Dzielnica Portowa

316
POST POSTACI
Agnes Reimann
Z jednej strony spodziewała się natłoku pytań, wszakże zniknęła na całą noc nie dojeżdżając nawet do domu, z drugiej jednak łudziła się, że ojciec da jej spokój chociaż dopóki się nie obudzi. Było to jednak płonne i nie mogła powstrzymać napływającej do jej trzewi irytacji, gdy usłyszała ostry głos ojca. Była zmęczona i nie chciało się jej wysłuchiwać kazań. Po prostu.

Odwzajemniła uścisk dłoni, uśmiechając się pokrzepiająco do ojca, a raczej wysilając się na taki uśmiech, bo na nic bardziej szczerego nie było jej stać. Dopiero na pytanie o najemnika, mina jej nieco zrzedła. Nie wiedziała do końca, w jakim kontekście pyta o niego, ale sądząc po fakcie, że podobno pokłócili się pod jej nieobecność, nie mogło to być nic dobrego. - Wysłałam go do Sehleana, żeby przekazał wiadomość. Wróci niedługo. - Powiedziała, ale nie wszystko. Dalsze pogrążanie tematu było jej kompletnie niepotrzebne, a być może Victor do tego czasu doprowadzi rękę do porzadku... I ubrania, które nie świadczyły o nim zbyt dobrze. Nie zamierzała bowiem opowiadać szczegółowo, co się tam stało, a więc widok zdezelowanego wojownika, który słania się na nogach nie pomógłby w kolejnych pytaniach. Chciała po prostu oszczędzić nerwów ojcu.

Uniosła głowę, z jednej strony słysząc kolejne pytania starego Reimanna, z drugiej odgłosy dochodzące z domu. Przyjemnie było słyszeć krzątaninę i żywą atmosferę, jaką generowała służba, niż szum drzew nad głową. Co prawda tego drugiego nasłucha się razem z szumem fal na wyspie, ale tam przynajmniej będzie otoczona innymi ludźmi. Tam będzie tworzyć nowy dom; i brak było w jej głowie aż takiego sentymentalizmu. Będzie miała część służby ze sobą, więc nie będzie narzekać.

- Vasati to kobieta. Elfka - poprawiła ojca, wzdychając ciężko i ostrożnie zaraz dobierając słowa. - Vasati była kiedyś współpracowniczką Sehleana, ale za jego plecami próbowała wygryźć mnie z interesu. Syndykat Tygrysa wytypował mnie do wyprawy na Kattok po tym, jak ona nie zdążyła przez swoje szemrane interesy i w związku z tym poczuła się zobligowana do uprzykrzenia mi życia pomimo braku świadomości z mojej strony. Jej kochanka natomiast poczuła się równie zobligowana do pomszczenia Vasati - cofnęła rękę, zabierając się za smarowanie pajdy chleba masłem i konfiturą. Nalała kompotu sobie i ojcu, po czym ugryzła kanapkę, bacznie nań spoglądając.

- Wiem, że w twojej głowie pewnie chciałbyś o wszystko obwinić najlepiej Victora, ale szczerze powiedziawszy średnio mogę nawet powiedzieć, aby to choć częściowo była moja wina. Padłam ofiarą zawistnych rywali, ot - powiedziała, chcąc nieco zmiękczyć jego opiekuńcze serce. Kęs popiła kompotem i odchrząknęła. - Zjem i pójdę się wykąpać. Byłam poza miastem i trzy czwarte moich otarć jest od przeklętych krzewów. Potrzebuję normalnej kąpieli i snu.

Czekała na kolejną porcję od Sonii, nie chcąc zapychać się dżemami. Jednocześnie myślami odbiegala do łóżka - była śpiąca, tak bardzo!

Dzielnica Portowa

317
POST BARDA
Ojciec westchnął ciężko, ale nie zadawał więcej pytań. Wyglądało na to, że jej odpowiedź dotycząca Victora była wiarygodna, a skrócona historia Vasati i Shanis, utrudniających jej życie, była wystarczająco szczegółowa, by nie potrzebował dowiadywać się w tej chwili więcej. Agnes widziała zmęczenie w jego oczach, choć nie fizyczne, z jakim głównie zmagała się ona. Z pewnością nie tego się spodziewał, podróżując tutaj przez wiele tygodni tylko po to, by spotkać się z córką, która tak dawno opuściła dom. Pewne rzeczy się pozmieniały, pewne już nigdy nie będą takie same i Franz wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę.
Sonia po jakimś czasie przyniosła też podgrzaną zupę warzywną, znacznie lepszą na żołądek Agnes, niż chleb z konfiturą. Postawiła ją przed nią i przez chwilę wyglądała, jakby chciała o coś spytać, ale widząc minę rudowłosej, ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Dużo lepiej od starego Reimanna wiedziała, co kobieta przeżyła przez ostatnie dni. Widziała ją w stanie dużo gorszym, niż obecnie i znała ją już na tyle, by wiedzieć, że trzeba dać jej czas i możliwość odpoczynku, którego teraz ewidentnie bardzo potrzebowała.
- Oczywiście - odpowiedział Franz miękko. - Wybacz mi tę lawinę pytań.
Napił się kompotu, przez chwilę po prostu w milczeniu przyglądając się, jak jego córka je zupę.
- Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa. To najważniejsze.
Victor albo go zupełnie nie interesował, albo założył z góry, że najemnikowi nic nie jest, na podstawie informacji, których zechciała udzielić mu Agnes. W końcu nie wspomniała o żadnej bójce, o żadnym burdelu, ani zszywaniu ran. To mogłoby być za dużo dla wrażliwego serca jej ojca, więc chyba była to dobra decyzja. Pozostało mieć nadzieję, że ani Jacob, ani Victor nie postanowią z jakiegoś powodu podzielić się z nim większą ilością szczegółów.

Gdy zjadła, Flavia czekająca na ławce przy ścianie podniosła się i zaprowadziła ją do łaźni - choć Agnes przecież doskonale wiedziała, jak do niego trafić. W środku, na toaletce, czekały maści, zapas świeżych opatrunków i bandaży. Albo służąca domyśliła się sama, że musi je przygotować, albo dostała takie polecenie w międzyczasie od Jacoba. Pomogła rudowłosej rozebrać się z ubrań i rozwinąć bandaż z nogi. Rana była dość płytka, więc zasklepiła się już wstępnie, choć nadal grzanie się przez pół godziny w ciepłej wodzie nie było rozsądnym pomysłem. Reimann zresztą chyba wcale nie chciała marnować czasu na kąpiel, gdy czekało na nią łóżko. Po ponownym opatrzeniu rany, przebraniu się w świeże, luźne ubrania i rozczesaniu boleśnie splątanych włosów, kobieta mogła ostatecznie rzucić się w pościel i odłączyć się od otaczającego ją świata co najmniej na kolejne kilka godzin.

Spoiler:
Obrazek

Dzielnica Portowa

318
POST POSTACI
Agnes Reimann
W końcu przed Agnes został postawiony wazon z zupą – ciepłym daniem, którego tak bardzo brakowało jej żołądkowi. Pozwoliła Sonii na nalanie wywaru do talerza, przy okazji wychwytując wahanie w jej minie, jakby chciała ją o coś zapytać. Kobieta spojrzała na nią z miną jasno sugerującą, że nie ma ochoty na wścibskie dopytywanie o szczegóły jej ostatniej nocy, po czym chwyciła za łyżkę i zaczęła ostrożnie jeść. — Ja też się cieszę — mruknęła znad miski, wykrzesując z siebie ostatni uśmiech, zanim w milczeniu nie oddała się konsumpcji posiłku.

