy większy, niż jest w rzeczywistości. Więcej pewności siebie w tym, co robisz. Pamiętaj, że zawsze są gorsi od siebie.

Zaśmiała się, po czym wstała, szukając jakiejś chusteczki, w którą mogłaby wytrzeć usta i rękę. Wtedy też mogła nastać cisza, gdy w półmroku szukała jakiegoś materiału. Odwróciwszy głowę, zobaczyła, że Victor ją obserwuje. Uśmiechnęła się delikatnie, wycierając ostatnie lepiące krople z palców, po czym wróciła na parapet, ponownie się weń wtulając. Za chwilę została zaskoczona pocałunkiem, długim i będącym chwilową odskocznią od całego zła tego świata. Agnes z czułością to odwzajemniła, ponownie wplątując swe palce w brodę mężczyzny. Gdy w końcu się od siebie oderwali, jej oczy błyszczały i gdyby którykolwiek księżyc właśnie teraz świecił, na pewno odbijałby się w nich. Oparła się z powrotem o jego ramię, zauważając długą bliznę po otwartym złamaniu z wczorajszego dnia. Przesunęła po niej ostrożnie opuszkami, śmiejąc się cicho na jego kolejne podziękowanie. — Nie zrobiłam ci tym łaski. Nie powinieneś dziękować za coś tak oczywistego, tylko przyjąć to jako coś gwarantowanego. Poza tym, jeśli nie ja, to kto by to zrobił? — jej dłoń przesunęła się ku jego dłoni, chwytając ją. Agnes za chwilę uniosła ją i ucałowała w nadgarstku, komentując ślad, jaki został po nieprzyjemnej sytuacji. — Kolejna blizna. Ile ty ich jeszcze złapiesz, co?

Za chwilę. Na razie jest mi tu wyjątkowo dobrze — mruknęła na jego sugestię, nadal bawiąc się jego dłonią. — Może bym spróbowała cię narysować, co? Tylko nie gwarantuję, że nie będziesz wyglądał jak jakiś ziemniak albo jajko. Chyba, że chciałbyś mnie nieco poduczyć.

Dzielnica Portowa

257
Victor wzruszył tylko ramionami. Nie liczył swoich blizn, miał ich już zbyt wiele, by się nimi przejmować. Kilka dużych, długich lub rozległych, znacznie więcej tych niewielkich. Był już do nich przyzwyczajony, choć akurat ta była dla niego czymś nowym. Była drugą, którą widać będzie na co dzień - pierwsza znajdowała się na karku, niewielka jasna linia, odcinająca się od jego opalonej skóry. Wszystkie pozostałe jakoś zazwyczaj ukrywały się pod ubraniami. Ręka najemnika mogła wyglądać dużo gorzej, gdyby została wyleczona tradycyjnymi metodami, więc on sam był całkiem zadowolony z posiadania tylko nowej blizny, zamiast temblaku i usztywnienia na kolejne trzy tygodnie.
- To, że są gorsi ode mnie, nie znaczy wcale, że ja się mam czym chwalić - mruknął, wolną dłonią odgarniając włosy z jej ramienia.
A potem wybuchnął śmiechem, nie dowierzając propozycji, którą mu rzuciła. Pomysł, by zabierała się za rysowanie jego, rozbawił go do tego stopnia, że kompletnie wybił go z nastroju, w jaki wprowadziła go bliskość kobiety. Pokręcił głową i wyciągnął rękę do dzbanka z winem, uzupełniając swój kielich. Jej także, jeśli chciała. Agnes dobrze go już znała, widziała, że alkohol zaczyna wpływać także na niego, rozgrzewać go od środka i przywracać mu dawną swobodę, którą częściowo odebrały mu ostatnie wydarzenia.
- Chcesz mnie rysować? Raczej nie będę wdzięcznym modelem. Jestem trudny do odwzorowania - przeczesał palcami swoje półdługie, ciemne włosy, odgarniając je z twarzy. - Te wszystkie blizny...
Pokręcił głową, przyglądając się Agnes z niedowierzaniem.
- No, jeśli chcesz, to mogę cię poduczyć, ale nie mam żadnej wiedzy do przekazania. Jestem samoukiem. Nie ćwiczę też. Raz na jakiś czas mnie najdzie, by w wolnym czasie coś narysować, ale to się zdarza rzadko, tego wolnego czasu nie mam za dużo. Twój portret czeka na poprawki od dwóch miesięcy - przesunął kciukiem wzdłuż jej kości policzkowej. - Za dużo rzeczy pominąłem, rysując z pamięci.
Napił się i oparł wygodniej o framugę okna, wyglądając znów na zewnątrz. Choć nadeszła noc, wyglądał teraz na mniej zmęczonego, niż dziś w ciągu dnia. Migotliwe światło lamp rzucało na nich ciepły poblask, niwelując różnicę pomiędzy odcieniami ich skóry.
- To kiedy chcesz się zabrać za rysowanie, hm? Teraz? - zaproponował, uśmiechając się do niej. - Na twoim miejscu skorzystałbym z niepowtarzalnej okazji, na trzeźwo nie będę tak otwarty na twoje genialne pomysły.
Wychylił się i złapał kiść winogron, by zjeść kilka od razu. Owoce były świeże i słodkie, tak samo, jak brzoskwinie.
- Chociaż łatwiej byłoby ci zacząć od jakiejś kobiety. Są prostsze do rysowania. Może Flavia ci zapozuje. Albo jakiś elf. Ich gładkie twarze i wielkie oczy też są dobre na początek, nie jakaś brodata gęba - zaśmiał się krótko. - Chociaż przyznam, że zobaczenie siebie w wersji ziemniaka lub jajka jest całkiem kuszące.
Obrazek

Dzielnica Portowa

258
Oczywiście, że Agnes chciała wina – i z ochotą wystawiła rękę z kielichem, czekając aż Victor jej go naleje. Następnie napiła się z niego porządnie, uśmiechając szerzej, słysząc jego śmiech. Cóż. Normalnie by nie zaproponowała czegoś takiego, ale i na nią trunek podziałał kojąco i rozluźniająco. I o ile wcześniej faktycznie była bardziej w spokojnym, refleksyjnym, wręcz nieco sennym humorze, tak teraz weszła jej rezolutna faza. — Jedyny w swoim rodzaju — odparła wesoło na jego argument o byciu trudnym do odwzorowania. — A blizny są proste! Prostsze od rys twarzy, bo wystarczy tutaj narysować jedną kreskę — przejechała palcem jego bliznę na karku. — A tam kolejną — tym razem trafiła na jakąś przypadkową gdziekolwiek na jego odsłonionym torsie.

