Port

1
W wielu miastach port jest mało atrakcyjnym miejscem. Pełno tam biedy, ryb i zapachów obydwu wymienionych. Wyższe sfery nie zapuszczają się w takie okolice. Przystań Taj'cah burzy jednak to co czego przyzwyczaić mogły inne nadbrzeżne miejscowości. W stolicy Archipelagu to port jest tą wielką, bogatą dzielnicą dla zamożnych. Piękne wrażenie robi to z perspektywy nadpływających statków. Budynki białe jak żagle trzepoczące na wietrze, białe słońce ogrzewające miasto od rana do wieczora, biała piana morskich fal rozbijających się o nabrzeże - coś wspaniałego. Miasto tętni życiem. Kiedy w Keronie trwa zima, wojna i zaraza, na Archipelagu wiodło się spokojne życie. Ostatnie wydarzenia na Kattok zmieniły nieco sytuacje mieszkańców, ale niektórym udało się wykorzystać sytuację na swoją korzyść. Port cały czas był piękny, choć trochę bardziej zatłoczony.
- Nie, nikogo nie biorę za darmo. - odpowiedział kapitan jeszcze zanim Kurbag zdążył cokolwiek powiedzieć - Chcesz płynąć - zapłać. Tak to działa. Dwieście koron i przewiozę cię prosto na kontynent, ale bez monet to nawet kotwicy nie podniosę.
Mężczyzna podciągnął jaskrawoniebieskie luźnie spodnie, poprawił skórzaną kamizelkę na białej koszuli oraz bandanę na łysinie i odwrócił swoją niegoloną od dawna twarz w stronę morza. Od razu ruszył przed siebie zostawiając chłopaka samego. Ocalałym z Kattok nie żyło się tak dobrze na innych wyspach jak mieli u siebie przed tym incydentem, więc nic dziwnego, że Kurbag chciał opuścić Archipelag i poszukać szczęścia gdzie indziej. Problem tkwił w tym, że nie tylko on wpadł na taki pomysł. Wilki morskie natychmiast zwęszyły okazje i teraz sprzedają przewozy na kontynent za olbrzymie sumy.
Nie miał pieniędzy. Bez nich ani nie wydostanie się z wysp, ani nie naje się dostatecznie. W pobliżu stała drewniana tablica ogłoszeń z poprzybijanymi papierami. Była na tyle blisko, że mógł przeczytać co na niej jest bez podchodzenia. Jedyną wartą uwagi ulotką była ta od Gerriona Hordowida, która brzmiała tak:

POTRZEBNA POMOC!
Plantację na wyspie Harais nawiedziła straszna bestia! Poszukuję łowców, wojowników, kogokolwiek do odbicia wyspy z jej rąk. Śmiałkowi, który uratuje mój dobytek przed tym potworem zapłacę pięcioma dziesiątkami w złocie. Dodatkowo zapewniam każdemu odważnemu transport coby mógł bez problemu stawić czoło temu czemuś.
Załamany lecz z nadzieją
Gerrion Hordowid


Poniżej był dokładnie opisany adres nieszczęśnika. Kurbag nie zdążył się nad tym nawet zastanowić, kiedy podszedł do niego jakiś mężczyzna. Nosił on skórzaną kamizelkę bliźniaczo podobną do tej jaką nosił kapitan, ale w przeciwieństwie do łysego marynarza obcy nie miał nic pod nią. Jego skóra była czarna jak drzewo, po którym przeszedł pożar, a twarz mówiła "o nic nie pytaj, bo pożałujesz". Czarnoskóry podał chłopakowi kawałek papieru i szepnął - Są łatwiejsze sposoby. Na kartce pisało "Pod Mewą - dziś wieczorem"

Re: Port.

