Re: Dzielnica Portowa

46
Wzmianka o szlacheckich rodach uwikłanych w brudne interesy sprawiła, że elfce zrobiło się jakoś nieswojo. Gdzieś zadzwonił dzwon, ciarki przebiegły jej po skórze. Intuicja była nieubłagana... Lecz jeśli to faktycznie są porachunki na wysokim szczeblu – miała przejebane. Wiedziała to nawet bez znajomości światka, o którym Atsi była uprzejma tak obszernie jej opowiedzieć. Dlaczego wcześniej nie wydało jej się dziwne, że Kealgan za swoją "ukochaną Patlunią" wysyła tylko ją jedną? Dlaczego nie postawił na nogi wspomnianej przez Atsi Żandarmerii? Nie uruchomił wpływów i znajomości? Przecież to nie ma sensu!
Była w kropce.
Właściwie, gdyby miała być szczera sama ze sobą, była pionkiem, "wąskim chujkiem" – dokładnie jak Qail – tylko po drugiej stronie barykady. Jaką miała szansę przeniknąć do przestępczego światka i ujść z niego cało? Nie wspominając o odbiciu Patli w jednym, najlepiej żywym, kawałku? Wyglądało na to, że wbrew sobie brała udział w czyjejś grze i nie wiedziała nawet jaka rola została jej przydzielona. Kurwa, w co ja się wplątałam? – niewesoła myśl zbiegła się z końcem wywodu Atsi. Ruszyła za nią, przez prześwit, w którym powoli rodził się nowy dzień.
Z tego co mówisz – zaczęła, równając z dziewczyną krok – strach w ogóle oddychać, żeby się komuś nie narazić – chciała zażartować, ale wypadło jakoś blado. Być może za dużo było prawdy w tej lekko rzuconej uwadze. – Ale jeśli faktycznie tak się sprawy mają, a nie mam powodu ci nie wierzyć, to moje zadanie stało się właśnie niewykonalne. Nie przeniknę przecież do takiego środowiska z dnia na dzień. Pasuję tu jak pięść do nosa, potrafię robić szablą, ale szpieg ze mnie żaden... – zasępiła się. – No, chyba, że "lokalne skurwysyny" bywają mecenasami obiecujących tancerek – parsknęła. – A tak na serio – Eshoar spoważniała – kiedy ostatnio gadałaś z Qailem, pracował dla kogoś? Może kogoś z tych, których wymieniłaś? No i jeśli go znałaś, to może wiesz gdzie chadzał na dziwki, a gdzie lubił dać w palnik? Albo może wiesz kto mógłby wiedzieć?
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

47
Może i żart wypadł blado, ale znalazł uznanie Atsi. Może nie tyle żart – co pewnego rodzaju pokora, jakiej się już Atsi u swej towarzyszki nie spodziewała. Gdyby wiedziała, co teraz kłębi się pod dredami i warkoczykami Eshoar, pospieszyłaby z uznaniem.
– Niewykonalne? Eee, bez przesady – szturchnęła Esh porozumiewawczo w bok. – Nie łam mi się tu teraz, głowa do góry. Z dnia na dzień może całkiem nie przenikniesz, ale jeśli wskażesz mi punkt zaczepienia, jaki sobie założysz, to mogę cię jakoś... spróbować wprowadzić, o ile się da. Nagle zaczęłaś gadać w miarę rozsądnie... – słychać było znów uśmiech w głosie Atsi – to może przekonasz mnie, żebym ci jeszcze odrobinkę pomogła, skoro zaczęłaś od rozsądnego pytania.
Bynajmniej nie miało się ku świtaniu – w godzinkę po północy niebo wydawać się mogło jasne dla mnogości gwiazd oraz światła hojnie ronionego na biedną Herbię przez Mimbrę w pierwszej kwadrze.
Szły znów wąskimi przejściami między budynkami składów, ogarnięte znów ciszą; na granicach jej magicznej sfery słychać było kwilenie mew i przyprawiające o dreszcz żałosne zawodzenie burzyków.
– Owszem, pracował dla kogoś, jak mówisz. Dla wielu. A ostatnio na przykład dla Arrigala Kealgana. Zresztą myślę, że cię to nie zdziwi, bo nawet ja sama widziałam raz... a może dwa razy? – jak Dus'Ge zatrudnia okresowych pracowników. Qail, i wielu innych, spędza nieraz całe dnie czekając na takie fuchy. Przychodzi możny – no: nie osobiście – potrzebuje dodatkowych rąk do pracy, a portowe obiboki ustawiają się w kolejce. WIdziałam raz czy dwa razy, jak stary Kealgan przechadza się po nabrzeżu załadunkowym w Złotym Porcie, a Dus'Ge zwołuje ładowaczy albo cumowniczych. Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyśleć przy okazji, że taka właśnie sytuacja była sceną zauroczenia Patli Qailem, o ile to jest prawda. Ale... jak znam Qaila – nie przepuści żadnej, której spojrzenie przyciągnie, a przyciąga spojrzenia większości dziewczyn, nie? Ty też go nie przeoczysz w tłumie, przyznaj się – zachichotała beztrosko. – I masz znów rację że pytasz: tak, wiem gdzie – jak mówisz – "chodził na dziwki" i gdzie przepijał korony. Odpowiedź brzmi: na dziwki daleko chodzić nie musiał, a korony przepijał tam gdzie my wszyscy: w "Białym Trollu", gdy miał ich naprawdę dużo, a "Orcze Rzycie" odwiedzał z pustymi kieszeniami. O – popatrz!
Atsi wyciągnęła rękę, wskazując być może latarnię, zwisającą ze sznura rozpiętego między dachami wysokich składów na większej ulicy, w którą właśnie skręcały. Jeśli się Esh dobrze przyjrzała, mogła słusznie mniemać, że to, co jednak Atsi chce pokazać, to tabliczka na ścianie jednego z budynków: znak, że są już w obszarze objętym numeracją. To dobrze – wszak numeracja cechowała tę część obszaru magazynów, która przylegała do Złotego Portu. To obiecywało przejście ze strefy niebezpiecznej do tej bezpieczniejszej, choć przczyć temu mógł nagły krzyk, który wbił się dość nieoczekiwanie w ciche ciało nocy. Atsi spojrzała na Esh, choć nie było w jej oczach obawy. Odległość źródła dało się szacować na dwie przecznice, a najwyraźniej nocne krzyki nie były tutaj same w sobie osobliwością. Po pierwszym krzyku przyszedł niewyraźny, cichszy jęk... może ktoś zaznawal przyjemności cielesnych w mrokach jakiegoś składu? Cóż: noc w porcie Taj'cah. Noc gorąca i drżąca duszną ciszą.