Kiedyś mogę z tobą usiąść i posłużyć ci twarzą za model. I błagam, masz spore predyspozycje, jak na kogoś kto nie ćwiczy — parsknęła, przewracając oczami i przedrzeźniając jego głos. Gdy usłyszała propozycję, uniosła się z jego ramienia, opuszczając bose stopy na podłogę. — Rysunek artystyczny twarzy nie jest mi potrzebny do tworzenia moich projektów, ale żeby ci za nudno nie było... poczekaj!

Wstała i z przebiegłym uśmieszkiem wyszła raźno z pokoju, czując, jak troszeczkę zaszumiało jej w głowie. Nie była pod żadnym pozorem pijana, ale ewidentnie jej aktualny humor i pomysły był napędzane winem. Będąc na korytarzu, skręciła prosto do pracowni, gdzie wśród małego bałaganu, jaki nadal tutaj panował po wczoraj, znalazła pusty arkusz papieru i jakiś węgielek. Zadowolona wróciła wręcz w podskokach do sypialni, zamykając za sobą cichutko drzwi, wręcz konspiracyjnie i biorąc jakiś taboret, położyła papier na parapecie, samej siadając na stołku.

Z poważną miną spojrzała na Victora, mrużąc przez chwilę oczy. Wstała znów, zabierając tym razem lampę i stawiając obok, aby mieć lepsze światło. — Odwróć na bok głowę.... nie, nie tak bardzo! Tak, o właśnie. I siedź tak — po całej serii instrukcji wzięła do lewej, dominującej dłoni węgielek i zaczęła szkicować, wyglądając przy tym bardzo serio, jak gdyby właśnie próbowała narysować jakąś skomplikowaną część statku.

Po jakimś czasie intensywnego rysowania kresek, chowania swego artystycznego opus magnum przed ewentualnym zerkaniem mężczyzny, podjadania winogron i popijania wina, Agnes z dumą odłożyła rysik na bok i pokazała Victorowi jego portret:
Spoiler:
Mówiłam, że jak ziemniak.

Dzielnica Portowa

259
Zaciekawiony ekscytacją Agnes, mężczyzna posłusznie usiadł tak, jak mu kazała i skupił się na wyglądaniu przez okno. Po jego twarzy krążył lekki uśmiech, ale starał się zachować tak, jak powinien się zachowywać profesjonalny model, czyli nie przeszkadzać i nie zmieniać pozycji. Ze dwa razy w międzyczasie napił się wina, ale poza tym nie utrudniał jej rysowania; choć może robiłby to, gdyby wiedział jakie arcydzieło powstaje właśnie na kartce.
Kilkanaście minut później, gdy kobieta wyprostowała się z zadowoleniem, twierdząc, że ukończyła swój szkic, przyjął od niej kartkę... i chyba jeszcze nigdy nie widziała, by tak trudno było mu powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Przetarł oczy wolną ręką i podrapał się w głowę, zerkając to na rysunek, to na Agnes. Nieważne jak świetnie i profesjonalnie wyglądały projekty kobiety - kiedy przychodziło do pracy bez cyrkla i kątomierza, Reimann była równie utalentowana, co przeciętne dziesięcioletnie dziecko. Najemnik przygryzł wargę, ostatnią resztką sił zachowując względną powagę, choć doskonale widziała trudną do powstrzymania wesołość w jego spojrzeniu.
- Mam pieprzyk pod okiem - zauważył cicho. - Zapomniałaś o nim.
Pokręcił głową z niedowierzaniem i uniósł wzrok na Agnes, a gdy natrafił na jej zadowolone z siebie spojrzenie, nie dał rady już dłużej powstrzymywać się od śmiechu, którego teraz już nawet nie usiłował ukryć. Jeśli rudowłosa faktycznie chciała pochwalić mu się umiejętnościami, być może w jakiś sposób uraziło to jej uczucia, ale jeśli jej celem było poprawienie humoru Victorowi, udało się jej to nad wyraz skutecznie.
- Bardzo mi się podoba to... nieoczywiste podejście do kształtu mojej twarzy - ocenił, nie przestając się śmiać. - Ten nos jest... imponujący. Czy to są włosy w nosie? Jest aż tak źle? Dawno nie zaglądałem w lustro.
Ponownie odgarnął ciemne kosmyki opadające mu na twarz i przysunął rysunek bliżej lampy.
- To są usta, tak? - upewnił się, wskazując dwa płaskie, owalne kształty. - Jeśli tak wyglądam w twojej głowie, to nie dziwię się, że wylądowałaś w moim łóżku. Jestem pod wrażeniem.
Przez chwilę widać było, jak intensywnie się nad czymś zastanawia, a gdy Agnes usłyszała kolejne jego słowa, dotarło do niej, że rozpaczliwie szukał czegoś, co narysowała dobrze.
- Całkiem nieźle ci wyszedł... kształt... wąsów.
Niekoniecznie. Te na jego twarzy nie były proste, z niewielkim zawijasem na końcu, ale widać starał się jak mógł, by znaleźć pozytywne strony tego arcydzieła.
- Nie wiem, czy będę w stanie czegokolwiek cię nauczyć. Myślę, że osiągnęłaś już najwyższy możliwy poziom - roześmiał się znów. - Nie spodziewałem się tego. Mogę sobie zachować ten rysunek?

Spoiler:
Obrazek

Dzielnica Portowa

260
Agnes wpatrywała się wielce zadowolona ze swojego kunsztu i tego, jak bardzo postarała się względem tego, co normalnie potrafiła narysować – czyli okrągła twarz bez cieniowania, dwie kreski zamiast nosa i dziwne oczy. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nie potrafi rysować i szczerze powiedziawszy mina Victora, który próbował się nie śmiać, potwierdzała to, ale i tak podchmielona uważała, że to jest jej arcydzieło... z przymrużeniem oka.