2
Przynajmniej mam jakiś wybór, pomyślał Kurbag. Zapatrzył się w tablicę ogłoszeń, na której wisiało mnóstwo przeróżnych karteczek. Kilka koron za cały dzień robienia nie był jego marzeniem, a takich ofert można było znaleźć najwięcej. Czy to posprzątać gdzieś w stodole, czy to cały dzień w pocie czoła przenosić różne przedmioty, każdy kolejny dzień przynosiłby cierpienie dla duszy, że jeszcze nie opuścił tego miejsca. Ogłaszały się również i inne osoby, u których pieniędzy nie sposób było zarobić, a roztrwonić. Nowo otwarty pub zaprasza na świeże piwo. Taką biżuterię znajdziesz tylko u nas. U nas najtrwalsze buty na długie podróże. Cała noc przyjemności. Och, od ostatniego ogłoszenia powinien trzymać się z daleka, bo i tak w końcu nie ma pieniędzy.
Kurbag chciał opuścić Archipelag jak najprędzej, gdyż wierzył, że inne wyspy mogą zostać zawładnięte przez dzikie stworzenia równie łatwo jak Kattok, wyspa, na której się wychował, która była dla niego domem. Kontynent był niczym ratunek przed dzikością tego miejsca, przecież nikt nie zdołałby zająć tak dużej powierzchni terenu, myślał Kurbag.
Jedyne godne uwagi ogłoszenie należy do niejakiego Gerriona Hordowida, jednak Kurbag nie jest wojownikiem i nawet nie ma pojęcia, w jaki sposób miałby się zabrać za próbę pokonania pewnej bestii. Próbę, gdyż nawet nie wie, co to jest za bestia i nie jest pewien, czy dałby rozprawić się z owym czymś.
Chwila konsternacji, przecież nie chce zostać na Archipelagu i ciężko pracować tylko po to, by się wydostać z wysp. Nikt nie powiedział, że życie jest lub będzie łatwe, jednak za tyle zachodu wypłata nie jest adekwatna, przynajmniej tak myślał Kurbag.
Ponownie spojrzał na otrzymaną kartkę od czarnoskórego mężczyzny. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, więc Kurbag powinien zacząć myśleć o jakimś noclegu, chyba że zamierza zdać się na los i zaspać w jakimś odosobnionym miejscu, narażając się na jakieś nieprzyjemności. No cóż, nic nie zaszkodzi, bym poszedł i zapytał, na czym miałaby polegać ta łatwiejsza praca, dumał Kurbag. Jeśli coś mi się nie spodoba, po prostu zrezygnuję z oferowanej propozycji.
Tak rozmyślając, podszedł do starszego mężczyzny, przechodzącego obok niego.
- Przepraszam pana, gdzie mogę znaleźć lokal Pod Mewą? - zapytał nieśmiało Kurbag.
Mężczyzna odwrócił się w stronę Kurbaga.
- Jaki lokal? Mów głośniej, chłopcze, moje uszy najlepsze lata mają już za sobą. - Mężczyzna zaśmiał się.
- Pod Mewą, proszę pana - powtórzył Kurbag.
Mężczyzna popatrzył się z byka na chłopaka, zmrużył oczy, jednak nic więcej nie powiedział. Wskazał palcem w kierunku ulicy, która była bardziej zatłoczona jak inne miejsca i poszedł w swoją stronę. Kurbag natomiast jeszcze raz rzucił okiem na tablicę z ogłoszeniami w nadziei, że może coś przeoczył, jednak nic takiego nie miało miejsca. Ruszył w kierunku, który wskazał mu ów starszy mężczyzna, błądząc pomiędzy ludźmi oraz szukając szyldu lub jakiegokolwiek znaku, który mógłby wskazać umiejscowienie poszukiwanego lokalu.
Gdzieś po lewej stronie zauważył miejsce odbiegające trochę od kolorowego otoczenia. Szarobiały szyld ogłaszał: Pod Mewą - Zapraszamy. W końcu znalazłem to miejsce, czas zajrzeć do środka, nie zniosę dłużej tego tłumu ludzi, denerwował się Kurbag. Schodząc ciasnymi schodami po nieco za stromych schodach zastanawiał się jeszcze, czy nie wpakuje się przypadkiem w kłopoty, jednak chęć ucieczki z wyspy przegoniła te myśli. Pokonując ostatni stopień natrafił na drzwi, do których była przyczepiona kartka z informacją, w których godzinach jest otwarty lokal. Jeszcze chwila wahania, a sekundę potem już pociągnął za klamkę i wchodził do zadymionego pomieszczenia. Na wprost za ladą stał starszy mężczyzna z siwą brodą, który robił tutaj za barmana. Przy nieregularnie rozstawionych stolikach siedziało mnóstwo różnej maści osób. Powoli i niepewnie zaczął się rozglądać, jednak nie potrafił odnaleźć osoby, od której otrzymał kartkę, przeglądając tablicę ogłoszeń. Już miał opuszczać ów lokal, jednak coś go powstrzymało.
Obrazek