Re: Dzielnica Portowa

48
Zmiana w tonie głosu towarzyszki oraz jej wrodzone chyba gadulstwo, zwiastowało jakąś nadzieję na rozwiązanie gordyjskiego węzła, ściskającego teraz życie Eshoar z domu Zefir. I choć elfka niespecjalnie miała ochotę na asymilację z portowymi autochtonami, zdawała sobie sprawę, że może nie mieć wyboru. To znaczy – jeśli za wszelką cenę chciała przywrócić stan swojego życia sprzed dwunastu godzin. Bo wybór był zawsze... jeśli tylko ktoś brał pod uwagę ucieczkę, zmianę tożsamości i zaczynanie wszystkiego od zera. Eshoar nie brała.

Hmm... – mruknęła niejako w odpowiedzi na żartobliwego kuksańca od Atsi – być może mam pewien koncept... – dziewczyna chyba nie posłyszała uwagi elfki, bądź myśli jej skupione były na czymś innym, bo nic na to nie odrzekła. Szła dalej w ciszy raz po raz rozrywanej odgłosami portowego ptactwa.

Po chwili podjęła rozmowę i zeszła na temat Qaila. Eshoar słuchała w skupieniu, próbując rozwikłać jednocześnie nieznośną zagadkę dotyczącą tajemniczego zleceniodawcy porwania. Nie wiedziała nawet kiedy – gładko przeszła do rozumowania pokrewnego portowej przewodniczce. Nie uważała już, że to Qail samojeden zdecydował się na tak karkołomną operację – tym bardziej, że akurat kobiet miał, jak twierdziła Atsi, na pęczki. Poza tym coraz większy niepokój odczuwała na myśl, że Kealgan i Dus'Ge wplątali ją w jakąś rozgrywkę bez jej wiedzy. Bo to mogło oznaczać tylko jedno – była narzędziem. Może się zepsuć, może się zgubić, można zastąpić ją nowym – bez problemu i bez wyrzutów sumienia. Powoli, gdzieś bardzo głęboko, wewnątrz – elfka czuła jak kiełkuje ziarno goryczy. To wszystko było wciąż tylko cieniem domysłów, lecz jeśli okaże się, że miała rację... Zacisnęła zęby, potrząsnęła nieznacznie głową, jakby chciała otrząsnąć się z nieciekawych myśli.

Taaa – mruknęła znowu Esh, tym razem na uwagę Atsi jakoby elfka sama miała chrapkę na Qaila – nie przeoczę. Choć ze zgoła innych powodów.

Atsi tokowała dalej, a gdy padła nazwa karczmy, do której elfka mogła udać się od razu po opuszczeniu pałacu Kealganów, zaklęła w duchu. Cały dzień psu w dupę... – pomyślała, ale zaraz się zmitygowała. Wszak nawiązała istotną, z obecnego punktu widzenia, znajomość. Atsi nie dość, że poinformowana i pomocna, mogła się ponadto okazać nieodzowna, gdyby Esh zechciała wprowadzić w życie absurdalny plan wniknięcia w lokalny koloryt portowych kanałów... Cóż, zawsze mogło być gorzej – pokrzepiona, wróciła myślami do meritum całego zamieszania.

Dus'Ge wspominał, że zatrudniał jakiegoś Qaila, ale nie potrafił mi nic więcej o nim rzec. Myślę, że kłamał i to mnie martwi. Bo po co miałby utrudniać znalezienie smarkuli? Kealgan też nie był ze mną szczery, ale tego akurat można było się spodziewać. Chodziło mi bardziej o to czy Qail jest powiązany z którąś z tych szarych eminencji, o których wcześniej wspomniałaś... Szczurzycą, Wajchą, czy kim tam? No i kim oni właściwie są? Mają jakieś, bo ja wiem, "departamenty"?

A tak w ogóle, to dokąd konkretnie zmierzasz? Myślisz, że mogłabyś zaprowadzić mnie do tego "Białego Trolla"?
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