Kończąc, wstała powoli i z wyraźnym trudem spowodowanym zasiedzeniem w miejscu ruszyła wraz z Flavią do łaźni. Czuła napierające na nią siłą tysiąca kowadeł zmęczenie, wgniatające jej stopy do ziemi oraz obciążające jej powieki. Ledwo dotarła do pokoju, a widok ciepłej wody, maści i balsamów jeszcze bardziej ją rozluźnił, wprowadzając w swoisty trans, w którym rzeczywistość zlewała się snem. Automatycznie zrzuciła z siebie ubrania, rozplątała warkocz i odwinęła bandaż, po czym weszła do balii, pozwalając służce oblać ją świeżą wodą. Westchnęła, przymykając oczy, tkwiąc w ekstazie spowodowanej kąpielą z prawdziwego zdarzenia.

Osuszywszy ciało, dokonała jeszcze jego inspekcji, doszukując się siniaków i zadrapań innych niż to od strzały. Dopiero wtedy chwyciła za utensylia łazienkowe, nacierając się nimi intensywnie. Na samym końcu narzuciła koszulę nocną na siebie, rozczesała wilgotne włosy i ruszyła prosto do sypialni, na której widok aż zachwiała się w progu. Zanim zamknęła za sobą drzwi, poleciła Flavii, by przekazała Jacobowi informację o tym, aby nie odpowiadał ojcu na pytania dotyczące ich wypadu. Dopiero wtedy chwiejnym krokiem znalazła się tuż przy sienniku, na którym usiadła, podwijając nogi pod cienką kołdrę i zawijając się w nią zaraz. Wtuliła głowę w poduszkę... i natychmiast zasnęła twardo. Należało jej się.

Dzielnica Portowa

319
POST BARDA
Ostatnimi czasy zbyt często Agnes musiała padać na łóżko tak wykończona, jak dziś. Zbyt często bała się o życie swoje i innych, zbyt często usiłowała przywrócić swoją codzienność na dawne, znajome i kontrolowane tory. I dziś, tak jak za każdym razem, nie pamiętała nawet momentu, w którym zasnęła, zbyt zmęczona, żeby zarejestrować ten moment. Całe ciało bolało ją po przeczekanej w ruinach nocy, po drzemce o kilka godzin za krótkiej na niewygodnym łóżku plantatorów, po konnej ucieczce i wszystkim, co przeszła później. I choć może nie była tak wrażliwa na sprawy doczesne i nieistotne, jak większość ludzi, więc może nie nabawiła się traumy, to niechęć do opuszczania domu przez najbliższe dwa dni stała się wyjątkowo silna.
Obudził ją deszcz. Ciężkie krople gęsto spadające z nieba uderzały w dach, okiennice i rozbijały się na pobliskiej uliczce. Hałas ulewy zagłuszał wszystkie dźwięki, jakich mogła się spodziewać z wnętrza domu. Nie wiedziała tylko która jest godzina - zegarek, jaki dała i odebrała Victorowi, nadal nie działał, a przez okiennice nie widziała, czy półmrok wynikał z zachmurzonego nieba, czy z zbliżającego się już wieczoru. Przynajmniej świat nie był już pogrążony w czerwieni.
Kiedy otworzyła drzwi, by wyjrzeć z sypialni, na ławce przy ścianie siedziała Flavia i wyszywała coś na fragmencie materiału. Na widok Agnes służąca podniosła się i uśmiechnęła do niej uprzejmie. Nie wyglądała na zdenerwowaną ani zestresowaną, więc chyba nie wydarzyło się nic strasznego przez ostatnie kilka godzin.
- Chciałaby pani zmienić opatrunek? - spytała cicho. - Pomóc z ubraniem i włosami? Pan Victor przyszedł ze swoim służącym. Pani ojciec odpoczywa w pokoju gościnnym. Nie spał, jak pani nie było, więc teraz poszedł... prosił, żeby obudzić go, jak pani wstanie.
Niezależnie od tego, czy Agnes zgodziła się na jej pomoc, czy postanowiła doprowadzić się do porządku sama, po jakimś czasie mogła zejść już na dół, licząc na to, że życie nie przyniesie jej już żadnych przykrych niespodzianek. Po drodze spotkała bliźniaków - bracia pogrążeni byli w jakiejś poważnej dyskusji, choć gdy w okolic pojawiła się ona, przerwali rozmowę.
- Pani Agnes... - zagadnął ją Blaise. - Ustaliliśmy co z wyjazdem.
- Tak. Nie musimy być... ciągle razem. Tak uzgodniliśmy.
- Chciałbym popłynąć z panią na Kattok -
powiedział starszy z bliźniaków, zaciskając dłonie, a na jego twarzy odmalowała się determinacja. Wciąż wyglądał, jakby musiał przekonać do tego jeszcze siebie samego, ale przynajmniej podjęli już jakąś decyzję. - Jeśli... jeśli nie ma pani nic przeciwko. I się pani zgodzi, żebym się u pani uczył.
Adrien tylko skinął głową, potwierdzając słowa brata. On zostawał tutaj, w Taj'cah, czekając na ścieżkę kariery, którą zgodnie z obietnicą otworzyć przed nim miała Reimann.
- Ale wiem, że teraz... dużo się dzieje - dodał Blaise. - Więc nie musimy... teraz o tym, no... rozmawiać. Proszę mnie zawołać jak będzie pani mnie potrzebowała. I Adriena też.
Obrazek

Dzielnica Portowa

320
POST POSTACI
Agnes Reimann
Jakże słodko było zanurzyć się w chłodnej pościeli, po porządnej kąpieli, w świadomości, że wszystko jest już w porządku i nic jej nie grozi. Słodko było przyłożyć głowę do poduszki, wdychając świeżo uprany materiał, czując pod sobą miękki, własny siennik. I chociaż zmęczona kobieta mogła położyć się w każdym możliwym miejscu i zasnąć, tak najlepiej robiło jej własne łóżko. Nie pamiętała też, kiedy zasnęła, po prostu to robiąc.

Intensywne stukanie w dach wybudziło ją ze snu - to deszcz lunął, hałasując o brukowaną ulicę i o jej parapet. Agnes westchnęła, z początku zakładając ramię na ucho i próbując pójść spać dalej. Niestety mary odeszły już w siną dał, pozostawiając po sobie ból w każdym miejscu, o które się obiła i w każdym mięśniu, którego użyła - a łóżko tak miękkie koiło ten ból... Deszcz jednak irytował swoim stukaniem ciężkich kropli, więc z cichym jękiem usiadła, przecierając ciężkie oczy. Bolały ją głównie plecy od upadku z wysokości, pośladki i nogi. Ręce też jej drżały z wysiłku, nie wspominając o siniakach i zadrapaniach oraz rozcięciu na udzie. Sen pomógł, ale niewystarczająco, by nie czuła się źle.

Narzucając na siebie cienki szlafrok i czując potrzebę skorzystania z toalety, Agnes uchyliła drzwi, niepewna właściwie jaka była pora. Spotkała się spojrzeniem przy tym z czuwającą na krześle Flavią informującą ją o ważnych dla niej sprawach. - Nie budźcie papy. Też się musi wyspać. I poradzę już sobie sama, i tak nigdzie nie wychodzę. Jeśli Victor nie śpi, przekaz mu aby spotkał się ze mną w salonie. Jeśli śpi, proszę też go nie budź. I która pora dnia jest aktualnie? - uzyskując odpowiedzi postąpiła krok, zanim z dziwną miną odwróciła się do dziewczyny, pytając jeszcze o jedną rzecz: - Słyszałaś może, o co dokładnie kłócili się Victor i ojciec pod moją nieobecność? Nie wahaj się mówić, odpowiadasz przede mną, a wątpię, że którykolwiek z nich da jasną i obiektywną odpowiedź - po zalaniu służki serią pytań, inżynier wolnym, utykającym krokiem ruszyła do łaźni, gdzie powoli przebrała opatrunek, zawinęła z powrotem w bandaż, ubrała się w luźną bluzkę o krótkim rękawie i w spódnicę, rozczesała włosy i po krótkim namyśle zostawiła je rozpuszczone. Wysmarowała się kremem, głównie ładując specyfiki pod podkrążone oczy, po czym niespiesznie ruszyła na dół.