Re: Port

3
Klienci nie wyglądali na zbyt towarzyskich. Kiedy Kurbag wszedł do środka każda para oczu spojrzała się właśnie na niego. Wtedy okazało się, że nie każda para jest kompletna i dotyczyło to nie tylko gałek ocznych, ale również dłoni, rąk, stóp i uszu. Przy obrażeniach tutejszych ząb chłopaka był niczym. Pamiątki przeszłości sprawiały, że ich właściciele budzili co najmniej niepokój, a ich wyrazy twarzy były podobne do miny czarnoskórego, ale zniknęło z nich "nie pytaj" i zostało samo "pożałujesz". Mrok panujący w gospodzie tylko wszystko pogarszał. Dziwiło, że pozornie niedaleko od brzegu znalazła się taka dziura. Kurbag zaczął się wycofywać z niefajnej sytuacji. Cofał się plecami, lecz nagle coś go zatrzymało. Był to dotyk czyjeś dłoni. Zanim zdążył się obrócić by zobaczyć kto go zatrzymuje usłyszał sympatycznie brzmiący męski głos:
- Ej, a gdzie to się wybieramy? Nie wyglądasz jak inni, hę? - Mówiąc to wszedł przed chłopka. Teraz mógł go zobaczyć. Facet był pewnie po czterdziestce. Jego oczy były błękitne jak Wschodnie Wody w bezwietrzny dzień, a włosy sięgające prawie do rzyci tak jasne, że prawie białe. Poza mało widoczną blizną w kąciku szeroko uśmiechniętych ust nie miał żadnych oszpecających śladów na widoku. Ubrany był w zmiętoloną szarą koszulę i zielone skrawki materiału, które kiedyś można było nazwać spodniami. - Ha! Pewnie ty od Harada, tak?

Re: Port

4
Skąd ja znam te oczy? Gdzie ja je wcześniej widziałem? Ach! No tak, wieczór, zachód słońca, ptaków śpiew, szum wody... Woda! Kurbag nie mógł przestać wpatrywać się w błękitne oczy nieznanego człowieka.
- Harad? Mhm... nie, nie wiem kim jest Harad, Panie. Nie jestem od niego.
A niech to, jestem bez gotówki, jak mam stąd uciec? Przecież nie będę tutaj tkwił do usranej śmierci! Najwyżej dostanę w mordę, mało to razy dostałem po pysku? Wciąż zerkając na błękitne oczy zapytał, z nadzieją w oczach:
- Szukam pracy, jakiejkolwiek. Potrzebuję gotówki, by się jak najprędzej dostać na kontynent.
Powiedziałem, co miałem powiedzieć. Jak nie tutaj, to w innym miejscu znajdę coś. Ale kim, do diaska, jest Harad? Takie krótkie przemyślenia nachodziły w głowie Kurbaga. Nie chciał się teraz rozglądać po pomieszczeniu, nie chciał wyglądać na jeszcze bardziej zdezorientowanego. Dobra, jak nie, to nie. Poszukam jakiegoś miejsca do snu, a z rana znowu zacznę się rozglądać za pracą. Ech, głupek ze mnie.
Obrazek