Z udawanym oburzeniem spojrzała na kartkę, potem na kochanka, po czym wydała z siebie prychnięcie. Zaraz jednak roześmiała się z niemogącym już wytrzymać mężczyzną, słuchając, co jego wprawne oczy zauważyły. — To nie są twoje włosy w nosie, tylko takie artystyczne kreski, żeby podkreślić naturalność tego nosa! Chociaż czasami mam ci ochotę wyrwać parę włosów stamtąd. — Uśmiechała się od ucha do ucha, niepomna wcześniejszych wydarzeń, zaaferowana swoim nowym zainteresowaniem – rysunkiem. Nachylała się razem z Victorem, co i rusz obruszając się, gdy ten próbując być miły, dopytywał o coś, co było przynajmniej dla niej oczywiste. — A nie wyglądają na usta? Oburzające, że taki wielki artysta, a nawet nie potrafisz zrozumieć mojej artystycznej wizji.

Zmrużyła oczy, gdy ten próbował znaleźć jakikolwiek pozytyw. Uniosła brew, słysząc jego bardzo naciągany komplement dotyczący narysowania jego wąsów, po czym sama już nie mogła się powstrzymać przed ciągłym chichraniem się. — STARAŁAM SIĘ, DOBRZE? To i tak był mój najlepszy dotychczasowy rysunek. Mogłabym ci narysować przekrój człowieka albo mój autorski system pompowania wody, ale takie kreski i cienie i inne rzeczy są po prostu nie dla mnie. Jestem inżynierem, gdybyś kazał mi obliczyć kąt krzywizny twojego nosa i potem przerysowanie tego z linijką w dłoni, zrobiłabym to bez wahania i w dodatku bezbłędnie! — spojrzała zdziwiona na kartkę papieru porysowaną jej bohomazami i raz jeszcze się roześmiała. — Powiesisz to sobie na ścianie w sypialni? Ja rozumiem jeszcze, jakbym miała pięć lat i właśnie się tym pochwaliła... ale rób co uważasz, ja bym to wrzuciła do ognia.

Sięgnęła do stoliczka, siedząc na swoim taborecie, aby zauważyć, że wino, które lało się teraz strumieniami, właśnie się skończyło. Rozochocona i ewidentnie nieskora teraz do spania po swoim dziwnym pomyśle, zmarszczyła rozeźlona brwi. — Pójdę po więcej wina. — Wstała i ucałowawszy Victora, rezolutnie wyszła z pokoju, mało się przejmując hałasem, jeśli jakiś zrobiła i prosto do kuchni, gdzie zamierzała znaleźć jakąkolwiek butelkę, odkorkować ją i zanieść z powrotem na górę. Tam chwiejnym ruchem dłoni chciała rozlać do pucharów trunku, aż po sam brzeg. Następnie zabrała taboret aż pod samo łóżko, stawiając kielich na nim, a samej siadając na na sienniku, poduszkę podsuwając pod plecy, by wygodnie było jej się opierać. Nogi wyprostowała i biorąc wino do ręki, nieco już spokojniejsza chciała zapytać: — Właściwie skąd ty w ogóle potrafisz rysować? Ktoś cię w domu uczył, czy po prostu ci to przychodzi z łatwością? Zawsze myślałam, że jesteś wielkim, groźnym najemnikiem Syndykatu, a ty masz duszę artysty najwyraźniej.

Dzielnica Portowa

261
- Aha... artystyczne kreski... - Victor powtórzył, kiwając z uznaniem głową. Trzeba było przyznać, że udawanie podziwu z chwili na chwilę wychodziło mu coraz gorzej. Dopiero gdy wspomniała o wyrywaniu jakichś włosów, odsunął się od niej z udawanym oburzeniem w oczach. Chwilę później znów się śmiał, zwijając rysunek w rulon i chowając go za plecami.
- Na ścianie może nie, ale nie mogę pozwolić, by to zginęło. Poza tym może mi się kiedyś do czegoś przyda. Jak będę potrzebował mieć na ciebie haka.
Odłożył kartkę na parapecie z tyłu, nieszczególnie skutecznie uniemożliwiając jej do niego dostęp, ale skoro postanowiła iść teraz po wino, to się tym nie przejmował. Z szerokim uśmiechem patrzył, jak wychodzi, kiedy on po raz kolejny zostawał w sypialni sam. Agnes czuła już, jak duża ilość szybko wypitego wina zaczyna jej szumieć w głowie i utrudniać zachowanie pionu. Siedząc obok Victora nie zwracała na to uwagi, ale gdy musiała zejść po schodach na dół, okazało się to znacznie trudniejszym zadaniem, niż zakładała. Na szczęście w okolicy prawie nikogo nie było, służba udała się do swoich pokoi, jedynie stróżujący przy drzwiach Jacob rzucił jej krótkie, zaniepokojone spojrzenie.
Butelki wina stały tam, gdzie zawsze, choć zapasy stopniowo się uszczuplały, skoro i tak lada moment Reimann miała wypłynąć z Taj'cah. Kobieta zgarnęła jedną butelkę, czy ile tam ich potrzebowała i z winem wróciła na górę, zastając Victora w tym samym miejscu, w którym go zostawiła: na parapecie. Wyciągnął do niej kielich, kiedy tak dumnie przybyła ze swoją zdobyczą i znacząco podniósł brzegiem naczynia szyjkę butelki do góry, gdy podejrzewał, że czara może się przelać. Zerknął na kobietę, ale widząc, jak dobrze się bawi, nie zasugerował jej, by przystopowała z winem; parsknął tylko śmiechem i napił się, przyglądając się jak rudowłosa mości się na łóżku.
- Nie wiem, czy mnie obrażasz, czy to komplement, Agnes - odparł po chwili konsternacji. - Po prostu przychodzi mi to z łatwością. Jak byłem młodszy, to robiłem to częściej. Potem zostałem wielkim, groźnym najemnikiem Syndykatu, ale wrażliwość na piękno mi została. Nawet takie złośliwe, jak ty.
Sięgnął po kolejną kiść winogron i zaczął zajadać je sobie bez pośpiechu, ze swojego miejsca w oknie przypatrując się kobiecie. Lampa została obok niego, więc wciąż wyraźnie go oświetlała. Światło podkreślało jego rysy twarzy, które tak nieudolnie przedtem przerysowała na kartkę.
- To kiedy chcesz usiąść i posłużyć mi za model? - spytał. - Chyba nie teraz, bo w tej chwili nie usiedziałabyś prosto i nieruchomo. Może po drodze na Kattok? Podczas podróży będzie dużo wolnego czasu.
Obrazek

Dzielnica Portowa

262
Wyprawa po wino okazała się być większym wyzwaniem, niż sądziła. Chyba z dwa razy potknęła się na schodach, łapiąc się poręczy i sycząc z własnej niezdarności. Na dole nikogo nie było oprócz stróżującego Jacoba, który rzucał jej zaniepokojone spojrzenia – uśmiechnęła się tylko do niego, kiwając głową i zataczając się lekko, trafiła do kuchni, w której z niemałym hałasem zaczęła przetrząsać szafki w poszukiwaniu wina. W końcu je znalazła i z mocując się z nim trochę, odkorkowała jedno z tutejszych smaków. Zadowolona z siebie wróciła na górę, jeszcze raz kiwając Jacobowi, starając się trafiać w schody i zamykając za sobą drzwi, zastała Victora w tym samym miejscu, co wcześniej.

