Dzielnica Portowa

331
POST BARDA
Sonia skrzywiła się wyraźnie, ale nie zaprotestowała, zdając sobie sprawę, że nie znajduje się w pozycji, w której mogłaby mówić Agnes, że nie ma racji. Z niezadowoleniem odmalowanym na twarzy nadal krzątała się dookoła, choć może nieco spokojniej - o ile nie była to tylko przyjęta z grzeczności poza. Wymamrotała pod nosem jakieś potwierdzenie, a potem wróciła do kuchni, by tam zacząć zamaszyście hałasować naczyniami. Najwyraźniej tak czy inaczej postanowiła upiec swoje ciastka. Zawsze mogła powiedzieć, że zrobiła je dla bliźniaków.
Ani ojciec, ani Victor nie wstali wystarczająco wcześnie, by osobiście powitać Sehleana w momencie jego przejścia przez próg. Zanim jednak usłyszeli stukot kopyt za oknami, do domu wróciła Flavia, niosąc dwa kosze pełne kwiatów. Zupełnie zmarnowane fundusze, można by rzec, bo przecież za dwa dni część mieszkańców opuszczała wyspę i nie będą oni mogli doceniać wizji artystycznej dwóch służących. Mimo to obie zajęły się przystrajaniem salonu i jadalni świeżymi bukietami, które, o dziwo, okazały się całkiem imponujące. Nie był to może kwitnący bluszcz, zwisający ze ściany w pałacu elfa, ale nadawały one świeżości ciężkiemu, drewnianemu pomieszczeniu. Gdy skończyły, Flavia uciekła do pomieszczeń dla służby, chcąc osuszyć się po zakupach w ulewie, a Sonia poszła razem z nią, jeśli nie była akurat chwilowo potrzebna. Zanim Sehlean dotarł na miejsce, na stole znajdowały się już ładnie ułożone, lśniące ciasteczka z orzechami, butelka wina i kilka starannie wypolerowanych kieliszków.

Dźwięk kopyt na zewnątrz obudził Victora, co miało swoje plusy - Agnes zdała sobie sprawę, że gdyby przegapił odwiedziny elfa, znów byłby na nią zły, że odsuwa go od wydarzeń i potencjalnych decyzji. Zszedł z góry jedynie kilka minut po tym, jak do domu Reimann weszło dwóch strażników, a za nimi wysoki, jasnowłosy magnat. Tym razem Viti'ghrin miał na sobie ciemnofioletowy dublet, który choć w pałacu wyglądałby nieszczególnie imponująco, tutaj wyraźnie odcinał się jakością i elegancją od otoczenia. Długie włosy związane miał w warkocz i lekko zmoknięte od deszczu. Przesunął spojrzeniem po niewielkim - jak na jego standardy - pomieszczeniu, na dłużej zawieszając je na kolorowych kwiatach, zupełnie zignorował tkwiące w kącie jak na szpilkach Sonię i Flavię, a wzrok ostatecznie utkwił w rudowłosej, którą przecież przyjechał tu odwiedzić.
Tym razem nie uśmiechnął się szeroko i uprzejmie na jej widok, a w jego oczach odmalowało się zbyt wiele różnych emocji, by Agnes potrafiła wychwycić jedną, dominującą. Zrobił kilka zdecydowanych kroków w stronę kobiety i chwycił jej dłoń, by pochylić się nad nią w ukłonie i dotknąć kostek jej palców własnym czołem. Gest, do którego ta z pewnością nie miała prawa być przyzwyczajona, a wręcz którego nie miała chyba nawet skąd znać, wywołał nieme poruszenie między służącymi.
- Panno Reimann, jestem tutaj, żeby złożyć na pani ręce najszczersze przeprosiny - powiedział cicho. - Proszę mi wybaczyć niedopatrzenie, które niemal kosztowało panią życie. Ufałem, że w moich progach jest pani bezpieczna. Powinienem myśleć szerzej. Brakuje mi słów we wspólnym, którymi potrafiłbym wyrazić jak bardzo mi przykro.
W tej sytuacji zastał ich Victor, bez słowa, powoli schodząc po schodach.
Obrazek

Dzielnica Portowa

332
POST POSTACI
Agnes Reimann
Nie interesowało jej zdanie Sonii, która z racji swego niższego stanu społecznego była bardziej przejęta przybyciem Sehleana do jej posiadłości. Agnes nie zamierzała przygotowywać przyjęcia dla magnata, stawiając dzisiaj sprawę raczej na swoim. Był to manifest sam w sobie – a samo żądanie przybycia mężczyzny do niej, nie odwrotnie był już dobitnym przykładem, że dzisiaj to ona ma rządzić. Więc niech Sonia sobie strzela fochy i rzuca talerzami, ale nie ona decyduje w tym domu. Ma swoje miejsce, którego niech się trzyma i niech będzie wdzięczna, że tyle dla niej robi.

Siedząc w lekko sennej atmosferze kobieta przypatrywała się przez najbliższy czas krzątaninie służących dekorujących salon kwiatami. Może i nie był to zły pomysł zważywszy manię elfa na punkcie roślin, którymi jego pałac był udekorowany w każdym zakątku, jednak cięte kwiaty były istnym marnotrawstwem pieniędzy. Po kilku dniach zwiędną, czego oczywiście inżynier świadkiem nie będzie, jednak niesmak pozostał. I być może jej marudność wynikała z faktu, że nie zdążyła jeszcze do końca wypocząć, ale nie przejmowała się tym w aktualnym momencie. Po prostu czekała.

Stukot kopyt zaalarmował ją, zrywając kobietę na nogi. Wyszła do przedsionka spokojnie, chociaż w środku nieco ją skręcało nie wiedzieć czemu. Stanęła na środku z dłońmi splecionymi przed sobą, obserwując elfich strażników wchodzących do domostwa i powstrzymując się przed spazmem na twarzy mogącym zasugerować im odrazę. Zamiast tego zachowała kamienną twarz, dopasowując się właściwie do magnata, który wkroczył zaraz za nimi. Uprzejmości zostały odłożone na bok i Agnes była z tego kontenta. Nie chciało jej się zabawiać mężczyzny nijaką gadką, gdy miała na głowie ważniejsze sprawy i potrzebny jej tak bardzo odpoczynek.

Chcąc nie chcąc przez jej twarz mignęło zaskoczenie, gdy Sehlean przyłożył jej dłoń do swego czoła, mamrocząc przy tym przeprosiny. Nie była zaznajomiona z elfią kulturą, która tutaj do reszty praktycznie zanikała zresztą i właściwie nie zamierzała celowo dowiadywać się na jej temat, nawet pomimo faktu, iż jej mecenasem był elf. Zamiast tego uśmiechnęła się delikatnie uśmiechem niedocierającym do jej oczu i dygnęła leciutko. — Przeprosiny przyjęte — rzekła cicho, wiedząc, że wykonuje śmiały ruch, jednak nie bawiła się w kurtuazję i nazywała rzeczy po imieniu. Viti'ghrin wiedział, że Vasati miała kochankę, a jednak nie zdecydowała się poinformować jej o tym. Przez chwilę zastanawiała się nawet, na ile to wszystko mogło być ukartowane przez niego, jednak nie za bardzo miała teraz co robić z tym domysłem – szybko więc odrzuciła go, skupiając się na innych sprawunkach.

Zarejestrowała kątem oka pojawienie się Victora na schodach i skinęła mu delikatnie głową na powitanie, po czym równie delikatnie wyswobodziła dłoń z objęć Sehleana i zgrabnym gestem wskazała na salon. — Napijmy się wina — powiedziała i poprowadziła jako gospodyni szlachcica do bawialni, gdzie zasiadła na swym miejscu. Po drodze skinęła na Flavię, by ta podążyła za nimi i usługiwała podczas rozmowy.

