Re: Dzielnica Portowa

31
– Łohohooo! – zakrzyknął mężczyzna na widok szabli w dłoni elfiej „turystki”. – „Kto mieczem wojuje”… Atsi, kto to jest, do stu kurew? Będziemy się tu teraz trzaskać? Czemu nie... Panowie? – zwrócił się do kompanów, lecz gobliny już miały w dłoniach noże, wyciągnięte z pochew tkwiących u pasa od strony pleców. Trójka zaczęła okrążać Atsi i Esh – mężczyzna wyraźnie wybrał sobie tę ostatnią, zaś gobliny zajęły pozycje zorientowane na Atsi. Mężczyzna też wyciągnął zza pleców nóż, czy raczej zwykły rzeźnicki tasak, który mógł w jego dłoniach stać się niezwykłym, jeśli sądzić po fakcie, że najwyraźniej używał go jako swojej ulubionej broni. Atsi jako jedyna niczego nie wyciągała, stała z ramionami splecionymi na nieistniejących piersiach, z jedną nóżką lekko wysuniętą, przez co wyglądała jednak przede wszystkim nonszalancko.
– No i po chuja się puszysz, Yereg? Będziemy się tu teraz ciąć? – rzuciła z niesmakiem.
– Niechętnie. Chociaż my się bić lubimy, wiesz. Ale nie musimy – odparł Yereg, poprawiając chwyt na rękojeści tasaka – o ile pójdziecie z nami. Mamy swoje zlecenia i kurwa koniec pierdolenia. Myślałem, że wystarczy pogadać, ale koleżanka tutaj ćwiczy szabelką, więc… sama rozumiesz – wyjaśnił z bandycką grzecznością i natarł na Eshoar z zaskakującą chyżością: runął do przodu z lewą ręką wzniesioną na wysokość twarzy i tasakiem zdradzającym ochotę dźgnięcia gdzieś na wysokości eshoarowego brzucha. Yereg, odziany w skórzaną kurtę, błyszczącą teraz od naolejowania, jakoś nie martwił się najwyraźniej czymś takim jak szabla – ciekawe czy z głupoty, czy z pewności wobec własnych umiejętności bojowych. Był od elfki nieco wyższy, ale pewnie dwakroć od niej cięższy, i to bynajmniej nie z nadmiaru tłuszczyku.
– Nie! – krzyknęła tylko Atsi, widząc zamiar Yerega, a wtedy oba gobliny pokonały odległość do przewodniczki, najwyraźniej skłonne capnąć ją, a w razie prób działania ze strony Atsi – zahamowanie ich groźbą noża na gardle.
Jeśli Esh chciała podjąć walkę – mogła się widzieć w chwilowej przewadze wynikającej z tego, że Yereg zdradził się z pierwszym swym atakiem, pozwalając jej reagować, choć jednocześnie reakcję ową wymuszając na "już". Pytanie tylko, czy przewidywanie jego ruchów wystarczy do ich odparcia, oraz czy będzie to prawidłowe przewidywanie…

Re: Dzielnica Portowa

32
Mężczyźni – prychnęła w myślach, słuchając wymiany zdań Yerega i Atsi. – Słyszą, ale nie słuchają... Trzeba organoleptycznie, widzę, uświadomić czym jest kobiece niezadowolenie.

Na bycie kretynem też masz zlecenie? – rzuciła w stronę Yerega i przyjęła postawę na pierwszy rzut oka defensywną, jakby chciała sparować nadchodzący cios tasaka. W ostatniej jednak chwili wykonała błyskawiczną fintę w bok, okręciła się tanecznie i cięła na odlew w uzbrojone ramię napastnika.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

33
Rzeczowego pytania Eshoar – Yereg już nie słyszał. I to gorzej dla Esh, bo rozjuszyłoby go pewnie i rozkojarzyło. Ale i sama Esh miała większe zmartwienia. Wobec jawnego i zdecydowanie szybkiego natarcia – przyjęła postawę. Gdyby na defensywie się skończyło – ostrza skrzyżowałyby się pewnie w jazgotliwym spotkaniu. Ale ona tej defensywy zaniechała w najbardziej wymagającym jej momencie, zamiarując zamiast tego wiele angażujących całe ciało czynności...
Zwodnicze cięcie Yereg odbił w powietrze, uderzając gotową na coś takiego lewą łapą w kiść elfki (szczęśliwie chwyt miała prawidłowy i szabli jej z dłoni nie wybił); w tym samym czasie jego tasak sięgał celu w okolicach jej mostka – dokładnie w momencie, gdy ona ruszyła w swój taniec. Okrężny ruch ciała sprawił, że czubek ostrza maznął jej korpus w jednej czwartej wykonywanego okręgu, tnąc ( na końcowym tylko odcinku niemal na wylot) jej napierśnik. Cóż – wymknęła się jego broni: zwinnością dalece przewyższała Yerega – to fakt. Ale za to Yereg nie miał baletowych aspiracji w walce.
Jeszcze Esh usłyszy – może niebawem, mpże kiedy indziej – że piruety są piękne, należyte i może nawet skuteczne w wyrównanej walce dwóch szermierzy, walczących raczej w imię piękna finezyjnego touchée. Jeśłi zaś idzie o życie – rzecz w zasadzie polega na możliwie najszybszym, najbradziej chamskim i w efekcie najskuteczniejszym dotarciu ostrzem do ciała przeciwnika. Kiedy jeden tego pragnie – piruet drugiego może go ewentualnie na moment zdziwić, ale niewiele więcej. Owszem, da napęd mającemu potem nastąpić cięciu, ale ono przyniesie skutek, jeśli przeciwnik w tym czasie nie będzie nic robił, jeno stał i podziwiał.
Yereg (niestety dla Esh) był niewrażliwy na sztukę, a podziwiał w życiu tylko cycki (w przypadku ich chwilowego braku – ewentualnie swoje przyrodzenie); taniec nie działał nań kompletnie i nie zaczarował mężczyzny i tym razem na tyle, by znieruchomiał.
Przeciwnie.
Dał szybkie pół kroku do przodu tak, by się dobrze ustawić wobec wirującej Esh i w miejsce, gdzie spodizewał się znów zbaczyć jej twarz – wysłał na powitanie swą podobną do żelazka lewą pięść (o powierzchni równej plus minus połowie twarzy Eshoar).