Re: Port

5
- O! Ach tak! Najwyraźniej albo się nie przedstawił, albo straci robotę. - odpowiedział - A więc szukasz pracy. Dobrze się składa, bo nam posłańca trzeba. Wiesz o co chodzi - pójdź, zanieś, odbierz i inne duperele. Zainteresowany? To proszę za mną. Omówimy szczegóły.
Jasnowłosy mężczyzna odwrócił się i spokojnym krokiem wszedł do karczmy. Stawiając przed sobą na zmianę jedną i drugą nogę pokierował się do stolika gdzieś w głębi sali. Jednak nie przykuł on niczyjej uwagi, bo każdy kto oderwał się od picia, rozmowy czy gry w kości patrzył właśnie na Kurbaga i z zaciekawieniem czekali czy zdecyduje się wejść, czy schowa się zaraz za drzwiami i poszuka szczęścia gdzie indziej. Nie wiadomo czemu sprawa jakiegoś chłopaka z kijem na plecach miała ich interesować. Trudno było przewidzieć co im teraz chodziło po głowie.
Ostatnie promienie słoneczne opuściły już Taj'cah. Kurbag nie był wyjątkowo głody czy bardzo zmęczony, ale powinien znaleźć sobie jakiś nocleg, ponieważ właśnie o tej porze zwykle znikają ostatnie wolne pokoje, a kucharze kończą powoli swoją pracę. Decyzję czy tu zostać musiał podjąć teraz, bo później może już nie mieć wyboru.

W poszukiwaniu pracy.

6
Robi się coraz ciemniej, a czas działa na moją niekorzyść. A nie odniosę korzyści bez wkładu własnego. No, wóz albo przewóz! W głowie Kurbaga istniał jak na razie jeden cel, do którego dążył - wybyć na kontynent, jak najdalej od tego miejsca. Choć pozostanie na wyspie nie byłoby przegraną, jednak tak, jak postanowił kiedyś, tak zamierza zrobić. Choćby i bez zębów, ale dostanę się na ten pieprzony kontynent!
Mężczyzna, który straszy wyrzuceniem z pracy tylko dlatego, że się nie przedstawił może nie jest najlepszym kandydatem na pracodawcę, ale to i tak wciąż lepsze niż tułanie się po mieście w celu znalezienia jakiejkolwiek roboty. Kurbaga zadowolił fakt, iż tak szybko chce omówić pewne szczegóły. Czy to oznacza, że jeśli pójdzie za tym mężczyzną, to już będzie pracownikiem? Kurbag niepewnie, ale w milczeniu stawia pierwszy krok w kierunku wielkiego nieznajomego, drugi krok, potem już myślał tylko o tym, by się za bardzo nie rozglądać, by nie patrzeć w oczy tym dziwnym osobnikom przebywającym w karczmie. Rozglądał się jedynie po podłodze, by nie deptać po resztkach butelek, szklanek i kufli porozbijanych zapewne podczas burd.
Co do miejsca spania, Kurbag ma nadzieję na to, że ów mężczyzna coś zaproponuje. Jeśli nie zaproponuje, to zada delikatne pytanie w tej sprawie. W razie niepowodzenia, opuści zamierza wypytać karczmarza, gdzie można przenocować, nie wydając wszystkich monet, które posiada. W ostateczności, wyjdzie na ulicę i poszuka jakiegoś bezpiecznego jego zdaniem miejsca, w którym przenocuje.
Obrazek