Bardzo skupiona, starając się, aby nie wylać nawet kropli, polała najpierw jemu, potem sobie, a następnie umościła się na łóżku z własnym kielichem. — Jakbym cię śmiała obrażać? Po prostu jestem zaskoczona twoimi ukrytymi talentami. Nigdy mi się nie chwaliłeś tym, więc pytam, skąd to potrafisz. I teraz ja nie wiem, czy mnie obrażasz, czy prawisz komplementy. Ja nie jestem złośliwa, tylko... praktyczna, o — burknęła, chociaż wcale nie wyglądała na obrażoną. Świat powoli przestawał wyglądać racjonalnie i Agnes miała problemy ze skupieniem wzroku w jednym miejscu. Patrzyła na Victora, ale jej spojrzenie co chwila zjeżdżało gdzieś indziej. Dłoń z kielichem chybotała się co i rusz.

Jeśli będziesz miał dużo wolnego czasu, to może być i wtedy. I bardzo cię proszę, nawet teraz mogę usiedzieć prosto i... — i tutaj aby pokazać, jak bardzo trzeźwa nadal jest, chciała postawić z powrotem naczynie na taboret, aby jakimś cudem tam nie trafić. Kielich wyleciał jej z dłoni prosto na podłogę, uderzając o nią wedle Agnes bardzo cicho, wylewając przy okazji całą jego zawartość. Kobieta przez kilka sekund siedziała w swojej pozycji, kiwając się delikatnie, z dłonią zawieszoną w powietrzu, przyglądając się zmrużonymi oczyma na słabo widoczną plamę na deskach, po czym zaśmiała się, jakby nic się nie stało. — Ups.

Zsunęła nogi z łóżka, ale że było ciemno, a jej orientacja drastycznie spadła, poczuła jak jej prawa stopa trafia prosto w kałużę. — Aaaach, fuj — mruknęła i przesuwając się bardziej w lewo, zaczęła rozglądać się za jakąś ścierką. Wyhaczywszy wzrokiem tę samą, w którą wcześniej się wycierała, wskazała ją i zapytała bardzo miłym głosem Victora: — Podasz? Trzeba... poś... pościerać. Mi stopę. I podłogę też wypada chyba...

Dzielnica Portowa

263
Victor westchnął tylko, gdy kielich z hukiem upadł na podłogę i potoczył się po niej. Zerknął na drzwi, jakby spodziewał się, że za chwilę ktoś tu wpadnie, by sprawdzić, czy nic się nie wydarzyło, ale chyba nikt nie był zainteresowany tym, co działo się w sypialni Agnes. A przynajmniej nie na tyle, by wparowywać tu pod pretekstem byle hałasu.
- Tak dużo wina w tak małym ciele - mężczyzna pokręcił głową i odepchnął się od okna, by wstać.
Odłożył resztkę winogron z powrotem na talerz i rozejrzał się za ścierką. On był w znacznie lepszym stanie - wypił mniej-więcej tyle, co ona, ale był od niej ze dwa razy cięższy, więc i tolerancję na alkohol miał odpowiednio większą. Nie znaczyło to, że wciąż był całkowicie trzeźwy, ale Reimann zbyt słabo już kontaktowała z rzeczywistością, żeby ocenić na jakim etapie zatrzymał.
Najemnik złapał zarówno ścierkę, jak i lampkę. Tę drugą postawił na taborecie, na którym przedtem miał wylądować kielich, a światło chybotliwego płomienia padło na ciemną plamę cieczy na podłodze i ubrudzoną w niej nogę Agnes.
- Daj - polecił Victor, przyklękając na jednym kolanie obok niej i łapiąc ją za prawą kostkę. Kręcąc głową z niedowierzaniem i mamrocząc pod nosem coś, co podejrzanie przypominało "do czego to doszło", pościerał wino z jej stopy. Dopiero po tym rzucił ścierkę na ciemną kałużę i przez chwilę obserwował, jak nasiąka czerwienią, by w końcu niedokładnie wytrzeć resztę. To miejsce z pewnością będzie się jutro kleić, ale ostatnim, co mogło przyjść mężczyźnie na myśl, było mycie teraz podłogi.
Mokra ścierka wylądowała na stole, obok tacy z owocami, a pusty kielich stanął tam, gdzie rudowłosa zamierzała go postawić. LeGuiness nie napełnił go jednak winem. Złapał kobietę za plecy i pod kolanami i obrócił ją w miejscu, z powrotem sadzając ją na łóżku, tak jak siedziała, zanim postanowiła udowodnić, jak dobrze potrafi pozostawać nieruchoma.
- Siedź tu - zarządził.
Chwilę później postawił swój kielich i przyniesioną przez kobietę butelkę wina na podłodze po drugiej stronie łóżka, a sam zajął miejsce obok niej, opierając się plecami o zagłówek. Objął ją i przyciągnął do siebie, spoglądając na nią z góry. Kto wie, może liczył na to, że bliskość i ciepło jego skóry odwróci uwagę kobiety od alkoholu, zanim wypije go tak dużo, że jutro będzie tego żałować.
- Mam bardzo dużo ukrytych talentów, o których ci nie mówiłem, ale nie wiem, czy mam się przyznawać, żeby nie zburzyć tego obrazu mnie, jaki masz w swojej głowie - palce obejmującej ją ręki przesunęły się po gładkiej skórze jej ramienia. - Świetnie tańczę, chociażby. Nigdy nie zapominam kroków. Potrafię też dużo wypić i zachować kontrolę nad swoim ciałem, czego nie można powiedzieć o tobie - parsknął śmiechem. - Umiem też robić kółka z dymu. A ty? Pochwal się czymś zaskakującym. Poza niewątpliwym talentem do rysunku, który już udowodniłaś.
Obrazek

Dzielnica Portowa

264
Zdezorientowana alkoholem Agnes patrzyła rozbieganym spojrzeniem, uśmiechając się ciągle od ucha do ucha, jak Victor kręci się po pokoju. Stopę oparła na pięcie, zastanawiając się, jakim cudem nie trafiła na taboret. Tak intensywnie myślała, że na chwilę nawet odleciała, dopóki nie poczuła czyjejś dłoni na swojej kostce. Pisnęła, ale widząc Victora, zachichotała i oparła się łokciami na łóżku, patrząc, jak ten oporządza najpierw jej stopę, a potem niedbale podłogę. Z zaskoczeniem dała się także przesunąć na łóżku, mamrocząc tylko wielce oburzona: — Jeszcze tak pijana nie jestem, żeby się nie potrafić przesunąć...