Po drodze zaczepili ją bliźniacy. Zdezorientowana przez chwilę wpatrywała się to na jednego, to na drugiego, po czym przypomniała sobie ich wczorajszą deklarację. - Zaledwie wczoraj mówiliście mi odwrotnie. Mam nadzieję, że jesteście tego w stu procentach pewni? - uzyskując takową odpowiedź, Agnes skinęła głową. Łagodniej spojrzała po nich, zestresowanych i westchnęła. - Po prostu ty Blaise bądź spakowany na wyjazd. Matka na pewno ci pomoże zabrać wszystko. Pamiętaj, że nie będzie nas bardzo długo - przeniosła też zaraz wzrok na Adriena. - W stolicy funkcjonuje sporo gildii większych i mniejszych, które mogłyby wyuczyć cię jakiegoś fachu. Mnie już tutaj nie będzie, ale na pewno będę korespondować, więc będę na bieżąco ze wszystkimi. Z wyborem pomoże ci Rafael. Jeśli zaś nie gildia, może być jakiś rzemieślnik, który szuka czeladnika. Zastanów się więc dobrze, w którym mniej więcej kierunku chciałbyś kroczyć. Jeśli żaden nie będzie dla ciebie wystarczająco interesujący, zawsze możemy cię posłać do szkoły wojskowej, pod kierunki taktyczne. Jesteś wystarczająco dorosły, by wybrać coś. Tylko pamiętaj, żadnej sztuki. Z tego nie da się utrzymać.

Przez krótką chwilę myślała, aby poprosić w finansowaniu i pomocy w znalezieniu gildii Sehleana, ale wolała jednak trzymać dzieciaki z dala od tego przeklętego elfa. Z tą myślą ruszyła do przodu, za chwilę się jednak zatrzymując i z delikatnym uśmiechem mówiąc jeszcze: - Do czasu wypłynięcia macie wolne. Matka poradzi sobie bez was ten ostatni dzień, a wy lepiej nacieszcie się sobą, póki możecie. Jakby wam nie uwierzyła, przyjdźcie po mnie.

Odwracając się, tknięta głupotą dotknęła swego brzucha. Nawet jeśli... To medyk chyba nie potrafiłby tak wcześnie tego stwierdzić, prawda? Chyba, że wcześniej... Nie, to nie mogła być prawda. Nie ona. Nie teraz.

Odrzucając męczące ją myśli, zeszła na dół do salonu, po drodze zaglądając do kuchni po dzbanek z wodą. Jeśli spotkałaby tam Sonię, chciała poinformować ją o daniu bliźniakom wolnego, a także o tym, aby w razie natłoku obowiązków nie wahała się poprosić o pomoc jej posłańców. Następnie wkroczyła do salonu, zastanawiając się po drodze o jakim służącym mówiła Flavia. Przecież Victor nie miał żadnego służącego, mieszkał sam. Gdyby go miał, to dowiedziałaby się szybciej o jego porwaniu.

Dzielnica Portowa

321
POST BARDA
Flavia początkowo bardzo niechętnie, ale ostatecznie zgodziła się powiedzieć Agnes o tym, co było zarzewiem konfliktu między Victorem, a jej ojcem. Z jej wersji wynikało, że starszy mężczyzna oskarżał młodszego o nieuwagę i nieostrożność. Twierdził, że miał dbać o jego córkę, a nie pozwalać ją porywać byle komu. Victor z kolei oschle informował jej ojca, że nie ma wpływu na takie wydarzenia i przynajmniej ma warunki, żeby uratować Agnes, jeśli będzie taka potrzeba, w przeciwieństwie od przykładowego jubilera, za jakiego Reimann chętniej by ją wydał. Ponoć skończyło się stwierdzeniem Franza, że żadnego wydawania nie będzie, chyba że po jego trupie. Nic zaskakującego - gdy nie wiadomo było kogo obwinić, najłatwiej obwinić tego, kogo się znało i lubiło najmniej.
Słysząc o sztuce, Adrien uśmiechnął się szeroko, a Blaise parsknął śmiechem. Obaj dobrze wiedzieli, że słoń im na ucho nadepnął, do tańca się nie nadawali, a sztuką wizualną żaden się nie interesował. Zresztą, ani u Agnes w domu, ani u nich przedtem, zanim przenieśli się z matką na Archipelag, kultura nie zajmowała szczególnie ważnego miejsca.
- Podoba mi się w dzielnicy portowej - Adrien wzruszył lekko ramionami. - Podobają mi się statki, które zbudowali z pani projektu.
- Byliśmy je zobaczyć później, jak już były zwodowane.
- Myślę, że mógłbym takie robić. Uczyć się, to znaczy. Robić takie. A kiedyś mieć swoją stocznię.
- I nadal moglibyśmy pracować razem. Blaise by je projektował, jak pani, a ja budował. To znaczy, gdyby chciała go pani tego nauczyć. Między innymi. Jeśli czegoś innego, to... to też w sumie dobrze.

Blaise pokiwał głową.
- Poradzę sobie ze wszystkim. Uczę się szybko. Na pewno szybciej niż on.
Agnes dostrzegła zalążek buntu w spojrzeniu Adriena, ale widziała też, jak szybko i skutecznie się powstrzymał. Ograniczył się do szturchnięcia brata łokciem, starając się zrobić to tak, by rudowłosa tego nie zauważyła, choć wyszło mu średnio skutecznie. Grunt, że nie zaczęli się przekomarzać i kłócić; omawiali w końcu całkiem poważny temat. I choć ich podejście, z wizją wspólnej, sielankowej, braterskiej przyszłości mogło być odrobinę naiwne, trzeba było przyznać, że bardzo się starali zachować dojrzale. Kto wie? Może im to wyjdzie na dobre.
Gdy chłopcy z radością pobiegli w swoją stronę, korzystać z ostatnich dni nieograniczonej wolności, a Agnes dotknęła swojego brzucha, nie wyczuła niczego nadzwyczajnego. Gdyby była wróżką, z pewnością zauważyłaby cechy charakterystyczne swojej aury i mogła porównać ją z aurą innej kobiety. Nie była nią jednak. Pozostało jej czekanie, lub udanie się przed wyjazdem do jakiegoś medyka, jeśli paranoja była zbyt silna. Fakt, przez ostatnie kilka dni zdarzyły się jej mdłości i napady senności, ale komu by się nie zdarzały po takich przeżyciach? Była wykończona, jej żołądek miał ciężkie doświadczenia, a ona sama była świadkiem zbyt dużej ilości przelanej krwi, żeby przejść nad tym obojętnie do porządku dziennego. Choć trzeba było przyznać, że dzięki temu niedługo nie będzie potrzebowała pomocy medyka, żeby zszyć i opatrzyć ranę. Drobne szczęście w nieszczęściu.
Słysząc o zwolnieniu bliźniaków z wszelkich obowiązków, Sonia uniosła tylko brwi w zaskoczeniu, ale przyjęła to do wiadomości. Dała rudowłosej dzbanek z przegotowaną wodą i nie zagadywała jej dłużej, co pozwoliło kobiecie znaleźć się w końcu w salonie, wraz z Victorem i tym, kogo Flavia uznała za jego służącego. W rzeczywistości był to nikt inny, jak elf, strażnik Sehleana, który pomógł im uratować porwaną, ale skąd Flavia miała znać takie szczegóły?
- Wyglądasz dużo lepiej - uśmiechnął się Victor na jej widok i wstał, wyciągając do niej ręce, by ją objąć na powitanie. Obie ręce. Żadna nie wisiała na temblaku, a świeża, granatowa koszula nie była przesiąknięta krwią. Wyglądało na to, że Sehlean zapewnił mu leczenie tak, jak oczekiwali, że to zrobi.
Elf również wstał, gdy w pomieszczeniu pojawiła się inżynier.
- Pan Sehlean prosił, żebym wrócił, jak pani zechce go przyjąć - odezwał się cicho. - Czy chciałaby pani, żebym się po niego udał teraz?
Obrazek

Dzielnica Portowa

322
POST POSTACI
Agnes Reimann
Na oświadczenie Flavii Agnes jedynie westchnęła zrezygnowana. Rozmowa między nią a jej ojcem była nieunikniona i potrzebowała wyjaśnić parę spraw, łącznie z jego podejściem do partnera, które wcale się nie poprawiło po jej zniknięciu, a wręcz pogorszyło. Rozmowa, którą streściła jej służka, była jasnym znakiem, że łatwo nie będzie, ale kto jeśli nie ona ma wpływ na podejście jej własnego ojca? A nawet jeśli nie uda się jej go przekonać, była dorosłą kobietą, która dawno temu odeszła z domu rodzinnego, by decydować sama o sobie. Tak była wychowana i wpływy Franza nie sięgały aż na wyspy, by miał coś w tej kwestii do powiedzenia.