Szczerze powiedziawszy, roztrząsanie tej sprawy dłużej, niż to konieczne jest zwyczajnie zbędne. Na całe szczęście dzięki mojej zmyślności i pana zasobom udało się dotrzeć do mnie, zanim Shanis zdążyła cokolwiek poczynić. Szkoda jedynie, że wszystko zadziało się w trakcie pobytu mego ojca — uśmiechnęła się uprzejmie, nakazując służce nalanie ich trójce wina. — Dobrze jednak, że wszystko wraca na stare tory i będziemy w stanie bezproblemowo wypłynąć. Pojawiły się być może jakieś wieści z Kattok?

Dzielnica Portowa

333
POST BARDA
Nawet jeśli bezpośredniość Agnes została przez elfa odebrana negatywnie, nawet nie drgnęła mu powieka. Wypuścił dłoń rudowłosej i ruszył za nią w stronę salonu, krótkim gestem, bez słowa dając tylko swojej straży do zrozumienia, że mają zostać tam, gdzie stali teraz. Nie potrzebował ich towarzystwa podczas rozmowy z panią inżynier, tutaj nic nie groziło żadnemu z nich i Sehlean zdawał sobie z tego sprawy. Uniósł tylko wzrok na Victora, gdy ten pojawił się na schodach. Przywitali się krótkim skinięciem głowy - w końcu widzieli się już po powrocie. Najemnik zszedł na dół i podążył za nimi bez słowa, zajmując potem jedno z wolnych miejsc przy stole, choć nie wcześniej, niż usiadła Agnes. Choć raczej nie pochodził ze szlacheckiego domu, wciąż pewne zachowania z jakiegoś powodu wydawały się dla niego oczywiste. Nie wiedziała, skąd się one u niego brały, nie mówił o swojej rodzinie i wychowaniu za często i zbyt wiele.
- Tak - odparł Viti'ghrin, wygodnie nie komentując już dalej tematu porwania. - Ze względu na zaćmienie nastąpiło trzydniowe opóźnienie. Ekspedycja została zaatakowana przez dzikie zwierzęta, stracili część ludzi. Na północnej plaży rozstawiono obóz, podczas zaćmienia otoczyli go palisadą. Kiedy list był wysyłany, dopiero ruszali w głąb dżungli. Możliwe, że po przybyciu będziecie musieli poczekać kilka dni z permanentnym zejściem na ląd. Przynajmniej te trzy, które bogowie wyrwali z naszych planów. Jeśli wolicie, możemy też opóźnić wypłynięcie. Będzie mogła pani spędzić więcej czasu z ojcem, panno Reimann. Czasu, który Wam odebrano.
Chciał zatrzymać ją w Taj'cah, czy te słowa wynikały ze szczerej empatii? Z pozbawionej wyrazu twarzy elfa nie dało się tego wyczytać.
- Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, tak jak obiecywałem, oddaję do pani dyspozycji dwa statki z moją załogą. Nie mogą się one równać z nowymi, tymi z pani projektów, ale z łatwością wytrzymają podróż na Kattok - skłonił lekko głowę.
Znając jego zamiłowanie do wysokiej jakości otaczających go przedmiotów, jego statki również nie mogły być wiele gorsze od nowych, świeżo zwodowanych. Przesadna skromność musiała wynikać więc z czegoś zupełnie innego.
- Czekają w porcie, zacumowane tuż przy Utopii i Arkadii. Załoga jest poinstruowana, by czekać na wasze rozkazy. Po zejściu na ląd odpowiadać mają bezpośrednio przed panem LeGuinessem.
Jak widać, Victor też doczekał się pewnej rekompensaty. Czy zażądał tego osobiście, czy magnat dał mu tę możliwość dobrowolnie - jeśli Agnes to interesowało, będzie musiała dowiedzieć się szczegółów od któregoś z mężczyzn.
- Poza siłą roboczą i zbrojnymi, na wypłynięcie jest też gotowych kilka innych osób. Osób, z którymi sądzę, że przyjdzie pani blisko współpracować przez najbliższe miesiące.
Z szerokiego rękawa wydobył dwa ciasno zwinięte pergaminy, z których od razu podał rudowłosej, a drugi Victorowi.
- Myślę, że przydadzą się wam te informacje.
Gdy inżynier rozwinęła otrzymany papier, w środku znalazła listę nazwisk wraz z krótkim dopiskiem nad każdym z nich, skreślonych zręczną dłonią elfa.
Spoiler:
Obrazek

Dzielnica Portowa

334
POST POSTACI
Agnes Reimann
Obecność Victora na spotkaniu trochę mierziła Agnes, która miała wrażenie, że mężczyzna wcale nie był tutaj potrzebny, a jego jedyną wymówką była opieka nad kobietą, której wszakże teraz nie potrzebowała. Nie wykłócała się jednak o ten fakt w obecności elfa, który tak skrzętnie skrywał emocje, że nawet jednej nie potrafiła odczytać mimo szczerych chęci.

Rozmowa zgodnie z jej planem szybko przeniosła się z jej nieszczęścia na tematy organizacyjne, które wszakże były znacznie bardziej interesujące i przede wszystkim ważniejsze. — Tak jak podejrzewałam — odpowiedziała, popijając wino do tematu opóźnienia pierwszej fali ekspedycji. Jeśli podczas felernego zaćmienia działy się cuda, o których zresztą starszy Reimann opowiadał, to w dżungli, która nienaturalnie rozrosła się kilka lat temu, wypierając gwałtownie osadników, na pewno musiało się dziać znacznie gorzej.

Nie spodobała jej się oczywiście sugestia opóźnienia wypłynięcia. Wolała przesiedzieć na statku kilka dodatkowych dni, niż utknąć w mieście, którego miała już trochę dosyć i nawet wizja spędzenia tego czasu z ojcem nie namówiła jej do tego. Tym bardziej, że jak to z dziećmi bywa, im mniej będzie miała z nim konfrontacji dotyczących ostatnich wydarzeń, tym lepiej dla obojga. — Nie — odpowiedziała krótko, bez emocji, zaraz jednak poprawiając się, gdy zrozumiała, że mogło to zabrzmieć co najmniej osobliwie. — Wolę już ruszyć w podróż. Ostatnie dni były wyczerpujące i zmiana otoczenia dobrze mi zrobi.

Uśmiechnęła się po tym i słuchała dalej, co też Sehlean ma do powiedzenia – jego skromność skwitowała wdzięcznym skinieniem głowy, chociaż w myślach wiedziała, że po prostu się przymila. I dopiero na kolejne wieści jej brwi się uniosły niekontrolowanie. Naleganie Victora na udział w spotkaniu został właśnie wyjawiony, chociaż tajemnica tej oferty ciągle była nierozwiązana. — Dobrze wiedzieć — powiedziała tylko, nie drążąc na razie tematu. Z jednej strony była to dobra decyzja, gdyż przez najemnika będzie miała większą władzę nad siłą tkwiącą w załodze tamtych statków, nie opuszczało jej jednak uczucie, że jest w tym coś więcej, niekoniecznie dobrego dla samego mężczyzny. — Zważywszy na opóźnienie pierwszej ekipy, dodatkowa para rąk do pracy przyda się teraz jeszcze bardziej, niż wcześniej.

Zaraz też sięgnęła po podany jej zwój, który po rozwinięciu ukazał listę nazwisk odpowiedzialnych za poszczególne sektory przebudowy wyspy. Lista ta była całkiem pokaźna i przede wszystkim dawała jakiekolwiek światło na to, jak będzie wyglądał sztab prawdziwych inicjatorów odzysku Kattok. — O Barbano co nieco już słyszałam, chętnie jednak dowiedziałabym się od pana chociaż kilka słów na temat innych uczestników z listy... przynajmniej tych najważniejszych.

Położyła pergamin na stole, przytrzymując na razie go dłonią i dyskretnie zerkając na listę, którą otrzymał Victor. Tknięta, dopowiedziała jeszcze ostrożnie jedną kwestię: — Zważywszy także na chwilowy przestój na wyspie, raport może okazać się znacznie mniej obszerny, niż sądzę. Oczywiście dołożę wszelkich starań, aby przez najbliższe dwa tygodnie jak najszybciej uporządkować sprawy techniczne i rozpocząć plany, o których rozmawialiśmy, jednak pierw muszę zrobić inspekcję obozowiska. Wszelkie szacunkowe obliczenia i plan na dalsze działania będzie zawarty w raporcie.