49
Jęk zafalował boleściwie i zanikł, oddając nocną ciszę przytłumionym głosom rozmawiających.
– Wychodzi, że Dus'Ge to jakiś taki... totumfacki starego Kealgana... – Atsi zamyślila się, nie tracąc żwawego tempa. – Jeśli to ten, co gadał z pracownikami przy przeładunkach w Złotym Porcie... – zastanowiła się, a zaraz chyba wewnętrznie stwierdziła, że tak, że to ten, bo kiwnęła głową i podjęła odpowiedź nowym tonem: – Czy Qail jest powiązany z...? No jasne. Wiesz, w jakiś sposób każdy z nas jest trochę powiązany. I nie wściekaj się – nie gadam zagadkami; tak to jest. Tak konkretniej, to na pewno – no: prawie na pewno – Qail miał ostatnio konkretniejsze sprawy ze Szczurzycą albo Wajchą. To nie wróży za dobrze, ale za to jest tutaj w zasadzie normą, czyli możesz się pocieszyć, że trochę się zbliżasz do światła. Jak ćma do ognia... – tutaj Atsi sama zastanowiła się nad tym, jak realną ma się jawić ta metafora. – A kim oni są? Jak to ująć... No, to są ci, co wiedzą zawsze wszystko pierwsi i handlują tą wiedzą, chronią jednych, wydają drugich, tych sprzedają, tamtych kupują, wiesz, tkają zależności, intrygi, interesy... no wszystko. Jeśli pytasz o rewiry to nie, w sumie cały Czarny Port jest pod ich okiem, Złoty zresztą też... no – cała Dzielnica Portowa tak po prawdzie. Ale jeśli pytasz w sumie o to, gdzie ich spotkać – Atsi przyjrzała się z boku elfce nie bez troski – to pomyśl dwa razy. Ja wiem, że jesteś zdeterminowana, ale jednak... – znów przerwała, jakby dawała Esh czas na rozmyślenie się, a ta nieoczekiwana cisza uwydatniła odgłos rytmicznych głuchych uderzeń i stęknięć chyba z budynku w zaułku gdzieś przed nimi. Zaraz, chyba obojętna na te dźwięki, Atsi podjęła: – W zasadzie wszystkiego można się dowiedzieć w "Białym Trollu" albo "Orczym Rzyciu", albo najświeższych wieści, jeszcze sprzed kwadransa, w którejś spelunie, o ile trafi się do tej, do której trzeba na dany moment, rozumiesz. Hm; trudno tak jednoznacznie wskazać, gdzie to sobie pomieszkuje taki Rask, na przykład. Czasem przyjmuje przez kilka dni pod rząd nie ruszając się z jakiegoś kąta w tej czy innej spelunie. Mawiają też, że jak kto chcez kolei trafić do Ke-He'eke, to nie trafi, ale zostawi w ten posób po sobie ślad, którym Ke trafi do niego... Wiesz: takie powiedzonko ma służyć za ostrzeżenie. Ja się z nimi zadaję w zasadzie tylko, kiedy muszę... – tu posmutniała nagle – a niestety tak się składa, że muszę, i to z Raskiem... I to najlepiej jutro.
Ostatnie zdanie miało charakter intymnego rozważania, rozmowy z myślami, i to chyba niezbyt przyjemnymi, bo przez skórę czuć było, jak Atsi zmarkotniała. Idąc mijali kolejne zaułki i wąskie uliczki między wysokimi budynkami składów, osiągając właśnie pierwszy z nich na swej trasie, który był na wysokości jakichś dwóch metrów oznakowany metalową tabliczką z symbolem literowym i cyfrowym. Z miniętego przed chwilą zaułka doszedł ich stłumiony płacz, jakaś rozmowa kilku głosów i dwa głuche dupnięcia, po czym jęki i cisza. Atsi spojrzała na Esh pytająco, zwalniając – jakby chciała od niej usłyszeć, czy mimo poszukiwań Patli Kealgan elfka ma czas ulec ciekawości (bądź innym odruchom) i sprawdzić, co to się tam dzieje – czy wręcz przeciwnie.

Re: Dzielnica Portowa

50
Opis lokalnych władyków z cienia trzęsących półświatkiem brzmiał w uszach Eshoar jak – wypisz, wymaluj – Dus'Ge. Dłuższe jednak obracanie tej myśli w głowie na nic by się nie zdało – póki co miała zdecydowanie za mało danych. Należało to zmienić, a jak dobrze wszystkim na tym łez padole było wiadomo – po informacje najlepiej udać się do tawerny. Albo do burdelu.

Słuchaj – zwróciła się do zmarkotniałej Atsi, która najwyraźniej w wyobraźni już odbywała rozmowę z imć Raskiem – skoro i tak nie wiesz gdzie go szukać, to równie dobrze możemy iść razem do Trolla, hm? Napijemy się, przekąsimy coś i każda z nas zasięgnie języka w interesującej ją sprawie. A tak na marginesie... – elfka zawahała się, czując wręcz fizyczny smutek bijący od chudej dziewczyny – bardzo jest źle? No wiesz... z tym Raskiem? Co to za interes z nim masz?

Gdy tylko wybrzmiał ostatni znak zapytania, Atsi zwolniła i elfka sądziła, że ta chce się podzielić odpowiedziami. Jęki, głuche uderzenia, płacz i krzyki, które słyszała od dłuższej chwili, najwidoczniej jednak nie były odgłosami portowej miłości za talerz zupy, bo z oczu towarzyszki Eshoar wyczytała nieme pytanie... i opadły jej ręce.

Atsi... poważnie? Nie masz dosyć na dzisiaj? Wiesz, ja rozumiem, ciekawość i te sprawy, ale... – elfka zawahała się. – No dobra, ale podkradniesz się tam i tylko rzucisz okiem... jak będzie grubo, wycofujemy się i idziemy w swoją stronę, jasne? – Esh pomimo swoich słów wysunęła z pochwy szablę. Tak na wszelki wypadek.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