Słysząc deklarację Adriena, inżynier uśmiechnęła się szczerze. Obawiała się, że wpadnie chłopakowi jakaś głupota do głowy, którą trzeba byłoby ostro wybić, jednak pomieszkiwanie w jej domu miało na nich dobry wpływ i podejmowali dobre decyzje. - Niech więc w takim razie będzie. Przekażę Rafaelowi listę zaufanych szkutników, z którymi pracowałam przez ostatnie lata wraz z listem rekomendacyjnym. Będziesz uczył się od najlepszych. Co do ciebie Blaise, projektowania okrętów nauczyłam się w locie, więc i dla ciebie nie będzie z tym problemu. Na razie skupimy się na podstawach. Będziesz miał dużo czytania i jeszcze więcej nauki rysunku technicznego i obliczeń. A na razie jak mówiłam, cieszcie się sobą.

Z powziętym zamiarem zrobienia listy ewentualnych mistrzów dla Adriena, Agnes ruszyła na dół, w międzyczasie rozmyślając o potencjalnej zmianie w swojej życiu, której nie dowierzała ciągle, bo czemu miałaby? Były jednak symptomy ostatnich dni, które w jej umyśle były niejasne - kolidowały bowiem z wydarzeniami wycieńczającymi jej ciało do tego stopnia, że naturalnym były napady mdłości, a już szczególnie senności. Bardziej jednak niepokoił ją brak miesiączki, o której w nawale obowiązków szczerze zapomniała, a która teraz upomniała się swoją nieobecnością, ściskając jej żołądek. Miała dwa dni. Lepszy medyk mógł teoretycznie... Sprawdzić. Przed wyjazdem.

Niedorzeczne, pomyślała, gdy w jej głowie pojawiła się ta przeklęta wróżka. Dała sobie zasiać ziarno niepewności przez magiczną istotkę, której umiejętności były bardzo niejasne. A jednocześnie jakkolwiek chciała negować użyteczność magii, tak ta potrafiła być przydatna i równie dobrze w tym wypadku mogła się nie mylić.

Nieobecna duchem przekazała Sonii informacje, zanim wkroczyła do salonu, gdzie zastał ją znajomy i podnoszący na duchu widok. Tajemnica służącego także się wydała, był to bowiem ten sam elf, który eskortował ją do miasta. Nie skupiła na nim jednak większej uwagi, lustrując bacznie Victora, którego ręka na całe szczęście była z powrotem sprawna. Bogowie świadkami, że oficer Syndykatu mający ramię na temblaku nie był dobrym widokiem dla ekspedycji w głąb wyspy.

- Wyglądasz w końcu tak, jak powinieneś - rzekła z szerokim uśmiechem, podchodząc do mężczyzny i przejeżdżając ostrożnie po niedawno unieruchomionej ręce. Zatrzymała się na jego barku, wpatrując się przez chwilę w ciszy, kontemplując nad jej życiem. Czy powinna dzielić się z nim obawami? Jak zareaguje? I szczerze, wolała zostawić to w tajemnicy, ale własna rozdarta dusza miała niemałe problemy z tą informacją i faktem, co z nią zrobić.

- Tak, możesz powiedzieć, że chętnie go teraz przyjmę - odpowiedziała elfowi i postawiła ostrożnie dzbanek z wodą na stole, rozlewając jej do dwóch szklanek. Napiła się, przepłukując suche gardło i gdy tylko strażnik wyszedł, przeprosiła na sekundę Victora, wracając do Sonii i informując ją o fakcie pojawienia się tutaj niedługo magnata. Oznajmiła przy tym, aby nie szykowała kolacji, a raczej elegancki poczęstunek i przypomniała o możliwości pomocy ze strony posłańców, którzy i tak nie mieli nic lepszego do roboty. Następnie powróciła do salonu, siadając z ciężkim westchnieniem na swoim miejscu. Przez chwilę wpatrywała się w milczeniu w najemnika, stukając w poddenerwowaniu nogą.

- Co się działo pod moją nieobecność? - zapytała wyjątkowo miękkim głosem. Pozwoliła Victorowi opowiedzieć historię, zanim znikąd wstała, sprawdzając, czy nikt, a szczególnie ojciec nie kręci się w pobliżu i zamykając cicho drzwi. Przysiadła się w milczeniu do mężczyzny, wzdychając ciężko. Jej wzrok spoczął na dzbanku z wodą.

- Zdecydowałam, że idę jutro do medyka. Sprawdzić... Pewne objawy. W tej głupiej historyjce dla zmiękczenia serc farmerów... Może kryć się ziarno prawdy i chcę być pewna - mówiąc cicho, by nikt nawet ze służby nie podsłuchał jej rozmowy, wpatrywała się uparcie w dzbanek, nie wierząc że się na to zdecyduje. Z drugiej strony niepewność na Kattok zjadłaby ją żywcem, nie pozwalając skupić się na jej opus magnum.

Dzielnica Portowa

323
POST BARDA
- Taa... - mruknął najemnik, kręcąc prawym barkiem. - Rana na tyle świeża, że udało się wyleczyć rękę bez problemu. I tym razem, bez zaćmienia, było to dużo mniej niepokojące, niż poprzednio. Zacznę się przyzwyczajać do wygody istnienia magów uzdrowicieli.
Uśmiechnął się znów, wyraźnie w znacznie lepszym nastroju niż wtedy, gdy rozstawali się przy wjeździe do miasta. Sama Agnes też wyglądała w końcu dużo lepiej. Wszystkie jej rany i zadrapania skrywały się pod ubraniem, a blizny w kształcie dłoni Vasati prawie całkowicie już zniknęły - dało się je zauważyć jedynie przy dobrym świetle, lub dotykiem, wyczuwając nierówność skóry. Czy Victor miał jakieś ślady tego, co przeszedł dzisiaj? Nie była w stanie tego stwierdzić bez przynajmniej częściowego rozebrania go z koszuli, na co się jednak obecnie nie zapowiadało.
Elf ukłonił się uprzejmie i opuścił ich towarzystwo, a Sonia, słysząc o tak poważanym gościu, zbladła i zaczęła krzątać się po kuchni trzy razy szybciej, niż do tej pory. Stwierdziła, że w takim razie koniecznie potrzebuje Flavii i wybiegła, zostawiając Agnes samą. Przyjmowali dotąd wielu gości, ale nigdy żaden nie przyjeżdżał tu z pałacu takiego, jak rezydencja Viti'ghrinów. Wyobrażenie starszej służącej musiało być doprawdy baśniowe, bo przecież nigdy nie była w miejscu takim, jak tamto, ani nie poznała nikogo postawionego tak wysoko. To też potwierdzało wcześniejsze przypuszczenia rudowłosej, że spotkali się u niego, a sam elf nie zmusił się przedtem do odwiedzenia dzielnicy portowej, jak jeden z podrzędnych mieszkańców. Nic dziwnego więc, że służąca może odrobinę spanikowała. Mimo to, Agnes mogła zaufać w jej resztki rozsądku. Prawdopodobnie.
- Nic takiego - odparł Victor, gdy kobieta usiadła obok niego. - Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Nie wiedzieliśmy gdzie cię szukać. Gdyby nie posłaniec, który przyjechał z plantacji, plątalibyśmy się wszyscy bez celu po mieście i tracili zmysły. I nawet gdyby przyszło nam w końcu do głowy, że mogli cię wywieźć z miasta, boję się, że byłoby to zbyt późno.
Kiedy wspomniała o medyku, Victor opuścił wzrok na jej nogi, zastanawiając się zapewne początkowo, czy mówi o ranie, jaką zadała jej strzała. Coś mogło pójść nie tak, mogło się wdać zakażenie, mogła mieć problemy z mięśniem i chodzeniem... kiedy jednak wyjaśniła dokładniej co jest źródłem jej niepokoju, mężczyzna powoli uniósł spojrzenie z powrotem na jej twarz. I choć po tylu latach znajomości nie miała już problemu z odczytywaniem emocji najemnika, teraz w moment stał się nieprzenikniony, jak głaz. Mogła niemal wyczuć buzującą w nim lawinę emocji i galopujące myśli, z których jednak żadna nie zechciała pojawić się na zewnątrz. Zerknął w bok, w kierunku drzwi prowadzących do niewielkiego korytarzyka, z którego przechodziło się do łaźni i pokoju gościnnego.
- Co masz na myśli... mówiąc, że może się kryć? - spytał w końcu cicho. Otworzył usta, by coś dodać i zamknął je jednak, wpatrując się w rudowłosą, jakby chciał znaleźć w jej oczach odpowiedzi na wszystkie pytania, których nie zadał. Z tego co wiedziała, LeGuiness nie miał dzieci, a swoje lata przecież już przeżył. Czy zamierzał mieć, albo czy zamierzał mieć je z nią? Tego tematu nigdy nie poruszali.
- Chcesz żebym poszedł z tobą?
Obrazek