Dzielnica Portowa

335
POST BARDA
Viti'ghrin uśmiechnął się uprzejmie, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu. Jak widać, jego dzisiejszy nastrój również był niekoniecznie dobry. Opuścił wzrok na trzymaną przez kobietę listę nazwisk, by po dłuższej chwili milczenia odpowiedzieć na jej pytania.
- Nie wszystkich znam osobiście, tak jak panią, panno Reimann - splótł dłonie na stole. Uwadze Agnes nie umknęło, że póki co nie tknął ani wina, ani przygotowanych przez Sonię ciastek. - Obawiam się więc, że moja wiedza może być ograniczona i nie zaspokoi pani ciekawości. Simon Blackwood to człowiek, ma za sobą już kilkadziesiąt udanych projektów. Syndykat wybrał go właśnie ze względu na jego doświadczenie. Nie projektował pałaców i świątyń, ale może się... pochwalić... kilkoma tawernami, domami klasy średniej i niewielkimi instalacjami artystycznymi. Na potrzeby Kattok powinno być wystarczające.
Elf nie wyglądał na będącego pod szczególnym wrażeniem, wręcz przeciwnie, ale czego spodziewać się po kimś, kto mieszkał w pałacu z ogrodami wielkości małej wioski? Zapewne korzystał z innej klasy architektów, jeśli akurat ich potrzebował.
- Mirina Verden jest gnomem. Nie wiem o niej praktycznie nic, ale dostała kontrolę nad planowaniem przestrzeni. Osobiście znam LeMoirę za to, była obecna na jednym z bankietów. Pochodzi stąd, z Taj'cah. Niezwykle utalentowana.
Zerknął na Victora, na moment zawieszając wzrok na jego twarzy. Najemnik wciąż zapatrzony był w swój własny pergamin, a gdy Agnes zerknęła mu przez ramię, zobaczyła dużo bardziej szczegółową listę załadunkową, z rozpisaną załogą i wieloma innymi szczegółami dotyczącymi dwóch statków. Tutaj w charakterze pisma nie było widać ręki Sehleana, listę sporządził ktoś inny.
- Obawiam się, że z całą resztą będzie musiała się pani zapoznać samodzielnie. Wierzę jednak, że nie będzie to problem. Panie LeGuiness, czy wszystko w porządku?
- Tak - odparł krótko Victor i odłożył pergamin, by oprzeć się wygodniej na krześle.
- Cieszę się. Zatem rozumiem, że skoro nie chce pani opóźniać wypłynięcia, za dwa dni będziemy się żegnać. Przyznam, że po naszym pierwszym spotkaniu nie spodziewałem się, że do tego dnia przyjdzie nam spędzić razem tak dużo czasu - uśmiechnął się słabo. Ich wspólne spędzanie czasu wynikało z raczej nieprzyjemnych okoliczności i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. - Nie będę więc więcej zawracał pani głowy. Jeśli będzie jakaś sprawa do omówienia, proszę skontaktować się ze mną listownie. W razie konieczności dodatkowego spotkania, postaram się coś jeszcze zorganizować.
Wyprostował się i wygładził materiał na swojej klatce piersiowej.
- Jeśli ma pani jeszcze jakieś pytania, bądź kwestie warte poruszenia, słucham, dopóki jestem... tutaj.
Obrazek

Dzielnica Portowa

336
POST POSTACI
Agnes Reimann
Obecność Sehleana w jej okolicy musiała być dlań torturą samą w sobie. Prawdopodobnie wino i ciastka, które jej służąca tak pieczołowicie przygotowała, były niespecjalnie kuszące, o ciasnej przestrzeni, zgiełku i smrodzie nie wspominając. Ach, jeszcze te przytyki o budynkach użytkowych! Viti'ghrin miał niesamowite szczęście, że prawdopodobnie urodził się w magnackiej rodzinie i jedyne co mógł robić, to pomnażać i tak już srogi majątek. Jego wyniosłość była sztuczna.

Oczywiście poznam ich osobiście, ale nawet słowa zapoznawcze będą dla mnie cenne — rzuciła, biorąc puchar z winem do dłoni i pijąc go powoli, smakując się w średniej jakości winie przeznaczonym dla tej przebrzydłej klasy średniej. Kątem oka widziała listę Victora, zawiłą i spisaną ewidentnie nie-elfim pismem. Interesującym było dla niej coraz bardziej to, co musiał oddać mężczyzna w zamian za fikcyjną władzę nad tymi statkami.

Nieznacznie skinęła głową z aprobatą na słowa o gnomiej planistce. W przeszłości współpracowała z tą rasą – ba, była czeladniczką u jednego z nich i naprawdę miło wspomina ich zasoby wiedzy, błyskotliwość i zmysł inżynieryjny. LeMoirę postanowiła zachować w pamięci nieco chłodniej i z większą ostrożnością podchodzić na wyspie, nie wiedząc, jaki stosunek może mieć do elfa. Reszta była także warta poznania, ale na to jeszcze przyjdzie czas.

Ostatnie słowa magnata przyjęła ponownie milcząco, w duchu ciesząc się z jego chęci powrotu do siebie. — Los bywa przewrotny. W ostatnich dniach pojawiło się wiele zmiennych, których w życiu bym nie przewidziała. Jestem jednak kontenta, że pomimo przeszkód udało nam się nawiązać nić porozumienia — powiedziała uprzejmie, podobnie jak elf uśmiechając się jedynie ustami. Nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że pakuje się w kabałę, jednak w tym momencie nie mogła zbyt wiele zrobić. Ba, nawet nie miała na to sił. Mogła za to wstać z gracją, by pożegnać zapewne palącego się do wyjścia Sehleana, co oczywiście zrobiła.

Oby nic pilnego już nie było do omawiania. Tymczasem, miło było się z panem spotkać w spokojniejszych okolicznościach. Nie będę dłużej także pana zatrzymywać, panie Viti'ghrin. Obowiązki na pewno wzywają — rzuciła, odchodząc od stołu i zapewne kierując elfa do wyjścia.