Re: Port

7
Kurbag wszedł za mężczyzną do środka karczmy. O ile wieczorem powietrze w Taj'cah robi się lżejsze to tu została duchota. Smród typowy dla takich dziur jak ta był tu jeszcze bardziej nieznośny niż można byłoby się spodziewać. Klienci oberży na widok wchodzącego chłopaka nie zareagowali również tak niespodziewanie jak można się było tego spodziewać. Część z nich uśmiechnęła się złowrogo pod nosem, a reszta wróciła do swoich zajęć. Stolik stał w głębi izby, tuż obok drzwi prowadzących do jednego z pokoi (w sumie były trzy takie pokoje). Jasnowłosy usiadł na niskim krześle obok i wskazał Kurbagowi drugie.
- Siadaj śmiało! - zaczął - No to może zacznijmy od początku... Albo lepiej nie. W końcu nie mogę być co do ciebie pewnym. Zacznijmy od twojej roli tutaj... Nie, to też złe rozpoczęcie. Mówią mi Plo i zajmuje się tym czym inni lecz nie dokładnie, i nie do końca. Wiem co ty tu robisz oraz wiem po co jesteś potrzebny. Tak jak mówiłem - pilnie poszukujemy kuriera. Praca będzie wymagała dostarczenia, odebrania czy podmienienia kilku przesyłek. Na pewno dasz radę! Oczywiście wymagałoby to pewnej sprawności i dyskrecji. Rozumiesz o czym mówię. Jednak zanim omówimy pierwsze zlecenie chciałbym wiedzieć czy nie marnuję swojego czasu. Piszesz się na tę robotę?

Re: Port

8
Spokojnym krokiem chłopak podchodzi za wielkim mężczyzną. Kurbag patrzy się jedynie przed siebie i pod nogi. Stara się nie zwracać na nic większej uwagi, gdyż obawiał się, że gapienie się na jakiegoś gościa dłużej niż sekundę może mu sprawić kłopoty. Zatrzymał się przy stoliku, przy którym zapewne jego przyszły pracodawca usiadł i po jego słowach również spoczął na miejscu obok. Krzesło może i było dosyć niskie, lecz po tak długim dniu wystarczało, aby dać odpocząć nogom. Kurbagowi spodobał się sposób mówienia jasnowłosego mężczyzny. Starał się słuchać uważnie jego słów, a im więcej mówił, tym pewniej Kurbag się czuł i pozwolił sobie na mały uśmiech. Gdy mężczyzna, który przedstawił się jako Plo, skończył mówić, młody chłopak po krótkiej chwili zastanowienia odpowiedział:
- Moje imię to Kurbag. - By się nie stresować, zaczyna bawić się swoją sakiewką. - Jako kurier miałbym pracować, nosić różne rzeczy, chyba bym się nadawał do tej roboty. Tak, jestem zainteresowany. Ale co pan miał na myśli, mówiąc o podmienianiu przesyłek?
Kurbag spojrzał na Jasnowłosego mężczyznę z pytającym wzrokiem niewiedzy. Ech, chyba lepszej pracy nie znajdę, jednak o czym ten koleś mówi? Coś mi tu śmierdzi brudną robotą, a może to po prostu strach przed czymś innym? Ech, tylko czego ja się tak boję?
Obrazek

Re: Port

9
Plo nachylił się nieco nad stołem. Trudno było określić czy w celach omówienia czegoś ważnego, czy zwyczajnie dla wygody. Kurbag nie patrzył na ludzi w karczmie, więc o ich obecności informowały go tylko jego uszy. A mówiły mu całkiem sporo: gdzieś przy przeciwnej ścianie pod czyimś ciężarem załamało się krzesło, szynkarz niezgrabnie manewrował między stolikami, drzwi trzasnęły za wychodzącym klientem, Nared jest spłukany, a Ali to chuj.
- Miło poznać, Kurbag! - odpowiedział jasnowłosy - Co mam na myśli? Ten... No.. Jakby to... - w poszukiwaniu odpowiednich słów pomagał sobie energicznymi ruchami dłoni tuż przed ustami - Załóżmy, że masz dostarczyć list. O! My ci go dajemy, ty sobie z nim idziesz, idu, idu, idu. W końcu docierasz do celu. Nie zawsze jest tak, że przesyłkę wystarczy wręczyć. Nie ma tak łatwo. Czasami są również koperty konkurencyjne, nam nie sprzyjające. Co wtedy robisz? Ano zostawiasz swoje i zgarniasz stare. Proste, nie? Oczywiście powinniśmy być w stanie poinformować cię przed wyruszeniem o tym czy będzie to konieczne. Nie chcemy by adresatom znikała korespondencja. Oczywiście dostaniesz wynagrodzenie - aż pięćdziesiąt koron od przesyłki. Co ty na to?