Dzielnica Portowa

324
POST POSTACI
Agnes Reimann
Jedyny plus magii — mruknęła, przyglądając się, jak swobodnie mężczyzna rusza ręką.

Spodziewała się paniki u Sonii – dygnitarze przyjmowani przez nią, nawet jeśli był to obiad, należeli raczej do tej bardziej typowej części Syndykatu – czyli ludzie z pospólstwa, co najwyżej burżuazji, którzy przyzwyczajeni byli do mniej więcej takich warunków. Nie miała do czynienia wcześniej ze szlachtą, czy już w całości z magnatem, który co zabawne, prawdopodobnie dopiero drugi raz w życiu będzie w takiej dzielnicy nie przejazdem. Liczyła tylko, że służąca nie przegnie z wystawnością, bo zapewne skończy się na uprzejmej rozmowie i nietknięciu niczego z jedzenia, a szkoda byłoby wszystko wyrzucać. I tak, podkreśliła to Sonii – aby ta nie przesadzała, bo większość będzie na pokaz i jedyne osoby, które prawdopodobnie to zjedzą, będzie jej służba.

Trzeba przyznać, że tamta elfka była bardziej cwana niż jej kochanka. Nie ma jednak czego już roztrząsać, wszystko skończyło się definitywnie — odparła, zauważając, że ten nie wspomniał o kłótni z jej ojcem; sama zaś inżynier nie zamierzała poruszać z nim tego tematu, mając w miarę obiektywną wizję od służącej. Poza tym miała poważniejsze i bardziej zaprzątające sprawy do omówienia, do czego zaraz się zabrała.

Dzbanek, chociaż interesujący i kuszący, jednak nie wystarczył zżerającej jej od środka ciekawości, więc co jakiś czas zerkała kątem oka na Victora, próbując doszukać się czegoś, co zrozumie w jego twarzy, w jego emocjach. Zamiast tego dostała maskę identyczną do tej na farmie; nieprzenikalną, niezrozumiałą dla jej osoby. Mogła to interpretować jako konfuzję, ale nie zauważyła tam nawet iskry zaskoczenia, ani wahania. Kompletna pustka, która ją niezmiernie denerwowała, podobnie do pytania, które zaraz zadał.

To co myślisz — odpowiedziała, odważając się w końcu spojrzeć mu prosto w oczy. Sama miała na twarzy jasno zarysowane pytanie i wątpliwości co do jego intencji. Oczywiście, jeżeli to wszystko jest prawdą, nie wiedziała sama, co ma zrobić z tym fantem, ale choć raz, wolała nie być w takiej sytuacji sama. Tymczasem, po raz pierwszy w życiu, bała się, że tak duża ewentualna zmiana wywoła w Victorze... no cóż, niezbyt miłą reakcję. Właściwie dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, co robił ze swoim życiem wcześniej. Był już wszakże dojrzałym mężczyzną, który miał swoje lata na karku i bez wątpienia wcześniej musiał zabawiać się z jakimiś kobietami, może nawet damami z wyższych sfer. Czy po świecie właśnie chodzą małe Victorki, być może nawet bez jego wiedzy?

Zmarszczyła nagle brwi i fuknęła, zła sama na siebie. Chciał czegoś więcej, zmuszał ją do rozmów na temat emocji, więc dlaczego teraz miałby się nagle wycofać? — Ta przeklęta wróżka namieszała mi w głowie, ot co. Ale mam kilka objawów, które mogą być równie dobrze efektem zmęczenia przygotowaniami i ostatnimi wydarzeniami... bądź świadczyć o fakcie naszej nieostrożności. Oczywiście optuję za pierwszą opcją, ale chcę być pewna. I jeśli... nie koliduje ci to z twoimi własnymi przygotowaniami do podróży, to wolałabym, abyś ze mną poszedł — niemal paranoicznie zerkała co chwila i nasłuchiwała kroków. Mówiła cicho, ale nigdy nic nie wiadomo. — Zabierając ze sobą ochroniarzy, narażam się na ewentualne domysły i plotki wśród służby. Tak powiem, że chcę zobaczyć, co z nogą, a ty będziesz dla mojego bezpieczeństwa, jak obiecałeś i nikt nie będzie tego kwestionował.

Uśmiechnęła się gorzko, mówiąc zaraz z przekąsem. — Oczywiście, jeżeli chcesz — sięgnęła po szklankę z wodą i z zaskoczeniem uniosła dłoń, widząc, jak delikatnie się trzęsie. Przepłukawszy gardło, dodała, tym razem patrząc Victorowi prosto w oczy, samej mając odkryte emocje na twarzy – strach i niepewność. — Ja natomiast chcę wiedzieć. Znać twoją... opinię. Wcześniej, na farmie nie skomentowałeś tego, że użyłam tej informacji jako blefu. Nie zaśmiałeś się, nie rozgniewałeś. Teraz też, nie potrafię zobaczyć, czy boisz się, cieszysz czy zamierzać zwiać do Urk-hun przy pierwszej lepszej okazji, gdy nie będę patrzeć. To nie jest nic pewnego, ale chcę wiedzieć, jaka jest twoja opinia na ten temat.