Dzielnica Portowa

337
POST BARDA
Mimo uśmiechu i pełnego szacunku ukłonu, jakim pożegnał ją Sehlean, Agnes nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że coś tu jest mocno nie w porządku. Zimne ciarki, które przebiegły po jej plecach, gdy uniósł jej dłoń, by pożegnać ją tym razem już dość klasycznym i niezaskakującym pocałunkiem, mogły być wywołane przez jej szósty zmysł, mówiący, że należy być ostrożną - ale mogły również wynikać z paranoi, w którą wpędziła się sama.
Rzucił jeszcze kilka miłych, oględnych słów, życzył im zasłużonego odpoczynku przez następne kilka dni, podziękował za wspaniałą gościnę, uśmiechając się do stojącej gdzieś w tle Sonii - choć do samego końca nie tknął niczego, co służąca przygotowała - a potem zniknął za drzwiami, w strugach deszczu szybko przemykając do stojącego praktycznie pod samym wejściem zadaszonego powozu.
Victor przez dłuższą chwilę stał jeszcze w drzwiach, obserwując pojazd ruszający dalej wąską uliczką. Tnący ukosem deszcz zostawiał ciemniejsze plamy na jego koszuli, ale najemnik nie przejmował się tym. Zmarszczone brwi i marsowa mina świadczyły o tym, że podziela obawy swojej ukochanej; nie musiał niczego mówić, bo choć Agnes nie miała w sobie zbyt wiele empatii, to znała go już wystarczająco dobrze. I nawet jeśli w tematach potencjalnego dziecka jego twarz stawała się kamienną maską bez wyrazu, tak tutaj nie próbował niczego przed nią ukrywać. Nie podobało mu się to wszystko. Nie podobał mu się ten układ.
- Dlaczego mam wrażenie, że oboje wylądujemy na dnie morza, z kamieniem przywiązanym do kostek, jak to się wszystko skończy? - spytał cicho, wiedząc, że rudowłosa go słyszy. - Jest jak wąż. Przebiegły i obślizgły.
Kiedy wiatr zawiał mocniej, a ciężkie krople deszczu odbiły się od desek podłogi w przedsionku, LeGuiness zrobił krok do tyłu i zamknął za sobą drzwi, oddzielając ich od nieprzyjemnej pogody. Sonia w międzyczasie zabrała kielich, z którego elf nie skorzystał, ale całą resztę zostawiła, w razie gdyby któreś z nich zechciało poczęstować się ciastkiem lub winem. Korzystając z faktu, że służąca zniknęła, zostawiając ich samych, mężczyzna złapał Agnes za dłoń i przyciągnął do siebie, by otoczyć ją ramionami i oprzeć brodę o czubek jej rudej głowy.
- Jak się czujesz? - spytał, choć Reimann nie była pewna, czy pyta o samopoczucie fizyczne po porwaniu, czy psychiczne na myśl o wizycie u medyka, jaką planowali na jutrzejszy poranek. - Możemy już nie myśleć o nim dzisiaj, niech już zostanie za tymi drzwiami. Listami zajmiemy się jutro. Wszystkim zajmiemy się jutro. Zostały może ze dwie godziny do zmierzchu, i tak nic już się nie załatwi. Tak czy inaczej powinnaś spędzić wieczór z ojcem, jak się już obudzi.
Według tego, co wiedziała inżynier, Franz nie spał całą noc, męczony przez strach i obawy o córkę. Nic dziwnego, że teraz odsypiał. W końcu miał już swoje lata, a za sobą długą, ciężką podróż i pełen emocji pobyt na miejscu.
Obrazek

Dzielnica Portowa

338
POST POSTACI
Agnes Reimann
Pomimo uprzejmego uśmiechu malującego się na jej twarzy, Agnes w głębi duszy próbowała przejrzeć maskę Sehleana zmieniającą się niczym rękawiczki szlachcianki. Każdy jego gest był w jej mniemaniu fałszywy, każde słowo ociekające jadem, każde spojrzenie zwiastujące jej koniec. Nie mogła uwierzyć, że nie widziała wcześniej tej przebrzydłej postury, gdy jeszcze współpracowała z nim przy porwaniu jej dokumentów. Z drugiej strony już podczas ich pierwszego spotkania podejrzewała go o pewne machlojki, ale wszystko zaczęło umacniać się dopiero po jej zniknięciu.

Stała przez chwilę w drzwiach, opierając się o framugę i spoglądając na rosnące kałuże. Naprawdę niesamowicie chciała wydostać się z tego miasta i odetchnąć od duchoty, którą coraz mocniej tutaj odczuwała. Liczyła, że na Kattok wszystko będzie prostsze, chociaż jednocześnie wiedziała, jak bardzo się łudzi.

To nie wrażenie, a my nie wylądujemy w żadnym morzu — burknęła, strącając kolejne krople tropikalnego deszczu ze swoich ramion. Odsunęła się, gdy Victor wchodził do środka, powoli zaczynając rozmyślać o możliwym kierunku podejmowanych przez nią akcji i tym, w jaki sposób będzie mogła zabezpieczyć się przed losem podobnym do tego Vasati. Lekko zdezorientowana spojrzała na mężczyznę, gdy ten ją przytulił, ale dała ponieść się chwili i odrobinę rozluźniła.

Nie oczekuj tego ode mnie, to jest zbyt poważny temat — mruknęła i po chwili oswobodziła się z jego objęć. — Poczekam już na ojca, z nim też mam parę spraw do omówienia. Sam na sam oczywiście, dopóki mu nie wyjaśnię kilku rzeczy. Reszta domu jest do twojej dyspozycji — dorzuciła, po czym całując go w policzek, ruszyła do salonu, zamykając za sobą drzwi. Jeśli została sama, całym haustem wypiła zawartość swojego wina, oczekując przebudzenia się Franza.

Dzielnica Portowa

339
POST BARDA
Victor w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego, ale wyraźnie niezadowolonego. Wypuścił ją z objęć, widząc, że nie ma o czym dyskutować, by potem odprowadzić ją potem spojrzeniem do jadalni, a samemu udać się gdzieś indziej - skoro cały dom był do jego dyspozycji, to pewnie miał pomysł, jak zorganizować sobie czas bez zawracania głowy swojej ukochanej. Widząc, że Agnes nie miała chwilowo wobec niego żadnych oczekiwań, równie dobrze mógł zająć się swoimi sprawami. Ostatnie spotkanie z Sehleanem przed wypłynięciem zostawiło ich oboje z bardzo silnym poczuciem niepokoju, którego nie dało się pozbyć za pomocą ignorowania problemu. Ciężko było stwierdzić, czy najemnik też zdawał sobie z tego sprawę i próbował po prostu z miernym skutkiem odwrócić uwagę rudowłosej, czy postanowił jednak mimo wszystko spróbować tego ignorowania, licząc, że przynajmniej dziś będzie mogło ono dać im obojgu chwilę wytchnienia po ciężkim tygodniu.
Gdy tylko wypiła duszkiem cały kielich swojego wina, w jej głowie pojawiła się raczej niemile widziana myśl, że być może nie powinna tego robić? Nie była medykiem, nie miała też jeszcze potwierdzenia, że faktycznie musi zacząć o siebie dbać trochę inaczej, ale ta irracjonalna obawa przyszła do niej zupełnie sama. Może rozcieńczone wino byłoby bezpieczniejszym wyborem, bo kto wie, jak alkohol może wpływać na takie rzeczy? Nikt tego dotąd nie badał, ale jej analityczna podświadomość sama postanowiła uznać ten temat za warty uwagi i znacząco zmniejszyć przyjemność czerpaną z wina, rozgrzewającego jej teraz jej klatkę piersiową.
Na przebudzenie się ojca musiała poczekać jeszcze trochę, bowiem starszy mężczyzna potrzebował swojego odpoczynku. Usłyszała ruch za drzwiami dopiero po niespełna półtorej godziny, a kolejne piętnaście minut później z korytarza prowadzącego do gościnnego pokoju wynurzył się Franz, już ubrany i w pełni wybudzony. Na widok córki uśmiechnął się szeroko, choć w jego spojrzenie wkradła się odrobina ulgi - może obawiał się, że gdy teraz wstanie, okaże się, że Agnes znów zniknęła. Ostatnie przebudzenie, na opuszczonym wozie, pod miastem, musiało być dla niego dość traumatyczne.
- Wybacz, słońce - odezwał się, przecierając oczy. - Musiało minąć dużo czasu. Przespałem cały dzień?
Nie zapadł jeszcze wieczór; do zmroku wciąż mieli chwilę, choć nie na tyle długą, by nacieszyć się światłem słońca. Gdyby nie lało, mogliby docenić zachód słońca nad spokojnym morzem, widocznym z nabrzeża.
- I widzisz, przez to wszystko zapomniałem dać ci tego, co dla ciebie przywiozłem. Listu od Frederika... i czegoś ode mnie i od matki.
Mimo to, nie wrócił po wspomniane rzeczy do pokoju, tylko usiadł przy stole, sięgając po jeden z pustych kielichów i wino. Nalał go sobie, choć chyba bardziej tylko dla smaku i zwilżenia gardła. W przeciwieństwie do Sehleana, Franz Reimann wyraźnie docenił trunek, który stał na stole, poświęcając mu nieco więcej uwagi, niż początkowo zakładał.
-Jak się czujesz? Jesteś trochę blada. To znaczy, w porównaniu do tego, co widziałem wczoraj - wyciągnął do niej rękę i oparł ją na jej dłoni. Jego palce były poparzone i poniszczone od pracy jaką się zajmował, ale Agnes dobrze już je znała.
Obrazek

Dzielnica Portowa

340
POST POSTACI
Agnes Reimann
Kobieta odprowadziła spojrzeniem Victora wchodzącego po schodach na piętro, zanim sama zniknęła za drzwiami salonu. Mimowolnie sięgnęła dłonią do karku, masując go i zastanawiając się nad dalszym rozwojem spraw, nie tylko tych personalnych. Usiadła więc przy stole, biorąc do ręki kielich z winem i papier z listą inżynierów, popijając trunek i zastanawiając się, jak bardzo może jej to EWENTUALNIE zaszkodzić. I szczerze powiedziawszy, mocno nad tym rozmyślając, alkohol nagle zaczął smakować jej mniej, bardziej kwaskawo, powodując odsunięcie do połowy pełnego naczynia na bok. Cokolwiek jutro się nie dowie, lepiej niech nie przesadza z winem.