Nowa praca.

10
Wciąż bawiąc się mieszkiem, Kurbag starał się wyglądać na spokojnego, nie robiąc żadnych gwałtowniejszych ruchów. No tak, jak zwykle podejrzana robota, ech, byle nie wpakować się w kłopoty. Spojrzał w błękitne oczy jasnowłosego Plo i nie za głośno zaczął mówić:
- Dobra, nie ma co się martwić na zapas. - Kurbag spojrzał na swoje dłonie, potrząsnął mieszkiem i ponownie spojrzał na Plo. - Zgadzam się.
Łatwo było powiedzieć to. Jeszcze łatwiej jest liczyć pieniądze, których się nie ma. Kurbag nie starał się myśleć o przyszłości czy konsekwencjach wybrania tej, a nie innej fuchy. Co ma być, to się po prostu stanie, przecież nie będę żałował tego, czego nie zrobiłem. Nietrudno było się domyślić, iż podczas pewnych zleceń trzeba będzie w jakiś sposób przeszkodzić konkurencji, raczej nierzadko niezgodnych z prawem, lecz czego się nie robi dla pieniędzy? Kurbag starał się nie myśleć o tym, w jaki sposób będzie musiał walczyć z konkurencją, jeśli w ogóle wystąpi taka sytuacja. A może to są tylko nieuzasadnione obawy? W końcu tyle ludzi pracuje w różnych branżach, a w więzieniach i sądach raczej nie ma tłumów, bo kto by w końcu pracował, jakby wszyscy się kłócili i walczyli ze sobą czy to prawem, czy łopatą?
Obrazek

Re: Port

11
- No to witamy w załodze! - uśmiechnął Plo po czym podał rękę na znak potwierdzenia umowy - Pierwsze zlecenie dostaniesz już jutro, z samego rana. Przy tym samym stoliku. Omówimy wszystko co, jak, gdzie i kiedy. Może też ci kogoś przedstawię... Zobaczy się! No, ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc znikam. Jednak zanim wyjdę... - Pogrzebał trochę w kieszeni po czym wyciągnął z niej żelazny klucz i wręczył Kurbagowi. Chłopak mógł teraz dojrzeć tatuaż, który mężczyzna miał na palcu serdecznym lewej dłoni - oplatającego się węża z głową skierowaną do przodu. - Jak mówiłem, będę wcześnie. Pokój ten tutaj, za drzwiami, już opłacony. Do jutra, Kurbag!
I odszedł. Paru klientów patrzyło się na nich, a właściwie to teraz już na niego. Nie był to wzrok sugerujący, że mają dobre zamiary. Na szczęście od izby dzieliło go tylko kilka kroków. Tam mógłby się zamknąć i przespać do świtu. Był już odrobinę zmęczony, więc dobrze by mu to zrobiło. Może również by coś zjadł, ale musiałby przechodzić przez całą karczmę i obok kilku podejrzanych typów by coś zamówić. Co mają na myśli ci goście? Czy warto zaryzykować? Nie wiedział. Mógł też zwyczajnie położyć się spać bez kolacji, a rano, gdy będzie już luźniej w tawernie, to nadrobić. W końcu jakoś to przeżyje.

Sen.