W tym samym czasie niepomna na poruszenie goblinów Atsi postąpiła dwa kroki w stronę Esh, aby ją powstrzymać od walki. Czemu? – w tej chwili trudno orzec. Dość, że na swoje szczęście nie skończyła tych swoich dwóch kroków, bo wówczas trafiłaby w miejsce opuszczone przez Esh, przejmując na swą lewą pierś powitalny sztych tasaka. Uchroniły ją od tego gobliny, łapiąc za ubranie, pasek, włosy, naręcze maczug i ukelele. Esh, wirując, mogła przegapić krótki krzyk sprzeciwu Atsi i szurgot, wynikły z powalenia jej przez gobliny na ziemię. Jęknęło pękające ukelele, stuknęły maczugi – w momencie gdy rozdzieleni w tańcu ponownie się spotkali...

Eshoar była zwinna i sprawna, centralnego spotkania z pięścią Yerega (a w efekcie być może wstrząsu mózgu) udało jej się uniknąć i cios przyjęła na tylną część lewej kości policzkowej. Uderzenie zjechało dalej, kończąc na lewym uchu; nie rozcięło skóry, będzie z tego za to baśniowy krwiak. Przestala też słyszeć na lewe ucho, ale na oboje oczu widziała, jak jej cięcie na odlew pięknie siada na ramieniu Yerega.
Nie krzyknął, gdy z rozcięcia koszuli poszła jucha, nawet nie popatrzył: w szerokim, niezbyt teraz zresztą stabilnym rozkroku capnął tą ręką prawicę Eshoar – poczuła zaciskające się palce w połowie lewego przedramienia w pierwszej, niepewnej fazie chwytu. Tasak w yeregowej prawicy już ku niej zmierzał. Jeśli uda się mężczyźnie zatrzymać – ba: uwięzić – Esh w swoim chwycie, wiele zlego może jej zrobić choćby jego tasak... Gdzieś w tym momencie w noc poszło krótkie "Yereg, ej!"

To jeden z goblinów, którym tymczasem Atsi próbowała się wyrwać się. Mniejszy co rusz obrywał jakąś jej kończyną, większy próbował złapać za coś więcej niż noga, co nie było łatwe. Sapali tam paskudnie – Atsi wściekle, gobliny lubieżnie – szurali, łomotali o bruk co twardszym przedmiotem. Natomiast – nie szły w ruch noże goblinów, więcej: zdawały się im trochę przeszkadzać, boć zabrały się za zapasy, gdzie lepiej mieć wolne obie dłonie. Ale takich analiz nie mogła powziąć Eshoar, złapana – na razie byle jak – potencjalnie silnym chwytem za orężne swe ramię, walcząc z jednostronną głuchotą i pulsującym, dobrawdy nieprzyjemnym bólem lewej strony twarzy...
Oczywiste, że w tej sytuacji żadne z nich nie wpatrywało się w ciemny wylot zaułka i nie słuchało, czy jeśli szelest, to liście, śmieci, koty, kuny, szczury czy co innego.

Re: Dzielnica Portowa

34
Nie tego się spodziewała. Była wręcz zaskoczona brakiem podjęcia godnego starcia i może trochę... zbulwersowana? Nie ma jednak czasu na etyczne przemyślenia i układanie w głowie reprymend, gdy przestaje się słyszeć na jedno ucho, a pół twarzy polimorfuje w purchawkę. Fala adrenaliny uderzyła Eshoar do głowy, zadziałał instynkt samozachowawczy i w ułamku sekundy pojęła w co tu się gra. Więc gdy Yereg złapał elfkę za ramię, nie zastanawiała się nawet, tylko mając przed oczyma wizję wierzgającego konia, zamachnęła się z całej siły prawą nogą, by wyrżnąć go w krocze i jednocześnie wyrwać z uścisku unieruchomioną prawicę.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

35
Wyglądało na to, że najszybciej człowiek (oraz elf) uczy się w akcji, i to na sobie samym. Tak, właśnie w to się tu grało: w przemoc, nie w szermierkę; i na ból, nie na punkty. Właśnie się to potwierdzało, gdy sowity kopniak lądował na kroczu Yerega.
– KhurrwaaałA! – krzyknął jękliwie. Ból zgiął go w pół, zaskoczenie bólem – pchnęło krok do tyłu. Puścił, choć jednocześnie z mimowolnym szarpnięciem, w efekcie pociągnął elfkę za sobą, zataczając się dwoma nieporadnymi kroczkami. Nie da się ukryć, że ruch należał teraz do Esh – o ile utrzyma równowagę, bo w całej tej zabawie tak on, jak i przecież ona – nie mieli stóp przylepionych do podłoża. Złapawszy jako taką równowagę dwa małe kroki od Esh, Yereg, zabulgotawszy paskudnie, podnosił właśnie na nią wściekłe zbolałe spojrzenie, oraz tasak.