Przez długie półtorej godziny, podczas której co jakiś czas wstawała i kręciła się po domu, zaglądając do gabinetu, a nawet wychodząc na chwilę na zewnątrz, zastanawiała się, jak ugryźć temat Sehleana, który wyraźnie ma ją teraz w szachu razem z jej bliskimi. Zerwanie współpracy byłoby jawnym samobójstwem, zaś dłuższe kumanie się z przeklętym elfem poskutkuje w byciu w jeszcze większym potrzasku. Należałoby więc zyskać jak największą niezależność, a także pozyskać osoby, które miałyby u niej dług wdzięczności - osoby, które miałyby szansę pozbyć się Viti'ghrina z jej życia. Przemknęło jej przez myśl, że na pewno wielu osobom z Syndykatu obecność magnata nie pasowałaby wystarczająco, aby spróbować się go pozbyć. Trzeba byłoby tylko skontaktować się z paroma ważniejszymi członkami.

Co prowadziło ją do niewygodnej myśli, że pomimo wycieńczającej dlań pracy dla tej grupy nadal traktują ją jak kogoś z zewnątrz, nie nadając jej nawet statusu członka, co byłoby bardzo dla niej dobre. Zdawała sobie sprawę, że teoretycznie Syndykat był swoistą mafią skoncentrowaną na dbaniu o swoich wszelakimi sposobami, dlatego pewnie sporo osób krzywo patrzyło na jej obecność tutaj... ale jeśli jakimś cudem związałaby się z Archipelagiem oficjalnie, musieliby przychylniej patrzeć na jej osobę.

Jedną kartę miała chyba w kieszeni, drugą mogłaby teoretycznie zagrać, o ile tylko jej kochanek się na to zgodzi.

Rozmyślania o sposobach dołączenia do Syndykatu przerwał jej ojciec, który wyglądał znacznie lepiej, niż wczoraj. Sen mu sprzyjał, ku temu nie było żadnych wątpliwości. Nadal jednak wiedziała, że linia oddzielająca ich pewnie od kłótni była cienka, a ona zaraz właśnie ją przerwie. — Nadal jestem nieco zmęczona po wczoraj, musi trochę minąć zanim całkiem dojdę do siebie. Mam nadzieję, że chociaż ty wyspałeś się po wsze czasy — uśmiechnęła się, pokrywając wierzch dłoni ojca własną ręką. Uśmiechnęła się nawet ciepło, zanim jej twarz nieco stężała.

Zanim przejdziemy do listu i podarunku, chciałabym domknąć parę spraw. Nie przedłużam swojego pobytu w stolicy, gdyż jak możesz się spodziewać, mam jej lekko dosyć; dlatego wypływam na Kattok za dwa dni. Nie będziemy mieli przez to dużo czasu i nie chcę cię opuszczać ze świadomością, że będą między nami jakieś nieporozumienia i spięcia — odetchnęła, wpatrując się prosto w oczy Franza i kontynuowała. — Nietrudno zauważyć, że od pierwszego spojrzenia nie przepadasz za Victorem i jakkolwiek z twojego punktu widzenia jest to... zrozumiałe, ponieważ martwisz się o mnie i chciałbyś dla mnie jak najlepiej, to z mojego punktu widzenia jest to niewygodne. Wiem też, że najłatwiej winę za wszystkie zdarzenia ostatniego dnia zwalić na niego i nie mogę na to pozwolić. Poza tym, są rzeczy, na które sama mam mały wpływ i porwanie było jedną z nich. Mam więc nadzieję, że spojrzysz na całą tą sytuację na chłodno, a nie przez pryzmat emocji.

Wstała, podchodząc do okiennic i przymykając je nieco. Spodziewała się jakiegoś wybuchu ze strony starego Reimanna, dlatego nie chciała mu pozwolić na to i kontynuowała. — Żeby zaś móc obiektywnie na to spojrzeć, trzeba mieć wgląd na całą sytuację. Ta zaś jest następująca: dostałam posadę jako inżynier na Kattok, co nie spodobało się protegowanej elfa, którego spotkałeś. Po kilku drobnych niedogodnościach sprawa z tamtą kobietą została zażegnana, ja zaś związałam się z elfem kontraktem na bycie jego... przedłużeniem myśli inżynierskiej na wyspie. Całe to zastąpienie nie spodobało się jednak przyjaciółce tamtej kobiety, która postanowiła wywieźć mnie za miasto. Jak widać, za wszystkim stała zwyczajna zawiść — stanęła po przeciwnej stronie stołu, wpatrując się uważnie w ojca, zdając sobie sprawę z dziur w swojej opowieści. Wolała jednak nie koloryzować jej o trucizny, groźby śmierci, rany i zlecenia zabójstw z jej strony.

Dzielnica Portowa

341
POST BARDA
Gdy Agnes zaczęła swój monolog, uśmiech na twarzy jej ojca zaczął stopniowo topnieć. I być może całkiem słusznie nie dała mu chwili na wtrącenie się, bo dobrze widziała, że po wzmiance dotyczącej Victora miał już coś na końcu języka - coś, co pewnie nie miałoby dobrego wpływu ani na tę rozmowę, ani w dłuższym rozrachunku prawdopodobnie i na całą ich relację. Słysząc krótkie, zwięzłe wyjaśnienie całego związanego z Sehleanem i Vasati zamieszania, Franz w końcu westchnął i oparł czoło na dłoni, przez długie kilkanaście sekund wybierając milczenie.
- Mówią, że Archipelag jest centrum kultury i sztuki - kiedy się odezwał, jego głos brzmiał głucho. - Nic dziwnego, skoro są tu tak pozbawieni zahamowań i jakichś... absolutnych podstaw. I jeszcze te elfy...
Uniósł wzrok i wyprostował w stronę córki palec wskazujący.
- Mówię ci, ten Sehlean też będzie przyczyną więcej problemów, niż to jest warte.
Nic, czego kobieta by nie wiedziała. Przez chwilę spojrzenie ojca świdrowało ją uważnie, jakby mężczyzna usiłował wyczytać z niej coś więcej, niż zawarła w swojej krótkiej historii. Widziała powątpiewanie, które błysnęło gdzieś w jego oczach - może nie niewiara w jej opowieść, ale świadomość, że nie zawarła w niej wszystkiego, co jego zdaniem powinien wiedzieć. Agnes nie była jednak już dziesięciolatką, z której mógł wymusić informacje pod groźbą konsekwencji; rozmawiał z dorosłą osobą, która chciała mieć swoje tajemnice i miała do nich prawo.
- Zwyczajnie martwię się o ciebie, słońce - powiedział w końcu. - Nie tak wyobrażałem sobie twoje życie tutaj. Posada inżyniera i praca nad tą wyspą miała być spokojnym zajęciem. Bezpiecznym. Bez najemników, porwań i elfiej polityki.
Westchnął i sięgnął po swój kielich, by zwilżyć gardło winem.
- Myślałem, że będę się obawiał momentu, w którym będziesz musiała wypłynąć na Kattok, tymczasem mam wrażenie, że tam będziesz bezpieczniejsza, niż tu, w mieście. Tam nie powinny dziać się podobne rzeczy, elf zostanie tutaj, a tobie grozić będzie co najwyżej sama dżungla, która w tej chwili wydaje się niewielkim problemem. Victor mówił, że osada będzie zabezpieczona przed potencjalnymi atakami zwierząt. Myślę, że akurat to nie leży poza zakresem jego kompetencji.
Orientując się, że znów mimowolnie skrytykował ukochanego swojej córki, Franz pokręcił głową i wstał z krzesła, by zrobić kilka kroków w stronę okna, za którym szalała ulewa. Zapatrzył się w strugi wody na szybie, splatając dłonie za plecami. Zapach deszczu w domu był już silniejszy, niż zapach ciastek, upieczonych jakiś czas temu przez Sonię.
- Nie chcę się kłócić. Nie po to spędziłem tyle tygodni w podróży - odwrócił się do niej. - Skoro nie opóźniasz wypłynięcia, chcę spędzić możliwie najwięcej czasu ze swoją córką, zanim zniknie. Zobaczyć statki, jakie zaprojektowała. Poznać... poznać lepiej mężczyznę, którego dla siebie wybrała - dodał z wyraźnym trudem. - Minęło zbyt dużo czasu, lata przecież, odkąd widzieliśmy się ostatni raz.
Obrazek