Dzielnica Portowa

325
POST BARDA
Reakcja Victora, a właściwie jej brak, mógł dla Agnes być co najmniej niepokojący. Słysząc jej wyjaśnienie, mężczyzna pokiwał tylko głową, znów z przerażającą obojętnością przyjmując do wiadomości wszystko, co mówiła. Odwzajemniał jej spojrzenie, ale miała wrażenie, że jest tu zupełnie nieobecny.
- Oczywiście, pójdziemy razem w takim razie.
Dopiero gdy wytknęła mu brak jakichkolwiek emocji, znów otworzył usta i zamknął je, rezygnując z tego, co chciał powiedzieć, a po dłuższej chwili pełnego napięcia milczenia maska, jaką postanowił założyć, zaczęła stopniowo pękać. Najpierw zaśmiał się cicho, nerwowo i przetarł twarz dłonią, by zaraz potem pokiwać głową i potrząsnąć nią sekundę później. Wyglądał, jak jeden z mechanizmów skonstruowanych przez Agnes, który postanowił się zepsuć i ostatecznie przestać działać.
- Nie... nie zamierzam zwiać.
Reimann znała go już wiele lat. Widziała go przy wielu różnych okolicznościach, w różnego rodzaju stanach fizycznych i emocjonalnych. Widziała go rozbawionego, wściekłego, przestraszonego i pełnego namiętności. Po tej rewelacji miała jednak do czynienia do Victorem, jakiego nie widziała przedtem. Brakowało mu słów, a te, które udało mu się z siebie wydusić, przechodziły mu przez gardło z trudem. Z czego to wynikało? Nigdy o tym przedtem nie rozmawiali, Agnes nie miała jak się domyślić, a podzielenie się emocjami najwyraźniej było dla mężczyzny teraz trudniejsze niż kiedykolwiek.
- Moja opinia... jest... - zaciął się znów, więc postanowił wybudzić się z otumanienia za pomocą wypitej duszkiem szklanki wody. - Nic jeszcze nie wiadomo, prawda? Jesteś wykończona i dużo przeszłaś. To może być to.
Skrzywił się, zdając sobie po chwili sprawę z faktu, że chyba nie było to coś, co jego ukochana chciała usłyszeć.
- Przepraszam. Jestem... jestem w tym beznadziejny. Ale nieważne co się okaże, jestem w tym z tobą. Jestem przy tobie. Dla ciebie. Jestem... - potrząsnął głową i opuścił wzrok, milknąc na chwilę. - Po prostu nie wiem, czy nadaję się na ojca. A raczej wiem, że się nie nadaję. Nie miałem... dobrego dzieciństwa. Obaj z bratem nie mieliśmy. Nasz ojciec był... on... - zaśmiał się cicho. - Nie nazwałbym go nawet ojcem. To jedyny wzorzec, jaki miałem i jeśli teraz to co mówisz to jest prawda, jeśli mam w sobie cokolwiek po nim... Zawsze uważałem, że Erco potrafił się od tego odciąć lepiej niż ja. Jest bardziej podobny do matki. A ja? - znów parsknął suchym śmiechem. - Nawet twój ojciec tego nie widzi, a nikt nawet nie poruszył tego tematu. A poza tym Kattok, gdyby to wszystko wydarzyło się dwa lata temu, wszystko można by było inaczej zaplanować, gdyby...
Zamilkł, gdy dotarło do niego, że być może troszkę popada w paranoję. Uniósł wzrok na jej drżącą dłoń i podążył własną ręką za swoim spojrzeniem, by spleść swoje palce z palcami Agnes.
- Nie zamierzam zwiać - upewnił ją miękko, choć wbrew temu, jak brzmiał jego głos, w oczach miał przerażenie, jakby po raz pierwszy w życiu napotkał coś, co go przerosło.
Obrazek

Dzielnica Portowa

326
POST POSTACI
Agnes Reimann
Zabawne. Z ich dwójki to Agnes była wiecznie tą bez emocji, kryjącą się za stoickim spokojem, wręcz duszącą w sobie cokolwiek głębszego. Tymczasem teraz to Victor, zachęcający ją do większej wylewności, siedział tutaj i nie potrafił wydusić z siebie nawet słowa. Dopiero gdy mu to wytknęła, powoli zmienił swój wyraz, zapewniając o zostaniu przy jej boku... na co przekręciła lekko głowę i zmrużyła oczy, nie do końca wierząc w jego słowa. W tym momencie wyglądał, jakby... i tutaj Agnes olśniło. Bał się. To nie był strach pokroju obawy o życie, ale o niepewność przyszłości i wyborów, charakteryzujący się mniejszą ekspresją twarzy.

Po kilku próbach wydukania czegokolwiek z siebie rzucił frazesem, na którego dźwięk inżynier natychmiast skrzywiła się i otworzyła usta, gotowa kłócić się o brak jasnej odpowiedzi na jej pytanie, jednak mężczyzna chyba wyczuł, że nie wystarczy to i zaczął elaborować o swoich obawach. Podczas opowieści o ojcu Agnes mimowolnie powędrowała spojrzeniem na drzwi prowadzące do pokoju gościnnego, w którym odpoczywał jej własny. Słyszała o różnych wzorcach, typach rodzicieli, ale ona nigdy nie miała tego problemu. Jej rodzina potrafiła wpoić jej wyższe wartości w dzieciństwie z zachowaniem zdrowego rozsądku i bez kłótni, bez... cokolwiek działo się w jego domu. Jej papa wspierał ją, podsuwał możliwe ścieżki, nawet gdy zmieniała kierunek studiów, narażając ich na dalsze obciążenia finansowe.

Westchnęła, próbując jakoś ugryźć ten temat, ale szczerze, jej samej słabo szło. W końcu zaśmiała się cicho, kładąc dłoń na policzku najemnika i starając się wykrzesać z siebie uśmiech. Słabo jej to wyszło. — Wyobrażasz sobie mnie jako matkę? Bo ja nie. Spójrz, dla mnie liczy się tylko praca, kolejne osiągnięcia. Już teraz głowę zaprząta mi nie to, czy sprawdziłabym się w tej roli, a bardziej, jak wpłynie to na wyprawę na Kattok. Namioty, dzikie zwierzęta, ten skwar, brak wygód... już nie mówiąc o tym, że jeśli to okaże się prawdą, to prędzej czy później wszyscy zaczęliby widzieć różnicę. Zaczęłoby się kwestionowanie moich kompetencji, próby odsyłania do miasta, podważania mojego autorytetu, umniejszanie mojej roli... nie mówiąc już o tym, że straciłabym w oczach ludzi swoją osobowość. Nie byłabym tą Reimann, która zbudowała statki, która chce stworzyć miasto... byłaby ta Reimann od dziecka, która powinna siedzieć w domu i się nim opiekować, a nie gonić bezsensowne marzenia — zauważyła, że ściska mocno dłoń ukochanego, więc rozluźniła nieco palce i pociągnęła nosem. Zamrugała kilka razy oczami, czując, że wilgotnieją i przywdziała spokojną maskę. Zaraz jednak zawahała się i nie chcąc być hipokrytką, pozwoliła emocjom wyjść na wierzch. A na twarzy miała strach.

Widzisz? Nawet teraz nie potrafię rozmawiać o niczym innym, jak o pracy. Byłabym beznadziejną matką. Nie skupiałabym uwagi na... dziecku — słowo to wydusiła z wyraźnym oporem, jakby było dla niej całkiem obce. — Wymagałabym być może nawet zbyt wiele. A nie miałam źle w domu i wyniosłam z niego dobre wzorce.

Zamilkła na chwilę, aż z westchnieniem powiedziała: — Cokolwiek działo się tobie za młodu, jesteś inteligentnym człowiekiem. Strach przed popełnieniem tych samych błędów przeważa nad ignorancją i sprawia, że człowiek ostrożnie stawia kroki w takiej dziedzinie. Człowiek uczy się na błędach innych. Jeśli alchemik dorzuci zły składnik do mikstury, to jego uczeń to zapamięta i nie popełni tego samego błędu — twarz jej nagle skamieniała. Znacznie ciszej, ostrożniej dorzuciła: — Dobre ingrediencje i odpowiednie warunki wystarczą, by uwarzyć preparat poronny. Bez bólu, bez żadnych zmian. Nikt by się o tym nie dowiedział, a my nie musielibyśmy sprawdzać swoich teorii o okropnym rodzicielstwie.

Było to rozwiązanie, nad którym Agnes myślała, jeśli okazałoby się jutro, że to wszystko jest racją. Nikt oprócz niej i Victora by się o tym nie dowiedział i nawet ojciec nie podejrzewałby niczego. Wszystko wtedy wróciłoby do normy. — Oczywiście, jeśli okaże się to prawdą.