Tuż obok pętliła się druga grupa walczących – choć walki w tym było niewiele, więcej szamotaniny. Gobliny nie miały przecież zamiaru zabijać Atsi, początkowo zaś nawet Yereg nie miał zamiaru zabijać Eshoar. Tak czy owak – większy goblin wreszcie obłapił wijącą się dziewuchę, ta jednak zdołała pochwycić pęk maczug, w zapasach odczepiony od sznurka, do którego był uwiązany, i tym pękiem załadowała w kanciasty łeb mniejszemu goblinowi. Padły proste hasła – "Pojebało?", "Au!", "Oż kurwa...", zwieńczone krzykniętym przez Atsi "Przestańcież już, zaraza!... – stłumione boleśnie, gdy większy goblin przycisnął ją sobą do bruku.
– Zajebię... – zdołał jeszcze obiecać Yereg, gotów do podjęcia walki, schylony, napięty, zbolały, wkurwiony, ruszając chyba do zwarcia, choć ostrożnie i w trybie wyraźnie obronnym.

Re: Dzielnica Portowa

36
Eshoar była przygotowana na szarpnięcie, gdy więc nastąpiło pociągnęła w kierunku przeciwnym i dzięki temu utrzymała równowagę, wyzwoliwszy się jednocześnie z chwytu Yerega. Z niemałą satysfakcją skonstatowała, że bandyta cierpi. Wyglądało na to, że trafiła idealnie i z odpowiednim impetem. Uśmiechnęła się mimo bólu.
A prosiłam grzecznie – sapnęła – żebyś się odpierdolił. – Elfka nie czekając aż jej oponent odzyska równowagę, zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną, natarła nań z zamiarem cięcia w okolice głowy i piersi pochylonej teraz sylwetki Yerega.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

37
Eshoar była dobrym szermierzem – potrafiła naprawdę zadziwić niejednego w pojedynku; na pewno tak było. Na warunkach pojedynku na szable, rzecz jasna. Zrozumiał to i Yereg, nie tylko po niedawnym zranieniu; on też potrafił walczyć aż miło – i to również dlatego, że został obdarzony wyćwiczonym następnie zmysłem "rozumienia" przeciwnika (po prostu: instynkt walki): brak polotu wynagradzała mu zdolność szybkiego sumowania przesłanek. Szabla wymaga określonego dystansu – i stamtąd jest zgoła niebezpieczna. Jeśli skróci się ten dystans, jej groźba wysoce się zmniejsza. Dlatego dążył do zbliżenia. Zamiast ujść przed zamierzanym ciosem – dał "cała naprzód". Taki lekko pochylony, w najgorszym razie zakładał, że dostanie płazem po plecach (a bo to pierwszy raz?), sam natomiast w tym momencie planował znaleźć się w bezpośredniej bliskości Esh, dodatkowo odsłoniętej a słabszej i lżejszej od niego. Znów wyciągnął obie grabie – prawą, by kąsać tasakiem lekko z jej lewego boku na wysokości piersi, lewą – by znów capnąć jej orężne ramię lub złapać za kaftan czy kołnierz koszuli. Jaki tego efekt – zaraz się okaże, gdy pozwoli się rzeczywistości wkalkulować nowe dane.

W tej samej bowiem chwili łomotnięty maczugami mniejszy goblin odpadł ze stawki, a zachęcona tym Atsi wyekspediowała w stronę większego – możliwie sążnistego kopniaka. Nie miała ciężkich butów (w zasadzie stopy obwiążane rzemykami trudno było nazwać obutymi), ale wierzgała tak agresywnie, że się zielony nie utrzymał na pozycji i ostatecznie wypuścił dziewczynichę z objęć. Strzeliła natychmiast do przodu...

...a wtedy właśnie bojowe intencje Eshoar i Yerega zderzyły się w okolicach remisu: śmigła szabelka w rękach umiejętnej fechtmistrzyni liznęła ten plasterek przestrzeni, do którego ją Esh wysłała – inna rzecz, że nie było już w tym miejscu głowy czy szyi Yerega, lecz jego lędźwie (w jego przypadku niewiele mniej szlachetna część cielska od wspomnianych powyżej). Czerwona krecha na tylnym lewym boku zaraz rozlała się w podłużną plamę, ale tego już Esh nie widziała – ułamek sekundy po cięciu cisnęło nią wstecz, zgiętą w pół: atak antycypowały łapska – prawe, cofnięte w wykroku, nie doszło, czyniąc tasak wciąż nienasyconym krwi niewieściej; za to lewe łapsko owszem – schwyciło ją w pas, co przy jednoczesnym skręcie ciała w prawo ulokowało głowę Yerega pod lewą piersią Zefirówny, niemal pod rozchełstaną lewą połą elfiego kubraka. Nie było już ratunku przed grawitacją – spleciona paskudnie parka właśnie traciła równowagę, gdy...