51
Atsi wzruszyła ramionami: – W sumie... czemu nie – a na troskę w pytaniu Esh zareagowała obudzonym do życzliwości uśmiechem, który słabł stopniowo przy kolejnych słowach odpowiedzi: – Jestem mu winna przysługę i wiem, na czym będzie polegać. Na nocnej imprezie z jakimiś typkami, z którymi właśnie ubija swoje interesy. Mam tam być uprzyjemniaczem. Na czym to polega? Na podrgywaniu na instrumencie, który właśnie kurwa zamienił się w kupkę drzazg, na miłych dla samczego oka tanecznych wygibasach (– tutaj poruszyła kilka razy biodrami w ironicznej imitacji zalotnego pląsu –) , na wkładaniu wielkim kurwa władcom rynsztoków owoców do ryjów, na śmianiu się z ich dowcipów... I tak do rana. Wierz mi, nie czerpię z takich rzeczy przyjemności – spojrzała na Eshoar bezradnie, z opuszczonymi wzdłuż boków chudymi ramionami, dopóki z zamyślenia nie wyrwała jej reakcja towarzyszki na to, czego nie dało już się chyba za bardzo ignorować.
– Mmmmmdobra. Podkradnę się... – zaczęła bez przekonania, próbując zajrzeć Esh w oczy – tak dla porządku. A ty, jeśli nie idziesz ze mną, to poczekaj może gdzieś... – rozejrzała się – ...tutaj, o.
I wskazawszy Eshoar drewnianą przybudówkę pokrytą dającym kryjówkę daszkiem, ruszyła w stronę hałasów, raz tylko się jeszcze na Esh oglądając z gestem wyciągniętego ramienia w krótkim pozdrowieniu typu "Widzimy się" lub "Jak chcesz, to chodź" – zależnie od tego, jak kto miał siłę to interpretować.

Re: Dzielnica Portowa

52
Wierzę – odparła krótko Esh na rewelacje dotyczące niefortunnej spłaty długu Atsi. Była ciekawa czy ta usługa, prócz bycia quasi damą do towarzystwa, obwarowana jest także czynnościami, jakby to rzec... cielesnymi. Nie znała się na gustach lokalnej społeczności, ale i tak niebywałym wydało jej się, że ktoś – nawet jeśli to kanalia – znajduje przyjemność w obserwowaniu i byciu obsługiwanym przez takie zabiedzone stworzenie jak Atsi. Albo mieli tu niskie wymagania, albo dziwne upodobania... Tak czy inaczej – Atsi właśnie ruszyła w stronę hałasów, a Esh – choć pierwotnie miała trzymać się z tyłu – poszła za dziewczyną, omijając wskazany przez Atsi kąt. Uznała, że nawet jeśli zrobi trochę hałasu, to dźwięki dochodzące zza winkla skutecznie to zagłuszą.
Nie miała pojęcia czemu to robi – impuls?, ciekawość?, głupota? Na pewno nie altruizm. O to Eshoar siebie nie podejrzewała. Cokolwiek kryło się za rogiem – elfka prawdopodobnie nie była na to przygotowana.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

53
Gotowa już ruszyć na mikrorekonesans Atsi zatrzymała się, widząc Esh podejmującą ten sam plan. Nie spodziewała się tego chyba trochę, ale zaskoczenie było pozytywne.
Do pokonania była dłuższa ściana pokaźnego składu – ale nie cała, a jedynie pierwsze piętnaście-dwadzieścia metrów do wspomnianej przybudówki, której chybotliwe drewniane ściany mogły kryć wejście do odkrycia istoty tych dźwięków. Ciche poruszanie się – zwłaszcza odkąd Atsi straciła instrument i maczugi – nie było problemem sprężystych, gibkich dziewczyn; raz tylko stuknął o drewnianą ścianę zaawieszony u pasas tubus z wciąż nieodkrytą przez Esh zawartością – ale poza tym dotarły do przybudówki bez wzbudzania podejrzeń. Tymczasem z przybudówki wyszło jeszcze jedno klaśnięcie, parę krótkich słów i odgłos chluśnięcia wodą.

Pierwszeństwo zerknięcia przywłaszczyła sobie Atsi. Drzwi były uchylone na tyle, że nie trzeba było ryzykować popchnięcia i jęku zawiasów – oba chudzielce zdołają przejść bez tego. Pierwsza Atsi wniknęła w ciemną szczelinę, Esh przez chwilę widziała jej plecy, gdy schylała się czujnie, zanim nie podeszła do drzwi prowadzących do wnętrza magazynu. Tam się zaczaiła, trwało to ze dwadzieścia oddechów, po czym wrócila bezgłośnie do Esh.
– Dobra, nie ma co – uspokoiła ją machnięciem dłoni. – Trzech mocnych obrabia jakiegoś miastowego. Zresztą na oko – elfa. Tak to jest, jak dzieciaki z bogatych domów wplączą się w sprawy Portu; najczęściej przez głupotę. Nie wiem czy cię to będzie interesować, ale jednego z tych, co go biją, znam. Ostatnio pracował dla piratów, zresztą to kumpel Qaila – Atsi była chyba gotowa ruszać dalej, ale też rozumiała, że nie po to Esh jednak zdecydowala się jej towarzyszyć, żeby teraz odpuścić sobie kuknięcie na tę scenę.
Toteż i objawiła się ta scena samej Eshoar, postępującej równie cicho i sprawnie, co Atsi.

Scena rozgrywala się w odległości parunastu kroków, oświetlona wiszącą z krokwi lampą olejową. W scenie brali udział: barczysty mężczyzna tyłem, półork z profilu, zgarbiony, dzierżący puste wiadro wody, osobnik zakryty przez skrzynię, zdradzający swą obecność tylko czubkami butów, oraz leżący na ziemi młodzian, obiekt zainteresowania pozostałych. Ubrany był schludnie, choć w obecnej chwili nie miało to znaczenia. Leżał w kałuży wody, właśnie się podnos^l na drżących dłoniach, jakby robił trzysetną pompkę. Noga mężczyzny tyłem zakrywala mu teraz trwarz, ale widać było elfią ostrość ucha, zresztą naderwanego chyba... A gdy udało mu się podnieść, ork kucnął przy nim i podniósł jego twarz za podbródek, coś do niego szepcząc. Młodzian poruszył głową, przez co na trzy krótkie mgnienia – jedno po drugim – dało się przyjrzeć jego twarzy, jednak z niewieloma szczegółami, gdyż byla zakrwawiona i częściowo zasłonięta włosami. Ale nie zawsze i nie dal wszystkich mogło to być przeszkodą, jest jeszcze instynkt. Otóż instynkt szepnął właśnie Eshoar z drżącym w zaskoczeniu dramatyzmem, że gdyby obmyć tę twarz i odsunąć kosmyki, zobaczyłaby Yewina.
Yewina?!?!?!?!...
Nieee – jakże zyskać pewność? Toż to tylko sugestia rozemocjonowanych zmysłów!
Nieee – to Yewin, na sto procent! Bogowie...!
Spokojnie, Esh, nie dramatyzuj; światło jest kiepskie, młodzieniec ciągle czymś zasłaniany; nie masz pewności.
Pewności może nie – ale przeczucie!...
Et – przeczucie... Musiałabyś sprawdzić. Oszalałaś? Ale – albo sprawdzisz, albo zmiataj stąd, bo cię wyczują...

