POST BARDA
Sonia skrzywiła się wyraźnie, ale nie zaprotestowała, zdając sobie sprawę, że nie znajduje się w pozycji, w której mogłaby mówić Agnes, że nie ma racji. Z niezadowoleniem odmalowanym na twarzy nadal krzątała się dookoła, choć może nieco spokojniej - o ile nie była to tylko przyjęta z grzeczności poza. Wymamrotała pod nosem jakieś potwierdzenie, a potem wróciła do kuchni, by tam zacząć zamaszyście hałasować naczyniami. Najwyraźniej tak czy inaczej postanowiła upiec swoje ciastka. Zawsze mogła powiedzieć, że zrobiła je dla bliźniaków. Ani ojciec, ani Victor nie wstali wystarczająco wcześnie, by osobiście powitać Sehleana w momencie jego przejścia przez próg. Zanim jednak usłyszeli stukot kopyt za oknami, do domu wróciła Flavia, niosąc dwa kosze pełne kwiatów. Zupełnie zmarnowane fundusze, można by rzec, bo przecież za dwa dni część mieszkańców opuszczała wyspę i nie będą oni mogli doceniać wizji artystycznej dwóch służących. Mimo to obie zajęły się przystrajaniem salonu i jadalni świeżymi bukietami, które, o dziwo, okazały się całkiem imponujące. Nie był to może kwitnący bluszcz, zwisający ze ściany w pałacu elfa, ale nadawały one świeżości ciężkiemu, drewnianemu pomieszczeniu. Gdy skończyły, Flavia uciekła do pomieszczeń dla służby, chcąc osuszyć się po zakupach w ulewie, a Sonia poszła razem z nią, jeśli nie była akurat chwilowo potrzebna. Zanim Sehlean dotarł na miejsce, na stole znajdowały się już ładnie ułożone, lśniące ciasteczka z orzechami, butelka wina i kilka starannie wypolerowanych kieliszków.
Dźwięk kopyt na zewnątrz obudził Victora, co miało swoje plusy - Agnes zdała sobie sprawę, że gdyby przegapił odwiedziny elfa, znów byłby na nią zły, że odsuwa go od wydarzeń i potencjalnych decyzji. Zszedł z góry jedynie kilka minut po tym, jak do domu Reimann weszło dwóch strażników, a za nimi wysoki, jasnowłosy magnat. Tym razem Viti'ghrin miał na sobie ciemnofioletowy dublet, który choć w pałacu wyglądałby nieszczególnie imponująco, tutaj wyraźnie odcinał się jakością i elegancją od otoczenia. Długie włosy związane miał w warkocz i lekko zmoknięte od deszczu. Przesunął spojrzeniem po niewielkim - jak na jego standardy - pomieszczeniu, na dłużej zawieszając je na kolorowych kwiatach, zupełnie zignorował tkwiące w kącie jak na szpilkach Sonię i Flavię, a wzrok ostatecznie utkwił w rudowłosej, którą przecież przyjechał tu odwiedzić.
Tym razem nie uśmiechnął się szeroko i uprzejmie na jej widok, a w jego oczach odmalowało się zbyt wiele różnych emocji, by Agnes potrafiła wychwycić jedną, dominującą. Zrobił kilka zdecydowanych kroków w stronę kobiety i chwycił jej dłoń, by pochylić się nad nią w ukłonie i dotknąć kostek jej palców własnym czołem. Gest, do którego ta z pewnością nie miała prawa być przyzwyczajona, a wręcz którego nie miała chyba nawet skąd znać, wywołał nieme poruszenie między służącymi.
- Panno Reimann, jestem tutaj, żeby złożyć na pani ręce najszczersze przeprosiny - powiedział cicho. - Proszę mi wybaczyć niedopatrzenie, które niemal kosztowało panią życie. Ufałem, że w moich progach jest pani bezpieczna. Powinienem myśleć szerzej. Brakuje mi słów we wspólnym, którymi potrafiłbym wyrazić jak bardzo mi przykro.
W tej sytuacji zastał ich Victor, bez słowa, powoli schodząc po schodach.