POST POSTACI
Agnes Reimann
Z wątku Pałac Viti'ghrówAgnes Reimann
Po niezobowiązującej pogawędce z elfem dotyczącej wszystkiego i niczego, Agnes została odprowadzona do konia, który cierpliwie na nią czekał. Dosiadła go i pożegnawszy się z magnatem, ruszyła z powrotem w stronę domu, faktycznie mając wrażenie, że pewien rozdział w jej życiu właśnie został zamknięty, a kolejny, pusty, tylko czeka, aż go wypełni ciężką pracą i jej owocami.
Po kąpieli zaserwowanej przez Flavię Agnes nie zaprzątała sobie głowy dokumentami, tylko od razu ruszyła do łóżka, które kusiło miękkim materacem. Rozłożywszy się na środku, kobieta westchnęła ciężko, zatapiając się w cienkim materiale kołdry. Nagle poczuła się starsza o dziesięć lat, co nijak nie poprawiło jej humoru. Dopiero teraz, po całych dwóch dniach tak intensywnego zamartwiania się zmęczenie dało się we znaki. Tak też bardzo szybko zasnęła, wtulając głowę w poduszkę, wdychając pozostały po wczorajszej nocy zapach jej kochanka.
Sen nijak nie przyniósł ukojenia, okraszony był bowiem przebłyskami Vasati, która nawet po śmierci nie potrafiła dać spokoju kobiecie. Całe szczęście, że wszelkie mary senne przeminęły razem z przebudzeniem i pozostał niesmak koszmaru, którego nie potrafiła zapamiętać.
Na kolejne dni Agnes ostrzegła wszystkich, aby nie zawracali jej głowy, o ile nie będzie to coś naprawdę pilnego. Przede wszystkim zleciła służbie poszukiwania kupca na odziedziczonego po jej rywalce wierzchowca, samej nie mając z niego żadnego pożytku. Zwierzę będące własnością majętnej bądź co bądź elfki musiało kosztować chociaż tyle, aby pokryć rachunki medyczne, a może i nawet zrekompensować grzywnę i jeszcze oby wrzucić co nieco do oszczędności.
Kolejną rzeczą, jaką zajęła się inżynier, była lista zakupów. Tę zleciła specjalnie posłańcom i Flavii – dziewczyna miała zająć się próżniejszą częścią, którą były ubrania dostosowane pod tropikalną dżunglę – lekkie, przewiewne materiały, które może i nie trafiały bezpośrednio w gusta Agnes, ale miały spełniać swoją rolę. Ta była jasno określona – miała nie upiec się w nich, nie wyglądać jak kurtyzana, a jednocześnie chronić możliwie jak najbardziej przed wszędobylskimi owadami. Ani jedna suknia nie znalazła się na jej liście. Były tam za to spodnie, buty, koszule i kapelusze. Posłańcy mieli zakupić materiały alchemiczne, dosyć prozaiczne zresztą. Na liście znajdywały się zioła i substancje, które w połączeniu mogły chronić ją przed oparzeniami, ukąszeniami, a także prostymi dolegliwościami. Znalazło się także kilka katalizatorów i uniwersalnych składników, które mogły się przydać, gdyby znalazła coś ciekawego na liście. Były tam także inne, bardziej prozaiczne rzeczy, jakie zamierzała zabrać ze sobą.
Jeśli Rafael był w stanie, zleciła mu zabranie do bezpiecznego skarbca, jakie na pewno się znajdywały na terenie stolicy, projektów, których nie zamierzała zabierać ze sobą. Wcześniej oczywiście je segregowała, biorąc ze sobą to wszystko, co uznała, że będzie jej potrzebne na wyspie. Reszta miała wylądować w banku, gdzie nikt nie dotknie jej tego, dopóki nie powróci na Taj'cah.
Porozmawiała także z Sonią, którą poinformowała, że zamierza dać szansę bliźniakom, ale będą musieli dobrać priorytety. Zapewniła ją takżę o tym, że ich bezpieczeństwo będzie jej priorytetem i żaden z nich nie wściubi nawet nosa w krzaki. Następnie bez względu na to, czy ci się w końcu zdecydowali, rozdysponowała służbą. Sonia i Rafael mieli zostać na miejscu i pilnować domu pod jej nieobecność razem z posłańcami i dwójką ochroniarzy. Flavia, Jacob i być może bliźniacy mieli z nią popłynąć. Służka oczywiście była niezastąpiona i miała jej służyć tak, jak wcześniej, zaś Jacob wykazał się na tyle, że jemu zaufała najbardziej jako komuś, kto będzie strzegł jej życia na miejscu. Resztą miał się zająć Sehlean i w miarę możliwości Victor.
Finanse domowe także powierzyła Rafaelowi, który miał dbać o przepływ pieniędzy, opłacanie rachunków i pensji. Sama zaś przez najbliższe dni domykała kontrakty i rachunki, chcąc nie mieć na sumieniu tylu niedokończonych spraw. Następnie zaczęła zabierać się za planowanie swojego pobytu na wyspie, włącznie z powolnymi kalkulacjami, opóźnieniami i możliwymi wdrożeniami. Chciała faktycznie od razu zacząć budować kolonię i tartak, zaś w przyszłości zająć jakiś kamieniołom. Zaczęła rozpisywać materiały, których jej ludzie będą potrzebowali i liczyć ilość rąk do pracy, jakie będą jej potrzebne. W międzyczasie przetrząsała także książki i materiały geograficzne o Kattok, starając się doinformować jak tylko mogła o przeszłości wyspy, rzeczach, które się na niej znajdowały, a co mogło kiedyś bądź nawet niedługo opłacić się i stać profitem. Patrzyła na lokalną faunę i florę, oceniając jej przydatność, patrzyła na dawne skupiska ludzkie, kopalnie, kamieniołomy i dawne tereny uprawne.
W noc przed wodowaniem położyła się do łóżka, nadal nieusatysfakcjonowana swoją pracą. Miała na głowie jeszcze pakunki, książki, które zamierzała zabrać, narzędzia alchemiczne i mechaniczne, a końca pracy widać nie było. Z tą myślą zasnęła, ekscytując się jednocześnie na dzień jutrzejszy... to jest wodowanie statków JEJ projektu. Zaś potem... dwa dni do wypłynięcia.