Cóż... kwestia czy oddać głos odruchom, czy zdrowemu rozsądkowi, to najbardziej nacechowana dramatyzmem kwestia istot myślących. PRzed takową stała teraz (czy raczej kucała) Eshoar. Póki co – niezauważona, mogła wycofać się bezpiecznie i kontynuować przemarsz w stronę portowego świtu. A bo to każdy smukły dobrze ubrany elf jest zaraz twoją rodziną?
No nie każdy; Tylko... niektóry...
No takl ale czy na pewno – na pewno – ten akurat?
No: na pewno to na pewno nie.

Re: Dzielnica Portowa

54
Yewin?! – ta myśl, świadomość, a może ponadzmysłowa pewność, sprawiła, że Eshoar zamarła na moment niczym łania oślepiona nagłym rozbłyskiem światła w ciemności. Stupor nie trwał jednak dłużej niż uderzenie serca. Najciszej jak potrafiła wycofała się rakiem. Odwróciła pobladłą twarz w stronę Atsi, której najwyraźniej umykał dramatyzm, a może czarny humor, całej sytuacji. Wieloletnia dobra passa rodziny Zefir powoli stawała się przeszłością.

Wiem, że to co teraz powiem zabrzmi absurdalnie – wydyszała Esh konspiracyjnym szeptem – ale ten elf to mój brat... Nie mogę go tak zostawić! – oczy elfki były rozgorączkowane, rozbiegane, a myśli rozpaczliwie szukały rozwiązania. Wtem odwróciła się na pięcie, rzucając tylko – Poczekaj tu.

Esh schyliła się szybko i wyjęła z cholewy buta sztylet, chowając go sobie w jednym z rękawów tuniki, a szablę na powrót umieściła w pochwie. Łuk i kołczan położyła przy wejściu, mając nadzieję, że Atsi przypilnuje jej dobytku.

Do wyboru było kilka opcji, choć wszystkie były mniej niż kiepskie, a szansa na powodzenie – znikoma. Niemniej jednak elfka musiała coś wybrać... albo odejść. Lecz wówczas nie zaznałaby już snu sprawiedliwego chyba nigdy. Mogła wpaść tam i zrobić pijacką scenę, odgrywając damę lekkich obyczajów poszukującą swego zapodzianego towarzysza. Odrzuciła jednak ten plan ze względu na niezbyt stosowny ubiór i brak akcesorium w postaci jakiejś flaszki. Choć teoretycznie mogliby dać się podejść, to później musiałaby urządzić krwawą jatkę i nie była przekonana czy wyszłaby z niej cało. Mogła też po prostu tam wejść i próbować negocjować, ale nie bardzo miała co zaoferować... prócz swej godności, a tej nie poświęciłaby nawet dla brata. Poza tym ci trzej nie wyglądali na miłośników dyplomacji. Mogła również spróbować bezpośredniej konfrontacji. Miała przewagę zaskoczenia, lecz na ile by się ona zdała w takich ciasnych ciemnościach? Nie była wszak skrytobójcą... do walki potrzebowała przestrzeni. Ostatnią, w mniemaniu elfki, opcją było zagranie autorytetem i na to postawiła... choć szanse powodzenia przypominały orczą ruletkę.

Eshoar wzięła głęboki oddech, przybrała na twarz najbardziej srogi wyraz, jakim dysponowała i kopniakiem otworzyła drzwi na oścież.
A więc tu się chowasz! – zwróciła się do leżącego na ziemi Yewina pełnym złości głosem. – Łajzo ty, szczurzy parchu, gdzie to się szlajasz, co?! Dus'Ge wszędzie cię szuka, Kealgan mało się nie osrał na miętowo jak się dowiedział, żeś zniknął na chwilę przed odejściem okrętu... – zachłysnęła się na chwilę, teatralnie omiotła twarze drabów, jakby dopiero co ich zoczyła, a sens sceny przed oczyma dotarł do mózgu. – No... ale widzę, żeś już dostał za swoje... Należało ci się, tyle powiem! A szanownym panom – tu zwróciła się do bandytów z przesadną galanterią – najwidoczniej winnam podziękowania za zajęcia wychowawcze. Pewna jestem, iż pan Kealgan chętnie wynagrodzi ten szlachetny trud – ukłoniła się dwornie. – Takich to trzeba krótko! Czy panowie mają jakiś osobisty uraz do tego tutaj, kmiota? Jeśli tak, to proszę, ja zaczekam. Chociaż pan Kealgan z pewnością rad by osobiście obić mu ryja jeszcze przed świtem.