Oparła się o poduszkę, gniewnie wodząc oczami za najemnikiem, który zabierał coś ze stolika. Nawet założyła ramiona i nogi na siebie, co wnet jej przeszło, gdy mężczyzna posadził swoje cztery litery obok niej. Z przyjemnością przyjęła jego ramię, natychmiast przyklejając się do jego klatki piersiowej, wdychając naturalny zapach skóry. Objęła swoją ręką jego pas, prawą nogę zakładając za jego. Bardzo przyjemnie jej szumiało w głowie, pokój wyglądał nieco inaczej, zaś lampa dawała ładne, czerwone światło zlewające się z tym, które wpadało przez okno.

Popatrz, jaki ty jesteś... duży. Ja jestem drobna, to się kalkuuuje... kalkuje... kalkuluje, że mniej mogę wypić. Poza tym czuję się ŚWIETNIE. I nie jestem jeszcze śpiąca — wygrzebała się spod jego ramienia i sięgnęła po kielich, o mały włos ponownie go nie wypuszczając z dłoni, po czym bezceremonialnie podała go Victorowi z miną jasno sugerującą, co ma z nim zrobić. — Ja też tańczę! Studiowałam na... na... snobistecie! — zaczęła się niekontrolowanie chichrać, dumna z własnego słowotwórstwa. — Uczono mnie tam dużo etykiety. O, o. Potrafię też robić biżuterię. Może nie tak piękną, jak mój papa, ale on to z pokolenia na pokolenie ją tworzył dla takich właśnie snobów z Akademii. Braciszek chyba się tym będzie zajmował, żeby tradycji stało się... no. Wiesz.

Ponownie przykleiła się do niego, tym razem brodę opierając na jego ramieniu, będąc raczej na tym samym poziomie, co on. Wyglądała na bardzo skupioną, próbując sobie przypomnieć, co jeszcze niepowtarzalnego potrafi. Zamiast tego uśmiechnęła się szeroko, gdy wpadło do jej do głowy coś całkiem innego. — Raz czy dwa zdarzyło mi się też prawie wylecieć z Akademii... bo się uwaga, włamałam wieczorem do pracowni alchemicznej, bo mi wcześniej zakazali eksprementów... ekseprymentów... eks... pery... men... tów. Mama była potem bardzo zła, bo całe życie zbierali pieniądze, żebym mogła pójść na uczelnię. A potem jeszcze i tak zaczęłam od nowa, to jeszcze bardziej była zła... a nie, to odwrotnie było — wielce zainteresowała się brodą Victora, zaczynając się nią bawić – wplotła w nią palce i zaczęła jeździć nimi wte i wewte, jakby czesząc ją. — A, ty nie chciałeś tego, tylko co potrafię... to yyyy... ooo! Potrafię jeszcze walczyć sztyletem. Ale to nie tak dobrze, ale też nie tak całkiem jak noga, bo się trochę uczyłam tego, do tej, obrony. Chyba gdzieś powinien być mój sztylet, mogłabym ci zaraz pokazać, co potrafię...

Zaczęła rozglądać się po pokoju, próbując sobie przypomnieć, gdzież to zostawiła sztylet, który wczoraj miała jeszcze przypięty do pasa...

Dzielnica Portowa

265
Victor zaśmiał się, słysząc o snobistecie i sięgnął po butelkę, by nalać kobiecie bezpieczną jedną trzecią kielicha. Nawet jeśli to rozleje, nie będzie to aż tak wielka kałuża, a i dla jej stanu lepiej będzie, jeśli trochę zwolni.
- Całkiem nieźle im poszło z tą etykietą - stwierdził. - Nauczyli cię skutecznie. A robienie biżuterii brzmi jak bardzo... misterna praca. Szlag by mnie trafił, gdybym miał się tym zajmować.
Przez dłuższą chwilę słuchał jej w zamyśleniu, choć jej opowieść była trochę nieskładna. Jego palce przesuwały się po plecach Agnes, wzdłuż kręgosłupa, w czułym, choć całkowicie bezmyślnym geście. Dotyk mężczyzny wywoływał ciarki na jej skórze, zwielokrotnione przez upojenie. Pozwalał jej bawić się swoją brodą, wiedząc, że lubi to robić i z jakiegoś nieznanego mu powodu sprawia jej to przyjemność.
- Też mam brata - powiedział nagle, dzieląc się z nią informacją, której nie znała. - Starszego. Ma już dużą rodzinę i winnicę na zachodzie wyspy.
Potem zaczęła opowiadać o eksperymentach, plącząc się w chronologii zdarzeń, więc Victor zaśmiał się znów, szybko zapominając o poprzednim temacie. Spoglądał na nią z bliska, na błyszczące od alkoholu oczy, zarumienione policzki i splątane, podeschnięte już, rude włosy. Przez moment wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował, gdy zaczęła się rozglądać za sztyletem.
- Nie! - zaprotestował, przyciągając ją z powrotem do siebie. Pomysł, by zaczęła machać ostrzem, kiedy ledwie utrzymywała kielich w pionie, nie był najmądrzejszym planem na tę noc. - Nie... nie musisz mi teraz tego udowadniać. Jestem zmęczony, nie mam siły, jutro mi pokażesz co potrafisz.
Nie była w stanie przypomnieć sobie, co zrobiła ze sztyletem. Miała go ze sobą w nocy i dotarła z nim do domu, ale gdzie go położyła...? Wylądował na podłodze razem z ubraniami, czy schowała go gdzieś, zanim się rozebrała? Jej pamięć zawodziła.
- Dlaczego właściwie zakazali ci eksperymentów? - spytał, odwracając jej uwagę na coś, co było mniej inwazyjne. - Narobiłaś jakichś problemów? W sumie nie powinno mnie to dziwić. Generowanie problemów dla nauki i postępu to twoja specjalność, co? Już wtedy tak miałaś?
Napił się wina, po raz kolejny opróżniając swój kielich i odstawiając go koło łóżka. Odetchnął głęboko, ponownie przenosząc spojrzenie na przytuloną do niego kobietę. Lekki uśmiech, nie znikający z jego ust, świadczył o tym, że poalkoholowa gadatliwość Agnes wydawała mu się całkiem urocza. Dodając do tego luźno opadające na ramiona, rude włosy i koszulę nocną, tak różną od jej zwyczajowych, w pełni przemyślanych, eleganckich strojów, tworzyło to dość nietypowy, choć bardzo lubiany przez niego widok.
Obrazek