... wyswobodzona z parteru Atsi rzuciła się rozdzielać walczących. Skoczyła do przodu jak latająca ryba, ale umknął jej Yerega pas, który chciała odruchowo opleść, by go spowolnić. Trafiła na jego zadek, choć starała się jeszcze w locie skorygować trajektorię swego nura – nie zdążyła, bo gdy spleciona parka padała właśnie na plecy Eshoar, ledwo nieupadłą Atsi dopadł jednak większy goblin, łapiąc ją za prawą rękę i nogę...
Straszny zamęcik: sapnięcia, półwydyszane przekleństwa, szuranie stóp, szelest ubrań w ruchu i dziwny wizg – jakby z daleka, lecz w mgnieniu oka bliski, gdzieś tu, i zaraz drugi – co jest?

Pierwszy bełt z głuchym trzaskiem zakończył błyskawiczny lot w czaszce większego goblina, który właśnie się wyprostował na całe swoje metr pięćdziesiąt parę. Zatelepało nim, puścił Atsi i upadł, gdy doszedł ich drugi wizg. Drugi grot poradził sobie z lewą połą płaszcza Eshoar, trafiając następnie pod prawy obojczyk skłonionego wokół jej pasa Yerega. Strzał posłano nisko, wszak układ Eshoar-Yereg właśnie padał i zaraz faktycznie dupnął o glebę, z Yeregiem złączonym z Esh bełtem trzymającym jej kapotę, a zakotwiczonym pod Yerega obojczykiem.

– Cojskurf-? – zabrzmiało wśród nocy z nie wiadomo czyich ust, po czym towarzystwo zamarło na całą sekundę żarliwego obrabiania tego sakramentalnego pytania: "Co jest kurwa" – właśnie. Ale nikt normalny i żywy nie da sobie w takiej sytuacji więcej, niż sekundę - i po jej minięciu każdy uczynił to, ku czemu pchnał go jego instynkt.
Yereg zacharczał i jął wyplątywać się ze skomplikowanego układu kończyn, właśnie zrozumiawszy, że został bełtem podłączony do płaszcza Esh.
Martwy goblin pozostawał martwym, a żywy zamarł na czworakach, bo właśnie podnosił się po ogłuszeniu maczugami.
Atsi, odepchnięta siłą ciosu, jaki przyjął na siebie większy goblin, tkwiła w dziwnej pozycji, padłszy przed chwilą na zadek z rozcapierzonymi rękoma i nogami, a teraz zbierała się z miną najprawdopodobniej "Spierdalamy!".
Eshoar też miała dla siebie całą palętę... kilku dosłownie opcji, od dobicia Yerega poprzez sprawdzenie, o co *** chodzi, aż po konsensus ze swą przewodniczką...
Na razie nie słychać było w nocnej ciszy straszliwego wizgu bełtu znikąd, ale jak długo potrwa przeładowanie kuszy?...

Re: Dzielnica Portowa

38
Nie wiedziała co tu się odpieprza, ale też nie była w sytuacji pozwalającej na dogłębną kontemplację. Poczuła właśnie uderzenie cielska Yerega, który, o zgrozo, wcisnął swój zapocony łeb pod jej biust, obłapiając przy tym kibić. Zderzenie wytłoczyło jej powietrze z płuc z cichym westchnieniem i poczuła jak leci w tył, spleciona w najmniej romantycznej konfiguracji w swoim życiu...
Lądowanie było twarde, a Yereg ciężki. Eshoar stęknęła, a w dźwięku tym bezbrzeżna wściekłość mieszała się z obrzydzeniem. Gdy napastnik zacharczał i jął gramolić się na nogi, zauważyła, że coś uległo zmianie, ale być może z powodu oszołomienia walką, czy też upadkiem, nie była w stanie określić co. Dopiero gdy sama chciała odepchnąć się od Yerega pojęła w czym rzecz. Lotki bełtu niewinnie zdobiły okolice obojczyka bandyty jakby ten przypiął sobie broszkę... problemem był fakt, że przypiął ją razem z lewą połą jej płaszcza. Kątem oka zauważyła, że jeden z goblinów telepie się na ziemi, a "broszka" wystaje mu z czerepa. Nieopodal Atsi próbowała pozbierać się z ziemi z nietęgim wyrazem na twarzy...
Esh nie wiedziała komu zawdzięcza nieoczekiwaną pomoc, nie wiedziała nawet czy owa nie była aby przypadkowa. Wszak bełt w takiej kotłowaninie równie dobrze mógł zakotwiczyć w jej żebrach, albo nerce... Nie ma rady, trzeba spierdalać... – przebiegło elfce przez myśl i chciała sięgnąć do cholewy buta, by wydobyć zeń sztylecik ku oswobodzeniu swego płaszcza... Wtem poczuła mdlące pulsowanie w okolicy lewego ucha rozlewające się na szczękę. Wykrzywiła wargi w bolesnym grymasie, rzuciwszy nienawistne spojrzenie w stronę wciąż przyczepionego do niej Yerega i chwyciła za wystający promień bełtu.
To za niesportowe zachowanie... – syknęła i przekręciła pocisk – ... a to za bicie damy po twarzy – szarpnęła bełt z całej siły, mając nadzieję, że będzie go bolało tak jak ją boli teraz głowa... i duma.
Poszukała wzrokiem Atsi, czekając tylko na znak od dziewczyny, w którą stronę ma spieprzać.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