Dzielnica Portowa

327
POST BARDA
Słuchając o jej obawach, Victor milczał, ale ostatecznie pokręcił przecząco głową, ewidentnie nie zgadzając się z jej podejściem.
- Jesteś ostatnią osobą, jaką znam, która zmieniłaby osobowość i straciła autorytet tylko dlatego, że ma, lub będzie mieć dziecko - mruknął. - Ludzie, którzy nic sobą nie reprezentują, znajdują swój jedyny cel życia w wychowaniu mniejszego siebie i wydaje im się, że to coś, z czego trzeba być dumnym. Opierają potem całe swoje jestestwo na tym, że coś im się urodziło. Ty masz zbyt silny charakter i zbyt dużo planów, z których jeden po drugim realizujesz, niezależnie od wszelkich przeciwności. Nawet jeśli przypuszczenia wróżki są prawdą, nie widzę, by miało to jakkolwiek zmienić to, jak będziesz postrzegana.
Nikt jeszcze nie wrócił do jadalni, wciąż dając im możliwość spokojnej rozmowy, bez obaw, że zostaną podsłuchani. Znając życie, Flavia została wysłana po sprawunki na miasto, by na ostatnią chwilę pomóc Sonii przygotować coś dla Sehleana, chłopaki zniknęli chcąc zająć się swoimi własnymi sprawami, a starszy Reimann wciąż odsypiał nieprzespaną noc.
- Najwyżej szybciej wybudujemy dom dla ciebie. Zanim będziesz potrzebować konkretnych wygód, postawimy co najmniej pół osady, jak nie całą. Z pracownikami zapewnionymi przez naszego wspaniałego Sehleana, prace powinny iść dużo szybciej.
Na propozycję spędzenia płodu zareagował wyłącznie zaciśnięciem ust i pokręceniem przecząco głową. Czy nie godziło się to z jego przekonaniami, czy obawiał się o wpływ, jaki mogło to mieć na jej organizm, Agnes mogła się jedynie domyślać. Uniósł dłoń i odgarnął kosmyk rudych włosów za jej ucho.
- Zobaczymy jutro. Jutro będziemy panikować - zmusił się do słabego żartu, unosząc w półuśmiechu kącik ust. - Ale cieszę się, że mi powiedziałaś. Nawet jeśli... może... nie wyglądam. I uważam, że na świecie jest wielu znacznie gorszych potencjalnych rodziców, niż ty, Agnes. Nie mamy nawet pojęcia jak wielu. A ja...no, nie jest to coś, co jest niemożliwe, więc powinienem być gotowy na taką możliwość. Nie byłem. I nie jestem. Może będę, jak się z tym prześpię.
Sięgnął po dzbanek i uzupełnił ich kubki, samemu upijając tym razem rozsądne kilka łyków, nie całość duszkiem. Przez dłuższą chwilę milczał, wpatrując się nieobecnym spojrzeniem w blat stołu, pogrążony w swoich własnych rozmyślaniach. Wciąż jednak lewą ręką nie puszczał jej dłoni, przesuwając kciukiem po kostkach jej palców. Ostatnie dni były pełne wydarzeń i emocji, a jeśli to było zakończenie pobytu Agnes w Taj'cah, to trzeba było przyznać, że opuszczała miasto z przytupem.
- Masz coś przeciwko temu, żebym został na noc? - spytał w końcu, unosząc na nią wzrok swoich ciemnych oczu. - Z wielu powodów, naprawdę nie chciałbym cię teraz zostawiać, nieważne ilu ochroniarzy będziesz miała wokół siebie do czasu wypłynięcia. Możesz to nazwać paranoją, jeśli chcesz. Muszę mieć pewność, że nic niespodziewanego się już nie wydarzy.
Obrazek

Dzielnica Portowa

328
POST POSTACI
Agnes Reimann
Agnes pokręciła żwawo głową, gdy tylko Victor wspomniał o zatraceniu charakteru. - Mi nie chodzi o, że ja stracę te wszystkie cechy, ale o to, że inni przestaną je widzieć. Byłabym widziana przez pryzmat potomka, a nie siebie. Taka walka o zachowanie własnego ja, ciągłe udowadnianie, że jestem w stanie zrobić wszystko bez względu na mój stan fizyczny... to byłoby wyczerpujące. Wyniszczające.

W jej oczach kryła się obawa, że zostanie odsunięta od projektu na Kattok i że wszyscy mężczyźni sprowadzą ją do roli matki i kurwy, wytykając puszczanie się na prawo i lewo oraz zmuszając do powrotu do stolicy. Obawiała się odsuwania od obowiązków i traktowania protekcjonalnie, jakby była jakąś laleczką mogącą stłuc się w każdym momencie. Nie obawiała się, że straci charakter i wizję, bo ona sama do tego nie dopuściłaby. Obawiała się postrzegania przez pryzmat kobiety, nie inżyniera. Nie przez pryzmat swoich osiągnięć i potencjału umysłu, a przez to, jakie ma genitalia.

I nawet zapewnienia potencjalnego ojca jej dziecka nie mogły tego zmienić.

- O ile zostanę na wyspie - mruknęła, odpowiadając na zdanie o domu. Byłoby to... Wygodne. Potrzebowałaby jedynie udowodnić, że bez niej ta wyprawa nie ma sensu, że jest na tyle niezbędna, że pozbycie się jej byłoby ciosem dla Syndykatu.

- Będziemy albo i nie - rzuciła, łudząc się jeszcze, że nic nie wyniknie z tej wizyty i będzie bezpieczna. Gdzieś tam jednak uczucie narastającej, przerażającej pewności rosło, zaniżając szanse na spokojne, bezdzietne życie. Spojrzała więc tylko znów na mężczyznę, łagodnie jak nigdy i odwzajemniając dotyk na dłoni, dorzuciła coś od siebie: - Oczywiście że są gorsi. Po prostu... Boję się, że nie byłabym najlepsza. I zważ na to, że jeżeli to prawda, to nie będziemy na to gotowi do samego końca. Zjedzą nas obowiązki, aż na przygotowania zabraknie czasu. I... Cieszę się, że mnie w tym wspierasz i będziesz wspierać. Przynajmniej nie będę się tak bała. - Uśmiechnęła się na sam koniec pokrzepiająco, nachylając się i całując Victora w usta, zanim sama zamilkła, próbując uspokoić emocje. Ponownie złapała się na tym, że położyła rękę na brzuchu odlatując przy tym myślami zbyt daleko. Przynajmniej propozycja najemnika wybudziła ją z tego transu.

- Przez najbliższy czas i mnie będzie prześladować paranoja. I nawet nie myślałam, że zrobisz inaczej. Tylko pamiętaj, że mimo wszystko sam masz obowiązki i nie możesz mnie pilnować całą dobę - przypomniała, po czym westchnęła ciężko, dochodząc do bardziej przyziemnych spraw. - Pewnie sam jesteś niewyspany. Idź na górę, zdrzemnij się. Ja muszę załatwić jeszcze sprawę z Sehleanem i... Ojcem. Osobno, przynajmniej na razie - uśmiechnęła się, przejeżdżając ponownie opuszkami palców po jego policzku i zachęcając do wstania. - Pamiętaj też... Ani słowa nikomu. Nikt, nawet papa nie może się o tym dowiedzieć. Chciałabym chociaż postawić stopę na Kattok i udowodnić, że jestem niezastąpiona. Dowiedzą się, kiedy będzie widać. Jeśli będzie widać - dodała poważniej.