Dzielnica Portowa

266
Widząc ilość wina w kielichu, Agnes skrzywiła się, ale posłusznie upiła połowę zawartości. — Bardzo. Dużo drobnych narzędzi, szlifowania, obrabiania i wytapiania... papo i braciszek mieli do tego większą smykałkę, ja wolałam gmerać w innych małych mechanizmach. Poczekaj tutaj.

Wcisnęła mu swoje naczynie do ręki i słuchając o bracie, zeskoczyła z łóżka, zaczynając grzebać po szafkach. — Och, może jeszcze pijemy jego wino! — Rzuciła, głowę trzymając gdzieś między ubraniami, skąd za chwilę wyciągnęła szkatułkę. Mocno już chwiejnym krokiem wróciła do łóżka, z dumą otwierając pudełeczko, jeszcze zanim zaczęła mówić o sztyletach i eksperymentach. W środku był zestaw biżuterii – piękny naszyjnik wysadzany rubinami i kolczyki. — To jest papy, zrobił to specjalnie dla mnie. A to... — uniosła poduszeczki, ukazując pojedynczy pierścionek skitrany kompletnie pod spodem. Miał cienką obręcz, która jeśli się przyjrzeć, nie przypominała perfekcyjnego okręgu. Kamień szlachetny zaciśnięty był krzywo. Widząc to, Agnes zaczęła się śmiać. — A to jest moja robota sprzed dziesięciu lat.

Schowała wszystko bardzo pieczołowicie, jak na pijaną osobę i trzymając niczym dziecko, odniosła z powrotem do szafy, gdzie miała swoją małą skrytkę. Następnie wróciła do swojej starej pozycji, gdzie zaczęła kombinować, aby pokazać swoje umiejętności walki sztyletem. Intensywnie zastanawiała się, gdzie mogła go położyć, ale przychodziło jej to z trudnością. Może Flavia gdzieś go przeniosła?

Nazwali to nadgro... nad. gor. li. woś. cią — niektóre słowa musiała Agnes już dzielić na sylaby, bo inaczej nie wymówiłaby ich wprost. — Że za dużo chcę robić, że jestem dopiero na drugim roku, że moje pomysły są... bardzo... nierealne! — zerwała się nagle, siadając prosto i patrząc gniewnie na Victora. — Nigdy nie były! Po prostu oni się... nie znali, o. Zresztą powiedzieli psorowie od szukania kamienia filo... zofi... cznego. I ciągle, że to niedobrze, że kombinuję, bo sobie coś zrobię, bla bla. A jak potem myślałam, że konstrukcja maszyn będzie lepsza, to tam było jeszcze gorzej — czknęła. — Bo stare, bo dobre, bo po co zmieniać. A żeby wam wszystkim buty pospadały.

Nie mogła usiedzieć w miejscu, więc znowu wstała z łóżka, tym razem szukając czegoś innego po kieszeniach... co było jej dumą, chociaż nadal nie potrafiła zmusić tego ustrojstwa do nieprzerwanej pracy. Wyciągnęła prototypową wersję zegarka, z którą chodziła i którą ciągle naprawiała i grzebała. — Chociażby. To odmierza czas, ale inaczej. Tylko ciągle się psuje, nie wiem czemu... ostatnio mam tak mało czasu na cokolwiek...

Usiadła tuż obok niego, nogą trącając pusty kielich, który postawił przy łóżku. Zerknęła, ale zaraz wróciła i trzymając to w dłoniach bardzo mocno, mógł zobaczyć, że się nad czymś zastanawia. W końcu wzięła jego dłoń i wcisnęła mu swój prototyp. — Masz. Ale nie zgub, bo tego jest jedna sztuka na całym świecie i... i... bym się pogniewała, jakby ktoś inny to wziął — wyglądała przy tym całkiem poważnie, jakby właśnie oddawała kawałek swojej duszy, część własnego ja.

Jej rozbiegane, rozelśnione spojrzenie skupiło się na twarzy Victora. Agnes bardzo starała się skupić swoje myśli i przy okazji uporządkować emocje, które nią targały. Powróciła w końcu przed chwilą do lat swojego dzieciństwa, kiedy uczyła się w stolicy i do swojej pracy w Keronie, gdzie co chwila jej w bardzo elegancki sposób ubliżano. Potem patrzyła na swego kochanka i w pijackim amoku powiedziała coś, co chyba nigdy w życiu nie przeszłoby jej przez gardło. — Kocham cię. — Bardzo szybko zbliżyła się do Victora i pocałowała go, ostatnią resztką trzeźwej jaźni nie chcąc, aby ten cokolwiek odpowiadał.