Po tej tyradzie, Esh napięta jak cuma, oczekiwała dalszego rozwoju wydarzeń.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

55
Atsi zdębiała wyraźnie i w pierwszej chwili w ogóle nie zareagowała; dopiero gdy Esh odłożyła łuk i kołczan, postąpiła szybko do przodu:
– Eshoar, kurwa, nie, czekaj... ale jej wyciągnięta ręka złapała tylko powietrze, a odgłosy za Esh świadczyły o tym, że Atsi nie ruszała za nią dalej niż do wnętrza przybudówki.

Bogowie wyposażyli Eshoar (z domu Zefir) w talenty sceniczne oraz ten rodzaj oddziaływania, który każe innym słuchać, zwracać uwagę i brać sobie do serca to, co słyszą i widzą – zarówno więc gwałtowne pojawienie się, jak i zmasowany atak werbalny nie pzostawiły zebranych obojętnymi.
Mężczyzna tyłem – odwrócił się, ukazując przeciętą skośnie blizną gębę, pokrytą licznymi kurzajkami, teraz uśĶiechniętą z zaciekawieniem. Lekko zgarbion półork sapnął i odsunął się najpierw pół kroku wstecz, a pod koniec przemowy wrócił już do przodu o cały krok, odkładając wiadro. Osobnik dotąd niewidoczny teraz dawał się Eshoar oglądać – a był to wysoki, szczupły chłopak ludzki lat może dwudziestu pięciu-siedmiu, z czarnymi włosami zebranymi w kucyk, odziany tylko w brudną kamizelkę i płócienne portki; za to buty miał porządne, a w dłoni trzymał bicz. Natomiast elf na ziemi zaczął się podnosić na drżących dłoniach, aż siadł krzywo, wlepiając w Esh niewierzące spojrzenie (gdy już odgarnął sobie z twarzy zlepione krwią kosmyki).
– E... – zaczął, urwał, zastanowił się najwyraźniej, czy to jest miejsce na zdradzanie, że wie, kto to wtrynił się w ich czteroosobową zabawę, na koenic jednak najwyraźniej podjął decyzję co do roli, którą miał tu zagrać: – Dus' Ge... No tak, przepraszam, to jest totalne niep-
W tym momencie ten z przeciętą twarzą kopnął Yewina w szczękę, słowa się rozsypały w jękliwe sylaby, a ledwo usiadły braciszek znów padł na bok – i w tej pozycji już został, bo chłopak z kucykiem siadł mu po prostu na brzuchu.
– Co się tu odpierdala? – zapytał rzeczowo, patrząc z ciekawskim kpiącym uśmieszkiem po twarzach towarzyszy i Eshoar.
– Niezła dupa – rzucił półork, wyciągając zza pleców długi nóż, podczas gdy ten z przeciętą twarzą ustawił się tak, że zakrył Yewina; teraz stali wszyscy w zwartej grupie naprzeciw Eshoar.
– Nie wiem, skąd się tu przypętałaś, laska, ale musisz poczekać na swoją kolej – wyszczerzył się ten z kucykiem, po czym dodał, wskazując końcówką rękojeści bicza na Yewina pod sobą: – ALe to długo nie potrwa. Kolega dostał już wiadomość
– Słuchaj, Uth... – zwrócił się do niego półork. – A może ona się nada?...
– No...? Może się nada, fakt – sapnął ten z przeciętą twarzą, błyskawicznie pokonując dwa dzielącego go od Esh kroki, już z długim nożem w prawicy, zmierzającym do jej piersi z zamiarem bynajmniej niemiłosnym...

Re: Dzielnica Portowa

56
No i pudło... – westchnęła w duchu. Być może Kealgan ze swoimi brudnymi interesikami nie był jednak taki ważny jak jej się wydawało jeszcze przed chwilą, a może akurat w tym rejonie nazwisko to nie było znane... albo poważane. Tak czy inaczej – musiała teraz jakoś wybrnąć. I coś jej mówiło, że bez przemocy się nie obejdzie.

Ależ panowie! – uniosła ręce w geście poddania i cofnęła się o krok. – Po co te nerwy? Zabiorę tylko tego tam, gagatka, i już mnie nie ma! Dus'Ge i kilku chłopaków kręcą się tu kawałek dalej, szukając naszej zguby, na pewno ucieszy ich fakt, że już się znalazł – spróbowała kolejnego blefu, może łykną i odpuszczą, choć wewnętrznie już szykowała się na unik przed brzydalem z kosą.
Ostatnio zmieniony 23 wrz 2018, 21:51 przez Juno, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

57
Nazwiska taj'cahańskich wielmożów były takim jak te tutaj typkom znane w stopniu analogicznym do znajomości nazw innych krajów: gdzieś są,, pojawiają się zasadnie w rozmowach mądrzejszych, i tyle. Owszem, ci tutaj znali nazwisko Kealgan, wiedzieli, że głowa rodu, Arrigal, zajmuje się oficjalnie handlem i transportem, znali też nieoficjalne interesy magnata (choć nie z pierwszej ręki) lepiej na pewno, niż współdomownicy posiadłości Kealganów – i owszem, pudło Eshoar w tym sensie, że Kealgan osrany na miętowo na pewno nie był wizją zdolną przerazić oprychów w stopniu, który umożliwiałby jej bratersko-siostrzaną réunion bez żadnych kosztów.
Tak; ale nie cała trójka zatrzymała się w rozwoju na etapie słyszenia czegoś od mądrzejszych od siebie – jak się okazało, gdy brodawkowaty doskoczył do Eshoar z kosą.