Dzielnica Portowa

329
POST BARDA
- Obowiązki, tak... pamiętam - odparł Victor bez przekonania. Wyprawa jednak zbliżała się nieuchronnie i nie mógł odsunąć spraw do zrobienia na inny termin. A jeśli jutrzejsza wizyta u medyka okaże się... cóż, brzemienna w mało już zaskakujące informacje, dojdą dodatkowe sprawy, które trzeba będzie przygotować. Być może byłoby im dużo prościej, gdyby Agnes zechciała jutro powiedzieć o swojej sytuacji Sonii i poprosić ją o pomoc. Z pewnością lepiej wiedziałaby co robić, niż którekolwiek z ich dwójki.
Najemnik roześmiał się, kiedy uprzedziła go, by nie mówił o niczym Franzowi. Wyglądał na szczerze rozbawionego tym pomysłem.
- Uwierz mi, że twój ojciec byłby ostatnią osobą, którą przyszłoby mi do głowy informować. Wbrew pozorom, jeszcze mi życie miłe - zerknął w dół, na wciąż płaski brzuch, który zasłaniała dłonią. Skinął głową w jego stronę. - Nie wiem do końca, jak to działa, ale wydaje mi się, że przez pierwsze trzy miesiące nie musiałabyś się martwić o to, że ktokolwiek coś zauważy. Cztery może? Nie jestem pewny. Może dwa.
Uniósł brwi, przyjmując niewinny wyraz twarzy, gdy zdał sobie sprawy z tego, jak beznadziejna była jego porada medyczna i jak niewiele wnosiła w życie jego ukochanej. W końcu przypomniał sobie, że wysłała go, by się zdrzemnął, więc podniósł się z krzesła, na koniec pochylając się jeszcze nad rudowłosą.
- Spróbuj odepchnąć od siebie te myśli, przynajmniej do jutra. W razie czego przyjdź do mnie na górę, wiesz gdzie mnie szukać - pocałował ją z przekonaniem i pewnością, jakiej kobieta w tej chwili wyjątkowo mocno potrzebowała. - Chciałbym być przy rozmowie z Sehleanem, jeśli to nie problem. I nie spodziewaj się, że przyjedzie tu za chwilę. Dałbym mu z godzinę, albo dwie.
Puścił jej dłoń i ruszył w stronę schodów, zostawiając ją, jak się okazało, wcale nie samą, bo dosłownie moment po jego wyjściu do jadalni wpadła Sonia i zaczęła rozstawiać wypełnione póki co tylko wodą wazony na wszystkich płaskich powierzchniach, jakie znalazła w pomieszczeniu.
- Flavia pobiegła po kwiaty - poinformowała kobietę, zaaferowana. - Wszystko już jest zamknięte, ale znam pewną osobę, powinna jeszcze coś mieć. A do jedzenia zaraz upiekę ciastka. Takie z orzechami. Piękne są, błyszczące takie po posmarowaniu białkiem przed pieczeniem. Mamy jakieś wino jeszcze, ale nie wiem, oj, nie wiem czy ono się nadaje dla gości... dla takiego gościa. Może nie będzie chciał wina. Owoce też są, bo dziś kupiłam świeże i dobrze się składa, że się rozpadało, bo przynajmniej świeżego powietrza naleci do domu, a i owadów w taką pogodę nie ma...
Podeszła do rudowłosej i zgarnęła oba kubki sprzed jej nosa, zbyt przejęta, by zwrócić uwagę na to, że Agnes mogła jeszcze pić.
- Pani nic nie potrzebuje? Flavia trzy suknie wyprała, jeszcze nie odniosła na górę, ale wiem, że są, ta zielona, ta biała ze złoconym sznurkiem i ta z tym paskiem szerokim, jakby chciała się pani przebrać. A Victor? A pan Franz? Czy mam obudzić pana Franza? I jak się pani czuje? Wszystko dobrze?
Obrazek

Dzielnica Portowa

330
POST POSTACI
Agnes Reimann
Oczywiście, że pomoc w ewentualnym planowaniu przebiegu takiego zjawiska, w jakim być może znajdowała się Agnes byłaby przydatna, szczególnie ze strony kobiety, która przeżyła dwa porody za jednym zamachem. Problem był natomiast w tym, że kobieta nie ufała swej gosposi na tyle, aby zdradzać takie sekret. Już prędzej zapytałaby o radę portową dziewkę, bo ona przynajmniej miałaby gdzieś jej osobę i zapomnialaby o wszystkim pięć minut później. Lepiej więc, jeśli Agnes sama się tym zajmie.

O papli mowa, nie wiedzieć czemu inżynier właśnie najbardziej nie chciała, aby to Franz się dowiedział akurat teraz. Być może było go związane z faktem, że ostatnie wydarzenia nadwyrężyły jego zaufanie względem niej oraz Victora - i być może zamiast cieszyć się z faktu bycia dziadkiem, lamentowałby, że byłby to produkt współżycia akurat tego tutaj mężczyzny, którego wyjątkowo nie lubi, nie mówiąc już o samej wyprawie będącej w jego oczach wielce niebezpieczną. Starcze serce mogło tego nie wytrzymać, więc lepiej niech żyje w błogiej nieświadomości, a o wszystkim dowie się z listu... Jeśli oczywiście to będzie prawda. - Przy dobrych wiatrach usłyszałby o wszystkim za kilka lat... Ale nie oszukujmy się, Rafael ledwo się dowie, od razu go poinformuje. Dlatego nikt z tego domu nie może się dowiedzieć - to był spory minus znajomości jej służby z ojcem. Nie wiedziała nawet, czy jej lokaj pochwalił się raną i co jeszcze opowiadał w wysyłanych listach.

- Wiem. - Przez krótką chwilę chciała wrócić razem z kochankiem na górę i po prostu przeleżeć jakiś czas tuląc się i zapominając o wszystkim, ale obowiązki bardzo nieprzyjemnie przypominały o swojej obecności - głównie w postaci elfa. - Jeśli koniecznie musisz. I tak nie zamierzam trzymać go tutaj w nieskończoność.

Na chwilę zadumała się na temat elfa, gdy najemnik wyruszył na szybką drzemkę. Przemknęło jej przez myśl, skąd dowiedział się wcześniej o wizycie jej ojca i ile w całej sytuacji z Vasati maczał palce. Możliwym było, że cała afera była dla niego pretekstem do pozbycia się współpracowniczki, ale z drugiej strony... Na swój sposób był przejęty faktem, że musiała umrzeć. I jednocześnie się nie wahał. Miał nieprzeniknioną minę i chociaż był uprzejmy i skory do pomocy, to jego motywy ciągle pozostawały nieznane. A współpraca z nim była zbyt idealna, aby być prawdziwa. Gdzieś był haczyk i Agnes obiecała sobie, że dowie się o nim w czas, aby zabezpieczyć się przed ewentualną... Zdradą.

Jej zadumę przerwała Sonia, zbyt przejęta gościem, by przez chwilę się przymknąć. Siedząca przy stole kobieta wpatrywała się w służącą długą chwilę, będąc niemal pewną, że prędzej czy później wypaplałaby coś komuś z tego domu. A potem prosta droga do uszu ojca, czego aktualnie nie potrzebowała.

- Sonia. To, że pan Viti'ghrin odwiedza nas, nie znaczy że magicznie zamienimy się w dom szlachecki. Podaj najlepsze wino, jakie mamy w domu i tyle. Nie będę udawać kogoś, kim nie jestem. A on doskonale zdaje sobie z tego sprawę - po zreprymendowaniu gosposi patrzyła, jak ta zabiera jej sprzed ręki wodę. Westchnęła, ciągle zmęczona całym dniem. - Nie wystawiamy też tutaj bankietu, abym przebierała się w coś wyjątkowo wykwintnego. Sehlean tutaj przyjedzie ze mną porozmawiać o sprawach biznesowych, więc nie będę specjalnie się stroić na tą okazję. Poza tym jestem zmęczona i nie chce mi się na godzinę zmieniać ubioru. Ojca nie budź proszę, niech się wyśpi. Victor poszedł się zdrzemnąć do mojej sypialni, takze zostawcie go w spokoju. Ja sobie poradzę. Nie przejmuj się zbytnio tym przyjazdem. Nie udawaj domu, jakim nie jesteśmy - po przypomnieniu jej raz jeszcze, aby nie wydziwiała, powoli wstała i poszła uczesać i upiąć włosy. Nie nosiła rozpuszczonych poza domowymi warunkami i nawet goście tak jej nie widzieli. Po spięciu ich w naprawdę prosty kok dobrala ładniejszą koszulę, spódnicę zostawiając. Była u siebie w domu, więc spotkanie miało być na jej warunkach. A ona aktualnie była zmęczona i wyczerpana i niech Sehlean to zauważy, chociazby w prostocie jej stroju i fryzury.

Następnie ruszyła z powrotem do jadalni, gdzie zamierzała poczekać na... Elfa, czy kto tam wcześniej się zjawi, obudzi.

Wróć do „Stolica”