12
Łatwo poszło, aż dziwne, że tak łatwo. Nawet nie muszę się nigdzie ruszać. Podał rękę mężczyźnie, swojemu nowemu pracodawcy, odwzajemniając również uśmiech. Chwilę potem odebrał klucz do pokoju, czując ulgę, gdyż nie musiał sam martwić się o nocleg. Tym bardziej go to zadowalało, gdyż czuł się zmęczony całym, jakże długim dniem, wcale nie takim nudnym.
- Do widzenia! - Rzekł Kurbag. Szybko dodał - Dziękuję. - unosząc na wysokość głowy otrzymany chwilę wcześniej klucz.
Wciąż siedząc na tym niskim krześle, odprowadził Plo wzrokiem. Rzucił również okiem na resztę karczmy, w której parę osób dziwnie się na Kurbaga patrzyło. Popatrzył na karczmarza, do którego droga przebiegała między stolikami, przy których zasiadali ludzie. Postanowił nie jeść nic na kolację. Pomimo kija, którego nosił ze sobą, a który stanowił dla niego oręż, nie czuł się zbyt pewnie w tym miejscu. Nie chciał na pewno próbować swych sił w pojedynku z kolesiem, który mógł być zawodowym rozrabiaką, na pewno byłby bez szans. Nie wiedział również, w jaki sposób w razie bójki zareagują inne osoby i karczmarz. W końcu jest to miasto, a miasto podobno nigdy nie śpi. Zawsze znajduje się jakaś dzielnica, w której coś się dzieje.
Kurbag starał się nie za gwałtownie podnieść swoje cztery litery z krzesła, by nie robić szumu, starał się to zrobić tak, by jak najmniej osób to zauważyło. Nie oglądając się za siebie, pewnym już krokiem podszedł do drzwi wskazanych wcześniej przez Plo. Z kluczem w ręce najpierw ciągnie za klamkę. Jeśli drzwi są otwarte, to wchodzi do pokoju. Jeśli nie, to wpycha klucz i przekręca go, by otworzyć drzwi, otwiera je i wchodzi do pomieszczenia, zamykając się od środka. Rozglądając się po pokoju, zwraca swój wzrok w kierunku łóżka. Siada na nim, ściąga obuwie i odkłada na bok razem z kluczem i kijem, sakiewkę trzymając przy sobie, po czym kładzie się na łóżko i myśląc o tym, że wcześnie trzeba wstać, próbuje zasnąć. Jeszcze zdążył wyobrazić sobie węża, starając się go zmaterializować we własnych myślach.
Jeśli nic nie zakłóca jego snu, to po przebudzeniu wstaje, odziewa obuwie, zakłada na plecy kij, bierze klucz, otwiera drzwi i opuszczając pomieszczenie, zamyka drzwi. Kurbag ma nadzieję na to, że zje spokojnie coś na śniadanie bez żadnych potyczek z nieznajomymi. Postara się zamówić cokolwiek pożywnego, by mieć siły na cały dzień myśląc o tym, by nie wydać za dużo swoich pieniędzy.
Obrazek

Re: Port

13
Drzwi były otwarte. Zaskrzypiały nieznacznie ukazując ciasny pokoik, na którą składał się mały, drewniany stoliczek z nierównymi nogami i stojącą na nim pół-wypaloną świecą oraz już nieco podniszczony siennik zaraz obok. Do pomieszczenia światło wpadało tylko przez mały otwór, w który upchnięto niezbyt przezroczyste szkło. Stąd słychać było nadal rozmowy z karczmy, ale na tyle niewyraźnie, że nie dało się połączyć tego w logiczną całość. Kurbag położył się na łóżku, kuło wystającymi z materiału źdźbłami, ale po jakimś czasie udało mu się zasnąć.
Sen pozwolił mu wypocząć. Czuł się gotowy do nowego dnia, cokolwiek by mu przyniósł. Kiedy się podniósł poczuł silny głód. Już od długiego czasu niczego nie jadł, więc teraz jego myśli skupiały się w dużej części na zaspokojeniu tej potrzeby. Było jeszcze bardzo wcześnie. Od strony karczmy nie było słychać nikogo. Tak samo zza szyby, ale Hyurin jeden wie co się za nią znajduje. Kurbagowi nie pozostało nic innego jak wyjść z pokoju.
Tymczasowa kara do statystyk: -1 koncentracja, -1 czujność. Powód: głód.