– Zostaw! – warknął krótko chłopak z włosami zebranymi w kucyk, na co drab faktycznie wyhamował, amortyzując wcześniej zainwestowaną siłę skoku w taneczny (i przy tym w istocie zgrabny, wskazujący dużą gibkość w walce) półprzysiad, okrążający postać elfki z paskudnym uśmieszkiem kogoś, kogo tylko zwierzchnik może powstrzymać przed poderżnięciem gardła ot tak.
Tymczasem ten z kucykiem – jako się rzekło: chłopak, z nich wszystkich najmłodszy, z urodą wskazującą przymieszkę krwi północnej (kto wie, czy nie urataiskiej), o trudnej, może trochę frapującej urodzie (na pewno nie "ładny", niekoniecznie "przystojny", raczej "niesamowicie wyrzeźbiony", gdy mowa o rysach twarzy) – pilnowanie leżącego elfa powierzył półorkowi, samemu podchodząc do Esh z badawczym spojrzeniem.
– Cze'j-cze'j, maleńka... (I nie machaj mi tu Dus'Gem, bo zaraz się okaże, że ma więcej kłopotów, niż sądzi). Do rzeczy: znacie się, tak? Wy dwoje? – wskazał rękojeścią bykowca najpierw wstecz na leżącego, potem na nią, i z powrotem wstecz. – Jesteś z rodziny Kealganów, hm? Czy z którejś z tych rodzin spijających kealgańską złotą ślinę z podbródka? I przyszłaś tutaj... – zerknął za siebie, jakby tam szukał słów – ...szukać zgubionego kolegi? Domyślam się, że wiesz, jakie interesy go tutaj sprowadziły, hm? Czy – wychylił się teatralnie do przodu, jakby nasłuchiwał czegoś dłonią – czy może powiesz, że nie wiesz? Väkk... – rzucił na koniec do brodawkowicza (najwyraźniej było to jego imię czy ksywka), bo obszedł Esh bezpiecznym łukiem, i zajął pozycję za nią, blokując dostęp do przejścia do przybudówki.

Re: Dzielnica Portowa

58
Krótka komenda z ust Kucyka – jak teraz nazywała go w myślach Esh – nie tylko spowodowała, że brzydal zaniechał ataku, ale też osadziła w miejscu samą elfkę. Zaskoczona w pierwszej chwili – szybko wzięła się w garść, w nieoczekiwanym zwrocie akcji upatrując swojego (i Yewina) ratunku.
Znudziło ci się mordobicie i chcesz pogadać? – zastanowiła się Esh. – A może lubisz wiedzieć kogo zabijasz...? Albo po prostu lubisz wiedzieć. Wszystko. – Znała taki typ ludzi, nawet w jej środowisku zawsze było ich pełno. W końcu informacja to władza.

Opuściła powoli wcześniej uniesione ręce i skrzyżowała je na piersiach. Twarz wykrzywił jej sardoniczny uśmiech, nie sięgający jednak żółtych oczu, uważnie wpatrujących się teraz w dziwną, ale interesującą twarz chłopaka.

Eshoar nudziła klasyczna uroda u mężczyzn, dlatego być może Qail nie skradł jej serca, jak sugerowała to wcześniej Atsi. Był bosko przystojny, fakt, ale brakowało mu tego czegoś. Tego czegoś, co ewidentnie miał w sobie osobnik stojący teraz przed Esh. Nie wiedziała czy to coś kryje się w ciekawskim spojrzeniu okrutnych oczu, szelmowskim uśmiechu o wciąż pełnym – mimo fachu – uzębieniu, czy może całokształcie nonszalanckiej postawy bandyty. Niemniej jednak – było na czym oko zawiesić.
Niczego sobie – pomyślała, z uznaniem macając go wzrokiem, a gdy doszła do samego dołu nie mogła nie zwrócić uwagi na porządne buty. Kto jak to, ale Eshoar z domu Zefir potrafiła docenić zacne obuwie.

Lepsze spijanie złotej śliny z podbródka – zakpiła – niż kwaśnego potu z dupy. Ale to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje. Nie bądźmy jednak małostkowi – zrobiła gest jakby odganiała natrętną muchę. – Obydwoje dla kogoś pracujemy i obydwoje mamy robotę do zrobienia. Ty swoją najwyraźniej już wykonałeś – zerknęła w stronę zwiniętego na ziemi Yewina – pozwól mi więc wykonać moją. Na tym etapie – skatowany elf jęknął żałośnie – nie można już mówić o konflikcie interesów.

Oczywiście – podjęła po chwili przerwy Esh – możesz mnie zabić czy co tam ci wyobraźnia podpowie. Pytanie tylko jak na tym wyjdziesz? Jestem zwykłą najemniczką, ale jednak pracuję dla kogoś kto niespecjalnie lubi gdy mu zabierać zabawki. Zastanów się dwa razy nim naplujesz Kealganowi w twarz. Ostatnio ma kiepski czas, wiesz... Córkę mu ktoś spod nosa zapierdolił. Myślisz, że wiele mu będzie trzeba, by wszcząć z wami małą wojenkę? Ba! Będzie jak znalazł coby trochę pary spuścić i udowodnić sobie, że jednak ma wszystko pod kontrolą... – elfka uśmiechnęła się półgębkiem i puściła Kucykowi oczko.
Obrazek