39
Zdziwienie Yerega trwało tylko chwilę (gdyby miał zwyczaj rozważać swe własne zaskoczenia – po drugim już nie miałby dłoni, a po trzecim serca), więc nie trzeba było wielu sekund, żeby się ogarnął. Eshoar miała dla niego dwie kary i o ile pierwszą przyjął wskutek zaskoczenia, to na drugą przygotowała go ta pierwsza. Na słowach "bicie damy po twarzy" wyprowadził w twarz damy plaskacza z takim impetem, na jaki pozwalała mu pozycja – a była to pozycja nieporadnie siedząca. Ten fakt uratował zęby Esh, przychlast był niestaranny, a uwaga zajęta bólem wynikłym z kręcenia grotem w ranie.
Elfkę odbiło trochę, co zresztą ułatwiło jej gest wyciągnięcia bełtu. Yereg ryknął jeszcze raz, wycharczał przekleństwo, ale zbyt był chwilowo przyćmiony i zbyt wiele ruchów musiałby wykonać, by teraz dostać ostrouchą w swoje łapska. W ten oto sposób jakże obiecujący uścisk dwojga został rozerwany na wieki (miejmy nadzieję).
Nie było czasu płakać nad rozlaną juchą – gotowa do ucieczki Esh natychmiast napotkała taką samą komendę w oczach Atsi. Dziewucha poderwała się zwinnie, bez wahania niechała część swego dobytku (ukelelemiazgę oraz wszystkie żongielmaczugi z wyjątkiem jednej, którą namacała przy zadku, zanim się poderwała) i z okrzykiem:
– Biegiem!...
runęła, schylona wskutek zbyt szybkiego startu, w ciemność najbliższego zaułka (tego naprzeciw zaułkowi, z którego wychynęli niedawni napastnicy). Nie oglądała się za Esh, ale nie było wątpliwości, że ucieczkę uważała za najlepszą opcję – mimo że póki co przynajmniej Esh nie miała żadnych podstaw, by orzec przed kim ta ucieczka.
Czy to ważne? Atsi biegła jak mysz, migając tylko w nikłym świetle olejówek półbosymi stopami. Niełatwo było za nią nadążyć (a jeszcze trudniej rozmawiać, choć może chciała jeszcze w biegu podjąć taką próbę) – no chyba że ma się zwinne długie elfie kulasy. Ale i wówczas...

O, na Osurelę – wypłosz miał biegane...
Najpierw pędziła jak piorun zaułkiem, za drugim zakrętem wskoczyła jednak na daszek przybudówki (czy wiedziała, że za tym zakrętem jest przybudówka z niższym daszkiem?), z niego na dach i dość plaskimi dachami kilku kolejnych magazynów niczym wierwiórka polatucha. Raz – przyznajmy – powinęła jej się stopa, Atsi zjechała dwa metry dachówkami hamując odruchowo dłońmi w asekuracyjnym pochyleniu, chyba raniąc sobie drzazgami dłonie, jak Esh mogła osądzić po syku i przekleństwie. Skok z dachu tego trzeciego magazynu okazał się prawdziwym wyzwaniem. Atsi wzięła go z rozpędu – i zniknęła w ciemności poniżej krawędzi. Esh, na miarę swoich (nieznanych Atsi) możliwości galopująca kilka kroków za nią mogła sięgnąć po refleks i reagować na nagłe zniknęcie pod krawędzią: zatrzymać się (o ile zdoła zahamować...), skoczyć na oślep (ufając wyborom Atsi), albo dać się zaskoczyć, boć przecie świat oświetlały tylko nieregularnie (na niemal każdym rogu) rozmieszczone olejówki oraz ćwierć każdego z księżyców...

Re: Dzielnica Portowa

40
Elfka zmełła w ustach przekleństwo, bo i wybrzmieć nie miało jak, za to szybko stanęła na nogi, odrzuciwszy z obrzydzeniem zakrwawiony bełt. Gdyby miała jeszcze choć sekundkę...
Ale nie miała.
Atsi właśnie śmignęła jej przed oczyma, więc nie czekając na zachętę Esh wystrzeliła za nią jak strzała, z żalem porzuciwszy myśl o poprawieniu kopa Yeregowi. Gdyby straciła dziewczynę z oczu, równie dobrze mogłaby wrócić na miejsce bójki, położyć się obok bandziora i czekać na coup de grâce.
Nogi miała długie, była zwinna i szybka, ale młoda spieprzała jakby gonił ją sam diabeł. Eshoar ledwo za nią nadążała, a gdy Atsi nagle zniknęła w ciemności uciętej krawędzią jednego z dachów...
Kurwakurwakurwaaaaaa...! – wykonała skok wiary, a jej spanikowany głos poniósł się echem w mrok.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

