Re: Port

16
Kurbag przyjrzał się karczmarzowi dosyć dokładnie, zeszłego wieczoru nie miał za bardzo możliwości na to. Utwierdził się w przekonaniu, iż to miejsce jest punktem schadzek różnych podejrzanych osobowości. Karczmarz zapewne nieraz musiał jak nie słowem, to siłą uspokajać niespokojnych klientów. Kurbaga nie zdziwiła pustka w lokalu. Ludzie o tej porze albo śpią albo zaczynają pracę.
Jak tylko karczmarz zaczął gadać, to wątpliwości znów wróciły. Niby praca jak to praca, jednak by zawierać umowę w takim miejscu i to tak właściwie bez żadnych znajomości, papierów, bez niczego tak łatwo zostać najętym - w tym na pewno jest jakiś minus. Należy jednak również pamiętać, iż prócz negatywnych cech, są również i pozytywne, i neutralne cechy. Nie może być przecież tak źle. Może owego minusa uda się zamienić w plusa, abo chociaż zneutralizować go?
- Znajomym nie, lecz jego nowym pracownikiem. Może się wkopię, a może się nie wkopię w jakieś bagno, czas pokaże. Nie ma co gdybać. Po prostu potrzebuję pieniędzy. - Po krótkim zastanowieniu dodał - Zjadłbym cokolwiek, chwila...
Kurbag otworzył swoją sakiewkę i zaczął wyciągać i kłaść monety na ladzie. Przestał, gdy doliczył się ich dwudziestu.
- 20 koron. Proszę coś przygotować.
Odwrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku najbliższego stolika, by usiąść przy nim.
Zastanawiał się, ile będzie miał wolnego czasu, nim przyjdzie Plo wraz z pierwszym zleceniem. Ha, pierwszy dzień w pracy. A może by się tak odstresować? Jednak od razu odpowiedział sobie stanowcze nie, obawiając się, co mógłby zrobić albo czego mógłby nie zrobić.
Kurbag postanowił, że zje posiłek, który zamówił i poczeka na Plo, siedząc przy stoliku.
Obrazek

Re: Port

17
- Kto idzie na bagna, ten tylko tam może trafić. - rzekł karczmarz, wziął pieniądze i udał się z powrotem do pomieszczenia, w którym był wcześniej.
Kurbagowi pozostało tylko czekać, czekać na posiłek i na Plo. Mało prawdopodobne było ujrzenie wcześniej tego drugiego... A jednak. Drzwi karczmy otworzyły się, a w nich stanęły dwie postacie. Jedną z nich był poznany wcześniej mężczyzna, ale drugiej za nic nie mógł rozpoznać. Nieznajomy był mniej więcej w wieku Plo. Może trochę starszy. Łysy facet z zaspanymi jasnobrązowymi oczami i długim, haczykowatym nosem. Postury był raczej wątłej. Szczerze mówiąc wyglądał trochę jak żebrak. Obrany był w stare, wytarte spodnie i szarą, zszywaną koszulę. Obaj dosiedli się do stolika Kurbaga.
- Witaj znów! - zaczął jasnowłosy - Widzę, że wcześnie wstałeś. To dobrze. Proszę, poznaj Kerhoffa. To on spisuje wszystkie nasze dokumenty, listy i inne tego typu. - wspomniany mężczyzna potwierdził skinieniem głowy - A więc tak. Dzisiaj masz do zrobienia dwie przesyłki. Jeśli dasz radę to trzy. Skupmy się jednak na tej pierwszej. Dokładnie chodzi o małą drobnostkę. Za jakieś pół godziny pewien kurier będzie przechodzić obok rezydencji Harenstana. Wiesz, ta wysoka z dużym oknem. Podejdziesz do niego i odbierzesz list. Na potwierdzenie pokażesz mu ten papierek. - Kerhoff podał mu kawałek pergaminu, na którym napisane było, że imię jego Kurbag, wygląda tak i tak, pracuje jako kurier - Upoważnia cię to do przejęcia przesyłki. Jak już to zrobisz to dostarczysz ją do mnie. Szukaj tutaj lub niedaleko statków. Gdzieś tam na pewno będę się kręcił. Jak już mówiłem, dostaniesz za to pięćdziesiąt koron, a nawet się nie spocisz.

Walka o jedzenie.