Re: Dzielnica Portowa

59
Imię młodzieńca, choć raz już wypowiedziane tutaj (a i więcej niż raz nieco wcześniej) miało prawo umknąć pewnej siebie elfce i nadana mu przez nią ksywka wydawała się zdecydowanie usprawiedliwiona. Co więcej: czy to on spostrzegł to coś na widok jego tego czegoś w jej spojrzeniu, czy też to ona sama miała i dla niego to coś, choć pewnie o tym nie zdążyła pomyśleć – chłopak odrzucił ze spojrzenia wrogą czujność, pozwalając uwidocznić się we wzroku jawnemu zainteresowaniu jej osobą.
Ba, więcej nawet: wybuchnął krótkim ale gromkim niskim śmiechem (odrzucając do tyłu głowę w niekłamanej radości), zakończonym śpiewnym "Echhh, kurwa...", w którym zdecydowanie mniej było kpiny, niż zaskoczonego uznania dla sprawnej riposty. Czyżby na równi z dobrą wymianą ciosów potrafił docenić również dobrą potyczkę słowną?
– "Kwaśnego potu z dupy"... – powtórzyło mu się jeszcze, gdy wysłuchał jej do końca, a rechot umykał już przed powtórnym skupieniem na sytuacji. – Tak?... – zainteresował się na śmiałą uwagę o końcu konfliktu interesów, co z kolei kazało mu słuchać jej dalej, gdy podjęła ze swym "Oczywiście".– Taaak? – powtórzył, tym razem udając, że porwanie córki Kealgana jest dlań nowiną. – Hm. Albo jesteś niezła w swoim fachu, albo szybko się uczysz, kotku... Co na jedno wychodzi. Ale przyznam, że owszem, kupiłaś sobie trochę mojego czasu. Chyba jednak pracujesz dla Arrigala od niedawna i gówno wiesz o jego wojenkach. Pod kontrolą to on sobie może mieć najwyżej swojego siusiaka, jak się skupi... – tutaj zarechotał półork z Väkkiem, podczas gdy młodzieniec o trudnej urodzie i matowym lekko zachrypniętym niskim głosie podszedł do Eshoar na odległość kroku i patrzył sobie na nią bezczelnie wzrokiem, w którym była mieszanina nieskrępowanej dzikości z pewną osobliwą, tajemniczą acz prymitywną poetyką. Miał na oko dwadzieścia pięć do trzydziestu lat, dwie równoległe cienkie zmarszczki mimiczne na każdym z policzków dodawały mu wieku i mocy (lub brutalności), gdy się lekko uśmiechnął, przyjąwszy jej puszczone oczko. Takim, nieco bezczelnym, władczym, a jednak na poły przyjacielskim spojrzeniem przesunął ciekawsko od twarzy Eshoar w dół i z powrotem, kończąc na zajrzeniu jej w oczy, okręcając przy tym rękojeść bykowca w obu szerokich kościstych dłoniach.
– Oczywiście mogę cię zabić, nie tacy tu giną bez śladu i głosu... ale faktycznie, na nic mi na razie twoja śmierć. Trochę za szeroko blefujesz, kiedy pierdolisz o wojenkach, ale że Kealgan ma ostatnio kiepski czas, to fakt. I to fakt, który być może trochę nas połączy... Chodź. – Machnął do niej zapraszająco, odwracając się, po drodze ruchem głowy wydając Väkkowi i półorkowi komendy: Väkk zamknął i zaryglował drzwi między magazynem a przybudówką, zabijając na sztywno drewniany czop-skobel (i tym samym poważnie izolując ukrytą tam w ciemnościach Atsi od potencjalnej chęci jej włączenia się w tę scenę), zaś półork capnął leżącego na ziemi elfa za rękę i nogę i lekko zarzucił go sobie na jedno ramię. Zarzucony jęknął coś, chyba wypluł ząb, ale poza tym nie planował chyba wysiłku w rodzaju prób uwolnienia się; pewnie był zamroczony.
Tymczasem "Kucyk" ruszył w głąb magazynu, zabudowanego labiryntem dwumetrowych skrzyń i takichże beczek, raz tylko zerknąwszy, czy barwna i wygadana nocna poszukiwaczka szlachetnie urodzonych elfów ma zamiar podążyć za nim, czy na tym może planuje skończyć swą misję, odryglować drzwi (choć do odbicia czopu-skobla gołymi rękoma może mieć wręcz zbyt mało siły) i ruszyć w noc, złamaną już kreską łuny świtania na wschodzie.

Re: Dzielnica Portowa

60
W życiu każdej istoty rozumnej zdarzają się tak zwane "propozycje nie do odrzucenia" – czy to dosłownie, czy jedynie metaforycznie ujęte. W przypadku Eshoar było to specyficzne połączenie obydwu.

Zaryglowane drzwi były przeszkodą do bólu prozaiczną i wymownie świadczyły o przewadze opcji skorzystania z zaproszenia Kucyka. W przeciwnym razie – po całym tym przedstawieniu – musiałaby szarpać się na koniec ze skoblem jak jakaś idiotka. A nie po to wparowała na wątpliwej jakości imprezę jak taran, by teraz wycofywać się, nie osiągnąwszy nawet celu w jakim to uczyniła – Yewin, jakby nie patrzeć, nie wyglądał na uratowanego.

Poza tym – Eshoar nie chciała uciekać.

Nagle okazało się bowiem, że zupełnie przypadkowo i bezwiednie natrafiła na trop Patli, informacja ta – w swoim miękkim kokonie absurdu – nie do końca jeszcze trafiała do świadomości elfki. To, co natomiast trafiało tam doskonale, to fakt, że nie tylko nie została zgwałcona, pobita czy zabita, ale wręcz zaproszona do... współpracy? Nie wiedziała jak nazwać ten niespodziewany obrót spraw, nie wiedziała też czy faktycznie wyjdzie na nim dobrze, ale nie skorzystać w tym momencie z takiej okazji byłoby czystą głupotą.

O Atsi się nie martwiła – ona z pewnością sobie poradzi. Elfka miała tylko nadzieję, że dziewczyna zaopiekuje się jej łukiem i jeszcze kiedyś ją spotka, by odebrać swoją własność.

Tymczasem z uśmieszkiem w kąciku ust, ale już bez słów (co za dużo to niezdrowo) – ruszyła za przedziwnym orszakiem, fantazjując o pachnącej, gorącej kąpieli i kielichu schłodzonego wina o owocowym, lekkim aromacie... Obejrzała sobie przy tym tyły Kucyka i doszła do wniosku, że dodanie go do tego obrazka nie byłoby wcale złym pomysłem.
Obrazek

Wróć do „Stolica”