41
Jeszcze kiedy leciała zdjęta obawą i wiarą, mogła słyszeć – albo przegapić – odgłos towarzyszący lądowaniu Atsi. Było to suche pufnięcie ostrego szumu, zakończone łomotem oraz krótkim "Kurwa..." Po chwili sama Esh zapadła się w górkę trocin, za małą jednak, by całkowicie zamortyzować upadek, dość jednak stromą (i już nadwyrężoną przez Atsi), by umożliwić bolesne dupnięcie o deski lewym łokciem i lewą częścią miednicy, oraz by stoczyć się z wątlej górki i wyrżnąć kolanem o ścianę portowego zakładziku ciesielskiego w absolutnej ciemności.
– Ćśśśś.... – usłyszała tuż obok. Atsi tkwiła nieruchomo, bez drgnienia, nasłuchując. Ostrożność była wskazana, po kilkudziesięciu sekundach słychać było odległe, ciche kroki beignącego, znikające gdzieś daleko z prawej strony. Po ich ustaniu Atsi dalej milczała przez jakąś minutę, może więcej, aż uznała chyba, że niebezpieczeństwo minęło, i potrzeba już tylko ostrożności – wszak chodziło o życie; szepnęła:
– Musimy jeszcze poczekać... Tak jak znam Yerega, Tsimri i Puna, tak nie wiem, kto strzelał i w sumie do kogo... – Pomilczała znów chwilkę i dodała: – Ale mamy szczęście, żeśmy spierdoliły na czas, mówię ci. Tylko kurwa mać instrumentu żal... Pożyczony.
Atsi wciąż się nie ruszała, co było wyraźną sugestią konieczności odczekania jeszcze chwili we względnej ciszy, a jeśli czas ten przyszłoby komuś zapełnić rozmową, to tylko szeptaną.
– Od razu ci mówię, że spotkanie Qaila w Złotym Porcie może ci się nie udać. Ale na pewno spotkasz tam takich jak on, czekających na robotę i przepijających zapłatę za poprzednią. Tylko... czego chcesz się w sumie dowiedzieć? Jak nawet znajdziesz Qaila i – powiedzmy, choć to śmieszne – zemścisz się na nim... – urwała, a cichusieńki szelest sugerował, że pokręciła z dezaprobatą głową – to co mu chcesz powiedzieć? Pytam, bo a nuż cały twój wysiłek na nic, jeśli z mety spieprzysz taką rozmowę...

Re: Dzielnica Portowa

42
Lądowanie nie należało do najprzyjemniejszych, jednak choć poobijana, Eshoar zdawała sobie sprawę, że mogło być znacznie gorzej. Gdy zatrzymała się kolanem na ścianie, oczy zaszły jej łzami. Syknięcie Atsi w ciemności dotarło do niej jak przez mgłę. Słodka Osurelo... – zakwiliła wewnętrznie. Wypuściła ostrożnie powietrze, które w normalnym okolicznościach niosłoby ze sobą krzyk bólu i bezsilnego wkurwienia. Oczekując w ciszy i napięciu nadchodzących kroków, Esh obmacała delikatnie lewą stronę ciała, sprawdzając czy wszystko jest całe i na swoim miejscu.
Tupot stóp pojawił się i znikł.
Skąd ty znasz takie kanalie, Atsi? To jakieś przydupasy tej całej Szczurzycy? – szepnęła ostrożnie elfka, wciąż nasłuchując śladów pogoni – Nie wyglądali na chłopaków poznanych na sobotniej potańców... – świst gwałtownie wciągniętego powietrza rozszedł się w ciemności. – Ożeszkurrr... Niech to szlag! – zaklęła pod nosem Esh, starając się oszczędzać poturbowane elementy swej osoby. Moment przerwy został sumiennie wykorzystany przez Atsi, która po raz kolejny jęła wypytywać elfkę "po co, o co, na co, sra co"...
Atsi, do kurwy nędzy – zirytowała się Eshoar – przyjęłaś ostatniego duszka dousznie, czy masz problemy z pamięcią? Jak to o co go, kurwa, zapytam?! – próbując nie podnosić głosu, a jednocześnie chcąc wyrazić swoje załamanie nerwowe, elfka mało nie dostała wytrzeszczu.
Nosz o Patlę, kurwa, Kealgan go zapytam!
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