Re: Port

14
Wypoczęty, choć głodny, po zabraniu swoich rzeczy i klucza ruszył do drzwi. Brakowało mu tego, że mógł spokojnie, bez żadnego pośpiechu, przespać się na czymś co można było nazwać siennikiem. Burczenie w brzuchu nie brzmiało przyjemnie, dlatego przede wszystkim postanowił, że musi coś zjeść nawet, jeśli jego pracodawca zjawił się już o tak wcześniej porze w karczmie. Przynajmniej nie ma tych ludzi. Będę mógł spokojnie spożyć śniadanie. Przed drzwiami zatrzymał się jeszcze na chwilę, wziął do ręki swoją sakiewkę i wysypał na rękę jej zawartość. Przeliczył dwa razy posiadane monety i z powrotem wsypał je wraz z resztą jego skarbów do sakiewki, przyczepiając ją do pasa. Wsadzając klucz do zamka w drzwiach, otworzył je, wyszedł z pomieszczenia i nie zamykał ich, gdyż jak wchodził, to były przecież otwarte. Odwrócił się w stronę stolików przeznaczonych dla klientów i ruszył w ich stronę. Chciał oddać klucz do pokoju, w którym spędził noc, gdyż - z tego co pamiętał - ów pokój był opłacony jedynie na jedną noc. Chciał również zamówić coś do jedzenia. Głód dawał się o sobie znać, a jak miał pracować jako kurier, to z pustym brzuchem mogłoby być ciężko.
Obrazek

Re: Port

15
Monety z charakterystycznym dla siebie dźwiękiem wysypały się na dłoń Kurbaga, który zaczął je powoli przeliczać. Dwadzieścia dziewięć... Nie, trzydzieści - dokładnie tyle ile miał zanim wszedł do tawerny. Nikt go nie okradł... Jak na razie.
Mechanizm zamkowy został poruszony pod wpływem przekręcanego w nim klucza i drzwi otworzyły się ukazując chłopakowi pomieszczenie, w którym wcześniej rozmawiał ze swoim pracodawcą. Było jeszcze puste. Wszyscy ludzie, którzy byli tu ostatnio gdzieś zniknęli. Nawet nieprzyjemny zapach zdawał się zniknąć razem z nimi, ale możliwe, że to tylko stracił na intensywności. W izbie był tylko Kurbag oraz karczmarz układający jakieś rzeczy w pomieszczeniu za barem, które pewnie było spiżarnią czy czymś w tym rodzaju. Oberżysta zobaczył dzisiejszego pierwszego klienta, wytarł dłonie w spodnie i podszedł bliżej, do lady. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną w wieku na oko pięćdziesięciu lat. Małe oczy, duży, źle zrośnięty po złamaniu nos, wąskie, blade usta. Jego dość długa broda pokazywała oznaki siwienia. Nosił ciemną koszulę bez rękawów, która dobrze zarysowywała jego mięśnie. Zwykle właściciele tawern nie są aż tak wysportowani, ale to nie była też zwykła tawerna.
- To ty jesteś tym nowym znajomym Plo, tak? - zaczął szynkarz opierając się szeroko na rękach - Nie wiem na co się zgodziłeś, ale obyś miał w tym jakiś interes. Nie daj się zrobić w konia, osła czy inną krowę. To taka darmowa rada.
Musiało być faktycznie wcześnie, ponieważ nawet tutaj słychać z ulicy było najwyżej odgłosy ptaków i pojedyncze kroki mieszkańców Taj'cah raz na jakiś czas.
- To jak, zamawiasz coś? - spytał mężczyzna.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”