Dzielnica Portowa

267
- Nie - stwierdził z przekonaniem, zerkając na stojące obok wino. - Tamto pachnie i smakuje inaczej. I jest dużo słodsze. Czasem przysyła mi kilka butelek, jak sobie o mnie przypomni. Kiedyś ci przyniosę.
Ze szczerym zaciekawieniem oglądał pierścionek, który Agnes zrobiła sama. Nie wyglądał, jakby był rozczarowany niestarannością wykonania, raczej był pod wrażeniem, że w ogóle stworzyła go własnoręcznie. On biżuterię kupował, jeśli już jakiejś potrzebował. Pewnie nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak się taką tworzy i jakich umiejętności potrzeba, by skonstruować coś takiego, jak wysadzany rubinami naszyjnik.
Potem słuchał, jak buntuje się wobec starych zasad, funkcjonujących na uniwersytecie, i choć zachowywał powagę, słysząc wylewającą się z niej frustrację, to czknięcie w międzyczasie sprawiło, że ponownie się roześmiał. To zdecydowanie nie była Agnes, do jakiej był przyzwyczajony, ale wyglądało na to, że jej chwilowa rezygnacja z permanentnej elegancji stanowiła dla niego miłą odmianę. A na pewno całkiem zabawną.
- Pospadają, jak za kilka lat zrobi się głośno o Kattok - obiecał. - Jestem przekonany.
Przyjął od niej zegarek, w zaskoczeniu unosząc brwi. Nigdy dotąd nie dostał od niej żadnego z jej mechanicznych wynalazków, a na pewno nie prototyp, jedyny na świecie. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we wskazówki, usiłując samodzielnie wywnioskować, jak odczytywać z niego godziny. Nie było to bardzo trudne zadanie, zegary słoneczne były popularne na Archipelagu, a tutaj tylko nieco inaczej ułożone były godziny. W tej chwili chyba urządzenie działało, wskazując zbliżającą się dziesiątą. Mężczyzna uniósł wzrok na Agnes, uśmiechając się do niej.
- Dziękuję. Będę pilnował jak oka w głowie.
Szybko jednak coś innego zupełnie pochłonęło całą jego uwagę. Wyznanie, wypowiedziane przez kobietę po raz pierwszy od niespełna dwóch lat ich dość bliskiej relacji, nie mogło przecież przejść bez echa. Co prawda nie wiedział, ile było w tym prawdziwego uczucia, a ile pijackiej wylewności. Z drugiej strony, musiał pamiętać, kiedy jemu się to wyrwało, wywołane ulgą i niespodziewaną świadomością, że jednak będzie żyć - dzięki niej. Czy to też było tylko kulminacją emocji, które trudno było określić inaczej, gdy umysł otumaniony był przez okoliczności?
Cokolwiek chciał odpowiedzieć, został powstrzymany pocałunkiem, który natychmiast odwzajemnił z pasją, jaka pomimo mijających miesięcy pomiędzy nimi nie gasła. Zegarek wylądował gdzieś obok poduszki, momentalnie stając się nieistotny, a Victor objął kobietę i wciągnął ją na siebie, niechcący zapominając o podrażnionej skórze wewnętrznej strony jej nóg. Jego ciepłe dłonie powędrowały pod materiał koszuli nocnej, przesuwając się w górę po jej udach, ale zatrzymały się gdzieś w połowie drogi, gdy jednak przypomniał sobie o tym, że jeszcze godzinę temu Agnes wcale nie czuła się tak świetnie, jak twierdziła teraz. Do tego znał ją już na tyle, by domyślać się, jak przeżywać będzie jutro swoją słabość i wyznanie, na jakie sobie pozwoliła. Odsunął się od niej, z powrotem opierając się plecami o zagłówek i przez chwilę przyglądał się jej, z kącikiem ust uniesionym w półuśmiechu.
- Tak dużo wina w tak małym ciele - powtórzył cicho, wyciągając jedną dłoń spod jej koszuli, by przesunąć kciukiem po policzku kobiety. - Powinniśmy iść spać. Wystawiasz mój rozsądek na ciężką próbę.
Obrazek

Dzielnica Portowa

268
A ja się będę wtedy śmiać z nich wszystkich — wymamrotała, wstając i szukając zegarka. Tuż po tym, gdy włożyła mu go do dłoni i obserwowała reakcję, wspomniał coś o pilnowaniu go jak oka w głowie. — Musisz. A jakby się zaciął, to wróć do mnie. On się czasami psuje. Dużo drobnych narzędzi, prawie jak robienie kolczyków. — Pokazywała wskazówki sugerowane zegarem słonecznym, tak bardzo często spotykanym w tak nasłonecznionym miejscu, jak Archipelag. Zegarek miał srebrny łańcuszek i był obudowany drewnianym, rzeźbionym ja jej życzenie wieczkiem. Delikatne szkło oddzielało wskazówki od niechcianego palca, ale prawdziwa magia zaczynała się pod narysowanymi drobnymi literkami, gdzie cały skomplikowany mechanizm był napędzany zębatkami.

A potem rzuciła swoim dosyć niecodziennym wyznaniem, po którym nie chciała nic więcej mówić, więc najzwyczajniej w świecie odwróciła uwagę Victora, całując go. Stary, prosty trik, a jaki sprawdzony! Cokolwiek mężczyzna chciał powiedzieć, nie udało mu się, bo swoją uwagę skupił na Agnes, która właśnie była przerzucana niczym lalka po łóżku. Pisnęła, ale bynajmniej nie z bólu, który w takim stanie był jedynie mglistym wspomnieniem dzisiejszego dnia. Jedną dłonią objęła lewy policzek Victora, drugą wsuwając na jego kark, samej się zbliżając maksymalnie do niego.

Czuła jego dłonie na delikatnej skórze ud i chociaż jej umysł co chwila gdzieś odlatywał, to spora ilość wina pozwoliła wyzwolić przyjemne ciarki wzdłuż jej kręgosłupa. Dlatego też gdy Victor odsunął się od niej, wyglądała na co najmniej rozeźloną, że śmiał przerwać jej chwilę przyjemności. Ba, w oczach miała nawet coś pokroju ogników, gdy zaproponował pójście spać.

Na co komu teraz rozsądek — wymamrotała, ponownie złączając się z najemnikiem w pocałunku, tym razem bardziej pośpiesznym, zaś rękę, którą przed chwilą wysunął spod jej koszuli, przenosząc na swoje biodro. Zaszumiało jej mocniej w głowie i to był moment, w którym wiedziała, że będzie rano żałować sporo rzeczy – ale chyba najbardziej będzie odczuwać skutki wina. Jednocześnie, skoro i tak zrobiła tyle głupot, to jedna więcej jej nie zaszkodzi...