43
– Tak, można tak powiedzieć – zgodziła się Atsi szeptem. – Ale sam ten fakt nie jest taki groźny. Szczurzyca... – zaczęła, ale zrezygnowała, zdziwiona najpierw zestawem przekleństw, a potem dziwną, w jej rozumieniu, pretensją. Jakżeż ta elfka potrafiła zniechęcać do siebie! – ciekawostka, doprawdy... Ale nawet jeśłi i to prawda – Eshoar mogła teraz tego nie podejrzewać, bo pierwszą reakcją Atsi było ciche prychnięcie śmiechu.
- "Dousznie"... – wysapała, próbjąc stłumić szeptany chichot; po chwili spoważniała. W ciemności dało się słyszeć westchnienie– Ehhhh... kurewsko jestem głodna... Wracając, dziecino: nie, nie mam problemów z pamięcią. A przynajmneij nie takie jak ty, skoro nie pam- – tu przerwala nagle, przez kilka sekund bezdechu nasłuchiwała i zaraz podjęła: – ...skoro nie pamiętasz, że na razie powiedziałaś mi tylko, że jedyne co cię interesuje, to znalezienie Patli Kealgan, i że Qail to twój jedyny trop i tylko dlatego go szukasz. Teraz słyszę, że masz zamiar go spytać, gdzie jest Patla, tak? – znów prychnęła śmiechem, teraz jednak nie wiało od tego jakąś ukwieconą życzliwością. – I naprawdę sądzisz, że jak go znajdziesz, to go po prostu zapytasz, a on kurwa pewnie ci powie – "O w mordę, to ta przyzwoitka, zaraz spuści mi wpierdol, to lepiej jej powiem, że..." – i tutaj wymieni kryjówkę albo grupę interesów, i dowiedziawszy się tego od niego będizesz miała swoją wskazówkę, wiarygodną i klarowną, a on, z wrażenia jak szybko poskładałaś te proste fakty, da sobie spuścić wychowawczy wpierdol, bo pewnie dobrze rozumie, że w suuuumie, w suuumie porywając Patlę zrobił źle, oj, źle... Wybacz, Esh, ale ty chyba durna jesteś, wiesz? Niekoniecznie jakaś wielce miła (fakt, nie musisz być wielce mila, jak dla mnie), ale za to średnio łapiesz konkrety, co? Nie jesteś w jasnych kurwa ogrodach Dzielnicy Królewskiej. Tutaj lepiej skorzystaj z okazji i popytaj, kto ci może przekroczyć ścieżkę, komu służy, gdzie ma słabe punkty i gdzie mają metę ci, co mu żryć dają. Tutaj, kochana, Qail – jak go spotkasz – to ci naszcza do kołczanu i zamiesza twoim warkoczykiem, zanim wybekasz "a-be-ce-de", a kiedy pomyślisz, że masz już trop, to wystawi cię takim skurwysynom, że za każdą swoją błyskotliwą ripostę wyrwą ci trzy ząbki i kurwa rozmowę skończysz w nieznanym języku, obśliniona jak małż. Tutaj co godzinę zmieniają się sojusze, znikają starzy gracze i wskakują nowi, o których nikt jeszcze nie słyszał, bo właśnie przypłynęli handlową karaką pod banderą Królewskich Domów Kupieckich z kapitanem powieszonym za jajco na grotbombramrei. Biegniesz za mną, bo ci mnie Kaadim pokazał, i naprawdę zajebiście szybko założyłaś, że ja cię prowadzę jak pani matka prosto tam, gdzie w pięć oddechów zakończysz swoje poszukiwania, nie? Ja pierdolę... – tu możńa się było domyślać, że Atsi pokręciła głową. – Myślę, że pora się stąd zwijać, słuchaj... Chodź – Atsi złapała Esh za ramię i wstała. – Odprowadzę cię do początków Złotego Portu i pokażę, jak się po nim chodzi w nocy, tyle jeszcze mogę dla ciebie zrobić, nie narażając własnej dupki. No – wstawaj. Pora przejść na drugą stronę.
Szelest się wzmógł i jednocześnie oddalił, coś zachrobotało i w ciemności wyciął się prostokąt szarości. To Atsi odemknęła jakiś derwniany właz z widokiem na rozgwieżdżone niebo – droga wyjścia z drewutni.
– No rusz-że dupsko i chodź, dopóki cię jeszcze lubię, złota rybko...

Re: Dzielnica Portowa

44
Wygłoszenie wzburzonej tyrady zduszonym szeptem wzmogło pulsujący ból w lewej części jestestwa Eshoar. Mimowolnie zaczęła nucić pod nosem jakąś prostą melodyjkę, na granicy słyszalności. Gdyby Atsi zechciała się na niej skupić, być może rozpoznałaby starą elfią kołysankę, którą śpiewano tutejszym berbeciom – głównie tym, co pochodzili z żeglarskich rodzin. Elfka przymknęła oczy, pogrążając się bezwiednie w pół transie.
Owszem, słyszała jak Atsi się ciska, obraża ją, a na koniec okazuje łaskę pani na kanałowych włościach... lecz najwyraźniej była zbyt poturbowana i wyczerpana, by się tym przejąć, a resztkę złości przelała w swoją poprzednią wypowiedź.
Cóż, wyglądało na to, że chuda przewodniczka portowa lubi komplikować sobie życie... Dlaczego niby Qail miałby nie powiedzieć co zrobił z Patlą? Eshoar uważała, że odpowiednią zachętą jest w stanie osiągnąć wiele, jeśli nie wszystko. I czy to będzie nóż na gardle, czy dostatecznie ciężki mieszek, to już nie miało dla niej znaczenia. Ale Atsi, która najwyraźniej jak głodna to zła (bądź na głodzie zgoła innego rodzaju), uznała za stosowne udowodnić elfce jej nikłość intelektualną... przynajmniej w sferze rynsztokowych interesów i modeli życia.
Tak, tak... żyjecie na krawędzi, nigdy nie wiecie co będzie jutro, skrzaty szczają wam do piwa i tak dalej... – odezwała się Esh po długiej chwili milczenia. Ból jakby zelżał, kolano nie pulsowało nieznośnie i nie czuła już nieprzyjemnego napięcia w okolicy twarzy. Mogła w końcu zebrać myśli i nie wybuchnąć... jeśli się trochę postara.
Odnoszę jednak wrażenie, że piętrzenie problemów tam, gdzie jeszcze ich nie ma, to wasz sport narodowy. Ale skoro zaznałam już łaski pani, to może zechcesz podzielić się ze mną własną koncepcją poszukiwania porwanych osób? Być może chęć znalezienia sprawcy to w istocie objaw debilizmu z mej strony, zatem proszę, słucham – co według ciebie powinnam zrobić? – pytanie, choć zaczepne, nie było nacechowane agresywnie. Eshoar miała zwyczajnie dosyć. Dnia, ludzi, nieludzi, smrodu, ciemności, bólu i przemądrzałych kanalarzy. Tak, tego ostatniego najbardziej. Ale skoro tak się rwali, by ją edukować, uznała, że wysłucha i weźmie pod rozwagę. Taki upór trzeba wynagradzać – pomyślała w duchu, po czym dźwignęła się w ślad za Atsi i zaskoczona skonstatowała, że zrobiła to nad wyraz sprawnie.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