18
Słowa karczmarza były bez znaczenia w przeciwieństwie do uciekającego czasu, do życia, które się nie powtórzy. Żeby móc wspominać, trzeba coś zrobić, a żeby coś zrobić, to trzeba działać. Stanie w miejscu nic nie da. Dlatego takie metafory nie poruszają myśli Kurbaga, nie zmieniają i nie zmienią jego sposobu myślenia.
Czekając na posiłek miał nadzieję, że zanim przyjdzie Plo, zdąży zjeść posiłek by potem jeszcze chwilę posiedzieć, odpocząć przed nadchodzącym dniem. Jednak się przeliczył. Spojrzał na otwierające się drzwi, w których stanął Plo wraz z jakimś nieznajomym, którego pierwszy raz na oczy widział. Z resztą, nie dziwiło go to. Świat zamieszkuje przecież tyle ludzi, elfów, krasnoludów i innych ras, że każdy jest w stanie znaleźć swoje miejsce, jakiś cel. Nieznajomy kojarzył mu się z jakimś pijaczkiem, z mężczyzną, który nie potrafił w latach swojej świetności wykorzystać swoich atutów i potem tylko coraz bardziej się staczał.
Starając się ukryć swoje niezadowolenie z powodu ich tak wczesnego przyjścia wysłuchał to, co miał do powiedzenia Plo i wziął od niego kawałek pergaminu upoważniający go do przejęcia przesyłki. Kerhoff - człowiek, którego uważał za pijaka - wydawał się Kurbagowi dziwną osobą. Nie czuł do niego takiego zaufania, jakim obdarzył Plo. Nie chciałby zostać z owym nieznajomym sam na sam na dłużej, jeśli to by było konieczne. Pół godziny, to może zdążę jeszcze coś zjeść. Mimo wszystko nie wiedział, gdzie znajduje się owa rezydencja, nie wiedział również, gdzie znajdują się różne szczególne obiekty, przecież niedawno przybył do owego miasta. Jednak Kurbag miał nadzieję, że takie posiadłości, jakimi są rezydencje, są rozpoznawalne przez mieszkańców.
- Dzień dobry. - odpowiedział Kurbag - Problemem może być, że nie wiem, gdzie ta rezydencja się znajduje. Czy ciężko będzie ją odnaleźć? No i jeszcze nic nie jadłem, czekam na posiłek. Zdążę zjeść, zanim będę musiał wyruszyć po przesyłkę?
Obrazek

Re: Port

19
W tym momencie, jak na zawołanie, do stołu podszedł karczmarz niosąc drewniany talerz oraz kubek. Zamówienie - powiedział sucho kładąc je na blacie. Zetknęli się wzrokiem z Plo. Żaden z nich nie wyglądał jakby lubił drugiego. Szynkarz przygotował ledwo ciepłą rybę gatunku trudnego do określenia, kawałek - choć może odłamek byłby właściwszym słowem - pieczywa oraz wodę - zwykłą wodę.
- Aha, bo ty nie tutejszy. - zaczął Plo, gdy oberżysta odszedł - No to posłuchaj. Najpierw musisz wrócić z powrotem nad wodę. Kieruj się szumem fal jeśli pamięć cię zawodzi. Wtedy będziesz w porcie. Jest różnica pomiędzy tym co u siebie nazywamy portem, a dzielnicą portową. Dokładnie taka, że na dzielnicę składają się głównie domy możnych i większa część doków. Praktycznie port jest obok. Niby się niczym nie różni, ale mniej osób tam mieszka, a nie wszystkie łajby mogą zacumować pod nosem szlachty. Nie chodzi tu o jakieś nielegalne występki czy coś. Zwyczajnie grubym się nie podoba patrzeć na tratwę jakiegoś biedaka, co łowi na niej i śpi, albo nie chcą mieć styczności z jakimś wyjątkowo cuchnącym towarem... Na przykład z imigrantami. A, no przecież. Bez urazy. To gdzie ja to... No tak - port. Z stamtąd idziesz cały czas wzdłuż brzegu. Kieruj się zapachem złota. Patrz w górę i wypatruj oszklonej wieży. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale jak zobaczysz to będziesz wiedział. Dalej już powinieneś sam wiedzieć gdzie skręcić. Ewentualnie kogoś spytasz o drogę.
- Pamiętaj by wziąć dokumenty - kontynuował - I ich nie zgub. Przydadzą ci się jeszcze później. Zjedz spokojnie, bo to aż tak daleko to nie jest. Już wiesz gdzie mnie znaleźć. Po odebraniu przesyłki zanieś ją do mnie jak najszybciej.
Wtedy Plo wstał od stołu, a za nim jego towarzysz. To my będziemy już iść, powodzenia! - powiedział i ruszył w stronę drzwi. Wyszli, o ile Kurbag ich przedtem nie zatrzymał.