Dzielnica Portowa

269
Victorowi nie było potrzebne nic więcej, by odrzucił wszystkie nałożone na siebie granice. Już i tak wisiał na krawędzi; gdy usłyszał, że może rzucić się z niej głową w dół, natychmiast to zrobił. W jego oczach rozgorzał ogień, który zdecydowanie bardziej pasował do wielkiego i groźnego najemnika Syndykatu, niż artysty, o bycie jakim posądzała go wcześniej. Odwzajemnił kolejny pocałunek z przekonaniem, zaciskając poprowadzoną przez Agnes dłoń na jej biodrze i przyciągając ją do siebie mocniej.
Istniało wiele sposobów na odreagowanie przeżytego dziś kalejdoskopu negatywnych emocji i wino było jednym z nich. Teraz znaleźli kolejny, który podsycany przez upojenie przynosił dobre i znajome odczucia, jakich im obojgu brakowało. Wyznania, które trudno było traktować poważnie i do końca szczerze, mimo wszystko napędzały ich gesty i odbijały się w ich spojrzeniach - a na pewno w oczach Victora.
Mężczyzna wrócił do przesuwania rękami po gładkiej skórze jej ud, stopniowo coraz wyżej pod cienkim, jasnym materiałem, aż ostatecznie ściągnął z niej koszulę, odsłaniając już tak dobrze mu znajome, jasne krzywizny jej ciała. Nie było idealne - nie teraz, gdy dekolt pokrywały ciemnoczerwone ślady, a na ramieniu i dłoni widniały zadrapania. Najemnik zdawał się jednak tego zupełnie nie zauważać; odgarnął rude włosy z jej szyi, by móc przesunąć ustami po najbardziej lubianych przez nią ścieżkach, omijając te miejsca, w których mógł sprawić jej ból. Pod wpływem jego dotyku łatwo było zapomnieć, że cokolwiek było nie tak, a obolałe nogi schodziły na dalszy plan, niknąc gdzieś zupełnie wśród znacznie przyjemniejszych doznań.
W końcu chwycił Agnes mocniej i obrócił się, kładąc ją delikatnie na materacu obok siebie, jakby szarpnięcie nią mocniej miało zrobić jej krzywdę. Zawisł nad nią, rozpalonym spojrzeniem przez chwilę wpatrując się w nią, ale znów nic nie powiedział, wiedząc, że prawdopodobnie kobieta wcale nie chce niczego słyszeć. Jeszcze przez moment więc przyglądał się rudym włosom rozsypanym po poduszce, błyszczącym oczom i stęsknionym, rozchylonym ustom, aż pozwolił sobie więc kompletnie zatracić się w tej bliskości.
Cienie na ścianie długo jeszcze potem poruszały się równo z nimi, w słabym świetle ustawionej na taborecie obok łóżka lampy. Znajomy dotyk Victora wprawiał jej ciało w drżenie, które sprawiało, że momentalnie zapominała o czymkolwiek, co wcześniej zaprzątało jej głowę. Nic poza ich dwójką w tej chwili nie miało znaczenia.
Zegarek, jedyny na świecie prototyp, zsunął się z materaca i upadł na ziemię, po raz kolejny przestając działać, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.
Obrazek

Dzielnica Portowa

270
Irytujący dźwięk obijał się o uszy Agnes, gdy ta próbowała z powrotem odlecieć w słodki niebyt. Świadomość jednak była wyjątkowo wredna i utrzymywała się na granicy, wywołując istną karuzelę w jej głowie. Przez chwilę kobieta myślała, że się unosi, tak mocno buzowało jej w umyśle od niewyparowanego alkoholu. W dodatku bolała ją niemiłosiernie głowa, uciskając przy prawej skroni, czemu nie pomagał ten dźwięk, ciągle wiercący dziurę w jej mózgu.

Dopiero po kilkunastu sekundach,gdy kobiecie zaczął on przeszkadzać tak bardzo, że nawet jej skacowana jaźń nie mogła tego wytrzymać, uchyliła oczy, w pierwszej sekundzie myśląc, że ma je zalane krwią. Przerażona przetarła je, z ulgą zauważając, że to jedynie słońce nadal nie wyszło zza księżyców i rzuca krwawy blask do pokoju. Słychać było natomiast z zewnątrz mewy, okrzyki ludzi i generalnie odgłosy miasta, co kazało jej sądzić, że świtem to nie jest.

Z wielkim bólem odwróciła się w stronę hałasu w jej pokoju, zauważając jego źródło – Victora, który leżąc na plecach, miał półotwarte usta i chrapał jak dzik, będąc zresztą rozwalonym na łóżku jak jeden z nich. Poirytowana i skacowana kobieta z cierpiętniczą miną przysunęła się do niego i przytkała mu nos, mamrocząc coś w stylu nie chrap. Powinno zadziałać, a w tym czasie ona zaczęła dzielne poszukiwania czegokolwiek do zwilżenia gardła. Przetoczyła się na drugą stronę i najpierw zsunęła nogi na ziemię, potem powoli podniosła tułów. Z zaskoczeniem ujrzała, że nie miała na sobie niczego... podobnie do Victora. Zdezorientowana zaczęła szukać koszuli nocnej, znajdując ją wplątaną gdzieś w pościel, porzuconą byle jak, podobnie zresztą do jego spodni. Poprzedni wieczór zaczął do niej powoli wracać, gdy z cierpiętniczą miną nakładała podomkę.

Zaczęło się od ostatniego aktu – tego najbardziej przyjemnego, podsyconego jej rozgorzałą od wina krwią buzującą w żyłach i jego wyspiarskiego temperamentu. Na wspomnienie pieszczot, dłoni wędrujących po ciele i ust złączonych w namiętnych pocałunkach Agnes uśmiechnęła się niczym podlotka, zerkając przy tym na śpiącego Victora i jego ciało. Dopiero po chwili przypomniała sobie swój brak ogłady, paplaninę i przede wszystkim – bardzo niepasujące do niej wyznanie i to, co wczoraj podarowała mężczyźnie.... i aż jęknęła z zażenowania, chowając twarz w dłonie.

Zaraz jednak się ocknęła, czując kilka podstawowych potrzeb – wychodek, woda, bardzo dużo wody i zimna, cucąca kąpiel. Może mleko też byłoby dobre. Kiedy jednak wstała, aż syknęła, czując, że świat wiruje wokół niej zdecydowanie zbyt szybko, a poza tym jej uda nadal się o siebie ocierają. Chwyciła się ramy łóżka i powoli przesuwając się wzdłuż niej, ruszyła na korytarz, chcąc znaleźć Flavię i jak najszybciej doprowadzić się do porządku. Miała dzisiaj dużo pracy, a jeszcze chciała iść do łaźni... westchnęła przeklinając wczorajsze podejście na zasadzie: na co komu teraz rozsądek

Chociaż musiała przyznać, że na tamtym etapie faktycznie już go nie potrzebowała... nie potrzebowali.

Wróć do „Stolica”