45
Atsi zatrzymała się w drodze do wyjścia. Trwała chwilę w bezruchu, może namyślając się nad odpowiedzią, a może nasłuchując – a może nasłuchując, czy nic nie przeszkodzi jej w odpowiedzi. Tak czy owak – ostatecznie oparła się o drewnianą niską ścianę, z sufitem tuż nad głową (wyższa od niej Eshoar gdyby wspięła się na palce stóp, puknęłaby czubkiem głowy w strop) i rzekła tak:
– Strasznie jesteś drażliwa i goryczkowa... – (dziwne określenie, może efekt przenikania słownictwa innego języka do wspólnego, a może słowo z gwary portowych patałachów...) – Nie szukanie sprawcy jest oznaką debilizmu, ale wyobrażanie sobie, że kogoś takiego jak Qail uda się wziąć na spytki i doprowadzić do szczerych wyznań. Ale, skoro jesteś raz w życiu gotowa kogoś posłuchać, mądralo, to owszem: Qail – skoro jak mówisz porwał Patlę – raczej nie działał sam dla siebie. Nie sądzę, żeby porwał Patlę z miłości, nawet jeśli ona do niego czuła miętę, czego ja nie wiem, bo to tylko on się tym chwalił, ale raczej drwiąc z niej niż cokolwiek innego. Nie mam też własnej koncepcji poszukiwań, bo gówno mnie tyka, co się stało z Patlą i dla kogo Qail ją porywał, czy cokolwiek. Ale mogę ci z grubsza nakreślić układ sił w świecie, w którym obraca się ktoś taki, jak Qail. Albo ja sama.
To rzekłszy, zsunęła się plecami po ściance, westchnęła sobie cicho i kontynuowała, bawiąc się namacanym przy okazji drewienkiem.
– Światkiem portowych zaułków i różnych paskudnych interesików trzęsie kilka ważnych postaci. Wybór jest pokaźny: Wajcha, Szczurzyca, Rask, Ku-He'eke i inni, "Rdzawe Noże", "Chujasy", "Królowie Życia" i inne bandy na poły pirackie, na poły po prostu skurwysyńskie. Przez to przewalają się okresowo przywódcy innych grup, powiązani najczęściej z ważniejszymi zbiorowiskami, zwłaszcza piratami. Z kolei piraci mogą działać samodzielnie albo mieć rozmaite interesiki z innymi piratami albo jeszcze gorszymi skurwysynami, zresztą często z bardzo poważnych konfratrii, dobrze zorganizowanych, po których taki Birkald Vasken, a tym bardziej mniej doświadczeni śledczy z Żandarmerii Królewskiej, mogą sobie co najwyżej pooglądać okaleczone trupy, zresztą często trupy ludzi i elfów powiązanych z publicznymi posadami Miasta. Z piratami ja mam do czynienia rzadko i tylko obijają mi się o uszy różne nowinki i handelki, które mogą łączyć sprawy Czarnego Portu z miejscami dalszymi, łącznie z tymi na morzu. Do całego tego tałatajstwa trzeba też dodać rozmaite postacie, które z powodu swoich własnych spraw są na tym terenie gościnnie. Najczęściej kolesie z kłopotami, próbujący wyjść z jednych długów spikając się innymi wierzycielami, wikłając się w jakiś syf, choć pochodzą z Miasta i mogliby uniknąć znajomości z tutejszymi bandziorami, gdyby nie wtopili u siebie. Kilku takich się zawsze kręci po porcie i aktualnie pewnie też są tu powplątywani w jakieś gówna, ale ja o takich sprawach mało wiem i to trzeba by delikatnie wybadać w sprytnej gadce z tymi, których ci wymieniłam. Albo i innymi. Uważać trzeba na Żandarmerię, na piratów, na lokalnych skurwysynów i ich sługusów, jak Yereg i reszta, na handlarzy niewolników... No; a już kurewsko trzeba uważać na to, o czym się mało wie, czyli na różne dobrze zorganizowane grupy, działające nie tyle w Porcie, co na całym Archipelagu; działające w ukryciu, dobrze wyposażone, powiązane z Miastem. Bo dodatkowo w tych grubszych interesach najczęściej uczestniczą potajemnie całkiem poważne szychy, nawet z rodów szlacheckich, bo chyba nie wyobrażasz sobie, że jak się interes kręci, to się kręci bez przemytu, handlu niewolnikami czy oszustw tej miary, że gdyby się król dowiedział, to zdechłby na zawał i jeszcze dla pewności obciąłby se łeb, żeby tego nie widzieć i nie musieć rozumieć...
Nagadała się na głodniaka, zaschło jej w gardle, głodek narkotyczny zaczynał męczyć, więc i przerwała. Słychać było trzepnięcie dłońmi w uda – Atsi wstała, jej rozwichrzona czupryna wycięła ciemniejszą sylwetę w rozgwieżdżonym prostokącie.
– Pora ruszać dalej. Zmierzam do Złotego Portu, więc chodź ze mną. Zostało nam pół godzinki, o ile nic się nie wydarzy. A jak się wydarzy, to nie daję gwarancji ani że zdolamy tym razem uciec, ani że uratuje cię szabelka albo to czary-mary, które sobie tam nosisz w tubusie.
I Atsi zaczepiła się dłońmi o brzeg prostokątu, najwyraźniej gotowa podskoczyć i wspiąć się, by przeleźć na magazynowe uliczki.

Wróć do „Stolica”