Port

20
POST BARDA
Przybyli pod wieczór. Z daleka latarnia morska, a potem już liczne światła pochodni, a gdzieś dalej może i nawet magiczne źródła światła. Stolica wyglądała z daleka poniekąd jak gwiazdy na niebie, tylko bardzo gęsto ułożone obok siebie, nachodząc nieraz na siebie. Lyahynn poczuł, że Mehren chyba wylądował na wyspach Przy Czarcim Trójkącie. Każdy oddech wybrzmiewał w nozdrzach zapomnianym zapachem, czy może odorem portu w Taj'cah. To zależy dla kogo, acz było to doskonale znane echo z przeszłości. Nawet o tej porze ruch w porcie nie ustawał, pod tym względem niewiele się zmieniło. Ładunki z wielkich statków, jak i tych mniejszych musiały zostać rozładowane lub załadowane. Marynarze pracowali w pocie czoła, acz nie wszędzie. Gdzieś z oddali przebijały się już pijackie przyśpiewki. Łodzie rybackie zaś nie znały pory dnia i wypływały wciąż w rejsy nieopodal miasta.
Gdy statek Mijastera przybił, zaraz pojawił się celnik i wszystko zaczęło się toczyć swoją drogą. Podróżnicy opuścili natychmiast statek, a czwórka elfich strażników portu wyszło naprzeciw Lyahynn'owi, Vernie i Sylvi. Strażnicy ubrani zaledwie w krótkie portki i płachtę na plecach z wyszytym symbolem Syndykatu. Uzbrojeni w pałki, ale również i szable oraz proce sznurowe. Te ostatnie wydawały się być wykonane ze starannością i kunsztem, jakby były w stanie wyrządzić więcej niż się wydaje.
Sylvia ubrana była inaczej niż zwykle. Schludnie ubrana, nawet jak na standardy Archipelagu. Żółta koszula zapinana na srebrne guziki, aż pod samą szyję, ujętą w zagięty kołnierz z wyszywanym wzorem. Miała na sobie spodnie wpuszczone w wysokie skórzane buty. Rękawy podwinięte i luźno trzęsące się na nadgarstkach bransolety dzwoniły sobie głucho. Czarne włosy równo uczesane na bok i przy swej śniadej cerze prezentowała się na kupiec z sukcesem, która lubiła podróże. Tylko trochę ciężko szło jej wczucie się w nową rolę, jakoś nie była zadowolona. — Czuję się jakbym miała kij w dupie — Pożaliła się Vernie, która organizowała jej strój na tę okazję. Gnomka czuła się zdecydowanie swobodniej. Białe włosy spięte w praktyczny kok, okrągłe szerokie okulary na nosie, biała koszula na drewniane guziki i prosta czarna spódnica, sięgająca do pantofli o niskim obcasie. Pod ręką miała zamkniętą tubę, jakby gdyby w niej były zwinięte papiery. — Nie pochodzę z Gryfiego Gniazda, na litość
Nie marudź, twój interes stamtąd pochodzi i na tym się skup — Sprostowała ją Verna, tracąc już cierpliwość na jej malkontenctwo, wtem przed nimi stanęli uprzednio spostrzeżeni strażnicy
Witam szanowne państwo, chcielibyśmy wiedzieć z kim mamy do czynienia — Przywitał się pierwszy elf, dość uprzejmie. Nawet zdobył się na skromny ukłon, po czym skierował spojrzenie na Lyahynn'a.

Port

21
POST POSTACI
Mehren
Nie tylko kobiety postanowiły się wystroić. W celu wtopienia się w przykrywkę pana Ulisa wybrał odpowiedni strój, który miał mu pokazać, że nie jest zwyczajnym podróżnym. Wiele istot, nie tylko ludzie, oceniali po pierwszym wrażeniu. I także było w tym wypadku. Patrząc po porze dnia, podejrzewał, że strażnicy niedługo się zmienią. Wschodnie elfy nie różniły się pod tym względem od przedstawicieli gatunku ludzkiego. Spojrzał na Sylvie i uśmiechnął się do niej delikatnie. To także była część ich pracy. Tyle marudzenie każdemu działałoby na nerwy i skłamałby, że jemu nie. Po prostu nie chciał wybierać mniej oficjalnych dróg na dostanie się tutaj. Nie znał sytuacji na mieście i czy dawne drogi nie są pod obserwacją.