Dzielnica Portowa

342
POST POSTACI
Agnes Reimann
Nie musisz mi tego mówić — odparła równie głucho na komentarz dotyczący elfa. Jak na dłoni było widać, że coś kombinuje i jeśli za chwilę nawet jej służba będzie to wypominać, to zasznuruje wszystkim usta. — Niestety sytuacja jest jaka jest i wyplątanie się z tej umowy jest aktualnie niemożliwe. Aktualnie.

Słysząc kolejne słowa ojca, tylko westchnęła cicho, opierając się o oparcie krzesła. Parsknęła pod nosem, słysząc jego oczekiwania – i zrobiła to bardziej z gorzkiej ironii, bowiem sama tego oczekiwała. Najwyraźniej nie można było się odpędzić od polityki nawet na technicznym stanowisku... a przynajmniej na tym wyższym, gdzie zazdrość i rywalizacja znaczyły znacznie więcej. — Nie tak i ja to sobie wyobrażałam. Osobiście wolałabym zaszyć się w pracowni i tam spędzić resztę życia, ale ja też potrzebuję inwestorów, a wraz z nimi przychodzą inni inżynierowie, którzy chcą tę samą posadę... a potem wychodzi, co wychodzi.

Na kolejne słowa ojca skrzywiła się i chciała nawet coś dodać – oczywiście poza skomentowaniem przytyku w stronę Victora. Chciała rzucić, że nawet na wyspie nie będzie bezpieczna; będą tam jego ludzie, będzie musiała wysyłać mu raporty, więc jego wpływy zostaną nawet tam. Stwierdziła jednak, że nie będzie wyprowadzać go z błędu, aby nie martwił się bardziej, niż potrzeba.

Uśmiechnęła się za to szczerze, gdy ten zaoferował swoiste pojednanie przed wypłynięciem. Także chciała z nim spędzić jak najwięcej czasu, ale szczerze w tym momencie nienawidziła Taj'cah – na tyle, aby nie opóźniać wypłynięcia i stracić na ewentualnej wizycie Franza. — Gdyby nie fakt, że mam po dziurki w nosie stolicy, zostałabym te kilka dni dłużej. Ale spokojnie, wykorzystamy dobrze te pozostałe dni. Pokażę ci moje statki, miasto. Jedyne, o co cię proszę, to o załatwienie interesów po moim wyjeździe jak najszybciej. Tak zwyczajnie będzie najlepiej — a raczej, tak zwyczajnie będzie bezpieczniej dla niego. Jeśli senior Reimann wróci szybko do Keronu, Sehlean nie będzie mógł w tym aspekcie jej życia specjalnie mieć haków... przynajmniej tak sądziła, bowiem miała w głowie już kilka pomysłów na to, jak ona sama by to zrobiła, gdyby była elfem.

Poproszę Sonię o przygotowanie ci kolacji, a ty w tym czasie przyniesiesz mi w końcu ten nieszczęsny list, dobrze? — rzuciła po chwili, a jeśli tylko jej ojciec się zgodził, faktycznie poszła do służącej z zadaniem. Przy okazji jeśli Victor był gdzieś w pobliżu i CHCIAŁ zjeść z nimi kolację, jego również zaprosiła. Wyjaśniła oczywiście, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie będą od razu ze sobą świergotali, ale mogą chociaż zachować uprzejmości i przynajmniej starać się ze sobą porozumieć.

Dzielnica Portowa

343
POST BARDA
Na szczęście konflikt z ojcem, który wisiał w powietrzu, szybko został zażegnany przez oboje z nich. Mieli mało czasu, ze względu na opóźnienia w podróży Franza i musieli go odpowiednio spożytkować. Zarówno dla samej Agnes, jak i dla starszego jubilera, spędzenie czasu z bliską sobie osobą było w tym momencie ważniejsze, niż kłócenie się o sprawy, na jakie żadne z nich nie miało wpływu - a przynajmniej na które nie miał wpływu mężczyzna.
Kolację, już w towarzystwie Victora, trudno było nazwać oszałamiającym sukcesem, ale nie była też ona porażką. Ot, niezręczne pogawędki, subtelne, mimowolne docinki, z których obaj od razu się wycofywali, plany dotyczące wyspy i przyszłości - choć te ostatnie nie zawierały dość istotnego elementu, jakim była jutrzejsza wizyta u medyka i jej potencjalne konsekwencje.
W międzyczasie Franz przyniósł jej zapieczętowaną kopertę, w której znalazła słodko-gorzki list od Frederika. Jego miła część dotyczyła zwykłych informacji z życia młodszego brata, opowieści odnośnie tego co działo się w domu przez jej nieobecność, ale przede wszystkim - zawierała wiadomość o jego zaręczynach. Pracując razem z ojcem miał fach w ręku i możliwość zapewnienia wybrance dostatniego życia. Kobieta miała nazywać się Marietta i pochodzić z Dolnego Miasta, a ślub planowany był na przyszły rok. Frederik nie zakładał, że Agnes będzie w stanie pojawić się w Saran Dun, kiedy przyjdzie na to czas, ale zależało mu na tym, by wiedziała i cieszyła się ich szczęściem. Gorsze wiadomości dotyczyły matki. Kobieta ponoć nie czuła się najlepiej, a jej brat dobrze wiedział, że ojciec do niczego się nie przyzna, dlatego pisał o tym w liście. Miała problem z chodzeniem po niefortunnym upadku i częściową utratę władzy w prawej nodze. Jej życiu raczej nic nie groziło, zresztą mąż nie zostawiłby jej gdyby było inaczej, ale musieli skonstruować dla niej specjalne krzesło na kołach, by mogła samodzielnie poruszać się po domu.
Podarunkiem od obojga rodziców był zestaw biżuterii - nic, co by Agnes szczególnie zaskakiwało, ale mimo wszystko było bardzo imponującym prezentem. Wątpiła, by miał się on jej przydać na Kattok, choć jeśli chciała, mogła go spieniężyć jeszcze przed wypłynięciem i wykorzystać zyskane za niego fundusze na inne rzeczy, co też Franz od razu podkreślił. Z pewnością łatwiej było mu przewieźć przez całą Herbię niewielkie pudełko z rubinowym naszyjnikiem i bransoletką do kompletu, niż worek złota - a ten zestaw musiał być wart co najmniej tyle.