Widząc podchodzącego strażnika, odwzajemnił mu ukłon, choć nie musiał. Miał ku temu cel - nadęci kupcy, którzy mieli pieniędzy tak dużo, że nie mieściło się to w papierach, traktowali gwardzistów z wyższością. Dla tych mniej zamożnych liczyło się mieć dobre relacje z takimi osobami, więc często odwzajemniali podobne gesty i budowali pozytywne stosunki.
- Dobry wieczór, szanowny strażniku. Mam nadzieje, że nie sprawimy w niczym problemu. - Uśmiechnął się do niego, jak nie on. W końcu to była gra. - Jestem Ibrert Ulis, kupiec korzenny i handlarz przyprawami. To dwie moje urocze i kochane towarzyszki. Nissa z Salu... - Przedstawił gnomę wpierw, licząc na to, że Sylvia weźmie z niej przykład, kiedy ta pokaże, jak powinno się dobrze zachowywać. - ...oraz Luna z Firanek. - Teraz i ją przedstawić. Na całe szczęście mógł skorzystać z wiedzy, którą miał i pokazać, że to nie jego pierwsza wizyta tutaj. Zwłaszcza jeśli strażnik był zmęczony, gdyż jego zmiana mogła niedługo się skończyć.
- Tak z ciekawości. Złoty Maszt nadal jest otwarty i przystępny? - To była jedna z tawern, która oferowała noclegi. Jak sięgał pamięcią, gównie kupcy z Keronu wybierali tawernę, kiedy przychodziło spędzić parę dni w mieście. Ceny może nie były najniższe, ale też do najdroższych nie należały. Na jego kieszeń w sam raz. Dodatkowo wybór takowego przybytku nikogo nie zdziwi. Nie każda karczma oferowała przecież usługi noclegowe. W końcu dom poetów i artystów, czy jakoś tak. Wybierał tawernę także z tego powodu, że łatwo było sprawdzić, czy ktoś cię nie śledzi.
- I proszę mi wybaczyć, ale czy bardka Paria ma gdzieś w najbliższym występ? Stęskniłem się za jej cudownym głosem. Mój przyjaciel, kiedy ostatnim razem tu byłem, obiecywał mi, że tym razem wyzna jej miłość. - Uśmiechnął się ciepło do strażnika. To powinno uśpić czujność strażnika. Normalna rozmowa, bo człowiek nie miał nic do ukrycia. Może i miał ze sobą drobne pakunki, bo zbroi nie mógł mieć na sobie teraz. Tylko to, co mógł ukryć pod płaszczem. Potem ktoś dostarczy jego rzeczy do tawerny jak oczywiście już znajda nocleg. Na razie z trudem pozostawiał rzeczy tutaj.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port

22
POST BARDA
Nissa z Salu dygnęła sprawnie, lekko i uśmiechnęła się ciepło tak, jak jeszcze Lyahynn nie miał okazji zobaczyć. Zdecydowanie gorzej wypadła Luna z Firanek, acz strażnicy byli na moment skupieni na Vernie. Elfi strażnik uniósł brew pytająco, acz zarazem się od czegoś powstrzymał, wtem jego rysy twarzy złagodniały na pytanie od półefla — Tak, oczywiście. Lokal trzyma się dobrze — Trochę rozbroiła go serdeczność mieszańca oraz posuniętej wiekiem gnomki, gdzie obie persony pochodziły od razu widać z goła kompletnie innej kultury. Sama Luna była im dziwnie bliska, choćby z opalonej karnacji i tego sprytnego uśmieszku, którego nie potrafiła zniekształcić na rzecz sytuacji. Nie byli jednak choć odrobinę podejrzliwi, toś kupcy zza morza i jeszcze życzliwi. Dzień jak co dzień, a miło było spotkać kogoś kto reprezentował jakąś kulturę sobą.
Ach tak! Paria! — Zareagował niemal entuzjastycznie na sam wydźwięk tego imienia — Ma pan szczęście bo wystąpi właśnie w Złotym Maszcie za trzy dni, aktualnie zaś zabawia swoją twórczością prywatną audiencję w łaźniach nieopodal głównej świątyni Krinn — Lekko podzielił się informacją z osobą co dopiero spotkał — Tylko się tam nie wybierajcie, bo może to być dla państwa mały szok — Rzekł z niemalże jakąś troską, acz zaczepnym uśmiechem — Życzę udanego wieczoru — Rzekł na pożegnanie i ruszył dalej w kierunku ich statku do służby celnej, a wraz z nim reszta elfiego patrolu. Nawet nie kazał pokazać papierów. Ruszyli wtem do Złotego Masztu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”