Kolejne dwa dni inżynier spędziła w większości z ojcem, tak jak tego chciał. Mężczyzna sporo narzekał na temperaturę, ale przyzwyczajona do niej i ukryta pod rondem kapelusza Agnes nie odczuwała jej tak mocno, jak on. Odwiedzili statki, pospacerowali po mieście, nadrobili zaległości - choć te ciężko było podsumować w tak krótkim czasie. W międzyczasie, korzystając, że kolejnego dnia Franz długo spał, udała się z Victorem do medyka, który chcąc nie chcąc musiał potwierdzić diagnozę, poczynioną przez wróżkę w lesie. Kobieta była w ciąży. Na podstawie krótkiego wywiadu lekarz przypuszczał początek drugiego miesiąca, choć ciężko było mu ocenić dokładnie. LeGuiness przyjął znaną już jej postawę milczącego głazu, którą bardzo starał się dla niej przełamywać przez kolejne dni, ale czynił to z wyraźnym trudem. Myśl o posiadaniu potomka, którego nie planował, w momencie takim, jak ten, osiadła ogromnym ciężarem na jego ramionach, choć przecież to nie on nosił teraz dziecko. Mimo wszystko, o spędzeniu płodu nie chciał słyszeć, jeśli Agnes ponownie poruszyła ten temat. Udało im się dochować tajemnicy przed Franzem i całą służbą, choć Sonia szybko zauważyła nietypowe zachowanie najemnika i nie omieszkała go skomentować, znacznie bardziej bezpośrednia w jego kierunku, niż w stronę swojej pracodawczyni.

W końcu przyszedł długo wyczekiwany dzień opuszczenia Taj'cah. Spakowana Agnes, wraz z tą częścią służby, którą zamierzała zabrać ze sobą i jednym z czternastoletnich bliźniaków, załadowała się do podstawionego przez Sehleana powozu. Ten dowiózł ich bez przeszkód do portu, w którym czekała nowiutka, lśniąca i pachnąca lakierem Arkadia, z rampą spuszczoną i opartą o nabrzeże. Załoga załadowała już większość istotnych rzeczy i teraz kilku marynarzy pomogło kobiecie przenieść też jej bagaże. W porcie czekał na nią też Victor, ubrany w luźną, białą koszulę bez rękawów i szerokie, szare spodnie. Rozmawiał z kimś, ale na widok wynurzającej się z powozu rudej głowy uśmiechnął się i ruszył w jej stronę, ignorując swoje dotychczasowe towarzystwo.
- Wszystko w porządku? - spytał, przesuwając dłonią po jej plecach, choć Agnes nie wiedziała, czy pyta o jej samopoczucie, czy przygotowania do rejsu. - Jeśli jesteście wszyscy gotowi, możemy zaraz wyruszać. Pozostałe statki też są już przygotowane.
Wskazując rampę, delikatnie skierował ją w jej stronę. Pożegnanie z ojcem i zostającą na Taj'cah częścią służby miała już za sobą, teraz tylko obserwowana była przez nich i zachęcana przez pełne energii pokrzykiwania pracowników portu. Wszyscy chcieli zobaczyć nowe statki, odpływające w kierunku słońca. Nawet Blaise z Adrienem już nie rozpaczali ze względu na swoje rozstanie, zakładając, być może zgodnie z prawdą, że jest tylko tymczasowe.
Na Arkadii, na pierwszym piętrze pod pokładem, na kobietę czekała przeciętnej wielkości kajuta, przystosowana specjalnie dla niej i dla Victora. Stały w niej już wszystkie należące do niej skrzynie, podsunięte pod ścianę. Przez okrągłe okno wpadało światło porannego słońca i szum rozbijających się o nabrzeże fal, a puste, przybite do podłogi spore biurko czekało na zarzucenie go papierami, projektami i dokumentami. Gdzieś na tych statkach, a także na dwóch dodatkowych, zapewnionych przez Sehleana, znajdowała się też reszta osób, których nazwiska znała z otrzymanej od elfa listy. Być może przez czas rejsu będzie miała możliwość zapoznania się chociaż z częścią z nich.
- Zadowolona? - usłyszała zza pleców głos LeGuinessa. Mężczyzna stał oparty ramieniem o drzwi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Kąciki jego ust uniesione były w lekkim uśmiechu. Chyba też nie mógł doczekać się opuszczenia Taj'cah i wyruszenia na wyprawę, do której przygotowywali się tak długo. - Spędzisz tu pewnie trochę czasu, zanim na wyspie stanie dom, do którego będziesz mogła się przenieść na stałe.
Obrazek

Dzielnica Portowa

344
POST POSTACI
Agnes Reimann
Reszta wieczoru minęła kobiecie w wyjątkowo względnym spokoju. Pomimo napiętej sytuacji i gęstej atmosfery żaden z mężczyzn nie wywołał awantury – a nawet próbowali się porozumieć pomimo widocznej niechęci. Agnes było to na rękę z prostego względu. Obaj byli dla niej ważni w życiu i chociaż z ojcem widywała się rzadko, nie chciała skończyć kłócąc się odnośnie własnych decyzji. I ku jej uldze, udało się to wyśmienicie przez ostatnie dni.

Wizyta u medyka, gdy Franz zajęty był czymś innym, była dla niej stresująca z wiadomych powodów. Do samego końca próbowała także przekonać samą siebie, że nie, nie jest ciężarna i to tylko głupie wymysły magicznych stworzonek. Ku jej zgrozie jednak szybkie badanie uzdrowiciela potwierdziło jej obawy. Myśl, że za zaledwie osiem miesięcy, będąc jeszcze na Kattok, urodzi dziecko, była dla niej porażająca. I nie tylko ze strachu, jaką matką będzie, o nie. Jej strach był związany z jej karierą – co głównie opierało się na możliwości odsunięcia jej od projektu na wyspie ze względu na jej stan i zmarginalizowania do roli matki. Dlatego tym bardziej w jej głowie krystalizowała się myśl, jak zabezpieczyć mniej więcej swoją pozycję w Syndykacie, póki miała ku temu okazję. Zaś dzieckiem... mogła przejmować się później. Na razie miała czas.

Podarunek od ojca postanowiła spieniężyć – jakkolwiek biżuteria była piękna, tak wolała pieniądze, które przekazała Rafaelowi z myślą o Adrienie, który miał uczyć się tutaj szkutnictwa. Czeladnictwo wymagało środków, a jeśli Blaise miał odbywać u niej naukę, tak jego brat musiał mieć równe warunki. Oczywiście w międzyczasie przygotowała listy polecające i dała znać swoim kurierom, aby odwiedzili paru znajomych szkutników i przekazali ofertę. Chłopak miał uzyskać najlepsze praktyki, na jakie było ją stać.

List nieco ją zmartwił, ale nie było to coś, co zagrażało życiu jej matki. Wiedziała, że będzie w dobrych rękach, a jedyne, co realnie ucierpi, to jej duma. Ojcu oczywiście nie wspomniała o niczym, aby nie zwalać później na Frederika jego niezadowolenia – zamiast tego napisała list, w którym podziękowała mu za informacje, pogratulowała zaręczyn i zasugerowała swojego starego mistrza fachu do budowy urządzenia – gnoma z armii kerońskiej, inżyniera pomagającego jej się rozwinąć. Napisała także, że jeśli problem dotyczy tylko części nogi, być może lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie protezy. Niedowład w kończynie był jednoznaczny z brakiem czucia, więc zamiana na coś praktyczniejszego pozwoliłaby jej na powrót do starego życia. Oczywiście wiązało się to z nieprzyjemną procedurą, ale wierzyła, że jest to tego warte. Po dłuższej chwili wahania pozwoliła sobie także na dopisanie faktu o własnej ciąży i poinformowaniu o tym rodziców na miejscu, w Saran Dun. Napisała, iż ojciec wyraża niezadowolenie z wyboru jej partnera i nie chciała pogarszać sytuacji, a po tak długiej podróży na pewno ochłonie i na spokojnie przeanalizuje wszystkie fakty. Wspomniała także parę słów o swojej rywalizacji z elfkami, aby zarysować jakoś obecne wydarzenia i obiecała dalsze listy.

Pomiędzy spędzaniem czasu z Reimannem Agnes przygotowywała się do wypłynięcia. Oprócz zamowionych dobry tydzień temu dóbr alchemicznych, ubrań na zmianę i być może nawet leków na ciążę, kobieta spakowała mnóstwo papieru, przybory do pracy w terenie i do wyliczeń. Nie omieszkała zabrać niezbędnych projektów, te mniej potrzebne zamykając uprzednio w dobranym przezeń banku prowadzonym przez jedną z gildii. Na koniec wybrała kilka ksiąg, które mogły być przydatne zarówno dla niej, jak i dla Blaise'a, który miał też się w końcu uczyć na wyspie.

Dzień wypłynięcia nastał szybko i chyba dawno inżynier tak się nie cieszyła, że wypływa z wyspy. Załadowała się szybko do wozu, zabierając ze sobą oczywiście Blaise'a, a także Flavię i Jacoba, docierając w końcu do portu. Tam witając się z Victorem, oznajmiła, że nigdy nie czuła się lepiej i spoglądnęła na swój własny, nowy projekt. Ponownie odczucia sprzed porwania uderzyły w nią, wywołując niepowstrzymane uczucie niedosytu i zawód. Mogła stworzyć lepiej, mogła zaprojektować coś jeszcze doskonalszego. Mleko było jednak rozlane i nie pozostało nic innego, jak pogodzić się z porażką.

Kajuta spełniała jej podstawowe oczekiwania. Co prawda nieco było tutaj klaustrofobicznie i nieustanny ruch pokładu przyprawiał ją o mdłości, ale mogła pracować podczas rejsu, dopóki nie stanie na suchym lądzie. Zaczęła więc wyciągać odpowiednie przybory, chowając je po szufladach, aby nie spadły podczas mocniejszej fali, gdy ujrzała w drzwiach Victora. Jego pytanie ją nieco skonsternowało, co objawiła zmarszczeniem brwi.

Tutaj? Zakładałam, że będę miała namiot w obozie. Muszę mieć kontakt z innymi, nie wspominając o badaniach terenu, a bez portu statki nie mogą przybić do brzegu. Musiałabym codziennie kursować łodzią — sapnęła oburzona, kładąc księgę przeznaczoną dla chłopaka na blacie. Chciała dać mu ją później do przeczytania na wstęp.

Podeszła do Victora i objęła go, przyciągając do środka i zamykając kajutę. Uśmiechnęła się, spoglądając mu prosto w oczy i gładząc nagie ramiona. — Tak czy siak, sporo się wydarzyło przez ostatnie tygodnie. Przynajmniej zostawiamy za sobą to przeklęte miasto i zaczynamy wszystko od nowa — stanęła na palcach i pocałowała go, obejmując przy okazji jego plecy i zaraz się wtulając w szyję. Wiedziona impulsem i misternym planem umocnienia własnej pozycji, nad którym myślała od kilku dni, wyszeptała do jego ucha: — Wyjdź za mnie.

Gdy tylko to powiedziała, zrozumiała, jak bardzo impulsywne to było i natychmiast odsunęła się od niego zaczerwieniona po uszy. Odchrząknęła i wróciła do biurka, mówiąc przy tym: - Przepraszam, to było nierozsądne. Poniosło mnie. Zapomnij o tym.

Dzielnica Portowa

345
POST BARDA
- Co w tym złego? Statki zakotwiczone będą prawie przy samym brzegu. Ile to będzie, dwieście metrów do przepłynięcia? Tutaj będziesz bezpieczniejsza, niż w namiocie na wyspie - Victor przesunął wzrokiem po niewielkiej kajucie. Tym, jak on sam planował swoją pracę po przybyciu na Kattok, już się nie podzielił. Teraz, na czas podróży, mógł nocować z nią w jednym pomieszczeniu, ale docelowo była ona za mała, by na co dzień funkcjonowali w niej oboje.
- Zastanów się jeszcze - poprosił i już miał odwrócić się do wyjścia, by przyglądać się reszcie załadunku, podejrzewając, że w tych czterech ścianach jeszcze się nasiedzi, ale Agnes powstrzymała go przed tym, wciągając go do środka i zatrzaskując za nim drzwi.
Mężczyzna zaśmiał się cicho w reakcji na jej dość zaskakujący, nagły przypływ afektu, ale bez zastanowienia objął ją jedną ręką, drugą ściągając kapelusz z jej głowy. Tutaj nie groziło im gorące słońce, więc odrzucił go na dwuosobową koję, teraz zastawioną dwiema torbami Agnes. Reszta bagażu kobiety poszła do ładowni, tak samo zresztą jak jego własny (nie licząc jednego dużego plecaka, ustawionego teraz w kącie kajuty, który musiał należeć do niego, bo do kogo innego?).
- Twoja ekscytacja jest zaraźliwa - zdążył rzucić, zanim pochylił się, by odwzajemnić pocałunek. Nie mogli jednak zatrzasnąć się teraz tutaj, tylko we dwoje i zająć sobą, nawet jeśli pusta kajuta ku temu kusiła; nie przed wypłynięciem z Taj'cah. Na pocałunku więc się skończyło. Gdy kobieta wtuliła się w jego szyję, najemnik przesunął dłonią po jej plecach, zamierając jednak, gdy z jej ust padła dość kontrowersyjna propozycja.
Agnes mogła na palcach jednej ręki policzyć okazje, w których LeGuiness bywał zbity z tropu. Jedną z takich sytuacji na pewno była chwila, w której powiedziała mu o ciąży, choć wtedy zareagował zupełnie inaczej. Teraz nie stał się kamiennym posągiem, tylko w zaskoczeniu uniósł brwi, wypuszczając kobietę z objęć, gdy postanowiła jednak uciec. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł chyba znaleźć właściwych słów, więc zamknął je z powrotem, zamiast tego robiąc jeden niepewny krok w jej stronę.
- Agnes... - zaczął cicho, dopiero wtedy orientując się, że jego ręce wciąż są uniesione na wysokości talii kobiety, którą obejmowały. Opuścił je. - To... emocje przed wypłynięciem, tak? Ja wiem, że po tym wszystkim, co się wydarzyło, w końcu wszystko zaczyna układać się jak należy, ale... to nie powód, żeby... - zacisnął usta, zdając sobie chyba sprawę z tego, że jego słowa mogą być dla niej krzywdzące. Zerknął na jej wciąż jeszcze płaski brzuch i westchnął bezgłośnie.
Milczał przez chwilę, zanim podszedł bliżej i chwycił kobietę za dłoń, by obrócić ją do siebie z powrotem. Palcami drugiej ręki odgarnął kilka rudych kosmyków z jej twarzy, by założyć je za jej ucho.
- Wiesz, że jestem i zawsze będę dla ciebie, prawda? - upewnił się cicho, spoglądając na nią z góry. - Kocham cię. Nie musimy potwierdzać tego prawnie. Zawsze zresztą sądziłem, że to ostatnie, czego chcesz. Że pewna... niezależność jest dla ciebie ważniejsza, niż podobne przysięgi. Myliłem się?
Przesunął kciukiem po policzku kobiety, nie komentując póki co faktu, że oblała się rumieńcem jak podlotka, choć chyba nie zdarzyło się jej to przy nim nigdy przedtem.
- Jeśli tak, to te słowa tak czy inaczej powinny paść z moich ust, nie twoich - westchnął znów, zerkając przez ramię w stronę zamkniętych drzwi. - Porozmawiamy o tym później. Nie możemy tu zostać. Zaraz wypływamy, trzeba znaleźć kapitana, albo chociaż któregoś z oficerów, potwierdzić, że jesteśmy.
Uniósł jej brodę w górę, by złożyć na jej ustach krótki pocałunek i uśmiechnął się lekko, puszczając ją i robiąc krok w tył.
- Czekam na ciebie na górnym pokładzie. Wyglądasz uroczo, kiedy się rumienisz - rzucił, na wszelki wypadek wychodząc zaraz po tym, zanim zdążyła oburzyć się na te słowa. Drzwi zatrzasnęły się za najemnikiem, a Agnes na tę chwilę została sam na sam ze swoimi myślami.

Spoiler:
Obrazek

Wróć do „Stolica”